Baszta Złodziejska

Obrazek

Portowe miasto o potężnych murach, bardzo bogate i zawdzięczające owo bogactwo handlowi oraz czarodziejkom — u jego wybrzeży, na wyspie Thanedd mieści się ich siedziba i akademia zwana Aretuzą. Jej utrzymanie zapewnia pracę bez mała połowie mieszkańców.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 14 sty 2021, 13:55

Obrazek W samym środku placu rybnego targu, w otoczeniu kilku rosnących u jej podnóża platanów, wznosi się charakterystyczna, górująca nad okolicznymi domami konstrukcja ze stożkowym, ceramicznym dachem. Jej budulec, jasny i miejscami niejednolity kamień, został pozyskany z morskiego dna i sprawdził się lepiej niż nieźle do wzniesienia stabilnej konstrukcji. W dawniejszych czasach baszta spełniała zawarte w jej nazwie przeznaczenie jako miejsce aresztu mniej znacznych kryminalistów i awanturników. Obecnie tylko częściowo spełnia dawne powołanie, mieszcząc w sobie kwatery miejskich pachołków oddelegowanych do utrzymywania porządku na targu, zaś wyższe kondygnacje służą za zaplecze dla tutejszych mierników i urzędników kontrolujących napływ towarów do miasta. Z kolei rozległe piwnice wieży wprost idealnie nadają się na składowisko towarów — ich chłodne i cieniste zakamarki są w stanie przedłużyć życie niejednego połowu, skazanego na szybką utratę przydatności do spożycia, kiedy późną wiosną i latem duszny i nasłoneczniony plac wokół wieży nabiera właściwości patelni. Co bardziej przebiegli kramarze próbują wówczas uszczknąć przynajmniej cienia baszty i platanów, zwykle tylko po to, by niemal od razu zostać wygonionymi przez pachołków. Bez stosownych koneksji (lub łapówki dla urzędników) nie lza zagrzać tu chłodnej i wygodnej miejscówki.
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 06 sty 2022, 15:30

Isabella stanęła w cieniu pod Basztą Złodziejską rozglądając się z zainteresowaniem z jednej strony, a z drugiej z pewnym zdegustowaniem. W Gors Velen miała okazję być jedynie raz w całym swoim życiu, a było to całe lata temu, kiedy dopiero rozpoczynała swoją naukę w Aretuzie i musiała przejechać przez całe miasto żeby się dostać na Thanedd. Pamiętała jednak, że mimo dużego wrażenia jakie zrobiło na niej zbudowana na elfich fundamentach metropolia, to nie zatrzymywała się nigdzie nawet na moment chcąc jak najszybciej przemknąć przez jej ulice, a jej opiekun zdawał się to rozumieć. Wchodząc tu była osobą stawiająca swe pierwsze kroki w poznawaniu arkan sztuk magicznych, prawdopodobnie już wtedy posiadała więcej wiedzy niż większość tutejszych mieszkańców razem wziętych, a jednocześnie była jedną z najżałośniejszych istot jaką wielu z nich tu widziało. Co prawda w trakcie setek lat istnienia Aretuzy na ulicach znajdujących się poniżej Akademii takich jak ona przewinęły się dziesiątki, może nawet i setki i z pewnością każda z nich uważała się za tą najgorszą i najżałośniejszą. Teraz jednak tak wiele się zmieniło - zamiast wchodzić do miasta i zmierzać w kierunku akademii, to zmierzała w zupełnie przeciwnym kierunku, miasto opuszczając. Kiedyś była ledwie dzieckiem stawiającym swe pierwsze kroki na drodze do poznania sekretów świata, a teraz przygotowywała się do zdobycia tytułu mistrzyni. Czekało ją jedynie kilka lat ciężkiej pracy, może kilka miesięcy jeśli będzie miała szczęście. Kiedyś też ludzie patrzyli się na nią z pożałowaniem, litością i śmiechem w oczach, wytykając ją sobie palcami, a teraz stała pośród nich przyciągając wzrok swą nieskalanym pięknem, które zdawało się być całkowicie nie na miejscu. Kiedyś miasto wydawało się jej pełne cudowności i tajemnic, a teraz? Czuła zdegustowanie ludźmi i dochodzącymi jej zapachami z targu rybnego.
Był jednak powód dla którego tu stała i rozglądała się - czekała na kogoś. Będąc młodą czarodziejką zbierającą doświadczenie musiała podróżować i znajdować patronat u mistrzów i mistrzyń magii, u których mogła się uczyć. Tak się składało, że już na wstępie swej podróży po Temerii i królestwach północy miała okazję usłyszeć, że mistrzyni Ofelia Karo wyrusza do Mariboru i potrzebowała przewodników lub towarzyszącego jej pocztu. A może nawet jednego i drugiego. Isabella uznała, że była to idealna okazja by dać się zauważyć innej czarodziejce, nauczyć się u niej możliwie jak najwięcej, a poza tym, podróżowanie w większej grupie zawsze było bezpieczniejsze. Co prawda potrafiła rzucać zaklęcia i wątpiła, że znalazłby się ktoś na tyle głupi by samodzielnie próbować ją zaatakować gdyby wiedział z czym przyszłoby mu się mierzyć, to grupa grasantów mogłaby stanowić dla niej drobne... utrudnienie w podróży. Tak więc stała w cieniu Baszty Złodziejskiej i czekała, siłą rzeczy chłonąc hałasy i zapachy miasta, smród miejskiego życia, zatęchłych ryb, przekrzykujących się kramarzy i wykłócającej się klienteli. Ugh. Pomyśleć tylko, że jeszcze kilka dni temu nie marzyła o niczym innym jak wyrwać się z Aretuzy, a teraz marzyła żeby tam wrócić.
— Oh, dajże mi spokój! - Powiedziała, gdy stojący obok niej koń szturchnął ją w ramię. Nie wiedziała co było gorsze - zapach Cantarelli czy miasta. Isabella natychmiast odepchnęła uzbrojoną w rękawiczkę ręką pysk zwierzęcia od siebie i otrzepała je jedna o drugą. To będzie długie oczekiwanie i chyba jeszcze dłuższa podróż...
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 07 sty 2022, 23:28

Górujące nad placem słońce tego dnia wykonywało swoją robotę nad wyraz zdecydowanie i sumiennie, potwierdzając ziszczenie się pierwszych dni lata. W rezultacie zaduch wypełnił otaczający basztę rybny targ równie rychło co poprzedzająca go ciżba — handlująca czym popadnie, w przeważającej większości dzisiejszymi połowami i wszystkim, co morze wyrzuciło tego ranka na brzeg.
Kiedy z jednej strony pozbyła się pyska zniecierpliwionej przedłużającym się czekaniem w duchocie Cantarelli, z drugiej przypadł do niej nagabujący sprzedawca ostryg, zachwalający „panience” swoje wyroby z wyjątkową nadgorliwością. Powodu tej ostatniej nie trzeba było długo się domyślać — małże wyglądały na cokolwiek oślizgłe i wątpliwe było, by od kolejnej godziny lub dwóch na nasłonecznionym targu przybyło im świeżości albo zainteresowania ze strony kogoś innego niż okolicznych bezpańskich kotów, wygrzewających gromadnie futra na pobliskich murkach.
Sprzedawca nie naprzykrzał jej się dłużej i bardziej niż klacz. Widząc obojętność dziewczyny oraz kose spojrzenia handlarzy w przeciwieństwie do niego opłacających najlepsze miejscówki przy wieży, zniknął gdzieś w tłumie na poszukiwaniach mniej świadomych a bardziej sprzyjających nabywców.
Inaczej niż podczas jej pierwszej wizyty w mieście wiele lat temu, część przekupniów i przechodniów traktowało ją z ostrożną rewerencją. Nawet jeśli z daleka nie patrzyła im jeszcze na pełnoprawną czarodziejkę, to przynajmniej na pannę z dobrego domu lub potencjalnie zamożną klientkę, a uchybienie takiej byłoby zbędnym nietaktem. Kilkoro szerokimi uśmiechami i jeszcze szerszymi gestami zapraszało ją nawet w stronę swoich kramów, oferując przymilnie darmowe próbki, a w niej samej widząc najpewniej darmową reklamę dla swego stoiska.
Oczekiwanie, istotnie, dłużyło jej się. Nic tedy dziwnego, że z ulgą powitała jego (przynajmniej pozorny) koniec. Zwiedziała się o nim zaś jeszcze zawczasu — z reakcji zebranego na placu tłumu i poruszenia, który zapanował w nim na krótko przed pojawieniem się Ofelii Karo. Ciżba, jak dotąd rojąca się we wszystkie strony i nieprzebita, poruszyła się nagle i poczęła rozstępować. Jeden z najbliżej stojących rybaków wypuścił z rąk niesiony właśnie kosz z połowem i zupełnie niepomny tego faktu zastygnął w miejscu jak spetryfikowany i z rozdziawioną gębą. Grupa szwendających się od dłuższego czasu wyrostków, powpadała na siebie w zamieszaniu i stawała na palcach, wyciągając szyje byle tylko dostrzec nadchodzącą kobietę. Nie, nie kobietę, zjawisko.
Ofelia Karo, choć ubrana w najpospolitszy męski strój do jazdy, w upiętych wysoko dla pośpiechu i wygody ciemnoblond włosach, sunęła niespiesznie przez ciżbę, rozstępującą się przed nią instynktownie i posłusznie niby morskie fale przed Janem Bekkerem. Objuczonego konia prowadziła tuż obok, za uzdę. Isabella, choć nie widziała jej nigdy przedtem, nawet przez moment nie miała wątpliwości, że oto nadchodzi jej przyszła zleceniodawczyni, choć gdyby zapytać wszystkich wokół, ci z pewnością byliby przekonani, że oto Lilwani lub inne bóstwo jakoweś zstąpiło tego dnia między śmiertelnych, na duszny, śmierdzący rybą plac. Nawet grzejące zady na murku koty zdawały się obracać głowy.
Bóstwo promieniejąc postawą i kompleksją zwyczajowo uwiecznianą w elfich marmurach, zatrzymało się pod basztą, również rozpoznając Isabellę jako zleceniobiorczynię. Nie było to zadanie szczególnie trudne — ze wszystkich obecnych pod basztą osób tylko ona miała ze sobą konia.
Mocy wszechobecna — wybrzmiały pierwsze słowa bóstwa, padające z lekko skrzywionych bladoróżowych ust o drobnym wykroju, kiedy płonące jak stal wejrzenie błękitnych oczu otaksowało Chatillardównę od stóp do głów. — Masz ty za sobą chociaż sześć klas, adeptko?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 08 sty 2022, 14:32

Zamieszanie które powstało na placu zwiastowało koniec jej oczekiwania. Isabella przyjęła to z ulgą bowiem stanie dłużyło się jej strasznie - nie tylko z powodu gorąca, które było odczuwalne nawet w cieniu baszty, ale też zaduchu ryb drugiej świeżości, hałasu towarzyszącego pokrzykiwaniom i nawoływaniom do kupna czy też samych sprzedawców, którzy poczynali jej zwyczajnie działać na nerwy. Co prawda większość z nich ograniczała się jedynie do posyłania jej zachęcających uśmiechów i machania ręką by podeszła do ich stoiska i spróbowania ich towarów, a może nawet kupna, ale znalazł się jeden na tyle odważny i bezczelny, że podszedł do niej z oślizgle wyglądającymi małżami, na których sam widok mogło się człowiekowi zrobić niedobrze. W Aretuzie podanie czegoś takiego do jedzenia byłoby niedopuszczalne, ale widać poza murami Akademii ludzie mieli całkowicie inne pojęcie co dopuszczalnym do jedzenia było, a przynajmniej do próby wciśnięcia innym żeby to zjedli i się pochorowali. Ugh. Szczęśliwie i on nie naprzykrzał się jej długo - jej krzywe i zdegustowane spojrzenie, a także ewidentna niechęć i innych sprzedawców dla konkurencji szybko zmusiła go do odwrotu i całe szczęście.
Isabella skierowała swe spojrzenie w miejsce nagle powstałego chaosu i tak jak wielu, którzy to oniemieli lub zastygli w bezruchu na widok sunącej przez ciżbę Ofelii Karo, także i ona zamarła. Trudno się było zresztą dziwić reakcji zarówno mężczyzn, którzy wypuszczali noszone towary, czy to dotychczas biegającym dzieciom, handlarzom czy zazdrosnym kobietom. Mistrzyni Karo była zwyczajnie piękna, tak piękna, że Isabella na powrót poczuła się brzydalem i pokraką, którą była lata wcześniej. Ofelia zbliżała się coraz bardziej w jej stronę, a umysł adeptki zaczął pomału wracać ze stanu spetryfikowania do myślenia, choć robił to w całkowicie ociężały sposób, wciąż skupiając się w coraz bardziej wypełniającej świat przed nią czarodziejki. Mimo wszystko nagle naszło ją olśnienie, wyrażone w jednym słowie, które lotem błyskawicy rozeszło się po jej umyśle. Glamarye - Pomyślała. Miało to całkowity sens biorąc pod uwagę reakcję zarówno mężczyzn wokół jak i jej samej. Jednak nawet świadomość tego, że Ofelia zastosowała do upiększenia ten znany czarodziejkom specyfik, który potrafił zawrócić w głowie niemal każdemu, to wciąż nie umniejszało to wcale w tym co właśnie widziała i czuła. A czuła nagły przepływ gorąca uderzający ją w twarz i łaskotanie w żołądku. Musiała się opanować bo oto była ona już tuż tuż.
— Tak mistrzyni Karo. Mam sześć klas. - Powiedziała szybko, a zaraz dodała, poprawiając się. — To znaczy, mam więcej klas. Moja oficjalna nauka w Aretuzie dobiegła końca, to znaczy... wciąż trwa, ale już poza nią... Ehm. Jestem Dwimveandrą. - Powiedziawszy to zaczerwieniła się jeszcze bardziej czując na sobie spojrzenie bogini, która stała oto tuż przed nią i musiała się upominać by wziąć się w garść. To był tylko Glamarye. Tylko i aż.
Ilość słów: 0

Kris
Awatar użytkownika
Posty: 68
Rejestracja: 30 mar 2018, 0:40
Miano: Ziggrund Farkas
Zdrowie: Złamany nos

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Kris » 09 sty 2022, 22:16

Interesy z kupcami, psia jego mać, tylko same kłopoty. Cwaniacy chędożeni.
Ta myśl często przychodziła do niego. Tak mu naobiecywali złotych gór, a ostał mu się ino urobek na kilka dni mieszkania w Novigradzie. Ostatniego dnia, dostał list, że odziedziczył spadek po wuju, u którego czasami terminował za młodszych lat. Nie czekając więc dużo dłużej udał się do Gors Velen, aby odebrać swoją należność. Był to mieszczański piętrowiec, wymagał co prawda trochę remontu, odświeżenia tynków. Nic trudnego, dla zaradnego krasnoluda. Gdy już otrzymał co miał otrzymać, zjawił się u niego poborca podatkowy, który wręczył mu list, zawarte w nim było, że do dnia takiego i takiego ma opłacić podatek. Zigg patrząc na kwotę jaką należy uiścić, o mało nie zemdlał. Korzystając trochę z doświadczeń miasta, udał się do pobliskiej knajpy. Podszedł do baru, wziął jakieś najnędzniejsze piwo, na które go było stać.
- Podatki wykończą nas wszystkich, ileż to trzeba zdzierać - złorzeczył.
Kilka osób podchwyciło od krasnoluda, i też słychać było o horrendalnych daninach, nakładanych w Gors Velen. Z tłumu wyłonił się inny krasnolud. Widać, że był bywały w świecie, znał się na różnych plotkach.
- Powiadacie, że podatki takie drogie - rzekł napotkany krasnolud do Zigga.
- Ano drogie, nie słyszeliście może gdzie by można było grosza zarobić? - zapytał.
- A słyszałem plotki, że jakaś magiczka szuka najemnika, czy kogoś takiego. Podobno w drodze do Mariboru. A jak sam pewnie się domyślasz one płacą niezgorzej - rzekł towarzysz.
- Tak, to prawda całkiem nieźle płacą czarodziejki. Kiedyś dla jednej coś wykuwałem i było to bardzo intratne zajęcie. Gdzie można się do niej zgłosić, bo trzeba byłoby się odkuć po przygodzie w Novigradzie. Na którą szkoda strzępić ryja, panie - lekko posmutniał, pociągnął z kufla.
- Podobno można się do niej zgłosić w okolicach, którejś baszty. Całkiem możliwe, że koło tej złodziejskiej. Życzę powodzenia - stuknął się kuflem z Ziggiem i odszedł w swoją stronę.

Dopił piwo, po czym zebrał się do drogi. Wyruszył we wskazanym kierunku. Mając w głowie nadzieję, że los jak i panienka Melitele w końcu się do niego uśmiechną. Pełen zapału po dłuższym marszu zaszedł pod wskazaną basztę. Zaczął się rozglądać dookoła szukając wzrokiem magiczki, albo chociaż kogoś o charakterystycznych szatach, czy ubiorze wskazującym na zajmowany przez daną osobę status.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 10 sty 2022, 1:57

Czarodziejka złagodniała nieco, biorąc wstępujące na twarz Isabelli pąsy za przejaw modestii lub respektu. Nieco.
Dwimveandra — powtórzyła składając usta o szlachetnym wykroju w ciup, w grymasie zastanowienia. — Adeptka na wylocie. Na południe, prosto z Gors Velen… Sprytnie to sobie wykombinowałaś, co?
Mistrzyni podrzuciła głowę z podróżną koafiurą, przyglądając się dwimveandrze baczniej, lecz Isabella nie potrafiła powiedzieć, czy życzliwiej zarazem. Odpowiedzi na postawione pytanie najpewniej nie oczekiwała i coś podpowiadało jej, że lepiej ją zmilczeć, nawet pomimo pozornie zachęcającego i familiarnego tonu, którym zostało ono zadane. Nie myliła się. Mistrzyni Karo zaraz podjęła urwany wątek samodzielnie.
Zaznaczałam i wyraźnie podkreśliłam — zaznaczyła i wyraźnie podkreśliła — Że zależy mi na zorganizowaniu kompetentnego przewodnika, lub zbrojnej eskorty. Zawodowców, a nie…
Czarodziejka powściągnęła język, mitygując się w ostatniej chwili. Krzyżując ramiona, przeniosła ciężar z jednej nogi na drugą, po raz kolejny taksując adeptkę Chatillard. W niewyjaśniony sposób robiąc to z góry, pomimo faktu, że obydwie były niemal identycznego wzrostu.
Zależało mi na kimś bardziej doświadczonym — skończyła, po czym dodała, już nieco łagodniej. — Droga przed nami będzie trudna i daleka, dziewczyno. Potrafisz radzić sobie na szlaku? Wyczarujesz coś przyzwoicie poza aine? Albo przynajmniej znasz drogę do Mariboru?
Niespodziewane odpytywanie przez mistrzynię poza murami Aretuzy przerwało pojawienie się krasnoluda, rozglądającego się na tyle blisko i ostentacyjnie, by zwrócić na siebie uwagę dwóch kobiet konwersujących właśnie pod basztą. Jedna z nich, choć ubrana zwyczajnie jak do jazdy, z koniem pod wierzch pod ręką, wyglądała na dojrzalszą. I tak, że kariatydy w elfich pałacach zieleniałyby z zazdrości, gdyby przeszła pod gzymsem. Chociaż drugiej kobiecie niesposobna było niczego ująć pod względem urody, to w dziwny sposób obecność tej pierwszej czyniła ją prawie niezauważalną.
Możemy — zwróciła się bezpośrednio do brodatego krasnoluda oraz jego uwagę, najpewniej rozwiewając przy tymjego wątpliwości względem swojej przynależności do bractwa, czy może raczej siostrzeństwa czarodziejek — W czymś pomóc?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 10 sty 2022, 11:23

Isabella czuła się niczym adeptka pierwszego roku, gdy znalazła się pod czujną obserwacją i pytaniami mistrzyni Karo. Czuła się zagubiona, niemądra i nieatrakcyjna, ale była to tylko część tego co czuła - jak każda czarodziejka Ofelia była piękna, a Glamarye tylko wzmagał ten efekt nie pozwalając się młodej adeptce odpowiednio skupić czy to na formułowaniu własnych myśli czy tym co mówiła mistrzyni. Robiła jednak co mogła by zachować odpowiednią prezencję i fason przed rozmówczynią, co chwilowo nie wychodziło jej nazbyt dobrze, ale z każdą upływającą chwilą nabierała nieco większej pewności siebie, a przede wszystkim kontroli nad swymi nieco dziecięcymi i niemądrymi odruchami, gdy zachowywała się jak niczym młoda trzpiotka czy zadurzona po uszy dziewczę w przystojnym młodzieńcu, której tylko jedno spojrzenie wystarczała by spłonąć rumieńcem i począć się jąkać. Na takie coś nie mogła sobie pozwolić, a jednak tak się działo, niemalże wbrew samej sobie. Tak jak i to, że czuła, że niemalże się kurczy pod jej bacznym spojrzeniem, gdy taksowała ją wzrokiem. Może faktycznie nieco się kurczyła - nawet wyniesiony zarówno z lat jej nauki jak i jej... brzydszych lat.
— Ekhm. Obawiam się, że jestem jedyną, która się stawiła, mistrzyni... — Powiedziała to nieco przepraszającym tonem jak gdyby to była jej wina. — Pomniejsi ludzie zdają się zbyt się bać żeby udać się do Mariboru... Zresztą nawet gdy spędziłam chwilę za murami Aretuzy da się pośród mieszkańców wyczuć napięcia i strach. Nawet idąc tutaj widziałam kilku sprzedawców starających się wykorzystać sytuację sprzedając śmiecie nie mające żadnej wartości, a mające mieć magiczne właściwości i chronić przed zarazą. — Powiedziała na koniec z niesmakiem i pogardą.
— Jestem wstanie wyczarować Grot do obrony, jeśli będzie trzeba czy rzucić zaklęcie Ochrony. — Powiedziała Isabella nieco się prostując i chcąc wywrzeć bardziej pozytywne wrażenie swoją pewnością siebie w tych dziedzinach. — Znam się też na Telekinezie i jeśli zaszłaby taka potrzeba byłabym wstanie próbować swych sił w magicznym leczeniu, chociaż... — Tu się popatrzyła na Ofelię. - Wątpię, że byłby to satysfakcjonujący pokaz mych umiejętności.
— Obawiam się też, że nie mam jeszcze dużo doświadczenia. W końcu jako dwimveandra dopiero mam je zdobywać, a gdzie nie lepiej je zdobywać jak na szlaku? Co do drogi na Maribor... — Tu Isabella zawahała się na moment, zastanawiając się. Była z Temerii, szczególnie z jej bardziej południowych okolic od Mariboru i pokonała stamtąd drogę do Gors Velen. Jeśli wyruszą na wschód i wejdą na jeden z głównych traktów, to powinni tam trafić, szczególnie im bliżej będzie do Mariboru, to tym lepiej powinna kojarzyć okolicę... Pytanie jednak czy "mniej więcej" zadowalałoby mistrzynię. — Pochodzę z tamtych okolic, to jest na południe od Mariboru. Powiedziałabym, że byłabym wstanie tam dotrzeć. Oczywiście nie jestem przewodnikiem, więc jeżeli znalazłby się ktoś kto uczęszcza drogą na wschód zdecydowanie częściej, to z pewnością robiłby za lepszego przewodnika ode mnie. Ale jeśli... — Tymczasem jednak, ku jej uldze, uwagę mistrzyni zwróciła osoba w postaci krasnoluda, który dla całkowicie skupionej na mistrzyni Karo Isabelli, wyrósł niczym jak spod ziemi. Dziewczę także zwróciła swój wzrok na niego z pewną rezerwą w spojrzeniu, ale nijak nie komentując jego obecności w żaden sposób.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 11 sty 2022, 0:32

Pomimo apologetycznego tonu, kobieta zwięzła oczy z nieukontentowania na celne wypomnienie jej oczywistości, jaką była absencja pozostałych chętnych.
Pomniejsi? — powtórzyła dla upewnienia się, a jej spojrzenie pokosiło na kręcącego się w pobliżu krasnoluda. — Ach.
Nagłe prychnięcie wyrwało się z jej ust, a wyraz najwyżej irytacji zagościł na jej obliczu. Miało to miejsce dokładnie wówczas, gdy wysłuchała relacji dziewczyny o pokątnych sprzedawcach zbawienia. Sprzedawcach panaceów, domorosłych odżegnywaczy zarazy.
Ciemnota i zabobon — skwitowała, spoglądając gdzieś w dal, w sobie tylko znany punkt ponad placem. — W czasach takich jak te zawsze mają szczególnie łatwy przystęp do ludzi, których jedyną winą jest strach i niewiedza. Obawiam się, że przyjdzie natykać się nam na więcej podobnych indywiduów.
Nagła, choć ledwie wyczuwalna zmiana w głosie mistrzyni, a może i krótki przebłysk nieodgadnionego spojrzenia, którym zaszczyciła przelotnie Isabellę, niosły w sobie zmianę w nastawieniu. Zwłaszcza w reglamentowanej jej do tej pory życzliwości.
Tak, tak — weszła jej szybko w słowo, bardziej zainteresowana własnymi paznokciami niż referencjami świeżo upieczonej dwimveandry. — Sagitta aurea, magiczna protekcja… Nie zaimponujesz mi tym dziewczyno. Ale po prawdzie nie musisz. Nie spodziewam się za wiele po twojej głowie, ale myślę, że masz ją na właściwym miejscu. Podobnie jak serce. To mi wystarczy. Na razie.
Swoją drogą — nie wytrzymała, pozwalając sobie na dygresję, odwracając się od krasnoluda, którego odpowiedzi wciąż oczekiwała, przyglądając mu się z pewnego dystansu, uważnie, choć nienatarczywie. — Z których dokładnie okolic na południe od Mariboru?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 12 sty 2022, 21:33

Cóż, czego innego mistrzyni Karo mogła się spodziewać po "adeptce na wylocie" jeśli nie znajomości przynajmniej kilku elementarnych zaklęć, które należały raczej do jednego z podstawowych repertuarów wielu czarodziejek i nie były czymś szczególnie imponującym w praktykowania ich rzemiosła? Isabella nie wiedziała, ale też i nie była zaskoczona tym, że wcale jej nie zaimponowała. Czarodziejkom zawsze trudno było zaimponować, nawet tym najmniej znanym i znaczącym - czy do nich należała właśnie Ofelia Karo? Prawdę mówiąc, gdy miała się nad tym zastanowić, to nie słyszała o niej wiele, jeśli cokolwiek. Nie znaczyło to jednak wiele, mistrzyni Karo wciąż mogła być ekspertką w swojej dziedzinie, mającą za sobą całe dekady doświadczenia lub nawet i więcej, ale też równie dobrze mogła być od niej nie tak wiele starsza. W przypadku czarodziejek ustalenie wieku mogło być problematyczne, chyba, że mówiło się o tych najsłynniejszych i najlepiej znanych, które służyły na dworach królewskich czy nauczały kolejne pokolenia nowych czarodziejek czy może wsławiły się czymś wybitnym i zapisały się już na kartach historii...
— Oh? - Isabella przeniosła swoją uwagę ponownie na mistrzynię. Krasnolud widać, jak to z nimi często bywało, zwyczajnie zachowywał się gburowato i nie odpowiedział na zadane mu pytanie i zwyczajnie dalej wlepiał w nie wzrok, nawet nie udając, że nie jest zainteresowany ich obecnością. — Mniej więcej w połowie drogi głównego traktu łączącego Mayenę a Cleves, która to droga idąc dalej na północ prowadzi do Mariboru znajduje się zamek Chatillard. To są moje rodzinne strony, tam się urodziłam. — Powiedziała obojętnie, jak gdyby było to nic nie znacząca informacja. — Prawdę mówiąc, to wątpię, że po dwóch wojnach z Nilfgaardem z zamku pozostało coś więcej niż bliżej nieokreślona kształtem kupka gruzu...
Ostatnio zmieniony 13 sty 2022, 20:23 przez Isabella Chatillard, łącznie zmieniany 1 raz. Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 13 sty 2022, 17:25

Istotnie, okolica. Może i nie najbliższa, ale… — mistrzyni pogrążyła się w krótkiej zadumie, nie zwieńczyła napoczętej myśli. Raz jeszcze obejrzała się w dal, na rysujący w oddali za konturami budynków horyzont morza. Wyrwana z zamyślenia, uderzyła otwartą dłonią o udo opięte sznurowanymi bryczesami, przyciągnęła za uzdę krnąbrnego konia, odwracającego łeb w kierunku jednego ze stoisk.
Niech stracę — odparła, może nieco nazbyt wyniośle i łaskawie. — Nie odmawiam prośbie, dozwalam ci przyłączyć się do mnie na czas wędrówki. By wilk był syty i owca cała, wspomożesz mnie w jej organizacji. Co znaczy, że będziesz robić dokładnie to, co ci mówię i za co ci płacę. Nie oczekuj, że będę wycierała ci nosek ani udzielała korepetycji, adeptko. Pozostałych członków eskorty możemy zwerbować już po drodze, ta okolica i tak jest dosyć bezpieczna, jak mi się zdaje…
Niepewność, jedna jej fałszywa nuta zdawała wkradać się w głos mistrzyni Karo, czy tylko jej się zdawało?
Obowiązek ten sceduję przy najbliższej okazji na ciebie, adeptko Chatillard. Możesz od razu podać mi swoje imię. I zechcieć pamiętać na przyszłość o podawaniu go na początku konwersacji — nie czekając zbyt długo na oficjalną introdukcję, kobieta obróciła wierzchowca w kierunku bramy. Ludzie kłębiący się na placu brali poprawkę na każdy jej ruch, schodząc jej z drogi, czasem kłaniając się usłużnie. Choć kobieta z pewnością wywołała ten efekt celowo, nie mitrężyła, opuszczając zatłoczone miejsce bez żalu za ciekawskimi i zdumionymi spojrzeniami, które po pewnym czasie miały pełne prawo irytować.
Zaopatrzyłaś się w zapasy na drogę? — podpytała ją, a jej dłoń z naciągniętą nań przed chwilą jeździecką rękawicą z miękkiej, cielęcej skóry odruchowo powędrowała do własnych bagaży obijających się o bok objuczonego bułanka. — Zależy mi na jak najszybszym wyjeździe z miasta, potem nie zatrzymamy się najwcześniej niż na popas.
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 15 sty 2022, 23:08

— Isabella. Isabella Chatilard. — Powiedziała i dygnęła przepraszająco. Sądziła, że mistrzyni Ofelia wie jak się nazywa, szczególnie, że o jej imię się nie spytała a od razu zwróciła się do niej zgodnie z tytułem, rozpoznając w nią od razu uczennicę czarodziejskiego rzemiosła. Chociaż z drugiej strony, po tym jak się chwilę zastanowiła uznała, że z pewnością czarodziejki nie są szczególnie chętne do zapamiętywania imion zwykłych adeptek. Z całą pewnością jednak nie miała zamiaru jej tego wypominać. Koniec końców i tak dopięła swego, a może to mistrzyni zdobyła to czego chciała? W każdym razie, w teorii, wilk był syty i owca cała. Isabella miała szansę podróżować do Mariboru w towarzystwie mistrzyni magii, a Karo miała... hmm. Przewodnika i kogokolwiek tylko by sobie zażyczyła biorąc pod uwagę, że przyjść jej miało wykonywać wszystkie jej polecenia. Miała tylko nadzieję, że nie każe jej chodzić po wodę do rzeki, przygotowywać jej posiłków i nie wiadomo co jeszcze. Poza tym, nieważne że nie będzie jej uczyć i przekazywać swej wiedzy, wciąż będzie miała okazję widzieć co robi, oczywiście jeśli będzie coś robić i podróżować pod okiem kogoś doświadczonego, więc z pewnością nie groziło jej niebezpieczeństwo.
— Wydaje mi się, że posiadam większość niezbędnych rzeczy. Chciałam tylko sprawdzić jeszcze jedną lub dwie rzeczy na rynku nim ruszymy w drogę, ale nie powinno mi to zająć dłużej niż kilku chwil. Za pozwoleniem mistrzyni... — Isabella schwyciła Cantarellę za uzdę i poprowadziła w kierunku straganów. Tak jak powiedziała, sądziła że miała większość rzeczy. Jedyne co jej było potrzebne to może odrobina bardziej znośnego jedzenia niż suchy prowiant i woda, ot choćby butelka wina i... No właśnie. Czy potrzebowała czegoś więcej? Ubrania posiadała, zostały jej przekazane przez Aretuzę, podobnie zresztą jak i koń. Miała też prowiantu na tydzień. Czy potrzebowała czegoś jeszcze...? Mydła! Zdążyła przez ten krótki czas poza murami akademii zobaczyć (lub też poczuć), że ludzie nie darzyli kąpieli szczególną miłością i wątpiła, że wyjeżdżając poza miasto będzie miała okazję do zobaczenia mydła w najbliższym czasie. Ugh. Czemu ludzie byli tacy... nieokrzesani? Jeszcze się okaże, że w drodze nie będą mieli okazji zobaczyć balii wypełnioną wodą i przyjdzie im się kąpać w rzece. Ugh. Straszne!
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 18 sty 2022, 22:33

Mistrzyni skinęła przyzwalająco, kierując swą uwagę na własne juki oraz kilka straganów w przeciwnym kierunku.
Byle szybko, dziewczyno.
Isabella pociągnęła za sobą konia, ruszając w interesującą ją stronę. Canterella stukała podkutymi kopytami o bruk targu, parskając i bocząc się na tłumy, w które prowadziła ją jej właścicielka. Niektórzy gorzej wychowani przechodnie boczyli się i parskali również.
Upragnione mydło wypatrzyła jeszcze na jawie. Dostrzegła je już z daleka, dobrze wyeksponowane, choć na jednym ze stoisk znajdujących się na uboczu. Wyłożone na zielonych wonnych liściach pod prowizorycznym, płóciennym daszkiem składanego stoiska cieszyły oko pośród pozostałej oferty — kolorowych buteleczek i kamionkowych puzderek z nieznaną zawartością, pęków suszonych ziół, świeżych polnych bukietów.
Sprzedawczyni, młoda dziewczyna w powycieranym, poznaczonym śladami trawy kubraku z kapturkiem, choć niewiele starsza od Isabelli, dygnęła uprzejmie i uśmiechnęła się życzliwie, widząc jak ta przeciska się do jej kramu. Była obecnie jedyną klientką, rozmijając się o chwilę z wyniosłą mieszczką o wyjątkiem bladej kompleksji w spiczastym heninie.
Świeże, pachnące mydełka — zareklamowała swoją ofertę, łowiąc jej zainteresowane spojrzenie — Łagodne, niedrażniące ługi do prania bielizny i odzieży wierzchniej. Maści na moskity i ukąszenia, naturalne lekarstwa. Świeże zioła, dzisiaj zebrane. Co będzie?
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 19 sty 2022, 21:25

— Natychmiast mistrzyni. — Isabella odpowiedziała na przyzwolenie Ofeli i ruszyła w zakupowy wir. Cóż, może nie do końca zakupowy wir, gdyż doskonale wiedziała co pragnęła kupić i już z daleka była wstanie dostrzec nieszczególnie oblegane przez ludzi stoisko, do którego drogę blokowali jej ludzie wychowani równie dobrze co jej koń i z pewnością niektórym z nich przydałoby się przejechanie po zadzie szpicrutą i założenie im wędzideł w pysk.
Przebiwszy się jednak wreszcie do kramiku bez większych problemów mogła się przyjrzeć ofercie jak i sprzedawczyni, a prawdę mówiąc oferta była wcale przyzwoita. Będąc już tutaj zainteresowały ją zioła, które się tu znajdowały, wszak znała się na alchemii. Co prawda wątpiła, że będzie miała okazję warzyć mikstury w trakcie swej podróży, ale droga do Mariboru była daleka, a na miejscu z pewnością wszelkie specyfiki aptekarskie były wykupione, więc być może warto byłoby mieć jakiś drobny, własny zapas?
— Więcej osób powinno się zainteresować twoim straganem, zrobiłoby to nam wszystkim na zdrowie. — Powiedziała jej na przywitanie i przeleciała wzrokiem przez jej ofertę. — Potrzebuję mydła, jak to pięknie określiłaś, pachnącego które zmyje ze mnie trudy długiej podróży i zapach konia. I może skoro już mówiłaś o ziołach, to co znajduje się w twojej ofercie?
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Dziki Gon » 20 sty 2022, 1:12

Dziękuję za dobre słowo — odparła dziewczyna. — Ale nie mogę narzekać na brak klientów. Mogę zapakować jedno za pięć srebrnych groszy. Albo od razu trzy za nobla, w promocji. Uczciwie odmierzone. Zaś względem ziół...
Zanim dziewczyna zdążyła dokończyć, a jej wskazująca dłoń przesunęła się nad oferowane w asortymencie rośliny, Isabella rozpoznała kilka z nich, tych najbardziej charakterystycznych, z którymi miewała już do czynienia podczas zajęć.
Jako pierwsze dostrzegła wronie oko — ciemnoniebieskie, praktycznie granatowe dojrzałe owoce budziły pewne zaskoczenie w raczej pospolitym zestawieniu. Wronie oko było bowiem rośliną słynącą w równym stopniu z silnych właściwości leczniczych i pobudzających, co ze swojej toksyczności — istniała bardzo cienka granica pomiędzy dawką, która sprzyjała terapii, a taką, która prowadziła do otrucia zażywającego. W Aretuzie wielokrotnie przestrzegano ją przed pochopnym korzystaniem z tego składnika. I niedokładnością przy jego odmierzaniu.
Kolejnym interesującym towarem okazało się nie mniej uniwersalne od poprzednika jaskółcze ziele, żółte i niepozorne jak zwykły mlecz, wykorzystywane szeroko — od ukąszeń na owady i uczulenia, po substancje o działaniu wewnętrznym, głównie detoksykujące i przyspieszające gojenie ran ekstrakty.
Nietrudno było rozpoznać jej liście skorocelu zwanego pospolicie babką, bardzo użytecznego przy wyrobie opatrunków oraz wonny korzeń pimentu — nieco tajemnicze i nieczęsto spotykany w tym klimacie specyfik ceniony zarówno przez druidów, kucharzy i kochanków. Jakoby.
... bukieciki z mięty, mniszka i nagietka — słowa dziewczyny kolejno wskazującej gotowej pęczki ziół wyrwały ją z zamyślenia. — Dobre na trawienie i profilaktycznie, a ponadto zapewniają miły oddech. Rumianek, uniwersalny i w sam raz na dłuższą podróż, zwłaszcza w towarzystwie przyjaciółek. Szałwia tak samo, a w dodatku palona w ognisku bardzo dobrze odpędza owady. Wszystko świeże, dzisiaj zebrane.
Nie dawało się ukryć. Świeże i zebrane wprawną ręką. Widoczne w ofercie zioła nie różniły się prawie wcale od tych gotowych i spreparowanych, które zdarzało jej się widywać na ćwiczeniach.
Ilość słów: 0

Isabella Chatillard
Awatar użytkownika
Posty: 17
Rejestracja: 30 gru 2021, 13:43
Miano: Isabella Chatillard
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Baszta Złodziejska

Post autor: Isabella Chatillard » 20 sty 2022, 19:41

— Nie dziękuję. Powinno mi wystarczyć jedno, mam przynajmniej taką nadzieję, że mi wystarczy. — Isabella nie pamiętała na chwilę obecną jak długa będzie droga do Mariboru, ale w drodze na wschód wciąż miną przynajmniej jedną większą miejscowość, jak choćby Dorian. Jeśli będzie potrzebowała uzupełnić zapasy o produkty kosmetyczne, to nie powinno to stanowić tam większego problemu. W kwestii ziół zaś... ? Tu się wahała przeglądając asortyment sprzedawczyni, ale ostatecznie uznała, że mogła kupić kilka pęczków różnych roślin leczniczych. Choćby po to by móc wypić kilka naparów zamiast zwykłej wody. Wybór za to był tu dość interesujący.
— Wronie oko? — Isabella spojrzała się na aptekarkę unosząc przy tym z pewnym zaskoczeniem jedną z brwi ku górze. Nie spodziewała się znajdować tutaj takich roślin leczniczych. — Sama zbierasz swoje zioła czy skupujesz je od kogoś innego? Bo zaczynam być pod drobnym wrażeniem... — Nie czekając jednak na odpowiedź Isabella zaczęła wskazywać poszczególne rośliny i ziołowe pęczki, które sobie już upatrzyła. A prawdę mówiąc upatrzyła sobie całkiem sporo. — Wezmę pęczek rumianku i szałwii, a także porcję wroniego oka, jaskółczego ziela i liści skorocelu. Zapakuj to jakoś rozsądnie na drogę... A co mi tam, daj mi jeszcze tego ziołowego pęczku z miętą, mniszkiem i nagietkiem. - Isabella nie mogła ukryć przed samą sobą, że perspektywa czystości w postaci mydełka i miłego oddechu w postaci mieszanki ziołowej bardzo do niej przemawiały. Podobnie jak brak insektów, które mogły potencjalnie ją gryźć w nocy. Prawdę mówiąc, to nie mogła się powstrzymać żeby tego wszystkiego nie kupić. Rumianek zaś będzie mogła pić w postaci herbatki zamiast zwykłej wody, więc pomyślała, że sobie odpuści już wino i uda się od razu po zakupie i spakowaniu roślin do Ofeli. Co zaś się tyczyło pozostałych roślin leczniczych... Cóż, nie wiedziała co tak naprawdę się jej przyda ani kiedy, a sama nie miała ochoty później biegać po krzakach i lasach w poszukiwaniu ziół i kwiatów. Poza jaskółcze ziele i liście skorocelu zawsze będzie mogła później ususzyć i się z pewnością nie zmarnują.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław