Strona 1 z 6

Chata Wiedzącej

: 14 lip 2019, 1:45
autor: Dziki Gon
Obrazek Jak pryszcz na gładkim liczku albo raczej kwiat na środku pola, stoi samotnie na najdalszym od wioski zakolu rzeki i szczerzy zbutwiałe pół ostrokołu nieduża, pojedyncza chałupa. Zarośnięta chwastem i krzewami malin, schowana nieśmiało za pagórkiem, ale zaopiekowana, świeżo łatana gliną i okryta gęstą strzechą, spomiędzy której snuje się z komina dniem i nocą smuga dziwnie pachnącego dymu. Nie idzie prawie poznać, że to chata guślarki, miejscowej Wiedzącej — chyba że po jej znamiennym oddaleniu od pól i wiejskich zabudowań, jak gdyby pas „ziemi niczyjej” miał być skuteczną ochroną od wszelkiego uroku i czarostwa plączącego się po obejściu czarownicy. Mimo to ścieżka wydeptywana przez gołe stopy i chodaki wzdłuż brzegu Rząsawy pod sam próg chałupy nie stygnie nawet na dzień. Wśród prostego ludu panuje niesłabnące zapotrzebowanie na magiczne utensylia, maści do krowich wymion, heksy, mikstury miłosne i napary na spędzanie płodów, nawet jeśli ich podaż i pozyskiwanie odbywają się w atmosferze wzajemnej pogardy oraz milczącej dezaprobaty lokalnego kultu Kreve. Poza czarostwem i złośliwymi urokami, po zadbanym obejściu plączą się kolejno trzy kury, kogut, leniwy kot i pies drzemiący zwykle pod okapem chałupy — wszystkie czarne, jak wytarzane w smole. Nie ma szopki ni obory, tylko nieduży kurnik oraz wiata, pod którą suszy się cały przegląd lokalnej flory zielnej. Przegląd warzyw dojrzewa z kolei w równych rzędach na poletku. Każdy przyłapany na regularnych wizytach o zaopatrzenie lub poradę u guślarki zapiera się, że nie zna jej nawet z imienia — czy to z racji lęku przed ostracyzmem wyznawców boga Kreve, czy skrytości czarownicy — przyjęło się wołać kobietę po prostu „Wiedzącą ze Srebrnego Brzegu”.

Re: Chata Wiedzącej

: 14 gru 2020, 16:04
autor: Dziki Gon
Po raz trzeci budzi się całkiem przytomna i w pełni zmysłów, wliczając w to ból zgniatający jej czaszkę i ten pod żebrami, gdy odruchowo próbuje ulżyć nowemu, który odzywa się drętwością w zesztywniałych plecach. Głowa ciąży jej przy poruszaniu, orientuje się, że gruby opatrunek przydaje jej wagi. Podobne bandaże, założone z wprawą, wiążą jej również przedramiona i skłuty górniczym utenstylium bok. Leży na wypchanym sienniku, w ciemności, w której pajęczyny słonecznego światła wdzierają się przez szpary w deskach i kryjącą dach strzechę, grając na bliźniaczych niciach uczynionych pod powałą już tradycyjnym pajęczym rzemiosłem. Na nich i zwieszających się pękach suszonych ziół wypełniających całe pomieszczenie ciężkim, mdlącym zapachem. Z oddali, przez drewniane ściany izby dociera do jej wnętrza miarowe ujadanie psa, powodujące, że przyglądający się jej z kąta kłębek ciemności, jeży się i wtapia w czerń, panującą tu miejscami z rozkazu szczelnie zawartych okiennic. Na niewielkim, wystruganym z sosny stoliku koło jej posłania stoi nieduży gliniany dzbanek. Stoi drwiąco, o piędź poza jej zasięgiem, uświadamiając jak potwornie chce się jej właśnie pić.

Re: Chata Wiedzącej

: 14 gru 2020, 16:05
autor: Catriona
Śniła okropny sen. W tym śnie leżała oślepiona na ziemi, a coś przygniatało jej klatkę piersiową. Ktoś ściskał imadłem głowę i wiercił w skroni grubym szpikulcem, przypalał skórę rozpalonym żelazem.
Gdy się obudziła, niewiele się zmieniło.
Pamiętała moment uderzenia o podłogę. Pamiętała koszmarną jazdę na galopującej taczce. Nie pamiętała, jak znalazła się... gdziekolwiek była. Wyłącznie pochylający się nad nią głos wiedźmina, szorstki, groźny. „Wrócę”. Kiedy? Ile tu leżała? Kilka godzin, kilka dni? Po drapiącej suchości w gardle wnioskowała, że za długo. Zaciskając zęby, spróbowała podeprzeć się i przesunąć w stronę stolika, na którym niczym kielich świętości stał dzbanek z wodą. Przynajmniej taką miała nadzieję. Musiała podziękować kpiącemu losowi za to, że siennik leżał na podłodze, nie na łóżku, inaczej zwyczajnie by się z niego zwaliła.
Dotknęła opatrunku na boku. Głowy nie odważyła się dotykać z obawy, że od rozsadzającego czaszkę bólu znów zemdleje. Każdy głębszy oddech brała kosztem nieznośnego łamania w żebrach. Mimo to, kiedy dorwała się wreszcie do dzbanka — wpierw omal nie strącając go ku swojemu przerażeniu na ziemię — zaczęła pić szybko, łapczywie, jakby ktoś zaraz miał wyrwać jej naczynie z rąk. Nawet nie zauważyła w pierwszej chwili wciśniętego w róg izby ciemnego kształtu.
Na zewnątrz rozszczekał się pies. Pies oznaczał, że ktoś zamieszkiwał to miejsce, że nie była sama… Dopiero wtedy zwróciła uwagę na kształt wzdrygający się w ciemnym kącie.
Wyłaź — warknęła zachrypniętym głosem. — Inaczej słowo daję, sama wstanę i cię wywlokę.

Re: Chata Wiedzącej

: 14 gru 2020, 16:06
autor: Dziki Gon
Deski podłogi zaskrzypiały pod nieznacznym impetem jej upadku. Żebra zakłuły odległym bólem, ręka, którą się podpierała zapiekła pod bandażem. Głowa ciążyła jej niedawnym letargiem i wszystkim, co było przed nim. Stolik był niewysoki, udało jej się dostać do dzbanka bez wstawania, z samego siadu i nie rozlewając. Był zapełniony tylko do połowy.
Łyknęła zdrowo czegoś, co smakowało mocno rozwodnionym, wystudzonym i cierpkawym naparem o ziołowym posmaku, w obecnym stanie nieczyniący jej wyschniętemu gardłu żadnego despektu. Dopiero gdy zamieniła półpełny dzbanek na całkiem próżny, skojarzyła ten smak. Przez mgłę krótkich interwałów półprzytomności przypomniała sobie, że była już nim pojona.
W pierwszej chwili nie zauważyła ciemnego kształtu w rogu. Ani tego, że siennik, z którego właśnie się zwlekła, otoczony był kręgiem.
Nie był to pierwszy krąg, w którym leżała. Pamiętała te zdobiące podłogi czarodziejskich pracowni, geometrycznie złożone, opisane nieznanymi runami, tchnące ukrytą w nich mocą, zmuszającą do tańca płomienie wytyczających ich granice świec. Krzyczały ostrzegawczo, groźbą i zapowiedzią bólu, gotowe rozjarzyć się wespół z nim niby rozgrzane żelazo.
Ten, którego granicę nieświadomie przekroczyła, był zwykłym, wyrysowanym kredą kołem, z czterema znakami nakreślonymi na przeciwległych krańcach, niby strony świata na róży wiatru. Nie rozpalał się ani nie krzyczał, zamiauczał tylko cicho i niepewnie, gdy przyjrzała się mu uważniej w promieniach docierającego do izby słońca. Dopiero po chwili zrozumiała, że to nie krąg, ale odpowiadający jej z cienia kształt.
Gdzieś, całkiem blisko, rozległy się kroki, przybierające na sile aż do zwieńczenia przez skrzypienie uchylanych drzwi, w których ukazała się jej smukła kobieta w prostej sukni.
Poszedł stąd, Inkluz. — Nieznajoma zwróciła się do kota, który korzystając z okazji, natychmiast pierzchnął przez otwarte drzwi, uciekając w głąb chaty. Zbliżając się do siedzącej na podłodze białowłosej, wyciągnęła rękę po dzbanek. Alsvid naraz zorientowała się, że nie ma przy sobie broni. Puginał upuściła jeszcze w kantorze, zaś miecz… Gdzie był jej miecz? — Oszczędzaj siły, dziewczyno. I moją pracę. Następnym razem po prostu zawołaj.
Nie potrafiła określić jej wieku. Stojąca przed nią kobieta wyglądała poważnie, ale daleko było jej do starości. Dość wysoka, a przy tym okraszoną nieco drapieżną i niewymuskaną urodą dodatkowo podkreślaną przez gęste, ciemne brwi oraz równie ciemne rozpuszczone w nieładzie włosy, przetykane resztkami wianka lub zaplątanych źdźbeł. Suknia, którą na sobie nosiła była jasnoniebieska, w jej płytkim dekolcie gubiła się niewidoczna ozdoba, zwieszająca się z oplatającego jej szyję rzemyka. Strój ten, bez wątpienia roboczy, miał na sobie świeże plamy z trawy. Spod ciemnych brwi przyglądała się para oczu tego samego koloru co zabrudzenia.

Re: Chata Wiedzącej

: 14 gru 2020, 16:06
autor: Catriona
Alsvid zachłysnęłaby się, gdyby jeszcze miała czym. Jej serce przeskoczyło jedno uderzenie. Patrząc na postać w progu izby, miała wrażenie, że wie dobrze, gdzie się znalazła: na południu, w Górnym Sodden, pod wiecznie przeciekającym dachem ostatniej chaty na skraju zapyziałej wiochy zwanej Wrzosy. Jakieś siedem lat temu.
Ale to nie było możliwe. Chata spłonęła. Włosy stojącej nad nią kobiety były ciemne i wzburzone, jakby potargały je gałęzie drzew, lecz bez śladu opadających na ramiona szerokich pasm siwizny. Zielone oczy miały zupełnie inny odcień, a poza tym… Poza tym, kiedy widziała je po raz ostatni, były jedynymi jasnymi punktami w twarzy gęsto oblepionej czarną smołą pokrywającą ciało Marigje od czubka głowy do stóp. Patrzyła w nie do samego końca.
Gdziekolwiek się znalazła, nie było to Sodden i nie miała pojęcia, czy poczuła w związku z tym ulgę, czy gorycz. Zareagowała jednak opryskliwością.
Świetnie, nie omieszkam. Zaraz pewnie będzie mi się chciało sikać.
Usiadła na skraju siennika i spożytkowała zaoszczędzone siły na kilka wyjątkowo eksplicytnych słów podsumowujących jej bieżącą sytuację. Był taki moment, jedna krótka chwila, kiedy uwierzyła, że w końcu pochwyciła znów trop, że po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna kres jej gonitwy wydawał się być bliski. A teraz? Teraz bez pomocy nie mogła nawet wstać do wychodka.
Jesteś guślarką? Wiedźmą, szeptunką? — zapytała, zadzierając głowę i mrużąc z bólu oczy. — Gdzie jesteśmy, ile tu leżałam? Gdzie mój miecz? I koń?

Re: Chata Wiedzącej

: 14 gru 2020, 16:07
autor: Dziki Gon
Za drzwiami na lewo i przez sień. Wychodek masz za kurnikiem. Uważaj na rabatki.
Marigje, ta niespalona, bez siwizny i o niepodobnych oczach, podsunęła jej krętą lagę, dotychczas podpierającą jedną ze ścian zaciemnionej izby.
Jestem — odparła bez ceregieli i wymijania guślarka, wiedźma, szeptucha, sama również mrużąc oczy z wysoka, oglądając jej opatrunek. — W Srebrnym Brzegu. Już trzeci dzień. W bezpiecznym miejscu.
Przy koniu zawahała się i zmarszczyła czoło, sięgając wstecz pamięcią.
Był tylko jeden koń. Bułany wałach twojego przyjaciela.

Re: Chata Wiedzącej

: 14 gru 2020, 16:07
autor: Catriona
Trzeci dzień. W Srebrnym Brzegu… — powtórzyła pod nosem. — Bloede vatt’ghern, essea va mharbh en… Nie mogę tu zostać. Mój miecz, teraz.
Potraktowała sękatą lagę pogardliwym spojrzeniem i opierając się o ścianę oraz stolik, spróbowała stanąć na drążących jak u postrzelonej sarny nogach. Żołądek wywrócił jej się do góry nogami, a głowa zaciążyła na karku jeszcze bardziej. Musiała się zatrzymać, ściskając kraniec blatu jak tonący burtę statku. Klnęła przez zaciśnięte zęby.
Nie bułany, skary — poprawiła czarownicę. — Aaach, psiakrew… Czyli oba szlag trafił…
Pewnie jeszcze w kamieniołomie, pomyślała od razu. Bloede arse.
Nieważne, nada się nawet żółty w czerwone ciapki. Ten przyjaciel… mówił, dokąd idzie? Kiedy tu był ostatnio? Trzy dni temu?
Alsvid powstrzymywała z trudem przemożną chęć, by po prostu paść z powrotem na siennik. Po prostu zasnąć. Jej tułów wykręcał ból i przez cały czas zmuszona była spoglądać pod nogi, zamiast w oczy wiedźmy. Miała paskudne przeczucie, że jak spróbuje unieść znowu głowę, to się zrzyga. Narysowany kredą na podłodze izby tajemniczy krąg dwoił się i troił, wirując powoli przed oczami dziewczyny.
Musiała wytrzymać. Musiała iść.

Re: Chata Wiedzącej

: 27 gru 2020, 21:58
autor: Dziki Gon
Kobieta, wiedźma nie zrozumiała wszystkich słów z pierwszej wypowiedzi białowłosej. Wnioskując z jej obojętnej reakcji, miała problem z wyrazami „mój miecz” i „teraz”. Przyglądała się jej wysiłkom ciekawie, nienachalnie. Spoglądała jej rozedrgane kolana, z wolna odnajdujące stabilność, palce pilnie szukające podparcia.
Alsvid czuła się dziwnie, jakby nieswojo. Jakiś cudem w sposób niezwiązany z faktem, że całkiem niedawno próbowano ją zabić, kolejno: czekanem, wybuchem metanu, pożarem po ogłuszeniu czymś ciężkim i tępym. Coś więcej niż tylko zleżałe kilkudniowym letargiem mięśnie próbowały odmawiać jej posłuszeństwa. Pamiętała odległą gorączkę. Inną od tej, która przed trzema dniami przypiekła jej skórę twarzy i przedramion.
Wiedźma obserwowała ją w zupełnym milczeniu, nie zbliżając się. Z uważną obojętnością, zupełnie jak do niedawna wygoniony z kąta i cienia Inkluz.
Siedzi przed chatą — odparła powoli, niby z daleka. Za którąś orbitą zataczającego się kręgu pod jej nogi dotarło wiadro. Cudzoziemka nie była w stanie złowić spojrzeniem podstawiającej je ręki. — Powiem mu, że się obudziłaś.
Podłoga zaskrzypiała w kierunku wyjścia, uchylone drzwi wypuściły wiedźmę na zewnątrz, w zamian wpuszczając do środka nieco powietrza — zapowiedzi ciężkiego i ciepłego wiosennego dnia, który przebywając drogę do jej izby z siennikiem, zdążył zabarwić się zapachem ziół. Nie poczuła się zaskoczona. U nich wszystkich zawsze było czuć zapachem ziół.

Re: Chata Wiedzącej

: 28 gru 2020, 20:21
autor: Catriona
Alsvid przełknęła rosnącą w gardle gulę i z trudem oderwała wzrok od spoglądającego na nią z pretensją dna wiadra. Nie zamierzała upadlać się jeszcze bardziej. Nie, zamierzała wyprostować się, zacisnąć zęby i znieść to wszystko, jak księżniczce przystało — bez pochlipywania, bez pociągania nosem i bez rzygania.
Mam nogi, sama wyjdę — burknęła pod nosem. Po czym wyprostowała się, zadarła głowę i natychmiast zgięła się w pół nad pustym wiaderkiem, by iście po książęcu zwymiotować.
Przynajmniej nie męczyła się długo: zwróciła, co miała — a nie miała wiele — i z niesmakiem otarła usta, czując w gardle bolesne palenie. Trzymając się blisko ściany, z determinacją godną lepszej sprawy pokuśtykała za czarownicą. NIe miała wyboru. Gdyby się położyła, bez ochyby nie wstałaby kolejne trzy dni.
Umysł dziewczyny pędził, wyprzedzał ją o pięć, dziesięć kroków, tysiąc myśli jednocześnie napierało na spowijający ją nimb otępienia jak szturmująca mury lawina. Co mogło, co powinno, co trzeba… Trzymał ją nogach chyba tylko ośli upór oraz nieugięte, zażarte przekonanie, że wiedźmin musiał z czymś wrócić. Nie mogli opuścić tamtego przeklętego kamieniołomu z pustymi rękami, podkuliwszy ogony jak psy. Nie miała zamiaru na to pozwolić. Nie miała zamiaru dać temu szczurowi szansy na znalezienie sobie kolejnej dziury. Choćby musiała, żeby go wykurzyć, podpalić cały świat.

Re: Chata Wiedzącej

: 30 gru 2020, 22:42
autor: Dziki Gon
Wiedźma ruszyła przodem, bez komentarza przytrzymując jej drzwi. Z nieocenioną pomocą mijanych po drodze sprzętów oraz ścian, Alsvid wydostała się zewnątrz. Z ciemnego zagraconego tunelu przedsionka wprost w światło gorącego czerwcowego poranka przesyconego zapachem ziół, tym razem świeżych i kwitnących oraz bzyczeniem krążących trzmieli.
Nagły blask oraz eksplozja bodźców zmusiły ją do zatrzymania się na progu i przytrzymania futryny. Ogrodzone, odosobnione obejście guślarki kąpało się w słońcu od strony, która musiała być południem. Poza odgłosami owadów oraz ptasimi trelami dolatującymi z zacienionej ściany nieodległego zagajnika słyszała również miarowy szept ukrytego przed jej wzrokiem strumienia. Kiedy w końcu przyzwyczaiła się do rozkwitającego i ciepłego zewnętrza, wyczuła coś jeszcze. Wonny dym. Zupełnie jakby ktoś kurzył…
Znalazłem swoją fajkę. — Niespodziewany głos z prawej, zaskoczył ją. Zrazu nie zauważyła postaci siedzącej po tuż pod ścianą chałupy na uczynionej z kilku przepołowionych pniaków ławeczki. Skrytej pod rondem szerokiego słomkowego kapelusza upodobniającego ją do stracha na wróble, a chyba gwizdniętego któremuś mijanemu po drodze. — Była w Ofirskiej.
Znajoma postać wypuściła kilka siwawych kłębów spod kryjącego jej twarz ronda. Pukiel włosów, orzechowy jak jego niedoszła zguba, wystawał mu spod nakrycia głowy. Miał na sobie zwykłą białą koszulę, tym razem bez bezrękawnika oraz płócienne spodnie. Gdyby nie zdradzające go z miejsca buty z miękkiej skóry, mógłby nawet ujść za parobka. Buty oraz ręce. Blade, delikatne. Zajęte kartkowaniem regestrów, które jeszcze przed trzema dniami spoczywały na biurku podżpunika Adolfa.
Mieszanka Riny — oznajmił, powoli i z lubością zaciągnąwszy się dymem. — Nie ma sobie równych. Zupełnie jakbym spijał aksamit płucami.

Re: Chata Wiedzącej

: 01 sty 2021, 5:57
autor: Catriona
Zajęło Alsvid chwilę skojarzenie skrytej pod kłębami dymu, puklami orzechowych loków i słomkowym kapeluszem niecodziennie chłopięcej twarzy z niecodziennie głębokim głosem oraz dłońmi gładkimi jak u skryby. A potem z czymkolwiek było tamto spotkanie w Jedwabnym Szlaku. Przypuszczała, że ugryzie ją jeszcze w rzyć, ale nie tutaj, nie teraz… Tutaj i teraz, u progu guślarskiej chaty, „Henryka Emmerlinga” poprzedzał na liście osób, których nie spodziewała się zobaczyć tylko imperator Nilfgaardu. A jednak był tu, siedział, kopcił… Skurwy-…
Jeden szczegół powstrzymał ją przed odwróceniem się na pięcie i trzaśnięciem za sobą drzwiami: dokumenty na jego kolanach. Te rozpoznała natychmiast. Mrużąc oczy przed ostrym, południowym słońcem, dowlokła się do ławki z twarzą wykrzywioną kwaśnym grymasem. Nie tylko bólu.
Co teraz? — warknęła. — Zaczniesz przyłazić pod moje okno? Wykradać mi z prania bieliznę? Czy przysłała cię tu w roli niańki?
Ugryzła się w język, nim wspomniała na głos imię Croizeit. Nie miała cienia pewności, czy to właśnie na jej polecenie Emmerling węszył w Jedwabnym. Wyłącznie kilka oczywistych wykluczeń. Nie, nie wypadało tedy odsłaniać wszystkich kart. Nawet jeśli oczywistym było, że szpicel od dawna zaglądał jej przez ramię — pewnie znacznie dłużej niż się domyślała. A prawdziwą talię trzymała Croizeit, pogrywając sobie nimi — nią, Sheridem, być może Emmerlingiem — jak jej się żywnie podobało.
Dziewczyna przysiadła na ławce i odgoniła chmurę wonnego dymu. Od aksamitu kręciło ją w nosie. — Na pewno masz coś błyskotliwego do powiedzenia. Śmiało, wykrztuś to z siebie. Byle tylko dotyczyło to twojej lektury. Jak widzisz, nie jestem tym razem w nastroju do pogawędek. Ani w kondycji.

Re: Chata Wiedzącej

: 01 sty 2021, 23:28
autor: Dziki Gon
Kto przysłał? — zapytał ze spokojem i zainteresowaniem, odkładając regestry na ławkę obok siebie. Unosząc nieco ronda i przymykając oczy, wystawił na słońce swą nienawykłą do jego blasku twarz.
Alsvid przysiadła się na ławkę, do księgi i Emmerlinga, odganiając chmurę. Szpicel odgonił krążącego mu nad uchem trzmiela, którego nie odgoniła chmura.
Mam — potwierdził z miejsca, lecz nie zdążył dokończyć, uprzedzony przez dziewczynę uwagą o trzymaniu się tematu spoczywającej między nimi księgi. Milczał tedy chwilę, zajmując usta paleniem.
Fortunnie, że twoja kondycja poprawiła się na tyle, że jesteś w stanie ją prowadzić — podjął w końcu, zapatrzony w malującym się przed nimi wiejski pejzaż. Gdzieś niedaleko rozstukał się dzięcioł rozpoczynający swą pracę.
Mimo braku nastroju — dodał, wytrzepując resztkę popiołu z orzechowej główki. — Chociaż tyle mogłem zrobić jako spontaniczna niańka. Resztą zajęła się gospodyni.
Emmerling wskazał cybuchem na ścianę za sobą, chowając fajkę gdzieś za pasek. Słońce przygrzewało przyjemnie. Mężczyzna opuścił kapelusz na oczy, przesunął spoczywającą na ławie buchalterię w jej stronę.
Nie znalazłem tam niczego interesującego. Pewnie dlatego, że kiepsko znam się na prowadzeniu kopalni. Chyba zależało ci na tej książce. Trudno było ci się z nią rozstać. — Mając dłonie zwolnione z rytuału palenia, szpieg położył je na kolanach, opierając się wygodnie o ścianę chałupy. — Ucieczka od Florenta była twoim pomysłem?

Re: Chata Wiedzącej

: 02 sty 2021, 2:14
autor: Catriona
Moja matka-nieboszczka — zareplikowała, nie dając poznać po sobie, że oto, niespodziewanie, jego zainteresowanie wzbudziło jej zainteresowanie. No, no, no, sytuacja się zagęszcza, pomyślała.
Chwyciła i otworzyła na kolanach ocalały z kantorka rejestr. Zawoalowanego błyskotliwą uwagą zaproszenia „Emmerlinga” do pogawędki na temat jego zawartości postanowiła nie zaszczycać odpowiedzią, tak samo następującej po nim całkiem bezpośredniej indagacji. Przynajmniej przez chwilę.
Pieczołowicie przeskakiwała wzrokiem linijkę po linijce. Tym razem wiedziała przynajmniej, czego szukała. Mniej więcej. Nie robiła sobie nadziei, nie tylko z niechęci do zdradzenia dokładnie jak bardzo zależało jej na tej konkretnej książeczce, ale także dlatego, że szanse na wyciągnięcie z niej wartościowych informacji były obiektywnie niewielkie. Zavist nie zostawiłby po sobie tak oczywistych odcisków. Konsorcjum — być może, wątpiła jednak. Pozostawało trio ich wspólnych pośredników, „Jenfelt, Romport i Jenfelt”, którzy równie dobrze mogli figurować tylko w meldunku i na papierze, a nawet wtedy nie liczyła na więcej niż się dowiedziała u Giancardich. Nie, nie potrzebowała śladów, nie potrzebowała dowodów na to, że doprawdy czarownik był tam, w kamieniołomie, może zaledwie kilka dni przed nią. Potrzebowała tropu.
Nie podnosząc wzroku znad lektury, po dłuższej, niezręcznej chwili milczenia w końcu odpowiedziała Emmerlingowi. — Uważaj. Moja kondycja może wkrótce poprawić się tyle, że okoliczności przestaną być dla ciebie fortunne.

Re: Chata Wiedzącej

: 06 sty 2021, 2:58
autor: Dziki Gon
„Emmerling” przytaknął, przyjmując jej zbywającą replikę milczeniem. Milczeli dłuższą chwilę, wśród szumu drzew, szmeru strumyka i buczenia trzmieli, kiedy Alsvid zdecydowała się sprawdzić wyniesioną z kopalni — i z pożaru, księgę.
Lektura sztywnych, zapisanych maczkiem stronic okazała się zadaniem żmudnym, nudnym, a w jej obecnym stanie niemal graniczącym z fizycznym wysiłkiem. Dla niewtajemniczonej w niuanse rachunkowości oraz sekrety samej kopalni Alsvid, wszelkie zapisy i notatki jawiły się bolesnym dla oczu bełkotem przypisów, cyfr oraz znaków. Plątaniną obcych nazwisk, miejsc, obliczeń, często wyrażanych skrótami, opisanymi znanym wyłącznie ich twórcom adnotacjami. Zaś odczytywanie — przedsięwzięciem na miarę odszyfrowywania napisów na menhirach Dauków.
Większość księgi, na ile udawało się jej zmiarkować, odnotowywała powtarzające się transakcje, powielające według pełnego odgórnego schematu i porządku. Opatrywane datą, numerem porządkowym, określoną kwotą, nazwiskiem, adresem, czasem inicjałem i nazwiskiem kontrahenta. Żadne nie wyglądało znajomo, zaś te z ostatnich kilku miesięcy powtarzały się przez dwie ostatnie strony.


T. Burer

Rev.Dom I. Razek

Adres: F.S

Zam. p



W uwagach odnośnie zakupu towarów powtarzającą się była „lapis” lub „lps.” , niekiedy z wyszczególnieniem „qarr”, „ił” lub „kalc”.
Poprzednie transakcje były sporadyczne, wnioskując po datach. Rosły też kwoty odnotowywane w rubryce „koszta”, Proporcjonalnie do malejących przychodów. Kontrahentów brakowało. Nigdzie wśród nich nie znalazła interesującego ją tria. Znalazła je na osobnej stronie, jako adnotację pojawiającą się obok „1500 nk” datowaną na środek maja. A także w znaczącym stronę niewypisanym wekslu z nazwą oraz adresem ich biura.
Zerwała milczenie. Jej towarzysz w ciszy pokiwał się w miejscu w reakcji na wypowiedziane przez nią słowa, zapatrzył na niebo.
Wkrótce — powtórzył bez odrywania wzroku od kłębiących się na niebie chmur. — Długo.
Bez urazy — podjął z wolna, uchylając ronda i schodząc na ziemię. — Ale w obecnej sytuacji, z nas dwojga to ty masz problem z okolicznościami.
Ton jej rozmówcy, choć spokojny i beznamiętny wyraźnie sugerował, że nie na myśli otaczających ich okoliczności przyrody. Skądinąd urokliwych na swój sielski sposób.
Jeżeli nie zamierzasz osiąść tu na stałe, pościg prędzej czy później wpadnie na twój trop.
Pytanie nie zostało zadane. A jednak zawisło pomiędzy nimi jak zainteresowany kapeluszem Emmerlinga ciekawski trzmiel.

Re: Chata Wiedzącej

: 06 sty 2021, 18:48
autor: Catriona
Dziewczyna westchnęła, wyrwała z rejestru ostatnią stronę oraz tę, na której znalazła adnotację i pusty weksel dla znajomego biura maklerskiego, złożyła je i wepchnęła do kieszeni. Nie cierpiała mieć racji.
Kiepskie rozwiązanie — odparła z przekąsem — zważywszy, że sam nie wydawałeś się mieć tu problemu z wpadnięciem na mój trop. Po co, żeby powyciągać trochę pochopnych wniosków i objawić mi kilka oczywistości? Żeby mnie ostrzec? Bo masz dobre serce? — zakpiła.
Co miało wisieć, nie zostało wypowiedziane. Pozwoliła tedy, by wisiało i wsłuchiwała się w urokliwe okoliczności przyrody. Brzęczące, szumiące, szeleszczące listowiem. W porównaniu do Novigradu, łatwo było pomylić je z ciszą. Łatwo było zapomnieć — o różnych rzeczach. Alsvid pamiętała. Ale póki co, nie mogła zdjąć oczu z celu, a cel był tylko jeden, ostatni. Potem, pomyślała, niech będzie, co będzie. O ile będzie cokolwiek.