Strona 13 z 20
Dworek Młynarski
: 29 lis 2021, 8:30
autor: Asteral von Carlina
Zmierzając od miasta z Bramy Słodowej w stronę Gór Sinych, mijając świeżo wzniesione zabudowania Podgordzia, ujrzeć można zza wysoko sterczących dzikich zbóż, przeplatanych chabrami bławatków, kąkolą polną, piaskowymi makami i kurzyśladem oraz zza miejscami porośniętym gęsto krzewami psiej róży polem, leżącym odłogiem, samotnie stojący dworek, który lata świetności dawno miał za sobą. Ludzie powiadają, że miejsce to nawiedzone i przeklęte, a krążą o nim przeróżne plotki, o córce zamożnego młynarza, która chciała pójść za młodego parobka; o rodzicach, którzy na ten ślub nie przystali; o bezbożnym samobójstwie córy, co odebrała swoje życie w młynie; o nagłej śmierci zrozpaczonego ojca; o wdowie młynarza, która zabrała rzeczy i pojechała za góry; o skrzypiących deskach nocą; o kwaśniejącym mleku; o odorze rozkładającego się ciała; o drzwiach otwieranych na oścież przez wiatr czy nadnaturalne byty; o martwych pisklętach na ganku; o duchu wisielca, który przemyka między nieużytkami.
Prowadzi doń niewielka brukowana ścieżka zarośnięta przez chwasty, snując się między zakrzewionym gruntem, niegdyś porośniętym tłustymi kłosami pszenicy, złotem młynarzy. Obok przepływa strumień Siewierzynka, która niegdyś napędzała koło młyńskie, teraz straszące na horyzoncie. Sama posiadłość to zachowana w typowym rustykalnym szlacheckim stylu jednopiętrowa bryła o bursztynowym pokryciu dachu, miejscami przeciekającym. Ogród przed samym dworkiem przypomina leśny gąszcz, w którym skrywać się mogą dzikie zwierzęta, a nie pięknie kwitnące gatunki roślin. Przy budynku gospodarczym o zarwanym stropie, sterczy zwyczajny wóz drabiniasty ze świeżo okutymi kołami, a w stajni z grubsza oporządzonej słychać rżenie konia.
Przekroczywszy próg domostwa można poczuć zapach stęchlizny i pleśni, zapach dawno niewietrzonych i niegrzanych murów. W centralnej części budynku znajduje się obszerna kuchnia o potężnym białym kaflowym piecu, połączona naturalnie z jadalną, gdzie ciągnie się długi drewniany stół z licznymi, lecz w większości z poprzetrącanymi nogami, krzesłami. W kącie pomieszczenia poukładane zostały jeszcze nierozpakowane pakunki oraz szklana aparatura, prawdopodobnie do destylacji. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro, którego skrzypiące i powyginane szczeble, były pokryte wieloletnim kurzem.
W zachodnim skrzydle przeznaczonym niegdyś dla gospodarzy, znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno z nich, największe, z widokiem na zdziczały sad, było uporządkowane, na posłaniu leżała świeża pościel, szafy były zagospodarowane przez ubrania, a na regałach znajdowało się kilka książek, choć nadal pod ścianą oparty leżał portret przedstawiający szlachetnie urodzone małżeństwo. Inna izba znacznie mniejsza lecz przyległa kuchni, również miała ślady nowego mieszkańca. Niewielkie łóżko, skrzynia na rzeczy i regał zapełniony licznymi księgami stanowiły cały dobytek Austa von Molauch. Sąsiadujący z sypialnią gospodarza pokój gościnny, był niegdyś azylem córki młynarza, o czym świadczyły bladoamarantowe akcenty zasłon i pościeli oraz niewielka toaletka o blacie zabarwionym ciemnym atramentem z czystym i przejrzystym lustrem. W kącie stała pusta komoda, gotowa ugościć nowego lokatora. Jedno z okien skierowane było na zapuszczony sad jabłoni i gruszy, drugie na zaniedbany ogródek przed posesją. Czwarta izba zaś była zagracona. Natomiast wschodnie skrzydło było zamknięte i nieużytkowe, choć mieściło w sobie obszerną bawialnię i gabinet. Klapy do piwnicy nie można było odnaleźć.
► Pokaż Spoiler
Parter
Piętro
Re: Dworek Młynarski
: 05 paź 2022, 20:19
autor: Asteral von Carlina
Nim czarodziej zasiadł do furmanki, podciągając do środka dziewczynę, zbliżył się jeszcze do jego gniadosrokatej szkapy i położył dłoń na grzbiecie jej nosa. Delikatnie zniżyła głowę, pozwalając na drobne pieszczoty w postaci głaskania. Zwierzę bardzo lubiło towarzystwo Piołuna. Wiele mil przejeździli już razem. Wcześniej raczej niosąc na grzbiecie czarodzieja, a teraz częściej będąc zaprzęgniętym do wozu, wioząc jego dobytek.
Asteral był bardzo związany ze światem natury. Znał się na ziołolecznictwie. Zazwyczaj samodzielnie hodował owoce i warzywa, czasem wspomagając się magią. Niegdyś prowadził gościnne wykłady na Wydziale Medycyny i Zielarstwa w Oxenfurcie. Wydawał publikacje na temat zastosowania trujących roślin w medycynie. W ostatnim czasie zainteresował się również wykorzystaniem grzybów i pleśni, ale swoje badania naukowe rozpoczęte w Novigradzie musiał niespodziewanie przerwać, opuszczając również miasto.
Takoż interesował się zoologią. Dużo czasu spędził na obserwowaniu zwierząt w ich naturalnym świecie, razem ze swoim mistrzem Dorregaray’em. To on sprezentował mu na zakończenie edukacji w akademii w Ban Ard egzotycznego jaszczura. Zamierzał z czasem zwiększyć liczbę hodowlanych zwierząt, również o te bardziej nienaturalne. Teraz jednak miał zbyt wiele zajęć. Wiele nauczył się o stworzeniach w kręgach druidzkich. Od tamtej pory wystrzega się mięsa w diecie, co jest spostrzegane jako ekscentryczne nie tylko wśród pospólstwa, ale również wśród czarodziejów.
— Bardzo jestem rad, że jednak nie zamierzasz nas opuścić, a gadanie Inkausta potraktuj jako młodzieńczy bunt, czy końskie zaloty – zaśmiał się, zwracając się szeptem w stronę długouchej, po chwili dodając głośniej – ludzie tutaj gadają, że kto się czubi, ten się lubi.
Przeprosiny dziewczyny przyjął z zadowoleniem. Nie potrafił długo trzymać urazy, więc nawet zapomniał, że oburzył się na jej wtrącanie się w sprawy wychowania. Teraz był bardziej zainteresowany podróżą. Odebrał od ucznia magiczną busolę, delektując się przyjemnym mrowieniem energii. Zgodnie z jego poleceniem, pozwalając mu na pewną dozę zuchwałości, zupełnie nie reagując na pouczający komentarz, użył swojej mocy. Pobudzona magią igła z kości ludzkiego palca, znów zaczęła wskazywać cel ich podróży.
— Czy mogłabyś przynieść trochę siana ze stajni, a później otworzyć wrota posiadłości? – poprosił dziewczynę, która jako jedyna miała wolne ręce. Później, gdy dołączyła do nich, zaczął opowiadać jej o działaniu magicznego przedmiotu, językiem niezbyt zawiłym. Elfka nie wydawała się głupia, potrafiła czytać i pisać, znała się na medycynie i alchemii, więc spodziewał się, że będzie dobrym słuchaczem.
Re: Dworek Młynarski
: 05 paź 2022, 22:16
autor: Arbalest
— No to jest nas dwoje — odpowiedziała młodzikowi niemal od razu, tonem już goryczy pozbawionym, dając tym samym do zrozumienia, że ma tego dramatu powyżej spiczastych uszu i póki co sama chce odłożyć sprawę na bok, wiedząc że aktualnie się z nim nie dogada.
Nie znaczyło to, że — oprócz wywołania już przemijającej irytacji — zachowanie chłopaka ją nie intrygowało. Bo nawet jeśli początkowo podeszła do kwestii emocjonalnie, to pamiętała, że jeszcze przed snem ich stosunki stały na dość stabilnym gruncie. Teraz wystarczyło kilka słów, żeby praktycznie chciał pozbyć się elfki ze swojego otoczenia. Powiedzieć, że było to dla niej trochę dziwne, to jak nie powiedzieć nic. Może był po prostu przemęczony, a może przez noc w upiornym dworku doszedł do jakichś wynaturzonych wniosków? Może poczuł się zazdrosny, bo od pojawienia się Istki Asteral miał dla niego tylko kij, gdy ona jako „gość” dostawała marchewki? Miał wszak kilkoro rodzeństwa i był z nich najmłodszy, więc gdy nagle trafił pod opiekę swojego mistrza i dostał całą jego uwagę dla siebie... mógł poczuć się zagrożony pojawieniem się dziewczęcia w obejściu, i to pomijając fakt, że Istka nie potrafiła czarować. Nawet jeśli nie mogła go zastąpić jako ucznia — mógł przerazić się tym, że rudy czarodziej znalazł sobie nową... maskotkę?
Istka aż wyszczerzyła się głupio na samą myśl, odwracając przy tym głowę, żeby żaden z nich nie widział jej twarzy. Więc tego we mnie szuka — maskotki? Dziwnym trafem — jeśli rzeczywiście tak było, to uświadomiła sobie, że nieszczególnie jej to przeszkadzało. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
— Śliczny koń — zaczęła białym kłamstewkiem, bo wierzchowiec wcale nie prezentował się okazale, a jego maść też nie podchodziła pod wysublimowane, elfie gusta estetyczne — Jak się zowie?
Też skorzystała z okazji, żeby dać się zwierzęciu ze sobą oswoić. Ostrożnie pogłaskała konia dłonią, jeśli ani szkapa, ani jej właściciel nie zaprotestowali.
Na komentarz tego drugiego uśmiechnęła się po raz kolejny. W uśmiechu tym można było dopatrywać się naprawdę wielu tajemnic, ale należał on raczej do tych życzliwszych. I całkowicie bezwstydnych, pozbawionych rumieńca.
— Ludzie — i nieludzie, nadmienić warto — gadają różne rzeczy. Rzadko prawdziwe, a czasem takie, że bez wódki to się tego słuchać nie da... A jak jest z wami, czarodzieju? Z kim się czubicie? — odszeptała zapytanie w ramach rewanżu.
Jeśli coś chciała przez to zaimputować, to włożyła wcale dużo wysiłku, żeby brzmieć przy owym zapytaniu naturalnie i równie bezwstydnie co przy uśmiechu, który zresztą dalej nie zsunął jej się z lica.
— Zaraz wrócę, zatem — rzuciła, tym razem już do obu mężczyzn, w reakcji na polecenia i zeskoczyła z wozu, chociaż zadania wykonać zamierzała w odwróconej kolejności, żeby od razu otworzyć bramę, a w drodze powrotnej przechwycić ze stajni siano.
Przyniosła tyle ile była w stanie unieść pod pachami, albowiem przewidywała, że siano ma posłużyć zarówno jako pożywienie dla Osta, jak i amortyzację pod jej własny tyłek. Chętnie skorzystała z pomocy czarodzieja w wejściu na wóz, jeśli ją oferował — po raz drugi zresztą — i ułożyła z kłosów coś na kształt legowiska dla ich trójki. Takiego, którego nie powstydziłoby się żadne zwierzątko futerkowe.
W tym legowisku zaraz spoczęła w pozycji półleżącej, z nieukrywanym i szczerym zaciekawieniem wsłuchując się w tłumaczenia Asterala, wpatrując się przy tym na zmianę, a to w niego, a to w ustrojstwo, które trzymał w dłoniach. Magii mogła bowiem nie rozumieć, ale tak długo jak w jej twarz nie leciała kula ognista, tak długo nie zamierzała przed nią uciekać na wzór wsiowej dziewki, która nic poza pługiem i chomątem w życiu nie widziała.
Nawet jeśli obecny na jej głowie, słomiany i powyginany od wczorajszego deszczu kapelusz sugerował co innego.
Re: Dworek Młynarski
: 06 paź 2022, 22:25
autor: Dziki Gon
Aust obejrzał się dyskretnie na mistrza, słysząc jego interpretacje sytuacji. Przez moment wyglądał, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale zachował to dla siebie, pomagając sobie głębokim wdechem dla uspokojenia. Gdyby Asteral był telepatą, prawdopodobnie usłyszałby właśnie niepiękną opinię na swój temat.
Istka otworzyła bramę i naniosła siana, robiąc kilka kursów w tę i z powrotem. Asteral opowiadał jej o działaniu austowego konceptu, podczas kiedy jego autor milczał zacięcie, tkwiąc nieporuszony na koźle. Tym razem jednak zdawało się wynikać to raczej ze zmęczenia niż z rankoru, bo kiedy cała trójka znalazła się finalnie na wozie, szarpnął karkiem i poderwał głowę, która zdążyła mu była opaść na pierś.
Wyjechali przez otwarte wrota, zatrzymując się na moment, żeby zamknąć je za sobą. Dworek pozostał za nimi.
Później mieli szczęście, gdyż okazało się, że magiczna busola sprzężona z medalionem poprowadziła ich dokładnie tak, jak było trzeba. To jest po drodze do Starego Borysa. W sumie jedynego życzliwego człowieka w Podgrodziu zastali podczas karmienia kur. Widząc zatrzymujący się przy jego płocie wóz, dokuśtykał się bliżej, wlokąc za sobą rotę rozgdakanego ptactwa.
— Dzień dobry, pan doktór — przywitał go swoją dziwaczną manierą leciwy gospodarz, który z jakiegoś powodu, być może sklerozy, upierał się mylić czarodzieja z medykusem. Pomyłka była o tyle nieuciążliwa, że nie leżała daleko od prawdy. — Dzień dobry paniczu! Nie pospał przez burzę? Dzień dobry panie-nko… Co to, nowa uczennica w terminie?
Ostatnie słowa z lekkim zaskoczeniem skierował do Istki, którą spostrzegł jako ostatnio, niemałym wysiłkiem krótkowzrocznych oczu. Starzec pociągnął nosem, podtrzymując garniec z ziarnem jedną ręką, a drugą, wolną przeczesując szedziwy włos kontrastujący z jego ogorzałą, przeoraną bruzdami zmarszczek twarzą.
— Dokąd to drogi wiodą w ten piękny poranek? Potrzeba czego na drogę? Świeżych jajec może?
Re: Dworek Młynarski
: 12 paź 2022, 13:37
autor: Asteral von Carlina
— Śliczny nie jest, ale wierny z niego towarzysz. Przemierzył ze mną szlaki od Gór Sinych, przez brzegi Pontaru, po Zatokę Praksedy. Wierny Ost – poklepał szkapę, nie dając się oczarować grzecznościowym kłamstewkom. Dalej kontynuował swój wywód, nie zważając czy kogokolwiek interesuje. Aust zapewne kolejny raz w życiu słyszał tę opowieść – Zowie się tak, bo jest łasy na ostrożeń polny, często mylony z ostem. Córka koniarza krzyczała na niego Ost, Ost, Ost, więc tak zostało. Choć dziewczynka następnej wiosny zmarła na variola nigra, jej uśmiech towarzyszy mi w każdej podróży, ten sam gdy machała mi na pożegnanie.
Zwierzę kupił w Wolnym Mieście Novigrad po uzyskaniu stanowiska wykładowcy w męskiej szkole czarodziejów. Wybrany przez niego ogier nie był narowisty, ale również nie był zbyt szybki. W nowych sytuacjach był strachliwy, potrafił się spłoszyć na głośniejszy dźwięk czy widok cienia. Od początku jednak przypadli sobie do gustu. O maści niezbyt szlachetnej i słabym charakterze, choć właściwie wyszkolony, woził na swoim grzbiecie czarodzieja od wschodu po zachód, od Novigradu po Pont Vanis. Nie wiedział jednak, czy wybrał konia z powodu intuicji, czy po sugestii dziewczynki Antoninki, córki sprzedawcy. I choć teraz Ost był stary i nie był równie silny jak kiedyś, zawsze czekał na swojego właściciela, gdy ten odwiedzi go w stajni i wyprowadzi na pola, by znaleźć chwasty o fioletowo-czerwonych kwiatach.
– Poszukujecie historii romantycznej, jeśli tak to w moich opowieściach jej nie znajdziecie – odpowiedział Piołun, nie zamierzając wchodzić w szczegóły swojego życia miłosnego – Czarodzieje, choć długowieczni, w przeciwieństwie do elfów nie potrafią wiązać się na długie lata. Myślę, że za bardzo kochamy samych siebie.
Przywitał starszego mężczyznę skinieniem głowy, zupełnie nie reagując na tytułowanie go doktórem. Nie zamierzał go wyprowadzać z błędu. Nie miało to sensu. Zresztą wszystko się wzięło przypadkiem, gdy zatrzymał się u niego, by zapytać o drogę do Starego Młyna. Ten zaś nim mu odpowiedział, pierwej nakreślił historię podgrodzia; wskazał dom wójta, największy folwark w okolicy, dom młynarza kutwy i najstarszy gościniec pod murami Vengerbergu; opowiedział o tutejszych sporach i przestrzegł przed kilkoma sąsiadami; przedstawił członków swojej rodziny od najmłodszej wnuczki, przez zięcia i córę, aż po swoją siedem lat młodszą drugą żonę Stefanię; a przede wszystkim opowiedział o wszystkich dolegliwościach, które mogą spotkać pracującego w gospodarstwie starego człowieka. Asteral podarował mu maść na ból pleców na bazie tłuszczu zwierzęcego, owoców pieprzowca, rumianku, rozmarynu i krwawnika oraz kazał pić napar z kory dębu i liści ostreżyny. Ten mu podziękował, nazywając doktórem. I tak pozostało.
— Nie nowa uczennica, a doświadczony konsyliarz. Jeżeli będzie trzeba zapewne doradzi na dolegliwości was gnębiące, ale to jak wrócimy. Powiedźcie jak zdrowie. Biegunka już nie doskwiera? Piliście napary, jak radziłem?
— W podróż potrzebny nam wiktu. Jeśli macie świeże jaja, kankę mleka koziego, ciepłego chleba, czy kosz warzyw i owoców, chętnie zabierzemy co nieco ze sobą.
Re: Dworek Młynarski
: 12 paź 2022, 16:02
autor: Arbalest
— W Górach Sinych nawet byliście? Nie strach wam jechać w takie miejsca? — zapytała jasnowłosa, raczej nie mając na myśli zdradliwego górskiego terenu, czy nawet zamieszkujących wszechobecne tam jaskinie stworów.
Do Gór Sinych nigdy nie było dane jej trafić, ale jej ojciec stamtąd właśnie zszedł przed laty — to i owo jej poopowiadał za młodu, włączając to co tamtejsza enklawa głodujących elfich desperatów robiła z ludźmi, którzy byli wystarczająco odważni, albo wystarczająco głupi, by zapuścić się w tamte rejony.
— Biedaczka... Dobrze, że chociaż w ten sposób ktoś o niej pamięta — skomentowała krótko i z wyczuwalnym współczuciem opowieść o córce koniarza.
Czarna ospa była kolejną — obok Catriony — zarazą, na którą nie było sprawdzonego lekarstwa. W przeciwieństwie do Catriony, jednak, na variola nigra umierała zwykle jedynie połowa pacjentów, a w przypadku leczenia objawowego, utrzymywania w czystości i dostarczania choremu odpowiednich składników odżywczych — nawet mniej. Dziewczynka musiała mieć zatem albo zwyczajnego pecha, albo trafić na medyka, który spartaczył sprawę. Niestety dla niej — nie miało to już większego znaczenia. Efekt był ten sam...
Z wyraźną ulgą przeszła do pogodniejszego tematu. To jest — pogodniejszego przynajmniej dla niej. Dziewczyna zachichotała cicho, choć chichot ten pozbawiony był kpiny — był raczej kontynuacją uśmiechu sprzed momentu, kiedy zadawała pytanie o „czubienie się”.
— Brzmi to trochę tak, jakby każdy czarodziej żenił się z magią... Jakoś tego nie kupuję. I co to w ogóle znaczy „w przeciwieństwie do elfów”? — odrzekła mu z udawanym oburzeniem. — Chyba nie znasz zbyt wielu elfów, Asteralu...
Choć z drugiej strony — czy ona sama znała? Dobre pytanie. Znała matkę, która szybko zaczęła być z ojcem nieszczęśliwa i tegoż szczęścia szukała w innych objęciach. Nierzadko ludzkich. Znała ojca — wiecznego malkontenta, z każdym rokiem coraz bardziej żałującego, że z Gór Sinych przeniósł się do ludzkiego miasta. Znała siebie — lustrzane odbicie matki, które teraz wałęsało się po świecie, szukając przy tym i miłości, a znajdujące głównie rozczarowanie. Z doświadczenia Istki — jeśli do kogoś pasowało „łączenie się na długie lata” to chyba do krasnoludów, których w Rivii było więcej niż elfów. U nich zawsze było „po grobową deskę”. Choćby się waliło i paliło. A waliło się i paliło dla wielu z nich, zaraz po wojnie.
Skoro mowa była o matce — gdy tak słuchała Asterala, przypomniała sobie o niej na dłużej, a wyglądała przy tym tam jakby w głowie rodził jej się jakiś koncept, jakby o czymś intensywnie myślała. Cokolwiek to było — jej olśnienie przerwał dojazd do gospodarstwa Starego Borysa.
— Istka mnie zowią... — przedstawiła się, wpierw zeskakując z wozu, a potem poprawiając kapelusz i skłaniając się gospodarzowi, skromnie ale grzecznie — ...a felczerem jestem. Przy tym znajomą mości von Carliny. Miło mi was poznać, panie.
Czarodziejowi w słowo nie wchodziła, poczekała aż skończy swoją listę. Częściowo po to, żeby móc je uzupełnić, gdyby o czymś zapomniał. Co dwie głowy to nie jedna.
— Ja jedzenie dla siebie mam, ale wzięłabym smalcu, albo sadła inszego — co tylko macie. Maści na gojenie ran muszę zrobić. A i mydła może trochę, to też jak jesteście w posiadaniu. Akurat mam specyfik na trawienie, to możemy się wymienić, jak wam potrzeba. Chyba, że w srebrze wolicie, klasycznie. Hubkę albo krzesiwo mamy? Pochodnię, jakby nam przyszło po ciemaku łazić? — ostatnie dwa pytania skierowała do rudowłosego czarodzieja i ciągle nabzdyczonego na nią Austa.
Re: Dworek Młynarski
: 14 paź 2022, 21:35
autor: Dziki Gon
— Konsy…? — niedosłyszący Borys zmrużył oczy na specjalistyczne słowo, próbując połamać sobie na nim język, lecz nie zaprzątał tym sobie zbyt wiele uwagi, rady, że może przeskoczyć na o wiele bardziej dlań interesujący temat dolegliwości. — A pijam, pijam. Jak radziliście i bogom dziękować, nie doskwiera. Otóż uważacie, córa zgodnie z zaleceniami wybiera mi wszytkie pożyteczne zioła, a je sobie parzę albo szykuję pod nalewkę!
Pochwaliwszy się, starzec zszedł był na temat prowiantu. Marszcząc czoło nad siwymi brwiami, przypominał sobie, które z próśb czarodzieja udałoby mu się spełnić.
— Jajec będę miał. Świeżych. Kankę takoż. Zapakować mogę jeszcze podpłomyków, ale z owoców i warzyw to ino koszyczek czarnych porzeczek i trochę kiszonej kapusty. Wyszykować?
W międzyczasie oczekiwania na decyzję czarodzieja dał posłuch Istce, kiwając głową na wymieniane przez nią artykuły.
— Gęsiego smalcu będę miał — odrzekł w końcu, po przedłużającej się chwili zastanowienia. — Ale ze skwarkami. Zasię z czystego tłuszczu to tylko kapkę łoju. Co będzie?
— Na specyfik — podjął wyraźnie zainteresowany możliwością barteru w zamian za medykamenty. — Mienię się chętnie. A nie mielibyście czasem czegoś na reumatyzm i rwanie stawów? Może być na spirytusie… Do smarowania i hehe, pożywania po trochu. Rad bym nawet odkupić, teraz albo przy okazji.
— Mamy magię — odpowiedział jej na pytanie o rozpałkę Aust z kozła wozu, wyglądający raczej na wymiętego wczorajszą nieprzespaną nocą niż na nabzdyczonego.
Re: Dworek Młynarski
: 15 paź 2022, 11:46
autor: Asteral von Carlina
– U podnóża Gór Sinych leży Ban Ard, gdzie kształcą się czarodzieje. Choć wyglądam na szalonego, nigdy nie przekroczyłem granicy Wolnych Elfów. Zdarzyło mi się jednak zaszyć w Paśmie Hertch, gdzie badałem rzadkie gatunki roślin i grzybów górskich: sasanki białe, rycerzyki oliwkowożółte, trzcinniki owłosione, modrzyki górskie, czy paprotniki kolczyste. – zatrzymał swoją wypowiedź na chwilę, aby zaraz kontynuować ją z jeszcze większym zaangażowaniem– Nie wiem czy wiedziałaś, ale dobrze wygotowane młode pędy paprotnika nadają się do jedzenia i są całkiem zdrowe. Natomiast boczniaki oliwkowożółte, porastające drzewa iglaste, dobrze sprawdzają się jako grzyby domieszkowe. Na wyprawach często żywiłem się tym, co daje nam natura. Podróżując lasami, nie trzeba się za bardzo martwić o pożywienie. A jeszcze odpowiednio przygotowany ekstrakt z sasanki świetnie spełnia się w roli maści na choroby skóry. Są jednak bardziej proste rozwiązania w tej materii. W swoim czasie prowadziłem dużo więcej obserwacji i badań endemicznych gatunków roślin. Teraz zajmuje się bardziej alchemią, lecznictwem i hodowlą własnych odmian ziół i roślin.
Rzeczywiście czarodziej nie dysponował zbyt wieloma długouchymi znajomymi, a swoją wiedze opierał na stereotypach i własnych obserwacjach. Elfy jawiły mu się jako długowieczne i wierne, zbyt mocno przywiązane do swoich tradycji, a przez to niepoddające się typowym adaptacyjnym zmianom. Nic dziwnego, że dumne Wolne Elfy, zepchnięte w stronę gór, głodowały, powoli wymierając. Nie potrafiły się przystosować. Tym którzy nie zmieniają się, pisany jest koniec. Na szczęście były elfy podobne do Istki, które asymilowały się. Starały się dopasować do panujących czasów. Chyba nie znamy zbyt wielu elfów … – potwierdził w głowie ryży.
– Nie ma wierniejszej kochanki od magii. Powiedz lepiej od jak dawna podróżujesz samotnie?
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że zupełnie nie znali się z felczerką, choć zdążyli stanąć oko w oko ze zjawą i wyruszyć pod ramię w nieznaną wyprawę. Pojawiła się w nim nuta ciekawości. Kim była Istka Hiseeros? Czarodziej kierował się intuicją, a tam podpowiadała mu, że warto było jej zaufać. Znała go przecież z publikacji o ziołolecznictwie i darzyła stosownym szacunkiem, nic im nie zaginęło podczas jej pobytu we dworku i choć do tej pory nie pomogła za dużo przy odczynianiu klątwy, w przyszłości mogła okazać się przydatna. Dysponowała szeroką wiedzą medyczną i niemałym doświadczeniem. Rozmowę o jej perypetiach jednakże musieli odłożyć na później, gdyż teraz gościli przy płocie Starego Borysa.
— Wszystko można wyszykować. Osiemnaście denarów będzie uczciwa ceną? – od razu sięgnął do sakwy, z której wybrał odpowiednią sumę – Słyszeliście coś ciekawego, co w podgrodziu gadają?
Gdy tylko wymianę towarów zakończyli, prowiant zapakowali na wóz, a rozmowę ze starszym gospodarzem zakończyli, wyruszyli w kierunku wskazywanym przez magicznie sporządzoną busolę. Przejeżdżając w pobliżu złocistych pól, ręka wiedzącego dotknęła tłustych źdźbeł owsa. Mężczyzna zaczerpnął mocy, drzemiącej w tej ziemi. Dalej mogli kontynuować swoje rozmowy, choć bystre oko czarodzieja miało na baczeniu stan ucznia. Na moment oparł dłoń na jego ramieniu, aby zwrócić jego uwagę.
– Jak będzie Ci trzeba odpoczynku, to tylko rzeknij.
Re: Dworek Młynarski
: 15 paź 2022, 13:56
autor: Arbalest
— Aaaa... Faktycznie — zapomniałam już z map, bo w Kaedwen nigdy akurat stopy nie postawiłam — przyznała się do nieopatrznej pomyłki.
— O ile mnie pamięć nie myli, to opisywałeś owe gatunki w „Tajnikach destylacji...”? A może to było „Zastosowanie roślin...”? — elfka zmarszczyła przez moment czoło, drapiąc się przy tym w skroń. — Choć ja akurat nadmienię, że tych boczniaków to bym nie jadła, ani jako domieszkę, ani w żadnej innej formie, chyba że naprawdę nie miałabym wyjścia. Mdłe i gorzkie. Muszą bardzo obciążać wątrobę. Żałuję, że próbowałam — wykrzywiła się na samą myśl na wspomnienie, jakkolwiek odległe by nie było. — Chyba zostanę przy kurczaku, chlebie i warzywach, póki mam taką możliwość.
Problem z postrzeganiem elfów przez ludzi — podług Istki — był taki, że ci drudzy uważali mentalność tych pierwszych za swego rodzaju monolit. Skoro elfy z lasu wyżynają ludzi bez litości, to ludzie szybko zaczęli dochodzić do pochopnych wniosków, że długouchy żyjące w miastach również nic tylko czyhają na ich życia, by mścić za za dawne krzywdy.
Prawda była natomiast taka, że elfy — choć było ich na świecie coraz mniej — nie różniły się zanadto od ludzi. Każdy z nich miał własną opinię na różne tematy i wcale nie musiał pochlebiać, czy nawet szanować opinii pozostałych. Na tej zasadzie, niejednokrotnie, nieludzcy mieszkańcy miast traktowali leśnych partyzantów, czy Wolne Elfy, z niechęcią, a nawet otwartą wrogością, natomiast ci drudzy uważali asymilantów za zdrajców i w skrajnych przypadkach byli gotowi mordować ich na równi z ludźmi. Takie to wszystko wesołe i klarowne...
— Ha-ha-ha! Skoro tak mówisz... — zarechotała blondwłosa, na kontynuację dyskusji o sprawach miłosnych. — Chociaż magii nie da się wychędożyć. Chyba, że... — dodała zaraz szeptem, by po chwili jeszcze raz wybuchnąć serdecznym śmiechem, który próbowała zaraz stłumić. Z widocznymi trudnościami. — Nieważne... W trasie ze cztery lata już będę. Szłam przez Sodden, Cintrę, potem aż dotarłam na zachodnie wybrzeże Kontynentu, ale nie pozwolili mi przejść przez Kerack, więc obeszłam Brokilon naokoło i trafiłam do Temerii. Tam najdłużej siedziałam. Trochę w Mariborze, trochę w Wyzimie... Tam gdzie była praca, albo jakaś zaraza — tam szłam. I w końcu zdecydowałam się poleźć do Aedirn. I tak trafiłam tutaj, do Vengerbergu, prosto z Hagge. Taka moja historia... — podsumowała.
— A wy wybyliście z Novigradu... ale z tego co wyczytałam to raz byliście bakałarzem w Oxenfurcie, nie mylę się? Powiedz mi Asteralu — jak to jest z czesnym tam? Ile musiałabym się wykosztować za semestr, na Wydział Medycyny i Zielarstwa? Przyjmują w ogóle elfy? Da się jakoś tam żyć, nie będąc człowiekiem? — zalała go pytaniami, samemu będąc ciekawą pewnych rzeczy, które mogą pomóc jej w przyszłości.
Odpowiedzi musiały jednak poczekać na zakończenie handlu. Asteral ubijał swój interes, Istka swój. A wszystko wskazywało na to, że ma szansę na odejście z transakcji z jakimś zyskiem. Drobnym, bo drobnym — ale zawsze.
— A mam, coś się znajdzie i na reumatyzm! — zaprezentowała mu dwie fiolki, z entuzjazmem takim, jakby w środku — miast przezroczystego remedium na bóle i brunatnego środka na sraczkę — znajdował się co najmniej lek na Catrionę.
— Możemy umówić się tak, że wezmę tyle łoju co macie i kapkę smalczyku, a ja odstąpię wam jedną fiolkę, którą wolicie. A drugą oddam wam za... moja strata — niech będzie i jedna marka.
Nie chciała oczywiście nikogo oszukać, a cena wydawała jej się aż nadto uczciwa, jeśli dobrze przeliczyła. A nawet — z zyskiem dla gospodarza.
— Oba na bazie spirytusu. Jeden na bóle wszelkiej maści — do smarowania, ale pić po trochu też można — zaprezentowała mu przezroczysty płyn w pierwszej fiolce. — A dryjakiew do posiłku, ale nie więcej jak kilka kropel, bo do wychodka przez trzy dni nie pójdziecie — a to też niedobrze — pokazała i drugą, z brunatnym. — To jak? Mamy umowę?
Austowi miała zripostować, że nie każdy w ich trzyosobowej grupie posiada zdolności magiczne, ale zdążyła jeno unieść palec. Zdała sobie bowiem sprawę, że o ile czarować nie potrafiła, to w ciemności sama widziała niezgorsza. Wczoraj wzrok ją nie zawiódł — w przyszłości również nie zawiedzie.
Re: Dworek Młynarski
: 16 paź 2022, 22:22
autor: Dziki Gon
—
Będzie — zgodził się bez negocjacji stary kmieć, kłaniając się z uśmiechem czarodziejowi. — Plotek? Łoo, panie! Ja to już mam swoje lata, nie słucham, co ludziska gadają. Mam baczenie na swoją miedzę, a dalej to tam furda! Córuchna moja to tak, czasem zasięgnie języka przy studni, ale tak to nie.
Rozgadawszy się, chłopina wytarł drżące dłonie w kuse portki i szykował się do zrealizowania zamówienia. Przedtem jednak dobił targu z elfką oferującą mu na wymianę swoje specyfiki.
—
Ooo! — ucieszył się, oglądając pierwszy specyfik. —
Na ten na bóle bym się mieniał. Ten na żywot, to inszym razem, jak nie stanie mi naparów…
Starzec ruszył przez podwórze, omijając po drodze rozgdakany drób pałętający się samopas po obejściu. Zniknąwszy za kurnikiem, wyłonił się zza niego po chwili, niosąc ze sobą kosz jaj. Stamtąd poszedł do chałupy, którą opuścił dopiero po dłuższej chwili.
Szedł z lekka utykając, lecz z dziarskością zaskakującą jak na kogoś jego wieku i kondycji, w dodatku obciążonego niesionym prowiantem niby muł jukami. Przekazywał im kolejno zamówione przedmioty. Tuzin jaj, drewnianą kankę mleka, zawinięte w płótno chrupiące jeszcze podpłomyki, trochę owoców runa i gliniany pojemnik z kiszoną kapustą. Dla Istki zaś zapas czystego łoju mogący starczyć na cztery uczciwe porcje smarowidła oraz kapkę gęsiego smalcu w sam raz na zaspokojenie pierwszego głodu.
Przekazawszy sobie gotówkę i specyfik w zamian za wiktuały, stary pożegnał im, machając do nich, dopóki wóz nie zniknął mu z widoku. Jechali obok obsiewanych pól. Korzystający z okazji Asteral zaczerpnął nieco Mocy z żywiołu ziemi. Niezbyt obficie.
Dotknięty znienacka w ramię Aust prawie podskoczył, podrywając głowę, a spojrzenie kierując z powrotem na drogę.
—
Nie, nie trzeba — zapewnił szybko i skwapliwie w pierwszym odruchu, lecz ciężkie powieki i kiwająca się głowa przeczyły jego słowom. Wóz kolebał się lekko na wybojach. Kołysaniem i łagodnym terkotaniem zachęcał raczej do senności, aniżeli ją odpędzał. Podobnie jak przygrzewające im z góry słońce.
—
Chociaż… Może na chwilę — przełamał się, oglądając się z tęsknotą na moszczące pakę siano. —
Czy elf… Czy Istka potrafi powozić?
Re: Dworek Młynarski
: 18 paź 2022, 13:16
autor: Asteral von Carlina
– Jeszcze w Novigradzie chciałem sporządzić opracowanie „Grzyby i Pleśnie w służbie medycyny”, ale musiałem przerwać badania i wyjechać, a teraz mam zbyt wiele rzeczy na głowie, aby zaprzątać się jeszcze badaniami nad plechowcami. Prawdopodobnie jeszcze kiedyś wrócę do tego zagadnienia.
Po opuszczeniu wiejskich zabudowań, rozmowa czarodzieja z elfką dalej toczyła się. Od słowa do słowa coraz bardziej poznawali się. Choć wiele ich różniło, zaczynając od cech rasowych, poglądów o świecie, charakteru, na doświadczeniu kończąc – to jeszcze więcej ich łączyło. Oboje służyli wyższym celom. Ponadto dziewczyna świetnie poruszała się po jego publikacjach naukowych, co nieznacznie łechtało jego ego.
Wzmiankę o chędożeniu się z magią puścił mimo uszu. Choć ziarnko prawdy można było odnaleźć w jej niesubtelnych żartach. Asteral miał niezwykłą słabość do istot magicznych w kwestiach miłosnych. I nie fakt ich niedostępności i często niezwykłej urody go przyciągał, jak choćby większość mężczyzn mających mokre sny o driadach, ale pewnego rodzaju oczarowanie pulsującą w nich magią. Do dziś pamiętał głębokie spojrzenie Radii i zapach jej potu przypominający woń rozcieranych między palcami listków wierzbowych. Przez moment w oczach czarodzieja można było dostrzec zamyślenie, a kąciki ust delikatnie podniosły się. Po chwili wrócił do rzeczywistości, przypominają sobie, że niektórzy z mniej mu przychylnych wieśniaków gadają, że obcuje ze zjadarkami czy babami cmentarnymi. Na początku bardzo się złościł na takie insynuacje, a teraz komentuje to pobłażliwym uśmiechem.
– Nie ma w twojej opowieści historii, tylko plan podróży. Snujesz palcem po mapie. Mówisz o długiej tułaczce z pracy do zarazy, z zarazy do pracy, ale dlaczego nie zatrzymałaś się nigdzie na dłużej? Z pewnością w Mariborze znalazłaby się praca dla doświadczonej felczerki. I czemu podróżujesz zupełnie sama? Gdzie twoja rodzina?
– Widzę, że czytałaś co nie co o mojej osobie. Okazjonalnie prowadziłem wykłady w Akademii w Oxenfurcie, bardziej z pasji, niż dla zarobku. – wspominał właśnie czasy, gdy przechodząc przez Most Guildensterna spacerował żwirowymi ścieżynkami Parku Myślicieli, dyskutując ze swoimi studentami na temat rzadkich gatunków roślin i zwierząt – na pewno byś odnalazła się na uczelni. Miałem kiedyś taką zdolną studentkę, która miała fach zielarski w rękach. Była niziołkiem, a zdolna jak mało kto. Więc i dla Ciebie się tam znajdzie miejsce, choć nie polecałbym tamtejszej bursy. Niechęć do nieludzi nasiliła się po wojnie, nie chciałabyś spotkać nieprzyjemności ze strony mniej światłych studentów – choć Asteral nie był świadkiem bezpośrednich upokorzeń żadnego z nieludzkich studentów, potrafił sobie wyobrazić atmosferę panującą między żakami – za moich czasów roczny koszt kształcenia wynosił 400 denarów, ale od tego czasu mogło się dużo zmienić. Najlepsi studenci mogą liczyć na stypendia naukowe, a znam również kilku protektorów, którzy opłacają czesne swoim podopiecznym. Mógłbym Ci wystawić list polecający, gdyby była taka potrzeba, choć niczego nie mogę obiecać.
Wracając do spraw bieżących, czarodziej był zaniepokojony Austem. Przemęczenie malowało się na twarzy jego podopiecznego, mimo pierwszego zaprzeczenia. Wyglądał na wielce zmarnowanego po nieprzespanej nocy. Sine wory pod oczami, ociężałe opadające powieki i blada twarz. Zdecydowanie musiał odpocząć, ale nie miał kto go zamienić w koźle. Piołun choć jeździł konno, nigdy nie powoził wozu. Miał nadzieję, że długoucha będzie potrafiła prowadzić konia. W innym wypadku będzie musiał sam spróbować pokierować Ostem. Przecież to nie może być takie ciężkie
— Potrafisz? – spojrzał się z nadzieją na dziewczynę.
Re: Dworek Młynarski
: 18 paź 2022, 15:30
autor: Arbalest
— Jak wolicie, gospodarzu. To wasze, zatem — odpowiedziała kmieciowi, wręczając mu przelewający się w fiolce wywar. Gdy wrócił chwilę później z wiktuałami, stała już na tyle wozu, gotowa odbierać je i układać na deskach, by następnie przykryć je odrobiną siana i swoją opończą. Nie miało to szans zapewnić im chłodu, ale przynajmniej nie będą nadmiernie fermentować się w tym słońcu.
— Pozdrówcie córę i niech wam szczęście sprzyja — rzuciła na odchodne.
Moment później spoczęła z powrotem na legowisku z siana, zaraz obok czarodzieja, by kontynuować dysputę. Czarodziej miał rację — nie była zbyt wylewna co do swoich dotychczasowych przygód. Częściowo dlatego, że uważała, że po prostu nie ma o czym opowiadać. A częściowo dlatego, że jeśli spotykały ją jakieś niespodzianki, to raczej takie z gatunku tych nieprzyjemnych, których nie lubiła rozpamiętywać. Miała ponadto wątpliwości, czy Asteral w ogóle ma prawo ją tak maglować, gdy sam nie był jakoś szczególnie otwarty co do własnej przeszłości, choć nadmienić należało, że jego księgi miejscami traktowały o nim samym. Stąd wiedziała, że był szlachcicem i bakałarzem na uniwersytecie.
— Powody były różne. Czasem po prostu odnosiłam wrażenie, że przydałabym się gdzieś indziej, a nie było nikogo, ani niczego co trzymałoby mnie w starym miejscu. Już nie wspominając o tym, że ludzie potrafią być zawistni i zwyczajnie nie chcą mnie w swoim otoczeniu dłużej niż to konieczne — jakbym zaczęła o tym opowiadać... nie chcę sobie psuć humoru, ale dla przykładu w Mariborze zaufanie do medyków spadło, po tym jak większość uciekła po tamtejszej epidemii Catriony. Nie wiem czy to już przeminęło, ale nie zostałam, żeby się przekonać. W Wyzimie doczepił się do mnie cech cyrulików — że partaczę i chleb im odbieram, a że jestem elfką to nikt się za mną nie wstawił. No to też wyjechałam... — rozwodziła się dziewczyna, starając się nie zagłębiać za bardzo w żaden przykład.
— Nie zawszę podróżuję sama, ale zwykle nie mam wyjścia, bo nikt nie jedzie wozem w danym kierunku, albo mnie nie wezmą, bo boją się, że pracuję z Wiewiórkami, albo bogowie wiedzą co jeszcze... To męczące, ale przynajmniej wiem, że nikt mnie w niczym nie wyręczy i mam swobodę działania — przerwała, by nakryć sobie większą część twarzy kapeluszem. Skwar był niemiłosierny i kontemplowała, czy samemu nie okryć się opończą, by zablokować promienie słoneczne.
— Ojca nie widziałam od kiedy Nilfgaard najechał Rivię, a mamy od czasu pogromu w mieście. To właśnie było cztery lata temu. Od tego czasu jej szukam.
Felczerka strzepnęła nagle kapelusz z twarzy, spoglądając poważniej na rudowłosego, jakby wpadła na jakiś pomysł, albo o czymś sobie nagle przypomniała.
— Właściwie... skoro Austowi udało się to zaklęcie z lokalizowaniem... tego czego szukamy — to czy dałoby radę w podobny sposób odszukać moją matkę? To znaczy... nie, żebym chciała poświęcać przy tym palec, ale... to w ogóle możliwe?
Jej przewidywania co do Akademii Oxenfurckiej były... nawet całkiem trafne. Czterysta denarów to były duże pieniądze, ale nie majątek. Z tym, że jeśli liczyć podróż, początkowe utrzymanie się w mieście i to, że cena pewnie zdążyła urosnąć (bo nie liczyła nawet, że jest na odwrót) — potrzebowała co najmniej dwa razy tyle, jeśli nie okrągłego tysiąca. Jeśli plany czarodzieja miały wypalić — może nawet byłaby w stanie zarobić takie pieniądze, pomagając mu w planowym interesie.
— Na pewno nie pogardziłabym takim listem. Oczywiście z czasem, bo nie mam póki co takich pieniędzy, żeby pokryć wszystkie wydatki. Mam nadzieję, że jeszcze wrócimy do tej kwestii... — uśmiechnęła się niewinnie, święcąc do Asterala oczami.
Jednak dobrze, że nie popełniła tego błędu i nie odeszła w swoją stronę. Asteral był jej potrzebny, bardziej niż ona była potrzebna jemu, bez dwóch zdań. Tymczasem i jej nie umknął aktualny stan „panicza” — absolutnie zdawała sobie sprawę, że chłopak był na nogach jakoś od wczorajszego poranka i całą noc poświęcił na „przełom”, jak zdążył go już opisać. Nie reagowała tylko dlatego, że znowu by się jej dostało za to, że próbuje być wobec niego nadopiekuńcza, a był zbyt dumny, żeby skapitulować.
Jakież było jej zdziwienie, gdy jednak nie tylko poprosił o zmianę, ale także to jej zamierzał powierzyć odpowiedzialne zadanie dalszego prowadzenia wozu.
Przecież to nie może być takie ciężkie.
— Nigdy nie powoziłam... ale jak w siodle dam radę się utrzymać, to z samymi lejcami też powinnam dać radę. Jak mi pokażesz to cię zmienię — postanowiła elfka, gotowa przyjąć wyzwanie.
Re: Dworek Młynarski
: 19 paź 2022, 21:34
autor: Dziki Gon
Pomimo zmęczenia i zaostrzonych stosunków z elfką, Aust nie potrafił wytrzymać długo w milczeniu, kiedy była mowa o magii.
— Taka lokalizacja jest teoretycznie wykonalna. Na kilka sposobów. Żaden z nich nie jest jednak łatwy.
Słysząc, że elfka miała już do czynienia z końmi, młodzieniec przytaknął jej z wolna, gramoląc się przez burtę, by zwolnić Istce miejsce na koźle.
— Jazda wierzchem to co innego. Ale dobre i tyle. Masz — oznajmił, podając jej lejce i pozwalając, by mogła usadowić się na jego miejscu. Kolejną, nieco dłuższą chwilę,\ poświęcił na możliwie oględne, choć dobitne wyłuszczenie jej reguł kierowania pojazdem zaprzęgowym. Młody von Molauch wykazywał zaskakującą znajomość tematu, lecz bynajmniej nie musiała ona dziwić. Wiele osób, które odebrało szlacheckie wychowanie, potrafiło nie tylko jeździć wierzchem, ale imało się również konia pod innymi postaciami. — …ciągniesz, żeby skręcił. Rzemień będzie ci uciekał, pilnuj tedy, żeby nie miał za dużo luzu i miej baczenie na drogę. Omijaj przeszkody, a w miarę możliwości wyboje i niepewne grunta. Ost ma już swoje lata, wóz takoż i tylko patrzeć aż się rozleci albo trzaśnie… A, i pogonić go sobie, nie pogonisz. Szkapa jest dosyć uparta, a mistrz nie dozwala jej bić. Powodzenia.
Objaśniwszy co i jak, Aust wstał i przeciągnął się z mocą, tak, że aż chrupnęły mu wszystkie kości w ciele, po czym nie czekając na odprawę, wyłożył się na kupce siana moszczącej starą, drewnianą pakę, jakby były to królewskie puchy godne samego cesarza Nilfgaardu. Nie minęło wiele czasu, aż elfka i czarodziej usłyszeli z tyłu głośne chrapanie ucznia.
Wóz wyjechał na zapyloną drogę biegnącą przez przedmieścia, trzęsąc się i skrzypiąc od nawiedzonego dworku zeszłej nocy. Jak dotąd Istce udało się podołać podjętemu przez nią wyzwaniu, jakim było powożenie, a które okazało się doświadczeniem zupełnie różnym od tradycyjnego jeździectwa. Po pierwsze, Ost z racji wspomnianego wieku i charakteru i rodzaju transportu wlókł się niemiłosiernie ślamazarnym tempem. Pomimo ślimaczej prędkości, Istce wydawało się, że czuje pod terkoczącymi kołami każdą nierówność terenu, a byle wybój wysadzi ich w powietrze. Zgodnie z instrukcjami Austa udawało jej się utrzymywać względnie prosty kurs, pilnując, by szkapa nie zbliżyła się zanadto do zachwaszczonych rowów.
Jechali przed podgrodzie, rozmawiając, ciesząc się pogodą i pierwszymi promieniami lata. Aust spał, chrapiąc przy tym gromko. Lewitująca nad asteralową dłonią kość palca wskazywała im drogę w kierunku południowo-zachodnim. Do Aldersbergu.
Re: Dworek Młynarski
: 22 paź 2022, 18:32
autor: Asteral von Carlina
Bez kwestii nieludziom na terenie Królestw Północy nie było łatwo, ale czarodziej wcześniej nie zaprzątał sobie tym głowy. Nie przejawiał bezpośredniego rasizmu, ale sprawy obcych mu osób, były mu obojętne. Więcej zainteresowania miał do otaczającej go przyrody, niż osobistych historii mieszkańców Novigradu mijanych na ulicach. Dopiero rozmowa z dziewczyną, która z powodu spiczastych uszu i drobnych, pozbawionych kłów zębów, doświadczała wykluczenia, wzbudziła w nim refleksje. Jej doświadczenie w felczerstwie i sam fakt, że pomagała ludziom, nie miało znaczenia. Symbioza fakultatywna między różnymi osobnikami przynosiła rozwój, koegzystencja jest przyszłością, mawiał mistrz Dorregaray, choć niekoniecznie mając na myśli trudne relacje ludzi i nieludzi.
– Twój ojciec wyruszył na wojnę? Zginął, czy słuch o nim zaginął? Stanął wraz z Wiewiórkami po stronie Nilfgaardu? – zainteresowanie czarodzieja życiem słomianowłosej wynikało ze zwykłego zaciekawienia.
Nie zdążył jednak odpowiedzieć jej na pytanie o czarach lokalizacyjnych, gdyż uprzedził go uczeń. Miał rację. Zresztą w zakresie teorii magii był wyuczony jak mało kto, dużo więcej kłopotu przynosiła mu praktyka bez szkód dookoła i samookaleczeń. Zaklęcie identyfikacyjne, które z dużym prawdopodobieństwem potrafiły określić położenie danej osoby, wymagały szczególnego doświadczenia w tym zakresie. Natomiast skonstruowany przez Austa magiczny kompas, był związany z amuletem i prowadził do miejsca energetycznie związanego z nim. Niekoniecznie stanowiąc rozwiązanie ich zagadki. Działał tak z różnymi lokacjami, miejscami intersekcji, czy biegunami magnetycznymi, ale nie żywymi istotami. Przynajmniej z reguły. W swojej karierze Asteral nie spotkał natomiast żadnego tak doświadczonego mentalisty, ale słyszał o zdolności niektórzy z czujnych do psychowizji. Widzenia miejsc, w którym przebywa poszukiwana osoba. Oczywiście mogliby spróbować wywróżyć, gdzie podążyła rodzicielka Istki, ale wizje pojawiające się w snopach dymu, bywają niejasne i zwodnicze.
— Niestety Aust ma rację, ale warto byłoby zgłosić się do mojej znajomej z Novigradu, Coriny Tilly. Jest onejromantką, potrafiłaby wyśnić miejsce pobytu twojej matki. Nie jest to zbyt tania usługa, ale mogę potwierdzić skuteczność jej wizji.
— To świetne wieści, że będziesz powozić wóz. Aust powinien się już dawno zdrzemnąć – pozwolił uczniowi poinstruować dziewczynę – o czym my to mówiliśmy?
Rozmowa potoczyła się na temat uczelni w Oxenfurcie. O kosztach podręczników i przyborów piśmienniczych, i wszystkich pozostałych wydatkach. Czarodziej wspomniał o antykwariacie nad zatoką, gdzie można czasem znaleźć stare podręczniki anatomiczne, czy pozapisywane przez studentów własnymi notatkami, niekiedy wartościowymi uwagami, a niekiedy nieprzyzwoitymi myślami zielniki. O wynajmowaniu stancji, że najtańsze znajdują się przy bramie zachodniej, że najdroższe są od strony Novigradzkiej, w okolicach rynku. Wspomniał również o Ludmile, byłej wykładowczyni akademickiej, której „O częściach zwierząt” i „Historia naturalna zwierząt”, nadal stanowiły kanon nauczania, u której mogłaby się starać o niewielki pokoik na poddaszu. Choć kobieta od paru lat mogła już nie żyć, bo jak Piołun ją ostatnio widział, miała już swoje lata na karku. O ważnych, urokliwych i ciekawych miejscach w Oxenfurcie — o wielkiej bibliotece, o miejskim szpitalu, o oczyszczalni ścieków, o parku myślicieli, o bramie filozofów, o zagajniku w puszczy. O atmosferze panującej na błoniach akademickich, o posłyszanym strajku żaków, o organizacjach zrzeszających studentów i absolwentów.
Re: Dworek Młynarski
: 22 paź 2022, 20:46
autor: Arbalest
„Miała do czynienia z końmi” to ogólne, ale przy tym całkiem trafne stwierdzenie, bowiem na tym jej umiejętności związane z jeździectwem się kończyły. Kilka lekcji od pewnego koniarza, starającego się kiedyś o jej rękę. To miał być prezent, by zapewnić Istkę (czy też raczej — jej matulę, która wszystko organizowała) o dobrych intencjach absztyfikanta, i choć ostatecznie nic z tego nie wyszło, to przynajmniej nauka nie poszła w las. Część z tej wiedzy mogła teraz wykorzystać.
— Mhm, mhm... Rozumiem. Nie wydaje się trudne, ale jak będę miała kłopoty to cię obudzę. Na szczęście nigdzie nam nie spieszno. Dziękuję — odpowiedziała młodzikowi dziewczyna, przejmując od niego lejce.
Nowe doświadczenie sprawiło, że elfka początkowo siedziała jak na gwoździach — nerwowo, trzymając mocno rzemień, ażeby się jej z rąk nie wysunął i nie powędrował gdzieś pod wóz. Korygowanie azymutu okazało się przy tym całkiem nieskomplikowane, a szkapa — choć niezaprzeczalnie krnąbrna — miała też jakiś własny instynkt samozachowawczy, więc i sama z siebie nie planowała wycieczki do przydrożnego rowu.
— Taki miał zamiar, chyba mówił o „Brygadzie Vrihedd”. Ale nie wiem co się z nim stało i jakoś nie chcę się dowiedzieć. Niedobrze mi się robi, jak myślę, że za każdego człowieka, którego mi uda się uzdrowić, on może mordować jakiegoś innego. To chore. Chyba nie muszę mówić, że nie przyjęłyśmy z matką jego postanowienia zbyt dobrze — powróciła do rozmowy ze starszym czarodziejem, ale słysząc chrapanie tego młodszego, ściszyła nieco ton głosu, nie chcąc go budzić. — Scoia'tael to plaga i nie jestem jedyną nieludką, która tak uważa. Te wszystkie pogromy, nienawiść do nas — to przez nich. Tylko dlatego, że nie potrafią przyjąć do wiadomości, że za kilkaset lat wymrzemy. Ale taka jest już kolej rzeczy i niewiele można z tym zrobić. Kilka strzał lecących z krzaków tego nie zmieni. Nadszedł czas, żeby martwić się o siebie — kontynuowała „zastępcza wozaczka”, choć swoich tez, na ogół, nie wygłaszała wcale lekką ręką. A przynajmniej nie na trzeźwo. Widać stoickie podejście Asterala budziło zaufanie, nawet jeśli znała go ledwie drugi dzień.
— Corine Tilly... Nie powiem, że znam. To wciąż lepsze niż nic, czymkolwiek jest ta „onejromancja” i „śnienie”. Może kiedyś uda mi się do niej trafić. Oxenfurt i Novigrad są niedaleko od siebie... A tymczasem jedziemy chyba na Aldersberg, nie zauważyłeś? — bo elfka jak najbardziej zauważyła. Mniej więcej pamiętała z którego traktu trafiła do Vengerbergu, miała pojęcie od której strony mijali teraz miasto. Już te dwie rzeczy pozwoliły określić szacunkowy azymut, o położeniu słońca na nieboskłonie nie wspominając. — Dalej na południowy wschód jest Dravograd, a to już Lyria. Mam nadzieję, że nie zajedziemy aż tak daleko... Dobrze by było przynajmniej wiedzieć czego właściwie szukamy.
Cała ta wyprawa wypadła bowiem zupełnie bez zapowiedzi i mimo, że dziewczyna zwyczajowo była w podróży, to nie planowała aż tak szybkiego wyjazdu z miasta stołecznego.
— A za całe to powożenie to ja już sobie spokojnie was policzę, Asteralu... — odwróciła się do niego na moment profilem, prezentując wcale ładny uśmiech. Kokieteryjny, nawet, rzec można. — W jaki sposób — to się jeszcze zastanowię... Mówiliśmy o Oxenfurcie i tamtejszej Akademii.
I w istocie — na opowiadaniach Asterala minęło im kilka następnych mil, po których elfka mogła bezsprzecznie stwierdzić, że jest wstępnie przygotowana do zaradnych początków na uniwersytecie. Oczywiście wszystko to było mniej lub bardziej odległą — a przy tym zupełnie względną — przyszłością.
— Tak jeszcze, a propos podróży — jak to widzisz? Planujemy jakieś przystanki, jesteśmy w stanie określić jak daleko może być nasz cel? Bo mając jedynie kierunek to można i do samego Toussaint dojechać. Albo i dalej... Tymczasem, może opowiedz coś o sobie. Aust mówił, że odkrył potencjał magiczny podpalając stóg siana, a ty? Na pewno niejedno już widziałeś jako czarodziej, skoro tamten upiór nie zrobił na tobie wrażenia.
Re: Dworek Młynarski
: 23 paź 2022, 8:42
autor: Asteral von Carlina
Wóz mozolnie toczył się po drodze, podskakując na każdych wybojach. Obite żelazem koła terkotały w miarowym rytmie, w akompaniamencie końskich kopyt. Przy każdym lekkim skręcie stępaka, dyszel i orczyk skrzypiały przeraźliwie, będąc świadectwem leciwości fury. Rozgadany czarodziej i śpiący na sianie jego uczeń, zupełnie nieprzejmujący się hałasami otoczenia, wraz z prowadzącą zaprzęg elfką, początkowo bardzo spiętą swoim nowym zadaniem, zmierzali nieśpiesznym lecz jednostajnym tempem na południowy-zachód. Promienie słońca grzały ich skórę, a fruwające w powietrzu owady, lgnęły, do pojawiających się na niej, kropel potu. W powietrzu unosił się zapach lata, wysokich traw, ziół i kwitnących drzew, idealnie komponujący się z ciężkim aromatem słomy. Przez dłuższy czas na drodze panowała cisza, którą przerywała namiętnie prowadzona dyskusja.
– Przez te trudne doświadczenia, niesprawiedliwości i upokorzenia, nauczyłaś się tłumaczyć za swoich pobratymców. Kiedy zniknął medalion, od razu zaprzeczałaś, że nie jesteś winna. – na twarzy czarodzieja malowała się życzliwość i zrozumienie, ale nie była to litość – teraz zaś tłumaczysz się za ojca. To on wybrał takową drogę. Dla nas jednoznacznie niesprawiedliwą, ale dla niego była może jedynym rozwiązaniem. Zabij lub zgiń. Jest jednak twoim ojcem. Wychował Cię. Nie tęsknisz za nim czasami? Tylko matkę chciałabyś odnaleźć?
Czarodziej nie pochwalał przedsięwzięcia Scoia'tael. Stanowili zagrożenie na traktach dla ludzi i każdego nieludzia, którego uznali za zdrajcę. Wozy kupieckie były obrabowywane. Z niepokojem podróżowało się z miasta do miasta. Nawet przedstawicieli własnych ras traktowali niesprawiedliwie. Bo handlował z ludźmi, bo ocalił życie człowiekowi, bo był zakochany w ludzkiej kobiecie, bo zatrudniał się u ludzkiego ziemianina, bo podróżował z ludźmi jednym wozem. Asteral jednak rozumiał tą bezradną szamotaninę, aby przetrwać. Ojciec Istki, jak wielu mu podobnych, nie potrafił zaakceptować nadchodzących zmian. Nie potrafił zasymilować się z ludźmi. Nie godził się na doświadczane krzywdy i segregację, będąc przyzwyczajony do własnej dominacji. Elfy, wspaniałe i szacowne, odchodziły w cień.
– Nigdy nie byłem w Aldersberg, ale słyszałem o tamtejszych odlewniach spiżu i cyny oraz manufakturach wełny. Nasza aedyrska wełna jest eksportowana na całą Północ – choć Piołun ledwie zamieszkał w Vengerbergu, szybko poczuł się częścią społeczności. Przekraczając granicę młynarskiego dworku wiedział, że pozostanie tutaj na dłużej. Pewien magnetyzm przyciągnął go właśnie do tego miejsca – Słyszałem, że Król Demawenda aktualnie przebywa w Aldesberg.
Podczas podróży czarodziej korzystał z każdej drobnej okazji, aby sięgnąć mocy z mijanych pól i łąk; potężnych, wieloletnich drzew; czy źródeł wody. Przy okazji napawał się pięknym widokiem natury. Bardzo lubił podróżować, choć czasem w ferworze obowiązków, zapominał opuszczać swoją siedzibę. W takich momentach przypominał sobie, dlaczego ze wszystkich dziedzin magii, wybrał magię natury. Ryży mężczyzna wypatrywał miejsca, w którym mogliby się zatrzymać. Gdzieś gdzie mogliby skryć się w cieniu drzewa lub pod dachem jakieś wiejskiej chaty.
– Mam nadzieję, że cel naszej podróży nie będzie tak daleko, jak mniemasz. Na razie jedźmy dalej. Jak będziesz zmęczona daj znać. – rzeczywiście Piołun nie miał pojęcia jak daleko przyjdzie im jeszcze wędrować – Aust posiada bardzo niestabilną moc, która potrafi płatać niemałe kłopoty wszystkim dookoła. Podpalanie ognia to najmniejszy z jego talentów – zaśmiał się ściszonym głosem na myśl o wszystkich wyczynach swojego ucznia – ale to nie o nim mieliśmy teraz mówić. Rzadko opowiadam innym o sobie. Rzadko kto traktuje czarodziejów, jako swoich rozmówców. Zazwyczaj chcą od nas uwarzenia eliksiru miłości, maści na czyraki, przepowiedzenia przyszłości, rzucenia czaru ochronnego na brzemienną córkę, albo czyhają na nasze życie w przekonaniu, że jesteśmy najbardziej majętnymi personami w okolicy. No i królowie, którzy zgłaszają się do nas po rady, a później i tak robią to co sami uważają za najlepsze. Na szczęście z królami nie miałem jeszcze do czynienia – machnął ręką, jakby chciał odgonić muchę lub przegonić natłok swoich myśli – ach, ty pytałaś o moje początki. Jestem spadkobiercą Drorciego von Carlina – znamienitego czarodzieja, specjalistę magii ochronnej. Moja matka szybko dostrzegła mój talent, gdy w moim otoczeniu kwiaty na rabatach szybko kwitły, ale równie szybko przekwitały. I nie wiedzieć dlaczego, wszelkie zwierzęta uspokajały się w moim towarzystwie. No chyba że miałem paskudny dzień, to nasz pies Kurzywilk bez powodu ujadał.
Pamiętał tego niewyrośniętego, wyliniałego starego kundla, mieszkającego na podwórzu sierocińca. Jego najlepszego przyjaciela w tamtych czasach. Latem młody rudy chłopiec potrafił uciec z sypialni, przed surową kapłanką Bernadettą i wcisnąć się do psiej budy, żeby przespać noc razem ze swoim towarzyszem. Jednego razu socjopatyczna opiekunka dziecięcego przytułku, stłukła zwierzaka tak okropnie, że ten zaczął kuleć na jedną łapę. Tylko dlatego, że warczał na nią, gdy ta podniosła rękę na Asterala. Kilka dni po tym, jak opuścił mury tego strasznego miejsca, psiak umarł. W oku czarodzieja na myśl o wiernym stworzeniu, zagubia się samotna łza, którą przetarł niepostrzeżenie rękawem koszuli.