Most
: 14 lip 2019, 17:21
Słynny most przy Czerwonej Bindudze w sześćdziesiątym siódmym roku nie widział między trzepoczącymi chorągwiami hufców nilfgaardzkich i lyrijskich tyle rozlewu krwi, tyle ognia, stali i przemocy, ile ta jedna zapuszczona porostem, kamienna konstrukcja zawieszona nad Rząsawą widuje nie rzadziej, jak przynajmniej raz w tygodniu. Może i są to bitwy na gołe pięści, kamienie, lagi i ośle szczęki, może dywizjony napierających na siebie sił to zwykle żebrak ryczący na wpół zrozumiale „za Lewymi!”, a naprzeciw niemu grupa „Prawaków”, gołowąsów z mlekiem pod nosem, albo dwie grupki chłopów z przeciwnych stron sioła mijające się niefortunnie w drodze z i do „Praksedy”. Nic to. Dla mieszkańców Srebrnego Brzegu ten jedyny w promieniu wielu mil most na rzece jest punktem równie strategicznie istotnym i newralgicznym, co dla Cesarstwa oraz Królestw Północy przeprawa przez Jarugę. Dla z rzadka błądzących tu podróżnych te batalie to prawie atrakcja turystyczna, niejeden myślał, że zamierzona inscenizacja. A sam most? Nie skarży się nikomu. Wisi i murszeje z roku na roku coraz paskudniej, bo wśród tubylców kolejne zarzewie mostowego konfliktu to kwestia, komu wypada dokonywać jego reparacji. Z oskarżeń, pozwów i pretensji wynika, że każdemu, czyli nikomu. Tylko starsi pamiętają zaś, że nie trzeba było łońskiego roku całą wsią robić ściepy na wiedźmina, bo pod mostem zalągł się troll — tamten nie dość, że dbał, naprawiał, zbójeckiego myta nie pobierał, to porządku wśród gówniarzerni pilnował… A tak po trollu zostało jeno puste gniazdo obsrane przez piżmaki, przybrzeżne chwasty i kupa zdatnego do budowlanki kamienia, z której dziś wynosi się co ładniejsze sztuki, żeby przyozdabiać klomby. „I tak się powoli żyje na tej wsi…”.