Strona 7 z 16

Plac Skrybów

: 23 mar 2021, 10:16
autor: Dziki Gon
Obrazek Sąsiadujący od południowego zachodu z rynkiem głównym Plac Skrybów pełnił niegdyś funkcję rynku pomocniczego, na którym handlowano solą kamienną i kruszcami. Z czasem jednak skromne złoża pobliskich Gór Sinych zostały wyeksploatowane, kupcy przebranżowili się bądź splajtowali, a na dawnym Targu Mineralnym ostali się jeno skrybowie oraz ich pulpity, przy których sporządzali spisy towarów, umowy, weksle i wszelkiej maści obliczenia, czasem też świńskie fraszki dla krotochwili czy listy miłosne dla niepiśmiennych mieszkańców Ban Ard. Jako że tych ostatnich zawsze było pod dostatkiem, obrotni kopiści nie zasypiali gruszek w popiele. Wkrótce wszyscy w mieście wiedzieli, gdzie się udać, by list odczytać bądź zredagować własny, gdy samemu się nie potrafiło, a kojarzony ze skrybami plac obrodził w związane z piśmiennictwem sklepy i kramy, zyskując również obecną nazwę. Z bogatego asortymentu akcesoriów „biurowych” — od piór, nożyków, kałamarzy i atramentów, przez lak do pieczęci, tabliczki woskowe i rylce, po najrozmaitsze papiery i pergaminy — korzystają przede wszystkim rezydujący w pobliskiej Akademii Magii czarodzieje, lokalni możni, urzędnicy oraz oczywiście sami skrybowie. Z technicznego punktu widzenia plac jest kwadratem ubitej ziemi o boku około piętnastu sążni i luźnej kamienno-drewnianej zabudowie, której centrum stanowi nakryta żeliwną kratą nieczynna studnia. Nad placem góruje położona przy północnym jego krańcu trzykondygnacyjna kamienica z podcieniami nazywana Skrybówką, w której mieści się zagłębie ban ardzkiej działalności piśmienniczej. Jeśli wierzyć plotkom, oprócz romantycznych listów i pozwów obejmującej także kolportaż świńskich obrazków oraz treści wywrotowych.

Re: Plac Skrybów

: 03 gru 2022, 22:30
autor: Dziki Gon
Chłopak zafrasował się nieco objawioną mu przez ojca rewelacją. Opuścił głowę, lecz bardziej po to, by przekonać się, czy płaz jeszcze żyje, aniżeli ze wstydu.
Wojownik zabrał stojące przy studni wiadro. Jedna z kobiet zaprotestowała, ale urwała natychmiast, widząc, jak tamten sięga do kalety, by wypłacić rekompensatę. Pozostałe baby szemrały między sobą, wskazując ojca i syna paluchami i bez wątpienia nie zostawiając na nich suchej nitki w swoich obmowach. Pozostałe dzieci przyglądały im się w milczeniu z dystansu, pośród pochlipywanie tego z rozbitym nosem.
Wyjaśnienia zdawały się jednak trafiać do chłopaka, chętnie słuchającego o nowych możliwościach i metodach rozwiązywania konfliktów. Walka na słowa jawiła mu się czymś nowym, nieznanym i potencjalnie pociągającym.
Co to owsiki? — zapytał, roześmiawszy się po usłyszeniu słowa „dupa”.
Widząc nóż, zgodnie z przewidywaniami ojca, sięgnął po niego natychmiast. Obiecawszy solennie, że będzie ostrożny, odebrał go z powrotem.
Tędy! — zakomenderował, wyraźnie podekscytowany świeżym awansem na przewodnika, puszczając się biegiem przez uliczkę, którą tu przyszli. Ojciec podążył za nim, niosąc ceber z okulawioną żabą. Lecz jeszcze zanim udało im się wyjść z zaułka w główną arterię, usłyszał za sobą zadyszany głos.
Ej wy! Mości ślachcic! — Ku swojemu zaskoczeniu, Lasota dostrzegł nie kogo innego, a urabianą pod studnią grubą, która ruszyła w ślad za nim, powiewając rozpuszczonymi lokami i obfitym biustem. — To jak będzie z tym futrem?
Rzuciwszy pytaniem, zatrzymała się w oczekiwaniu na odpowiedź i złapanie oddechu.
Bo jakbyście mieli dla mnie jakie, to możem się dogadać. Dam żreć, wypiorę i ugoszczę, ale wypad przed zmierzchem, bo po zmierzchu stary wraca doma z roboty. Mieszkam na południowym kraju miasta, podle Bramy Kołodziejskiej, ceglana chałupa z kominem.
Wyłożywszy swoją sprawę, kobieta nie marnowała dłużej czasu, po czym odeszła w swoją stronę, kręcąc przy tym tyłkiem.
Tymczasem zniecierpliwiony Daromir popędzał ojca do szybszego tempa, dopóki nie zatrzymał się jak wryty, dostrzegając najwyraźniej bardzo frapujący go widok. Wychodzący zza rogu ojciec mógł przekonać się, że był nim młody rycerz z długą klingą o prostym jelcu obciążający mu nabijany pas, którym przewiązał sięgający ud długi i ogniście barwiony tabard. Wnioskując po ruchach młodzieńca, jak i błyskającego znad tkaniny stalowego obojczyka, pod wierzchnią odziewą musiał nosić zbroję. Co najmniej wzmocnioną przeszywanicę.
Tata, zobacz! — zakrzyknął, wskazując palcem na rycerzyka, zajętego akurat rozmową z przekupką przy straganie z owocami. Nie zauważył ich jeszcze. — Ten pan wygląda zupełnie jak tamci, co z nami jechali!
► Pokaż Spoiler

Re: Plac Skrybów

: 05 gru 2022, 12:30
autor: Lasota
— Do zobaczenia u ciebie, mała. — Pożegnał pulchną dziewczynę z nieukrywaną dozą droczenia się, puszczając jej oczko przy okazji.
Wojownik był twardym zawodnikiem, ale nie był szybki jak za dawnych lat. Z trudem przyszło mu nadążyć za synem, który energicznym krokiem pokonywał kolejne dystanse. W pewnym momencie dzieciak zniknął za winklem, a Lasota nie lubił go tracić z oczów, więc westchnął z irytacją i przyśpieszył.
Wyłoniwszy się na główną arterię z przyszykowaną reprymendą na ustach, Lasota ujrzał sukinsyna z Płonącej Róży. Zdziwiony, powstrzymał się od wypowiadania słów. Skamieniał na ułamek sekundy. Dopiero głośna reakcja Dara wyrwała go z konsternacji. Ceber padł na ziemię, bowiem ojciec złapał za ramię potomka i skierował go w odwrotnym kierunku, z powrotem w zaułki.
— Ten pan jest zły. Idziemy stąd — wyszeptał wściekle. — Chodu.
Wielomirowie postanowili zapuścić się w ciemne zakamarki miejskie, żeby zgubić niechybny ogon. Lasota miał okazję z rana trochę połazić po mieście, więc wykorzystując pamięć i poznane punkty, postanowił gdzieś się skitrać przed bożym gniewem.

Re: Plac Skrybów

: 08 gru 2022, 22:01
autor: Dziki Gon
Ceber spadł na ziemię, ale ta była dość zabłocona, by wytłumić odgłos upadku. Tkwiąca w środku żaba nie wydawała się zachwycona, ale cierpiała w pełnym godności milczeniu.
Daromir zamrugał, spoglądając na ojca. Nie rozumiał nagłego pośpiechu rodziciela, a przez moment był nim może nawet zaniepokojony, lecz wkrótce zwyciężyła w nim dziecięca natura, dla której berek połączony z zabawą w chowanego jawił się ekscytującą odmianą. Pociągnięty za ramię chłopak dotrzymał ojcu tempa ochoczo i bez marudzenia, przebierając krótkimi nogami i przeskakując nad kałużami.
Przemykali wolnymi uliczkami, omijając tarasujące im drogę beczki oraz uchylając się okazjonalnie przed rozwieszonym między elewacjami praniem. Nikt za nimi nie wołał ani nie próbował ich śledzić lub robił to tak, by nie zostać zauważonym.
Lasota pamiętał jedno miejsce, które nadawało się idealnie do zniknięcia widoku zbyt wścibskich lub nieprzyjaznych oczu. Otoczone kamieniczkami podwórko z kwietnym klombem pośrodku. Ponad tym ostatnim, obsadzonym żółtymi tulipanami i czerwonymi makami wyrastał zaś niewielki cokół przechodzący płynnie w rzeźbioną w kamieniu kobiecą statuetkę. Poza nimi, pojedynczymi pszczołami i drzemiącym w rabatkach białym kotem w czarne łaty, nie było tu nikogo.
Figurka nie była duża, trochę mniejsza od Daromira i wykonana w stylu mający zapewne imitować elfi, lecz imitował zgoła nieudolnie, choć bynajmniej nie odbierało mu to całkowicie artyzmu. Posążek był wykonany przyzwoicie i bez anatomicznych uchybień. Chociaż wykończeniu brakowało finezji, rzemieślnik, który podjął się tego zadania, zdecydowanie potrafił coś poza przepijaniem zaliczek. Sama statuetka przedstawiała zaś młodą kobietę w rozpuszczonych włosach oraz długiej szacie, nieco zbyt krągłą na elfkę i zbyt zadziorną, by móc uznać ją za Melitele. Większość wizerunków Trójmatki, poza najmłodszym aspektem, przedstawiało boginię jako frasobliwą lub spokojną, a uwieczniony w kamieniu półuśmiech kobiety oraz jej śmiałe spojrzenie przeczyły obydwu. Postać przyjmowała jednak pozę, którą z rzadka zdarzało się widywać w artystycznych wyobrażeniach Melietele — jedna ręka na sercu, druga na biodrze. Kolejnym i ostatnim podobieństwem do kapliczek bogini macierzyństwa były niewielkie dary i wota składane u stóp posążka. W większości niewielkie monety, złożone liściki oraz polne kwiaty.
Tata, a co z żabą? — zapytał poniewczasie Daromir, kiedy byli już bezpieczni od bożego gniewu. — I czemu ten pan był zły? To jakiś znajomy tego z karczmy? Iii czemu przed nim uciekliśmy?

Re: Plac Skrybów

: 13 gru 2022, 0:22
autor: Lasota
Wielomirowie czmychnęli przed rycerzem. Dotarli do podwórka, na którym, wśród kwiatów, postawiono kapliczkę. Lasota rozglądał się, wypatrując potencjalnych zagrożeń, ale nie zauważył niczego groźnego, więc przykucnął sobie, łapał oddech i intensywnie patrzył na monety. Kusiło go, aby skosić sztos, lecz po krótkiej walce z chciwością opanował się. Nadal był religijnym człowiekiem, modlił się, a skoro praktykował wiarę, musiał przestrzegać zasad.
Pytania syna sprawiły, że ojciec zastanawiał się nad odpowiedział, drapiąc się po łysej głowie. Przywołał do siebie chłopaka gestem ręki, żeby dołączył do przykucania.
— Pytałeś z rana o bogów — zaczął rozmowę. — Są tacy, którzy w imię bogów się biją. Tamten rycerzyk jest właśnie takim człowiekiem — wyjaśniał na spokojnie, neutralnie patrząc synowi w oczy. — Podpadliśmy tym ludziom i chcą naszej krzywdy. Omijamy ich za wszelką cenę, żeby nie skończyć jak żabka z podwórka — zniżył ton, nacechował mowę groźbą. — Jak nas złapią, będzie bardzo źle. Dlatego wypatruj takich ludzi, a jak ich zauważysz, unikaj ich. Dobrze, Daromirze? — niespodziewanie wkradło się zatroskanie w głos Lasoty. Kochał swojego chłopaka i chciał go bronić za wszelką cenę.
— Żabka musi sobie poradzić sama. Próbowaliśmy, ale zastaliśmy rycerza na drodze. — powiedział wprost, nie owijając w bawełnę. — Odpoczniemy chwilkę i ruszamy dalej.
Wojownik wskazał paluchem na kota, żeby Daromir się nim zainteresował. Dał mu czas na zabawę i obserwował to, jak wyglądała interakcja ze zwierzakiem. Po jakimś czasie Lasota uznał, że najwyższy czas się zbierać. Wznowili próbę poszukiwania kochanka diablicy, tym razem wybierając przybytki oferujące stajnie. Szukał szlachcica, a ten musiał mieć konia, więc należało znaleźć miejsca, w których zajmowano się wierzchowcami. Tam, gadając ze stajennymi i badając rasy koni, spróbowałby zlokalizować Ratiza.

Re: Plac Skrybów

: 16 gru 2022, 3:01
autor: Dziki Gon
Daromir przybliżył się, by wysłuchać słów ojca. Wieści o czerwonych rycerzach przyjął ze spokojem, który mógł być zarówno efektem ponadprzeciętnej dojrzałości lub dziecięcej nieświadomości. Kiwnął głową i podrapał się po niej, bezwiednie naśladując niedawny odruch Lasoty.
Czy to znaczy — powiedział, unosząc na rodziciela spojrzenie bladoczerwonych oczu. — Że bogowie też chcą naszej krzywdy?
Obiecuję — zapewnił ojca, podchodząc do sprawy poważnie i z dumą wynikającą z powierzenia mu odpowiedzialnego zadania oraz dopuszczenia do tajemnicy.
Zaciszne podwórze z klombem i posążkiem okazało się wymarzonym miejscem do złapania drugiego oddechu. Nie niepokojeni przez nikogo, poza jednym zbłąkanym trzmielem, na krótką chwilę znaleźli się poza ruchliwym hałasem miasta i jego problemów.
Zachęcony przez Lasotę Daromir podszedł do wygrzewającego się w słońcu kota, wyciągając ręce ku zwierzęciu. Kocur, dotychczas sprawiający wrażenie drzemiącego, poderwał się niespodziewanie, zanim dłoń chłopca zdążyła dotknąć jego futra. Wyginając grzbiet, by wydawać się większym, zjeżył sierść i wydał z siebie przeciągłe syknięcie poparte obnażeniem kiełków.
Oj. — Dłoń chłopaka cofnęła się. Kot zrobił to samo, machając ostrzegawczo ogonem. — Chyba mnie nie lubi.
Daromir wydawał się zawiedziony, ale bez ociągania się i marudzenia podążył za ojcem, kiedy ten zarządził wymarsz. Ruszyli w miasto.
Odnalezienie w Ban Ard przybytku, który miał w ofercie możliwość zostawienia swojego wierzchowca w stajni okazało się zadaniem banalnym. Na tyle banalnym, że miał już dosyć po trzech pierwszych. W każdej z nich przerabiał z grubsza ten sam scenariusz: stajenni byli w większości przypadków zbyt tępi lub mrukliwi, by dało się z nich cokolwiek wyciągnąć. Kij w postaci obicia lub łapówka jako marchewka zwykle nie zdawały egzaminu. Wbrew popularnemu przysłowiu, sztuka udała się za czwartym razem, kiedy wpadli do zajazdu o malowniczej nazwie „Raraszek” z oprawionym łbem patronującego nazwie stwora powieszonej nad kominkiem. Właśnie tam udało mu się spotkać starszego, przedwcześnie posiwiałego jegomościa z brodą, która nadawała mu raczej wygląd filozofa niż koniucha. W przeciwieństwie do swoich poprzedników — w większości chłystków i gówniarzy, wydawał się wcale obiecującym rozmówcą.
Bylibyście w stanie powiedzieć więcej o owym jegomościu? A jeszcze lepiej: o jego wierzchowcu — odrzekł stajenny-filozof, zajmując się rozczesywaniem grzywy powierzonego jego opiece srokacza, po tym, jak skończył słuchać słów Lasoty. — I dlaczego go szukacie?
Znużony poprzednimi eskapadami i dłużącymi się rozmowami Daromir umilał sobie czas właśnie odkrytą zabawą polegającą na kręceniu się wokół własnej osi tak długo, aż zaczną plątać mu się nogi i straci równowagę.

Re: Plac Skrybów

: 19 gru 2022, 14:31
autor: Lasota
Pytanie Daromira o bogów sprawiło, że wojownik powstał z kucek na równe nogi. Skoncentrował wzrok na posążku, który zgromadził ofiary pod swymi stopami. Raz jeszcze obejrzał kwiaty, po raz kolejny przeleciał wzrokiem po sztuce nieznanego rzeźbiarza, aby pobudzić zmysły ku kontemplacji.
— Nie wiem — nie bał się przyznać do własnej niewiedzy. — Wiem, że bogowie nie mówią do nas wprost — zaczął modulować głos, żeby następne słowa zabrzmiały ciekawie. — Słyszymy ich szepty w szumie wiatru — wypowiadał zdanie z głośnym szumem, udawał głos wichru. — Czujemy ich obecność w świątyniach, w świętych gajach i kaplicach — kontynuował pompatycznie, podkreślając w ten sposób znaczenia miejsc kultu. — Patrzą nam przez ramię, gdy przychodzi nam podjąć życiową decyzję — niespodziewanie wkradła się gorycz i smutek w słowach wojownika. Mimowolnie przypomniał sobie moment, w których rodził się jego syn. — Wierzymy, że rozumiemy ich wolę, a niektórzy sądzą, że bogowie mówią im wprost — zmienił temat na ludzi, teraz mówił normalnie, przyziemnie. — Człowiek potrafi kochać i nienawidzić. Być litościwym i okrutnym. Patrz pierw na człowieka, którego zastałeś na drodze, a dopiero później zapytaj go o jego boga — dokończył, ujawniając proste prawdy o świcie, niemniej fundamentalne, żeby przetrwać na szlaku.
Dał sobie moment na wrócenie na ziemię po swojej mowie. Pomogło zaobserwowanie reakcji kota na podchody synka.
— Nie przejmuj się, Daro! - zawołał wesoło. — Z kotami jak z babami. Jak nie ten, to inny! Dobra, zbieramy się. W drogę!
Po jakimś czasie łażenia i zapytywania o redańskiego szlachcica, Wielomirowie wkrótce dotarli do stajni, w której znajdował się najprawdziwszy mędrzec. Wywarł pozytywne pierwsze wrażenie na Lasocie, który najpewniej stanowił jego przeciwieństwo w wyglądzie. Po przywitaniu, Lasota przeszedł do sedna.
— Redańczyk — gadał żwawo — Szatyn, ciemne oczy. Ma wąs i bródkę. Charakteryzuje się tym, że uwielbia konie i lubi towarzystwo niższego stanu. Godność tego pana to: Ratiz von Frentz — zaprezentował imię i nazwisko z udawanym optymizmem, zupełnie tak, jakby mówił o swym dobrym koledze.
Zwróciło uwagę Lasoty zachowanie Dara. Ten kręcił się w kółko. Wszelkie znaki na niebie i ziemi sugerowały, że za moment wywali się na głupi ryj.
— Haha! Ale orła wywiniesz! — Nie powstrzymał syna przed upadkiem. Lasota wychodził z założenia, że ból był dobrym nauczycielem.
— Co do konia — wrócił do rozmowy z filozofem. — Zgaduję, że ujeżdża jakiegoś redańskiego śmigacza — strzelił bez większego namysłu. — Taki wielbiciel koni jak on na pewno ma niezwykle zadbanego wierzchowca, bo kocha je tak, jakby kochał ulubionego psa. Na pewno rzuciłby ci się w oczy jego koń.
Zaskoczyło woja zapytanie o wyjawienie intencji względem poszukiwanego. Lasota zaczął snuć domysły, iż rozmówca znał szlachcica. Po krótkiej chwili namysły utkał solidny kit.
— Jak to po co! — trysnął entuzjazmem razem z śliną — Bo to legendarny balowicz jest! Podobno tam, gdzie zawita, to takie hulanki są, że potem niesie wieść po świecie, że albo przeżyjesz wypad z Ratizem albo zdechniesz, próbując — zagrał konkretnym blefem. — Tańce, chlanie, polowania i grzmocenie idą jak cień za nim. Dlatego tropię go, bo zamierzam pobawić się razem z nim!

Re: Plac Skrybów

: 22 gru 2022, 0:42
autor: Dziki Gon
Von Frentz… Von Frentz… — powtarzał starszy stajenny, szarpiąc w zamyśleniu długą brodę. Wyraz jego pooranej upływem czasu twarzy nie zwiastował przełomu. — Nie, nazwiska nie pomnę. Redańskiego śmigacza poznałbym na pewno. Przykro mi.
Zgodnie z przewidywaniami Lasoty wirujący jak fryga Daromir zatoczył się i klapnął na tyłek, który zamortyzował upadek do spółki z klepiskiem. Pomagając sobie rękami, chłopak dźwignął się do góry i zaczął krążyć w pobliżu, szukając inspiracji do kolejnej zabawy.
Jak ulubionego psa — powtórzył za Lasotą starszy mężczyzna, uśmiechając się lekko do swoich myśli, wyczesując źdźbła słomy z grzywy pielęgnowanego wierzchowca. — Nie mieliście chyba porządnego konia, panie…
Stajenny zamarł w połowie czesania, doznawszy nagłego olśnienia.
Hola, mości rycerzu! — zawołał za Lasotą, jeżeli ten zdążył się oddalić. — Poszukiwanego przez was szlachcica ni jego konia nie znałem i nie widziałem. Ale gdybym miał szukać, zaszedłbym na Koronną, pod monument Viduki. Dzisiaj i przez cały tydzień o północy będzie się tam odbywać Palio. Zakładam, że ktoś pokroju waszego kompana nie przepuści podobnej okazji. A nawet jeżeli, rozpytajcie uczestników. Będą wiedzieli.

Kaedweński Król Puszczy

: 25 gru 2022, 22:24
autor: Lasota
Podziękowawszy za informacje, Lasota opuścił stajnie, ale nie opuścił podwórka przybytku, albowiem spojrzał na szyld. Wdział łeb potwora. Oznaczało to, że ktoś musiał tego potwora zabić. Wytropić, obmyślić strategię, zebrać bandę, żeby zachlastać to bydlę to na śmierć. Stary wojownik poczuł krew, a pomimo ciążącym na nim obowiązku rozpracowania Von Frentza, odczuwał potrzebę wyrównania rachunków z niedźwiedziem. Wkroczył do środka Raraszeka.
Wiedźmini ssali pały. Ludziska powymyślali sobie opowieści o samotnych zabójcach potworów, którzy balansowali pomiędzy gminem a jakąś ekstrawagancją znaną ludziom pokroju czarodziejów, kapłanów czy innych cudaków. Brzmiało to dobrze w opowieściach, rozpalało zmysły, podniecało baby. Jednak przyziemna prawda była taka, że mężczyźni z krwi i kości zbierali się w drużynę, aby zrobić wspólnie porządki, bo ilu takich mutantów łaziło po świecie? Dyscyplina, formacja i wspólny zapał mógł zadziałać tak samo jak eliksiry czy inne gówna z wiedźmińskiego arsenału. Poza tym te pierwsze sprawiały, że kuśka była twarda jak ze stali, natomiast te drugie potencję z kuśki odbierały.
Tutaj musieli pić dziarscy chłopcy, takich szyldów nie wieszało się z myślą o zniewieściałych przybytkach, wyperfumowanych i oferujących jakieś winiacze. Tutaj Lasota poczuł męskość, mięśnie, żądzę do walki równą, a nawet większą od chędożenia. Dlatego wszedł do środka nieskromnie, a potem szedł środkiem do kontuaru, żeby w milczącym geście, z przymrużonymi jak u twardziela oczami, pozdrowić karczmarza. Wiarus dał sobie chwilę na przyswojenie atmosfery, a potem zamówił kawał czerwonego mięsa i zupę jarzynową. Nie zważając na żenadę, w oczekiwaniu na zamówienie, odwrócił się ku sali. Przemówił.
— Panowie! Mamy niedźwiedzia do zabicia! — zaczął tubalnym głosem, ostrym, żeby przyciągnąć uwagę. Sam łaził pomiędzy stolikami, patrząc ludziom prosto w oczy, próbując zdobyć ich serca. — Parę godzin od obozu drwali, przy strumyku jest jaskinia, a tam zaszył się król puszczy!
Spojrzałby na starszych bywalców, którzy mogli być ojcami.
— Za tropem pieska szedłem z ogłoszenia. Jestem ojcem i wiem, co to znaczy, kiedy dziecko traci przyjaciela. To polazłem za tropem. A jak doszedłem do strumyka, to — uczynił pauzę, żeby nabrać powietrza. Nagle huknął niczym grom z jasnego nieba — Ujrzałem takiego bydlaka!!! — Obejmował rękami powietrze, żeby ukazać widzom wielkość napotkanego niedźwiedzia.
— Toż to nieopodal miasta jest. Łowisko może być uczęszczane, niedźwiedź ludziom zagraża. To ja wam mówię tak. ZABIJMY GO!!! — huknął raz jeszcze, żeby wzbudzić agresję wśród słuchaczy, nakierować ją na właściwy cel.
— Trofea, futra, przygoda! A przede wszystkim odpoczynek od żoneczki. Co wy na to, chłopy?! — zakończył przedstawienie pytaniem.

Re: Plac Skrybów

: 26 gru 2022, 20:57
autor: Dziki Gon
Lasota przekroczył próg karczmy, znajdując się w jej zadymionym, ciemnym wnętrzu rozświetlonym ogniem palenisk oraz tą resztką światła, która zdołała się przesączyć przez rybie błony okiennic. W środku pachniało chmielem, kminem i mięsem z rusztu. Jeżeli chciał dobrze zjeść, to wiedział, że trafił dobrze.
Intuicja go nie myliła — zdecydowana większość gości gospody o tej porze okazała się być mężczyznami. Zamówiwszy zupę i pieczyste u korpulentnej gospodyni w fartuchu, która odebrała jego zamówienie, zdecydował się przemówić do zebranych. Bywalcy „Raraszka” poczęli obracać głowy w stronę źródła niespodziewanego hałasu, łyżki i kufle zawisły w powietrzu w połowie drogi do ust.
Ejże, mości krzykaczu! — Pierwszą, która zareagowała na wezwanie, była kobieta. Ta sama, która odebrawszy jego zamówienie, uwijała się teraz za szynkwasem. — Chcecie sobie robić pospolite ruszenie, to idźcie wołać na rynek! Tu jest porządna karczma, gdzie ludziska chcą w spokoju zjeść!
Kilka dosyć niemrawych pomruków aprobaty dochodzących z obrzeży sali poparło kobietę.
Czekaj, Mila. Dajże posłuchać. — Wyłamał się starszawy jegomość o obwisłych, jasnych wąsiskach, wycierający talerz chlebem. Oprócz niego z wyraźnym zainteresowaniem obserwował Lasotę pewien wysoki typek polewający sobie wina lub samogonu z oplecionego gąsiorka. Patrzył na półludzkiego mieszańca, ale Lasota nie potrafił odgadnąć drugiej rasy, która dostarczyła genów do jego produkcji. Przypuszczalnie był to pospolity szczur.
Gdzie we lesie? Za porembom? — zaciekawił się kudłaty i ogorzały jegomość ze wsiowym akcentem, którego przemowa Lasoty zastała w środku przeżuwania kawałka słoniny zagryzanej chlebem. — Niedźwiedź?
Waszeć musi przyjezdny — podjął starszawy, uśmiechając się pod wąsem. — Bo każde kaedweńskie dziecko zna, że niedźwiedzia nie lza ubić bez królewskiego ukazu. Chyba że ten podlazłby pod sioło na strzelenie z łuku. Na króla puszczy nie strach wam polować, to widno. A iść do jamy za kłusownictwo takoż?
Kilkoro ze słuchaczy, głównie tych, których i tak nie był w stanie rozpoznać z powodu półmroku, bojaźliwie i zapobiegawczo odwróciło wzrok od wiarusa, wychodząc z założenia, że lepiej nie słuchać kogoś, kto namawia do złamania królewskiego prawa. Szczurowaty ani kudłaty słuchać jednak nie przestali. Gdzieś za swoimi plecami Lasota posłyszał też dźwięk przesuwanego stołka. Chociaż nie mógł, póki co liczyć na jednoznaczne deklaracje zgromadzonych, to z całą pewnością miał ich uwagę.

Re: Plac Skrybów

: 27 gru 2022, 9:12
autor: Lasota
Po ognistej mowie wojownikowi udało się przyciągnąć uwagę dwóch mężczyzn, więc zasiadł wraz z nimi, żeby na spokojnie kontynuować rozmowę.
— Zdrowia i pomyślunku należy królowi życzyć, a prawa przestrzegać! — zaczął z czcią do monarchy, żeby nie pogłębiać kontrowersji, a nieco załagodzić retorykę prowadzonej właśnie rozmowy. — Niemniej ja z rodu Wielomirów jestem, widzicie. Mam przywilej, żeby taki ukaz uzyskać, więc nie martwcie się tym, moi drodzy!
Spojrzał przyjacielsko w oczy zainteresowanych, jakoby zapowiadając tymże spojrzeniem moment na introdukcję.
— Jestem Lasota Wielomir, a to mój syn jest, Daromir — kiwnął głową na przywitanie. — Jak mówiłem, jakiś czas temu za tropem psiaka, Ciapka, podążyliśmy. Za strumieniem, przy pieczarze, odnaleźliśmy psa, ale to nie był byle kundel, a wytresowany ogar łowczy. Byle kłusownik takiego psa by nie zdobył. Czyli kogoś ważnego niedźwiedź zeżarł.
Strzelił kośćmi z palców rąk.
— Dlatego z inicjatywą wychodzę, żeby śmiałków zebrać. A o prawo wy się nie martwcie, sprawy pozałatwiam. — zapewniał pewnym swego głosem. — Ale pieczarę sprawdzić trzeba. Nawet, jeśli króla puszczy tam nie zastaniemy, to ślad po łowczym być może jakiś znajdziemy. A to jako dowód poniesiemy z powrotem, żeby rodzina miała coś po zmarłym, a może coś w kiesy nam wpadnie.
Skrzyżował łapy przy piersi.
— Co powiecie, hm?

Re: Plac Skrybów

: 28 gru 2022, 23:28
autor: Dziki Gon
Wąsaty zbył pustym śmiechem jego argumentację, kręcąc z politowaniem głową.
A ja mam, wystawcie sobie, ten przywilej, że zdolen byłbym uczynić niewiastę brzuchatą. Móc a mieć, to dwie różne monety mospanie z rodu Wielomirów!
Parę odległych głosów z końca sali zamruczało, kilka innych wydało stłumione parsknięcia. Większość jednak zachowywała ciszę, przerywając ją od czasu wyłącznie skrobaniem łyżek. Starszawy jegomość także zamierzał iść w ich ślady, lecz nagła wzmianka o psiaku podsyciła jego dogasające zainteresowanie.
Naszliście tresowanego posokowca? — zapytał, wiercąc go uważnym spojrzeniem przymrużonych, stalowoniebieskich oczu. — A śladów właściciela nie spostrzegliście? Bestyja pewnikiem pognała samotrzeć w czasie gonitwy, ubieżawszy od obławy. Gdyby kto znaczny w ostatnim czasie nie wrócił z polowania, w mieście by gadali by o tym.
Ale rozpoznania zrobić nie zawadzi — wtrącił się do dyskusji milczący dotychczas uczestnik rozmowy. Ze wszystkich obecnych wydawał się najbardziej obiecującym towarzyszem. Młody i postawny, ogolony do gołej skóry i noszący na grzbiecie zszywaną przeszywanicę. — Wywiadywać się to nie kłusownictwo.
Przysiadłszy się do zainteresowanych, młodzieniec zatrzymał wzrok na Lasocie, sposobiąc się, by dodać coś jeszcze, lecz w słowo wszedł mu ten szczurowaty, który od dłuższego czasu szukał sposobności, by dołączyć do rozmowy.
Nawet jeżeli wszyscy jak tu siedzimy, ruszym w las, będzie nas mało — zauważył, skądinąd słusznie, spoglądając kolejno po Lasocie, młodym i kudłaczu. — Ale dobrze się składa, bo mam druhów dobrych, którzy pisaliby się na taką wycieczkę. Ma się rozumieć, że macie czym zapłacić?
Człowiek uśmiechnął się, taksując bystro niedawno zakupiony przez Lasotę ekwipunek.

Re: Plac Skrybów

: 29 gru 2022, 12:00
autor: Lasota
Lasota zaśmiał się w reakcji na szydzący z niego dowcip. Wąsaty cholernik dobrze go skwitował. Później wojownik zerknął na pozostałych rozmówców. Obserwował dokąd zmierzała rozmowa, a kierowała ku naturalnym jej odpływom, czyli kwestii zapłaty za robotę. Lasota nie miał zbyt wiele pieniędzy, a jego celem było zgromadzenie drużyny druhów, nie najmitów. Brak reputacji czy odpowiednich argumentów sprawiało, że szansa powodzenia na przekonanie tych ludzi była wyjątkowa niska, jednakże łysol postanowił zaryzykować i spróbowałby przekonać tych ludzi do współpracy. Co może stracić? Najwyżej go wyśmieją.
— Mam do zaoferowania coś znacznie wartościowszego od sztosu — zaczął poetycko i tak także planował dokończyć myśl. — Monet brzdęk jest tymczasowy, natomiast przygoda pozostanie w nas na zawsze — dokończył bez żenady, mentalnie biorąc już na klatę rechot tych ludzi.
Po pauzie kontynuował.
— Jeżeli wam mało, długiem wdzięczności obdaruję. W kłopotach będziecie mogli się do mnie zgłosić, a wtedy wam pomogę.

Re: Plac Skrybów

: 03 sty 2023, 22:08
autor: Dziki Gon
Słysząc o możliwości zyskania czegoś bardziej wartościowego niż zapłata w twardej walucie, wszyscy zainteresowani słuchacze zainteresowali się jeszcze bardziej. Niektórzy z nich nawet przybliżyli, spodziewając się może precjozów lub innych wartościowych podarków. Uraczeni rewelacją o przygodzie i wspomnieniach wszyscy solidarnie przygaśli i oklapli. Szczurowaty zniknął równie szybko i niespodzianie, co się pojawił, mrucząc pod nosem coś o gołodupcach i zawracaniu dupy. Łysy i postawny młodzieniec zmierzył go niepewnym spojrzeniem i odsunął się kawałek, lecz widać było, że bije się z myślami i przegrywa tę walkę.
To bedom dudki czy nie? — zapytał o oczywistość kudłaty, który jako jedyny nie ruszył się z miejsca, wlepiając się w starszego wojaka jak ciele w obesrane wrota. — Długiem? Oj nie, ja już mam jeden u Rajtmana, mus mi spłacić, bo inakszy…
Ueee! To co wy tu powiadacie! — nie wytrzymał siedzący kilka stolików dalej wąsacz, parskając gromkim śmiechem. Widać nie odmówił sobie tej odrobiny wścibstwa, by przysłuchiwać się toczonej pomiędzy niedoszłymi niedźwiednikami rozmowy. — Nawet łupem się z nimi nie podzielisz, waćpan? Szczodrzyście po aedirńsku!
Wasza strawa, bohaterze — oznajmiła gospodyni, stawiając przed Lasotą parującą jarzynową i kawał czerwonego mięsa. — Dukat się należy.
Siedzący naprzeciw ojca Daromir majtał nogami nad podłogą, w milczeniu i z uwagą obserwując rozgrywającą się pomiędzy zebranymi scenę. Ostatecznie jednak skierował swoją uwagę na wypchany łeb stwora użyczającego przybytkowi jego nazwy. Szary łeb, ni to gada, ni to ptaka zwieńczony był wyskubanym pierzastym grzebieniem, a zatopione w nim oczy obserwowały salę pustym wejrzeniem pełnym wyrzutu. Równie dobrze mógł być to wyrzut zaadresowany do myśliwca, który położył owo stworzenie lub taksydermisty, który nie popisał się przy preparowaniu trofeum.

Re: Plac Skrybów

: 03 sty 2023, 23:33
autor: Lasota
Stary wiarus nie miał pieniędzy do zaoferowania, ale zauważył, że trafiał swą perswazją. Skoro łysy zatrzymał się i walczył z myślami, oznaczało to, że słowo działało na niego jak wytrych. Czasem życie człowieka potrzebowało przedsięwzięcia, sprawy do rozwiązania, idei do urzeczywistnienia. Nawet jeśli było to błahe, przez moment obdarowywało życie sensem oraz celem. Mężczyźni lubili sobie komplikować sprawy. Haczyk został zarzucony.
— Ile jesteś winien, hm? — zaczął od kudłacza, ale czasem zerkał na łysego, żeby poczuł się dostrzegany w rozmowie. — Kto wie, być może dorzucę sztos do sprawy. Jedno mogę wam zapewnić: co w drodze odnajdziemy jest wasze. Tak jak matki nas uczyły, ludziom trzeba pomagać, bo się odwdzięczają. Poza tym...
Płynnym ruchem odwrócił głowę ku stojącego, obdarzył go życzliwym spojrzeniem.
— Jak często nadarza się taka okazja? Hm? Ile jest takich spontanicznych chwil w życiu, gdzie możemy wziąć udział w niespodziewanej przygodzie?
W milczeniu zapłaciwszy dukata kobiecie, powstał z miejsca.
— Kto wie, co jest w tej jaskini. A co, jeśli marucha urżnie kolejnego biedaka? — mówiąc, zmniejszał dystans do słuchacza, aby intensywniej roztaczać przed jego oczami wizję. — Oferuję wyzwanie, gdzie jeśli nie wydarzy się nic, poczujemy spokój ducha. A jeśli niedźwiedzia spotkamy, a nie daj bogowie okaże się matką, to wtedy poinformujemy miasto. Ty nie stracisz niczego.
Lasota obejrzał ciało młodzieńca niczym mistrz patrzący na ucznia.
— Widzę, że parę masz, ale czy zadyszki szybko nie łapiesz, hm? Pomóż mi, a zaoferuję ci w zamian naukę i ćwiczenia, dzięki którym umocnię twą kondycję. Żaden szlak cię nie pokona, bo jak z tobą skończę, będziesz nie do zdarcia — zaoferował usługi cichszym tonem. Poważnym i szczerym.
Lasota na razie ignorował uwagi wąsacza, ponieważ potyczka słowna zepsułaby wydźwięk retoryki. Co prawda zachowanie pierda poczęło go irytować, ale jeszcze wytrzymywał dmuchanie w kaszę.

Re: Plac Skrybów

: 06 sty 2023, 23:36
autor: Dziki Gon
Zapytany o dług kudłacz zamyślił się długo i intensywnie. Marszcząc czoło pod bujną i skołtunioną czupryną, odruchowo spojrzał na swoje ręce. Wydawało się, że jeszcze chwila i zacznie liczyć na palcach. Nie zrobił tego.
Łoj, dużo — oznajmił wreszcie z ciężkim westchnięciem. — Ze pietnaście dukatów, moiściewy.
Co znajdziecie po drodze to wasze, pamiętajcie! — ignorowany wąsacz nie odpuścił sobie ostatniego przytyku, zanosząc się donośnym rubasznym rechotem. — Grzyby, jeżyny, co chcecie!
Zarówno łysy, jak i kudłaty poszli w ślady Lasoty, ignorując uwagę. Kobieta, która przyniosła mu jedzenie, odebrała zapłatę i zostawiła go z posiłkiem, odchodząc w kierunku szynkwasu. Lasota kontynuował swoją przemowę, starając się trafiać w tony, które w jego mniemaniu miały przekonać młodzieńca.
Ja nie boję się wyzwań — odparł śmiało młodszy wojownik, prostując się dumnie. — I nie pierwsza to moja wyprawa. Uczyłem się już wojować od mocniejszych. Zadyszka mi niestraszna.
Ale we trzech będzie ciężko. Bez strzelca ani oszczepnika — podjął po chwili. — Biję się w zwarciu, ale szyję też trochę z kuszy. A wy?
Dudki? — przyłączył się do pytania Kudłaty, zerkając od Lasoty do młodego.