Strona 2 z 6

Chata Wiedzącej

: 14 lip 2019, 1:45
autor: Dziki Gon
Obrazek Jak pryszcz na gładkim liczku albo raczej kwiat na środku pola, stoi samotnie na najdalszym od wioski zakolu rzeki i szczerzy zbutwiałe pół ostrokołu nieduża, pojedyncza chałupa. Zarośnięta chwastem i krzewami malin, schowana nieśmiało za pagórkiem, ale zaopiekowana, świeżo łatana gliną i okryta gęstą strzechą, spomiędzy której snuje się z komina dniem i nocą smuga dziwnie pachnącego dymu. Nie idzie prawie poznać, że to chata guślarki, miejscowej Wiedzącej — chyba że po jej znamiennym oddaleniu od pól i wiejskich zabudowań, jak gdyby pas „ziemi niczyjej” miał być skuteczną ochroną od wszelkiego uroku i czarostwa plączącego się po obejściu czarownicy. Mimo to ścieżka wydeptywana przez gołe stopy i chodaki wzdłuż brzegu Rząsawy pod sam próg chałupy nie stygnie nawet na dzień. Wśród prostego ludu panuje niesłabnące zapotrzebowanie na magiczne utensylia, maści do krowich wymion, heksy, mikstury miłosne i napary na spędzanie płodów, nawet jeśli ich podaż i pozyskiwanie odbywają się w atmosferze wzajemnej pogardy oraz milczącej dezaprobaty lokalnego kultu Kreve. Poza czarostwem i złośliwymi urokami, po zadbanym obejściu plączą się kolejno trzy kury, kogut, leniwy kot i pies drzemiący zwykle pod okapem chałupy — wszystkie czarne, jak wytarzane w smole. Nie ma szopki ni obory, tylko nieduży kurnik oraz wiata, pod którą suszy się cały przegląd lokalnej flory zielnej. Przegląd warzyw dojrzewa z kolei w równych rzędach na poletku. Każdy przyłapany na regularnych wizytach o zaopatrzenie lub poradę u guślarki zapiera się, że nie zna jej nawet z imienia — czy to z racji lęku przed ostracyzmem wyznawców boga Kreve, czy skrytości czarownicy — przyjęło się wołać kobietę po prostu „Wiedzącą ze Srebrnego Brzegu”.

Re: Chata Wiedzącej

: 08 sty 2021, 0:24
autor: Dziki Gon
Szpicel zdjął kapelusz, odgonił trzmiela, powachlował się rondem. Jego spojrzenie, bystre i zmęczone zarazem pokosiło na siedzącą obok kobietę.
Myślisz, że kto cię tutaj przywiózł? — Na zadane przez nią pytania, odpowiedział tak jak podczas ich pierwszego spotkania — bez ogródek i pozorów. — Bo jestem szpiclem. Bo to moja praca. Bo chcę cię zwerbować.
Emmerling pochylił się w przód, oparł łokcie na udach, dając jej chwilę na przetrawienie swych słów, a być może zwyczajnie ciesząc się czymś, co łatwo było pomylić z ciszą.
Było jeszcze coś. Dopóki byłaś przytomna, nie chciałaś wypuścić tego z rąk. Mam to ze sobą.
Mężczyzna jeszcze raz obejrzał się na nią dyskretnie. Złowiła w jego oczach błysk zainteresowania. Zainteresowania jej zainteresowaniem.

Re: Chata Wiedzącej

: 08 sty 2021, 1:54
autor: Catriona
Alsvid odwróciła głowę, by nie zauważył wyrazu autentycznego, niepohamowanego zaskoczenia na jej twarzy, odrobinę za szybko, stwierdziła głowa. Nie, pamiętała przecież Sherida… prawda? Nie wiedząc, co odpowiedzieć — a nie zdarzało jej się to często — prychnęła kąśliwie. — Czyli zamierzałeś sobie pożartować. Może bym się zaśmiała, gdyby nie bolały mnie od tego żebra.
Przygryzła wargę i zapatrzyła się w dal, na poruszające leniwie zielonymi gałęziami lipy i brzozy. Denerwowało ją jego spojrzenie, niepozorne, ale wnikliwe, rzucone przez ramię ukradkiem, mimo to jakby triumfalnie. Oraz jej własne zainteresowanie przeradzające się w ukłucie ciekawości: kim u diabła był tak naprawdę „Henryk Emmerling”, szpicel, który ewidentnie zadał sobie sporo trudu, by mogli nynie siedzieć tu, w urokliwych okolicznościach przyrody, i gawędzić.
Uznaj ofertę za odrzuconą. Winszuję jednak, potrafisz mówić wprost, a nadal gówno powiedzieć. Teraz, zamierzasz oddać mi ów tajemniczy przedmiot czy planujesz machać mi nim przed nosem, dopóki nie poproszę ładnie?

Re: Chata Wiedzącej

: 11 sty 2021, 21:01
autor: Dziki Gon
Naprawdę wyglądam na kogoś, kto chce i potrafi żartować? — Emmerling zawiesił pytanie w gęstym, czerwcowym, suto omaszczonym owadami powietrzu. Wiatr zerwał się i wyrwał do odpowiedzi w asyście akompaniujących mu lipowych gałęzi, z których kilka podrapało ścianę wiedźmowej chatki. Powietrze rozrzedziło się na tyle, by dało się nim komfortowo oddychać, owady na krótką chwilę przestały bzyczeć i dokuczać.
Abstrahując od kapelusza — dodał po chwili, paradoksalnie dowcipnie komentując rekwizyt pasujący mu jak kwiatek do kożucha. — Nie jest mój.
Jaką ofertę? Nie składałem jeszcze żadnej. — Pytania, nawet te retoryczne zdawały się wchodzić mu w nawyk. Albo weszły już dawno temu. Jako skrzywienie zawodowe. — Widać nie dość wprost.
Emmerling podniósł się z ławki z leniwym westchnięciem. Przeciągnął z lubością jak kot po drzemce, aż strzeliły prostowane kręgi. W pierwszym odruchu sądziła, że zaraz sobie pójdzie. Ale on zrobił to tylko po to, by móc wygodnie sięgnąć do kieszeni. Wyciągając z niej niewielki, fioletowy i jedwabny woreczek obszyty złotą nitką.
To było wystarczająco ładnie. Daj rękę.
Niemitygowany Emmerling wysupłał na jej dłoń coś, co w jeszcze świeżych, przedpołudniowych promieniach letniego słońca zdało jej się ociosaną kostką lodu. Na drugi rzut oka zaś diamentem wielkości dorodnego, przepiórczego jaja. Zaś po krótkiej konstatacji…
Biały szafir. Prawdziwy rarytas, sam też zresztą prawdziwy. Pojęcia nie mam ile to karatów, ale śmiało stwierdzam, że dałoby się za niego kupić tutejszy młyn.
Szpicel, wbrew temu co sugerował, raczył żartować lub wystawiał kiepską opinię swojemu znawstwu. A w każdym razie przesadzał. Tutejszy młyn żadną miarą nie mógł być warty więcej niż połyskujący na jej dłoni tritlenek diglinu-albinos.

Re: Chata Wiedzącej

: 11 sty 2021, 23:12
autor: Catriona
Zamierzałeś złożyć, prędzej czy później.
Wyciągnęła dłoń. A kiedy wylądował na niej ów tajemniczy przedmiot, blady jak poranek, piękny, opalizujący tęczowymi refleksami słońca odbijającego się w krzywiznach misternego szlifu, westchnęła mimowolnie. Ale nie z zachwytu. Opuściła ramię i mocno zacisnęła palce, dopóki nie poczuła, jak ostre krawędzie kamienia zaczynają przebijać się przez bandaż oraz skórę. Żartobliwa introdukcja Emmerlinga okazała się całkiem zbędna. Mimo że nie pamiętała, by kiedykolwiek oglądała biały szafir na żywo, wiedziała, na co patrzy, gdy tylko go ujrzała.
Pamiętała też dobrze, kto wcisnął jej go do ręki.
W pierwszej chwili miała ochotę kazać szpiegowi wynosić się i to głośno, tak głośno, że ostatni raz zrobiłaby coś takiego, mając dziesięć lat. Potem sama się wynieść z powrotem do chaty. Potem wepchnąć mu szafir w gardło tak głęboko, żeby mógł kupić sobie ze dwa młyny, rozchyliwszy przed młynarzem półdupki.
Wybrała długie, niewygodne milczenie i gonitwę myśli. Lekceważąc słabość w nogach oraz ciążenie głowy na karku, zaczęła od podniesienia się z ławki. Pozostało jeszcze jedno:
Mój koń, siwa klacz. Została w kamieniołomie?

Re: Chata Wiedzącej

: 14 sty 2021, 19:09
autor: Dziki Gon
W kamieniołomie? — powtórzył Emmerling natychmiast zapadając w zamyślone milczenie. — Tak, zapewne tak. Twój… Twój towarzysz dosiadał wierzchowca innej maści. Z trudem.
Trudno obejść się bez wierzchowca — skonstatował w głos szpicel, gdy się podnosiła. Niby do niej, choć koło niej. Pokiwał też uniesionym nad czoło rondem. — Chowany od małego? Zajeżdżony i odchowany? Pamiątka po kimś bliskim?
Mężczyzna odwrócił profil do słońca, skosił na nią spojrzenie jedynego otwartego, lekko zmrużonego oka. Zatrzymał je tak. Patrząc na jej wysiłki oraz to, że szykuje się do odejścia. Sam nie podzielał podobnego zamiaru. Nie poruszył się o piędź, spoglądając na nią z ławki pod ścianą wiedźmiej chaty.

Re: Chata Wiedzącej

: 14 sty 2021, 20:52
autor: Catriona
Doprawdy — mruknęła, bezwolnie obracając szafir w zaciśniętej dłoni.
Potraktowała nacechowane niekrytym fałszem i banałem pytania, jak czysto retoryczne, nie zastanawiając się nawet nad odpowiedzią. Bo i nie było co odpowiadać. Jedyną pamiętną okolicznością nabycia Draceny był fakt, że klacz jako jedyna ze stadka podjezdków uparcie próbowała potraktować Kota zębami, co młodej Alsvid z jakiegoś powodu wydawało się szalenie zabawne. Jedyną zaś dotkliwą przykrością wynikającą z jej zagubienia — fakt, że potrzebowała Draceny teraz, zaraz. Nie wspominając o utracie całego doczesnego dobytku upakowanego w sakwach i jukach przy siodle, w tym kilku naprawdę lubianych elementów garderoby. Koń gotów był sobie poradzić, dziewczyna nie w to wątpiła.
Cieszę się, że rozumiesz. Nie odmówisz mi tedy pożyczenia swojego bułanka — rzekła do Emmerlinga tonem zaiste niezachęcającym do odmowy. Ani do dalszej zabawy na cienkiej granicy jej cierpliwości. — Najpierw jednak: mój towarzysz i jego skary wierzchowiec. Dokąd odjechali?

Re: Chata Wiedzącej

: 14 sty 2021, 23:33
autor: Dziki Gon
Emmerling przymknął obydwie powieki, obracając twarz ku słońcu. Nim udzielił odpowiedzi, dał sobie chwilę, by pocieszyć się jego promieniami. Ton, choć zaiste niezachęcający, nie zbił go jednak z pantałyku ani nie sprawił, że zaczęła mu się udzielać narastająca w białowłosej niecierpliwość.
Załóżmy, że ci nie odmówię — rozważył, wciąż nie otwierając oczu. — A przedtem twoje nogi posłuszeństwa, a szwy trwałości. To co zamierzałabyś wówczas zrobić? Co, a przede wszystkim jak? Półżywa, mając na karku węszącą za tobą obławę, na pożyczonej szkapie i tym, co zdołasz ze sobą unieść, więc najpewniej koszuli? Nie pytam przez wścibstwo, wyłącznie z zawodowej ciekawości.
Szpicel otworzył oczy, pochylając się do przodu. Zaraz zmuszony był je zamknąć z powodu potężnego kichnięcia, które wyrwało mu się z nosa i krtani. Otrząsnąwszy się, podjął wątek.
Sam się nad tym zastanawiałem. Dłużej niż jesteś przytomna. I nie wymyśliłem. — smarknął, ocierając knykciem łaskoczący kąt, zaczerwienionego oka. Przypomniawszy sobie pytanie o towarzysza i jego nieobecność, podniósł na nią lekko załzawiony wzrok.
Na północny wschód — oznajmił. — Tyle zdążyłem ustalić, mając za plecami słońce, a przed sobą kurz i oddalający się zad skarego wierzchowca.
Mężczyzna ponownie uniósł twarz ku słońcu, tym razem rysujące się na nieboskłonie przed nim.
Raczej go nie dogonisz.

Re: Chata Wiedzącej

: 15 sty 2021, 7:03
autor: Catriona
Nogi Alsvid, jak na zawołanie o cyrkową sztuczkę, potknęły się wpół kroku, zmuszając ją do przytrzymania się futryny. Oraz do przemyślenia słów szpicla.
Nie żeby wspomniany predykament jakimś cudem umknął jej uwadze między zwijaniem się z bólu a rzyganiem z bólu. Niemniej, zaciskanie zębów i zadzieranie głowy, aż siłą czystego uporu dopnie swego, praktykowała wcale regularnie, zwykle lepiej niż gorzej. Przynajmniej dopóki upychanie oczywistych dylematów gdzieś na tyłach podświadomości stawało się albo niemożliwe, albo absurdalne. Tym razem było to i niemożliwe, i absurdalne, i nie miało najmniejszego znaczenia, jak bardzo jej się to nie podobało. Szwy nie schodziły się szybciej, gdy im grozić.
Kurwa mać! — Walnęła ze złością futrynę. — Bloede arse… Gówno rozumiesz. Nic a nic.
Dobrze znane obawy i wątpliwości, cholerne przerażenie, wkradały się w nią wszystkimi szczelinami, wszystkimi przerwami w płytach pancerza jak trucizna, jak nocny złodziej. Niczego nie bała się tak, jak tego — że faktycznie, nie dogoni go, nie znajdzie. Nigdy. Nie ważne jak długo zaciskać będzie zęby, jak daleko gonić, jak wiele zapłaci. On wymknie się. A obiecała spalić jego świat do imentu.
Mówił, że wróci. W porządku — stwierdziła, opierając się o ścianę chaty i przymykając oczy. Jej głowę zaczął rozsadzać ćmiący, ostry ból pulsujący gdzieś za okiem. — Dam mu dzień. Nie więcej. Zakładając, że ty i twój bułanek planujecie zatrzymać się w okolicy.
Perspektywa dłuższego przebywania w towarzystwie Emmerlinga bynajmniej napawała ją zachwytem. Ale potrzebowała tego alternatywnego planu. Nawet nikłego, niemożliwego i absurdalnego.

Re: Chata Wiedzącej

: 15 sty 2021, 23:15
autor: Dziki Gon
Należało oddać Emmerlingowi, że zignorował wywołaną do tablicy słabość białowłosej w sytuacji, w której niejeden nie odmówiłby sobie satysfakcji czy zjadliwości. Szpicel wytrwał w błogim spokoju, wciąż ciesząc się porannym słońcem. Co samo w sobie mogło zostać uznane za niemal równie irytujące.
Nie rozumiem — zgodził się, zaskakująco gładko. — Co nie znaczy, że nie wiem. Wbrew pozorom, to nie to samo.
Tym razem milczeli obydwoje, pozostawiając łamanie roztaczanej wkoło ciszy-nieciszy okolicznym ptasim trelom i dziesiątkom pomniejszym koncertom.
Nie liczyłbym na to — odparł spokojnie i bez litości dla jej nadziei i planów. — Ale zaczekaj i tak.
— W pobliskim jeziorze — podjął mimowolnie, odwracając twarz w kierunku, z którego dobiegał ich nieodległy szmer strumyka. — Trafiają się ponoć dziesięciofuntowe karasie. Wielkie, że trzeba na nie od razu sagana. Myślę, że zatrzymam się tu na jakiś czas, żeby to sprawdzić. Ja, mój bułanek i oferta, którą zamierzałem złożyć.
Emmerling wyciągnął się z wolna i nieco niechętnie, odrywając plecy od zagrzanej ściany chałupy. Podnosił się stopniowo, by w końcu zwolnić miejsce zajmowanego dotychczas siedziska, aby przejść się kawałek po zarośniętym podwórku.
Bywaj w zdrowiu. I słuchaj się Riny, nie chcę nadużywać jej gościnności bardziej niż to konieczne.
Wetknąwszy ręce w kieszenie płóciennych portek, szpicel oddalił się, przyzywany cieniem pobliskiego zagajnika. Być może znużyło go słońce. A może po prostu zamierzał poszukać tam dostatecznie mocnego patyka na wędkę.

Re: Chata Wiedzącej

: 16 sty 2021, 4:51
autor: Catriona
Alsvid postanowiła oszczędzić energię potrzebną na odpowiedzenie Emmerlingowi, gdzie mógł sobie wetknąć swoje oferty, dobre rady i dziesięciofuntowe karasie. Musiała wszak dokuśtykać jakoś do chaty.
Za drzwiami powitał ją chłód cienia, przyjemny półmrok oraz przycupnięty w kącie Inkluz, łypiący na nią wielkimi, zielono-żółtymi ślepiami. Przyklęknąwszy — wiedziała, że pochylanie się byłoby równie głupim pomysłem, co ładowanie się na konia — posprzątała po sobie zhańbione wiadro, wylewając jego zawartość na podwórzu, za węgłem. Czuła, że będzie go jeszcze potrzebować. Poza tym, jedno musiała przyznać swemu wybawcy: niektóre zachowania w gościach po prostu nie przystawały.
Zatrzasnęła za sobą drzwi i dowlokła się do swojego posłania, gdzie padła z ulgą i osłodą, i to większą, niż miała ochotę przyznać. Czuła się jak gówno. Jakby nie zmrużyła oka od tygodnia, a nie przespała właśnie trzy dni pod rząd. Przekręciła się na bok, pociągnęła za uwierający opatrunek przepasający skroń i czoło. Jej uwagę przykuł w końcu nakreślony kredą dookoła siennika dość prosty, opatrzony tajemniczymi symbolami krąg, na który wcześniej zaledwie rzuciła okiem, widząc co najmniej podwójnie.
Próbowała przypomnieć sobie, czy rozmaite sigile, heksapentalne gwiazdy, krzyże i rozety używane przez Marigje wyglądały, tak jak ten tutaj. Bynajmniej dowiedziałaby się wtedy, co znaczył — nigdy nie poznała znaczenia żadnego z nich. Pewne rzeczy nie są dla ciebie, dziewczyno. Pewne rzeczy lepiej zostawić innym. Groźne i enigmatyczne słowa, zapewne zmyślone na poczekaniu, by nie trzeba było objaśniać, jak działają uroki na leśne skrzaty szczające babom do mleka.
Miała wrażenie, że odpływa powoli we mgłę, gdy w progu izby zjawiła się gospodyni, Rina. Guślarka, wiedźma, szeptucha. Może nawet Wiedząca.
Czemu to służy? — spytała Alsvid, unosząc głowę i oszczędnym ruchem wskazując na krąg. Nie podobał jej się. Trudno było to ukryć. Nie podobało jej się, że nakreślony był dookoła jej posłania, niczym jakieś ostrzeżenie, stygmat wokół trędowatego. Albo jak pułapka. — Jeśli miało spędzać sny i nocne mary, to obawiam się, że robi gównianą robotę…
Zaiste, temu nawet utrata przytomności nie była w stanie całkiem zaradzić. Dzień czy noc, sny przychodziły zawsze, nigdy zaś z miłą wizytą. Czasem jako wspomnienia odgrywane w kółko tak samo, od nowa i od nowa, bez względu na to, jak rozpaczliwy stawiała im opór, jak bardzo próbowała wyrwać i zmienić ich zatopione głęboko w ziemi koleje. Czasem jako coś innego, coś nawet gorszego… Zawsze przychodziły. Dlatego Alsvid uparcie unikała samotnych nocy, unikała ich, gdy tylko mogła. Oczywiście, nie tak sobie to tłumaczyła, w ogóle unikała tłumaczenia sobie czegokolwiek, jakkolwiek. Pomysł, że mogłaby obawiać się czegoś poza porażką był niedorzeczny. Absurdalny. Niemożliwy.
A jednak, czy chciała tego, czy nie, przez chwilę poczuła głupie ukłucie nadziei, że czarownica odpowie twierdząco. I że krąg, który tak jej się nie podobał, tym razem zadziała.

Re: Chata Wiedzącej

: 17 sty 2021, 20:08
autor: Dziki Gon
Sigile i heksy, jak żywe robaki zawiły się pod jej powiekami, wygrzebane z gleby dawno niepielęgnowanej części ogrodu jej pamięci. Czarnej jak spalona ziemia wokół chałupy. Gdzieś w progu izby, łudząca niby zjawa z dawnych czasów, zamajaczyła jej Rina, jej gospodyni, dzierżąca w ręku miotłę z powiązanych cienkich gałązek. Towarzyszące dzierżeniu krzątanie się po chałupie wskazywało, że kobieta ma w planach raczej porządki niż podróż, jak życzył sobie pewien leciwy i przejedzony w wiedźmim środowisku dowcip.
Zagadnięta, przekroczyła prób izby przez uchylone drzwi, oparłszy się o framugę i spojrzawszy we wskazanym kierunku. Bystro, zimno i przenikliwie, zupełnie jak Marigje. Zupełnie inaczej niż Marigje szczędząc jej enigmatycznych słów na korzyść prostych wyjaśnień.
Służy spędzaniu pluskiew — odpowiedziała bez konspiracji. — Jeśli robi gównianą robotę, zauważysz swędzące ugryzienia. Miewasz swędzące ugryzienia?
Kobieta oparła miotłę o ścianę, z ociąganiem wstąpiła w izbę, wykonując kilka trzeszczących deskami podłogi kroków ku chorej spoczywającej na sienniku spoczywającym na podłodze.
Zwyczajowo wystarczy postawić nogi łóżka w misie z olejkiem goździkowym — mówiła na głos, obchodząc krąg dookoła i przyglądając się obojętnie wijącym się wokół niego znakom. — Ale rama poszła w drzazgi i nie zdążyłam jeszcze zreperować. Nie spodziewałam się… Gości.
Nazwana Riną wiedząca, zbliżyła się od lewej strony jej łóżka, zgarniając leżącą nieopodal drewnianą podstawkę, zapewne z kompletu od wystudzonego naparu, który powitał ją po przebudzeniu.
Nocne mary — powtórzyła z pozoru niezmiennym głosem, zwrócona plecami do białowłosej, obracając w dłoniach tackę. — Wymagają bardziej złożonych remediów. Zwykle zakładających dotarcie do ich przyczyny.
Alsvid nie potrafiła stwierdzić, czy przez jej gospodynię przemawiało przeczucie, czy doświadczenie. Ta odwróciwszy się, przyklęknęła przy jej sienniku, obdzielając ją wonią potu zmieszaną z ziołami, tymi samymi, które czuć było w całej chałupie, lecz intensywniejszymi.
Twoja rana — powiedziała, macając wzrokiem w poszukiwaniu krwawych śladów miejsce na jej ciele, gdzie pod warstwą koszuli znajdował się opatrunek na ranę, również zacerowaną. — Nie otworzyła się?

Re: Chata Wiedzącej

: 18 sty 2021, 2:05
autor: Catriona
Wzruszyła ramionami i mimowolnie rzuciła okiem na skórę nad opatrunkiem na rękach, walcząc z odruchem, by się podrapać. Żadnych ukąszeń. Pierwszorzędna guślarska robota. Dziewczyna westchnęła, przyjmując odpowiedź Riny troszkę z rozczarowaniem… troszkę z ulgą. Bądź co bądź, miała nawet więcej powodów, by żywić urazę do tajemniczych czarodziejskich materii, precjozów i rytuałów, niż odczuwać do nich sentyment.
Zaręczam, również nie spodziewałam się wpaść z wizytą — odparła i ostrożnie wyprostowała się, siadając na posłaniu z podkulonymi nogami. Teraz czuła się i jak gówno, i nieswojo. Jakby to wszystko kiedyś już było. Bo było. Dawno, dawno temu, za siedmioma lasami. — Ja… Dzięki. Mam pieniądze, zapłacę.
Rozglądając się mimochodem po wnętrzu izby, podsumowała kolejną uwagę gorzkim uśmiechem. — Czyli istnieje remedium? Kto by pomyślał. Nie przyszło mi do głowy go poszukać.
Naturalne mikstury, mniej naturalne opary i prochy, i alkohol. Niektóre owszem, potrafiły całkiem nieźle zaradzić na brak snu. Ale nic więcej. Nie budzić się w ciemności samej, to największa otucha, na jaką mogła liczyć, a nie mogła zawsze. Trudno, nawykła, zaciskała zęby, zadzierała głowę. Czekała, aż okaże się, kto wytrzyma dłużej, choć coraz częściej odnosiła wrażenie, że czas był tylko kolejną formą długu, którego nie mogła przecież zaciągać w nieskończoność. A kiedy przyjdzie dzień zapłaty? Co wtedy?
Wtedy wreszcie oszalejesz, odpowiedziała sobie sama, kpiną zasłaniając się przed prawdą. Doszczętnie ci odbije.
Wyrwana z zadumy ostatnim pytaniem kobiety i zbita z pantałyku, podwinęła koszulę na wysokość klatki piersiowej, pokazując odrobinę przybrudzony na brzegach materiał, który trzymał opatrunek w kupie i na zaszytej dziurze. Nie przypominała sobie, by słyszała prujące się nici. Prujący się bok z pewnością poczułaby. Miała chęć już wcześniej pościągać wszystkie te cholerne bandaże, które uciskały ją przy każdym poruszeniu, a do tego skóra pod nimi nieznośnie swędziała, ale powstrzymało ją wcale nie takie bzdurne przekonanie, że natychmiast oberwałaby boleśnie po łapach drewnianą łyżką.
Ból głowy zelżał, przynajmniej trochę. Alsvid ziewnęła i przekręciła się. — Przymknę oczy. Tylko na chwilę. Gdyby on wrócił, wiedźmin… Obudź mnie. Proszę. Gdyby wrócił ten drugi, to może spierdalać.
Nadal ściskając maleńki, drogocenny kamień w przyciśniętej do piersi dłoni, gotowa była osunąć się z jednego złego snu w kolejny.

Re: Chata Wiedzącej

: 19 sty 2021, 20:39
autor: Dziki Gon
Ja też mam. Nie trzeba mi twoich — odparła na deklarację stanu majątkowego oraz ofertę dziewczyny. Nachyliła się obejrzeć odsłonięty opatrunek, upstrzony kilkoma zaschniętymi plamami świeżej krwi. Mimowolnie pokręciwszy głową na ten widok. — Źle się goi. Czym ci to zrobili? Trójgraniastym sztyletem?
Kobieta nie oczekiwała odpowiedzi. Sama również nie udzieliła jej żadnej na jej słowa, wychodząc z pokoju i zamykając za sobą drzwi. Wróciła chwilę później, zaraz po tym, jak Alsvid przymknęła na chwilę oczy i obróciła się na drugi bok. Tym razem na zabranej tacce niosła napełniony dzbanek, połówkę podpłomyka oraz miskę świeżego twarogu. Za oknem słyszała śpiew ptaków, członki oraz powieki morzyła jej dziwna ciężkość. Dłoń zamykająca szafir w garści była spocona i dawała o sobie znać uściskiem.
Wypij to — poleciła jej, przyklękając z tacką nad jej naraz rozgrzanym posłaniu. — Do końca. Po śniadaniu zmienię ci opatrunek, pomożesz mi.
Zostawiając jej posiłek, kobieta podniosła się, optrzepując kolana mechanicznym ruchem.
Sny? — Wyrzekła, spoglądając w jej kierunku. Jej słowa prawie nie były pytaniem. Jak gdyby przeczuwała, co jej powie, spodziewając się konkretnej repliki albo znaku kryjącego się w reakcji.

Re: Chata Wiedzącej

: 20 sty 2021, 22:45
autor: Catriona
Wzdrygając się gwałtownie, przebudziła się. Przebudziła się z poczuciem grozy tkwiącym głęboko w piersi, kłującym gdzieś w okolicy serca jak zadzior. Oczywiście, że znajomo. Alsvid dawno temu zwątpiła, żeby uczucie to kiedykolwiek miało ustać. Tym razem nie pamiętała wiele, właściwie nic. Koszmar zdawał się ulecieć w niebyt w chwili, w której otworzyła oczy, zostawiając po sobie tylko suchość w ustach, ucisk w klatce piersiowej, pot na dłoniach i ból w napiętych mięśniach. Ale nie mogła pozbyć się wrażenia, że tak naprawdę nadal nad nią wisiał, niczym krążący po niebie jastrząb.
Stęknęła i obróciła się na plecy, wbijając oczy w sklepienie izby.
Wata cukrowa, jednorożce i kocięta w kokardach — odparła wiedźmie zachrypniętym, sennym głosem.
Podźwignąwszy się z trudem do pozycji siedzącej, przycupnęła na brzegu posłania. Otępiałym wzrokiem popatrzyła na swoją dłoń oraz spoczywający w niej szafir, po czym wsunęła drogocenny kamień pod poduszkę. Coś było nie tak. Czuła obezwładniającą ją powolność, ociężałość, niemrawość. Jak gdyby jej głowa, nogi i ramiona odlane były z ołowiu. Nie pamiętała nic podobnego, gdy kładła się odpocząć, przecież ledwie chwilę temu, kilka minut… Nie, wcześniej. Wczoraj? Psiakrew, czy przespała cały dzień?
Rzuciła Rinie spode łba pełne pretensji spojrzenie.
Taca ze śniadaniem skutecznie odwróciła jednak uwagę dziewczyny. Alsvid dotkliwie zdała sobie sprawę z tego, że ostatni raz miała w ustach coś do jedzenia… Właściwie to straciła rachubę, kiedy. Starając się zachować resztki powściągliwości, zabrała się za placek z twarogiem i pochłonęła go do ostatniego okruszka. Przysięgłaby, że novigradzki hierarcha nie jadał tak dobrze. Gdzieś miała aktualnie, czy czekało ją przez to kolejne rendez vous z wiadrem.
Czuję się… dziwnie — mruknęła do stojącej nad nią kobiety, odstawiając miskę i pocierając mostek nosa między oczami. Łypnęła podejrzliwie na nietknięty jeszcze dzbanek. Tym razem nie była aż tak zdesperowana, by ugasić pragnienie. — Najpierw powiedz, co to — zażądała. — I czemu czuję się, jakbym się skotłowała.

Re: Chata Wiedzącej

: 22 sty 2021, 22:09
autor: Dziki Gon
Dziwne myśli kłębią ci się w głowie — stwierdziła wiedźma, jak gdyby była w stanie wyczuć jej pełne pretensji spojrzenie. — Jeszcze dziwniejsze sny.
Przyjęła od wiedźmy podane jej jadło. Jadło przyjęło się również, nieskażone wczorajszą niestrawnością, po tym, jak przypomniała sobie, że miała apetyt.
Dobrze. W twoim stanie „dziwnie” można uznać za poprawę. Odwar ze skrzypu, tasznika, nagietka i kilku innych ziół — objaśniła jej zawartość dzbanka, przyglądając jej się bacznie. Ruchem szybkim i bezceremonialnym przyłożyła jej dłoń do czoła, przesunęła nią po pulsie. Uwagi białowłosej nie umknęło, że jej gospodyni skrzywiła się przy tym nieznacznie. Choć równie dobrze grymas mogło wywołać słoneczne światło, które padło jej na twarz, kiedy pochyliła się nad jej posłaniem. — Lekka gorączka, ale to dobrze. Nadal masz zawroty? Nudności? Nie powinnaś w swoim obecnym stanie. Ani przy braku… odmiennego dla niewiasty stanu, który zdążyłam już wykluczyć.
Wiedźma szybko odebrała jej opróżnioną podstawkę po jadle, pokręciła po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co okazało się być kawałkiem czystego płótna podartego na pasy, dobytego z koszyka w rogu oraz niewielkiej, okrągłej kasetki z drewna, wydzielającej nikły, niesprecyzowany zapach ziół.
Twoje przedramiona — poleciła krótko, dając jej znać, by odkryła rzeczone i położyła je na kołdrze.