Dworek Młynarski

Obrazek

Niegdyś dumna i prosperująca stolica, po wyrżnięciu załogi miasta i mieszkańców oraz grabieży dokonanej przez nilfgaardzką armię, mozolnie i z pomocą olbrzymich nakładów finansowych odzyskująca dawną pozycję zawdzięczaną przemysłowi.


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 29 lis 2021, 8:30

Obrazek
Zmierzając od miasta z Bramy Słodowej w stronę Gór Sinych, mijając świeżo wzniesione zabudowania Podgordzia, ujrzeć można zza wysoko sterczących dzikich zbóż, przeplatanych chabrami bławatków, kąkolą polną, piaskowymi makami i kurzyśladem oraz zza miejscami porośniętym gęsto krzewami psiej róży polem, leżącym odłogiem, samotnie stojący dworek, który lata świetności dawno miał za sobą. Ludzie powiadają, że miejsce to nawiedzone i przeklęte, a krążą o nim przeróżne plotki, o córce zamożnego młynarza, która chciała pójść za młodego parobka; o rodzicach, którzy na ten ślub nie przystali; o bezbożnym samobójstwie córy, co odebrała swoje życie w młynie; o nagłej śmierci zrozpaczonego ojca; o wdowie młynarza, która zabrała rzeczy i pojechała za góry; o skrzypiących deskach nocą; o kwaśniejącym mleku; o odorze rozkładającego się ciała; o drzwiach otwieranych na oścież przez wiatr czy nadnaturalne byty; o martwych pisklętach na ganku; o duchu wisielca, który przemyka między nieużytkami.
Prowadzi doń niewielka brukowana ścieżka zarośnięta przez chwasty, snując się między zakrzewionym gruntem, niegdyś porośniętym tłustymi kłosami pszenicy, złotem młynarzy. Obok przepływa strumień Siewierzynka, która niegdyś napędzała koło młyńskie, teraz straszące na horyzoncie. Sama posiadłość to zachowana w typowym rustykalnym szlacheckim stylu jednopiętrowa bryła o bursztynowym pokryciu dachu, miejscami przeciekającym. Ogród przed samym dworkiem przypomina leśny gąszcz, w którym skrywać się mogą dzikie zwierzęta, a nie pięknie kwitnące gatunki roślin. Przy budynku gospodarczym o zarwanym stropie, sterczy zwyczajny wóz drabiniasty ze świeżo okutymi kołami, a w stajni z grubsza oporządzonej słychać rżenie konia.
Przekroczywszy próg domostwa można poczuć zapach stęchlizny i pleśni, zapach dawno niewietrzonych i niegrzanych murów. W centralnej części budynku znajduje się obszerna kuchnia o potężnym białym kaflowym piecu, połączona naturalnie z jadalną, gdzie ciągnie się długi drewniany stół z licznymi, lecz w większości z poprzetrącanymi nogami, krzesłami. W kącie pomieszczenia poukładane zostały jeszcze nierozpakowane pakunki oraz szklana aparatura, prawdopodobnie do destylacji. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro, którego skrzypiące i powyginane szczeble, były pokryte wieloletnim kurzem.
W zachodnim skrzydle przeznaczonym niegdyś dla gospodarzy, znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno z nich, największe, z widokiem na zdziczały sad, było uporządkowane, na posłaniu leżała świeża pościel, szafy były zagospodarowane przez ubrania, a na regałach znajdowało się kilka książek, choć nadal pod ścianą oparty leżał portret przedstawiający szlachetnie urodzone małżeństwo. Inna izba znacznie mniejsza lecz przyległa kuchni, również miała ślady nowego mieszkańca. Niewielkie łóżko, skrzynia na rzeczy i regał zapełniony licznymi księgami stanowiły cały dobytek Austa von Molauch. Sąsiadujący z sypialnią gospodarza pokój gościnny, był niegdyś azylem córki młynarza, o czym świadczyły bladoamarantowe akcenty zasłon i pościeli oraz niewielka toaletka o blacie zabarwionym ciemnym atramentem z czystym i przejrzystym lustrem. W kącie stała pusta komoda, gotowa ugościć nowego lokatora. Jedno z okien skierowane było na zapuszczony sad jabłoni i gruszy, drugie na zaniedbany ogródek przed posesją. Czwarta izba zaś była zagracona. Natomiast wschodnie skrzydło było zamknięte i nieużytkowe, choć mieściło w sobie obszerną bawialnię i gabinet. Klapy do piwnicy nie można było odnaleźć.
► Pokaż Spoiler
Ostatnio zmieniony 08 lut 2022, 15:01 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 2 razy. Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 28 gru 2021, 23:19

Szklane odłamki szyb, potłuczonych paranormalną magiczną siłą, wyrządziły niewielkie, ale widoczne uszkodzenia młodemu adeptowi. Asteral odczuwając wyrzuty sumienia, zanurzył dłonią w doniczce z rozmarynem, która jakimś cudem nie potłukła się w czasie spektaklu i wziął garść czarnej ziemi. Wyczulone zmysły wyczuć mogły przejemy zapach zbutwiałego drewna i gleby, zaraz po intensywnych opadach deszczu. Zaczerpnął swobodnie moc z grudek rędziny, która sypała się między jego palcami na podłogę, dodając bałaganu do ogólnego rozgardiaszu panującego w izbie. Wypowiedziawszy formułę i prosty gest, przyłożył swoje dłonie w miejscu, w którym znajdowały się rany, aby je zasklepić. Delikatne ciepło muskało skórę Austa.
Ledwo zakończył zaklęcie leczące, a aberracja władająca dworkiem, znów dała o sobie znać. Najpierw były to dźwięki typowe, przypominające wiatr uderzający o pokrycie dachowe. Przewrażliwony czarodziej po ostatnich wydarzeniach, wiedział, że jest to zapowiedź czegoś o wiele gorszego. Nie zdążył nawet wyobrazić sobie tego, co może się zdarzyć; szepnąć słowo do ucznia, by ostrzec go, a piekło zaczęło się na nowo, choć pod nową postacią. Postacią ptasich czarnych skrzydeł i jeszcze ciepłych ptasich ciał, rozbijających się o ściany domostwa.
Na powrót połączę swoje zmysły z energią tętniącą w tym domu, aby wybadać źródło tej obcej mocy. Bądź mi jednak przy pomocy, zapewnij tyle spokoju ile będziesz w stanie, nie bój się zaczerpnąć mocy, jeżeli będzie to konieczne
Ponownie przyjął postawę do medytacji, wyciszył zmysły, tłumiąc dźwięki płynące z zewnątrz, wyczulając się na życie tętniące pod skórą dworku młynarskiego. Zatopił się kolejny raz w magicznym siedlisku. Tym razem jednak nie był zupełnie ślepy, nie szukał po omacku. Zdążył nieznacznie poznać to środowisko, doświadczył tej dzikiej mocy panoszącej się tutaj. Drapieżnika, który polował na niego. Niekiedy jednak tak bywa, że drapieżnik staje się ofiarą.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 30 gru 2021, 23:13

Aust patrzył w milczeniu, z niemym podziwem, jak zawsze, ilekroć mistrz zaczynał czarować. Tym razem chłopak był zafascynowany w dwójnasób, bo oto nie dość, że zaklęcie było zaawansowane, to jeszcze dokonywało się z jego udziałem, dosłownie na jego skórze.
Drobne i te nieco głębsze zranienia na skórze zasklepiały się na jego oczach, zwężały w cienkie, różowe kreski, by momentalnie blednąć i przybierać kolor otaczającej ich skóry. Uczeń uniósł obydwie ręce pod światło, przyglądając się im uważnie z fascynacją większą od nawet ulgi — poza wiszącymi na nim w strzępach rękawami odzienia oraz znaczącej przedramiona skrzepłej krwi, po zadanych szklanymi odłamkami ranach nie było nawet śladu.
Z obserwacji wyrwało go kolejne łupnięcie ptasiego ciała o pobliskie okno — tym razem skutkujące pajęczynowym wykwitem na tafli grubego, przydymionego szkła, którego tafla została wprawiona w drewnianą okiennicę.
Z całym szacunkiem, mistrzu, ale to nie jest dobra energia. Ani dobry moment... — ośmielił się zauważyć, patrząc jak kolejna wrona uderza w sam środek powiększającego się szklanego pęknięcia. Łopot skrzydeł i krakanie, które nagle ze zdwojoną mocą rozległo się na piętrze, nie mogło z kolei oznaczać niczego innego niż to, że część ptaków wdarła się do środka.
Asteral niepomny ostrzeżeń ucznia ani narastającego wokół pandemonium ponownie pogrążył się w medytacji. Nie słyszał już bluźniącego Austa, biegnącego, by zamknąć okiennice i chrobotu przesuwanej po podłodze szafki, którą zamierzał zabarykadować okno. Nie widział rojącej się nad domostwem czarnopiórej i rozwrzeszczanej chmary, zataczającej ciaśniejsze koła wokół młynarskiego dworku i opadającej straceńczo na jej dachówki pikującym lotem. Nie widział rozwiewających się pomimo braku przeciągu popiołów z paleniska, zastygających na posadzce dziwnymi, zbyt regularnymi na przypadkowe, spiralnymi wzorami. Nie widział jak zawieszone u powały i pod kredensem w kuchni bukiety ziół więdną się i kruszą, a warzywa rozkładają w oczach, gnijąc i w kilka sekund obrastają czarną pleśnią niby sierścią.
Był tylko on, zawieszony w otaczającej go zimnej ciemności. Ciemności, która tętniła i pulsowała.
PRECZ — przemówiła doń ponownie, nie słowami i nie we Wspólnym. Wlała mu się wolą i myślą nieskonkretyzowaną prosto w czaszkę, rozsadzając ją krótko czystym oporem i niechęcią. Palącym świadomość oporem. — WYNOCHA. NIE TWOJE.
Aura drgała. Ciemność wiła się, zaczynała nabierać koślawych kształtów — zaczątków wrażeń, które dało przetłumaczyć się na pozostałe zmysły. Rodzących się w bólach, z trudem. Jak gaworzenie dziecka, bełkot szaleńca, pierwsze trzeźwe myśli po haju.
Smród koni, uryny i ludzkich ciał, żywych. Przytłaczający cuch spalenizny, popiołu i ludzkich ciał, martwych. Wrzask, tumult. Mowa, jakby znajoma, a raczej jej namiastka, pojedyncze okrzyki wydawane krótkim tonem, mieszające się z dziesiątkami hałasów wokół.

Aâ’anval neen orde!

Tętent kopyt zbliżających się galopem koni. Krzyki jeźdźców. Szczęk wstrząsanych blach.

— BLOED. BLOED NEEN HAN Y VIS. ZAWRÓĆ. ODEJDŹ STĄD
Ilość słów: 0

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 31 gru 2021, 11:48

Zaklęcie lecznicze, zastosowane na uczniu, nie było szczególnym wyczynem dla Asterala, który praktykował u boku druidzkich fachmistrzów. Do dzisiaj pamięta sceny, których był świadkiem w dzikim gaju. Zrastanie kości dzikich zwierząt, zdruzgotanych przez potrzaski kłusowników; spajanie zerwanych więzadeł; łączenie ze sobą przerwanych naczyń krwionośnych i nerwów, przywracając większość władzy w uszkodzonej części ciała; a nawet zespolenie amputowanej kończyny, krótko po incydencie. Czym było zasklepienie kilku drobnych ran, przy takich cudach. Wprawdzie czarodziej nigdy nie miał przyjemności, pracować przy tak skomplikowanych okaleczeniach, ale nie raz już praktykował uzdrawianie wśród zwykłego pospólstwa.
Właściwym byłoby nauczenie nowego zaklęcia swojego ucznia, choć nie jest teraz na to pora. Korzystnym byłoby przekazanie mu większej wiedzy medycznej, aby w podobnych sytuacjach, potrafił zaradzić na zwykłe rozcięcia i zadrapania. Do tej pory większość czasu poświęcali na poszerzaniu wiedzy w zakresie zielarstwa oraz sporządzania różnych maści i specyfików, a również na wiedzy typowo druidzkiej. Jednak zanim przyjdzie na to czas, musieli rozwikłać zagadkę nawiedzonego dworu.
Nim własne myśli czarownika podążyły do dalszej przyszłości, nim rozsądek wziął górę nad instynktem, nim skargi i ostrzeżenia Austa nabrały znaczenia, jego umysł zanurzył się po raz wtóry w głębinach mroku. Tym razem nie tylko wyimaginowany zmysł wzroku odczuwał tętniącą energię, ale całe jego ciało. Miał wrażenie, jakby nurzał się w zimnej kipieli, szumiącej, syczącej i bulgoczącej. Czuł jakby woda wdarła mu się do nozdrzy, jakby chciała przedrzeć się do jego krtani i dalej, aż do płuc. Czuł całą swoją bujną wyobraźnią śliskie macki, które otaczały go szczelnie, snuły się, przemieszczały, rosły i malały. Czuł niesmak w ustach. Mdliło go od mocy, którą miał dookoła siebie. Później przyszły bardziej kształtne doznania.
— Ukaż mi siebie! – zażądał – Kim jesteś?! Nie jest to już twoje miejsce, nie jest to twój czas, nie jest to twoja historia – zamilknął, aby nabrać powietrza, a czynił to z trudem, jak topielec próbujący dopłynąć do tafli wody – Pokaż co ukrywasz przede mną!
Wyczekiwał wizji. Obrazów wyraźniejszych niż smród spoconej końskiej sierści, niż kilka słów w nieznanym mu języku, niż smród spoconej ludzkiej skóry, niż krzyki i płacze, niż zawodzenie kobiet, niż smród spalonych ludzkich ciał i popiołu, symbolu odrodzenia. Jego wyobraźnia wirowała, kręciła się dookoła impulsów drażniących receptory zmysłów.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 01 sty 2022, 19:51

Ciemność wokół zafalowała. Stał pośród płonących sadyb, wśród wrzasków mordowanych, tętentu kopyt wzbijających tumany kurzu znad ziemi, na której stygły porąbane ciała. Dym, czarny dym pogorzeliska, w które została zmieniona najbliższa sadyba. Formował się na jego oczach, nabierając kształtu i substancji, lecz zachowując kolor. Blacha pancerza, czarna jak smolista chmura, okrywała sylwetkę od stóp po sam czubek głowy zwieńczonej parą skrzydeł na hełmie. Spod jego wizjera spoglądały na niego oczy, świecące jak dwa rozżarzone w popiele węgle. Dłoń w żelaznej rękawicy dzierży zbrukaną klingę, dymiącą od świeżej krwi. Druga kieruje się z wolna do osłony twarzy, jak gdyby chciała ją unieść, wyraźnie zmaga się ze sobą.
Jestem… Byłem… im katem… Umarłszy… będę...
Głos. Ludzki, ale zwielokrotniony echem grobowej pustki. Dobiegający nie tylko zza metalowej maski hełmu, ale rozlegający się wszędzie wokół.
Wizja rozmywa się, widziadło słabnie, rozwiewa się w dymny opar, w którym poza konturem ludzkiej sylwetki sposobna rozpoznać wyłącznie dwa czerwone punkty gorzejących ślepi. Płomienie wokół buchają żarem, który pali jak prawdziwy. Jak czysto fizyczny ból towarzyszący wysiłkowi przebywaniu w miejscu, którego każda cząstka buntuje się przeciw twojej obecności.
Nieee… twojeee.
Nie potrafił dłużej podtrzymać kontaktu. Połączenie zerwało się bez jego woli, wizja zgasła, a on spadał w ciemność bez początku ni końca. Zdawało mu się, że przez całą wieczność.
Mistrzu? Mistrzu! — poderwał się z podłogi, zroszony potem i po którymś z kolei wywołaniu go przez bladego jak płótno Austa. Żar w palenisku zgasł, panujący w domu chłód zmieniał każdy głębszy wydech w blady obłok pary. Szyby w oknach leżały pod parapetami w formie szklanej kaszy przemieszane z czarnymi lotkami piór, same okna były zabarykadowane przestawionymi przez ucznia sprzętami. W środku, pomimo zimna, intensywnie śmierdziało pleśnią. I spalenizną.
Mistrzu — powtórzył Aust, upewniając się, że jego preceptor faktycznie jest przytomny. Wskazał ręką w stronę drzwi wejściowych. — Chyba będziemy mieli gości.
Aust nie kłamał. Asteral, choć nie od razu, mógł usłyszeć to również, głównie dlatego, że rozsadzające poddasze krakanie należało do przeszłości. W świeżo odzyskanej dla domostwa ciszy mógł dosłyszeć dobiegające z okolic obejścia dźwięki przywodzące na skojarzenie gwar z podmiejskiego bazaru.
Ilość słów: 0

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 02 sty 2022, 10:32

Przetarł spoconą twarz, na której czuł osadzający się pył, mieszaninę dymu i piasku, choć w rzeczywistości siedział zesztywniały na podłodze izby, pogrążony w medytacji. To jego wyimaginowane ego stało pośród kształtujących się obrazów, nabierających ostrości, ze wcześniej zlewających się barw i dźwięków. Odbywał podróż metafizyczną po nieznanych dla siebie historiach, prowadzony przez energię, władającą dworkiem młynarskim. Był świadkiem scen kaźni i mordu, płonących domostw, bólu i cierpienia, stosów tworzonych przez rozczłonkowane ludzkie ciała. Spostrzegł sprawcę tych okrutności, dostrzegając w nim pierwej oprawcę. Bezlitosnego kata, który ku uciesze swoich zwyrodniałych żądzy, dokonuje ludobójstwa na trasie przemarszu swoich wojsk. Lecz w jego odmiennym rozumieniu świata, będąc prowadzonym mądrościami Melitele, próbował odnaleźć w nim cierpiącą duszę. Chciałby zrozumieć jego historię, nieobarczony jedynie bólem i męką wszystkich jego ofiar. Wtedy wizja zaciera się, nim przemówił doń, jeszcze zdążył wyciągnąć przed siebie dłoń. Obraz rozmywa się, jak na tafli wody, wzburzonej dotknięciem palca.
Asteral poczuł gorąc, parzącą w skórę. Próbował się odsunąć, jak od nagrzanego pieca, a wtedy kontakt zerwał się nagle i gwałtownie. Zaczął spadać w nieprzenikniony mrok. Odruchowo wymachiwał rękami, próbując się czegoś chwycić, lecz był w nicości. Jego umysł odpłynął w obcą przestrzeń. I spadał. Pustka otaczała go szczelnie, otulała w nieprzyjemnej czułości.
— Nie… zabierzcie mnie stąd! – krzyknął podrywając się w przerażeniu z parkietu, próbując jedną z dłoni chwycić czegoś, co pozwoli mu zatrzymać się w rzeczywistości. Spojrzał na Austa rozszerzonymi źrenicami, w których kryła się panika, ale jednocześnie nadzieja. Oddychał głęboko i nierówno. Rozejrzał się dookoła siebie. Dotknął szafki, w zasięgu ręki. Poczuł jej fakturę pod palcami, delektując się wrażeniami zmysłowymi. Ciesząc się, że jest coś, a nie otacza go wszechobecna pustka.
Potrzebował dłuższej chwili, aby skupić się na bałaganie, który zwieńczył chaos w izbie. Najwięcej uwagi poświęcił rozrzuconym czarnym ptasim piórom, które kojarzyły mu się z hełmem oprawcy z wizji. Jedno z nich podniósł z podłogi, aby obrócić parę razy w dłoniach. Odłożył z pewną sakralnością na stoliku.
— Skontaktowałem się z nim – pokrótce opowiedział adeptowi o obrazach, które zobaczył w transie — I muszę ci podziękować za wyciągniecie mnie ze stanu deliberacji.
Otrzepał się z brudu, który osiadł na nim podczas działania aberracji. Przepłukał twarz w lodowatej wodzie, zupełnie nie zwracając uwagę na jej nienaturalną temperaturę. Otarł twarz w bawełnianą szmatę. Przeczesał włosy dłonią, choć nie pomogło to za wiele. Ruszył do frontowych drzwi, aby przywitać gości.
– Nie zdążymy posprzątać, ale nie sądzę, aby chcieli wpaść na jadło i napitek.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 05 sty 2022, 23:16

Pióro. Najzwyklejsze czarne pióro z ogona pospolitej w tych rejonach wrony, corvus corone. Zwyczajne i pozbawione magii, choć to, co przywabiło zwierzęta do asteralowej rezydencji z pewnością takie nie było.
Aust przyglądał się ostrożnie dźwigającemu się z podłogi nauczycielowi. W jego spojrzeniu, poza chwilową ulgą, dostrzegał niepewność. Może pytanie. Przełykając ślinę, podążył za Asteralem, który po prowizorycznej toalecie z grubsza doprowadzającej jego aparycję do ładu, ruszył na podwórze.

Patrzta, wyszedł!

Ptoszyska, te czorne ptoszyska. One tak na czyją śmierć krakały, nie może, żyw!

A dyć dycha.

Nie ślepta na niego, bo zauroczy!

Brodziska siwego nie ma? Ni posocha? Ueee, to pocoście mnie wołali…


Widząc rozwierające się drzwi i wychodzącą przez nie żywą duszę, przyczajona za opłotkami gawiedź, zaszemrała w unisono. Czarodziej, choć mieszkający na uboczu i pilnujący swoich spraw, zdołał rozpoznać jednak kilka znanych mu przelotnie z widzenia twarzy. Właściciele okolicznych gospodarstw, a także paru zdecydowanie nieokolicznych. Oczywiście, że więcej niż kilku parobków, którzy musieli przybiec, nie mogąc zmarnować okazji, by oderwać się od roboty. No i wszędobylskie dzieci i ciekawskie baby, wypchnięte do tyłu, stające na palcach, wyciągające szyje lub podglądające przez dziury w płocie.

W tłumie dostrzegł również dwóch, co najmniej dwóch, przedstawicieli porządku. Dostrzegł niechybnie — dwukolorowe pomarańczowo-czarne tabardy oraz pobłyskujące w słońcu kapaliny zdradzały ich już z daleka. Zdradzały jako pełnoprawnych członków vengerberskiej straży, żadną tam zasraną chłopską milicję w łatanych portkach i z kosą na sztorc za halabardę.

Było ich, jako się rzekło, najmniej dwóch. Musieli robić obchód niedaleko albo wybudzenie z transu musiało zająć Asteralowi dostatecznie dużo czasu, by zdążyli dobiec zaalarmowani larum lub tumultem. Obydwaj młodzi i nieróżniący się zanadto wiekiem. Jeden z nich, wyraźnie spięty, ściskający w ręku kolbę narychtowanej kuszy, sam również narychtowany na to, że z dworku gotowy za moment wypaść ziejący ogniem smok albo diabeł. Jego kompan, widać roztropniejszy lub uczestniczący przedtem w nietypowych interwencjach, przytomnie opuścił tamtemu samostrzał w dół, nakazując zachowanie czujności, ale i spokoju zarazem. Jemu samemu zastosowanie się do własnej rady sprawiało widoczne trudności — choć był daleko, Asteral widział, że drugi ze strażników przybiera nad wyraz zaciętą poważną gębę i pozę, nim jako pierwszy z tłumu wkroczył na podwórko. Nieco zbyt żwawym krokiem, nieco zbyt śmiało — jak gdyby musiał przekonywać samego siebie. Nie było w nim bojaźni — należało mu to oddać — ale szczerą śmiałością nie grzeszył również. Nie uśmiechało mu się tu być.

Żyjecie? Nie ranniście? Felczera wam nie trzeba? — zapytał naraz, wołaniem z daleka, zatrzymując się w połowie podwórca, wypracowując konsensus między przywilejem strażnika, a poszanowaniem cudzej posesji. Dłonie trzymał zatknięte za pasem obciążonym zwyczajowym wyposażeniem vengerberskiej straży — długiego miecza pochwie i zawieszonej za obuch okutej pałki. — To wyście są ów mistrz Esperal z Karoliny, właściciel onego domostwa i obejścia?

Reszta tłumu lekko przerzedła i przycichła. Patrzyła i słuchała.
Ilość słów: 0

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 06 sty 2022, 16:38

Zwykłe wronie pióro, przynosi przyjemne wspomnienia, choć przywołane w tak niefortunnych okolicznościach. Wykłady znamienitego czarodzieja Dorregaraya z Vole, nie tylko dotykały tematyki zagrożonych gatunków, ale rozwodziły się o powszechnych stworzeniach, zahaczając wątkami o bardziej mistyczne i metafizyczne aspekty. Podczas jednego ze swych rozbudowanych referatów, opowiadał o zwyczajnych wronach siwych, tak powszednich na całym kontynencie, że zadomowiły się w miastach i sołectwach, prowadząc osiadły tryb życia. Niegdyś należąc do wędrownego gatunku ptaków z rodziny krukowatych. Asteral w dłoniach trzymał ciemne pióro osobnika, którego nie mógł określić rodzaju, gdyż nie występuje u nich widoczny dymorfizm płciowy. Ich grzbiety i brzuchy były popielate, kontrastujące z czarnymi połyskującymi górnymi częściami piersi, głowami i ogonami. Zaś smoliste dzioby były masywne i lekko zakrzywione. Idealne, by taranować z impetem, nabranym w locie, okiennice domostwa. Nie to jednak najbardziej zapamiętał z wykłady rektora Ban Ard, lecz magiczne znaczenie ptaszysk. Bywają zwiastunem szczęścia lub nieszczęścia, ale zawsze przynoszą przesłania ze świata mgły i świata dusz. Strzegą świętych praw i reguł, ale uprzedzają, że przyszedł czas na zmiany - powiadał mistrz, podając jeszcze, że obecność wron wskazuje na zamrożone bolesne emocje. Ukrytą złość, tłamszony gniew, nieprzepracowany żal, nieopanowaną agresję. Wszystko zaś składało się w jedną całość z obrazami, które widział mentalną siłą. Historię dopełnić mogła tylko siwa głowa, która przytoczy opowieść o nilfgaardzkim dowódcy.
Z tymi myślami, kotłującymi się nie mniej, niż jeszcze przed chwilą czarne ptasie nad dachem, wyszedł na podwórze. Rzeczywiście nie przypominając klasycznego czarodzieja. Nie miał ani siwizny na włosach, ni długiej brody. Twarz ostro ciętą teraz jedynie miejscami przybrudzoną sadzą, gdzie nie zdołał jej domyć. Lniana, dość prosta koszula, teraz przypominająca szmatę wyciągniętą z pyski bazyliszka, była włożona w aksamitne ciemne spodnie. Przechodząc obok, można byłoby pomylić go ze zwykłym mieszczaninem, który właśnie opuścił mury miasta. Zdradzała go jednak woń ziół i egzotycznych olejków eterycznych, którymi skropiona była jego skóra. Wyczuć można było mieszankę anyżu, fenkułu i wermutu. Poza tym roztaczał dziwną aurę, taką samą jak każdy czarodziej i czarodziejka, wywołującą fascynacje i niepokój u każdego prostego człeka.
Rozejrzał się po tłumie, który zagościł na jego włościach, bacznie przypatrując się każdej twarzy. Nie znał większości z przybyłych. Był tu bowiem za krótko, aby nawiązać przyjaźnie i wrogości. W większości jego uczeń, rozmawiał z prostym ludem, zamieszkującym podgrodzie. On zaś załatwiał sprawy urzędowe, aby zakupić posiadłość i podnająć lokal pod nową działalność, gdy tylko upora się z bałaganem panującym w domu. Później wzrok przeniósł na swój dworek, żeby przyjrzeć się szkodom, dokonanym przez upiorną anomalię magiczną. I na te małe czarne ptasie trupki, zdobiące ziemię. Istny smętarz dla zwierzaków.
— Tak Panie, prawie żeś zgadł moją godność – zwrócił twarz w kierunku przedstawicieli miejscowej władzy – Jam jest Asteral von Carlina, nowozasiedlony tutaj czarodziej. I to was winien pytać, czy nie trzeba wam uzdrawiacza czy magicznych usług. Chciałbym z sąsiadem w zgodzie żyć, choć nikomu nie było, by pomóc przy dworze. Nie bójcie się więc i przychodźcie, jeśli mogę wam służyć radą czy przysługą – machnąwszy ręką w stronę chałupy dodał — Teraz jednak, jak widzicie włościanie, ręce mam pełne roboty, więc cóż was sprowadza? Nie życzyliście mi bodajże śmierci, jeśli się pytacie o moje zdrowie?
Ostatnio zmieniony 08 sty 2022, 8:03 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 1 raz. Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 324
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 06 sty 2022, 18:47

Zanim w oddali dane było jej zobaczyć łopoczące na wietrze, żółto-pomarańczowo-czarne proporce Królestwa Aedirn, uzupełnione o stosowne kolory herbu miasta stołecznego Vengerberg, zatknięte już na masztach nieco niższych, minęły trzy dni drogi. A dokładnie trzy i pół. Zarówno starszy mistrz kowalski, jak i jego czeladnik nie pomylili się jednak o wiele, rzekłszy, że miasto dwa dni drogi jeno jest od wsi Drobice, w której to z kolei zdążyła zabalować również pełne dni trzy, z czego lwią część tegoż czasu w czeladnikowym łożu, do którego szybko na trakcie zaczęło jej być tęskno. Za półtoradniową zwłokę mogła tak naprawdę winić nikogo innego niż siebie, bowiem zwyczajnie nie wzięła poprawki, że krok żeński mniejszy jest od kroku przeciętnego męża, co pociągało za sobą ową właśnie wzmienioną konsekwencję. Nie mówiąc już o częstych postojach i drzemaniu długo jeszcze po tym jak kur zapiał, gdy tylko okazja się nadarzała. Czuła pewną dozę wstydu, wiedząc, że gdzieś tam u celu jej obecnej wędrówki ludzie mogą już zdychać masami na ulicach, a ona szuka amorów po wsiach i z braku dyscypliny nie jest w stanie zwlec się o czasie z siennika. Z tego względu na ostatnich paru milach przyspieszyła znacząco krok, odpuszczając sobie nawet, zwyczajową gdy miała niedługo wkroczyć do jakiegokolwiek miasta, kąpiel w jednym z okolicznych stawów, połączoną z doprowadzeniem swego ubioru do częściowej chociaż godności.
Tak to niestety bywało jak wszystko robiło się na ostatni dzwonek. Szczęśliwie - już w pewnej odległości od miasta dało zauważyć się, że sytuacja lepsza była niż wydawało się do tej pory. Okolice Vengerbergu nie roiły się załadowanych po brzegi taborów, spanikowanych mieszczan obsadzających przydrożne ogniska i ogólnego przeczucia niepokoju, sugerującego że za murami stało się coś bardzo, bardzo złego, tak jak to sama pamiętała z wydarzeń w Cintrze, czy relacji pierwszej epidemii mariborskiej. Jeśli rzeczywiście Catriona dotarła i tutaj to najprawdopodobniej nie sparaliżowała miasta do tego stopnia, by każda para rąk z choćby podstawowym uzdolnieniem medycznym była niezbędna już, teraz, na gwałt. I nawet jeśli miało się to zmienić - oznaczało to, że miała czas. Albo po prostu, jak to już nieraz bywało, wieści nie pokrywały się z rzeczywistym stanem rzeczy i stolica Aedirn faktycznie była póki co wolna od morowej zarazy. Mogła z tym żyć, chirurgów wszak nigdy zbyt wielu, nawet elfich, pracę tak czy owak znajdzie, nawet i przy rwaniu zębów. Mało wszak kto odmawiał natychmiastowej ulgi w cierpieniu z powodu tak błahego jak długość uszu leczącej, czy absencji u niej zębów kłowych. Na tym etapie nienawiść rasowa potrafiła zaniknąć nawet u co bardziej fanatycznych pod tym względem jednostek ludzkich. I nierzadko takie zabiegi, choć w maleńkim stopniu, tą nienawiść nadkruszały.
Z zamyślenia wyrwało ją głośniejące z każdym krokiem krakanie, pochodzące od dziesiątek, jak nie setek ptasich gardeł. W pierwszym odruchu nie robiła sobie z odgłosów wiele, myśląc, że to po prostu przelatujące stado rzeczonego ptactwa, jednak zauważając kątem oka czarny wir, unoszący się nad położonym trochę głębiej od drogi dworkiem, uzmysłowiła sobie, że zjawisko jest zgoła odległe od zdarzeń, które określić można by było mianem „naturalne”. Kolejnym, co upewniło ją co do nieprawidłowości trwających właśnie nad rzeczonym obejściem afer, był tumult podkutych, strażniczych butów, rytmicznie odbijających się od kocich łbów, którymi wyłożona była ścieżka prowadząca do domostwa. Dwójka, co najmniej, drabów miejskich, wtórowana przez poruszoną zewsząd gawiedź - ubogich mieszczan, parobków, wolnych kmieci - pędziła szybkim truchtem ku miejscu wydarzeń, co spowodowało, że elfka najsampierw na moment wstrzymała kroku... by po krótkim namyśleniu rzucić się za tłuszczą, uświadamiając sobie, że w wyniku wydarzeń ktoś mógł przecież potrzebować jej pilnej pomocy. Nie mówiąc już o zwykłej, nieludzkiej ciekawości, która również grała tu swoje skrzypce.
Nie udało jej się dogonić korowodu przed tym jak ten zjawił się już u swojego celu, przez co w udziale przypadło jej mało zaszczytne miejsce, gdzieś pomiędzy spasioną, podstarzałą wieśniaczką, a nieco irytującym, jasnowłosym bachorem, który podskakiwał przeciągle, jakby wierząc że uda mu się wyłapać chociaż pojedyncze urywki tego co działo się właśnie na podwórzu młynarskiego dworku.
- Zaraza by to... - wyszeptała Istka, we Wspólnym, na tyle głośno by zyskać sobie dezaprobatę stojącej obok kobieciny, najwyraźniej oburzonej samym faktem, że długoucha w ogóle raczyła oddychać tym samym powietrzem co ona. Elfka, sięgając przeciętnemu mężczyźnie z grupy co najwyżej do ramion, sama zresztą zobaczyć mogła niewiele.
Wtedy właśnie gdzieś z przodu padła ta jedna, magiczna fraza, która sprawiła że elfka pobudziła się jeszcze mocniej, gotowa zaryzykować nagłe przepychanie się, nawet ku niezadowoleniu grodzących jej drogę kmieci, parobków i mieszczan. Frazą tą, a raczej pytaniem, było „Felczera wam nie trzeba?”, na które to w szczególności pierwsze słowo chirurg była mocno wyczulona. Takich słów i fraz, które zarówno u Istki, jak i u innych praktykujących szeroko pojętą medycynę wywoływało reakcję jak u wytresowanego psa, istniało więcej, a repertuar zaczynał się od prostego „Medyka!”, przechodził gdzieś w okolicach barwniejszych konstrukcji językowych pokroju „Kurwa, moja noga!”, kończąc się na jeszcze bardziej wymyślnych, które to jednak królowały przede wszystkim na polach bitew, gdzie, ze względu na okrucieństwo, miejscami szło stracić wiarę w ludzi, nieludzi, a także wszystko inne co kiedykolwiek miało rozum.
- Przepraszam, wybaczcie dobrodzieju. Felczerem jestem, zróbcie miejsce, przepraszam... - rzucała na lewo i prawo, licząc, że chociaż częściowo powstrzyma to wrogość tłumu i pozwoli przedostać się na jego front, gdzie w końcu miała okazję zobaczyć interakcję dwójki vergenberdzkich strażników z tajemniczym jegomościem, który właśnie pofatygował się przed główny budynek całego obejścia. Najprawdopodobniej sprawcą całego zamieszania, jak podpowiadała jej kobieca intuicja. Wtedy też padło miano nieznajomego, a jej oczy zapłonęły żywymi ognikami. Przed nią stał Asteral von Carlina. Autor takich dzieł jak „Zastosowanie roślin trujących w ziołolecznictwie,” czy „Od piołunu do absyntu. Tajniki destylacji ziołowej” wyglądał tragicznie od strony estetycznej, biorąc pod uwagę jego ubiór i oczadzoną twarz, choć przy tym zadziwiająco zdrów. A przynajmniej bez wątpienia w jednym kawałku.
Zaintrygowana przypadkowym spotkaniem znanego jej autora, elfka ugryzła się w język w ostatnim momencie, szybko rachując, że nietaktem byłoby samemu poprawiać źle wyartykułowane przez miejskiego draba nazwisko czarodzieja, podważając tym samym autorytet zbrojnych, a zamiast tego przybrała profesjonalny wyraz twarzy i ton głos, wspinając się tym samym na wyżyny elokwencji i ogłady. Wciąż pozostawała dobre kilka, kilkanaście kroków za zaalarmowanymi członkami vergenberdzkiej straży, by nie budzić niepotrzebnego niepokoju wśród dzierżących kusze żołdaków.
- Wasza twarz, Mości Czarodzieju... Pewni jesteście, że nie trzeba wam mojej pomocy? - spytała donioślejszym tonem, tak by czarodziej mógł ją usłyszeć bez problemu. Asterala widziała, co prawda, po raz pierwszy w życiu, ale wiedziała za to z jego publikacji, że czarodziej prawie na pewno zna się w jakimś stopniu na samolecznictwie, a stan jego twarzy wynikiem jest pośpiechu po - jak podejrzewała - jakimś nieudanym eksperymencie, czy to magicznym, czy alchemicznym. Tą wersję wydarzeń zdawał się potwierdzać spokój z jakim przywitał on nowoprzybyłych. Wciąż jednak, z uwagi na profesjonalizm, zdecydowała się zadać pytanie i cierpliwie oczekiwać na to co miało urodzić się w dalszej kolejności.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 08 sty 2022, 2:57

Pytający przed chwilą strażnik ściągnął brwi i popatrzył na usmolonego, wychodzącego właśnie jak gdyby nigdy nic z domostwa usianego trupami martwych wron, przemawiającego niefrasobliwie czarodzieja dokładnie tak jak tamten na to zasługiwał. Zdawałoby się, że oto wszystkie wyobrażenia i stereotypy miejskiego pachołka na temat wszelkiej maści magików ich ekscentryzmu, kolejności oraz ewentualnych ubytków w klepkach znalazły właśnie potwierdzenie, jeśli nie ziszczenie w osobie Asterala.
Was, mości czarowniku — zaczął z wolna, chyba nieco tknięty „panowaniem” mu przez czarodzieja oraz jego niewspółmiernie dworną i elokwentną do prostego pytania odpowiedzią. Odpowiedzią wymijającą, mającą zbić prostaka z pantałyku. Prostak jednak, dając tym samym kiepskie świadectwo swojemu prostactwu, nie skracał dystansu — ani tego fizycznego, ani tego przewidzianego grzecznościowym protokołem. — Firleje się, z przeproszeniem, raczą trzymać, a napędziliście ludziskom niemałego stracha.
Miarkujcie. — Strażnik skinął głową za siebie, mając na myśli ewidentnie zgromadzonych wkoło gapiów. — Że przybieżeli tutaj jak do pożaru, powiadając co jakieś tumulta działy się nad waszą posiadłością. Ptaszyska jakieś wściekłe, wrzaski i rumory, że cały dworek chodził w fundamentach.
Nam — podjął po krótkim, lecz potrzebnym namyśle. — Mus reagować. Wybadać co zaszło, wypytać, tego, czy zasię… Wypytać, czy wszystko w porządku. Spokój już będzie? Nijakiego zagrożenia nie ma?
Chłopina robiący dobrą minę do złej gry wybrnął jak umiał. Nie wiedząc właściwie, z czym ma tu do czynienia, lecz nie dostrzegając rannych ani ubytków w cudzym mieniu, zachował zimną krew. Było jasnym, że strażnikiem nie został od wczoraj i nie dla przydziału piwa w garnizonie, ale sprawa ewidentnie wykraczała poza to, za co mu płacono. Stąd, polubownie, zapragnął mieć ją możliwie szybko i dyplomatycznie za sobą.
I jakby jeszcze tego było mało, korzystając z ogólnego zaaferowania, ktoś wyforsował się z tłumu gapiów na przód. Nie dość, że ktoś to na dodatek elfka. Forsowaniu, jak zawsze, towarzyszyły komentarze ze strony samych zgromadzonych w tłumie, przeważnie te ze zwyczajowego repertuaru jak „gdzie się pchasz, kocmołuchu” lub „kurwa, moja noga”. Dolatywały ją złe słowa, czuła na sobie spojrzenia tłumu — wiedziała, że gdyby się odwróciła, ujrzałaby wpatrzone w nią zacięte i złowróżebne twarze. Twarze pamiętające lipiec 1267. To, co działo się z uchodźcami spod Vengerbergu dognanymi przez Scoia’tael.
Jej zamiar, by nie wzbudzać niepotrzebnego niepokoju wśród miejskich pachołków, nie ziścił się w zupełności. Ten drugi, stojący bliżej, dzierżący kuszę i bardziej nerwowy, cofnął się o krok, zastępując jej drogę.
Dokąd? Dokąd, dziewczyno? — Niezależnie od ilości wiosen na karku, niezależnie od tego jak długo przestawała pomiędzy nimi, zawsze była dla nich „dziewczyną” lub „dziewką”. Nigdy „panią”. Strażnik był jeszcze młody. Pozostałości po młodzieńczym trądziku wciąż nie zniknęły mu ze szczętem z policzków, a kilka smętnych włosków na brodzie nijak nie chciało przypominać zarostu. Stąd też głównym atrybutem, czy raczej substytutem jego męskości był powierzony mu samostrzał, który ściskał z taką lubością, jeśli nie desperacją. — Starczy tu już guślarzy. Tamten zdrów. No, przynajmniej na ciele.
Ni brody, ni posocha, ni wieży naweeet! — włączył się ni z gruszki, ni z pietruszki ten sam zawiedziony głos co niedawno, kontynuując swe narzekania. — Co to za czarownik, co rezyduje we młynie?
Młynarze zawsze mieli przystęp do złego — pouczył go ktoś z tyłu. — Bez konszachtu z ciemnymi mocami, koła nie poruszysz i mąki nie uczynisz.
Prawda! Pod Aldersbergiem był łońskiego roku taki jeden młynarz, co robił z kości chleb!
Banialuki i ciemnota! Nie pod Aldersbergiem tylko podle Gulety, we Konopce. Znam i wiem, bo drab to nielichy. Dziesięć marek jest mi krewny!
Zawrzeć, tego, gęby! — młodociany strażnik poczerwieniał na swojej i zaczął demonstrować samostrzał czyniącym rozgwar plotkarzom. Drugi, ten rozmawiający z czarodziejem, obrócił się i wycofał, by uspokoić gorącogłowego towarzysza. — Spokój, ludzie! Nikomu nic się nie stało! Nie ma co robić zbiegowiska, wracajcie doma!
Pierwsi zgromadzeni w tłumie poczęli spełniać polecenie niechętnie i opieszale. Szybko przyłączyło się do nich kilka osób, które pojęły, że nie ma co liczyć na dalsze widowiska i atrakcje, a przynajmniej nie takie, które mogą równać się z ogłupiałymi ptakami atakującymi oddaloną posiadłość.
Miejcie baczenie — odezwał się na odchodnym do czarodzieja, już ciszej i nieco pewniej. — A nas nie miejcie za głupców. Ani swoich sąsiadów. W strachu ludziska nieobliczalni, gotowi napędzić go i wam. Oby nie zdarzyła się już tutaj podobna przygoda. Nie życzyłbym wam bodajże śmierci.
Z tymi słowami, splunąwszy zamaszyście przez ramię, wycofał się w stronę opłotków.
Bojko, ostrożnie z tą kuszą! — napomniał swojego towarzysza. Mijając elfkę, tę samą, która powiadała się felczerką, zerknął na nią koso. I z sobie tylko znanych powodów odezwał się do niej, nim poszedł dalej. — Trzymaj się z dala od problemów.
Od problemów, nie miasta. Widać, vengerberska gościnność podrożała.
Wszystko w porządku, mistrzu? — Aust, ciemnowłosy młodzian w postrzępionych rękawach skrwawionej koszuli wychylił się na podwórzec z sobie właściwym wyczuciem czasu, tym samym, które czyniło go niewidzialnym i nieosiągalnym, ilekroć planowano mu jakieś uciążliwe obowiązki.
Ilość słów: 0

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 08 sty 2022, 11:02

Asteral skierował swoje kroki ku gawiedzi, aby zmniejszyć dystans dzielący czarodzieja, a prosty lud. I w rzeczywistości chodziło zaledwie o ten bezpośredni dystans, tych kilka kroków, które pozostały między nim, a wieśniakami oczekującymi sensacji. Stojąc bezpośrednio przed bryłą dworku, naprzeciw tłumu otaczającego go półkolem, czuł się jak sztukmistrz na arenie. Prawdopodobnie tak go widziano, lecz wbrew oczekiwaniom, nie żonglował za pomocą umysłu, nie wypluwał z gardzieli ognia, nie przepowiadał przyszłości z wnętrzności zwierząt, ani nie wywoływał ducha niedawno zmarłej babki szwagra sąsiadki. Był zwyczajnie wyniosły, jak każdy czarodziej, choć przy tym nie arogancki. Tak jak noworodek spija siarę z piersi matki, tak młody adept czerpię egocentryzm i dufność z nauk w Akademia Magii w Ban Ard. Bez magicznego pokazu, tłum zaczął się rozchodzić, ponaglany przez słowa stróżów miejskich.
— Wybaczcie więc, że napędziłem wam stracha. Starać się będę, aby moja sztuka, nie czyniła dookoła takiego poruszenia. To właściwie aberracje magiczne, obecność złych bytów, stany ekstatyczne oddziaływały na okoliczną faunę i florę, paranormalne zmiany natury – rzekł zawile, by ominąć niepotrzebnych pytań ze strony straży.— Zaprosiłbym w moje progi, ugościł szklanką samogonu, pajdą chleba z masłem i małosolnym, lecz w domostwie moim nieporządek panuje. Tedy pozostaje mi wyglądać was pod koniec tygodnia przy moim stole, gdy uporam się już z własnymi bolączkami. Bo jak to się mówi, gość w progi, to jak bogi. Czy mogę się was spodziewać? – spojrzał się na przemawiającego doń mężczyznę.
— Ejże ludzie – zakrzyknął – Któż wśród tłumnie tutaj zgromadzonych zna dobrze historię przejazdu nilfgaardczyków i mordu na miejscowej ludności? Potrzebna mi jakowaś mądra siwa głowa.
Bez wiedzy miejscowych, Piołun miałby utrudnione zadanie, aby rozwikłać tajemnicę nawiedzonego dworu. Nigdy nie poświęcał wystarczająco czasu na zajęciach z historii świata, a za dziecka był karcony wielokrotnie przez guwernanta za zapominanie kluczowych dat i postaci. Dzisiaj jednak cenił osoby oczytane i obyte. Niestety lokalne dzieje były mu zupełnie obce. Świadomy, że musi podążyć śladem nawiedzającego domostwo oprawcy, odnaleźć jego ciało i pozwolić mu zaznać spokój lub zadość uczynić swymi rękoma, by odszedł w zaświaty, poszukiwał przewodnika.
— Dziękuję za troskę, ale jestem cały i zdrów. Kim jesteście panienko, że macie na baczeniu moje zdrowie? Nie wyglądacie na tutejszą znachorkę byście mieli większe poważanie wśród miejscowych, dodał w myślach.
— W samą porę się pojawiłeś – ten specjalny, złośliwy uśmiech mistrza, mógł zwiastować tylko nieprzyjemne rzeczy – doprowadź do ładu obejście, żeby nie straszyło tuziemców. Później zajmiemy się odczynianiem złego uroku ciążącego na dworku.
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 324
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 08 sty 2022, 13:09

Istka nawykła w dużej mierze była do obelżywych komentarzy postawionych pod jej imieniem, zwłaszcza, że wszak przepychała się przez tłum, by zdobyć miejsce które z jednej strony należało jej się ze względu na profesję, a jednocześnie nie należało przez pryzmat rasy. Nie trudno było zgadnąć który z tych szczegółów był dla okolicznego pospólstwa tym ważniejszym. Dlategoż odwróciła się jeno raz jeden, jedyny, po tym jak gdzieś z boku padła wspomniana wcześniej fraza-klucz z udziałem nogi, ale że nie o taką „Kurwę, moją nogę!” chodziło — brnęła dalej, licząc że uda jej się dotrzeć do pierwszych szeregów, nim tłuszcza zeźli się na nią na tyle, by po jej żebrach zaczęły lądować kuksańce, choć serce już nawet teraz rytmicznie przyspieszyło bicie przez ową obawę. Zatrzymał ją dopiero gwardzista po tym jak udało już się jej z oddali zadać pytanie o czarodziejski dobrostan.
Oczywiście, sierżancie, oczywiście. Słyszałam, że felczera wołaliście, to i przybiegłam sprawdzić, z czystego obowiązku — odparła pojednawczo elfka z rivskim akcentem, robiąc krok w tył, pokazując mlekożłopowi otwarte dłonie i celowo mylnie wywyższając go do rangi podoficerskiej, wiedząc że zabieg taki potrafi niejeden spór z autorytetami zażegnać w zarodku. Sama tytulatura którą używano wobec niej nie raziła ją wcale a wcale. Bo i do faktycznej „pani” było jej daleko, gdzie przeciętny człowiek widział w niej — dodać, odjąć, choć raczej odjąć — ze dwadzieścia zim na karku, a zamężna przecież też póki co nie była.
Przesunęła się na bok, zwiększając nieco dystans od owego znerwicowanego draba, który wydawał się jej cokolwiek nieobliczalnym, ale ani przez jej myśl jej nie przeszło by wracać przez rozeźloną już tłuszczę, która w tym momencie pewnie by już bić zaczęła. Wiedząc, że otwieranie gęby rozdrażni obecnych jeszcze bardziej, dlatego zdecydowała usunąć na moment ze sceny i po prostu przyjrzeć przez moment — raczej krótszy niż dłuższy — stanowi dworku.
Ignorując chwilowo ptasie truchła — bez wątpienia efekt nieudanego eksperymentu, nie żadnych tam fantastycznych podań, jak sama sobie tłumaczyła — fasada budowli wydała jej się cokolwiek zaniedbana. Magowie zawsze wydawali się jej ludźmi bogatymi i dbającymi o własny prestiż, dlatego wydało jej się to nieco dziwne. Pozostawało wierzyć, że Asteral ledwo co kupił budynek i dopiero przywraca go do dawnej świetności. Nie dopatrzyła się przy tym jednak żadnych rusztowań, czy inszych dodatkowych konstrukcji, sugerujących że ktoś mu w odnowie tej pomaga. Więcej pewnie mogłaby się dowiedzieć z potencjalnej rozmowy z czarodziejem, jeśli takowa by nastąpiła, na co też miała nadzieję, jak tylko tłok ciekawskich mieszczan zostanie stąd przegnany, albo sam się rozejdzie.
Ostatecznie miało dojść do tego pierwszego, choć Istka trafnie przewidziała, że młodszemu podrostkowi nie należy ufać w kwestii zachowania zimnej krwi. Widząc jak ten wymachuje niesprawnie kuszą, jej ciało instynktownie skuliło się i przylgnęło gdzieś plecami do jednego z drewnianych płotków, kierowane niczym innym jak zwyczajnym strachem i paniką. Uczucie ustąpiło dopiero po krótszej chwili gdy mlekożłop się opanował, a raczej towarzysz opanował jego. Felczerka od razu po odzyskaniu kontroli nad własnym ciałem wstała na równe nogi, przetrzepując przy tym nieznacznie zabrudzoną od kurzu i ziemi spódnicę, żeby znowu jakoś wyglądać, odetchnąwszy przy tym, że zagrożenie było bardziej wyimaginowane niż prawdziwe.
Tak jak postanowiła — do mistrza magii podeszła dopiero wtedy, gdy tłum ulotnił się pod strażniczą komendą. Także i ona nie planowała z lokalną władzą dyskutować. Lepiej jej było po prostu grzecznie i ulegle kiwnąć głową do gwardzistów, na potwierdzenie, że nic złego w zamiarach nie ma. Choć, jak na ironię, do źródła ostatnich problemów właśnie szła.
Zamienię tylko dwa słowa z Mości Czarodziejem, jeśli nie macie nic przeciwko. Gospodarz również chyba nie ma, bo mnie wołał, jak mi się zdawało — odparła do lepiej wyważonego strażnika i poszła przed siebie. Będą pewnie potem gadać, że „ciągnie swój do swego”, ale pal ich licho...
Przed chwilą von Carlina zdawał się krzyczeć coś o tym, że szuka tych co znają lokalną historię przemarszu Czarnych. Sama co prawda jej nie znała, ale też wojnę przeżyła, też opatrywała rannych po bitwach w okolicach Rivii i też widziała do czego Nilfgaardczycy są zdolni. Poza tym część świata zjeździła, plotek się nasłuchała, coś tam widziała... Może mogła jakoś mu służyć pomocą. A i nocleg w okolicy Vengerbergu by się przecież przydał. Czarodziej pewnie miał kilka sypialni, a co najważniejsze — łóżek. Takiej okazji nie można było przepuścić.
Istka Hiseerosh mnie zwą. Choć zwykle po prostu Istka, lepiej nazwiska nie wymawiać bo można język połamać — zagaiła do Asterala elfka z dozą ostrożnej serdeczności i uśmiechu, znowu z akcentem niechybnie rivskim, wyciągając dłoń w geście przywitania, najsampierw do mistrza, potem do ucznia. — Wędrowna chirurg. Więc, jak trafnie zauważyliście, nietutejsza. Tak się złożyło, że akurat byłam w okolicy jak się wszystkie te wasze dziwy zaczęły dziać, dlatego przybiegłam. A o was z kolei słyszałam jako o sławnym badaczu, autorze „Zastosowania roślin trujących w ziołolecznictwie” i paru innych publikacji. Rada jestem, że mogę spotkać tak znamienitego człowieka. — kadziła mu. Ale jak jest się rasy takiej a nie innej to czasem ciężko było inaczej czyjąś przychylność zdobyć. I do tego elfka była wszak nawykła. — Chętnie wymienię się teoriami, jeśli macie czas. Albo może mogę jakoś inaczej wam służyć aniżeli moją wiedzą felczerską. Widzę, że macie tu niemały bałagan do uprzątnięcia...
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 09 sty 2022, 14:39

Tłum rozchodził się z wolna do domostw. Obecni w nim ludzie otaczający kręgiem wytyczoną płotem granicę asteralowej posesji stali i przyglądali się w milczeniu. Ale nie tak jak przygląda się jasełkom ani wyczynianym przez sztukmistrzów i jarmarcznych dziadów cudom i szpasom. Na niewzruszonych twarzach coraz częściej od zalęknionego zainteresowania dostrzec można było coraz więcej zmarszczonych lub uniesionych brwi. Zmrużonych, utkwionych w nim spojrzeń, kiedy czarodziej plótł przed nimi swobodnie, używając niezrozumiałych lub groźnych słów jak „aberracje”, „złe byty” lub „stany ekstatyczne”. Jakaś kobieta w tłumie zabrała zeń płaczące dziecko. Ktoś splunął, inny wezwał boskich imion, kreśląc w powietrzu znak ode złego. Gdzieś z tyłu jakaś starowinka zaniosła się urwanym, niezrozumiałym lamentem.
Nikt w tłumie nie reflektował na szklankę samogonu, ani pajdę chleba, nawet z masłem i małosolnym, nawet gdyby w domostwie panował porządek, a pod oknami nie leżało zbite szkło i czarne trupki wron. Nikt, ani gapie, ani odchodzący już strażnicy nie wyglądali, jakby miał się ich spodziewać się przy swoim stole pod koniec tego lub przyszłego tygodnia.
Tłum rzednął. Ludzie odchodzili z wolna, wzorem strażnika spluwając przez ramię, lub oglądając się niepewnie za siebie.
Gniewny pomruk przetoczył się przez pozostałych, kiedy mag zwrócił się do milczącego i patrzącego ogółu z zapytaniem na temat najnowszej i lokalnej historii.
Pomylony czub — odezwał się ktoś oczytany i obyty, przy wtórze aprobaty kilku pozostałych. — Kozi, kurwa, łeb.
Szurnięty magik — rzucił kolejny, na odchodne, a zaraz za nim ktoś z tłumu rzucił kamieniem na podwórze. Ciężki polny kamień wylądował w trawie na dobre dwa sążnie przed Asteralem, raczej jako komentarz niż coś, co faktycznie miało dolecieć celu. Tym razem nie dołączyły doń pozostałe.
I elfie nasienie — dopowiedział ktoś spostrzegawczy i wyczulony, widać, na kwestie rasowe. Ciągnie swój do swego.
Okolice dworku zaczęły pustoszeć w coraz szybszym tempie. Wkrótce nie ostał się tu już nikt poza samym świeżo upieczonym właścicielem, jego uczniem i ową elfką, która powiadała się felczerką. Nikt nie przeszkodził jej w dostaniu się na obejście, łącznie z odchodzącym „sierżantem”, który pokręcił tylko głową na świeżo nadany mu tytuł i niechał elfią felczerkę, jak i cały jarmark, którego przed chwilą był świadkiem.
Pouczony Aust, choć ciekawy nowego gościa, rad nierad zabrał się do uprzątania podwórza.
Nie straszyć tuziemców? — mruknął na odchodnym tak, by nie zostać usłyszanym przez nauczyciela. — No to już chyba trochę za późno, co?
Ilość słów: 0

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 09 sty 2022, 16:48

Na podwórzu czarodzieja pozostał zaledwie jeden gość, młoda elfka, a reszta na czele ze strażą miejską opuściła jego włości, nie odpowiadając na jego zaproszenie, lecz rzucając w jego kierunku obelżywe komentarze. Nie świadomi, że stosownym jest żyć dobrze z lokalnym wiedzącym, gdyż ten potrafi pomóc nie tylko z czyrakami i przy cieleniu się bydlęcia, choć to zaiste niegodne im zajęcia, ale przede wszystkim ze złymi duchy, rzuconymi klątwami, nieurodzajem i zatrutą wodą w studni. Jednak co gorsza, nie wchodzi się takowym w drogę, gdyż rozłoszczony mag potrafi sprawić nie lada kłopot. Wielu słyszało o rodzących się martwych dzieciach, gnijącym jedzeniu, pladze szarańczy i suszach, których sprawcami potrafili być niezadowoleni absolwenci Akademii w Ban Ard. Szczęściem trafili na Asterala, który w przeciwieństwie do wielu swoich współkolegów, charakteryzował się łagodną naturą i krótką pamięcią do krzywd, które mu wyrządzono. Nim się spostrzeże, kamień rzucony na jego posesję obrośnie mchem i wtopi się w sielską scenę. Twarzy wieśniaka zaś nie miał czasu zapamiętać, bo przyszło mu witać życzliwą mu osóbkę.
— Zatem miło Cię poznać Istko Hiseerosh. Zaproszę w swoje skromne progi, nie będziemy stać na klepisku. Niestety nie zdążyłem odrestaurować i oporządzić dworku przed pierwszym gościem. Kupiłem go niedawno, a bodajże kilka dni temu przybyliśmy z Novigradu wraz z Austem, moim protegowanym, by włączyć się w sprawę odbudowy Aedirn. Prosiłbym Cię więc o wybaczenie za ten rozgardiasz, tym bardziej że próby okiełznania mocy, nie zawsze układają się zgodnie z wolą czarującego. – zaczął zbyt dużo i zawile opowiadać, mając nadzieję, że nieprzychylna mu zjawa pozostanie uśpiona.
Otworzy drzwi, wpuszczając ją przodem do nieuporządkowanej sieni. Widać tutaj było, że niedawno wprowadzono się do siedziby. W kątach sufitu pająki nadal skrzętnie przędły sieci, w które wpadały to kolejne ofiary. Drewniana posadzka nie tylko była niewypolerowana, lecz przede wszystkim niezamieciona. Stojące tutaj meble, pamiętały poprzednich właścicieli, równie jak kurz spoczywający na nich. Zaiście widać było, że Piołun nie spodziewał się gości w najbliższych dniach. Miał o wiele bardziej ważniejsze i skomplikowane zadanie, niż przywrócić rezydencję do dawnej świetności. Okoliczni plotkowali o demonach, gnieżdżących się w starych murach, ale dziewczyna nie miała jeszcze okazji poznać wszelkich plotek i legend na temat starego młyna.
Dalej było jeszcze gorzej. Obszerna izba pełniąca rolę zarówno funkcję kuchenną jak i jadalną, była w opłakanym stanie, a wszystko przez wydarzenia, które miały miejsce jeszcze przed wizytą wioskowej tłuszczy. Pierwszym co rzucało się w oczy wchodzącemu, był świeżo przypalony dywan, którego strzępy walały się po całej podłodze. Zarówno ściany jak i sufit usmolone były miejscami sadzą z pieca, który teraz pozostał wygaszony. W pomieszczeniu za to było niespotykanie, jak na ową porę roku i pogodę na zewnątrz, chłodno. W lipcową spiekotę, powracającym prosto z pola, byłoby to ukojeniem, ale obecnie mogło wywoływać na skórze gości jedynie nieprzyjemne ciarki.
W całej izbie panował przerażający bałagan, przypominające pobojowisko, niż wystawną salę w czarodziejskim dworku. Poprzesuwane meble tworzyły labirynt, przez który trzeba było przedzierać się na drugą stronę pomieszczenia. Kilka żeliwnych naczyń walało się po podłodze. W jednym rogu znajdowały się worki ze spleśniałym jedzeniem, który roznosił nieprzyjemny kwaśny zapach. Nic dziwnego, że pierwszym co zrobił czarodziej było otwarcie na oścież okien, a uczynił to tradycyjnym sposobem, bez użycia zaklęć. Nic to jednak nie pomogło, gdyż szyby w ościeżnicy zostały wybite, a podłoga pod nimi osypana drobnym szkłem. Zaraz potem poprzesuwał stoły i krzesła, aby móc ugościć elfkę.
— Dobrze jest słyszeć, że czytuje się jeszcze moje publikacje, że nie przeszły one zupełnie bez echa – odsunął jej siedzisko, zapraszając tym samym do stołu, samemu usiadłszy naprzeciw – Powiedz mi proszę co sprowadza Cię w nasze okolice? Masz za pewne ważniejsze sprawy, niż pomoc przypadkowo napotkanemu czarodziejowi – zaśmiał się, by ukryć swoje zakłopotanie faktem, że nie ma niczego, czym mógł ugościć dziewczynę – Ja zaś muszę wpierw uporać się z kłopotami dworku, nim otworzę swoją praktykę w stolicy, choć nie zaprzeczę, że pomoc doświadczonego felczera nie była by cenna przy rozkręceniu interesu.
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 324
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 09 sty 2022, 20:52

Ostatecznie — i jakże ironicznie — jedynie przedstawicielka Aen Seidhe okazała się być tą okazującą choć odrobinę serdeczności gospodarzowi. Częściowo z przyzwoitości, a częściowo dla własnego dobrobytu, choć co do tego drugiego poczęstunek kolacją i perspektywa dachu nad głową wyraźnie przeważała nad korzyściami mierzonymi w markach, tudzież w procentach. Istka jednak wyraźnie drgnęła, gdy parę sążni od niej przeleciał kamyk i w trosce o własną skórę przeszła nieco bliżej w stronę gospodarza, a może nawet przez moment za jego szerszą sylwetką schowała, w obawie o kolejne przedmioty mogące pofrunąć w jej kierunku. Odwróciła się tym samym do tłumu i odetchnęła, widząc, że ten — w końcu — odchodzi w swoje strony i zostawia ich w świętym spokoju. Teraz całkowicie mogła poświęcić swoją uwagę magowi i jego asystentowi, biorąc się pod boki.
Chętnie skorzystam, mistrzu. Zaręczam, że nieporządek nie jest mi przeszkodą, tym bardziej, że z tego co mówicie sami jesteście tu od niedawna. Wychodzi na to, że jesteśmy w podobnej pozycji... No, z tą różnicą, że ja nie mam całego dworku do dyspozycji — po raz kolejny niewinnie uśmiechnęła się dziewczyna. — W zasadzie poza narzędziami pracy to mam niewiele. Ale, że z własnej woli i gościnności mnie, „parszywą kostrouchą”, pod swój dach przyjmujecie to chętnie jadłem i srebrnym groszem się podzielę. A o waszych czarach wiem niewiele. Mam tylko nadzieję, że ze strachu do grobu mnie nie wpędzą... — tu już przerzuciła oczami, choć miły wyraz twarzy dalej z niej nie zniknął.
Elfka znosiła obelgi często i zaakceptowała je praktycznie od wieku młodości, jako część jej fanatycznie niemal zasymilowanego żywota wśród ludzi. Nie znaczyło to, że nie lubiła być traktowana jak kobieta, co dobrze było widać, gdy otworzono jej drzwi i wpuszczono do środka jako pierwszą, jak damę. Jednak mina szybko jej zrzedła, gdy zobaczyła faktyczny stan domostwa. Całość wyglądała jak po małym tornadzie, a na domiar złego czuć było zapach spalenizny, którego źródłem były osmalony dywan, sufit i ściany. Zanim czarodziej otworzył okiennicę, dojść ją mógł również zapach nadpsutego jedzenia z pobliskich worków.
Jeśli są tutaj tylko od kilku dni to dlaczego czuć tu spleśniałym prowiantem? — pomyślała szybko elfka, a gdzieś w jej głowie zapłonęła iskierka wątpliwości. Co jeśli para czarodziejów zaprosiła ją tu tylko po to, żeby mieć kolejny obiekt do swoich eksperymentów, bo właśnie stracili ostatni? Albo ich zamiary były bardziej konwencjonalne i chcą ją zwyczajnie, podstępnie wydupczyć, a potem poderżnąć gardło, finalnie pochować truchło gdzieś w nieoznaczonym grobie na terenie obejścia?
No ale przecież tak się nie godziło. Autor „Tajników destylacji ziołowej” pospolitym bandytą, gwałcicielem, zbrodniarzem? Świat musiałby chyba upaść na głowę już zupełnie... Postanowiła zapanować nad swoją paranoją i skorzystać z gościny w pełni, zwalając winę za całą resztę na wypadek magiczny. Zanim jednak usiadła odłożyła obok stołu swoje tobołki, a ten z jedzeniem położyła nań, odwiązując jednocześnie. W środku zostało jedzenia na jakieś pół tygodnia z hakiem - trochę sucharów, przesolone udka z kurczaka, kawałek żółtego sera, manierka z wodą, chleb, a wszystko uzupełnione kilkoma sztukami pospolitych owoców na granicy wizualnej przydatności do spożycia. Wszystko to ułożyła na środku, tak żeby każda ze stron mogła się częstować, a sama złapała za udko i urwała kawałek żytniego pieczywa, siadając na wskazanym przez gospodarza miejscu.
Na pewno mile by było mi rzec, że jestem tu z waszego powodu, — zaczęła miłym głosem długoucha — ale prawda jest taka, że to z uwagi na rzekome plotki o epidemii Catriony, która miałaby wybuchnąć w tej okolicy. Nie przeczę, że póki co rozczarowana jestem, choć pozytywnie, że nic nie wskazuje na to aby takowa miała miejsce. Chyba, że po dotarciu do miasta zastanie mnie inny obraz. Ale w takim wypadku pewnie bym was tu nie zastała, prawda? Dlatego zaczynam coraz bardziej powątpiewać. Wiadomo wam coś na ten temat, mistrzu? — Istka zagryzła kurcze udko, starając się robić to dystyngowanie, ukrywając, że brak kłów wcale nie ułatwia jej urwania kawałka mięsa. — Jeśli mogę wam jakoś pomóc to z pewnością to zrobię. Okoliczni już zdążyli usłyszeć czym się zajmuję, a zwykli mnie wołać nawet pomimo uprzedzeń rasowych jak zajdzie potrzeba. Skoro póki co tego nie zrobili to znaczyć może tylko, że na podgrodziu może nie być dla mnie wielu zajęć. Tak czy owak — za jakiś czas wypada udać się do miasta i zobaczyć co tam piszczy.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 12 sty 2022, 7:25

Życzliwe zachowanie elfki w postaci dzielenia się jedzeniem pozostałym z podróży oraz kilka uprzejmych słów, skierowanych w jego stronę, odebrane zostały za pewnego rodzaju nietakt, który można było zauważyć w grymasie na twarzy czarodzieja. Z pewnością wśród wędrowców, a tym bardziej długouchych tułaczy, było powszechnym proste zachowanie. Zbyt bezpośrednie, a przy tym odrzucająco prymitywne. Przynoszące na myśl zwierzęta stadne, muskające swoje futerka, dzielące się znalezionym pożywieniem. Nie wypadało traktować maga jak biednego chłoptasia, ani litować się nad jego losem. Takowe zachowanie sugerowało, że władający potężnymi mocami, musiał zdać się na łaskę przybłędy, żebrać o srebrny grosz. To było jak wymierzenie mu policzka, choć zupełnie nieświadomie.
Asteral nie wyraził swojej rezerwy słowami, choć nie poczęstował się ułożonym na stoliku posiłkiem. Nie tylko z powodu typowej dla swojej profesji wyniosłości, ale również czuł się najedzony po warzywnym wywarze. Jednak nawet gdyby był głodny, nie przemógł się posmakować prezentowanych specjałów – nie wygląda to ani trochę apetycznie.
Gościnność Piołuna również pozostawała wiele do życzenia i niebyła zwykła osobom z jego pozycją społeczną. Zaprosił podróżniczkę do obskurnej rezydencji, która jeszcze niedawno stanowiła jedynie opuszczony straszący nie tylko wyglądem element krajobrazu, a ponadto nie zaproponował jej żadnej strawy i napitku. Oczywiście nie był przygotowany na wizytę, ale niewłaściwym było witać w takowych warunkach. Z drugiej strony mężczyzna wbrew czarodziejskim konwenansom był pobożny, oddając kult Melitele. Zgodnie z zasadami swojej religii nie mógł odmówić dachu nad głowom osobom w potrzebie. A na taką wyglądała Istka Hiseerosh. W ciągłej podróży szukała ciepłego i suchego kąta, a ponadto wymagała wyrozumiałości i przychylności innych osób. Nie pominął pobocznej sceny rozgrywającej się na podwórzu, poza głównym spektaklem z jego udziałem. Widział zachowania wieśniaków, nie pierwszy raz będąc świadkiem poniżania i pogardy w stosunku do Aen Seidhe. Tak jak ona, nie potraktowała go jak tłuszcza z podgrodzia, tak i on nie odmówi jej odetchnięcia w długiej wędrówce.
— Jeszcze w Novigradzie słyszałem, że po czterech latach powróciła Czerwona Śmierć wraz z morowym powietrzem unoszącym się nad Cintrą. Nie byłem jednakże bezpośrednim świadkiem jej spustoszenia. Nie miałem styczności z żadnym chorym. Widziałem jednak opisy rozpalonych ciał, wybroczyn i krwotoków. – zaschło mu nieznacznie w gardle, ale nie miał niczego pod ręką, aby popić, więc kontynuował — Wypytałem się miejscowych władz, ale te zaprzeczyły, by chorzy pojawili się Vengerbergu. Co innego mówili wieśniacy z podgrodzia, że zakażonych widzieli. Ale ileż im można wierzyć. Zabobonne i ociemniałe głowy. W zamian to, chętnie zaoferowałbym Ci współprace przy otwarciu mojej praktyki za murami, oczywiście uczciwie opłaconej. Gdybyś oczywiście zechciała się zatrzymać w stolicy, mógłbym uraczyć gościnnością pod moim dachem. Potrzebowałbym tylko pomocy w posprzątaniu tego bałaganu i uporaniu się z kilkoma większymi problemami dworku.
W takich czasach, gdy chłopstwo boi się przekroczyć prób jego rezydencji, albo gardzi obecnością wiedzącego w podgrodziu, nie było co wybrzydzać w każdej pomocnej ręce. Asteral słyszał nie raz o bandochach, którzy na pańskich folwarkach sezonowo zajmują się sianokosem, kopaniem buraków i ziemniaków, czy żniwami, a więc liczył na wsparcie wędrownej felczerki.
Ilość słów: 0
Obrazek

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław