Kostnica i biuro koronera

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 24 kwie 2018, 20:42

Obrazek Niemało wody w Pontarze upłynęło, nim świeckim władzom miasta udało się przekonać kapłanów oraz konserwatywnych członków miejskiej ławy, że w Novigradzie potrzeba miejsca takiego jak to. Początkowo przedstawiciele kleru wyklinali oraz potępiali proceder przetrzymywania nieskremowanych zwłok do badań, dopóki — na wniosek służb bezpieczeństwa — nie przystali na polubowne wyjście z sytuacji. „Kostnica? Dobrze, niechże i będzie. Nawet w obrębie świętych murów naszego grodu. Ale nigdzie indziej jak na Czerwonym Mieście, razem z bordelami i całą resztą plugastwa!”. Jak powiedziano, tak zrobiono. Od tamtej pory niewielki budynek na obrzeżach dystryktu nieludzi i biedoty został zaadaptowany na miejskie mortuarium oraz biuro koronera. Wchodząc do środka, łatwiej potknąć się o butelkę niż o trupa. Połowa z nich zawiera spirytusowe odczynniki użyteczne przy autopsji oraz konserwacji preparatów, cała reszta — preparaty użyteczne przy konserwacji dobrego nastroju u żywych, również na bazie etanolu. Zabytkowe kredensy oraz komódki odziedziczone przez kostnicę po poprzednich właścicielach budynku wypełnione są nie bibelotami oraz zastawą, ale narzędziami prezentującymi się jak żywcem wyjęte z mokrego snu interrogatora. Haki, spinaki, zestawy noży o różnych ostrzach, piły, grube szpule nici — wszystkie cierpliwie czekające na zapełnienie ulokowanego na środku pomieszczenia stołu nowym transportem ze szpitala.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 11 sty 2020, 2:52

Mykyta Sieglitz, pomimo później pory, nie spał. Rzadko kiedy spał nocą. A już na pewno, kiedy miał ręce pełne roboty.
Na stole, który za czasów swojej świetności służył niechybnie niejednej rodzinie, leżał nieboszczyk. Nagi, pomarszczony, nabrzmiały i przeraźliwie biały, wyglądał jak siedzący na stołku obok mężczyzna, który akuratnie miał fajrant. Mykyta umilał sobie przerwę kurząc z wrzosowej fajki, nabitej aromatycznym tytoniem, przeszmuglowanym z Mahakamu. Choć palić nie lubił, robił to, aby poigrać ze zmysłem węchu, doszczętnie przyzwyczajonym do paskudnego fetoru kostnicy. Palił spiesznie i niepoprawnie, spopielając zbyt szybko drogi tytoń; nienawykły do cierpliwości, zaciągał się zbyt chciwie, ogrzewając zdrętwiałe od zimna palce rozgrzanym jak buchaj kominem.
Ten i jeszcze jeden, pomyślał, kalkulując w głowie. Zdążył obrobić już dwóch denatów, z czego jeden zabrał mu więcej czasu niż powinien, a wszystko przez sposób w jaki tenże opuścił ten świat i toczące się wokół tego śledztwo. Koroner myślami był już przy kolejnym dniu, późnym południu, kiedy wstanie i zaaplikuje na śniadanie gram, a może dwa, nowego Śniegu. Recenzje, które zdążyły do niego dojść były obiecujące, a towar zachwalał każden kogo opinię szanował. Uśmiechnął się zatem, bo już niedługo spróbować miał i on.
Wtem ktoś załomotał do drzwi.
Zgramolił się ze stołka i podszedł do wejścia, gdzie wpierw zajrzał przez ukryty wizjer sprawdzając kogo licho niesie. Późna wizyta nie dziwiła go, zdążył już dawno się do takowych przyzwyczaić. Nachodzili go ludzie przeróżnej maści, o przeróżnych porach. Lepiej teraz niż gdy będę spał, uznał.
Otworzył drzwi, poznając natychmiastowo gości. Wpuścił ich do środka wraz z ciałem, które wnieśli. Stali bywalcy.
Witaj Kret. Czołem Sznyc.
Mężczyźni skinęli głowami, postawili nieboszczka na podłodze, uścisnęli dłonie z gospodarzem.
Przynieśliśmy ci klienta. Na przechowanie. Dostałeś wiadomość od Mavericka?
Metys pokiwał głową, zamknął i zaryglował drzwi. Pociągnął z fajki, lecz zassał jedynie popiół, gdyż zdążyła mu zgasnąć.
Dostałem. Ale skoro tu jesteście, to chyba źle, co?
Jest jak jest — odparł lakonicznie Kret. — Ale skoro wszystko wiesz, to i lepiej. Oszczędzi mi to tłumaczenia. Pomieszka u ciebie parę dni. Nie wymaga wiele, będzie leżał z innymi trupami, wstawać i tak nie może, więc na brak alternatyw narzekać nie powinien. Karm go aby i dbaj by nie sczezł, jest nam jeszcze potrzebny. No. W razie, gdyby ktoś przyszedł, wiadomo, chowaj go pod pledem. Maverick mówił, że dzieciak jest podobno dobrym aktorem, wykorzystaj zatem jego potencjał.
Kret zarechotał, rozbawiony własnym żartem. Skierował się do wyjścia. Mykyta zatrzymał go delikatnym, acz stanowczym gestem. Na to Sznyc wyjął z cholewy buta jasne zawiniątko, które bez słowa wręczył Sieglitzowi.
Maverick powiedział, że cię nie rozczaruje. Dobrej zabawy. I czuwaj.
A jakże. Stary Maverick nie zwykł łgać. Ani jak widzę, rzucać słów na wiatr. Va faill.
Zostawszy sam na sam z nowym lokatorem, Mykyta podszedł do Physalisa i ściągnął mu z głowy koc. Wyszczerzył zęby pełne ubytków i rzekł:
Ceadmil, elaine Dh’oine.
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Lis » 14 sty 2020, 23:59

Nawet nie protestował, kiedy nakazali mu znowu rozłożyć się na noszach. Sam nie widział innego sposobu, aby wydostać się z tej piwnicy. Nim przyćmiony wątłym światłem świat zniknął mu sprzed oczu, rozejrzał się jeszcze raz. Twarz czarodzieja wciąż skrywała się pod kruczą maską. Chłopak skupił się więc na jego budowie, tonie głosu i innych elementach emfazy, których nie szczędził w wyrażaniu swojego niezadowolenia. Jeśli kiedyś na niego wpadnie, z pewnością go rozpozna.
Tym razem nie użyli na nim tajemniczego specyfiku, pozostawiając Physalisa przytomnym przez całą podróż. Młodzieniec nasłuchiwał, starając się rozpoznać chociaż część miasta, w której się znajdowali. Choć noc była raczej spokojna, pojedyncze, charakterystyczne dźwięki wydawały mu się nader znajome. Chłopak spodziewał się jednak, że to kwestia autosugestii, podpieranej nadzieją, że w razie czego uda mu się tu wrócić i zmusić magika, by ten dokończył to, co spieprzył za pierwszym razem.
Młodzian dość szybko zrozumiał, że poskąpienie środka nasennego wcale nie było uśmiechem losu, a wręcz przeciwnie — łapanie oddechu przychodziło mu z niemałym trudem, a leżące nieruchomo kończyny drętwiały, wywołując nieprzyjemne mrowienie. Walczył sam ze sobą, by wytrzymać w bezruchu jeszcze jedną chwilę, jeszcze trochę. Frustracja zaczynała brać nad nim górę, prowokując coraz częstsze i głębsze oddechy, objawiające się zapewne dość wyraźnym podnoszeniem i opadaniem okrywającego rzekomego nieboszczka koca.
Wreszcie ten skromny korowód dotarł do celu, co zostało obwieszczone głównemu zainteresowanemu łoskotem o drzwi. Poczuł dziwaczny smród, w który się zagłębili, a jakże!, a następnie całkiem ostrożne opadanie, aż w końcu odbił się lekko od posadzki, kiedy zgromadzeni zaczęli wymieniać uprzejmości. Nowy głos był nietypowy, szczególnie wyróżniający się wśród tubalnych dźwięków wydawanych przez Sznyca i Kreta. Ci dość sprawnie odeskortowali się na zewnątrz, zostawiając go w tym smrodzie z nieznajomym.
Nie zastanawiał się długo, kim okaże się tymczasowy towarzysz niedoli tym razem. Spodziewał się bowiem kolejnej maski, być może nie kruczej, ale jakiejkolwiek. Wygląd postaci odsłaniającej derkę wymalował się na twarzy chłopaka zdumieniem. Pobieżnie przeliczył wyszczerzone w uśmiechu zęby, spodziewając się najgorszego. Najgorszym jednak, co go spotkało, było jedynie nieznajome pozdrowienie. Zbity z tropu nie zareagował od razu.
Jestem Lis — wyrzucił z siebie zdawkową wiadomość, przerywając tym samym patową sytuację. —Co to za miejsce? — zapytał, zanim zdążył rozejrzeć się po pomieszczeniu w nadziei, że tym razem rozmówca będzie mniej skryty, niż ten tchórzliwy, kruczy czarodziej.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 19 sty 2020, 16:54

— Kostnica — odpowiedział, rozbrajająco szczerze. Usiadł z powrotem na stołku i rozpalił na nowo fajkę. Rzucając Physalisowi przeciągłe, badawcze spojrzenie, zaciągnął się aromatycznym tytoniem, wypuszczając z ust kłąb dymu, który na chwilę przysłonił jego twarz. — Dom trupów. Tymczasowy. Nikt nie zostaje tu na dłużej.
Zakurzył jeszcze po dwakroć, następnie odłożył fajkę na miniaturowy stojak i przeszedł do stolika, biorąc po drodze niewielkie, lekko zakrzywione u sztychu ostrze. Rozległ się odgłos przypominający mlaskanie czegoś bardzo wilgotnego. Dźwięk był nieprzyjemny; penetrował uszy, wydawał się bardzo bliski i przywoływał ohydne skojarzenia. Mykyta nie dawał po sobie w żaden sposób znać, że w ogóle jeszcze słyszy ten dźwięk, wyraźnie skupiony, inspekcjonował coś ściągnąwszy brwi. W końcu odsunął się od stołu, odkaszlnął i stwierdził ponuro:
— Zatruty. Pobrać wycinek tkanki. Przeanalizować.
Wrócił do fajki. Rozpalił ją.
Crevan. Znasz się na truciznach?
Ilość słów: 0

Lis
Awatar użytkownika
Posty: 46
Rejestracja: 16 mar 2018, 13:46
Miano: Physalis
Zdrowie: nieokreślony

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Lis » 26 sty 2020, 23:48

Uniósł się na przedramionach, lekko już obolałych od tej powtarzanej w kółko czynności i przyjrzał rozmówcy. Ten co prawda zdecydował się udzielić mu odpowiedzi, jednak nie zrewanżował się w przedstawieniu swojej osoby. Z myślą, jakoby znajdowali się obecnie w kostnicy, chłopak zdawał się pogodzić już zawczasu — w końcu od momentu parszywej wyprawy do tartaku zwykł odwiedzać najdziwniejsze zakątki Novigradu. Takie, do których raczej sam by się nie wybrał. I choć wizyta w trupiarni każdego zdrowego na umyśle człowieka mogłaby przyprawić o dreszcze, u Physalisa takiej reakcji prędzej można byłoby się spodziewać raczej przy pierwszym punkcie wycieczki, w przybytku świątobliwych cnotek. Chociaż nie, tam również potrafił zająć swoje myśli czymś, bynajmniej nie odpowiednim, żeby nie powiedzieć nic więcej.
Dziwiła go za to towarzysząca mu obecnie postać. Nonszalancka postawa i obojętność, z jaką wymruczał pod nosem wyrok wydany denatowi, były czymś tak dla niego szokującym, że młodzieniec powtarzał sobie w głowie jego słowa, wciąż i wciąż. Zastanawiał się przy tym, czy jest to kwestią znudzenia pracą, kiedy to każdy, albo chociaż wyraźna większość, nieboszczyków trafia tutaj po nieopatrznym spożyciu specjału od serdecznego przyjaciela. A może po prostu trafił na przechowanie do niezrównoważonej psychicznie jednostki, dla której śmierć jest czymś najzwyklejszym w świecie, jak pianie koguta o poranku czy kurwy o szpiczastych uszach.
Zorientował się, że mówi do niego, dopiero wtedy, gdy zawieszone pytanie odbiło się echem, dzwoniąc wśród piętrzących się tu i ówdzie butelek pełnych jakichś nieznanych chłopakowi specyfików. Zwrotu, jakiego w stosunku do niego użył, naturalnie nie zrozumiał, jednak brak osób trzecich (przynajmniej w miarę jeszcze żywotnych) nakazywała mu sądzić, że to on był jego adresatem.
Wiem tylko, że jakieś są — odparł, odchrząknąwszy wcześniej. — I że nawet niepozorne ziele może okazać się zabójcze, jeśli je odpowiednio przygotować.
Próbował sięgać pamięcią do momentu, kiedy udało mu się wykraść tę księgę, którą później wielokrotnie oglądał. Ciężko mu było jednak przypomnieć sobie jakiekolwiek nazwy, jakie wyczytała mu towarzyszka tej zaskakująco pasjonującej lektury. Do głowy przyszedł mu jeden, obok którego własnoręcznie dorysował dwie ostro zakończone strzały.
Od kiedy usłyszałem o dwugrocie, czerwone kwiatki nie są już tylko byle badylem, którego można użyć do przekupienia dziewczyny.
Silił się na ten niewyszukany żart, wplatając w niego w gruncie rzeczy większą część swojej znajomości tematu, by w jakiś sposób odwrócić uwagę elfa od jego niewiedzy. Wymuszony śmiech daleki był jednak od sztucznego.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 12 lut 2020, 1:56

Mykyta wypuścił powietrze przez nos, a na jego paskudnej twarzy zabłąkał się uśmiech.
Masz rację. Zabić można wszystkim. A najlepszą trucizną jest lekarstwo.
Gospodarz odszedł od denata i zniknął na moment za progiem gołej futryny. Dochodzące naraz dźwięki jednoznacznie wskazywały na to, że mężczyzna czegoś szukał. Po chwili wrócił z blaszaną miską, obficie parującą oraz drewnianym kuflem, bez pytania wręczając je Physalisowi.
Nic specjalnego, ot potrawka z wczorajszych resztek, ale akuratnie podgrzałem. Nie będę cię karmić, tuszę, że poradzisz sobie sam.
Wkrótce Mykyta wrócił również z porcją dla siebie. Przysiadł niedaleko gościa, zajadając się późną kolacją, którą przegryzał czerstwym pieczywem. Uszczerbki w jego garniturze zębów trzeszczały w kontakcie z twardą skórką.
Ten co tam leży to artysta. Prowadzą dochodzenie. Otóż, wyobraź sobie, że pan akrobata spadł z krokwi podczas występu i złamał sobie kark. Pomimo, iż w fachu był od dobrych dwunastu lat, a opinie wyrobił sobie fachurską. Był pijany, uważasz. A od gorzały zawsze stronił. Zrobiłem sekcję. I to nie alkohol go zabił.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Juno » 15 maja 2020, 20:04

Przechadzka po Czerwonej Dzielnicy przywoływała wspomnienia, wyzute jednak ze wzruszeń. W przeciwieństwie do Gaspara Morgana rzadko kiedy miewała sentymentalne odruchy względem przeszłości. Wędrując zapyziałymi uliczkami, mijając trzymające się na niepojęty cud oraz ślinę budowle i obdartych autochtonów, inwigilatorka czuła się po prostu... swojsko.
W końcu to, że mierzyła nieco wyżej niż schodki bramy, w której można było dać w palnik albo dupy za kilka orenów i miała trochę szczęścia w życiu, nie zmieniało faktu, że pochodziła z nizin społecznych.
Ów fakt był również jednym z powodów, dla których Morgana spełniła prośby napotkanej dzieciarni, obdarowując je dopiero co zakupionymi cukierkami. Innym było to, że karmelki okazały się pierońsko słodkie i po jednym miała dość, zaś powodem koronnym — chęć pozbycia się chmary smarków.
Mniej ruchliwi w swej upierdliwości pijaczkowie nie mieli już tyle szczęścia. Mavelle minęła ich obojętnie, poświęciwszy przelotne spojrzenie tylko pierwszemu, który zdecydował się ją zaczepić, by po chwili zniknąć za rachitycznym nośnikiem ulicznego humoru.
Zabita dechami rudera okazała się być swego rodzaju słupkiem granicznym, za którym nieoczekiwanie rozciągała się strefa wolna od architektonicznego koszmaru i wypełniającej każdy jego zakamarek ciżby. Morgana kręciła się chwilę po okolicy, szukając „Ostatniej” i Katowni, aż wreszcie dotarła niemal pod sam północny mur, oddzielona od niego tylko rzędem rozciągających się wzdłuż budynków.
Jednym z nich — mniej więcej pośrodku odcinka między bramą a basztą — była miejska trupiarnia. A właściwie „Kostnica i biuro koronera”, jak przeczytała na zaśniedziałej mosiężnej tabliczce przybitej do drzwi.
Trupi medyk — skonstatowała lekko zbita z tropu. Nie przyszło jej do głowy, że Feretsi potrzebował pomocy przy egzaminowaniu ciał ofiar. Nie po tym jak popisywał się węchem, a później zdradził jej, że jest dwustuletnim wampirem. Poza tym nie sądziła, że w tak religijnym mieście zezwala się na podobne praktyki. — Cóż, to by wiele wyjaśniało… łącznie z ujmującą osobowością — mruknęła pod nosem. — O ile istotnie urzęduje tu elf.
Nagle odnalezienie miejsca przestało jej wystarczać, musiała upewnić się również co do osoby. Pomna jednak przestrogi Rudzika, zamiast zapukać do drzwi, spróbowała najpierw zajrzeć do środka przez okno, jeśli jakieś znajdowało się na wysokości jej twarzy i nie było doszczętnie zarośnięte brudem. Szybki rzut oka na charakterystyczną sylwetkę z pewnością wystarczyłby do potwierdzenia bądź obalenia jej przypuszczeń.
Gdyby jednak zamiar spalił na panewce, Morgana była gotowa zapukać, a nawet od razu wejść do mortuarium, byle tylko przekonać się czy dobrze połączyła elementy układanki. Najwyżej popali trochę głupa, że pomyliła adresy. Nihil novi sub sole.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 19 maja 2020, 18:43

Słońce przygrzewało, uwalniając intensywny zapach grubo smołowanych dachówek. Wysoko w górze coś spłoszyło stado gołębi do roztrzepotania się i pospiesznego odlotu. W zaułku za rogiem rozszczekał się pies. Za jej plecami, mozolnie skrzypiąc, leniwie toczył się wózek.
Przydymiona tafla czterodzielnego okienka potęgowała półmrok nieskorego do dzielenia się swymi sekretami wnętrza trupiarni. W środku, za zagraconym stołem lub innym podłużnym meblem, zdołała jednak dostrzec kontur nieruchomej sylwetki.
Chociaż zajrzała do środka przez ciemną i nieostrą mgłę, coś podświadomie nie dawało jej spokoju. Na przekór wszelkiej logice, wydawało się, że spostrzeżona za oknem figura należy do dziecka. Położona wyżej część okna, nieco jaśniejsza i zdaje się niedawno wstawiana, pozostawała poza zasięgiem — Morgany, oraz zdecydowanej większości humanoidów mieszczących się we wzrostowej normie swojego gatunku.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Juno » 30 maja 2020, 22:53

Zerknęła odruchowo w górę, ku dachom piętrzących się wokół kamienic, gdy powietrze wybuchło trzepotem ptasich skrzydeł. Zapach nagrzanej słońcem smoły przywoływał niemiłe wspomnienia z kordegardy, kręcił w nosie, wzmagając ćmiący ból głowy. Skrzypienie wózka świdrowało w uszach.
Niespokojna, jakby lada moment miała obrobić kostnicę z jej sztywnych aktywów, Morgana odstąpiła od ciemnej szybki i rozejrzała się ukradkiem po ulicy, mrużąc oczy w słońcu. Napięcie, podobne temu, jakie zwykła odczuwać tuż przed „robotą”, a irracjonalne w obecnej sytuacji, nie chciało jej opuścić. Odległe echo kaca z pewnością nie pomagało, widok dziecka zaś — o ile rzeczywiście było tam dziecko — wprawił ją w chwilową konsternację.
„Wóz albo przewóz”, pomyślała, wachlując się dłonią.
Wywołany tym sposobem mikry powiew pachnącego burzą i bergamotą powietrza łagodził nieprzyjemne sensacje. Mavelle wróciła pod drzwi miejskiej trupiarni, zapukała krótko i zdecydowanie i nacisnęła klamkę — jak w urzędzie. Ostatecznie było to miejsce w pewnym sensie publiczne.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 31 maja 2020, 0:37

Pojedynczy przechodnie bez zatrzymywania przemykali ulicami, utrzymując niełatwy konsensus pomiędzy pozostawaniem w cieniu budynków, a z dala od niosących zagrożenie okien i parapetów. Pręgowany kocur przechadzał się po murku, zamiatając ogonem w rytm bezgłośnych kroków. Ktoś prowadził za uzdę chuderlawą szkapę w kierunku bram. Sprawcą słyszanego na pół ulicy hałasu był słaniający się łachmaniarz niemal półleżący na pchanej przez siebie dwukółce wypełnionej stertą gałganów.
Skrzypienie wózka zagłuszyło to, które wydobyła z otwieranych drzwi, wchodząc do środka. Zapach smoły ustąpił nie mniej intensywnemu aromatowi, który bezskutecznie próbował opisać jej wcześniej Rudzik. Popołudniowe słońce odbiło się refleksem od otaczającego ją zewsząd szkła gablot i butelek.
Oraz od czubka łysiny nad kędzierzawą czupryną drzemiącego za biurkiem „dziecka”, które zachrapawszy jak odyniec w barłogu, zamajtało włochatymi stopami nad ziemią.
Obydwa okupowane przez karzełka meble były ustawione kawałek naprzeciw wejścia i ewidentnie dla niego za wysokie. Obydwa były jedynymi przeznaczonymi dla ludzi sprzętami w tej części pomieszczenia, oddzielonego od kulis ciemną od brudu kurtyną, rozpiętą kilka kroków za plecami śpiącego.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Juno » 03 cze 2020, 18:25

Drzwi ustąpiły z lekkim oporem, wpuszczając do półmrocznego, woniejącego wnętrza światło i kobietę. Odbity od szklanych powierzchni promień słońca oślepił ją na ułamek chwili. Zamrugała, by przegnać czarne plamki sprzed oczu. Gdy jej wzrok zaadaptował się do nowych warunków, dostrzegła swoją pomyłkę i parsknęła cicho pod nosem.
Stała bez ruchu przez kilka uderzeń serca, przyglądając się chrapiącemu w najlepsze i pomimo hałasów niziołkowi. Nic nie wskazywało na to, by miał się obudzić, spał jak…
Suseł — mruknęła niemal bezgłośnie Morgana, przypominając sobie dziwną treść notki.
„Właź od kawokany, żeby suseł się nie spluł”, powtórzyła w myślach. „Tylko co to, u diabła, jest kawokana?”, zastanawiała się inwigilatorka, obchodząc pomieszczenie powoli i metodycznie, jakby była nie w zapyziałym przedsionku miejskiej trupiarni, lecz w galerii sztuki. Z wielkim zainteresowaniem przyglądała się zawartości mijanych gablot i butelek, starała się rozczytać etykiety na tych ostatnich, jeśli były nimi opatrzone.
Gdy doszła do okupowanego przez niziołka stołu, zatrzymała się i zapatrzyła na uświnione płócienne przepierzenie. Wreszcie — o ile mały strażnik nie zdradzał objawów przebudzenia — zbliżyła się doń jeszcze bardziej. Dokładnie na tyle, by móc uchylić kurtynę i rąbka tajemnicy, którą skrywała.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 06 cze 2020, 23:14

Suseł się nie spluł. Spał twardo, co najwyżej śliniąc się tylko z kąta półotwartych ust.
Przeszła się rzędem gablot, zerkając na ich zawartość. Pierwsza, którą minęła, była wypełniona metalowymi naczyniami i narzędziami o paskudnym wyglądzie. Kształt ostrzy i haków pobudzał wyobraźnię do nieładnych domysłów. Z drugiej patrzyło na nią kilka par oczu, wszystkie z grubego szklanego słoika, same również szklane. Półkę niżej znajdowała się wystawka nosów rozmaitego kształtu. Na samym dole błysnęła jej bielą czaszka, chyba gipsowa. Kolejne gabloty były mieszanej konfiguracji, dodając do niej rozmaite pudełka, słoje i pękate butle z ciemnego szkła. Ich etykiety były skąpe i enigmatyczne. XII/NTR, Lanl,04.09 Frl 37%. Nie kojarzyła tych roczników.
Wyminąwszy śpiącego niziołka, za kurtyną nakryła krasnoluda i elfa. Pierwszy, sinożółty i nieruchomy, spoczywał na ażurowym stole z metalu, z ręką drugiego zanurzoną w bebechach po łokieć. Ta nie drgnęła nawet wtedy, gdy zrobiła to uchylana z szelstem zasłona. Jej właściciel powoli podniósł wzrok znad otwartej jamy brzusznej na zaglądającą do środka kobietę. I jedną brew w niemym pytaniu.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Juno » 09 cze 2020, 19:35

Morgana nie spodziewała się zdrady ze strony materii. I to był błąd.
Gdy uchylana kurtyna zaszeleściła, mącąc suchym dźwiękiem „ciszę” zbudowaną z chrapania niziołka, poskrzypywania drewnianej podłogi i stłumionych hałasów dolatujących z zewnątrz — było już za późno na analizę potencjalnej złośliwości rzeczy martwych.
Ale przynajmniej znalazła elfa.
O — bąknęła, zmieszanie udając tylko częściowo — ja chyba nie w porę…? Najmocniej przepraszam, nie chciałam przeszkadzać w… No, cokolwiek szanowny tu robi…
Inwigilatorka odchrząknęła, poprawiając odzienie i prostując się na swoje całe sześćdziesiąt sześć cali na obcasach. W momencie gdy oderwała wzrok od napastowanego trupa, przenosząc go na walające się po podłodze butelki i nabrała smrodliwego powietrza w płuca, przypomniała sobie o zasłyszanej po drodze rozmowie dwójki straganiarzy.
Ja po remedyja — zełgała gładko. — Na zarazę. Wie pan, z ogłoszenia…? Pytałam przy wjeździe do miasta, mówili, że hyclów znajdę tutaj. I pan wybaczy, że tak zaglądam jak do obory, ale sprzedawca… Nie chciałam niepokoić, widać chłopina zmęczony. To po ile te nalewki?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 13 cze 2020, 23:08

Elf wyciągnął urękawiczoną dłoń, szybko wytarł w fartuch. Jego oblicze wygładzało się z każdym kolejnym słowem przybyszki. Samemu prostując się znad denata, wyszczerzył się do niej strzaskanym szkliwem i parą całkiem ludzkich kłów na wyposażeniu. Długie włosy związane dla wygody w harcap odsłaniały zaostrzone ucho i wychudłą trójkątną twarz o odstających kościach policzków.
Zapraszam — oznajmił nie za głośno, przesuwając stół z nieboszczykiem, by zrobić jej więcej miejsca na przejście. — Nie szkodzi, niech śpi. Miał ciężką noc.
Powietrze przesycone było odorem śmierci i zapachem konserwantów. Podchodząc bliżej, spostrzegła, że ciał było więcej. Dookoła niej, na blaszanych i zwykłych drewnianych blatach pod ścianami spoczywał dobry tuzin szczątków, litościwie nakrytych pledami. Dziwny elf nakrył również operowanego właśnie karła, prowizorycznie, kawałkiem podartego gałgana, zasłaniając rozpruty brzuch i genitalia.
Powinienem mieć — powiedział nieco głośniej, odrywając spojrzenie od nieznajomej i kierując je na tyły pomieszczenia, w kierunku szafki przy kominku. — Proszę mi mówić Miki. Na długo w mieście?
Ostatnie pytanie, tłumiąc sprowokowany kurzem kaszel, zadał, klęcząc przy dostrzeżonym wcześniej meblu. Odwrócony plecami do inwigilatorki, szperał w jego bebechach, jak wcześniej w denacie.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Juno » 14 cze 2020, 23:58

Rżnięcie głupa przy okazji węszenia w dziewięciu przypadkach na dziesięć kończyło się tłumaczeniem rzekomej pomyłki oraz mniej lub bardziej pospiesznym odwrotem. Przypadek ostatni, ekstremalny, obejmował jeszcze oberwanie na odchodnym po dupie i dumie. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się jednak Morganie Mavelle, by zmyślone naprędce bzdury jakimś niepojętym cudem okazały się prawdą.
Albo jej namiastką.
Nie, tylko po sprawunki — odpowiedziała na pytanie, opanowawszy ogarniające ją zbaranienie. Tym większe, że elf wcale nie wyglądał jej na „niemiłego kutasa”, choć reszta rysopisu niewątpliwie się zgadzała. Łącznie z orzeczoną przez Rudzika „dziwnością”, która, jak sądziła Morgana, była kwestią domieszki ludzkiej krwi. I specyficznej urody „Mikiego” w ogóle.
„Może po prostu nie przepada za dziećmi... ALBO przepada za kobietami...”, zastanawiała się inwigilatorka, pokonując sztywność kolan i podchodząc do jednego ze stołów przy ścianie opodal kominka. Kątem oka zerknęła w stronę metysa, próbując objąć spojrzeniem wszystko naraz — pomieszczenie, trupy, samego koronera i zawartość szafki.
To znaczy jeśli uda się załatwić wszystko za jednym zamachem — westchnęła teatralnie — a to się rzadko zdarza. Pewnikiem przyjdzie zanocować w jakiejś gospodzie... Zawsze masz tu taki ruch, Miki? — zapytała, unosząc jeden z wielu prowizorycznych całunów, a zaraz potem rozbawiony niezamierzoną grą słów wzrok na metysa.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław