Baszta Złodziejska

Obrazek

Portowe miasto o potężnych murach, bardzo bogate i zawdzięczające owo bogactwo handlowi oraz czarodziejkom — u jego wybrzeży, na wyspie Thanedd mieści się ich siedziba i akademia zwana Aretuzą. Jej utrzymanie zapewnia pracę bez mała połowie mieszkańców.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 14 sty 2021, 13:55

Obrazek W samym środku placu rybnego targu, w otoczeniu kilku rosnących u jej podnóża platanów, wznosi się charakterystyczna, górująca nad okolicznymi domami konstrukcja ze stożkowym, ceramicznym dachem. Jej budulec, jasny i miejscami niejednolity kamień, został pozyskany z morskiego dna i sprawdził się lepiej niż nieźle do wzniesienia stabilnej konstrukcji. W dawniejszych czasach baszta spełniała zawarte w jej nazwie przeznaczenie jako miejsce aresztu mniej znacznych kryminalistów i awanturników. Obecnie tylko częściowo spełnia dawne powołanie, mieszcząc w sobie kwatery miejskich pachołków oddelegowanych do utrzymywania porządku na targu, zaś wyższe kondygnacje służą za zaplecze dla tutejszych mierników i urzędników kontrolujących napływ towarów do miasta. Z kolei rozległe piwnice wieży wprost idealnie nadają się na składowisko towarów — ich chłodne i cieniste zakamarki są w stanie przedłużyć życie niejednego połowu, skazanego na szybką utratę przydatności do spożycia, kiedy późną wiosną i latem duszny i nasłoneczniony plac wokół wieży nabiera właściwości patelni. Co bardziej przebiegli kramarze próbują wówczas uszczknąć przynajmniej cienia baszty i platanów, zwykle tylko po to, by niemal od razu zostać wygonionymi przez pachołków. Bez stosownych koneksji (lub łapówki dla urzędników) nie lza zagrzać tu chłodnej i wygodnej miejscówki.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 23 sty 2022, 18:12

Drobnym wrażeniem? — Dziewczyna po drugiej stronie straganu powtórzyła niepewnie niezgrabny komplement, przyjmując go jednak z uprzejmym uśmiechem. — Zazwyczaj sama, ale chętnie też odkupuję, zwłaszcza niepospolite składniki.
Wzrok młodej sprzedawczyni skupił się na klientce. Towarzyszący spojrzeniu błysk zainteresowania zdradzał, że odwzajemnia bycie pod wrażeniem.
Zna się… — Ani „pani” ani „panienka” nie potrafiło przejść przez gardło równolatki szukającej pomysłu na to jak właściwie winna była się zwrócić do Isabelli. Ostatecznie zwyciężyła życzliwa bezpretensjonalność. — Znasz się na ziołach?
Kolejne wybory panny Chatillard potwierdziły, że i owszem, znała. Dziewczyna zabrała się za kompletowanie wymienionych przez nią bukietów, robiąc z nich trójdzielną wiązankę. Owoce wroniego oka, przezornie i zachowawczo zapakowała w mały płócienny woreczek zasuwany sznurkiem. Podała jej również opakowane liśćmi tataraku mydło.
Dwa noble — oznajmiła jej cenę. I niespodziewanie i nieco przewrotnie podsunęła jej powód do biegania po krzakach i lasach w poszukiwaniu ziół i kwiatów. — A gdyby zdarzyło ci się wejść w posiadanie rzadkich ingrediencji albo dobrych przepisów, przyjdź z nimi do mnie. Chętnie wymienię się za własne albo odkupię w dobrej stawce, zwłaszcza piment, szytnaciec i arenarię. Jestem tu codziennie od południa do wieczora, z wyjątkiem środy.
Uśmiechnąwszy się do niej raz jeszcze, odebrała zapłatę i pożegnała klientkę.
Powracając do mistrzyni Karo, Isabella zastała ją oczekującą i chyba lekko zniecierpliwioną, choć z zakupami uwinęła się przecież w przepisowym tempie.
Jesteś — stwierdziła czarodziejka, niemal z miejsca kierując swoje kroki w kierunku mniejszej uliczki wychodzącej bezpośrednio z targu, na którym się znajdowały. Zakupy dwimveandry zainteresowały ją niemal z miejsca. Dając potwierdzenie swojej specjalizacji, większość nabytych przez nią ziół rozpoznała samym powonieniem, pomimo otaczającego ich cuchu zbiegowiska ludzkiego i rybiego. — Oho. Wykupiłaś połowę apteki? Szałwia? Rumianek? Mięta? Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że większość tych chwastów rośnie w każdym przydrożnym rowie. Oraz że nie przepłaciłaś za nie nadto, bo rozliczymy się dopiero w Mariborze.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 01 lut 2022, 12:01

Isabella dokończyła robić zakupy potwierdzając, że i owszem, na ziołach się znała. Można było powiedzieć nawet więcej, że umiała i znała się co nieco i na alchemii, trudnej sztuce tworzenia mikstur. Ale nie miała czasu na pogawędki i tak też niemal puściła mimo ucha fakt, że przeszły na ty. Nie skomentowała tego, choć widać było, że się jej to nie spodobało. W każdym razie zapamiętała, że mogłaby tu w przyszłości sprzedać zioła, choć miała nadzieję, że jej kariera tak się tragicznie potoczy, że będzie zmuszona zbierać chwasty po bezdrożach i odsprzedawać je za bezcen jakimś kramarzom. Tak więc zapłaciła, spakowała w juki końskie swoje zakupy i szybko wróciła do swej pracodawczyni.
- Oczywiście mistrzyni, że wiem że rosną one niemal wszędzie. Jak to określiła pani, w każdym przydrożnym rowie. Spodziewam się jednak, że w drodze do Mariboru wiele czasu by chodzić po takowych rowach nie będzie, a i sama ochoty na takowe skakanie po dziurach szczególnie nie mam. - Ewidentnie mistrzyni Karo miała zły humor z powodu, że tylko ona zgłosiła się jako "przewodnik" i "eskorta" w drodze do Mariboru. No, ale czym ona była winna? Jeśli nie skąpiłaby pieniędzy, w końcu podejrzewała, że mistrzyni magii uzdrawiającej, czarodziejka wszak, powinna mieć odpowiednie finanse, prawda?
- W każdym razie jestem gotowa. Mogę ruszać w każdej chwili. - Dodała.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 03 lut 2022, 0:14

Kobiety ruszyły. Wąską uliczką biegnącą pomiędzy portowym murem a frontami okolicznych domostw, owrzeszczane po drodze przez mewy dotarły na róg ze strażnicą i skręcając w lewo, boczną ulicą miasta przecinającą jarmark, wyjechały z Gors Velen. Minąwszy kilka gospodarstw zamurza i tamtejszą kuźnię, przekroczyły w końcu miejską fosę wyjechały w końcu na otwartą przestrzeń. Zewsząd otaczały je podmiejskie pola i sady, tu i ówdzie zmącone pojedynczą chatą lub zagrodą.
Humor mistrzyni poprawił się wyraźnie, odkąd przyszło im wydostać się z przytłaczającego zaduchu miejskich murów i stłamszonej pomiędzy nimi ciżby. W siodle trzymała się raźnie i swobodnie, nucąc pod nosem, rozkoszowała się niespieszną jazdą z uwagi na piękną pogodę i jaśniejące na czystym niebie słońce.
Czasu w drodze i na popasie zawsze stanie, dziewczyno, zwłaszcza jeśli ja o tym zadecyduję. A zadecyduję, że nie jesteśmy gońcami wiozącymi wici, tylko czarodziejkami w podróży. Możemy pozwolić sobie na zwłokę, kiedy wymagać będzie tego komfort podróży. Mój komfort.
Jechały. Słońce, które jeszcze na targu męczyło duchotą, teraz przyjemnie ogrzewało, syciło otaczający ich świat barwami zielonego lata. Mistrzyni Karo niedbałym ruchem ręki odgoniła od twarzy krążącą przy niej natrętną pszczołę.
W każdym razie — podjęła przerwany wątek. — Jeśli aspirujesz do miana biegłej alchemiczki, powinnaś przyzwyczajać się do tego, że nie raz i nie dwa przyjdzie ci pobrudzić sobie rączki. Zwłaszcza w trasie, gdzie nie zawsze będziesz miała na podorędziu dobrze wyposażone laboratorium i zawczasu spreparowane składniki. Łatwo jest je dobrać, kiedy ma się je zawczasu kupione lub przygotowane, ale potrafiłabyś rozpoznać dziko rosnące zioła? Albo wiedzieć, gdzie ich szukać? Samodzielność nie jest dla czarodziejki żadną ujmą. Tak samo, jak poszerzanie praktycznej wiedzy, zapamiętaj to sobie.
Jechały. Mijane przez nie właśnie pole bieliło się właśnie od mew, które zleciały aż z pobliskiego miasta, żeby poszukać na nim czegoś, co będą mogły uznać za smakołyk. Starsza czarodziejka zmrużyła oczy, osłoniła je dłonią, spoglądając na horyzont, na którym rysował się przed nimi piaszczysty gościniec.
Wybrałaś drogę Dwimveandry, więc chyba jesteś tego świadoma. Albo szybko sobie uświadomisz. Bo to chyba nie umiłowanie stałości i pragnienie wygody wypchnęło cię na wędrówkę? Przyznaj, zbrzydło ci miasto i Aretuza? Może któraś z preceptorek? Zdecydowałaś, że przyda ci się od nich odpocząć? — Mistrzyni zachichotała jak podlotek, nadając rozmowie bardziej poufały ton. Tak, jej humor wyraźnie zyskał na opuszczeniu grodu. A może to własne wspomnienie młodych lat obudziło w niej tę niespodziewaną wesołość. Krótko po tym jak Isabella zdążyła odpowiedzieć lub zmilczeć odpowiedź, Ofelia Karo raz jeszcze zmrużyła oczy na horyzont, a dwimveandra dostrzegła to również — grupa jednolicie ubranych konnych w płaszczach, kłusowała z naprzeciwka w ich kierunku.
Drużyna na służbie bajlifa. — Starsza z czarodziejek bezbłędnie, choć z niejakim trudem rozpoznała znaki na płaszczach zbliżającej się grupy. — Tutaj? Z dala od głównego traktu. Ciekawość, co ich tutaj przywiało. Nie popędzaj konia i nie odzywaj się, jeśli nas zagadną. Rozmawiać będę ja. Pojęłaś?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 04 lut 2022, 15:02

Wyjechawszy z miasta humor obu kobiet uległ poprawie. Isabelli głównie dlatego, że mistrzyni Karo była w tym momencie o wiele przyjaźniejszą osobą, jak gdyby miejski zaduch i zgiełk działał na nią drażniąco niczym pokrzywa chłostająca gołe nogi. Może i w tym faktycznie coś było bowiem i ona sama nie czuła się w Gors Velen szczególnie komfortowo, ale miała ku temu swoje własne powody i nie wiedziała czy były one takie same jak jej pracodawczyni. W każdym razie wyglądało na to, że ich podróż może okazać się o wiele przyjemniejsza niż początkowo sądziła. Ba! Ofelia zaczęła nawet nucić pod nosem jakąś piosenkę, co całkowicie zdziwiło Isabellę, która zaczęła co jakiś czas zerkać kątem oka na mistrzynię, nie wierząc w to co słyszała.
- Prawdę mówiąc, to ma mistrzyni trochę racji, że Aretuza mi obrzydła. Samo miasto mniej bowiem rzadko kiedy jako adeptka miałam możliwość by się tam wybierać. Ale mimo wszystko doszłam do wniosku, że nauka magii za bezpiecznymi murami to jedna rzecz, a wykorzystywanie wiedzy w praktyce już jest zupełnie inną. Czy wiem jak znaleźć dziko rosnące zioła by uwarzyć z nich miksturę? Prawdę mówiąc wiem na co powinnam zwracać uwagę w teorii, ale nigdy nie miałam okazji by faktycznie wyjść do lasu czy do przysłowiowego rowu, w którym rosną nawet najpospolitsze chwasty. To coś zupełnie innego. Czymś zupełnie innym jest też rzucić zaklęcie w ramach ćwiczeń a czym innym gdy ktoś lub coś nam zagraża. Inaczej też musi wyglądać rzucenie zaklęcia zasklepiającego rany na małym skaleczeniu a już czym innym na umierającego człowieka... No i poza tym, spędziłam w Aretuzie całe lata. Chciałam zobaczyć świat. Jak wygląda poza jego murami. Chwilowo nie jestem pod wrażeniem... - Isabella o innych powodach opuszczenia Akademii nie wspominała, choć je miała. Nie kłamała jednak, ot zwyczajnie nie powiedziała całej prawdy odnośnie swoich motywów i nie uważała, że Ofelia wszystko powinna wiedzieć.
Chwilowo jednak dalsza rozmowa musiała ustać. Czarodziejka bowiem dostrzegła przed nimi zmierzającą w ich stronę grupę. Podobno bajlifa. Isabella również zmrużyła oczy obserwując ich, ale przychodziło jej to z trudem. Wzrok nawykły do czytania chwilowo z pewnymi trudnościami rozpoznawał jeszcze odległe kształty. Czemu jednak miała się nie odzywać, gdyby ich zaczepiono? Adeptka popatrzyła się nieco zdziwiona na Ofelię, ale skinęła krótko głową i potwierdziła, że będzie milczeć jak zaklęta.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 07 lut 2022, 0:49

Mistrzyni Karo popatrzyła na dziewczynę przeciągle po usłyszeniu jej wyczerpującej odpowiedzi i komentarza. Przeciągle i dziwnie zarazem.
Zbliżają się. Nie przynieś mi wstydu — ponowiła swoją prośbę o milczenie, mówiąc o nadjeżdżających z naprzeciwka konnych.
Jeźdźców było trzech. Dwóch mężczyzn pod komendą starszego szarżą i wiekiem szpakowatego, gładko ogolonego jegomościa. Wszyscy dosiadający rączych koni z lekkim rzędem, pomimo panującej ciepłoty ubrani w płaszcze, pod którymi mieniły się wamsy w barwach i znakach świeżo opuszczonego przez kobiety Gors Velen.
Mistrzyni Karo szybkim ruchem poprawiła upiętą koafiurę i uniosła się w siodle, choć słowo „wyniosła” byłoby tu jeszcze bardziej adekwatne. Wstrzymując konia, wyjechała na spotkanie patrolowi, pozdrawiając go wielkopańskim, choć nieznacznym uniesieniem głowy. Przewodnik oddziału zatrzymał się również, zatańczył wierzchowcem w miejscu, odpowiadając na pozdrowienie swoim własnym — pełnym szacunku skinieniem i uderzeniem się w pierś. Wams zachrzęścił pod jego uderzeniem, pozwalając domyślić się, że materiał skrywał kolczugę. Towarzyszący starszemu jeźdźcowi podwładni zatrzymali się dalej, skromnie skinąwszy głowami.
Pozdrowienia… pani. — Szpakowaty jako pierwszy z towarzystwa odnalazł język w gębie, uznając przedłużające się milczenie czarodziejki za przyzwolenie do zawiązania konwersacji.
Witajcie, kapitanie — wbrew pierwotnemu wrażeniu mężczyzny, Ofelia Karo weszła mu w słowo, przejmując inicjatywę w rozmowie i obdarzając uśmiechem. — Cóż za szczególne okoliczności fatygują waszmościów z dala od głównych traktów i zwyczajowych obowiązków?
Szczególna prośba. — Zatytułowany kapitanem szpakowaty, odwzajemnił uśmiech, pokazując po sobie mniej nieśmiałości, a więcej obycia niż podkomendni, w których żelazna dyscyplina biła się z przemożną chęcią, by wybałuszać gały i rozdziawiać na widok wysmarowanej feenglancem czarodziejki. — Przedłożona przez wasze szanowne konfraterki z Aretuzy.
Prośba? — Mistrzyni potrząsnęła głową, odpowiadając nie od razu i wyraźnie zaskoczona. Bynajmniej nie faktem, że mężczyzna z miejsca domyślił się jej profesji. Jej upiększona magicznie twarz pozostawiała bowiem niewiele miejsca na wątpliwości w tym zakresie. — Jakaż dokładnie, jeśli można wiedzieć i nie obowiązuje was tajemnica?
Poszukujemy kilku zbiegłych adeptek. — Mężczyzna obrócił roztańczonego konia w miejscu, patrząc nie na Ofelię, lecz na milczącą zgodnie z obietnicą Isabellę trzymającą się z tyłu. — Przykazano mieć nam baczenie na wszystkie młode kobiety mogące poruszać się po okolicy, także z dala od głównego traktu. Stąd nasza obecność tutaj, pani...
Ofelia. Ofelia Karo — dopowiedziała szybko czarodziejka, a jej ton i maniera, z jaką to wypowiedziała był jak żywcem wyjęty ze zdawałoby się już minionych okoliczności zatłoczonego targu. — W Gors Velen goszczę od niedawna. W sprawach stricte zawodowych. Nie zostałam jeszcze poinformowana.
Dziewczyna, której tak uważnie się przyglądacie — podjęła z wolna, lecz ze zdradzającym zniecierpliwienie naciskiem. — Nie może być uciekinierką, gdyż pozostaje pod moją kuratelą.
A ponadto nie pasuje do rysopisu — zgodził się z wolna dowódca patrolu, wyciągając zza pazuchy niewielki zwitek dokumentów i wręczając go Ofelii, która go z oporną ciekawością. — Gdybyście spotkali w drodze kogoś pasującego...
Nie omieszkam zareagować. — odrzekła krótko mistrzyni Ofelia. — Czasy nie sprzyjają podobnej samowoli ze strony nieopierzonych adeptek.
Ton i postawa, z jakim oznajmiła to kapitanowi patrolu, sprawił, że tamten odprężył się wyraźnie i popatrzył na nią z większą niźli dotychczas dozą szacunku oraz towarzyszącą mu wdzięczności.
Dzięki wam za zrozumienie, pani. Szczęśliwej drogi... Dokądkolwiek wam wypada.
Do Anchor. — Ofelia Karo odparła niemal natychmiast, zdradzając pierwsze objawy zniecierpliwienia przedłużającą się rozmową. — Chcielibyśmy dotrzeć tam możliwie szybko.
W normalnych warunkach... — zaczął tamten, kierując konia łbem ku miejskiemu gościńcowi, który zostawiły niedawno za sobą. — Zaproponowałbym eskortę, ale...
Warunki są odległe od normalności. Rozumiemy i nie mamy za złe. Isabella, jedziemy. — Nie znosząc ani chwili dalszej mitręgi, kobieta popędziła konia, mijając zjeżdżających jej z drogi członków patrolu. — Owocnych poszukiwań, kapitanie
W dalszą drogę ruszyły nieco szybszym tempem, czy to z powodu nadrobienia krótkotrwałej zwłoki, która właśnie ich spotkała, czy z tego powodu, że coraz szersza i pusta droga sprzyjała jeździe wyższej od kłusa. Ruszywszy, dobry kawałek przyszło im zjechać w milczeniu, które Ofelia porzuciła po dwóch milach.
Czy jest może coś — zaczęła z wolna, pozornie niedbale i obojętnie. — O czym chciałabyś mi powiedzieć? Może coś, o czym zapomniałaś na początku naszej znajomości?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 09 lut 2022, 19:05

Nie pozostało więc nic innego jak milczeć i udawać, że się nie istnieje, było to dosyć normalne w życiu Adeptki gdy chciało się uniknąć gniewu rektorek, ośmieszenia wśród koleżanek czy po prostu, mieć odrobinę spokoju. Mimo to myślała, że gdy już opuści mury Aretuzy, to sytuacja być może ulegnie nieco zmienia. Niestety wyglądało na to, że zmian dużo nie było, a gdy już te były, to odbijały się one mocno jakościowo na jej dotychczasowym komforcie życia. Cóż, odwrotu już nie miała, prawda? Nie mogła ot tak wrócić do Aretuzy jeśli nie będzie przygotowana do zdania egzaminów, zresztą wolała do niej w tym momencie nie wracać. Zostawiła za sobą małe zamieszanie dla jednej osoby i wolała by przycichło nieco.
W każdym razie milczała i słuchała, a wiadomości które słyszała były doprawdy interesujące. Zbiegłe adeptki z Aretuzy? Czy było to w ogóle możliwe by uciec z Akademii? Wszak ta znajdowała się na wyspie i trzeba było przejść przez Loxię. Co prawda Adeptki znały magię, ale nie na tyle by przechytrzyć rektorki i znajdujące się tam inne czarodziejki, ale być może, jeśli faktycznie połączyły siły, to może dałyby radę uciec. Ale znowu pojawiało się pytanie czemu miałyby to zrobić? W samej Akademii mógł być pewien rygor, ale z drugiej strony miały tam wszystko czego potrzebowały, w wielu wypadkach ich życie było znacznie lepsze niż to w świecie zewnętrznym. Co więc mogło im przyjść do głowy? No cóż, w każdym razie Isabella pokręciła tylko głową i skinęła nią rozmówcy Ofeli na pożegnanie i ruszyły szybkim tempem w dalszą drogę. Wszak nie miała się czym niepokoić, prawda? Prawda?
- Nie wydaje mi się, mistrzyni. - Powiedziała Isabella ostrożnie i zastanawiając się o co mogło jej chodzić choć łatwo było się domyślić, że spotkanie z Bailifem na drodze miało z tym jakiś związek. Pytaniem jakim. Wszak zbiegłą Adeptką nie była, miała wszelkie pozwolenia i dokumenty na podróżowanie po świecie zewnętrznym. - Co prawda nie sprawdzałaś moich referencji, ale mam niezbędne dokumenty potwierdzające, że jestem Dwimveandrą, jeśli takie jest twoje życzenie, to możemy się zatrzymać i je udostępnię. O zbiegłych Adeptkach zaś nic nie słyszałam... Naprawdę nie wiem co jeszcze mogłoby wywołać u mistrzyni wzburzenie względem mnie lub podejrzenia.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 10 lut 2022, 21:50

Nie mam takiego życzenia. Podejrzeń nie mam, a i daleko mi do bycia wzburzoną — odparła krótko mistrzyni, w istocie wcale nie wyglądając na taką. Jechała swobodnie, nie taksując Isabelli, uśmiechając się lekko do swoich myśli i ciesząc pięknie zapowiadającym dniem.
Dwa dni. Jeśli równym gościńcem. Trzy, jeżeli zboczymy z traktów. Ale tutejsze bezdroża mają złą sławę, która nie polepszyła się od czasu wojny, oj nie. Nie widzi mi się taka oszczędność czasu. — Jechały. Mistrzyni mówiła, a właściwie myślała na głos, nie zrażając się, jeżeli Isabella nie zadawała pytań lub nie partycypując w konwersacji. Adeptka de Chatillard, skądinąd oblatana w historii, także tej najnowszej, domyślała się również jakie zagrożenia mogły czekać je na tutejszych bezdrożach. Poza zwykłymi grasantami, problemem były także okoliczne Wiewiórki — elfia partyzantka wciąż aktywna na tutejszych terenach. — Nie, nie... Nie bez obecności porządnej eskorty albo co najmniej dobrego tropiciela. W Anchor koniecznie będziemy musiały jednego poszukać. Bez niego ani myślę skracać sobie drogi przez Sójczy Las… Isabella?
Kobieta odwróciła się w siodle, chyba po raz pierwszy od początku ich spotkania, zwracając się do dziewczyny po prostu po imieniu.
Nie pytałam dokładnie o twoje referencje, ale teraz muszę. W waszej posiadłości była stadnina? Jak u ciebie z jazdą konno?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 11 lut 2022, 17:38

Przez chwilę Isabella miała wrażenie, że rozmowa z Bailifem wzbudziła w jej mistrzyni jakąś idącą w jej stronę podejrzliwość, ale może jej pytanie miało tylko na celu zwyczajne przestraszenie jej i zbadanie jej reakcji? Sprawdzenie czy czegoś nie ukrywa i wzbudzenie w niej poczucia winy i zaszczucia? Przyznania się do czegoś czego nie zrobiła? A może odczytywała w czarodziejce więcej niż powinna i ta w żadną grę nie próbowała z nią grać. W każdym razie wyglądało na to, że odpowiedź na jej pytanie była całkowicie satysfakcjonująca. W każdym razie rozmowa była kontynuowana, ale raczej w jedną stronę i Ofelia raczej nie oczekiwała z jej strony żadnej odpowiedzi. Czasem ludzie, w tym i czarodziejki, po prostu mówili do siebie głośno myśląc, a innym razem potrzebowali zwykłego, milczącego towarzystwa, które się nie narzucało ze swoimi opiniami i słowami, a po prostu tam było dla towarzystwa. Isabella nie wiedziała czy jest jednym czy drugim, ale wątpiła, że oczekiwano od niej odpowiedzi, więc chwilowo milczała. I owszem, wkrótce padło pytanie skierowane bezpośrednio do niej.
- Tak pani? - Odpowiedziała, gdy zwrócono się do niej i wysłuchała pytanie. - Cóż, potrafię jeździć, ale też nigdy nie miałam okazji szlifować swoich umiejętności. Obawiam się, że okazałam się dość pokracznym dzieckiem, a w Aretuzie lekcji jazdy konnej nie były udzielane. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Czy coś się stało, mistrzyni? - Isabella zadała ostrożnie pytanie. Wyglądało na to, że nagle Ofelia zmieniła nieco plany co do ich podróży i chyba chciała zboczyć z drogi. Pytanie dlaczego. Niewątpliwie miało to coś wspólnego z ich spotkaniem Bailifa na drodze, ale czemu...?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 19 lut 2022, 14:58

W takim razie. — Mistrzyni Karo poprawiła się w siodle, upinając ciaśniej swoją podróżną koafiurę. W jej oczach, ciemnych jak zakropionych belladonną, zagrało coś zgoła nieprzystającego wielkiej damie. Uśmiech, który wschodził właśnie na jej lico, przyszedł spojrzeniu w sukurs, absolutnie nie licując z powagą, której wymagano od czarodziejek w murach Aretuzy, a nierzadko i całego Gors Velen. Albowiem był to uśmiech kogoś, kto kiedyś także był adeptką tęskniącą do szerokiego świata, jego swobody i możliwości. Popędzony wierzchowiec mistrzyni zaparskał, targnął łbem, kiedy ta poderwała go do szybszego biegu, wzbijając tuman pyłu nad zapiaszczonym gościńcem. — Najwyższa pora, żeby nadrobić! Daj koniu ostrogę, zanim uśniesz w tym siodle! Yaaa!!!
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław