Pieśń wiatru i morza

Obrazek

Archiwum nieaktualnych tematów.


Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Pieśń wiatru i morza

Post autor: Bajarz » 02 sty 2021, 21:16

Obrazek

Savaed Lammas, 1265 rok
Zachodnie wybrzeże Spikeroog


Kępa wyrzuconego na brzeg morszczynu, w który zaplątały się resztki roztrzaskanej pułapki wybrzuszyła się i zabulgotała. Famke ani drgnęła. Wydłubujący kozikiem ze skorupy soczystą małżę Dogosz zamarł, ruchem głowy wskazał na przesuwający się pod pasemkami zielska niewyraźny, obły kształt. Widziała. Czekała cierpliwie, ściskając i puszczając placami majdan cisowego łuku, o który opierała się spoczywająca na cięciwie strzała.
Słony wiatr kąsał ją w dłonie i policzki, w butach zaczynała zbierać się wilgoć. Był wrzesień, ale zimne prądy nadciągające znad morza często pojawiały się na zachodnim wybrzeżu Spikeroog wcześnie, ocieplając się dopiero w cieśninach między An Skellig i Ard Skellig. Starsi mawiali, że to oznaczało długą i surową zimę.
Woda pod opływająca kępy morszczynu znowu się zakotłowała, a zielona pokrywa wodorostów wyraźnie uniosła się i rozstąpiła, ukazując w końcu fragment płyty na porośniętym skorupiakami szarym, raczym grzbiecie. Palce Famke bezgłośnie naciągnęły cięciwę. Jeszcze trochę, jeszcze krzynkę. Niefrasobliwie żerując na pozostałościach po klatce na kraby, którą rozniosło w perzynę, stworzenie z całą pewnością nigdzie się nie spieszyło. Ale powoli, nieuchronnie podpływało za każdym razem coraz bliżej powierzchni w poszukiwaniu dryfujących resztek pysznych, słonawych krabów oraz wyniesionych przez fale na brzeg morskich szczętek. Prawdziwy koneser. Czubek strzały płynnie podążał za jego cielskiem, który znów pojawiło się i zaraz zniknęło, dając nura w pobliżu zaklinowanego między dwoma skałami małego, oskubanego do naga szkieletu. Wyjaśniła się tajemnica ptaków, które jakiś czas temu przestały odwiedzać swoje żerowisko na plaży. Cierpliwości, cierpliwości…
Nagle Dogosz syknął ostrzegawczo. Nie musiał, Famke była gotowa, czekała na ten moment od ponad godziny.
Ścigając zagubioną wśród wodorostów płoć, stworzenie wynurzyło się i na krótką chwilę wyeksponowało swój chropowaty pokryty grubym, segmentowym pancerzem grzbiet w pełnej krasie. Zarazem odsłoniło wąską, poziomą szparę ulokowaną między szczęko-głową a karapaksem.
Ilość słów: 0

Etain
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 12 lis 2018, 22:13
Miano: Famke Brokvar
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Pieśń wiatru i morza

Post autor: Etain » 05 sty 2021, 19:05

Długie minuty wyczekiwania na idealny moment do strzału przypominały minione lata, kiedy ukryta pośród zarośli powoli zamieniała się w ośnieżony posąg, w oczekiwaniu na pojawienie się zwierzyny. Teraz, gdy warunki były dużo bardziej łaskawe – jak na skelligijskie warunki – słyszała w głowie głos ojca, wykładającego jej nauki. Dobre polowanie zależy od dupy, Famke – mówił, a za każde zachichotanie wymierzał pasem po rękach. Dla starego Frigvira polowanie było świętością. – Od tego, ile myśliwy na niej wysiedzi, żeby znaleźć swój cel.
Wpatrywała się w fale obmywające wybrzeże tak długo, że zaczynała dopatrywać się w wypływających na piach jęzorach piany rytmu i zasady. Nie nudziła się – dziękowała w duchu Freyji, że Dogosz nie należał do tych najbardziej rozmownych i czekanie w ciszy w ukryciu nie przeszkadzało mu tak samo jak jej.
Przyzwyczaiła się do tej ciszy tak bardzo, że kiedy mężczyzna syknął – przy szumie drzew, fal i staccato deszczu niemal bezgłośnie – zdawało jej się, że odgłos rozbrzmiał niczym bicie wojennego bębna. Nie było jednak czasu na posyłanie karcących spojrzeń. Teraz liczyły się sekundy.
W pełni skupienia śledziła wędrówkę stworzenia i w chwili w której wynurzyło się z głębin, serce na chwilę jej zamarło – nie sądziła, by grot strzały był na tyle twardy, by zdołał przebić gruby pancerz stwora. Szczelina między jednym z segmentów a głową była jej jedyną szansą i nie zamierzała jej zmarnować.
Nie zwlekając ani chwili dłużej, Famke wypuściła strzałę w kierunku stworzenia, celując w uwidocznioną przerwę w jego pancerzu. Ledwo pierwszy strzał świsnął w powietrzu, a łuczniczka sięgnęła do kołczanu po drugi pocisk, gotowa powtórzyć atak w razie niepowodzenia.
Ilość słów: 0
Obrazek

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Pieśń wiatru i morza

Post autor: Bajarz » 06 sty 2021, 18:01

Puszczona cięciwa rozbrzmiała cichym, wibrującym śpiewem, zduszonym przez mżawkę. Prosto w miętkie! — ucieszyłby się ojczulek.
Strzał wylądował iście bezbłędnie. Wzburzając wokół siebie kanonadę spienionej wody, stworzenie skurczyło się i zaszamotało, rozpaczliwie młócąc płetwiastym ogonem zaplątanym w morszczyn niby porażone piorunem. Dogosz z wrażenia wypuścił z rąk na wpół obraną małżę i ześlizgnął się z kamienia. Chyba nie zauważył nawet, że wpadł w lodowatą wodę po kolana.
O, kurwa! — wykrzyknął z niedowierzaniem. — Fardron Sove, utrafiłaś skurwysyna! Szybko, łapaj go, zanim go fale zniosą w morze!
Wywrócona brzuchem do góry bestia zaprezentowała im kilka ostatnich niemrawych podrygów, przebierając tuzinem haczykowatych odnóży, zaciskając i rozluźniając spazmatycznie ostre szczypce oraz szczęki, aż w końcu całkiem zwiotczała. Famke śmiało mogła powiedzieć, że takiego cudaka u ich brzegów jeszcze nie widziała. Gdy wytaszczyli go z poławiaczem na płyciznę i podnieśli za ogon w górę, był prawie tak długi, jak ona wysoka, pierwszą parą chwytnych kończyn szorował po kamienistym dnie.
Dogosz zacmokał i zamruczał pod nosem. — Ni to rak, ni skurwiel.
Faktycznie, rakom nie zdarzało się raczej osiągać podobnych rozmiarów w naturalnych warunkach. Skelligijka nie spotkała też nigdy raka, który wyposażony byłby w nie tylko w szczypce jak brzytwy, ni chybi służące do rozprawiania się z rybami jak gorący nóż z masłem, ale też potężne szczęko-żuwaczki idealne do miażdżenia skorupiaków. Strzała Famke, stercząca ze szpary między pierwszą parą płyt, bez wątpienia nawet by nie zadrapała twardego karapaksu.
Trzeba pokazać go starszemu. Ech, miesiąc połowów jak krew w piach…
Ilość słów: 0

Etain
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 12 lis 2018, 22:13
Miano: Famke Brokvar
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Pieśń wiatru i morza

Post autor: Etain » 16 sty 2021, 18:36

— Ha! — krzyknęła triumfalnie, okrutnie zachrypniętym głosem, bo był to pierwszy dźwięk, który wydała z siebie od dłuższego czasu. Ledwo potwora zaczęła przechylać się w stronę tafli wody, Famke zerwała się na nogi, w ślad za Dogoszem ześlizgując się z kamienia.
Duma grzała serce skelligijki na tyle mocno, że nie przeszkadzało jej ani doszczętne przemoczenie, ani przeciekające powoli buty. Z błyszczącymi od ciekawości oczami podbiegła do upolowanego stwora, by wraz z mężczyzną unieść bydlę do góry. Trudno powiedzieć, dlaczego drżały jej przy tym ręce — z ciekawości, z zimna, czy ze strachu przed nieznanym stworzeniem?
— No, nic dodać, nic ująć — odparła mruknięciem na słowa towarzysza, przekrzywiając głowę. — Myślicie, Dogosz, że jest ich więcej?
Przyglądała się dokładniej zdobyczy. Popukała parę razy w karapaks i tknęła paluchem głowoszczękę, nim zabrała się za wyjmowanie strzały z "miękkiego". O ile grot wyszedł bez szwanku, przyjrzała się dokładniej, ciekawa czy i wnętrzności miał ciekawe. Może wyjęła trochę mięsa i było nietypowego koloru? Różne stwory chodziły po tej ziemi. A co jeśli ten miał zieloną krew?
Z oględzin wyrwały ją kolejne słowa rybaka.
— Prowadźcie do starszego. Jeśli będzie wiedział co to, to pewnie i czy żyje stadnie. Oby nie, bo wtedy pewnie i rok połowów jak krew w piach pójdzie, a mi tyłek przymarznie do tamtej mokrej skały.
Ruchem głowy wskazała, by pomógł jej przetransportować cudaka na końskie siodło. Jeszcze by tego brakowało, żeby go w deszczu do wioski taszczyli.
Ilość słów: 0
Obrazek

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Pieśń wiatru i morza

Post autor: Bajarz » 20 sty 2021, 1:34

Stary rybak splunął soczyście przez ramię. — Tfu! Nie gadaj tak nawet. Milsze mnie syreny. Cycki ukażą i krabów nie wpierdalają.
Silniejszym szarpnięciem kobiecie udało się uwolnić strzałę ze szczeliny w pancerzu. Mięso miało blady odcień i wydawało się delikatne, podobne jak u skorupiaków. Ledwie mogła dopatrzyć się na grocie krwi: ta była jasna, bardzo rozrzedzona, przypominająca nieco farbę z płuca nieco bardziej pospolitej zwierzyny zamieszkującej Spikeroog. Brakowało tylko piany, rzecz jasna.
Dźwigając na spółę bezwładne cielsko stwora, ostrożnie wspięli się po wąskiej, śliskiej, zawijającej ostro skalistej ścieżce na szczyt nadbrzeża, gdzie czekał na nich uwiązany postronkiem do starego drogowskazu włochaty kuc Dogosza. Objuczyli nieszczęsne zwierzę, używając dwóch przyczepionych do boków uprzęży na jego grzbiecie wiklinowych koszy, służących zwykle do transportu odłowionych ryb i krabów, by ustabilizować zwisającą parę długich szczypiec oraz wachlarzowaty ogon. Kuc parsknął nerwowo, bocząc się i błyskając białkami oczu.
Przestało mżyć, niebo pozostało jednak zachmurzone. W drodze do wioski mijali pagórzyste pola pokryte plamami na wpół stopniałego śniegu, który jak zwykle, zaczął nawiedzać Spikeroog wcześnie i nieuprzejmy się zapowiedzieć, to pojawiąc się, to znikając znów niczym rozbrykane pacholę nadciągającej zza Wielkiego Morza zimy. Powietrze w nozdrzach Skelligijki z wolna traciło lodowatą rześkość, a z języka znikał posmak soli. Nie musieli maszerować długo. Ubita, wysypana kamieniami droga wiodła prosto między majaczące im tle na wpół białego, na wpół surowego i poszarzałego krajobrazu sylwetki domostw, nad którym unosiły się siwe kłęby dymu.
Heiberg nie było dużą osadą, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. A to dlatego, że poza skupionymi wokół zagrody należącej do starszego Eghila kilkoma chałupami, kuźnią i gospodą, większość obejść rozsiana była między rozciągającymi się od wybrzeża aż po stary sosnowy bór za nurtem Ondry wzgórzami, nieraz całkiem się w nie wtapiając. Nie było to nic niecodziennego, mieszkańcy wysp cenili sobie swobodę i niezależność, i nade wszystko odrębność. Musieli mieć czym oddychać. Famke mimowolnie przypomniały się powtarzane przez skaldów oraz zawijających do portów zamorskich wojażerów historie o miastach na Kontynencie. Tak wielkich, a zarazem tak ciasnych i wypełnionych ludźmi, że zmuszeni oni byli mieszkać w wąskich, kamiennych domach przyciśniętych jeden do drugiego i pnących się w górę niczym wieże, tak wysoko, iż niektóre zaczynały się przechylać.
Gdy mijali „Smokożółwia”, najlepszą jadłodajnię i miodosytnię w Heiberg, a zarazem jedyną jadłodajnię i miodosytnię w Heiberb, zapachniało grzanym miodem, chmielem, mięsem na ogniu oraz świeżo wypieczonym chlebem. Prowadzący kuca Dogosz łypnął przez ramię na zziębniętą Famke i przez chwilę rozumieli się bez słów.
Włości starszego znajdowały się dosłownie kawałek dalej, za granicą wyznaczoną przez ułożony z kamieni częstokół otaczający podwórze i dwie sadyby pokryte gęstą warstwą strzechy, a także stojące na uboczu spichlerze. Dogosz podprowadził ich pod większą chatę, zwróconą frontem do wioski i zawołał do piegowatego wyrostka strugającego kijki na ganku, pod wysuniętym okapem, zapewne jednego z licznych wnucząt:
Stary w chałupie?
Ba, a gdzie ma być!
Wołaj no jego, pilne interesa mamy! Nie będziem na zimnie mitrężyć!
Małolat westchnął, rzucił tępawy kozik i zniknął w chacie. Po krótkiej chwili drzwi skrzypnęły ponownie i pojawił się w nich starszy Eghil. Wyglądał kubek w kubek jak skurczony, pomarszczony, zamarynowany grzyb. Wsadzony do słoja gdzieś za czasów Haralda Chromego. Trzymając się futryny kościstymi palcami, zamlaskał i otarł z czegoś splątaną, białą brodę sięgającą mu do pasa.
My za tym bydlakiem, co to rozpieprzał nam pułapki i sieci w zatoce…
Eee?
Dziewka! Potworę ustrzeliła! — powtórzył rybak głośniej, po czym zaklął pod nosem. — Bloed’fahr… Pokaż mu, Famke!
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Etain
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 12 lis 2018, 22:13
Miano: Famke Brokvar
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Pieśń wiatru i morza

Post autor: Etain » 17 lut 2021, 20:54

Chociaż przez przemoczone czubki butów nie czuła już palców, drogę do osady przemierzała krokiem lekkim, z podbródkiem zadartym do góry. Kamienna droga była jak dywan kwiatów i choć imitację wieńca laurowego stanowiła aureola powywijanych od wilgoci rudych kosmyków, to i tak czuła się jak ukoronowany zwycięzca, mogąc kroczyć po boku kuca objuczonego upolowanym potworem.
Widzicie? – mówiło spojrzenie posyłane postronnym – Wcale nie potrzeba wiedźmaka, żeby uporać się z paskudą.
Spojrzenie to jednak szybko przestało szukać twarzy heibergczyków, na rzecz tęsknych zerknięć rzucanych w stronę „Smokożółwia”. Choć triumf miał słodki posmak, to jednak zdecydowanie wolałaby go zastąpić smakiem piwa i strawy. Myśl o tym jedynie dodała jej tempa i tym samym ostatni odcinek do chaty starszego pokonała o pół kroku szybciej niż Dogosz i jego kuc.
Jednak nie zdało się to na wiele, bo choć ciszę między pojedynczymi wypowiedziami przerywało głośne lamentowanie kiszek łuczniczki, to zapowiadało się, że spędzą u Eghila jeszcze parę dłuższych chwil. Takie było prawo starości – było się poważanym i można się było guzdrać ile dusza zapragnie.
Na sygnał Dogosza, pociągnęła kuca za uzdę i podprowadziła go trochę bliżej wejścia, na wypadek gdyby wzrok Eghila był tak samo dobry jak jego słuch. Okrążyła wierzchowca i spróbowała dźwignąć stwora do góry, ale w pojedynkę było to zdecydowanie trudniejsze niż myślała – dlatego po krótkich zmaganiach, zwieńczonych zrezygnowanym sapnięciem, zdecydowała się na wyciągnięcie szczypiec z wiklinowego kosza i zamachanie nimi w kierunku Starszego.
– Połowy powinny być już bezpieczne. Wiecie może co to za brzydota?
Ilość słów: 0
Obrazek

Bajarz
Awatar użytkownika
Posty: 92
Rejestracja: 29 lis 2018, 11:18

Re: Pieśń wiatru i morza

Post autor: Bajarz » 20 lut 2021, 22:38

Starzec znów mlasnął i wyciągnął szyję jak żółw, mrużąc wąskie, ciężkawe od zwojów zmarszczek na powiekach ślepia. Korzystał do woli z prawa do opieszałości, dumając dość długo, by zasiać ziarno zwątpienia, czy nie przysnął tak aby, podparty o futrynę. Znad jego ramienia wyjrzał długi, piegowaty nos oczącego z zaciekawieniem młodzieńca, którego Dogosz i Famke spotkali wcześniej na ganku.
Eee… Jak to co? Rak! — wykrzyczał w końcu Starszy. — Duży. Ale za moich czasów większe łowilim… Dobrze, bardzo dobrze, chwali się wam i ten, podziękować.
Co z nim począć mamy?
A bo mnie to wiedzieć? Na gnój go dajcie albo do morza. Errik, poszedł mi stąd! Do chałupy! Trzeba wam czego jeszcze? Zimno, psiajucha, nie jak za moich czasów, ale…
Poławiacz pokręcił głową bezsilnie i nie bawiącym się w koncyliacje spojrzeniem dał Famke do zrozumienia, że i jemu przychodziły do głowy lepsze rzeczy do roboty, niźli przekrzykiwanie się w progu chaty z dziadygą. Oraz, że do dziadyg w pewnym zasłużonym wieku krzyki w największej nawet ilości i natężeniu zwyczajnie przestawały docierać.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław