Strona 1 z 1

Obóz bobrowników

: 14 lip 2019, 17:46
autor: Dziki Gon
Obrazek Gdzie się kończy jedna z odnóg rzeki, wpada w muliste mokradła, w pola torfu, w sięgające pasa widłaki na podtopionych łąkach, tam się zaczynają czarowne, bagienne lasy olch, a pośród nich leży pierwszy na dzikich brzegach Rząsawy — lub ostatni, w zależności od tego, skąd i dokąd gna droga — przyczółek cywilizacji: obóz bobrowników. Myśliwych, traperów, nierzadko pospolitych kłusowników. Głównie sezonowców, mięsiarzy ze Srebrnego Brzegu oraz okolicznych siół, w mniejszej liczbie stałych mieszkańców bagien, czyli pustelników i odludków, którym milsze krzyki orlików oraz porykiwania łosi nad człowieczy gwar.
Koczowisko rozbite jest, rzecz oczywista, nieopodal ulubionych przez bobry miejsc na żeremie, do których droga z obozu prowadzi w dół spłaszczonego, łagodnego pagórka. Dzięki takiemu położeniu, gęstwina wiekowych pni i koron drzew zapewnia łowcom osłonę przed słotą i dobry widok na okolicę, a w sezonie — w bród zwierzyny. Powalony na odnodze Rząsawy wiatrołom oraz bobrowe tamy sprawiają, że woda nie sięga pagórka nawet po najdłuższych, najcięższych ulewach.
Gdy przychodzi pora na bobry, kaczki lub inszą zwierzynę, przez obóz nie sposób przejść, nie klucząc między prowizorycznymi szałasami, majakami powyciąganymi na ląd, przywiązanymi do palików psami, żerdziami i zawiesiami do studzenia tuszy oraz paleniskami otoczonymi przez wianuszki porozbijanych gąsiorków. Dopiero po Lammas, gdy mróz zaczyna szczypać ziemię, zmęczone łono kniei znów pusteszeje. Pojedyncze chaty osiedleńców i ich pojedynczy mieszkańcy szykują się na samotne zimowanie w ostępach, w ciszy i spokoju, aż do następnego lata.