Strona 6 z 16

Plac Skrybów

: 23 mar 2021, 10:16
autor: Dziki Gon
Obrazek Sąsiadujący od południowego zachodu z rynkiem głównym Plac Skrybów pełnił niegdyś funkcję rynku pomocniczego, na którym handlowano solą kamienną i kruszcami. Z czasem jednak skromne złoża pobliskich Gór Sinych zostały wyeksploatowane, kupcy przebranżowili się bądź splajtowali, a na dawnym Targu Mineralnym ostali się jeno skrybowie oraz ich pulpity, przy których sporządzali spisy towarów, umowy, weksle i wszelkiej maści obliczenia, czasem też świńskie fraszki dla krotochwili czy listy miłosne dla niepiśmiennych mieszkańców Ban Ard. Jako że tych ostatnich zawsze było pod dostatkiem, obrotni kopiści nie zasypiali gruszek w popiele. Wkrótce wszyscy w mieście wiedzieli, gdzie się udać, by list odczytać bądź zredagować własny, gdy samemu się nie potrafiło, a kojarzony ze skrybami plac obrodził w związane z piśmiennictwem sklepy i kramy, zyskując również obecną nazwę. Z bogatego asortymentu akcesoriów „biurowych” — od piór, nożyków, kałamarzy i atramentów, przez lak do pieczęci, tabliczki woskowe i rylce, po najrozmaitsze papiery i pergaminy — korzystają przede wszystkim rezydujący w pobliskiej Akademii Magii czarodzieje, lokalni możni, urzędnicy oraz oczywiście sami skrybowie. Z technicznego punktu widzenia plac jest kwadratem ubitej ziemi o boku około piętnastu sążni i luźnej kamienno-drewnianej zabudowie, której centrum stanowi nakryta żeliwną kratą nieczynna studnia. Nad placem góruje położona przy północnym jego krańcu trzykondygnacyjna kamienica z podcieniami nazywana Skrybówką, w której mieści się zagłębie ban ardzkiej działalności piśmienniczej. Jeśli wierzyć plotkom, oprócz romantycznych listów i pozwów obejmującej także kolportaż świńskich obrazków oraz treści wywrotowych.

Re: Plac Skrybów

: 02 lis 2022, 10:52
autor: Lasota
Lasota miał wrażenie, że poznał już podstawowe informacje i nic nowego nie przychodziło mu do głowy. Skrzyżował ręce przy piersi, wchodząc w pasywniejszą postawę.
— W porządku — zasygnalizował zakończenie potrzeby dalszych pytań. — Wspominałeś o sugestiach. Zamieniam się w słuch.
Słuchał przemowy jurysty, patrząc na Daromira rozpoczynającego zabawę nożem. Podobało mu się, że synek wykazywał zainteresowanie narzędziem, jakie niedawno otrzymał.

Re: Plac Skrybów

: 03 lis 2022, 23:44
autor: Dziki Gon
Sugerowałbym ostrożność w działaniu — zaczął jegomość, pocierając skroń szybkim, nerwowym ruchem. — Mojej klientce marzy się efektowny odwet, rodem z legend i opowieści. Rzecz w tym, że to, co dobrze brzmi w opowieści, w życiu miewa określone reperkusje. Zwykle nieładne. Kłopotliwe do naprawienia.
Mężczyzna pozwolił sobie na krótką pauzę dla odetchnięcia.
Zobowiązałem się działać w interesie panny Very. Jej oraz jej rodziny. Niekiedy zmuszony jestem przedkładać ów interes nad zachcianki i afekty mojej klientki. Na przykład tutaj i teraz.
Jurysta wyprostował się nieco i nabrał powietrza, stając naprzeciwko wojaka kontrastującego z nim do przesady zarówno ubiorem, jak i posturą.
Rodowa wróżda z redańskimi warchołami to ostatnie czego potrzeba szanowanemu w tym mieście nazwisku Trevedic. Nazwisku, które niedługo znajdzie się w gronie radców miejskich Ban Ard.
Norbert cofnął się pod ścianę zajazdu, wycierając obydwie dłonie w pantalony. Podniósł oczy na Lasotę, spoglądając na niego poważnie i nie odwracając wzroku.
Jakkolwiek zechcecie się wywiązać z kontraktu — podjął. — Prosiłbym was o możliwe rozsądną jego konkluzję. I możliwie dyskretną, choćby wbrew oczekiwaniom mojej klientki. Będę skłonny zmitygować jej niezadowolenie, a wam zagwarantować odpowiednią kompensatę za uwzględnienie mej prośby.
Jurysta postąpił do przodu, wyciągając dłoń w kierunku weterana. Brwi nad jego oczami ściągnęły się lekko, obdarzając waligórę wyczekującym spojrzeniem.
Czy mamy umowę?

Re: Plac Skrybów

: 04 lis 2022, 12:21
autor: Lasota
Po wysłuchaniu Norberta, Lasota westchnął głośno, skonfliktowany wewnętrznie. Właśnie chwilę temu oddał niebezpiecznej pannie amulet, za który groziłby mu stos, jako gwarancję wykonania zadania, więc chciał porządnie się za to zabrać. Z drugiej strony nie podobał mu się ten pomysł, ponieważ nie przepadał za okrucieństwem, a chociaż zdolny do jego uprawiania, uważał je za wytwór chorych głów. Z trzeciej strony argument uderzający w ton rodziny zadziałał na ojcu. Przeczuwał, że matrona Trevedic dbała o córki i dobro rodziny, więc skonfliktowanie jej z możnymi byłoby czymś podłym.
— Niech cię szlag, Norbert — rzekł podirytowany. — Zaprawdę umiesz przekonywać ludzi.
Pojawił się błysk w oku Lasoty, który zauważywszy wystawianą grabę, przybił ją niczym twardziel, z rozpędu i nieżałowanej mocy, aby zapieczętować umowę po męsku. Ale jej nie puścił, zamykając fikuśnego w potrzasku.
— Odzyskasz mój amulet i aktywnie mi pomożesz w tej robocie. Siedzimy w tym razem, Norbert — stwierdził twardo, a potem puścił prawicę jurysty.
— Zrobimy to klasycznie i czysto. Ratiz von Frentz popadnie w dług, którego nie spłaci — ujawnił początek swojego pomysłu dość dumnym głosem, bo wydawało mu się, że zabrzmiał dramatycznie. — Upozorujemy sytuację, w której szlachcic zostanie zmuszony do wydania całego grosza i zadłużenia się na poważną kwotę. Potrzebujemy lichwiarza, który pożyczy pieniądze Frentzowi. I hazardzisty, który doprowadzi do spotkania tych panów. Dopóki Frentz się nie spłaci, tak potkasz nicie przeznaczenia, żeby kopał latryny lub robił inne, niegodne jego pozycji prace. Natomiast ja wejdę w jego towarzystwo, bo sam jestem szlachcicem i myślę, że się dogadamy. Popchnę go w tę pułapkę. W ten sposób intryga wygląda tak, jakby sam się wpakował w kłopoty, a ja daruję sobie pozdrowień od Very. Co ty na to, Norbert?

Re: Plac Skrybów

: 05 lis 2022, 0:22
autor: Dziki Gon
Uścisnęli dłonie. Jurysta rozluźnił się ponownie, lecz stężał na krótko, kiedy Lasota przytrzymał jego rękę z intencją wymuszenia na nim aneksów do zawieranej właśnie na gębę umowy.
Dobrze. Zrobię, co w mojej mocy, żeby wam pomóc — przyobiecał mu, krzywiąc się przy tym i rozmasowując obolałą prawicę. — Zamieniam się w słuch.
Lasota zreferował mu swoje plany względem von Frentza. Norbert milczał, a z każdym słowem weterana jego twarz przybierała coraz bardziej zamyślony wyraz.
Tok waszego rozumowania idzie w pożądanym kierunku — zauważył, wzruszając ramionami. — Ale zasadniczą skazą tego planu jest nader optymistyczne założenie, że osobnik pokroju Frentza zechce przejąć się długiem. Szlachta nie zwykła respektować umów zawartych z niższymi stanem. Mówię o tym, mając niejakie doświadczenia w tej materii, ale po pierwsze i najważniejsze, to wiadome jest, że imć Ratiz dał się poznać jako osobnik lekce sobie ważący zobowiązania urzędowe jak i te bardziej… sentymentalnej natury. Spodziewałbym się, że nawet przy sukcesie waszego fortelu zechce po prostu zbiec z miasta, zanim wierzyciel naśle egzekutorów długu.
Norbert zacukał się, w zastanowieniu rozglądając się to tu, to tam jak gdyby spodziewał się, że oświecenie
Co w gruncie rzeczy doprowadzi do usunięcia się naszego problemu. I w aurze niesławy, a na pewno niewypłacalności… — podjął wątek z wahaniem. — Choć sam zainteresowany zwykł szczycić się podobnymi ucieczkami, więc pewnie nie uzna jej za plamę na honorze… Nie wiem, nie wiem. Hazardzista nie będzie problemem, ale lichwiarz... Jak zamierzacie przekonać szlachetkę do rozrzutności?

Re: Plac Skrybów

: 05 lis 2022, 11:08
autor: Lasota
— Nie zbiegnie z miasta — stwierdził pewnym siebie głosem. — Bowiem napotka przeszkodę. Mnie. — uśmiechnął się groźnie. — Spróbuje, to dostanie w ryj tak, że ujrzy litery prawa zamiast gwiazd.
Kiedy Norbert zdradził wątpliwości związane z pomysłem, uśmiech Lasoty zmienił cechę na serdeczną. Panowie zupełnie różnili się temperamentem oraz sposobem działania, a ta różnica była w ocenie wojownika całkiem zabawna.
— Będę improwizował. Muszę cwaniaka wyczuć, poznać; zobaczyć, jaki jest — gdy mówił, gestykulował żywo, wręcz obmacywał niewidzialną postać, podkreślając wagę poznania w sprawie Redańczyka. — Jestem jednak przekonany, że damy radę. Potrzebuję od ciebie, Norbercie, okazji do tego, żeby szlachetka jak najbardziej podpadł miastu. To w końcu miasto czarodziei, to niechaj będzie to lichwiarz czarodziejski. Pomóż mi go popchnąć w takie gówno, żeby prawo miejskie go pogrążyło. Ja go zatrzymam, żeby sprawiedliwość spadła na niego jak grom. W ten sposób utrzemy mu nosa. Praworządnie.

Re: Plac Skrybów

: 05 lis 2022, 22:21
autor: Dziki Gon
Przekonywujący argument — Norbert nie chciał lub nie zdołał ukryć parsknięcia ani zawartego w słowach przekąsu. Ale, jako że Lasota był od niego wyższy przynajmniej o głowę i jakieś pół cetnara cięższy, dodał szybko: — Nie, żebym kwestionował wasze umiejętności na polu, hmm, konfrontacji fizycznej. Uprzedzę was jednak, że imć Ratiz może sprawić wam więcej fatygi niż pan Jaksa. A nawet okazać się godnym oponentem.
Pomimo różnic w temperamencie i sposobie działania, jurysta przyjął dalszą część planu Lasoty z aprobatą.
Tak, zdecydowanie winniście go najpierw wybadać. Jego i jego otoczenie — zaczął żywo, lecz zwolnił na wzmiankę o lichwiarzu. — Panowie czarodzieje, a przynajmniej ci, którzy coś znaczą w naszym mieście, nie zwykli zadłużać się u pospolitych lichwiarzy. Biorą pożyczki w krasnoludzkich bankach. Giancardi użyczają im kredytów na bardzo atrakcyjny procent…
Lasota nie dałby sobie uciąć głowy, ale sposób, w jaki Norbert wypowiada „panowie czarodzieje”, zdawał się skrywać niechęć lub inny rodzaj ansy.
I tu leży bies pogrzebany — westchnął, ocierając sperlone potem czoło wierzchem dłoni. — Znalezienie lichwiarza i przekonanie go, że młody von Frentz jest wartym zachodu dłużnikiem. Niełatwe zadanie, ale podejmę się go.
Ale sam pomysł skłócenia go z czarodziejami… — podjął po chwili, bardziej myśląc na głos, niż zwracając się do Lasoty. — Tak. On też ma potencjalną rację bytu. Czarodzieje stanowią w naszym mieście wyjątkiem wpływową grupę interesów.

Re: Plac Skrybów

: 11 lis 2022, 13:44
autor: Lasota
— W takim razie mamy plan. Ja wybadam Ratiza, a ty sprawdzisz, w co sensownie byłoby go wrobić — zaproponował ojciec, na jego twarzy pogłębiły się zmarszczki od skupionego wyrazu. — Spotkajmy się jutro w Pod Trzema Świerkami, podzielimy się zdobytą wiedzą. Do zobaczenia, Norbert.
Po zakończonej rozmowie, Lasota pożegnałby się z Norbertem, przybijając mu sztamę. Potem skierowałby się do Świerków na chwilę, żeby pozostawić tam tarczę wraz włócznią w pokoju, ponieważ za bardzo rzucały się w oczy na mieście, a jednak w pierwszej kolejności mężczyzna planował wywęszyć sprawę Redańczyka, a dopiero później przyrychtować mu soczyste niespodzianki.
— Daro, powiem ci, synku, że jestem z ciebie dumny. Wysiedziałeś dwa spotkania. Chodź, znajdziemy ci coś do roboty.
Przystankiem w międzyczasie było poszukiwanie miejsca, gdzie się bawiły dzieciaki. Lasota odebrałby synowi nóż, a potem pozwoliłby mu na dołączenie do gromady smyków. Obserwowałby poczynania syna z odległości, ale później zmieniłby punkt obserwacji, żeby wypatrzeć mamy brzdąców, w szczególności interesowały go młode i ładne.
Zbliżyłby się do dzierlatek z szarmanckim uśmiechem na ustach.
— Dzień dobry! — zacząłby z entuzjazmem. — Piękna pogoda, czyż nie?
I zaczął rozmawiać. O pogodzie, o grzybach, ujeżdżaniu koni; pytał jak wyprać krew z jasnych tkanin; zaproponował pomoc pod postacią porąbania drewna czy naprawy czegoś w chałupie. Gawędził, żeby dziewuchy poczuły się dobrze i bezpiecznie w jego przestrzeni. Po jakimś czasie przeszedłby do sedna.
— A kojarzycie takiego jednego. Szatyn z bródką i wąsem, szabelka przy pasie. Ratiz się zowie. Podobno hula na mieście, słyszałyście coś? Wiecie może, gdzie teraz jest on? — Ponownie się ładnie uśmiechnął. Być może szlachcic jedną z tych dziewuch wychędożył albo próbował, więc szukanie informacji wśród płci pięknej miało jakiś sens w rozumowaniu Lasoty. A skoro panisko zniżał się do niższych warstw społecznych, to jakieś plotki musiały krążyć.

Re: Plac Skrybów

: 15 lis 2022, 22:05
autor: Dziki Gon
Zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć — odparł dyplomatycznie, ściskając na pożegnanie prawicę wspólnika in spe. Krótko potem ich drogi się rozeszły; Norbert wrócił go „Salamandry”, a Lasota ruszył w miasto.
Znalezienie miejsca spędu okolicznych bachorów okazało się zadaniem trudniejszym, niż z początku założył. Uczepione matczynych rąk i spódnic niedorostki kręciły się tu i ówdzie, na obrzeżach placów i przy wypełnionych straganami uliczkach. Czasem wyrywały się swym opiekunkom, by zaznać swobody, lecz ta była szybko ukrócana, w momencie kiedy mamusia traciła złudzenia, że oglądane od godziny giezło nie wejdzie jej na dupę lub decydowała się na zakup nowej patelni, przekopawszy całe stoisko kuchennego złomu.
Ostatecznie znalazł to, czego szukał. Nie od razu i nie bez pewnych obiekcji. Skręciwszy w jedną z mniejszych uliczek prowadzących od arterii, przy której stała „Salamandra” trafił na otwarte podwórko ze studnią, na którym kręciła się gromadka dzieci w wieku podobnym do Daromira. Gromadka, licząca notabene pięć sztuk, uwzględniając w tym dwie dziewczynki, przycupnęła na nierównym kamiennym bruku, przyglądając mu się z wielkim zainteresowaniem wyrażanym przeważnie piskliwymi komentarzami i biciem w brudne łapki. Zachęcony do integracji z nimi Daromir boczył się i opierał, choć głównie z powodu odebranego mu scyzoryka. Nuda i ciekawość wzięły jednak górę i ewentualnie zdecydował się zapoznać z nowym towarzystwem.
Ubrania stadka, na ile mógł ocenić, były zgoła wyświechtane, ale czyste. Kawałek dalej, przy studni stały cztery kobiety, z których przynajmniej jedna musiała być matką smarkaczy, co dało się wywnioskować na podstawie udzielanych im okazjonalnie i na odległość reprymend. Niewiasty można było uznać za młode, a przynajmniej niestare. Kwestia ich urody była sporna i otwarta na interpretacje. Najlepiej wspomagane kilkoma kwaterkami gorzałki. Ale nie więcej niż trzema-czterema.
… i wtedy złapała, żem pindę za wszarz! — wiodła rejwach najbardziej pulchna, ciemnowłosa z obfitym biustem falującym w rytm pranych na tarce kalesonów. — I, uważacie, wygarnęłam jej…
Nagłe pojawienie się Lasoty zmusiło ją do przerwania opowieści, a pozostałe trzy koleżanki: blondynkę z nierówno wyskubanymi brwiami, rudą i szczerbatą oraz drugą brunetkę, tym razem kościstą, do odwrócenia się i przybrania zdziwionych min jak na jedną komendę.
Może i ładna, bo co? — odparowała mu ruda, potwierdzając stereotyp. — Co waćpanu po tym?
Ciągle wyrabiana przez niego intuicja towarzyska podpowiadała mu, że okołostudzienny babiniec nie byłby zainteresowany tematem grzybów i ujeżdżania. Oprócz jednej z nich, która swego czasu miała okazję złapać to pierwsze podczas tego drugiego.
Mój mąż — oświadczyła nie wiedzieć z jakiego powodu, lecz tonem pełnym godności, blondynka — Jest dziesiętnikiem w straży…
Co ty bajdurzysz, Gita — parsknęła ta pulchna. — Twój stary to hycel. I nie macie ślubu.
Jesteśmy po słowie! A Hynek był ostatnio na naborze!
Chyba gnoju przy oborze.
Haha!
Chuda i czarna od dłuższego czasu milcząca, na pytanie o szatyna z bródką i wąsem spojrzała się na niego dziwnie. I zdecydowała przerwać swoje milczenie.
Miana nie pomnę, ale mogę takiego kojarzyć — zaczęła, podchodząc nieco bliżej, żeby nie musieć przekrzykiwać pozostałego, rozochoconego niedawną facecją stadka. — Jesteście może rycerzem?
Ostatnie słowo, niby czarodziejskie zaklęcie, przywołało rozproszoną uwagę pozostałych niewiast. Podobnie jak przy powitaniu, wszystkie cztery patrzyły nań z nowym zainteresowaniem i wyczekiwaniem.

Re: Plac Skrybów

: 17 lis 2022, 16:59
autor: Lasota
Wzmianka o rycerstwie tym razem wprawiła Lasotę w dwojaką reakcję, bo z jednej strony mógłby wykorzystać ten fakt w rozmowie, ale z drugiej strony już czuł, jak jego sakiewka stawała się w niesamowity sposób cięższa. Wrodzone skąpstwo i klepana bieda sprawiały, że nie lubił rozstawać się ze swoimi monetami.
Westchnąwszy cicho, skrzyżował ramiona przy piersi, napinając bicepsy.
— A co trzeba? — potwierdził nie wprost. — Jak sprawa godziwa i słuszna, to być może wspomogę.
Po tych słowach dokonał kilku zerknięć na kobiety, aby ustalić, której wpadł w oko. Kto wie, być może szykowała się pochędóżka?

Re: Plac Skrybów

: 22 lis 2022, 23:33
autor: Dziki Gon
Mietłę nową kupić, bo stara się złamała. Jakiś rondelek by mi się zdał. Iii upatrzyłam sobie taką ładną chustkę u przekupki za rogiem, żółciutką i niebiesko wyszywaną — zaczęła wyliczać poinformowana niewiasta, do której przywar z pewnością nie dało się zaliczyć braku bezpośredniości. — No, to tak na szybko. Wyłuskacie coś z kabzy, to mogę wiedzieć więcej…
Ja też wiem!
I ja! I ja!
Cicho, durne! — zaperzyła się inicjatorka pomysłu, przekrzykując skrzekliwie powstały wokół niej rwetes. — Ja byłam pierwsza i to ja wiem! Nie zmyślajcie!
No — skonkludowała, kiedy po jej interwencji bezhołowie przerodziło się w wypowiadane ciszej docinki i stłumione, przedrzeźniające głosy. — To tedy ile to dla was warte, paniczu?
Pochędóżka faktycznie wisiała w powietrzu. Wielomir nie wiedział jeszcze kogo przez kogo.
Kawałek dalej, Daromir próbujący nawiązać kontakty z trzódką praczek, stał w miejscu i pewnym oddaleniu od szczeniackiego gremium, które zebrane w półkolu poddawało przybysza stosownemu, kolegialnemu osądowi. Lasota nie słyszał, o czym rozmawiali, ale na twarzy jego potomka malował się wyraz skupienia lub przejęcia. Nie potrafił określić, czego bardziej.

Re: Plac Skrybów

: 24 lis 2022, 11:01
autor: Lasota
Stary wojownik przerwał ćwierkanie srok donośnym śmiechem. Nie wiedział czy te cokolwiek wiedziały, ale z całą pewnością chciały wydusić z niego pieniądze na bibeloty. Nie miał, co się dziwić tym babom, dlatego zamierzał wykorzystać je pierwszy, chędożąc przynajmniej jedną z nich.
Lasota jeszcze zerknął na syna. Ten stał niepewnie, wykluczony z towarzystwa. Spojrzenie ojca zdawało się mówić: patrz i się ucz, młody. Ruszył na podryw.
Zmniejszył dystans do kobiet, ukazując im pewność siebie. Pierw trzeba było pokazać, na czym stoją i kto dyktował warunki tej transakcji. Zdominować męską energią. Zerknął na każdą z nich, któraś musiała mieć chrapkę na łysego siłacza.
— No proszę! Tyle chętnych. Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść — przemówił niższym tonem, przyjemniejszym dla ucha. — Natomiast ja potrzebę zmiany opatrunków, prania ubrań i ciepłej strawy. No i informacji — skierował wzrok na puszystą cycatą. Miał ochotę ją wygrzmocić. Puścił do niej oko i się ładnie uśmiechnął. — Kto wie, może dorzucę jeszcze miód? Wędzonkę z polowań na dziczyznę! Futra! — zaczął ściemniać, byleby zagrać kartą chciwości przeciw tym sukom. — Może ty? Co powiesz? — skierował słowa do grubego celu podrywu.

Re: Plac Skrybów

: 27 lis 2022, 15:03
autor: Dziki Gon
Stadko niewiast zakłuło weterana powątpiewającymi, nierozbawionymi zgoła spojrzeniami. Część cofnęła się o krok, zdeprymowana jego żywiołową reakcją w postaci gromkiego rechotu, który w wykonaniu osoby jego postury i aparycji mógł zdeprymować co bojaźliwsze jednostki. Pozostałe baby, wzorem grubej prowodyrki, skrzyżowały ręce na piersiach, przyglądając mu się krytycznie, lecz jeszcze nie niechętnie.
Chcesz, żeby cię karmić i prać gacie, to idź se do łaźni i oberży! — parsknęła ta ruda, wyszczekana i wyraźnie dumna ze swojej repliki, bo natychmiast zapragnęła potwierdzić ją u pozostałych. — Dobrze żem mu powiedziała?
Pozostałe zawtórowały jej rżeniem, ale tym razem bardziej z solidarności niż szczerze. W zbiorowym rechocie grupki dało się wychwycić więcej fałszu i wymuszenia niż przy ostatnich razach. Ziarno ciekawości zostało zasiane, wbrew przytykowi czarnej plotkary, której wyraźnie nie w smak była utrata uwagi, przeniesionej przez wiarusa na pulchną.
Obiecanki-macanki! Zawsze tak mówicie!
Inne kobiety poparły ją pomrukiem, ale jakimś takim pozbawionym werwy.
Ja na to, że mam już w chałupie jednego darmozjada. Z bebzunem jak taraban — prychnęła mu na jego dictum gruba. Po jej tonie nie dało się stwierdzić, czy ostatnia, niepozbawiona hipokryzji uwaga pod adresem rzeczonego darmozjada miała być szpilą, czy wprost przeciwnie — przechwałką. Jednakże jedna z wymienionych obietnic podziałała, wywołując pożądany przez Lasotę rezultat.
Futra? A jakie? Psie skóry? — docinała mu pulchna, lecz w jej słowach kryło się faktyczne zainteresowanie, a w jej oczach chytry blask.
Akurat wtedy za jego plecami rozległ się przeszywający dziecięcy wrzask. Przywodzący na myśl kwik zarzynanego wieprzka. Szyje praczek momentalnie, jak na komendę, wyciągnęły się w kierunku źródła hałasu, a usta niektórych z nich otworzyły w zaskoczonych, przestraszonych grymasach.
Laosta zdążył się obejrzeć przez ramię. A oglądając, dostrzec jak jego syn, z zaciśniętymi piąstkami i zaciętą z buzią stoi nad innym dzieciakiem, z którego nosa, na upapraną koszulinę kapały gęste krople krwi.

Re: Plac Skrybów

: 28 lis 2022, 0:46
autor: Lasota
Wojownik poczuł wiatr w żaglach i ogień w podbrzuszu. Wiedział, że dzisiaj był jego dzień. Musiał wyładować swoje frustracje, zrodzone w konflikcie z Jaksą oraz wewnętrznymi demonami alkoholu, które kusiły go na pokuszenie. Smak kobiety był lekarstwem na stres, a Lasota planował dzisiaj konsumować kobiecość ze smakiem.
— Nie trzeba do twojej chałupy, kochana — zaczął niskim tonem, uwodzicielskim. Zmniejszył dystans do pysznej pani. Wkroczył na granicę jej strefy osobistej, żeby tkać dalej swoje teksty z większą mocą erotyzmu. — Jakie? Widzisz, musiałbym ci je pokazać, żebyś sama oceniła — patrzył jej namiętnie w oczy, dwuznacznie.
Lasota emanował męską energią zdobywcy, przewidywał swój sukces w dobraniu się do majtek swej zdobyczy, ale to wszystko prysło niczym mydlana bańka.
Wrzask dzieciaka.
Ojciec podążył za odruchem zaalarmowanych praczek, z uniesioną jedną brwią. Ojciec tedy ujrzał, jak jego kochany synuś sprzedawał łomot jakiemuś bachorowi.
Smutno westchnął, bo wiedział, co na niego czekało. Krzyk zdenerwowanych bab. Zanim te wybuchły niczym petardy, wszedł na teren zabaw, aby dostać się do syna. Spojrzał na niego z uwagą
— Daro, spokojnie! — zagadał do rozgniewanego potomka. — Czemu go pobiłeś, synku?! — zapytał zaciekawiony, ale jednocześnie zszokowany sytuacją.
Szykował się mentalnie na najazd matki. Zamierzał wyprowadzić siebie i syna z trudnej sytuacji taktycznej.

Re: Plac Skrybów

: 29 lis 2022, 1:30
autor: Dziki Gon
Ta, futro to on ma pewnie na plecach, jak mój stary! — zdążyła zarżeć jedna z kobiet, na krótko przed tym, zanim krzyk dziecka zwrócił uwagę wszystkich pozostałych.
Siedzący na ziemi dzieciak, beczał wniebogłosy, pociągając cieknącym nosem, który siał czerwonymi kroplami na podłoże albo prosto na wysłużoną garderobę dzieciaka. Szczęściem w nieszczęściu okazał się też bezpański — żadna ze stojących koło studni praczek nie pofatygowała się do smarkacza, nie licząc tej jasnej, która zrobiła to tylko po to, by zabrać swoje dwie pociechy jak najdalej od Daromira, którego spiorunowała na odchodne iście bazyliszkowym wejrzeniem.
Impas w babińcu niespodziewanie przełamała w końcu ruda małpa, podbiegając do obitego smarkacza i każąc przytrzymać mu głowę w górze. Jej koleżanki ograniczyły się tylko do pełnych nagany spojrzeń i uszczypliwych komentarzy pod adresem zarówno syna Lasoty, jak i metod jego wychowania.
Z bliska, Lasota spostrzegł się, że Daro nie wygląda już na rozgniewanego. Wprost przeciwnie, przyglądał się umazanej w krwi i łzach buzi chłopaka z lekko przerażającym spokojem i fascynacją.
Powiedział, że mam wszy — oznajmił chłopak, nie patrząc na ojca, bo nie mogąc oderwać wzroku od efektu swojego uderzenia. — I nie pozwolił pobawić mi się żabą!
Rzut oka we wskazane przez potomka miejsce wystarczył, by dostrzec niewielkiego, ciemnobrązowego płaza, który musiał być wcześniejszym obiektem zainteresowania całej grupki. Wymęczone przez dzieciaki zwierzę próbowało umknąć jak najdalej, lecz jego desperackie wysiłki nie przynosiły oczekiwanych rezultatów, gdyż ktoś pozbawił je tylnych kończyn. Pełznął więc niezgrabnie po powierzchni placu ze studnią, trasą przypominającą nieco dziwaczny slalom.
To mu zrobiłem, to co ty tamtemu brzydkiemu panu w karczmie! Tak samiuśko! Buch! Prosto w nos! — dodał chłopak, tym razem wyraźnie podekscytowany i spragniony pochwały ze strony ojca.

Re: Plac Skrybów

: 29 lis 2022, 9:45
autor: Lasota
Lasota ani się nie pogniewał, ani nie czuł się usatysfakcjonowany zachowaniem syna, ponieważ na końcu dnia dał się sprowokować, przynajmniej wygrał bójkę, ale taka forma agresji w przyszłości kończyła się zawsze w taki sam sposób: wykluczeniem ze społeczeństwa i problemy z prawem.
Beznamiętne oczy wojownika na moment skupiły się na żabie.
— Jak się chciałeś pobawić? — zapytał. — Zdajesz sobie sprawę, że ta żabka umrze? Jakby tobie wyrwali nóżki, też byś umarł, Daromirze. Nie bawimy się tak. Jak chcesz zabić zwierzę, to w obronie własnej lub na potrzeby polowania. — Wytłumaczył opanowanym tonem, mówiąc wprost, co czekało płaza.
Delikatnie podniósł płaza na otwartej dłoni, żeby umiejscowić go do pustego wiadra z wodą. Jak miał zdychać, to przynajmniej w nieco wilgotniejszych warunkach. Poza tym ojciec chciał pokazać synowi, że należy szanować życie.
— Łap za wiadro, młody. Idziemy znaleźć żabce jakiś stawik.
Spojrzał na baby. Zostawił pięć denarów na studni za wiadro.
Wielomirowie rozpoczęli spacer poza mury miasta w celu odnalezienia jakiegoś oczka wodnego, gdzie mogliby zostawić żabę. Po drodze Lasota mówił do Daromira.
— Dałem brzydkiemu panu w nos, bo pani chciała zobaczyć jak się biję. Nie biłem go za to, że mnie wyzywał — rozjaśnił sytuację z karczmy. — Jak ktoś cię wyzywa, to chce z tobą walczyć na słowa. Tedy nie bijemy ludzi pięściami, bo będą na nas źle patrzeć. Zatem odpowiadasz tą samą bronią, używasz słów. — Na chwilę się zatrzymał. Kucnął przy chłopaku, żeby się zrównali.
— Ludzie nie szanują tych, którzy się łatwo denerwują. Boją się takich. Dałeś mu w nos, powaliłeś łobuza, ale nie wygrałeś. Nie rób tak więcej. Zamiast tego bądź sprytny, ktoś cię przezywa, ripostuj językiem. Jak ty masz wszy, to on owsiki w dupie. A jak pierwszy się zdenerwuje i wyleci z łapami, to wtedy dajesz mu w nos. W obronie własnej.
Zamierzał przekazać nóż synowi, a kiedy rączki młodego zamierzałyby powziąć narzędzie, ojciec nie zwalniał chwytu.
— To nie jest zabawka, pamiętaj o tym. Obchodź się z tym odpowiedzialnie, jeżeli chcesz się je zatrzymać.
Oddał nożyk.
— A teraz prowadź, synu. Trzeba znaleźć stawik.