Plac bazarowy

Obrazek

Gwar tłumu płynącego niby rzeka, porykiwanie zwierząt, brzęk monet, nawoływania straganiarzy, jazgot przekupek. Bazar Zachodni to handlowe serce Novigradu, które jak sprawnie nakręcony mechanizm zegarowy, nigdy nie ustaje.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 18 mar 2018, 17:56

Obrazek Istna esencja oraz uosobienie, a raczej „udzielnicowienie”, handlu, wcielonego w życie morzem kolorowego tłumu i straganów rozciągającym się od ratusza aż do miejskich bram. Walczy się tu o każdego klienta i każdy skrawek wolnej powierzchni, kultywując drugą co do wielkości świętość grodu, jaką jest przyrodzone prawo każdego człowieka i nieczłowieka do zysku. A gdzie dwóch lub trzech zbierze się w jego imieniu, tam wszyscy korzystają. Zazwyczaj, bo zbiera się ich tyle, że zawartość sakiewki można stracić całkiem niezamierzenie, podobnie jak orientację albo towarzysza z oczu. Pośród stoisk i tłoczących się przy nich klientów, ramię w ramię przechadzają się popyt oraz podaż, wyzierając z płacht namiotów, zagród i obwoźnych atrakcji. Krzyki targujących i zachwalające towar słyszy się tu w każdym możliwym języku i akcencie, zmieszane z odgłosami zwierząt, terkotaniem wozów oraz całą resztą symfonii kręcącego się interesu. Dostać można tu wszystko — od kapusty i żelaznych grabi, po chwilę uniesienia. Jak zawsze, nie brakuje też oszustów. Zakamarki placu roją się od hazardzistów, naciągaczy i szarlatanów. Przy ich trudnych do przeoczenia stoiskach kupić lza wszystko, od wisiorka dla niewiasty, po nalewkę z moczu wilkołaka na łysienie oraz mąkę zmieszaną z piachem w roli sproszkowanego rogu jednorożca. Wszystko, poza odrobiną zdrowego rozsądku.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 07 wrz 2020, 22:02

Sprzedawca zwinnym ruchem wyłowił ze stosu precjozów upatrzoną przez nią sakiewkę. Nicując ją na oczach klientki w tę i nazad, zachęcił do bliższych oględzin, sprawdzenia jakości materiału i jego faktury.
Morgana nie była w stanie stwierdzić o nim więcej niż pannica o kawalarze przelotnie poznanym na festynie — że z grubsza jej się podobał i był miły w dotyku. Niedługo trwała w błogosławieństwie niewiedzy. Natel Duflo z Vole, podobnie jak ostatnio, ochoczo nadszedł jej w sukurs, a naprzeciw wszelkim nieścisłościom na temat swojego artykułu.
—… ten i kilka pozostałych wyrobów wykonano już w Metinnie, ale z materiałów przywiezionych z Barsy. Dla fachowego oka nieodróżnialne od ofirskich. Ani nieustępujące im jakością. Wyłącznie ceną, ale tuszę, że tego rodzaju oczywistość, nie będzie... O, mam tutaj coś w sam raz!
Kupiec przerwał wywód, niby nomen omen ze stogu, wyławiając zasugerowaną przez Morganę szpilę, której w międzyczasie szukał jednym okiem, zaprzątając uwagę klientki wcześniej zlokalizowaną sakwą. Szpila była, tak jak życzyła sobie klientka, pozbawiona nadmiernych udziwnień, w które wyposażone były jej siostry, zaskakując tym samym jak wiele zaiste można było zmieścić w tak misternym kształcie. Wybrany egzemplarz wieńczyła wyłącznie kolba splatająca się w kulkę kilkoma rozgałęziającymi się u końca floresami. Sięgając pod stragan, jej sprzedawca przygotował na nią niewielkie drewniane puzderko z wysuwaną szufladką.
Bardzo gustowny zakup. — Tym razem Duflo podzielił się z nią ciszą i uśmiechem, mając dosyć praktyki, by nie nadziać się na szpilę. Tę zawartą w jej ostatnim pytaniu. — Ponownie cztery korony, panno Jutto.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Juno » 09 wrz 2020, 20:00

Morgana ochotnie zabrała się do oględzin, kiwając głową i przytakując, jakby miała pojęcie, o czym kupiec mówi. W rzeczywistości guzik z pętelką obchodziło ją, skąd pochodził adamaszek, zwłaszcza, że jej wiedza geograficzna kulała niemal równie mocno, co uczciwość i postawa obywatelska.
Pani — poprawiła z uśmiechem, sięgając do kalety — a właściwie wdowa Glasser. Ale proszę mi mówić po imieniu, panie Duflo. I proszę się na mnie nie gniewać za to moje gadanie. Odkąd odszedł Edgar, bywam niezmiernie znudzona. To głupstwo, doprawdy, kobieca słabostka. Lubię się droczyć. Mam nadzieję, że mi pan wybaczy. I zapakuje całość w jakieś solidne pudełko, czeka mnie jeszcze wizyta u krawcowej.
Mówiąc Mavelle pozornie przeszukiwała czeluści swojej kalety, w istocie zaś ściskała w dłoni koronę, wyobrażając sobie z wszelkimi detalami siedem pozostałych, spoczywających na tym pojedynczym fundamencie rzeczywistości. Ich kształt, ciężar, fakturę, nawet drobne ryski i niedoskonałości, świadczące o tym, że monety były w obiegu, ale jeszcze nikt nie zdążył ich oberżnąć. Niemal czuła jak wyimaginowany, chłodny metal rozgrzewa się pod wpływem ciepła jej dłoni.
Dużo pan podróżuje — podjęła, by kupić sobie jeszcze trochę czasu na utkanie porządnej iluzji. — Zazdroszczę. To musi być wspaniałe, poznawać świat w taki sposób. Był pan kiedyś w Talgarze?
Jako się rzekło — wiedza geograficzna Morgany nie była imponująca. Obejmowała mniej więcej tyle, ile kobieta zdołała „zwiedzić” w trakcie swej bandyckiej tułaczki. O Talgarze natomiast pierwszy raz w życiu usłyszała dzisiejszego ranka i wydał jej się wystarczająco egzotyczny, by zapytać o niego kogoś pokroju Natela Duflo.
Znajoma opowiadała mi, że jej kuzynka wdała się tam w jakiś fatalny romans. Niedawno wróciła, nieboga, blada jak śmierć, wychudła, nieobecna. Znajoma mówiła, że znaleźli dziennik, w którym dziewczyna pisała, że to był wampir, wyobraża pan sobie? Podobno aż się od nich roi w tym całym Talgarze. To musi być doprawdy okropne miejsce!
Miała sobie odpuścić, miała nie ryzykować niepotrzebnie i nie kusić losu, nie narażać się na potencjalny gniew Feretsiego. Ale natura była silniejsza od woli, a babskie drobiazgi bardzo ładne i bardzo błyszczące. Poza tym wydarzenia ostatnich godzin rozbudziły w Morganie jakiś emocjonalny głód. Ekscytacja walczyła w niej z rozsądkiem.
Jak za starych, dobrych czasów.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 11 wrz 2020, 23:52

Podróżuję, a i owszem. Specyfika profesji. — Duflo wyciągnął spod straganu kawałek materiału i rzemyka. Kładąc zamówiony towar na tym pierwszym, opakował go nim ostrożnie i zawiązał sznurkiem z umykającą oczom wprawą. Podsunąwszy gotowy pakunek w stronę klientki, pytająco pokosił na nią oczami. — Wystarczy?
W Talgarze? — Kupiec pokręcił głową. — O nie, najbliżej w Pont Vanis. Choć znam kogoś, kto był i słyszałem nieco. Dość, aby nie było mi po drodze wyprawiać się w tamtejsze strony.
Chwilę później, na rewelację Morgany o kuzynce i wampirze, Natel ponownie pokręcił głową, tym razem z akuratnie zamarkowanym niedowierzaniem.
Nieprawdopodobne — zgodził się bez ochyby, przywołując na twarz kolejny wyćwiczony uśmiech. — Fatalne miejsce na fatalny romans. A dla wampirów na żer. Jałowe pustkowie, a tubylcy z ewidentną przewagą czarnej żółci nad preferowanym przez krwiopijców humorem… Wszystko w porządku?
Głos kupca stracił na niefrasobliwości, a ostatnie pytanie dotyczyło naraz nieobecnego skupienia na obliczu Morgany. Z jej własnej perspektywy to trzymana w dłoni korona nabierała szczegółów, lecz wszystko poza nią traciło na wyraźności, rozmywało się i ciemniało. Głos Duflo i gwar bazaru przeradzały w narastające dzwonienie w uszach. Poznawała to wrażenie. To jej własny, wysilony niedawną wizytą u koronera organizm ostrzegał ją przed możliwym skutkiem zrealizowania podobnej wizualizacji bez uprzedniego odpoczynku.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Juno » 13 wrz 2020, 21:23

Mavelle zatoczyła się, wypuszczając ściskaną w dłoni monetę, choć w jej wyobrażeniu rozsypał się cały ich stos. Dałaby sobie rękę uciąć, że słyszała zwielokrotniony brzęk pośród nasilającego się dzwonienia i otaczających ją cieni. Głos kupca dolatywał z bardzo, bardzo daleka, jakby spod wody. Poczuła ucisk na skroniach, dudnienie coraz bardziej zwalniającego w piersi serca i mięknące nogi. Później miała wrażenie, że w ogóle nie czuje swojego ciała, a potem chyba ktoś chwycił ją za ramiona. Gdy wizja i dźwięki wróciły do jako takiej normalności, Morgana zobaczyła schludną twarz kupca i usłyszała jego zaniepokojony głos.
Nic... Nic mi nie jest... — wymamrotała oszołomiona, czepiając się rękawa mężczyzny, jakby to była ostatnia deska ratunku. Czuła, że cała aż drży z wysiłku. — Muszę tylko... usiąść... Na chwilę... To przez to słońce...
Gdyby Morgana była wrażliwszej i bardziej refleksyjnej natury, być może dostrzegłaby jakiś związek pomiędzy wydarzeniami wczorajszego wieczoru a własnym rozstrojeniem. Ale nie była i jedyne, co miała ochotę teraz zrobić, to dać sobie w twarz. Powstrzymała się ze względu na Duflo i Feretsiego, ponieważ ten pierwszy uznałby zapewne, że jest wariatką i zawołał straże, a ten drugi urwałby jej łeb, gdyby się znokautowała i nie mogła towarzyszyć mu na przyjęciu.
Właśnie, przyjęcie.
Morgana skrzywiła się i westchnęła. Przycupnięta tam, gdzie handlarz pozwolił jej i pomógł usadzić tyłek, zastanawiała się po co jej było to wszystko. Wystarczył jednak pojedynczy błysk światła odbitego w ułożonych na stoisku ostrzach, by inwigilatorka przypomniała sobie, co zastała w swoim domu, kiedy ostatnio tam zawitała. Zmełła w ustach przekleństwo, po czym zrezygnowana wyłuskała z kalety osiem koron.
Pańska zapłata — rzekła do sprzedawcy, gdy już doszła do siebie na tyle, by móc chodzić o własnych siłach. — Dziękuję. I przepraszam za kłopot.
Zgarnąwszy okupione nie tylko złotem, ale i zażenowaniem oraz wyczerpaniem fizycznym i mentalnym sprawunki, Morgana pożegnała się z Duflo, obiecując sobie w duchu, że to ostatni raz, kiedy zachciało jej się kupować wachlarze. Oszczędnym tempem ruszyła w stronę Szarego Bazaru, licząc, że znajdzie tam — lub też po drodze — jakąś kwiaciarkę, bo nie miała sił szukać jej w labiryntach tutejszych stoisk. Naprawdę musiała odpocząć, najlepiej szybko i na leżąco. Marzyła teraz o barłogu wampira, jakby to były książęce piernaty.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 14 wrz 2020, 22:08

Moneta zabrzęczała o bruk, zwielokrotniona w jej uszach blaszanym gongiem. Otoczony nazwą mennicy koronowany profil na awersie tkwiący jej pod powiekami zdawał uśmiechać się kpiąco na chwilę jej słabości.
Głos kupca nie przestawał dolatywać jej spod wody, bo ten nie przestawał mówić, nawet wówczas, kiedy wynurzyła się z powrotem, gdzie na powrót zastały ją jasność i intensywny koloryt, od których zdążyła się odzwyczaić na przekór krótkiej wizyty pod powierzchnią.
Siedziała na rozkładanym zydlu przy kramie, a sprzedawca wachlował ją jej świeżo upatrzonym nabytkiem, wśród ciekawskich i ukradkowych spojrzeń pozostałych klientów stoiska, fortunnie zachowujących dystans i obojętną dyskrecję.
… przez zabudowę, a kupią się gdzie popadnie. Zamiast urządzać się w przewiewnych, zacienionych uliczkach, pędzą ludzi na otwarty plac pod skwar. Mogę zaparzyć naparu, tradycyjna tenochiańska receptura, świetnie orzeźwia. Zaręczam, że wnet poczujecie się lepiej.
Wnet poczuła się lepiej i bez tradycyjnej tenochiańskiej receptury. Na tyle, by móc chodzić i płacić o własnych siłach.
Dziękuję. Och, żaden kłopot, nic takiego. Nie zechce pani odpocząć?
Odbierając zapłatę, kupiec wylewnie uprzejmie oferował jej swoją gościnę. Wylewność była krótka i nie szła w parze z nachalnością — otrzymawszy osiem koron zapłaty i przekazując kobiecie jej zakup, był całkowicie ukontentowany faktem, że ich drogi właśnie się rozchodzą. Przepychając się z powrotem ku ulicom oraz w kierunku Szarego, zdążyła usłyszeć jeszcze jak Natel szczegółowo zachwala bukiet przyprawianych win, zabutelkowanych jeszcze za czasów Perłowej Dynastii Królów-Bogów.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Crux » 08 lis 2020, 14:40

Pod urząd dotarł z piwonią na twarzy. Rzadko bowiem zdarzało się żeby musiał przed kimkolwiek się rozbierać, a co dopiero wysłuchiwać czegokolwiek na temat mycia się. Zwłaszcza, że kąpieli zażywał przynajmniej raz w miesiącu- to było już bardzo dużo!
Przez całą drogę do kamienicy burczał pod nosem o upierdliwych pigułacho oraz koniowałach, co dodatkowo uruchomiło w nim wspomnienie pewnego cyrulika co to w opinii szewca załatwił mu oko, na które obecnie nie widział. "Okłady z krowiego łajna" mówił, "glanc panie będzie, oko dojdzie do siebie w tydzień". No i chuj. Tak doszło, że aby ponownie odszukać znienawidzony budynek znowu nadkładał drogi, bo co rusz zobaczył podobny szyld lub kolor, musiał podchodzić, a potem pomagać sobie monoklem przy rozszyfrowywaniu poszczególnych napisów czy numeracji.

Dotarł może nie wściekły, ale co najmniej lekko zmarnowany. Gdyby ktoś spojrzał teraz Baldwinowi w twarz, mógłby śmiało odczytać zeń rezygnację oraz rozczarowanie. O zmęczeniu jeszcze było jeszcze za wcześnie by wspominać.
No i stanął przed drzwiami skarbówki, chcąc sobie otworzyć.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 10 lis 2020, 15:40

Baldwin chciał otworzyć drzwi, ale drzwi miały inne plany. Pozostawały zawarte i ani myślały choćby drgnąć. Nawet kopniaki nie robiły na nich wrażenia, jeśli i do takowych w napadzie furii czy bezsilności uciekł się znękany aparatem skarbowym szewc. Masywne kratownicowe wrota z pociemniałego dębu pozostawały zupełnie obojętne na niedolę dobijających się do nich poza godzinami pracy urzędu petentów.
Baldwinek?
Znajomy głos doleciał uszu Alaricka w tym samym momencie, w którym krasnolud cofnął się od drzwi i dostrzegł zamocowaną na fasadzie mosiężną tabliczkę, informującą o tym, iż IV Urząd Podatkowy Wolnego Miasta Novigrad interesantów obsługuje w dni powszednie za wyjątkiem sobót. Co było powodem takiego stanu rzeczy objaśnione jednak nie zostało.
Frederick przecisnął się wśród wypełniającej plac pod sam korek ciżby ku przyjacielowi, taszcząc ze sobą pobrzękujący żelazem wór. Zasapany zatrzymał się podle skarbówki, zerkając w górę, ku oknu, które ktoś właśnie rozwarł gwałtownie, wypuszczając na ulicę stek przekleństw tak głośnych i plugawych, że przebiły się nawet przez bazarowy harmider.
Odejdźmy no kawałek, bo gotowi nam na głowy majestat władzy zrzucić — sapnął Frederick, po czym zgarnął potężnym łapskiem przyjaciela spod fasady budynku.
A cóż ty tu, do stu diabłów, robisz, Baldwinku? — zapytał, gdy stanęli już w bezpiecznej odległości i stosunkowo spokojnym miejscu. — Do wyprawy ci się gotować, nie po bordelach łazić!
Jakby na potwierdzenie słów Fredericka, z okna urzędu ze świstem wyleciał cynowy półmisek wraz z soczystą „kurwą” oraz zawartością, spadając w tłum jak manna z nieba. Po minach i słowach namaszczonych potrawką przechodniów można było jednak wywnioskować, że nikt nie uznał zdarzenia za boską interwencję. Zwłaszcza osobnik, który oberwawszy półmiskiem w czerep, zatoczył się i wpadł do pobliskiego rynsztoka.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Crux » 13 lis 2020, 22:44

Faktycznie, w momencie gdy urzędowe podwoje zaczeły stawiać mu opór, krasnolud z gniewem posłał w skrzydło drzwi kilka sążnych kopniaków, kląc przy tym, pomstując i sapiąc gniewnie pod nosem, co z perspektywy osoby trzeciej mogło przypominać mocowanie się dziecka z ogromnym dębem.
I nic i nikt nie mogło chwilowo wyrwać Baldwina z amoku, dopóki nie usłyszał znajomego głosu.
Sapnął raz jeszcze, na ironię zdębiał, a potem caluśki czerwony obrócił w stronę brodatego kuma. Szczerze powiedziawszy, jego akurat spodziewał się w tej okolicy najmniej. A przynajmniej nie dzisiaj.
Miał już mówić, kiedy nieoczekiwanie wcześniej wspomniany półmisek wyfrunął z okna kamieniczki, wprowadzając na ulicę niemałe zamieszanie.
- Chuje pierdolone- zarzęził przez zęby, niemal cały czerwony na twarzy i wpatrzony z pogardą na siedzibę urzędu- Najpierw skurwysyny przybijają do drzi papierzyska, każą dupę przywlec bo masz dwa dni na uregulowanie, łazić po tym zasranym kurwidole, prosić i błagać, a potem jeszcze dziękować, że Cię okradli.
Odetchnął kilka razy, przy czym ostatni wydech był na tyle głośny, że niemal ostentacyjny, a wręcz niezbędny do tego aby mógł poskładać myśli do kupy.
- Ty, wyobraź sobie, że mnie jakaś łajza do skarbówki podpieprzyła. Wezwanie w przeciągu dwóch dni mam do zrealizowania.
Powiedział, już teraz patrząc wprost na kolegę, a jednocześnie mimowolnie dał porwać się tłumowi, w którym sterczeli by móc kontynuować rozmowę w ruchu. On teraz potrzebował się dotlenić.
- Rzuć no okiem.- dodał, pokazując Frederickowi pismo od Openheimera.- I mów co u Ciebie. Jedyne dobre wieści jakie mam na dzisiaj to tyle, że wiem gdzie baranka szukać. I może nawet za darmo. Tak sądzę.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 17 lis 2020, 15:31

Wciśnięci w kawałek wolnej przestrzeni pomiędzy straganem z miksturami na porost włosów i maściami na wzmocnienie członków (zwłaszcza tego bez pary) a kramem niezbyt utalentowanego taksydermisty byli chwilowo bezpieczni i wolni od zachcianek tłumu. Frederick z brzęknięciem położył wór na ziemi, wziął z ręki Baldwina wymiętolony świstek i jął rozczytywać go mamrocząc pod nosem, podczas gdy z Alaricka z wolna schodziła szewska pasja, a z namaszczonych potrawką przechodniów — gęsty sos.
Iście chuje — zgodził się Frederick. — I pierdolone, ni chybi, ale innych to oni tam nie zatrudniają… Dostałeś to wczoraj? Było załatwić od razu, Baldwinku, nie czekać soboty. W soboty — krasnolud skrzywił się i parsknął — odbywają się te ichnie „posiedzenia rady”, to znaczy bydło robią. Sam żeś zresztą widział…
Ale pies ich trącał! — oznajmił nagle ożywiony Frederick i nachylił się do Baldwina, zniżając konfidencjonalnie głos. — Pójdziem na smoka, obłowim się i jak króle żyć będziem. Furda ich pozwolenia! Furda kary! W rzyć jeno ony świstek wrazić będą sobie mogli a podpalić, gdy wrócim ze smoczymi bogactwami!
Frederickowe oczy zapłonęły gorączką, na skrawek nieporośniętego kudłatą brodą lica wypełzł rumieniec podniecenia. Krasnolud schwycił nagle wór i odwiązawszy powróz, pokazał Baldwinowi jego zawartość. Wewnątrz znajdowała się opończa, sfatygowany bukłak, derka, powgniatana patelnia, drewniana łycha, z lekka pordzewiała już kolczuga, takaż misiurka oraz tęgi, choć na rzemieślnicze oko szewca raczej topornie wykonany młot i stare, zrudziałe od zaschniętej krwi wnyki.
Ja żem już wyszykowany — oznajmił podekscytowany Frederick. — Tylko ani mru mru mojej starej, bo pod zastaw jej biżuterię ślubną dałem… A o co chodzi z tym darmowym barankiem? — zapytał, marszcząc nagle brew i związując na powrót wypełniony ekwipunkiem worek. — Za darmo to tylko w mordę lza dostać, Baldwinku.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Crux » 02 gru 2020, 17:01

Wywodu towarzysza wysłuchał, jak zwykł czynić, z wielką uwagą- im bardziej jednak Frederick odlatywał, tym bardziej stary szewc podnosił brwi, nie dając wiary w naiwność krajana.
- Ooo, chopie. Ale skóry na niedźwiedziu to ty nie dziel. Chuj wi co po drodze nam się przydaży, a smok to nieliche bydle jest. Pierdolił czy stary, czy nie, trzeba zawsze brać uwagę, że coś nie pomyśli pójdzie, a wtedy ze skarbu nici i świecuszek żonka twoja już z powrotem nie zobaczy.
Pesymizm Baldwina wynikał z bardzo prostej przyczyny- troski o swoją pracę. Niezależnie od tego czy czekała na nich fortuna czy nie, rzemieślnik żył myślą o kontynuowaniu swojej pracy. Praca nadawała sens życiu. Życie bez pracy było po nic. Choćby przyszło mu kiedyś z jakiegoś powodu mieszkać w pałacu, nie było opcji, aby ten sam pałac nie był wyposażony w ogromną pracownię szewską, a może i jakie kowadełko czy młotek z porządnej stali, żeby umiejętności kowalskie po ojcu sobie przypomnieć.
- Nie zrozum mnie źle, jażem już też zwarty i gotów żeby ruszać, ale dom mój po rodzicach i warsztat to absolutna świętość. Nie znasz ty może jakiegoś w miarę rzetelnego gońca albo jakiegoś smarka co by parę srebrników chciał dorobić i te papiery w dniu odpowiednim dostarczyć? A baranek...- urwał, rozglądając się na boki, jakby informacja o puchatym rogaczu była po stokroć istotniejsza od grasującego w okolicy smoka- Na rozstajach jeno ludzie gadają, że czasem można zobaczyć czarnego baranka. Niczyj zupełnie. Mi wypłata za ostatnie zlecenie niedawno zeszła, a złotniki to rzecz niemała. Jeśli da radę go skurczybyka złapać, to nie dość, że zanęta gotowa, to jeszcze pieniądze w suchym na to, żeby po drodze w jakim zajeździe lepiej pospać albo wódki się napić. Ino pomocy mogę twojej potrzebować, i może liny, bo ja z tym jednym okiem...
Urwał, wskazując skazę na twarzy. Oj tak, w istocie zanim Baldwin zdołałby złapać dzikiego zwierza sam, mogłoby minąć na prawdę sporo czasu. Niemal odruchowo spojrzał za plecy Fredericka, bo przysiągłby, że w miejskim zgiełku słyszał stukanie małych raciczek i podzwanianie.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Plac bazarowy

Post autor: Bajarz » 11 gru 2020, 15:15

Dzwonek to i zabrzmiał, ale ze względu na wstęp dla mowy deklamatora. Ten żywo zagarniał gestami tłum i donośnym słowem prowadził uwagę ku sobie. Odziany zdecydowanie schludniej, niż ogół masy pospolitej ludności, zaraz to począł głosić wiadomość powszechną dla ludu Novigradu. Mała grupka chętnych poznać wieści zaraz się zebrała, zaś Baldwin mógł dostrzec, że oratorowi podeszwę na pięcie ktoś krzywo zrobił. Na pierwszy rzut oka był tego niemalże pewien, że na odpierdol. Zaś o niepodbitym kopycie, aniżeli raciczkach, przekonał się jednooki, gdy tylko dostrzegł wyżyłowanego ciemnej maści ogiera, obarczonego jukami. Prowadzony był przez jakiegoś wieśniaka, parobka.
Uwagę znów zwrócił ku sobie jego rozmówca, Frederick. Trochę niepocieszony jakimś barankiem — Nie słyszeli o jakim to baranku. Wiesz ile to zachodu? — Wprost zapytał nie całkiem nieprzekonany. Brał pod krzywym kątem pomysł szewca, kręcąc łepetyną, jakby rzeczywiście próbował to w głowie pomyślunkiem przemielić, a czy by to było warte wysiłku. Wszakże na wspomnienie o wódeczce i słusznym wypoczynku kiwał głową w cale niesceptycznie. Nim Alaric miał okazję jednak odpowiedzieć, przelatujący w okolicy ptak nasrał mu właśnie na buta z wyczuwalnym plaśnięciem na czubku palca. Gawron ważył się nawet zakrakać szyderczo, czując się w locie zupełnie bezpiecznym. Frederick zaś zdawał się tego nie zauważyć.
— Pomagiera nie masz? To Ty nie masz nikogo u siebie na terminie? Smarkacz to weźmie do ręki i tyle go widziałeś i nie ma pewności, że doniesie, a gońce to włodarze sobie puszczają między sobą, licho zabulisz pieniądz ciężko zarobiony i tyle go widziałeś. — Krasnolud machnął jeszcze ręką, jakby odganiał naprzykrzające się muchy.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Crux » 07 sty 2021, 13:03

Gwar tłumu zdawał się tężeć z każdą minutą, o czym mógł się przekonać w miarę postępu rozmowy z druhem. Zdaje się, że kontrola na bramie szła coraz sprawniej.
Nastawienie Fredericka odnośnie potencjalnego polowania na baranka nie tyle go zasmuciło, co zdziwiło. Nie ustępował jednak w próbach przekonywania towarzysza o słuszności tego pomysłu.
- Żywy baranek to kilka monet w złocie. Mamy epidemię, więc chuj jeden wie jak będzie ze sprzedażą żywca, a ten potrzebny na polowanie. Dawaj, weźmiem złapiem tego huncwota, a po wszystkim jebniemy po rozchodniaczku przy kominku! Tylko, no, liny nam trza.
Baldwin był na tyle podekscytowany, że z początku nawet nie zauważył jak ptasie gówno ląduje mu na bucie. Zrozumiał co się stało dopiero w chwili, gdy kolega uświadomił go odnośnie sytuacji z wysyłaniem kogokolwiek po urzędach. Wówczas zwiesił rudy łeb, zauważając efekt zesrańska na czubku schodzonego buta. Odnośnie wysyłania gońców, Frederick miał niestety rację...
...
...
...
Ale tylko częściową. Krasnal miał bowiem jeszcze jeden, dosyć ryzykowny pomysł. Ale o tym później.
- To co? Popołudniem u mnie i ruszamy na rogacza? Krótka piłka, kumie, bo muszę jeszcze kilka rzeczy pozałatwiać, a i Ty widzę niemało masz na plecach.
Ilość słów: 0

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Plac bazarowy

Post autor: Bajarz » 13 sty 2021, 10:54

Frederick już nie myślał zbyt długo z odpowiedzią, miał chyba dość czasu. Wyraził się jasno i zwięźle, acz wbrew zdziwieniu Alarica niesceptycznie:
— Zgoda! — Wyszczerzył się obficie. Jakkolwiek miało to coś wspólnego z ilością posiadanych zębów, to był zadowolony ze swojej decyzji. — O linę nie musisz się głowić! Mam jedną, złapiemy łapserdaka! — Zapewniał. Krasnolud dla wymiany serdecznych uścisków wyciągnął żwawo dłoń, po tym jak zarzucił worek z fantami do przygód na plecy. Był gotów, aby wracać, jednak zreflektował się i zapytał jeszcze dla pewności — A przypomnij mi, gdzie ty mieszka?
Zaś uprzednio wspomniany orator, na skromnym piedestale, głośno i wyraźnie dyktował obecnym obostrzenia. Baldwin dosłuchiwał się jedynie czegoś o surowych karach, grzywnach i ograniczeniach. Nic o ewentualnej pomocy, albo gdzie się kierować, jakby ktoś miał jakiś problem. Nie był to długi komunikat, bo facet wkrótce przestał, zszedł na chwilę z wyniesienia, spojrzał na schowany skrawek papieru, jakby się upewniał, że niczego nie zapomniał i znów wrócił do nadawania. Ludzie, którzy usłyszeli komunikat odchodzili zwykle z podobną reakcją. Albo spuszczali głowy niżej niż uprzednio, o ile to było możliwe, kręcili głowami, albo spluwali z domieszką jakiegoś siarczystego przekleństwa pod nosem.
Ilość słów: 0

Crux
Awatar użytkownika
Posty: 109
Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
Miano: Baldwin
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac bazarowy

Post autor: Crux » 20 sty 2021, 0:13

- Na przedmieściach. Bramą Wielką wychodzisz i dalej już pytasz każdego nieludzia, a najlepiej krasnoluda, kędy do Baldwina szewca można zajść. Chopie, wskażą Ci, choćby kochali czy nienawidzili- Rzemieślnik poklepał się po brzuchu rechocząc, jakby na wznak - Ale dobrze no, to popołudniu u mnie, nie? Pamiętasz może kiedy ekipa chciała się zbierać? Ja też bym musiał się popakować.
W między czasie jak Baldwin tak nawijał, próbował zawiesić jedyne zdrowe oko na kamienicy. W sumie, nie przyglądał jej się wcześniej, a może poza wejściem od frontu posiadała jakieś tylne podwórze albo wejście? Nie potrafił tego oszacować, wszak musiałby wpierw okrążyć budynek, tym niemniej po rozmowie z kamratem chyba czeka go jeszcze dłuższy spacer.

Tak, być może trzeba będzie się włamać do urzędu aby złożyć te papiery po kryjomu (ba, mało prawdopodobne, by po obsłużeniu tylu mieszkańców, ktoś z urzędu go pamiętał!). Być może. Waliło tutaj ogromnym ryzykiem, ale jeśli słowa Fredericka o najmowaniu smarka na posyłki miały sens, to czy ewentualna kara pozbawienia wolności nie byłaby łągodniejsza od utraty pracowni? A co, jeśli w okolicach Wolnego Miasta nie było smoka, tylko jakaś inna bestia, niekoniecznie zbierająca skarby i wrócą z gównem zamiast złota? Dorwały go nagłe wątpliwości i w ciągu zaledwie paru minut będzie musiał podjąć decyzję.

Tak to bywa w życiu, zaraza.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac bazarowy

Post autor: Dziki Gon » 01 lut 2021, 12:21

Po południu — zgodził się Frederick, klepnął Baldwina w ramię i już chciał odejść, gdy kolejne pytanie osadziło go w miejscu. — Z jutra, o pierwszym świtaniu pod „Domowym Ogniskiem”, bo tamój stanęli. Nu! — Klepnął go znowu. — To do potem, Baldwinku!
Frederick odszedł, podzwaniając worem, szewc tymczasem otaksował jedynym okiem pierzeję, w której ciągu znajdowała się kamienica urzędu. Ciąg ów nie był specjalnie długi, składały się nań trzy, może cztery dwukondygnacyjne budynki — Baldwin nie był w stanie określić tego z całą pewnością, dal rozmywała mu się w barwną i ruchliwą plamę. Wystarczająco ostro i wyraźnie widział jednak, że od wschodniego winkla pierzei dzieliła urząd tylko jedna kamienica. Rozpoznał to po barwach — skarbówka miała kolor sinokoperkowy, niegdyś prawdopodobnie liliowy bądź pastelowo różowy, natomiast jej skrajna sąsiadka pyszniła się świeżo odmalowaną, kanarkowożółtą fasadą.
Gdy tak stał, patrzył i dumał, za słoneczny winkiel wjechała zaprzężona w dwa kuce furmanka z jakąś zgrają na pace, a zaraz potem usłyszał zza pleców chrząknięcie i poirytowany głos:
Długo jeszcze będziecie tak tutaj sterczeć? Towar mi zasłaniacie!
Taksydermista wychynął z wnętrza kramu, wiercąc krasnoluda niechętnym spojrzeniem. Pomijając fakt, że Baldwin stał na zupełnym skraju jego straganu, szewc i tak nie miał możliwości zasłonić czegokolwiek, co oferował wypychacz fauny. Wszystkie eksponaty znajdowały się bowiem jakieś pięć cali nad głową krasnoluda, kołysząc się lekko na powrozach umocowanych pod drewnianym zadaszeniem kramu.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław