Strona 5 z 6

Targ rybny

: 13 sty 2021, 19:59
autor: Dziki Gon
Obrazek
Placyk zapełniony był straganami, beczkami i kadziami, z których biła silna woń ryb. Trwał ożywiony i hałaśliwy handel, przekupnie i kupujący starali się przekrzyczeć krążące w górze mewy. Pod murem siedziały koty, udając, że ryby nie interesują ich w najmniejszym stopniu.
— „Czas Pogardy”




Niewielki handlowy plac zlokalizowany u wylotu ulicy Okrężnej, od północy graniczący z miejskim murem, a od pozostałych stron — z otaczającymi go ścianami domostw i interesów rozdzielonych mniejszymi uliczkami. W środku tygodnia tłoczny od przekupniów, wypełniony wozami, straganami i beczkami oraz nieruchomym miejskim zaduchem zmieszanym z wonią wszechobecnej ryby i słabiej odczuwalnej morskiej bryzy. W samym centrum placu, w otoczeniu platanów, wyrasta rzucająca długi cień baszta zwana Złodziejską. Nawet dla debiutującego w Gors Velen przyjezdnego nie będzie zaskoczeniem, że większość stoisk placu oferuje ryby — we wszelkich możliwych odmianach i rodzajach, wespół ze świeżymi i niedrogimi owocami morza. Na obrzeżach znaleźć można jednak kilka takich, które mają w asortymencie coś innego poza dzisiejszym połowem — pokątnych kramarzy i rzemieślników, przeważnie sieciarzy, zachwalających swoje wyroby lub świadczone na miejscu drobne usługi i naprawy. Prawdziwi łowcy, pragnący samodzielnie upolować swą zdobycz zachodzą na targ, aby się dozbroić. Na rybnym targu w Gors Velen można zaopatrzyć się bowiem w zmajstrowane wędki oraz najlepsze w Temerii, jeśli nie na całej Północy, sztuczne muchy połykane przez rekordowe pstrągi i lipienie w nurtach Pontaru i Jarugi.

Re: Targ rybny

: 06 lis 2022, 19:21
autor: Joreg
Z każdym kolejnym słowem metysa, krasnolud utwierdzał się w przekonaniu, że wyciągnęcie Marcela z zaplecza nie będzie łatwym zadaniem. Ale czy było to konieczne? Olena, o ile dobrze pamiętał, życzyła sobie widzieć męża w domu możliwie szybko, choć nie precyzowała jak szybko, aby tylko bez ekscesów. Krasnolud postarał się oszacować ile jeszcze czasu pozostało do zmierzchu.
— Nie liczę na to, że go tu znajdę. Ja wiem, że on tu jest. Poza tym, rozgryzłeś mnie. Grywam w kości, choć szulerem bym się nie nazwał. Liczyłem natomiast na to, że jednak będę miał szansę wyciągnąć krasnoluda z zaplecza, jeżeli się tam dostanę. Ale skoro stawiasz sprawę jasno, to i ja będę szczery. — Joreg poprawił się na zydlu, sięgnął po przyniesione piwo i kolejny raz dzisiaj posmakował marnej ilości procentów zawartych w napitku.
— Formalnie nie jest moim krewnym, nie zamierzam wydzierać go stąd siłą. Jestem skłonny poczekać, aż sam wylezie. Nasuwa się tylko pytanie, kiedy do tego dojdzie? — Zaraz po tym, krótko wyjaśnił, że jako tako nie interesuje go majątek Aldgassera, a jedynie umowa, jaką zawarł z jego małżonką, Joreg podkreślił przy tym po raz kolejny swoją bezinteresowną więź z pobratymcami. Zwyczajnie chciał się z metysem dogadać, tak, aby lokal zarobił okrągłą sumkę oraz aby on sam miał możliwość wywiązania się z zawartej umowy.

Re: Targ rybny

: 09 lis 2022, 19:25
autor: Dziki Gon
Joreg sięgnął pamięcią wstecz. Było późne popołudnie, początek lata. Zmierzch miał nadejść co najmniej za dwie godziny.
Rozsądny z ciebie chłop — powiedział mu metys, drapiąc się w policzek porośnięty rzadkim i jasnym jak upierzenie pisklaka kury zarostem. — Pytasz, kiedy do tego dojdzie? Wieszczką Itliną nie jestem, ale mam swoje typy.
Mieszaniec oparł się o kontuar, pokazując krasnoludowi dłoń z odgiętym palcem wskazującym.
Po pierwsze — rzekł — Kiedy się spłuka albo zaśnie pod stołem. Po drugie…
Elf wyprostował także palec środkowy.
Kiedy zacznie rozrabiać. Na tyle, żeby straty przeważyły zyski.
Co, nie ukrywam… — zaczął, wyciągając szyję w stronę się pilnowanych przez rosłego osobnika drzwi na drugim końcu gwarnej sali. — Może zdarzyć się niebawem. Wasz nieformalny krewniak ma niezły temperament. I iście wielkopańskie fanaberie.
Metys wydał z siebie krótki chichot przerwany przez atak kaszlu.
Zrobimy tak — odparł, złapawszy oddech. — Posmarujesz i będziesz mógł do niego dołączyć.
Propozycję układu zilustrował uniwersalnym na Północny gestem liczenia pieniędzy.
I będziesz mógł go sobie zabrać. Po dobroci, czy złości — twoja wola. No? Ile to dla ciebie warte?

Re: Targ rybny

: 19 lis 2022, 18:49
autor: Joreg
Wysłuchał domniemań i propozycji metysa, a na początkową wzmiankę o rozsądku uśmiechnął się półgębkiem pod wąsem. Miał więcej szczęścia niż rozumu, zdecydowanie więcej niż rozsądku jeśliby oceniać wyłącznie po dniu dzisiejszym.
Tym niemniej znów stanęło na pieniądzach, tych Joreg zdążył już roztrwonić całkiem sporo. Od lat nie zdarzyło wydać mu się tak wiele, w tak krótkim czasie, aż przypomniał sobie złote czasy kompanii ojca i warsztatu prowadzonego przez matkę.
— Potargujmy się w takim razie. A nuż, Marcel wyleci na zbity ryj zanim zdążę ci zapłacić. — Brodacz zajrzał do sakiewki, waluty akuratnie mu nie brakowało.
— Proponuję ci nobla. Mało? Popatrz na to z innej perspektywy. — Aby nie być gołosłownym, wyłożył kasę na blat i od razu podsunął w stronę metysa. Majątek to to nie był, lecz krasnolud liczył na bezwarunkową chciwość metysa, która każe mu zabrać to, co już położono przed jego nosem.
— Niby tylko nobel, ale dla ciebie to czysta prowizja. Dodatkowo, jeśli już tam wejdę, pewnie zmuszony będę przegrać nieco denarów. Skoro decydujesz kto tam wchodzi, to pewnikiem i z zakładów masz dodatkową zapłatę? A widzisz, ja dorzucę do puli. Zarobisz dwa razy. — Rzecz jasna Joreg tylko domniemał jak może działać ten biznes.
— My, nieludzie, powinniśmy trzymać się razem. — Zakończył, żywiąc nadzieję, że metys ma cokolwiek podobne zdanie w temacie rasowym.
► Pokaż Spoiler

Re: Targ rybny

: 25 lis 2022, 23:55
autor: Dziki Gon
Półelf roześmiał się w reakcji na argumenty krasnoluda. Joreg nie był pewien, czy brać wybuch wesołości za dobrą monetę. Wkażdym razie metys wziął tę podsuniętą mu pod nos. Zgodnie z nadziejami krasnoluda — przy pierwszym i nieopanowanym odruchu.
Pięknie powiedziane — wyszczerzył się swoim dysponującym szczątkowymi kłami uzębieniem, oglądając ciężki złoty pieniądz pod światło. — Ale nieludziem jestem tylko w połowie.
Uwaga, choć celna, nie miała przełożenia na prawdziwe życie. Status mieszańców był nie lepszy niż pozostałych przedstawicieli Starszych Ras. Wydawało się, że podobne targi i negocjacje bawiły go nie gorzej niż oferowana tutaj „specjalność Rosmarie”, czymkolwiek by ona nie była.
A chuj, co mi tam, wpuszczę cię — odparł w końcu, kiedy nacieszył się niepewności krasnoluda i kolejnym argumentom. — Ale jednego nobla będzie mało. Nie bądź kutwa i dorzuć drugiego do pary.
Elf uśmiechnął się raz jeszcze, pocierając trzymaną na kciuku monetę palcem wskazującym w uniwersalnym geście zrozumiałym dla każdej rasy i nacji.
Będę miał parkę, to ją sobie rozmnożę. Na całe stadko. Pieniądz robi pieniądz.
Jeżeli krasnoludowi przyszło zastanawiać się, czy jego interlokutor urodził się w Gors Velen, to teraz nie miał już co do tego najmniejszych wątpliwości.

Re: Targ rybny

: 28 lis 2022, 20:00
autor: Joreg
Próba negocjacji ceny przyniosła mizerne efekty, przez co Joregowi trochę mina zrzedła. Koniec końców rozczarowanie było niewielkie, dotyczyło wszakże waluty, a tej obecnie krasnoludowi nie brakowało. Zanim jednak metys przedstawił jasno swoją cenę, przyszło się brodaczowi napocić. Wolał sprawę z Marcelem załatwić wcześniej niż później, dlatego przystał na propozycję.
— Dwa noble to kradzież w biały dzień, no i też, kto to widział, za hazard płacić. — Ponarzekał jeszcze, lecz szybko dorzucił drugiego nobla do pary nim metys się rozmyślił, a zaraz po tym pacnął dłonią w blat.
— Ale zgoda, zgadzam się. To tamte drzwi? — Wskazał jedne z tych, które mógł dostrzec. Jeszcze wskazówka, może wprowadzenie i nareszcie będzie możliwość przejścia do sedna sprawy dotychczas okupionego kilkoma milami spaceru po portowym mieście.

Re: Targ rybny

: 03 gru 2022, 22:12
autor: Dziki Gon
Metys, zgodnie z przewidywaniami Jorega, wyszczerzył się raz jeszcze, po czym wyciągnął rękę w oczekiwaniu na zapłatę. Otrzymawszy ją, pochuchał na dwa darowane noble, wsuwając je w kieszeń.
Uczciwa oferta. Pozwól ze mną, wprowadzę cię — powiedział, prostując się za blatem i wychodząc zza szynkwasu, by dopełnić swojej części umowy. Obydwaj ruszyli w kierunku wcześniej dostrzeżonych przez Jorega drzwi pilnowanych przez wykidajłę.
Siemasz, Cyklop — przywitał się ze stojącym na straży osobnikiem bez jednego oka, który odpowiedział na powitanie przez kiwnięcie ogolonym łbem. — Przyprowadziłem nowego gracza.
Przezwany Cyklopem cerber skinął raz jeszcze, po czym odsunął się na bok, pociągając za sobą skrzydło drzwi. Droga do ukrytej na zapleczu szulernii stała przed krasnoludem otworem. Lżejszy o dwa noble i nieco fatygi, wkroczył do środka.
Nie licząc jego samego, wewnątrz było ośmiu graczy. Ośmiu graczy rozlokowanych po stołach w ciemnawym pomieszczeniu wyglądającym jak zaadaptowany alkierz. Na stołach rozłożone mieli zestawy do kości, ale dominowały karty w rozmaitych odmianach, wliczając w to znanego i lubianego gwinta, w którego rżnęła siedząca przy stoliku na lewo czwórka zawodników o obnażonych, poznaczonych pstrokatymi tatuażami ramionach. Nieodzownym elementem wystroju wnętrza był również wijący się w środku dym, w którym zdawali się wędzić się wszyscy obecni. To właśnie w jego oparach dostrzegł w końcu opisaną mu zawczasu przez zleceniodawczynię postać Marcela.
Nie było to szczególnie trudne, gdyż prezentował się toczka w toczkę jak na pokazanym mu przez krasnoludkę konterfekcie, może z tą tylko różnicą, że na portrecie nie był czerwony na twarzy niby dorodny burak. Małżonek Oleny był też istotnie krasnoludem słusznej postury, której nie zdołały ukryć ani elegancki, choć obecnie trochę rozchełstany i poplamiony strój, ani nabyte przez lata dobrobytu brzuszysko.
Krasnolud nie był sam. Po jego lewej stronie półleżała na jego ramieniu wyjątkiem znudzona kurewka, wyraźniej zaabsorbowana dłubaniem sobie w zębach niż toczoną przez mężczyznę grą. Naprzeciwko niego siedział jego wyraźnie rozbawiony przeciwnik, co rusz zgarniający z blatu wygrane przez siebie na partiach monety.
Kurważ twarz — bełkotał na poły zirytowanym, na poły ubawionym, a ponad wszelką wątpliwość podpitym głosem. — Coś słabo mi żre ta karta, gramy jeszcze partię, żebym się odegrał!
► Pokaż Spoiler

Re: Targ rybny

: 07 gru 2022, 17:01
autor: Joreg
”Transakcja” z mieszańcem dobiegła końca, a krasnolud mógł bez obaw minąć Cyklopa, którego ksywa idealnie oddawała cechy jego fizis. Borgerd wkroczył zatem do zamglonej jaskini hazardu. Na tym etapie Joreg zdał sobie sprawę z faktu, że koszta jakie dotąd poniósł przy poszukiwaniu Marcela będą zapewne wyższe, niż ewentualny zysk. Nie zraziło to jednak krasnoluda w najmniejszym calu. W końcu nie pracował dla byle kogo, a dla rodaczki. Zacnej na dodatek. Co więcej, brodacz był gotów wysupłać z kiesy dodatkowe denary, korony czy noble. Gdyby pracował dla przedstawiciela innej rasy pewnikiem już dawno poczułby się zrażony poczynioną przed momentem hipotetyczną kalkulacją strat i zysków.
Odnalezienie Aldgassera już w pomieszczeniu było proste jak budowa cepa. Dobrze zapamiętał sobie twarz poszukiwanego hulaki, aż się uśmiechnął półgębkiem pod wąsem i nie żegnając się z metysem-naciągaczem skierował swe kroki prosto do stołu, przy którym zasiadał blond krasnolud, jego dziwka i przeciwnik. Rzecz jasna, Joreg bardziej cenił sobie grę w kości, niźli w karty, nie zamierzał jednak wybrzydzać, ani kombinować.
— Dobry wszystkim, witam krewniaka. W co gramy? — Znalazł sobie miejsce przy stole i od razu sięgnął po sakiewkę, aby przy następnym rozdaniu dorzucić do puli. Nie zamierzał stawiać sprawy swego przybycia otwarcie, wszak podejrzewał, że Marcel nie pozwoli mu się po dobroci odprowadzić do Artamo, ba, pewnie zaraz zrobiłoby się tu gorąco, a awantur miał unikać. Musiał kombinować jak wdać się w komitywę z celem swego zlecenia, a fortunnym był fakt, że nawet nie musiał udawać dobrych zamiarów. Wyszczerzył komplet pożółkłych nieco zębów, ocenił ile leży na stole i przygotował się do uiszczenia swojego wkładu.
— W następnej kolejce wchodzę w ten zakład, też muszę się odkuć. — Mimowolnie podłapał narrację starszego krasnoluda, ale i to nie bez powodu. W przypadku powodzenia swojego zadania nie zamierzał na siłę naciągać Oleny na pokrycie wszelkich kosztów, a skoro wszedł już między hazardowe wrony, zaczął krakać jak i one. Przy odrobinie szczęścia te dwa noble darowane metysowi zaraz mu się zwrócą.

Re: Targ rybny

: 12 gru 2022, 22:07
autor: Dziki Gon
Płowobrody obrócił się w kierunku dosiadającego się do stolika Jorega, taksując go krytycznie spojrzeniem lekko zamglonych, przekrwionych oczu. Otaksowawszy, zadał Borgerdowi pytanie. To samo, które zdążyło mu zadać pół Gors Velen.
To waszmość mój krewniak? — Nos starego Aldgassera, wydatny i czerwony niby dorodna rzodkiew, poruszył się szybko, jak gdyby węsząc jakiś fetor lub fortel. Szczęśliwie dla młodszego krasnoluda, marcelowa nieufność ustąpiła równie szybko, co się pojawiła. — Krewniak czy nie, ale rodak na pewno! Siadaj, chłopcze!
Mąż Oleny zaprosił go szerokim gestem, by zajął miejsce przy stole, ignorując przy tym fakt, że Joreg zdążył już usiąść. Niespeszony, kontynuował, klasnąwszy w grube dłonie, aż po sali poniosło się echo.
Jak we dwu, to w ronfla! Chyba że we gwinta, to zawołam jeszcze którego psubrata, co byśmy mieli kwartet. E! Chłopy! Komu miła partyjka we gwinta?!
„Chłopy” siedzące wokoło uniosły głowy, zerkając przekrwionymi od dymu oczami na wołającego. W większości z nich zapalił się chytry błysk.
Joreg zerknął dyskretnie na stół, z którego nieco szczurowaty i wyraźnie zadowolony z siebie oponent Marcela zgarniał właśnie dziesięć złotych nobli. Widząc dosiadającego się krasnoluda, tamten popatrzył na niego spojrzeniem zarezerwowanym raczej dla łajna, w które awanturnik wdepnął jeszcze rano. Miał jednak na tyle rozumu, by trzymać język za zębami. Był kilka razy węższy od Jorega we wszystkich możliwych wymiarach z wyjątkiem wysokości.
To ostatnie nie umknęło zresztą uwadze Marcela, który na moment przerwał swoje nawoływania, przyglądając się przybyszowi po raz wtóry, tym razem z większym zainteresowaniem.
Podjadło się trochę wojackiego chlebka, a? — zaindagował, odwzajemniając wyszczerz swoim garniturem zębów, wśród których oprócz żółtego trafił się jeszcze jeden złoty. — Teraz to żem stary pryk, ale za młodu sam żem się nawojował po świecie. Służyłeś może we hufcu? Czy w jakiej swobodnej kompanii?
Doczekawszy się zadowalającej odpowiedzi czy nie, Marcel położył na blacie łokieć, z wyciągniętą pod kątem w kierunku Jorega grabą, budząc opierająca się na nim kurewkę, która w ostatniej chwili złapała na ławie równowagę, by z niej nie zlecieć.
Karcięta karciętami, ale na rozgrzewkę popróbowalibyśmy się na rękę! Chociażem stary pryk, krzepy trochę mi zostało!

Re: Targ rybny

: 08 sty 2023, 20:08
autor: Joreg
Zadane po raz wtóry dziś pytanie Joreg skwitował tylko uśmiechem półgębkiem, nie silił się na dodatkowe wyjaśnienia odnośnie nomenklatury. Istotnie Aldgasser był wyłącznie jego rodakiem, choć sam Borgerd miał nieco odmienne spojrzenie na sprawę i nazywanie innych krasnoludów krewniakami w jego mniemaniu nie uchodziło za nietakt.
— W ronfla to chyba jeszcze nie grałem, gwint to inna historia, czy karciany, czy też chlany. — Nie miał na myśli oczywiście niczego innego, niż ‘picie z gwinta’.
Kątem oka brodacz wyłapał nie tylko stosunkowo wysoką jak na jego możliwości stawkę, o którą potoczyła się zakończona właśnie rozgrywka, ale także nieprzychylne spojrzenie karcianego przeciwnika małżonka Oleny. Nie na tym zamierzał się jednak skupiać, bowiem Marcel szybko zwrócił uwagę na jego posturę i zagaił w temacie. Joregowi, rzecz jasna, zależało na zawiązaniu możliwie dobrych stosunków z celem swej umowy, lecz choćby i spotkał starszego krasnoluda o kanarkowej brodzie zupełnym przypadkiem, wtedy pewnikiem zachowałby się podobnie jak i teraz – okazując przyjacielską postawę oraz chętnie uczestnicząc w rozmowie.
— Na pierwszy rzut oka widać, że krzepy ci nie brak i pewnikiem grosza, ale ja nie o tym, a o sobie miałem. — Joreg nie musiał wiele zastanawiać się nad odpowiedzią, wszakże nie zamierzał zmyślać, niezbyt dobrze mu to wychodziło.
— Długie lata spędziłem najpierw w Mahakamie, a że niezbyt powodziło mi się w rzemiośle, zdecydowałem praktykować walkę bronią białą. Szło mi całkiem zgrabnie. Kiedy podrosłem dołączyłem do kompanii handlowej mego ojca. Podróżując po traktach i gościńcach, ale i miastach królestw północy nabrałem nieco praktyki, głównie na obijaniu pasożytów, a roi się od takich co żerują na pracy innych. Bandyci, złodzieje, zwyczajne skurwysyny, z rzadka nawet poczwary. Biłem tałatajstwo bez wyjątków w obronie rodzinnego majątku, choć tak po prawdzie to nigdy nie brałem udziału w prawdziwej bitwie, ani też nie walczyłem w kompanii najemniczej. A później... Później wszystko to i tak szlag trafił, szkoda gadać. — Skoro temat został zaczęty, a Joreg miał jedynie mglisty zarys historii Marcela, postanowił skorzystać z okazji i także zadać pytanie, z nieudawanym z resztą zainteresowaniem.
— A skoro pytasz, pewnikiem sam masz sporo historii do opowiedzenia. Może o czymś wspomnisz? Wojowałeś z Nilfgardczykami, a może w innych konfliktach? — Tych wewnętrznych sporów wśród ludzi ponoć nie brakowało, co nieco udało mu się zasłyszeć, lecz wszystko to zaćmiewała wojenna zawierucha największego współczesnego konfliktu.
Joreg bardzo chętnie przystał na propozycję posiłowania się na rękę, a pomimo zapewnień Marcela o tym, iż już stary i nie tak silny jak dawniej, podszedł do sprawy poważnie, nie zamierzał ustępować. W tym wszystkim najwyraźniej dobrze się bawił, co zdradzała mimika twarzy, rozochocona i zawzięta w z racji zbliżającej się rywalizacji. Demonstracja siły stanowiła jedną z jego mocnych stron, tak uważał, dlatego oparł łokieć o stół, uchwycił grabę Marcela i już był gotów sprawdzić się ze starszym krasnoludem.

Re: Targ rybny

: 11 sty 2023, 1:43
autor: Dziki Gon
Starszawy krasnolud słuchał, potakując i nie przerywając. Jego zmęczona, opuchnięta twarz rozpromieniła się kilka razy podczas całej opowieści.
Ja zaczynałem podobnie — odrzekł, kiedy Joreg zakończył swą opowieść. — Razem z innymi zuchami obstawialiśmy Głębię Davora, u starych Fuchsów jeszcze zanim szlag trafił cały ich klan, a kopalnia zeszła na psy i ruinę… W czasach świetności wyciągali z niej dyjamenty, wielkie, kurwa, jak śliwki! Co to potem szły na świdry i grackie ostrza, do rżnięcia górskich kryształów. Ale jak wielu z moich rówieśników, ckniło mi się do przygody i tułaczki. Tedy krótko po tym, jak stuknęło mi półwiecze, wyruszyłem na pierwszy Drekthag.
Najsampierw — opowiadał dalej, zrobiwszy krótką przerwę na stęknięcie i podciągnięcie uciskającego mu kałdun pasa. — Załapałem się na wojenkę. Pierwszą i ostatnią w moim życiu, bo na te z Czarnymi to już nie zdążyłem. Bitwa o Hagge, po stronie temerskiej, jeszcze za starego Medella, ojca obecnie panującego nam Foltesta, żwawego siostrojebcy. Przeciwko Virfurilowi po stronie aedirnskiej. Oj zadał nam on wtedy bobu niemało… Spierdalaliśmy w podskokach i pełnych rynsztunkach. Szczęśliwie większość zaciężnej kompaniji, do której przystałem, uniosła głowy i najęła do ochrony traktów w kraju zwycięzców. Zabezpieczalim trasy na odcinkach od Vergen do Kotar, razem z ujściem Dyfne. Czasem eskortowało się karawany, czasem pogoniło grasantów. Potem przeniosłem się pod Raddle, a jeszcze później wybyłem do Temerii, gdzie dołączyłem do wesołej partii pod Anchor. W sumie na tułaczce przeszły mi cztery roki, po których skcniło mi się za domem i wróciłem pod Carbon, jak kto głupi. Przejąłem rodzinny interes, ustatkowałem się i ożeniłem.
Marcel pokiwał głową, kwitując gawędę ciężkim westchnięciem.
Po paru latach, razem z babą w pakiecie ruszyłem w świat, tym razem już nie na trakty i bezdroża, ale w miejskie pielesze. Zacząłem od Wyzimy, potem osiadłem na krótko w Rinde, aż w końcu klapnąłem na tyłku. Tu, w Gors Velen. No, ale starczy tego pierdzenia po próżnicy, mieliśmy się sprawdzić!
Zarządziwszy przerwę na współzawodnictwo, Marcel niedbałym ruchem usunął zawadzające na blacie kufle, nie przejmując się w najmniejszym stopniu, że część zlatuje zeń, by rozbić się na podłodze. Łokieć starszego krasnoluda huknął o stół, wstrząsając tymi naczyniami, które jeszcze się na nim ostały. Otworzył grubą dłoń, czekając na ruch przeciwnika.
Pokaż, na co się stać! — zachęcił go, by zaraz potem zaskoczyć nagłym przechyleniem ramienia na zewnątrz. Joreg dał się zaskoczyć, ale nie pokonać. Napinając własny biceps, zablokował ruch tamtego, stawiając mu opór. Starcie okazało się wyrównane. Obydwie graby — joregowa i marcelowa, wychylały się to w jedną to w drugą stronę niby wskazówka metronomu, jednak nigdy zbyt daleko od pionu, nie dając żadnemu okazji do zyskania znaczącej przewagi nad przeciwnikiem. Gracze z pozostałych stolików przerywali swoje gry, aby przyglądać się ich zmaganiom razem z wyraźnie zblazowaną kurewką, która przezornie stanęła obok i w odpowiedniej odległości.
Walka trwała. Już nie tylko nos, ale cała napięta twarz Marcela zrobiła się czerwona od wysiłku. Aldgasser posapywał z ciężko, zapierając się coraz bardziej zmęczoną ręką jak tylko mógł, drugą, wolną, trzymając się krawędzi blatu. Nie pomagał sobie jednak nieuczciwie, skręcając całe ciało, by zyskać przewagę, tylko mruczał pod nosem krasnoludzkie klątwy i zaklęcia pomyślności. Te nie pomogły mu jednak. W końcu zmożony przez młodszego pretendenta pozwolił chwytowi na osłabnięcie. Joreg miał okazję zakończyć pojedynek szybkim i widowiskowym uderzeniem dłoni rywala o stół. Puste kufle po raz kolejny podskoczyły na blacie.
Duvvel hoael! — zaklął, łapczywie łapiąc powietrze, które przez większą część starcia kisił w sobie jak przykryty garnek parę. — Lata już nie te! Byłbym młodszy, to bym się tak szybko nie dał!
Marcel pacnął drugą dłonią o stół.
Dobra, zmiana dyscypliny! Teraz sprawdzimy się na rozumy! Pierik! I ten dryblas, zabyłem jak mu… Chodźcie do nas! A ty dupcia, jazda po jakąś gorzałę, zanim mi łepetyna do reszty sparcieje. Żwawo, na jednej nodze!
Dziwka przewróciła oczami, ruszając w stronę wyjścia — wbrew zaleceniu — obunóż i niespiesznie. Wywołani z drugiego stolika Pierik i ten dryblas, okazali się bardziej spolegliwi. Wymieniwszy między sobą porozumiewawcze uśmiechy, wstali ze swoich miejsc i ruszyli, by zająć je przy marcelowym stole.
No — mruknął Aldgasser tasując w ręku talię kart o starannie iluminowanych grzbietach zdradzających krasnoludzką robotę. — Ile wykładasz?

Re: Targ rybny

: 17 sty 2023, 20:07
autor: Joreg
Wspomnienia starszego krasnoluda przypadły młodszemu do gustu, brzmiały wiarygodnie, zdawało się, że nie były podkolorowane zbyt mocno, jeśli w ogóle. Nie chcąc przedłużać, Joreg zamiast odpowiadać kiwał głową w odpowiedzi, nie kryjąc na twarzy swego rodzaju podziwu. Marcel poniekąd dał mu do myślenia, szczególnie z końcówką, kiedy wspominał o ustatkowaniu się. Borgerd, choć stosunkowo młody, myślał poważnie o znalezieniu sobie słusznej budowy partnerki pośród własnej rasy. Czy było warto? Nie potrafił ocenić, lecz od straty obojga rodziców brakowało mu choć jednej bliskiej osoby, z którą mógłby wejść w bardziej zażyłe stosunki.
— Jestem gotów. — Odpowiedział jeden krasnolud drugiemu, kiedy ten drugi czyścił stół ze zbędnych przedmiotów. Chwilę później obie dłonie zwarły się w wyrównanym pojedynku. Joreg nie był zaskoczony siłą Marcela, wszak widać było od razu, że to nie chuchro do bicia, natomiast opór, jaki postawił mu starszy rodak, był godny podziwu. Sam Joreg sporo się nasapał przez zaciśnięte zęby, krople potu zwilżyły zarost w okolicach skroni, uwalniając przy tym woń nie tylko potu, ale i zaschniętego we włosach oraz brodzie piwa. Pojedynek siłowy trwał dość długo i dawał ogromną satysfakcję – wszak nie każdego dnia spotyka się równego przeciwnika. Marcel nareszcie nieco osłabł, a to dało mu szansę by kolejnym naparciem ułożyć z trzaskiem rękę przeciwnika na stole. Joreg odetchnął, rozluźnił uścisk, zacisnął w pięść i rozluźnił dłoń dwukrotnie.
— Dałeś mi do wiwatu, jeszcze chwila i byłoby po mnie! Joreg jestem i przyznać muszę, że dawno już nie mierzyłem się na rękę z kimś równie silnym. — Skorzystał z okazji, aby się przedstawić, licząc na to, że i Aldgasser zdradzi mu swe personalia. Nie, żeby był ciekaw, bo miano już znał. Zwyczajnie nie chciał nagle wypalić z “Marcelem” w porywie karcianych emocji, a tychże emocji nie mogło zabraknąć.
Zwołana przez starszego krasnoluda grupa już siedziała przy stole, a w dłoniach Marcela zamajaczyły karty, nie byle dziadostwo, a wręcz dzieło sztuki. Joreg gwizdnął z podziwem, pokiwał głową z uznaniem, jednocześnie obmyślając ile wrzucić do puli.
— Dwa noble na początek, zobaczmy jak się karta ułoży... — Joreg mógł się jedynie domyślać jak zostanie przyjęta ta suma w takim towarzystwie. Coś mu także wewnętrznie mówiło, że w przeciwieństwie do siłowania na rękę, w kartach nie będzie miał okazji zaimponować komukolwiek.
► Pokaż Spoiler

Re: Targ rybny

: 22 sty 2023, 23:16
autor: Dziki Gon
Marcel — odwzajemnił introdukcję starszy krasnolud. Mimochodem, bo zajęty przesiadaniem się na jego stronę stołu i tasowaniem kart, których nie tylko koszulki, ale również figury musiały być dziełem krasnoludzkiej poligrafii. Uznanie rywala zbył niedbałym machnięciem ręki. — Dobra, dobra. Nie tłumacz, ja tak wiem, że skapcaniałem. Tak, bronią robiłeś na pewno… A to rzemiosło, o którym wspominałeś… Pracowałeś w kuźni, odgadłem? Albo przy kamieniarce?
Ano, zobaczymy jak karta pójdzie — skwitował krótko Marcel, ze swojej strony wysuwając dziesięć nobli. Obydwaj ich oponenci weszli za pięć, wymieniając pełne litości spojrzenia na dwie monety Jorega. Choć może tylko mu się zdawało?
Jego przeczucie sprawdziło się jednak co do przebiegu samej partii. Chociaż Joreg nie był kompletnym amatorem zarówno w kwestii kości, jak i kart, to Pierik i Ten Dryblas okazali się być wziętymi hazardzistami. Nim się zorientował, obydwaj ludzcy mężczyźni rozpykali ich podczas pierwszej partii, pozbawiając prawie wszystkich znajdziek, pomimo ostrych gardłowań Marcela, który bardziej przeszkadzał, niż pomagał, grając ryzykownie i z krótkim namysłem, jeżeli w ogóle zdobywał się na jakiś namysł.
Dwanaście nobli zostało zgarnięte na drugą stronę stołu na podołek Pierika, który podzielił się wygraną ze swoim wysokim towarzyszem.
Ładnie, ładnie, panowie brodacze — pochwalił ich ten drugi, pocierając długi, prosty nos przyozdabiający jego pociągłą fizys. — Znać, że wytrawni gracze.
Lubię grać z krasnoludami — wyszczerzył się nieszczerze jego kompan, przetasowawszy talię i podając ją Marcelowi. — Zawsze się człowiek nauczy czegoś nowego…
Ych, kurwa — skwitował Marcel, pozornie zły jak chrzan, lecz błąkający się w kącie brodatej gęby uśmiech sugerował, że zdążył już odżałować przegraną, zaś straty monet nie odczuć w ogóle. — Gramy jeszcze raz!
Nie czekając na niczyje deklaracje ni przyzwolenie, starszy krasnolud wysupłał i popchnął na środek stołu nie dziesięć, a dwadzieścia złotych nobli. Szerokie uśmiechy na twarzach oponentów przeciwnej drużyny zrobiły się jeszcze szersze i szczere.
Tylko tym razem — pouczył młodszego krasnoluda mentorskim, nieomal ojcowskim tonem. — Wistuj razem ze mną, nie ma co czekać na uzbieranie lepszej ręki. Bystro!
Rada, zwłaszcza z ust kogoś, kto przespał licytację, kiedy Joreg zamiarował ładować dużą kupę w listki, trąciło hipokryzją. Stary oszczędził mu jednak dalszych pouczeń, łapiąc za gorzałę, którą doniosła mu panienka do towarzystwa. Marcel nalał sobie do kwaterki, wychylił duszkiem, westchnął z lubością i skontrapunktował klapsem na tyłek kurewki. Kurewka, wyraźnie już zblazowana przedłużającą się grą, nie zapiszczała nawet w odpowiedzi, tylko klapnęła na klepniętym tyłku obok Marcela, podpierając głowę na dłoni.
Obydwaj ich oponenci weszli za sześć nobli. Ten nazwany Pierikiem, który równie dobrze mógł być przezwany Piernikiem z powodu rudej czupryny, podniósł chytre i pytające spojrzenie na Jorega.

Re: Targ rybny

: 23 sty 2023, 11:14
autor: Joreg
— Tak po prawdzie, to w Mahakamie uczono nas wszystkiego po trochu, ale nie po drodze było mi z rzemiosłem. Wyroby jubilerskie, biżuteria, z których moja matka uczyniła sztukę, dla mnie były wrzodem na rzyci. Znam się trochę na płatnerstwie, potrafię, dajmy na to, połatać kolczugę. Wykułem także kilka mieczy i żeleźców, głównie do toporów. Czasem się to przydaje, najbardziej jak trzeba coś naprawić. — Wyroby Joregowe dalekie były jednak nie tylko od perfekcji, one były dalekie od poziomu, który pozwalałby je uznać za choćby dobre. Nie było się w tej materii czym chwalić, toteż krasnolud skupił się na rozgrywce, a ta zaczęła się od, jakby mu się wydawało, pełnych politowania spojrzeń oponentów. Borgerd od początku zdawał sobie sprawę, że majątkowo odstaje od reszty towarzystwa, lecz lekkość z jaką pozostali przepuszczali niemałe przecież sumy, uzmysłowiła mu ponownie jak bardzo opłakany jest stan jego kiesy. Co gorsza, nie zanosiło się na to, by sytuacja miała ulec poprawie.
Pierwszą rundę przerżnęli, choć nie bez walki. Z kwaśną miną Joreg pożegnał się z równowartością czterdziestu denarów, jednocześnie wysłuchując zakrawających o hipokryzję rad Marcela.
— Właśnie nie, jakbyśmy rozegrali bardziej zachowawczo, byłoby po nich. Ale dobra, niech będzie. Zagram po twojemu, — Zgodził się jednak na warunki Marcela, mimo tego, iż odkąd Joreg pojawił się w jaskini hazardu, jasnobrody krasnolud wciąż dokładał na stół co raz to nowe i coraz większe stawki.
— Pieron was raził, mieliście szczęście.— Odpowiedział krótko Piernikowi i Dryblasowi. Wyczekał także, za ile tym razem wejdzie cała hazardowa ferajna, a na widok dwudziestu marcelowych nobli uśmiechnął się nerwowo pod nosem, starając się to jednocześnie zamaskować wygładzeniem wąsa.
Chciwe spojrzenie rudego osiadło na krasnoludzie jak jakaś klątwa, Joreg zdecydowanie poczuł presję ze strony pozostałych graczy, nawet, jeśli ta byłaby głównie wytworem jego wyobraźni. W końcu, aby nie odstawać od pozostałych aż tak mocno, jak w pierwszej rundzie, zdecydował dorzucić do puli aż pięć złotych nobli. Niby mógłby pozwolić sobie na ich stratę, lecz nie zamierzał tanio sprzedać skóry.
Krasnolud ponownie skupił się na rozgrywce, zarzekając się w duszy, że jeśli znów przerżną, znajdzie na szybko jakikolwiek powód, aby wyciągnąć Marcela z “Gorsetu” nim skończy się waluta, którą był gotów przepuścić.
► Pokaż Spoiler

Re: Targ rybny

: 26 sty 2023, 0:31
autor: Dziki Gon
Kolejna partia również nie przyniosła im sukcesu. Ponownie, przerżnęli o włos. Do zwycięstwa brakowało im niewiele, ale rozdanie zdawało im się nie sprzyjać, w przeciwieństwie do ich oponentów, zgranych jak bracia, którzy raz za razem ściągali ze stołu najlepsze znajdźki. Ostatnią rundę zakończyli przebijając ofertę Aldgassera rekontrą z wyżnikiem po pannie.
Marcel zabluźnił szkaradnie po krasnoludzku, podlewając sobie kwaterkę i opróżniając ją chwilę potem, równie chwacko co pierwszą. Napełniwszy ją z powrotem, podsunął Joregowi, aby się poczęstował.
Pij, młody.
Rober — wyszczerzył się Pierik, cisnąwszy kartami o stół i ochoczo zgarniając wyłożoną przez krasnoludy kupkę złota na swoją stronę. — Dobra gra.
Dla kogo dobra, dla tego dobra. — Starszy krasnolud otarł usta wierzchem dłoni, szykując się do wychylenia kolejnego kielicha. — Więcej u was szczęścia niż rozumu! Ale kiedy sobie pomyślę, to nie za często trykałeś łokciem drągala? E? Wylęgańcu? Odpowiadaj, bo kułakiem zapytam!
Pierik zmarszczył brwi, chowając wygraną do sakwy. Jego spojrzał niepewnie na kompana. Wyraz twarzy Marcela i jego ton zdradzały, że wzburzenie było bardziej udawane, obliczone na prowokację. O ile jednak ich oponenci chętnie podejmowali wykalkulowane ryzyko zagrania z rozrzutnym krasnoludem, o tyle nie palili się do rękoczynów.
Co wy też, panie krasnolud… My tylko ustalone sygnały… — zaperzył się dryblas.
Po tym poznasz chuja, że ci w oczy buja! Słyszałeś go młody? On będzie starego wygę pouczał, co ustalone, a nie, oszczywęgieł jeden!
Wybuch Marcela, udawany czy nie, ściągnął na niego uwagę pozostałych obecnych w pomieszczeniu karciarzy i kosterów. W tym dyskretną kilku podpierających ściany a trzymających się cieni jegomościów w szarych kaftanach, mogących być wyłącznie wykidajłami, kolegami pilnującego wstępu Cyklopa. Nawet zblazowana kurewka zdawała się oprzytomnieć.
Ale nie ze mną te numery! Gramy jeszcze raz, bo jak nie, to inaczej sobie porozmawiamy, próżnojady! Myślicie, że Aldgasser to pierwszy lepszy kiep, któremu można nasmrodzić i uciec? Geld na stół! Wszystko, coście wygrali!
Obydwaj przeciwnicy spojrzeli po sobie. Dryblas wstał od stołu, dowodząc prawdziwości nadanego mu przezwiska oraz chęci ucieczki. Smrodu przy tym nie wydalił, choć minę zdawał się mieć nietęgą. Jego kompan, mający widać więcej zimnej krwi, nie przestawał mierzyć wzrokiem starszego krasnoluda, a dokładniej jego rąk.
Od pobliskiej ściany, leniwie, oderwał się właśnie jeden z wykidajłów i powoli, choć stanowczo ruszył w ich kierunku.
Joreg, mający niejakie obycie z awanturami ocenił szybko szanse. Pięciu przeciwko dwóm, przy czym tylko trzech z tamtych wyglądało, jakby mogli stanowić wyzwanie większe niż „jeden strzał i gleba”. No i siłą rzeczy trzeba było jeszcze brać pod uwagę Cyklopa za drzwiami. Lub żywić nadzieję, że płacą mu na tyle podle by uznał, że ogarnianie pierdolnika za plecami nie należy do jego obowiązków. Gorzej, jeżeli szczerze lubił swoją robotę.

Re: Targ rybny

: 27 sty 2023, 11:33
autor: Joreg
Widząc finał kolejnej rozgrywki, Joreg odebrał darowaną kwaterkę. Zawartość wypił duszkiem i zamaszyście odstawił puste naczynie na blat stołu.
— No kurważ mać… — Zdołał skomentować bardziej do siebie, niż pozostałych, nim Marcel nabrał ochoty do rozwiązań mniej szlachetnych niż te hazardowe. Widząc jak rozwija się sytuacja, krasnolud także wstał od stołu, mniej więcej w tej samej chwili, co Ten Dryblas. Nie mogąc powstrzymać w sobie rozbawienia, parsknął na wzmiankę o “trykaniu drągala”.
— Bez nerw, panie Marcel. Coś nam karta nie idzie, ale nie widziałem, żeby oszukiwali. — Starając się załagodzić sytuację, Joreg wymownym gestem głowy wskazał Dryblasowi, by ten się oddalił.
— Zgadza się, ryży? Wszyscy w porządeczku, jak to w szanowanej szulerni. No, ale chyba dość już tu waluty zostawiliśmy, panie Marcel, a zdaje się, że znam lepsze miejsce żeby kontynuować. — Zgodnie z zaleceniem Oleny, Joreg zamierzał uniknąć burdy, nawet, jeśli istniały realne szanse na wygranie w starciu z wykidajłami. Nie chciał niepotrzebnie ryzykować i widząc podchodzącego już w ich stronę ochroniarza, wyciągnął przed siebie rozłożone pokojowo dłonie.
— Spokojna głowa, rozliczamy się tylko i wychodzimy, nikt tu nie szuka kłopotów. — Drugi, równie ważny czynnik, to walka wręcz, w której Joreg nie czuł się nadzwyczajnie. Choć nie brakowało mu siły, to jednak cierpiała na tym technika i gdyby doszło do mordobicia, to istniała duża szansa, że właśnie jego gęba zostałaby obita.
Poznając z wolna charakter Marcela, wpierw za pośrednictwem jego własnej żony, potem z krótkich opowieści napotkanych osób, a w końcu osobiście, Joreg spodziewał się, że Aldgasser rzuci się zaraz na kogoś z pięściami, a on sam, będzie zmuszony opowiedzieć się po czyjejś stronie.