Latarnia morska

Obrazek

Piaszczyste wybrzeże, rozciągające się na północ od miasta. Półdzikie i zarośnięte nadbrzeżnymi trawami. Przesycona solą i echem mew bryza wichrzy je bez ustanku, idąc od odmalowanego akwamaryną horyzontu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 30 lis 2018, 22:03

Obrazek


Nieczynna od dziesięcioleci, kamienno-drewniana latarnia drzewiej ostrzegała płynących do Novigradu żeglarzy przed rozbiciem się wśród zdradliwych skał okolicznego wybrzeża. Obecnie, wraz z nastaniem wiosennych mgieł, wskazuje drogę najwyżej zmierzającym do miasta pielgrzymom dostrzegającym ją z daleka na horyzoncie. Od czasu wygaszenia konsekwentnie popada w ruinę, choć opiera się entropii jak może, jak gdyby wciąż spajana wspomnieniem dawanej przeszłości. Czasem włóczędzy kryją się przed deszczem w chacie u stóp latarni, zaś mewy i kormorany biorą we władanie jej szczyt, gęsto obsiany gniazdami.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 21 kwie 2019, 21:16

Morgana opuściła karczmę na wyspie, zostawiając za sobą wylewnie żegnającą się Klemencję Ciro oraz jednego bardzo zdziwionego, a nawet lekko wystraszonego krasnoluda, który przez następny tydzień miał dawać pożywkę plotce na temat tego, że jego lokal odwiedziła najprawdziwsza wiedźma, w dodatku zamężna z ptakologiem.
Wierzchowcem szlachetnie użyczonym jej w potrzebie przez Klemencję okazał się być wałach, siwek o wdzięcznym imieniu Courante, wykazujący tendencję do sztywnego chodu i niespokojnego ściągania na boki w niespodziewanych momentach. W konsekwencji, inwigilatorka zmagająca się z porywami krnąbrnego zwierzęcia w walce o utrzymanie kursu, dotarła na miejsce w czasie niewiele mniejszym niż zajmuje tam dojście pieszo, choć z lekko obolałym od przebywania w siodle siedzeniem miast mocno obolałymi od marszu nogami.
Samo odnalezienie miejsca nie zajęło jej zbyt wiele czasu ani nie kosztowało ułamka wysiłku, który potrzebowała aby zapanować na nad Courantem. Ledwie w półmilę po przekroczeniu Bramy Wielkiej udało jej się dostrzec cel swojej podróży na horyzoncie. Wówczas wytyczenie dalszej trasy okazało się nie więcej niż formalnością.
Wiszące wysoko na niebie słońce świeciło jej prosto w twarz, nadając wyłaniającej się przed nią latarni wygląd strzelistej kolumny zbudowanej z samego cienia, przecinającej nieboskłon na pół. Ryjąc kopytami w piachu, niespokojny jak dotychczas Courante, zatańczył i zadrobił przed wiodącymi na porośniętą wydmę drewnianymi schodkami ustawionymi w sąsiedztwie przekrzywionego drogowskazu.
Wiejący od morza wiatr, kładł po sobie długie źdźbła piaskownic. Łagodził spiekotę południa, przynosząc z daleka odległy zapach soli, jodu i przygody.
Inwigilatorka Morgana pod mroczną wieżą stanęła.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 26 kwie 2019, 13:30

Zaiste, stanęła. Podobnie jak czynił to w trasie Courante, mniej więcej co pół mili. Morgana nie miała ręki do zwierząt ani się na nich nie wyznawała. W połowie drogi jednak zaczęła podejrzewać, że nie tylko mąż Klemencji jest osłem. Przyjrzała się krytycznie wierzchowcowi, burcząc przekleństwa pod nosem. Koń, choć uparty i krnąbrny, głupi nie był. Usłyszał niepochlebną opinię na swój temat i widać zrozumiał, bo wierzgnął nagle, o mały włos nie zrzucając niewdzięcznej pasażerki z grzbietu. Cudem tylko utrzymała się w siodle i zapanowała nad Courantem, po czym jęła przepraszać go i klepać po szyi. Ten nieporadny akt skruchy ukontentował chyba rumaka, bo dalsza wędrówka minęła już stosunkowo spokojnie, choć wciąż szli tropem węża.
Umęczona bardziej psychicznie niż fizycznie, Morgana dotarła wreszcie na miejsce. Zsiadłszy z konia, odetchnęła z ulgą i jęła rozmasowywać zdrętwiałe pośladki. Gdy krążenie zaczęło wracać, a Morgana znów poczuła jedność z własnym tyłkiem, rozciągnęła się, ziewnęła i rozejrzała dookoła, osłaniając dłonią oczy. Słońce oślepiało ją i skrywało zabudowania w cieniu, utrudniając dostrzeżenie jakichkolwiek oznak bytności innych osób. Chwyciła więc wodze Courantego i zamierzała podejść bliżej, lecz koń miał własne zdanie co do dalszego przebiegu dnia. Zwalił się na bok, wyrywając lejce z rąk Morgany i jął z niebywałą dlań werwą tarzać się w jasnym piasku zaścielającym drogę w pobliżu latarni morskiej.
Skaranie boskie... — mruknęła, z niedowierzaniem obserwując harce wierzchowca. Rada nie rada, zostawiła Courantego i ruszyła ku drewnianym schodkom sama, licząc na ośli upór konia, gdyby przytrafił się jakiś amator cudzego mienia, podczas gdy ona zajęta będzie zwiedzaniem.
Żar lał się z nieba. Po grubych kroplach deszczu i ciemnych chmurach nie było nawet śladu.
Burza przeszła bokiem — pomyślała, patrząc w niebo. Pewnikiem na południe, do Temerii. W Wyzimie wiecznie lało...
Wbrew temu, co może kojarzyć się z ponurą ulewą, Morgana rozpięła płaszcz, pozwalając, by wiatr wdarł się w zakamarki jej odzienia. Było gorąco, a skoro nie mogła zdjąć okrycia i zostawić przy siodle z oczywistych względów, musiała ratować się półśrodkami. Chłodna, orzeźwiająca pieszczota pachnącego morzem powietrza zatańczyła pośród fałd i zmarszczek jedwabnej koszuli, wywołując u kobiety przyjemny dreszcz. Morgana minęła zdezelowany drogowskaz, rzucając nań przelotnie okiem, po czym jęła wspinać się po równie spróchniałych i doświadczonych przez czas oraz warunki atmosferyczne schodkach. Poły frakowatego płaszcza inwigilatorki powiewały za nią na wietrze, upodabniając drobną sylwetkę kobiety do jaskółki.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 28 kwie 2019, 22:58

Z pogodą nad morzem nigdy nie miało się pewności. Żar, miast deszczu lał się z nieba. Skołtunione ciemne chmury zmieniły w atramentowe strzępy, pierzchające przed wiatrem niby najęta po kosztach zaciężna piechota przed szarżą doborwej kawalerii lub zgraja rozrabiaków zdybana przez właściciela sadu. Czym prędzej, bez ładu i we wszech możliwych kierunkach bożego świata.
Słonko grzało jej w kark i okryte płaszczem plecy, gotując ją pod przykryciem na półtwardo. Od frontu, bryza niby tęsknota — hulała jej w okolicach dekoltu i szkliła oczy, nadając spojrzeniu iście poetycki, brylantowy wyraz. Wydymała koszulę i poły płaszcza, upodabniając te ostatnie do powiewających w locie skrzydeł.
Przekrzywiony drewniany kulawiec, którego minęła w drodze na stopnie, nie miał jej nic do powiedzenia. Nic, poza pojedynczą runą „s” wymalowaną na niższej tabliczce wyblakłą, odłażącą strupami białą farbą. Ostatnią ze swojego rodzaju, która przeżyła pozostałe siostry, odebrane staremu drewnu przez nieubłagany kwadrumwirat deszczu, wiatru, soli i czasu. Pozwalając mu niszczeć w spokoju, Morgana podążyła na wydmę.
Pierwszy ze stopni — w myśl popularnego przysłowia i niezliczonych przyśpiewek w różnych wariantach na jego temat, okazał się najtrudniejszym. Złamany przez entropię, a także w sensie literalnym, to jest: na pół i za sprawą butwienia. But przyszło jej postawić od razu na sąsiedzie powyżej, który oprotestował jej ciężar głośnym skrzypieniem. Oj krucho, krucho byłoby z panem schodkiem, gdyby nie asysta rozdygotanej, trzymającej się na słowo honoru barierki, która przyszła w sukurs poszukującej oparcia dłoni Morgany.
Dalej poszło z górki. Inwigilatorka — na nią. Krótki spacer łąką morskich traw i znalazła się przed wejściem do środka, przebiegającym przez niewielką część mieszkalną w formie chatynki ze spadzistym dachem, przytulonej do wieży od południa, niby zlęknione dziecię chowające się za plecami matki. Przestawanie w cieniu wieży, która przyjęła na siebie większą część rozkładu, strasząc dziurami, odpadającymi deskami i grubą warstwą ptasiego guana, wyszło przybudówce na dobre. W porównaniu z latarnią drewniana chatynka prezentowała się niemal jak domek z bajki. Tej o trzech świnkach, zdmuchnięty przez Złego Wilka jako drugi w kolejności.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 04 maja 2019, 13:37

Pomimo gorąca, z przyjemnością pokonała spacerowym krokiem odległość dzielącą ją od podnóża latarni morskiej. Napawała się szumem morza, wolnym od miejskich miazmatów powietrzem i słodkim poczuciem odosobnienia. Zdecydowanie zbyt długo tkwiła już wewnątrz murów Novigradu, ze strachu czy przezorności nie wyściubiając nosa poza teren miasta. Gdyby nie przedziwne wydarzenia ostatniej doby, pewnie nadal by tak było. Zdziwiła się, jak łatwo przyszło jej opuszczenie bezpiecznej przystani. Właściwie wcale się nad tym nie zastanawiała. Jedyne, co ją martwiło, to powalane błotem i gnojem buty, gdyby przyszło jej włóczyć się po okolicznych wsiach. Czy tych przeklętych kanałach, które szczęściem w porę sobie odpuściła.
Przez minione dwa lata zapomniała już jak smakuje wolność, o ile rzecz jasna wolnością nazywać można wagabundzki żywot o bandyckich inklinacjach. Paradoksalnie, tamtego dnia przed dwoma laty, gdy cwałem wyrwała się z Oxenfurtu i niewygodnej przeszłości, wydawało się Morganie, że gna ku zgoła innej wolności, jedynej słusznej i upragnionej. Teraz, stojąc w cieniu zmurszałej wieży, osiągnąwszy w życiu to, co sobie zamierzyła, inwigilatorka nie była już tego taka pewna. Czym bowiem była dla niej wolność? Wiatrem igrającym we włosach podczas rajdów i życiem w bandzie czy stabilizacją i sobiepaństwem?
Morgana nie wiedziała. I nie chciała się nad tym zastanawiać.
Przystanęła w cieniu zwalistej budowli i rozejrzała się, pogryzając w zamyśleniu zerwane wcześniej źdźbło trawy. Wahała się pomiędzy głośnym i wyraźnym oznajmieniem swego przybycia potencjalnym mieszkańcom nadmorskiej daczy a uprzednim obejściem wieży i przylepionej doń chatyny celem zajrzenia w każdy możliwy kąt i dziurę bez zwracania na siebie uwagi. Po szybkiej ewaluacji swych zdolności zwiadowczych, które dorównywały mniej więcej tym kulinarnym, uznała, że lepiej będzie zbliżyć się otwarcie, choć bez przesadnej ostentacji. Ruszyła tedy naprzód, na jana ładując się do przybudówki, lecz darując sobie zabawę we własnego herolda.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 23 maja 2019, 19:07

Drzwi przybudówki nie robiły jej problemów z dostaniem się do środka. Pewnie dlatego, że stabilnie osadzone były tylko na jednym zawiasie, z drugiego zaledwie zwisały. Wkroczyła do środka, w lepki i wilgotny zaduch panujący w ciemnym, zagraconym wnętrzu, gdzie jedynym źródłem światła było właśnie odsłonięte przez nią wejście i dwie najwyżej położone dziury w dachu, które zdążyły załapać się jeszcze na słońce, wpuszczając je do środka jako pojedyncze promienie, którym unoszący się wewnątrz kurz nadawał wygląd utkanych ze światła powrozów biegnących od sufitu. Okno, raczej lufcik niż witryna, naliczyła jedno, w dodatku zarośnięte grubą warstwą brudu i pajęczyn. Podłoga — gdzieniegdzie drewniana, gdzieniegdzie zerwana była wyściełana porozwalanymi swobodnie fragmentami połamanych mebli — głównie krzeseł i stołowych nóg. Tuż naprzeciwko wejścia znajdowały się resztki murowanego piecyku ze zdezelowanym, urywającym się w połowie drogi ku stropowi kominem. Brakowało w nim cegieł, a te położone najwyżej, sypały się wokół pomarańczowym pyłem, który kilka kroków na lewo mieszał się z oględnie świeżymi popiołami będącymi pozostałością po rozpalonym tu w środku ognisku. Wnioskując po zagrzebanych w nim poczerniałych resztkach, nietrudno było się domyślić, że za opał posłużył surowiec walający jej się swobodnie pod nogami.
Nie to rzuciło jej się w oczy jako pierwsze, gdy znalazła się w środku. Pierwszy był ruch — miarowe bujanie małego, pokracznego kształtu wciśniętego w miejsce, gdzie piec łączył się ze ścianą. Zaraz potem dźwięk, ale dobiegający nie stamtąd, ale od jej lewej. Seria dźwięków pomiędzy charkotem a warknięciem, stopniowo dojrzewająca do tego, by ewoluować w artykułowaną mowę. Mowę, którą można byłoby uznać za melodyjną, gdyby nie wypowiadał jej głos jak dno przypalonego garnka skrobanego nożem. Tym, co mówiło było kłębowisko starych szmat podnoszące się z trzeszczących desek, przybierających z grubsza humanoidalny zarys i w mgnieniu wykształcając sobie twarz — wychudłe i trójkątne oblicze, które patrzyło na nią znad zmierzwionej kurtyny długich, polepionych w strąki włosów, z których wyzierała para zeszklonych oczu.
Dźwięk, który wydało z siebie po przybraniu półleżącej pozycji, był tym samym, którym powitało ją na wejściu, z tą różnicą, że wzbogaconym o nowy ton, mogący być w równym stopniu pytaniem, co ponagleniem.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 07 cze 2019, 21:13

Odruchowo obróciła się w lewo, tam, skąd dobiegł ją zgrzytliwy dźwięk i zrobiła pół kroku w tył. Mrużąc oczy, próbowała pozbyć się spod powiek słonecznych powidoków i przyjrzeć skrytej pod kaskadą lepkich włosów twarzy. Najpierw jednej, po chwili drugiej. Pytająco-nagląca intonacja nie wskazywała na agresywne zamiary, ale to w każdej chwili mogło ulec zmianie. Morgana, spięta i gotowa do ucieczki, uniosła powoli dłonie w geście pokoju.
Wybaczcie — odezwała się nieco chrapliwie — że tak bez zapowiedzi was nachodzę ni butelczyny. Przejeżdżałam tędy akurat i pomyślałam, że pozwiedzam. Nie przypuszczałam, że ktoś tutaj mieszka... To znaczy miejsce jest wyborne, nie zrozumcie mnie źle. Piasek, morze, czyste powietrze, czego chcieć więcej? Ale nie wieje wam tu aby po nocy? Trochę dziurawa ta zabudowa, może warto połatać?
Morgana rozejrzała się wymownie po pomieszczeniu, od dziur w dachu, przez zarośnięte kurzem i pajęczynami ściany, aż po zasłaną zdemolowanym umeblowaniem szczerbatą podłogę. Wędrowała czujnym spojrzeniem od jednego zwitka szmat do drugiego, czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony gospodarzy. I modliła się, choć sama nie wiedziała do kogo, by reakcja ta nie była nacechowana negatywnie wobec niej.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 08 cze 2019, 22:25

Vien aen Zoran? Ess bloede tedd — spierzchnięte wargi nieznajomego — bo był to mężczyzna, poruszyły się, odsłaniając pokruszone przednie zęby. On sam, ignorując przeprosiny i wyjaśnienia Morgany — zerwał się z podłogi, zrzucając na nią sztywne, okrywające go szmaty.
Bosy i goły do pasa, w samych obcisłych sznurowanych spodniach, minął inwigilatorkę, ciągnąc za sobą smród kleistego, febrycznego potu.
Osobnik był wysoki i przeraźliwie chudy. Kiedy wstał, czubek jego skołtunionej głowy sięgał dalej niż w pół drogi do dziurawego sufitu, jak miało to miejsce w przypadku Morgany. Sięgałby wyżej, gdyby nie odruchowo zgrabione plecy i przygięty kark.
Ciało nieznajomego było też całkiem bezwłose, naznaczone pojedynczymi bladymi pręgami oraz wyblakłymi tatuażami, w których rozpoznała wyłącznie przebity sztyletem kwiat na lewej. Pozostałe, zbyt drobne i wyblakłe, umknęły jej w półmroku i prowadzącym go do piecyka mgnieniu. Obcy klęknął przy nim, pokraczny i przygięty, tak, że gdyby chciała, mogła policzyć mu wszystkie kręgi przebijające się przez grzbiet.
Pomimo zaduchu, trząsł się na całym ciele, a ręce latały mu tak, że kilka ładnych prób i towarzyszących niepowodzeniom warknięć kosztowało go otwarcie metalowych drzwiczek od nieczynnego paleniska.
Praed — odwrócił się nagle i znalazł tuż przy niej, wciskając w dłonie coś brzęczącego i zalatującego popiołem. Mały, pękaty mieszek przewiązany sznurkiem. — Canto fuenn. Que voerle, beanna? Praed en va a' erban, veloe!
Stał przed nią, zgarbiony, ze zwisającymi po bokach rękami, w kompletnej, jeśli nie liczyć skrzypienia spowodowanego kiwaniem się drugiej kupy szmat w tle, ciszy, wpatrując się w nią swoimi wąskimi i przekrwionymi oczami. Z każdą chwilą coraz bardziej. Jak gdyby miał zamiar ją oskórować ją tymi swoimi pokrzywionymi palcami, powoli zwijającymi się w kułaki.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 16 cze 2019, 21:48

Musiała przyznać, że reakcja była równie żywiołowa, co niespodziewana. Potok obcej mowy płynącej z ust rozdygotanego jegomościa zbił ją z pantałyku, a wciśnięty w dłoń mieszek zaciążył niby kamień u szyi. Dość powiedzieć, że Morgana Mavelle poliglotką nie była. Jedyne słowo, które wydało jej się znajome było – o ile się nie myliła – przymiotnikiem o mało pozytywnym wydźwięku. A żeby tego było mało, mężczyzna ewidentnie czegoś od niej chciał i nie wyglądał na szczególnie wyrozumiałego. Właściwie gdyby miała być ze sobą szczera, powiedziałaby, że wyglądał na zdesperowanego. A to nawet gorzej, niż gdyby od razu okazał jej wrogość.
Oderwała zaskoczone spojrzenie od spoczywającego w jej ręku mieszka i uważnie przyjrzała się mężczyźnie. Tatuaże, zepsute zęby... Marynarz? Nie... Te pręgi i zgarbione plecy, przeraźliwa chudość... Więzień lub niewolnik. Pewnikiem z galery uciekł i tutaj się zaszył. Pięknie, kurwa. Iście wybornie.
Morgana uśmiechnęła się najpiękniej jak potrafiła, wciąż trzymając obie dłonie tak, by gospodarz widział, że nie stanowi dlań zagrożenia. Kątem oka oceniła odległość dzielącą ją od wyjścia na zewnątrz. Łasicą może nie była, ale i dwoma lewymi nogami bogowie nie pokarali. Liczyła, że jeśli nieznajomy nie wykaże się cierpliwością i zrozumieniem dla barier językowych (tudzież pomyłki, bo mógł spodziewać się kogoś innego, a ona swoim zwyczajem wpieprzyła się między wódkę a zakąskę), zdoła się wykaraskać z tej kabały solidnym susem ku drzwiom.
Nie rozumiem — rzekła, kręcąc głową w uniwersalny przeczący sposób. — Wspólny. Mówisz we wspólnym?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 26 cze 2019, 23:37

Oczy barwy i kształtu migdałów rozszerzyły się nieznacznie, ukazując przekrwione białka, pocięte siatką żyłek pulsujących jak świeżo porąbane wężowe sploty. Zakutana w szmaty postać w rogu rozkaszlała się sucho i rzężąco.
Neen versten? — słowa, choć zdające się pytaniem, nie zawierały w sobie intencji zrozumienia rozmówczyni. — Spojrzenie uciekło w dal, na moment odmawiając obliczu obcego wszelkiej przytomności. Zaciskając pobliźniony na kostkach kułak, aż do napięcia się bladych żył na chudym przedramieniu, postąpił chwiejny krok w stronę kobiety. Na powrót otworzył dłoń, wyrzucając ją przed siebie bezwładnie, jak gdyby zamierzał złapać jej płaszcz, lecz chybiając go niezbornie, ledwie musnąwszy czubkami palców. Choć stał na obydwu nogach, zachwiał się w miejscu, jakby przed chwilą złapał równowagę.
Zoran? — zapytał, rozglądając po wnętrzu i przyglądając się Morganie, jakby widział ją po raz pierwszy. — Vort! — zaskrzeczał niespodziewanie, tym razem nie tylko bez zrozumienia, ale i cierpliwości. — An ràsta!
Zaraz potem, rozkaszlał się ciężko, jakby miał właśnie wypluć skrzep. Morgana, której nieobce były podobne dolegliwości, nie zdziwiła się, gdy kaszel zmusił go do przykucnięcia.
Zdziwiła się dopiero wówczas, gdy wstając, trzymał w ręku kawał zardzewiałego pogrzebacza, wyłuskanego nie wiedzieć kiedy z walających się po podłodze śmieci. Fakt, że był zardzewiały, wydedukowała zresztą na podstawie zapachu, w chwili gdy jego koniec zaświstał jej tuż przed nosem.
Do wejścia, jeśli nadal ją to interesowało, miała nieco ponad dwa kroki. Albo jeden porządny sus, zależy, jak liczyć.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 04 lip 2019, 15:24

A mówiła matka, żeby języków się uczyć — pomyślała, nie do końca w zgodzie z prawdą. Wszak można powiedzieć, że już przy poczęciu była półsierotą, gdy zaś przyszła na świat, jej rodzicielka się z niego zabrała, likwidując tym samym przedrostek. Morgana była jednak święcie przekonana, że gdyby los nie odebrał jej rodziców już na początku przygody zwanej życiem, ci wystaraliby się dla niej o edukację znacznie lepszą, aniżeli ta uszczknięta mimochodem od Gelaba.
W swojej sytuacji nie mogła jednak narzekać. Stary cap nauczył ją przynajmniej liczyć. Tak monety, jak i na siebie. To – między innymi – sprawiło, że przetrwała i bardzo jej ten stan rzeczy odpowiadał. Ach, i cóż — westchnęła w myślach. Nie sposób jednocześnie chędożyć i wiersze pisać.
Odsunęła się o pół kroku gdy mężczyzną zaczął szarpać kaszel i prawdopodobnie tylko to uchroniło ją od bliskiego spotkania z pogrzebaczem. To oraz fakt, że nieznajomy ledwo stał na nogach. Zapach rdzy uszczypnął ją nagle w nozdrza. Póki co tylko w przenośni. Nie wątpiła jednak, że typ chętnie poprawi. Powinna stąd wiać, ale nie mogła ścierpieć tak impertynenckiego zachowania ze strony byle chama, podczas gdy sama wspinała się na wyżyny dobrych manier.
W jej mniemaniu, rzecz jasna.
Ejże! Nie wiem skąd jesteście — sapnęła, na poły rozgniewana, na poły zdziwiona. — Ale w Novigradzie zaprasza się kobiety na kolację albo do teatru, nie leje po głowie i zaciąga w krzaki. Czy cokolwiek tam sobie planujesz, mości panie. Bardzo brzydko.
Zmrużyła oczy, ogniskując wzrok na metalowym pręcie i dzierżącej go ręce. Wyobraziła sobie najbardziej plugawego, jadowitego i przerażającego węża, jakiego była w stanie. Choć wiedziała, że łuski tych zwierząt są suche, tego myślami utytłała w lepkiej, cuchnącej mazi. Rozmyta przymrużeniem powiek wizja pomagała w imaginowaniu kolejnych szczegółów, takich jak wściekłe wicie się muskularnego cielska, ogromne kły jadowe ociekające trucizną, syki wydobywające się z gardzieli gada w towarzystwie rozwidlonego jęzora czy dziwny rogaty łeb nakrapiany czerwonymi i czarnymi plamami.
Obraz zrodzony w głowie Morgany wzbudził dreszcz obrzydzenia nawet w niej samej. Zastąpiwszy nim wizerunek pogrzebacza, bezwiednie wstrzymała oddech. W dłoni wciąż ściskała pękaty mieszek, lecz zupełnie o nim zapomniała. Kark miała cały zesztywniały, a po czole sturlała jej się kropelka potu, niknąc gdzieś w splocie ciemnych włosów przesłaniających uszy. Czuła się jak po długiej kąpieli – lekka wewnątrz i nieznośnie ociężała na zewnątrz.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 10 lip 2019, 0:19

Patrząc na nieprzytomne oblicze nieznajomego, nie sposób było oprzeć się jej wrażeniu, że dzieli ich więcej niż tylko bariera językowa. W danej chwili mężczyzna zdawał się nie tylko nie pojmować ni w ząb treści udzielonej mu reprymendy, ale również kompletnie nie orientować, na którym świecie się obecnie znajduje. Względem zaś jego najbliższych planów, absolutnie żaden ze znaków na niebie i ziemi nie wskazywał, by pod wpływem słów inwigilatorki zamierzał zamienić pogrzebacz na bukiet. Wychyliwszy się w tył, bulknął niewyraźnie coś, co mogło oznaczać wszystko poza zaproszeniem do teatru. Szponiasta dłoń zacisnęła się na improwizowanym orężu, aż do zbielenia poznaczonych resztkami strupów knykci. Podnieść go już nie zdążył.
Myśl Morgany, żywa i szkaradna jak zamiary napastnika, opuściła jej wyobraźnię i poczęła żyć własnym życiem. Sztywny i nieruchomy kawał metalu w rękach obcego naraz zwisnął mu w dłoni żywym, wijącym się ciężarem, nagle oślizgłym i łuskowatym, choć przecież do niedawna — zimnym i chropowatym. Ohydny syk wydobył się z rozwartej szeroko paszczy zbrojnej w długie na piędź zakrzywione igły tryskające ciężkimi kroplami gęstej trucizny. Z czeluści gardła i czarnego podniebienia wychynął gruby, dwudzielny jęzor sinej barwy, a para żółtych ślepi osadzonych na zdeformowanej rogatej czaszce w szkarłatne plamy błysnęła w półmroku płomiennym wytrzeszczem.
Wrogi lokator latarni zawył jak kaleczone zwierzę, wspinając się na tony tak wysokie, że zdałoby się, że za moment rozsadzą od środka stare dachówki rudery i wylecą na zewnątrz. Inkarnacja wężowego koszmaru — natychmiast wypuszczona przez delikwenta z ręki — już z powrotem jako pogrzebacz poszybowała w kierunku ostatniego całego okna w latarni, tłukąc je na drobną, szklaną kaszę, która zasypała siedzącą opodal sylwetkę w kocu.
Sam napastnik poleciał do tyłu, niezbornie jak starzec, prosto w pył zaśmieconej podłogi, na którą zwalił się z plecami wygiętymi w pałąk, oddychając bardzo szybko i nieregularnie. Obsypana szkłem kupa szmat zaśmiała się na to w reakcji tak histerycznie, że na jeden moment inwigilatorka mogła ujrzeć wyłaniające się zza woalu postrzępionych gałganów pozbawione nosa oblicze i pokryte bielmem oko.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 16 lip 2019, 15:56

Uśmiechnęła się półgębkiem, lecz wnet przeszła jej wszelka wesołość i samozadowolenie. Nie należała do szczególnie bojaźliwych czy przesadnie wrażliwych kobiet. Nie po tym, czego naoglądała się w „Słodkiej Dziurce”. Wszak bordel to jedno z lepszych miejsc do rozwoju i rozprzestrzeniania się chorób wszelakich. Jednak histeryczny rechot w zestawieniu z oszpeconym deformacjami licem stworzył obrazek tak groteskowy, że wzdrygnęła się mimo woli i upuściła trzymany w dłoni mieszek.
Nie czekając na dalszy rozwój wypadków, dała nogę póki bardziej wyrywny z gospodarzy wciąż leżał na ziemi. Puściła się mało dostojnym biegiem w kierunku, z którego przyszła. Buty co rusz zapadały się w miękkim piasku, trawy czepiały się cholewek, zmuszając Morganę do forsownego łapania równowagi i wyczerpujących powrotów do pionu, gdy tejże równowagi utrzymać nie zdołała.
Dotarłszy do wymizerowanych drewnianych schodków, nie była w stanie złapać tchu. Zaniosła się rozpaczliwym kaszlem, szukając na oślep oparcia w rachitycznej barierce, bowiem wizję przesłoniły jej napływające do oczu łzy. Kiedy myślała już, że oto nastał koniec – że wycharczy płuca i dokona żywota we wstęgach złocistego piasku, przysypana kobiercem zbutwiałego drewna – od morza powiał wiatr. Słony i chłodny, owionął skuloną i drobną sylwetkę kobiety, przynosząc niewysłowioną ulgę.
Słyszała kiedyś od jednego cyrulika, że winna mieszkać tuż nad morzem. Że to dobre na oddychanie. Wyśmiała go wówczas i zlekceważyła. Rzekła mu, zdaje się, że nie zamierza zostać żoną rybaka i mieszkać w lepiance. Musiała być wtedy pijana, bo zwykle nie mówiła na głos rzeczy, które mogły zrazić do niej potencjalnie przydatne osoby. A cyrulik ów wywodził się z rybackiej rodziny. I był przydatny. Za cholerę jednak nie mogła sobie teraz przypomnieć dlaczego poszła doń pod wpływem alkoholu. Niemniej jednak postanowiła przemyśleć powtórnie jego radę. W najbliższej, choć nieokreślonej, przyszłości.
Zerknęła przez ramię, unosząc odruchowo dłoń, by osłonić oczy przed słońcem i nagle dotarło do niej, że jeśli tamta dwójka była czymś zarażona, to również ich mienie mogło nosić ślady choroby. Kucnęła szybko i jak oparzona jęła szorować piaskiem dłonie, aż skóra zrobiła się czerwona i tkliwa. Wstając wytarła ręce jeszcze kilka razy o płaszcz.
Rozległ się niemrawy szelest.
Gwałtownie sięgnęła do kieszeni i wyszarpnęła zeń kartkę starego pergaminu. Ze złością porwała arkusz na maleńkie kawałeczki i rozrzuciła na wietrze, żegnając mało wyszukanym wulgaryzmem. Zamierzała wrócić do siebie, wziąć kąpiel tak długą, że zacznie przypominać rodzynkę, a później spać przez dwa dni. A jak się wyśpię — myślała sobie. Pójdę zabawić się do Passiflory i zapomnę o całej tej popieprzonej historii.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Latarnia morska

Post autor: Dziki Gon » 17 lip 2019, 0:30

To nie było dobre miejsce.
Sakiewka brzęknęła ciężko o przegniłą deskę, maskując głuche tąpnięcie towarzyszące podrygowi zaskoczonego urokiem elfa zwijającego się właśnie na brudnej, rozebranej podłodze. Morgana wybiegła z wieży, sypiąc piachem i brodząc w płyciźnie suchych, sztywnych traw.
„No!” ostrzegła barierka, po chwili wahania godząc się usłużyć kobiecie w charakterze podpory. Ogień wypełnił jej płuca od krtani po oskrzeliki, na moment odjął pion, przytępił zmysły. Odszedł równie szybko, co się pojawił, zostawiając po sobie tylko wspomnienie w umęczonej piersi i podrażnionym gardle. Oraz narastające uczucie ulgi. Morze faktycznie służyło jej kondycji.
Natarła ręce piachem, wytarła dokładnie o płaszcz. Podarty pergamin przeminął z wiatrem jako drobne, wirujące strzępy, towarzyszące mu plugastwo — krótkim echem ginącym w szumie fal.
Myśl o rychłym opuszczeniu miejsca wydawała jej się teraz szczególnie atrakcyjna. Nie tylko z powodu bieżących przeżyć w latarni. Trudne do zracjonalizowania uczucie niepokoju zrodziło się w jej głowie i krótko, choć nienachalnie dało o sobie znać. Z jakiegoś powodu przestawanie samotnie na widoku i otwartej przestrzeni podniosło jej włosy na karku. Dziwne, bo wokół, jak horyzont sięgał, nie było żywej duszy.
Wliczając w to Courante’a.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Latarnia morska

Post autor: Juno » 21 lip 2019, 15:37

Stawiała stopę na drugim z rachitycznych drewnianych schodków wiodących ku drodze, gdy zorientowała się, że czegoś brakuje w rozciągającym się przed nią krajobrazie. Zastygła momentalnie, jak zdjęta paraliżem. Zamknęła i otworzyła oczy, nabierając powietrza głęboko w płuca.
By to chuj spalił — sapnęła na wydechu. Niezmącony obecnością żywej duszy widok nie zmienił się pod wpływem mrugania ani na jotę. Była sama, choć z dodatkowym długiem do spłacenia. Klemencja Ciro miała niebywałego pecha do ludzi, którym powierzała swe mienie.
Morgana zeszła czym prędzej do miejsca, w którym zostawiła przeklętego wierzchowca. Rozejrzała się za śladami ewentualnej kradzieży bądź — co bardziej prawdopodobne — samowolnego oddalenia się konia. Droga była nieco osłonięta przez okoliczne wydmy, toteż kobieta liczyła, że wiatr nie zdołał jeszcze nanieść wystarczającej do zatarcia wszelkich tropów ilości piachu.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław