Elfie ruiny

Obrazek

Głęboko wśród leśnej głuszy, niedostępnej żadnemu dh'oine mieści się schronienie nieludzkich buntowników oraz przedstawicieli starszych ras walczących o przetrwanie na skraju cywilizacji.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 11 lis 2018, 0:15

Obrazek


Położone ponad obozem elfie ruiny wyłaniające się spomiędzy pni drzew wyblakłymi, rzeźbionymi wiatrem marmurami i granitami. Strzaskane i obalone kolumny oplata bluszcz, fryzy, miast zdobić, ledwie odróżniają się na arkadach, poszarzałe od deszczu i ze starości. Ubytki w terakocie wypełnia mech, a filary nie podpierają już niczego, wyłącznie sterczą z posadzek niby żebra ogromnego szkieletu padłego tu przed wiekami zwierzęcia. Miejsce stanowi swój własny cmentarz bezpowrotnie minionej chwały. Drzewiej będąc pałacem, dziś ostało się zaledwie opuszczoną pustacią, której nie nawiedza nikt, oprócz duchów i wspomnień. Oraz ostatniego żywego lokatora, pielęgnującego pamięć o nim niczym ogród, przechadzającego się w samotności tym, co dawniej było wyłożonymi mozaiką korytarzami. Ponoć w noce przesileń i te pozbawione gwiazd można dostrzec odległe światła płonące pośród gruzowiska, wypełniające jego ubytki dziwaczynymi, ruchomymi cieniami.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 23 sie 2020, 19:29

Ja wiem — odparł Lig, z miejsca znajdując odpowiedź z właściwym sobie kontenansem i prostolinijnością. — Ważył słowa, żeby nie uronić zbędnego przed profanem.
Było jasne, że to siebie ma na myśli. Towarzyszące stwierdzeniu wzruszenie ramion jej towarzysza zaprzeczało jednak, by odebrał to jako obrazę. Na chwilę obecną, bardziej niż niedawna sytuacja zdawał się interesować go otrzymany przez Aid kamień. Patrzył jej na ręce, kiedy chowała go u paska.
Ładny kamyk — Poohi ruszył głową, wskazał podbródkiem na błysk samorodka gasnący we wnętrzu woreczka. — Myślisz, że jest… Wiesz, aktywny?
Okolica ożywiła się wyraźnie. Ptactwo obudziło się w koronach zupełnie jak na krótko przed nastaniem świtu. Zarośla porastające zbocze odezwały się grą owadów i okazjonalnym szelestem, kiedy poruszyło się w nich coś większego. Z góry mieli niezgorszy widok na obozowisko w dole. Mimo maskujących go drzew i ukrytych na nich stanowisk, tu i ówdzie byli w stanie widzieć unoszące się ponad wierzchołki strugi dymu, siwe i wystrzępione jak rozwiewająca mgła. Tu i ówdzie prześwit ukazywał skupiska szałasów i krążące między nimi postacie, małe jak mrówki.
Liguaer ruszył za nią posłusznie, lecz niechętnie.
Już wracamy? Ledwie zaszliśmy. — Przytrzymując łuk kołyszący mu się na ramieniu pokonał strzaskane pozostałości schodów. — Nic nie czułem, Aidi. Poza dreszczem na skórze, kiedy tamten zjawił się tak nagle i znikąd. A wiesz, że słyszę zająca w szczerym polu.
Dobrze, że nie ustrzeliłem tego ptaka — dodał po namyśle.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 27 sie 2020, 13:40

Aideen odpowiedziała Ligowi tylko jednym spojrzeniem, potem kiwnięciem głowy, sugerując że nie ma bladego pojęcia czym jest przedmiot który otrzymała. Gdy dowiedziała się, że nie jego dotyczyły te wrażenia zmysłowe, a tylko ją, myśli jej w różnych kierunkach poczęły wędrować. Nieobecna nie skomentowała stwierdzenia Poohiego o słusznym zaniechaniu czynu.
Chodźmy w jakieś spokojniejsze miejsce, może posiedzimy przy strumieniu? — Zaproponowała, po czym zwolniła kroku pozwalając mu prowadzić kierunek następnych kroków. Wnet zamilkła, rzucając tylko spojrzenia po okolicy, głęboko zamyślona.

Nigdy nie należała do odważnych. Jako łowczyni, wolała pewne i przemyślane działania. Stroniła od niepewnych wypadów, obarczonych wysokim ryzykiem i unikała działania w pojedynkę. Tym razem też czuła, ze działa po części wbrew sobie. Jakaś część siebie chciała się bronić, odciąć od nowego źródła problemów i zmartwień, ale druga część wręcz wyciągała się ku niemu. Zaintrygowana i zafascynowana szeregiem odczuć, szukała powodu w sobie, dlaczego z taką ochotą chce wyruszyć z powrotem ku Codrairowi. Im głębiej zaszywała się w swoich rozmyślaniach tym mniej strachu znajdywała, a coraz więcej innych idei i powodów zaprzeczających zdrowemu rozsądkowi. A sama ciekawość odnośnie historii ruin zaczęła w jej głowie odgrywać coraz mniejszą rolę. A co jeśli znalazła kogoś kto potrafi korzystać z daru i mógłby ją pojąć za uczennicę? A co jeśli to przeznaczenie pisze jej los znacznie istotniejszy niż przemierzanie lasów za pożywieniem? A co jeśli pisana jest jej Moc, tylko musi po nią sięgnąć? Co wtedy mogłaby osiągnąć dla siebie i innych...
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 31 sie 2020, 22:06

Poohi przejął inicjatywę, zamierając na moment na szczycie jak nasłuchujący świstak. Rozejrzawszy się po okolicy, poprowadził ją w kierunku, który za sprawą widocznych na horyzoncie topoli i właściwego z grubsza kierunku zwiastował mniej lub bardziej rychłą zmianę otoczenia na szemrzący strumień.
Teren ze wzgórza przechodził łagodnie w równinę, stopniowo popuszczając napiętym łydkom. Do niedawna każdy ich krok, podkreślany suchym, spróchniałym podszytem, na podłożu przechodzącym pod ich stopami miękką ziemię pościeloną kobiercem mchów, stawał się tajemnicą. Jej towarzysz, czujny i skupiony, nie wypowiadał ani słowa, a nadto osobliwa cisza otaczała ich zewsząd, zupełnie jak gdyby podążając ich śladem z ruin.
Istota, na którą wpadli w niewielkim łęgu kilka minut marszu później, miała pełne prawo być zaskoczoną.
Sami nie dostrzegli jej zrazu tylko dlatego, że sama nie wydawała z siebie żadnego dźwięku poza cichym mlaskaniem oraz nie wyrastała ponad objadany przez nią krzak żurawiny. Widząc dwójkę elfów z łukami wychodzących jej na spotkanie, wydała z siebie zduszony dźwięk i zwinnie rzuciła się w kierunku kępy trawy za swoimi plecami, której uginające się pod niewidocznym dla nich ciężarem źdźbła sugerowały, że nie szukała tam innych owoców runa.
Po gałęzi pobliskiego drzewa bezgłośnie przebiegła ciemno umaszczona wiewiórka. U pasa zaskoczonego osobnika niby omen lub deja vu dostrzegli identyczną kitę. Zdybany na wyjadaniu jagód obcy sięgał Aideen niewiele ponad jej własny. Ubrany był w futrzaną kamizelę naszaną włosiem na wierzch, a to, co zrazu wzięła za buty, okazało się nadzwyczaj owłosionymi stopami. Jego głowę, również owłosioną, zdobiła ciemnobrązowa czupryna wydostająca się kędziorami spod okrągłego kołpaka. Para orzechowych oczu w pucołowatej, dobrodusznie dziecięcej, umorusanej czerwonym sokiem twarzy przyglądała im się zupełnie niedobrodusznym, wyczekującym spojrzeniem. Aid zdarzało się widywać takie oczy. U zapędzonej w matnię zwierzyny.
Wy kto? — spytał nagle, kalecząc Starszą Mowę koślawym akcentem i szczekliwym komunikatem. Stał na lekko ugiętych nogach, ręce trzymał w powietrzu, na widoku, lekko wyciągnięte przed siebie, zezując na kępę trawy, w której stronę zbliżał się niepostrzeżenie, jednocześnie zagadując przybyszy. Z całą pewnością zdążył dostrzec ich łuki i miał je na uwadze.
Komanda? — Karzełek ruszył głową, wskazując podbródkiem przed siebie, lewą ręką pacnąwszy się w rudą kitę dyndającą mu przy pasku.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 09 wrz 2020, 23:44

Myśli szybko nabrały rozmiarów, których nie powstydziłby się najbardziej rozpieszczony wyrostek. Elfka zawędrowała ku potędze i sile zdolnej zmienić świat machnięciem ręki. Tylko po to by zaraz przekonać się jak jej kostka stopy skrzywia się pod nieugiętym oporem niespodziewanie wystającego kamienia na leśnej ścieżce, zmuszając ją do szybkiego poprawienia kroku, aby to odzyskać łatwo utraconą równowagę. Westchnęła głośniej, wracając do rzeczywistości. Nie była nikim szczególnym.
Z taką myślą napotkała równie zaskoczonego delikwenta pałaszującego krzak jagód. Zareagowała instynktownie lewą ręką trzymając już łuk, a palcami prawej otarła o pióra strzały z futerału. Nagły akt napotkanej istoty sprowokował ruch łowczyni. Strzała już wędrowała ku cięciwie nieuniesionego jeszcze łuku, a oczy błysnęły po okolicy spodziewając się większej ilości adwersarzy. Niby naśladując nieznajomego również ugięła nogi wycofując się o krok, mierząc go śmiertelnie poważnym spojrzeniem. Ostrzegła go, zaraz kierując ku niemu całą swoją uwagę. Zdenerwował ją fakt, że jej widok aż tak go zaniepokoił. W końcu byli nie aż tak daleko od samego obozu Scoia'tael. Czego niby się miał spodziewać? Ludzi?
— Swoi. A Ty swój? — Rzuciła mu krótko, otwarcie wątpiąc w jego przynależność i przyglądając mu się uważniej, jakby spotkała jakąś niecodzienną zwierzynę, za nic mając sobie jego symbol Wiewiórek w postaci ogona zwierzęcia. Zrobiła też krok w bok od Liga, jakby chciała go otoczyć gotowa oddać strzał prosto w pierś osobnika— Czemuś sam? Bruxy szukasz? — czując przewagę zaraz zapytała o śmierć nie na żarty i przekrzywiła się jakby otoczenie miało za niego odpowiedzieć.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 13 wrz 2020, 17:27

Zdybany karzełek patrzył na przybyszów bez lęku, choć było ich dwa razy więcej i byli odeń prawie dwukrotnie wyżsi. Śmiele spoglądał im w twarze, zadzierając ku górze kręconą czuprynę nakrytą kołpakiem, szczególnie długo i nieufnie przyglądając się obitej, gojącej się twarzy Liguaera.
Polowanie — powiedział im się, poprawiając zsuwającą mu się na oczy czapkę. Uwadze Aideen nie umknęło, że brakowało mu serdecznego palca u prawej dłoni. Wskazujący przytknął sobie do ust w uniwersalnym geście nakazującym zachowanie ciszy, wskazał płyciznę podmokłych traw przed sobą.
Deptać cisza. — Nieco bardziej ośmielony i przekonany do przybyszy ruszył w stronę gąszczu, z niemal teatralną prezencją markując każdy swój ruch, tak by niepotrzebnie nie niepokoić obserwujące go elfy. To, co wyciągnął spomiędzy wyrośniętych źdźbeł okazało się być długim drągiem zwieńczonym zakrzywionym, choć tępym hakiem.
Jad gad, nóg nie. — Objaśnił, prezentując kobiecie swoje narzędzie łowów na wyciągniętych rękach, a chwilę potem wydał z siebie bardzo udatny syk, niepozostawiający dzieciom puszczy zbyt wielu wątpliwości odnośnie tego, jaką zdobycz ma na myśli. — Pojmujesz, elfy?
Pojmujemy. — Liguaer uśmiechnął się lekko. — Łowisz tu węże.
Niewielki myśliwy pokiwał skwapliwie głową.
Tak, deptać cisza — powtórzył, z wolna wyciągając do Liga przygarść czerwonych jagód. — Chce elf?
Lig przytaknął, ale miast z wyciągniętej ręki, poczęstował się nimi prosto z pobliskiego krzaka. Oferujący poczęstunek nieznajomy niespeszony zjadł swoją garść i przykucnął w trawie, skąd niedawno wyciągał swój drąg z hakiem. Długie, rozkołysane łodygi młakowych wiechlin skryły go niemal zupełnie.
Zaskoczył mnie — szepnął do przyjaciółki Poohi, przyglądając się niziołkowi i poprawiając przewieszony przez bark łuk, który odruchowo tknął, gdy wpadli na niego chwilę temu. — Pherian, glean skrekk. Cichy jak gronostaj, a nie wyrasta nad leprekauna… Jeszcze nie widziałem jednego przy łowach.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 15 wrz 2020, 7:57

Przyglądając mu się dłużej jakoś podłapała pewność karzełka i spoczęła, chowając strzałę do futerału z powrotem i zakładając łuk na bark. Również to i Liguaer zachęcił ją swoją ufną postawą, to też dotarł do niej nastrój i widoczny zamiar kaleczącego starszą mowę niziołka. Wymianę zdań skwitowała kiwnięciem głowy, zmiękczając surowe spojrzenie. Z zainteresowaniem wypatrywała każdego jego ruchu, jakby otrzymała niemą zgodę, aby obserwować jego poczynania.
— Sprawia wrażenie doświadczonego. Poobserwujmy co robi, w końcu nas nie przegonił. Zobaczmy jakiego to węża wyciągnie, o ile ten go nie użre pierw... sama jestem ciekawa — odpowiedziała szeptem Poohiemu.
Dzięki samej postawie i rozmiarom polującego i tak nie widziała zbyt wiele z czynności domniemanego łowcy jadowitych gadów. Szacowała, że ten przyczai się na poszukującego jedzenia węża i udając kamień nagle go zaskoczy i złapie na hak. Z pewnością był to niemały popis zwinności, aby uchwycić wijące i oślizgłe zwierzę. Chciała to zobaczyć, ale przecież nie wsadziłaby głowy w trawy, to i poszukała wzrokiem możliwie dogodniejszego miejsca, by poczekać na rozstrzygnięcie wysiłku nieznajomego, który widocznie chciał przede wszystkim dokończyć swoje starania. Nie chcąc hałasować, stąpała ostrożniej i zbliżyła się pod najbliższe drzewo, aby zasiąść dogodnie i dać polującemu swobodę. Zachęciła też paroma gestami Liga, aby poczynił podobnie i wyciągnął zabrane przez nich zapasy, aby co nieco przekąsić.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 16 wrz 2020, 22:26

Znalazłszy suche miejsce pod pobliskim pniem, rozłożyli się pod nim z prowiantem. Poohi wyciągnął ze swojej sakwy nieco wczorajszej przywędzonej sarniny, niedawno kupionym nożem podzielił na dwie porcje, do których ułamał im świeżego, choć nieco spieczonego podpłomyka.
Może je tępi — zastanowił się jej towarzysz, ostrożnie obmacując nasadę uszkodzonego nosa, nim przystąpił do posiłku. — Aby nie lęgły się tak blisko obozu.
Obserwowany przez dwójkę posilających się elfów nieustraszony łowca gadów wydawał się być całkowicie niespeszony ich obecnością ani ciekawością. Do polowania przystąpił w sposób zupełnie różny od jej oczekiwań. Zamiast trwać w miejscu na pozór kamienia — pozostawał w ciągłym, bezustannym, lecz bezszelestnym ruchu, zaś kamienie lub większe gałęzie, które znajdował na swojej drodze, unosił bardzo ostrożnie, zawsze odkładając je do zastanej pozycji. Czasem zatrzymywał się bez słowa, prostując się w gąszczu traw jak zaniepokojony zając, innym razem obracał dzierżony nad źdźbłami drąg tępym końcem i opukiwał nim miękką, wilgotną ziemię przed sobą.
Nim zdążyli przełknąć trzeci kęs odymionego byka, niziołek zniknął zupełnie wśród traw, by wynurzyć się z nich z triumfującym okrzykiem. W wyciągniętej ku górze wolnej dłoni dzierżył wijący się, ciemno umaszczony kształt. Potrząsnąwszy nim lekko na świadectwo dla swoich spektatorów, uniósł go do oczu, krzepko dzierżąc za szerszy, spłaszczony koniec, ani chybi głowę gada. Wypowiadając kilka słów, których nie usłyszeli i nie zrozumieli, wypuścił zwierzę, ostrożnym rzutem cisnąwszy je w gęstwinę. Łuskowata wstęga zwinęła się kilka razy i bez hałasu przepadła wśród źdźbeł. Karzełek zaś kontynuował swoje poszukiwania, oddalając im się coraz bardziej z pola widzenia.
Zatem chodzi mu o coś innego. — Lig odgonił się od komarów, które poczęły zlatywać się w ich stronę. — To prawda, co o nich mówią. Że są bardzo zwinni. Złapał go gołą ręką, za sam łeb.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 23 wrz 2020, 22:45

Mając za niecodzienny widok łowcę węży, zakąszała zabrane zapasy. Z jednej strony była to niepowtarzalna okazja docenić na żywo popis zwinności i nie byle jakiej umiejętności, ale kobieta szybko zgubiła zainteresowanie, znajdując zaraz w pustym miejscu między pniami drzew więcej wartości.
Wrażenie ze spotkania Codraira wciąż było zbyt świeże i łatwo popłynęła myślami tam z powrotem, kiedy to uznała że kurdupel nie stanowi problemu.
Czy może popełnili błąd opuszczając góry i tu się wybierając? Zostawiła swojego syna dla bardzo niepewnego zadania i nie tylko jego, ale też swoje tereny i resztę bliskich. Powodowały nią cnotliwe pobudki, czy może właśnie dech przeznaczenia? Miała się z nim spotkać? Była pewna tego, że nie jest w stanie sobie odmówić nadchodzącej wizyty. Potrzebowała do tego zupełnego odosobnienia. Zwrócić się ku sobie. Pozwolić myślom płynąć i w końcu się wyciszyć. Pusty namiot zdawał się być teraz idealnym miejscem na spędzenie nadchodzącego czasu. W końcu Elager gdzieś wybył i nie wiadomo kiedy będzie. Dobrze się składa, będzie mogła nie porozmawiać z nim na ten temat.
— Straciłam zainteresowanie — Odpowiedziała na stwierdzenie Liga odnośnie umiejętności obserwowanego i zaczęła się podnosić spod drzewa Wracajmy do obozu.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 14 paź 2020, 23:17

Postaram się nie zużyć wszystkiego za szybko Pakując do bocznej sakwy przy pasie Aideen pochyliła czoło Flohrii w podziękowaniu, po czym natchnęło ją aby coś zostawić — Przechowasz coś dla mnie? Głupio byłoby to zgubić, zahaczając o krzak. A dość waży jak na swój malutki gabaryt — Wyjaśniała po czym sięgnęła za woreczek z klejnotem, aby jej wręczyć — Dostałam to ostatnio, Lig świadkiem. Nie do końca wiem co to za kamień, ale wygląda na wartościowy. Przypomina kruszec, który tak wielbią krasnoludy. Być może przyda się naszej misji bardziej niż mnie. Co o tym sądzisz? — Zapytała tym razem nie licząc na odpowiedź, po czym uśmiechnęła się półgębkiem do przyjaciółki i zaraz odwróciła się ku wypatrzonemu miejscu w obozie. Długaśny cień rzucany przez parę klonów, które im tak blisko towarzyszyły, miał zapewnić spodziewane odosobnienie. Pośród namiotów, nieopodal koników, które podłapały ogólny nastrój zmierzchu prychając na elfkę, gdy ta się zbliżyła, jakby zwracały na siebie uwagę, aby ich samych nie zostawiać.
Siadając płasko na kolanach w nieszczególnie dobranym do rytuału wspomnianym miejscu, zwróciła się do swojego wnętrza zaraz napotykając bliżej nieokreśloną trudność. Albo czy może raczej strumień? Ten co zazwyczaj, pędzący pozornie zawsze w tym samym kierunku. Tym razem nieprzewidywalny i nieodgadniony na tyle, żeby szybko zorientować o bezowocności ewentualnych starań. Natchnione przeczucie odwiodło łowczynię od prób, skracając jej poczynania do samej medytacji nad przebiegiem wycieczki z powrotem w ruiny.
Zabrała ze sobą jeszcze bukłak wody. Przed wyjściem zakąsiła nieco resztek mięsa i natarła całą siebie wilgotną mieszanką trawy i gleby. Dłonie, stopy i głowę, jak i zewnętrzne powierzchnie ubrań, zamieniając się w jedną z ponurych postaci nadchodzącej nocy. Nie oglądając się za obozem ruszyła początkowo szybkim marszem, a gdy dotarła do gęstszego lasu zwolniła, sunąc uprzednio przebytą przez nią trasą. Krocząc nieśpiesznie uszy nastawiała na każdy dźwięk co by odbiegał od owadzich koncertów i pohukiwania sów. Niby naśladując No'laia mierzyła każdy ruch, starając się o bezszelestny pochód. Pod stopami czuła wilgoć chłodniejszej od dnia nocy. Rozglądała się uważnie jak na polowaniu, mierząc w nieruchomych cieniach drzew zwierza, albo ledwo widoczny trop przy nogach. I chociaż był to ledwie kawałek, czuła zew łowów na czubku języka, mając wrażenie, że rzeczywiście na takie się wybiera i lada moment pojmie czyjś trop, albo ktoś pojmie jej. Smakowała zapachów co kilka odległości, chyląc się do ziemi, runa, traw i krzaków. Starała się zapamiętać lepiej kierunek i charakterystyczne miejsca.
Wolną ręką musnęła piór strzał w futerale, poprawiła chwyt na trzymanym nisko łuku, kiedy dostrzegła spodziewane miejsce spotkania, gdzie albo go dostrzeże i rozpozna, albo na niego zaczeka...
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 18 paź 2020, 20:58

Ruszyła na umówione spotkanie, zaopatrzona w broń i zapasy, zaś lżejsza o błyszczący kruszec, który powierzyła Flohrii. Opiekunka, zwykle czytająca w przyrodzie jak w otwartej księdze, przyjęła go zainteresowaniem, obracając w dłoniach i studiując jego połysk.
Wygląda na bryłkę złota. Może być cenny — zdążyła podzielić się swoimi spostrzeżeniami, nim Aideen opuściła obóz żegnana raźnym parskaniem koni.
Szpalerem drzew wkroczyła w las, który zmierzchową porą, za sprawą obmywającej go łuny zachodu stawał się plątaniną cieni i pni. Puszczyki – pohukujący heroldowie wieczora, czynili pierwsze nieśmiałe próby przed właściwym koncertem, mającym odbyć się wraz z nastaniem gwiazd. Resztki ciepła przesączały się przez rozłożyste konary, śród traw i korzeni dobiegał ją szelest moszczonych legowisk. Czasem dostrzegała w polu widzenia krótki ruch, czegoś nie większego od jeża, rejestrowała łopoczące ptaki przesiadające się na wyższe gałęzie i kryjące się po dziuplach. Ziemia tężała, oddając resztki ciepła, opadające za horyzont słońce nie wydobywało z niej wilgoci, a wyłącznie pomarańczową, cętkowaną grę świateł.
Stąpała wprawnie, nie czyniąc zbędnego hałasu. Jej krok rzadko kiedy dało usłyszeć się ponad dźwiękami lasu. Kiedy posterunki obozu zniknęły jej z oczu, nalazła kilka wyraźnych zajęczych tropów. Rozrośnięty mrówczy kopiec pojawił się na jej drodze kilkadziesiąt kroków dalej. Kiedy teren zaczął się wznosić, natrafiła na olbrzymi spróchniały pień przesiąknięty zapachem zbutwiałej zgnilizny, upodobany przez sąsiedztwo brunatnych podgrzybków, wszystkich robaczywych. Idąc dalej, ujrzała w górze ten sam wykrot, na który natknęła się podczas poprzedniej wyprawy w towarzystwie Liguaera. Mijając go i udając się w przykazanym jej kierunku, trafiła pod wzgórze, w lesistą dolinę gęsto wyściełaną liśćmi i drobnymi krzewinami.
Ruina na wzniesieniu przywitała ją na tle zachodzącego słońca. Nie tylko ona.
Ceadmil. — Codraira dostrzegła już z daleka, choć nie z odległości na tyle dużej, by musiał podnosić głos, by zwrócić na siebie jej uwagę. Ciemnowłosy elf sunął ku niej z wolna, przestępując hałaśliwe części runa. Pyszne, lecz zetlałe szaty, w których pokazał jej się wcześniej, zastąpił zwiewnym pledem utkanym z kompozycji materiałów, które na pierwszy rzut oka zday się jej połączeniem cienia, pajęczyn i gnanych wiatrem liści. Gdyby nie resztka światła, jego sylwetka nie byłaby widoczna na tle lasu. Kiedy zbliżał się w jej stronę, spod maskującego go okrycia błysnęło coś przypominającego połyskliwą tkaninę, a będącego kolczugą o bardzo drobnym splocie, niezdradzającą kroczącego Myszołowa choćby jednym zbędnym chrzęstem.
Dziękuję ci za przybycie. — Mężczyzna zatrzymał się przed nią. — Chciałem, żebyś towarzyszyła mi w wędrówce tego wieczora. Z przezorności nakazałem ci się uzbroić.
Las — podjął spokojnie, patrząc na wschód. — Przestrzega nas dziś jednak, że zwykła przezorność może okazać się niewystarczającą. Dlatego chcę, byś znów towarzyszyła mi do Aen Athairheith. Błędem byłoby pozostawienie go bez dodatkowej opieki.
Myszołów czekał jej odpowiedzi, lecz zrobił to, ruszając w stronę wzgórza. Wspinał się po nim niespiesznie. Aideen, jeśli podążała jego śladem, nie miała problemów z nadążeniem. Gdyby zechciała, nie miałaby również i z wyprzedzeniem.
Los zechciał, że pewne rzeczy przyjdzie mi objawić ci wcześniej, niż zamierzałem. Niech będzie i tak.
Elf kontynuował wspinaczkę, nie zmieniając tempa, ani nie inicjując rozmowy. Ta oraz wszystkie inne leśne wędrówki w towarzystwie Codraira miały upływać jej w podobnym milczeniu. Nawykła do lasu i prawa jego ciszy Aideen nie potrzebowała się z tym oswajać.
Czy masz ze sobą, to, co ci dałem? — zapytał, kiedy wspinali się po zrujnowanych schodach, zbliżając się do złamanego portalu będącego wejściem dawnej budowli.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 19 paź 2020, 7:02

Przywitała się przystąpieniem na moment, odruchowym skinieniem i krótkim mruknięciem, ważąc na ciszę lasu i okoliczności spotkania. Dostrzegając jednak coś na podobieństwo metalicznego połysku u stroju, zatrzymała wzrok starając się przez chwilę wyłowić możliwą ilość szczegółów cóż tym razem na sobie miał Codrair. Przez chwilę miała wrażenie, że odziany był w wężową skórę, albo może smocze łuski? Tych ostatnich z pewnością nie widziała. Mając jednak w głowie jego ostatnie słowa uprzedniego spotkania wyrównała z nim kroku mierząc jego zamiary i cierpliwie wyczekiwała jego słów i ewentualnych pytań, aż i takie w końcu padło.
— Klejnot? Został w obozie w rękach naszej zielarki na czas nieobecności. Ufam jej. — Nie od razu wyjaśniła z nieprzyjemnym posmakiem, zastanawiając się czy ostatnio jakoś źle pojęła jego słowa czy sytuację. Był to podarunek z tego co zrozumiała, a i po co miała drogocenną rzecz zabierać ze sobą w las? Czyżby Poohi zgadł i ten klejnot był magiczny, a teraz był potrzebny? Może był to amulet ochronny? A może obowiązuje tutaj jakiś zwyczaj? Nie wiedziała czy przeprosić, czy nie. W końcu kto prosi o coś co postanowił podarować. Postanowiła też milczeć, aż usłyszy powód wspomnienia o przedmiocie.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 21 paź 2020, 21:58

Żywy piryt — objaśnił jej, prowadząc do wnętrza przeciekających światłem podsieni. Stąpali po wybrakowanej marmurowej posadzce, do wzniesionego na wielokątnym planie przedsionka, zamykającego się nad ich głowami wysokością krzyżujących się, wybrakowanych sklepień, przez które dostrzegali złocącą się barwę nieba. Zachowane ściany pokrywały misterne zdobienia w postaci naśladujących rozwidlające się konary i gałęzie płaskorzeźb — w pierwszym spojrzeniu wzięła je za prawdziwe korzenie biegnące wzdłuż ścian. Tworzący konstrukcję kamień, tylko miejscami zachował ułamek dawnej bieli. Większość budulca poszarzała, inna pokryła się drobną zielenią. Jeszcze inne, a nieliczne kamienie pokrywały zetlałe barwy, pstrzące się wymytymi czasem i deszczem plamami — wspomnieniem dawnych fresków. Poza złamanym portalem, którym weszli do środka, wnętrze prowadziło w trzech innych kierunkach niemal identycznymi wejściami. Położone za nimi ściany służące wyłącznie rzucaniu cienia i pozbawione sklepień arkady pozwalały wyłącznie domyślać się dawnego rozkładu pomieszczeń oraz ich przeznaczenia.
W miejscu, do którego zawitali, nie było niczego, jeżeli nie liczyć ich dwójki oraz rzeźbionego, kamiennego naczynia ustawionego pośrodku. Ptaki oraz niewielkie stworzenia, zwykle chętnie moszczące sobie gniazda w firmamentach i kątach reliktów były nieme lub nieobecne. Czas lub gospodarz miejsca dopilnowali, by nic nie zakłócało jego spokoju.
Z pomocą odrobiny woli pozwala skrzesać iskrę lub płomień — podjął, zbliżając się do rzeźbionej w liście cembrowiny, by położyć ubrane w wyszywane rękawice dłonie na jej skraju. — Obędziemy się jednak bez niego.
Elf wyciągnął przed siebie rękę i zagłębił ją w znajdującej się przed nim kutej misie. Gdy ją cofnął, ta zapłonęła czystym, pomarańczowym płomieniem, który wkrótce wypełnił całe naczynie, a miejsce swym światłem i ciepłem.
Nie tylko nimi.
Aideen prawie z miejsca wyczuła zmianę, która zaszła wewnątrz ruiny. Towarzysząca im leśna bryza, którą wnieśli tu ze sobą, ustała momentalnie jakby zdmuchnięta. Razem z nią przestał dobiegać ich szum otaczającego lasu oraz odgłosy jego mieszkańców. Nieczytelne pozostałości fresków na ścianach, niby wywabione, poczęły w jej wyobraźni nabierać kształtów sylwetek i zapomnianych wzorów. W oświetlających go płomieniach nawet marmur zdawał bielić się jak przed wiekami.
To miejsce pamięta magię, taką, jaką była niegdyś. — Codrair patrzył na nią znad misy i zasłony płomienni, zniekształcającej jego twarz i głos, w dziwny, trudny do zrozumienia sposób, przydający mu życia. Nagle pustota ruiny przestała niepokoić i przeszkadzać. Obdarzona darem Aideen pojęła, że miejsce nie jest pustacią. Że tym, co miało ją wypełniać była obecność. — Jest wszędzie wokół. Przekonaj się.
Elf uniósł dłoń zapraszającym geście.
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 22 paź 2020, 10:04

— Aha... — Wymsknęło jej się ciche westchnienie, kiedy domysły rozwiały się w głowie, niby za niezwykłym dotknięciem Mocy zniknęły paskudnie pomarszczone i ociekające zgęstniałym osoczem rany, zostawiając gładką, przyjemną w dotyku, zdrową skórę. Wyjaśnienie, że to minerał, aniżeli rzeczywiście złoto przyniosło dwojaką ulgę. Podarunek mógł nieść ze sobą zobowiązania i oczekiwania. Te pierwsze zelżały przyjemnie, acz drugie rzeczywiście ją zaskoczyły. Kamień wciąż był ładny i miał dla niej wartość, ale nie taką jaką by większość chciała. Teraz do niej dotarło. Piryt był minerałem, który przypominał złoto. W opowieściach nazywany złotem głupców, gdyż jak tylko chciano minerał upłynnić ten tracił blask i piękno. Co najgorsze nie można było z powrotem odzyskać piękna kryształu. Nie mogła jednak w pełni przypomnieć sobie w tym momencie tej opowieści.
Widocznie Myszołów wciąż wypatrywał jej pojmowania faktów i różnych sytuacji. Miała dziwne przekonanie, że to był bardziej test, niż rzeczywiście intencja uhonorowania niezwykłego spotkania. Albo jedno i drugie jednocześnie? Przecież kamień był ładny, a to że można przecenić jego wartość to nie wina Codraira. Ten nawet wspomniał o nim, jakby się martwił czy aby do pomyłki nie doszło? Kto mógł wiedzieć co dokładnie dzieje się w głowie Wiedzącego. W każdym razie Aideen mimo woli poczuła teraz w "Żywym pirycie" ten posmak niewidzialnej presji, która towarzyszy mentorom odkąd pamięta. Presji wymuszającej skupienie i wysilanie swojego pojmowania, jakby nadeszła pora, by w końcu po licznych próbach pomyśleć składniej.
Tymczasem, kiedy dzieliła uwagę na pół pomiędzy otoczeniem a myślach o złotym kamieniu pokonali pęknięty portal, który uprzednio ich zatrzymał. Elfka zostawiła piryt w tyle głowy i wypatrywała niezwykłego wnętrza ruin, założyła w końcu łuk na bark. Wypełniła poszarpany czasem szkielet konstrukcji brakującymi elementami, na tyle na ile pozwalała jej wyobraźnia. Kamienie wybielała i scalała, ściany zamykały się w pełnym sklepieniu. Barwy, choć o zmroku, wyostrzyła domalowując własne obrazy na poszarpanym tynku. Cóż, gdy przyłapała się, że to same jelenie i drzewa, a konkretnie buki, domyśliła się że pewnie inne rzeczy kiedyś przedstawiały malowidła na ścianach. Pochłonięta obserwowaniem w końcu zatrzymała się odruchowo, jak tylko Codrair również się zatrzymał. Przed kamienną misą, wyjątkowo pustą.
Aideen z niemałym zainteresowaniem wypatrywała co właściwie chce uczynić elf, chyląc się z pustą dłonią do pustego naczynia. Kiedy to znów zaskoczył pozornie oczywisty fakt, wtedy płomień pojawił się. Aż zrobiła pół kroku do tyłu, gdy zaczął wypełniać puste miejsce w misie.
Nagle głos lasu zamilkł, a otoczenie zmieniło się choć stała w tym samym miejscu. Ponownie spojrzała na ściany, kiedy to mimo woli zaczęła dostrzegać w wyobraźni wykończenia wzorów i malowideł. Kamień w świetle płomienia przybrał bieli szlachetnego marmuru, a nie jakiejś kredy, wyplewiając szarzyznę zupełnie.
— To miejsce pamięta magię, taką, jaką była niegdyś. — Myszołów zwrócił jej uwagę — Jest wszędzie wokół. Przekonaj się. — Objęta fascynacją, kiwnęła głową w odpowiedzi i uśmiechnęła się szczerze. Wyciągnęła powoli swoje czarne od ziemi dłonie przed siebie, jakby mogła dotknąć rozchodzącego się ciepła przed nią i za nią. Jakby był tu ktoś kogo mogła objąć. Miejsce zaczęło żyć, była tego pewna rozglądając się z zacięciem w rozszerzonych oczach. Wrażenia docierały do niej zewsząd, jak nigdy, drażniąc postrzeganie na nieznane jej do tej pory sposoby. Było to bynajmniej przejmujące, ale i ekscytujące.
— Ktoś tutaj żyje? — Zapytała naiwnie, chętna pierw dowiedzieć się więcej na temat miejsca i tego wszystkiego z czym miała do czynienia, jednocześnie zapominając o roli w tym wszystkim, jaką Codrair chce jej przypisać. Wnet w niewyjaśnionym odruchu obróciła się, jakby do tańca w powolnym piruecie daremnie próbując chwycić osobę, którą przez chwilę sobie próbowała wyobrazić, myśląc o rezydencie tego magicznego miejsca. Dłonie przecięły przestrzeń, a Aideen ze zdziwioną i bezradną miną znieruchomiała, kiedy przekonała się o tym, że chciała chwycić powietrze.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Elfie ruiny

Post autor: Dziki Gon » 25 paź 2020, 2:57

Moc — nie od razu odparł Myszołów. — I pamięć.
Pośród sycącego miejsce blasku zdawało się jej, że słyszy odległy i wzniosły ton harfy. Zachód jawi się jej brzaskiem, zupełnie jakby waga tego krótkiego momentu zdolna była odwrócić bieg niebios. Świt i zmierzch. Przeszłość i przyszłość. Teraźniejszość zaklinająca w sobie obydwie, spleciona w zawiniętą wstęgę wieczności.
Codrair unosi dłoń, płonący w dole płomień zatańczył, ledwie muskając jego palce. Twarz i oczy jaśnieją mu wspomnieniem, dziecięcym snem. Jego głos wznosi dawno zapomniane słowa modlitwy, które, pomimo szeptu, wznoszą się ponad strzeliste łuki, wprost do słońca.
Aideen omal nie zauważa jak jej własna, łapiąca powietrze dłoń, ściska dobyty nie wiedzieć kiedy pęk strzał. Dłoń Codraira przyłącza się do gestu, jego palce dzierżą strzały tuż pod jej chwytem, a ponad płonącym zniczem.
Niech staną się cieniem twej ręki i błyskiem gromu wśród nocy. A twa wola ich cięciwą. Aby nie mijały, tak jak musi minąć zmrok, zawsze ginący wśród zórz.
Pradawni zwycięzcy, bohaterowie dawnych bitw są świadkami ich obrzędu. Ich poważne dostojne spojrzenia, na nowo odradzają się w naściennych malowidłach i zmartwychwstałym kamieniu. Ogień i dłoń Codraira tętnią siłą, zapraszającą do wzięcia, płynąca ku niej szczodrze, jak świeżo otwarte zdroje.
Kamienne groty, choć nie mają prawa, lśnią od padającego na nie blasku ognia. Codrair szepce coś z cicha, jego słowa i myśli wplatają się w arras mantry i jej własnej woli, pozwalając jej na dokończenie rytuału, dając wytchnienie niedokończonym zamiarom, które przegnały ją z obozu i poprowadziły na miejsce spotkania.
Płomień w misie maleje. Cisza i akompaniująca jej noc na powrót napełniają ruinę, kamień odtaje w oczach, pokrywające ściany malunki więdną do wyblakłych plam, ledwie różniących się od grających wśród łuków i szczątek kolumn cieni.
Wracają, lecz nie całkiem. Palący się w misie żar utrzymuje się między nimi. Mimo braku wrót nie przepuszcza do środka idącego ze zmierzchem chłodu, zapowiedzi nocy, towarzyszącego im sowiego i kruczego śpiewu.
Myszołów odstępuje od płomienia, spokojnie i niemal raźno. Dziwny błysk gra krótko w jego oczach, nim przenosi je na Aid razem z pytaniem.
Czy jesteś gotowa do drogi?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Aid
Awatar użytkownika
Posty: 123
Rejestracja: 16 gru 2019, 12:35
Miano: Aideen Floh'riha
Zdrowie: Daje radę
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Elfie ruiny

Post autor: Aid » 25 paź 2020, 16:25

Akt przypominał sen. Scena nabierała kształtów i kolorów, światła i cieni, wysuwając się zza niedostrzegalnego całunu, obejmując nie tylko zmysły, ale i wkrótce wszelką świadomość łowczyni. Początkowo pociągnięta do tańca odczuć zrobiła fałszywy krok, próbując chwycić nieuchwytne, narzucić własne tempo. Zaraz to ustąpiła, pozwalając kierować się sugestii i woli Codraira. Jakby dobrana do pary z tancerzem idealnym, co czytał zupełnie zamiary i pragnienia. Wspólnie z nim podążyła ku celowi. Natchniona naznaczała strzały Mocą, by móc spełnić swój obowiązek.
Niby Strażnicy z minionej epoki, co w opowieściach strzegli przed plagami potworów i zepsucia, teraz i ona miała dopełnić służby. Nie mogła być pewna, czy Codrair rzeczywiście był uosobieniem legendarnego tytułu Aen Saevherne, czy może kogoś pomniejszego, w każdym razie był jednym z nielicznych co potrafili władać magią w ich epoce. Epoce upadku ich ludu... Czuła się zaszczycona, by chociaż w drobniejszym stopniu odnieść się do pradawnej, martwej już tradycji i swym ramieniem wesprzeć Codraira. Nie miała wątpliwości, tak należało uczynić. Powód jej wizyty i całego zaangażowania w spotkanie i relację z Myszołowem stał się niesłychanie oczywisty. A może i był to powód całej wyprawy.
Ciało z duszą śpiewało w nurcie otaczającej Mocy niesłyszalną melodię. Dłonie wodzone intencją i słowami Wiedzącego dokonywały ostatnich gestów złożonego zaklęcia. Rytuał dobiegł końca z łatwością nieznaną elfce.
I jak każdy sen i ten w końcu uchylał się rzeczywistości, acz w tym przypadku niezupełnie. Choć magia ucichła znacząco, misa z magicznym ogniem wciąż tu była, a głos puszczy wciąż tkwił w obwodzie ruin, niezdolny dotrzeć między luki w szkielecie szczątków pałacu. Łowczyni oparła powrotnie futerał na jej bok, poprawiła łuk na barku, chwyciła pas z nożem. Wyprostowała się dumnie, czując prężącą się w niej wewnętrzną frenezję. Czas nadszedł. Odpowiedziała na pytanie natychmiast, ale nieśpiesznym, niemalże ceremonialnym tonem:
— Jestem — Spojrzała mu w oczy składając niemą obietnicę, że nie zawiedzie i pochyliła czoło oczekując przewodnictwa.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław