W drodze z Rinde

Obrazek

Żyzne tereny pełne sielskich wsi i malowniczych jezior. Ojczyzna dzielnej, lecz miłującej spokój nacji. Pomimo zniszczeń wojny, królestwo podniosło się większe, bogatsze o nowe tereny, lecz obciążone wewnętrznymi problemami oraz widmem zarazy.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

W drodze z Rinde

Post autor: Dziki Gon » 13 wrz 2022, 1:05

Obrazek Wsiedli na konie, kiedy tylko udało im się dostrzec kawałek drogi. Gościniec, którym podążyli, był początkiem trasy, który miała doprowadzić ich do Wyzimy i prowadził przez podmiejskie wioski i zabudowania. Dochodziło południe, słońce stało wysoko na niebie, ale nie doskwierało żarem, przesłonione woalem poszarpanych, jasnych chmur.
Wypoczęte wierzchowce i stały grunt pod ich kopytami były dla obydwojga miłą odmianą po niedawnej rzecznej przeprawie. Podobnie jak zmiana krajobrazu. Stałym elementem tego ostatniego były toczące się tu i ówdzie budowy. Rozdziane do pasa chłopy, chude jak psy, zajmowały się bluźnieniem i stawianiem chałup. Mierzono teren krokami, grodzono płotami lub przekopywano grunta. Po drodze minęła ich także wyładowana deskami furmana.
Nie wiem, czy wiesz, ale Rinde ma interesującą historię — zagaił ni z tego ni z owego, Feretsi pogryzając suszoną kiełbasę, którą zakupił razem z prowiantem na drogę w przydomowym straganie mijanej przekupki. — Niespełna trzy dekady temu omal nie zostało zniszczone przez demona.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Juno » 17 wrz 2022, 19:24

Historia, podobnie jak wiele innych dziedzin wiedzy, to dla mnie czarna magia — odpowiedziała, obserwując mijanych mieszkańców oraz trudy ich dnia codziennego. Zastanowiła się przez chwilę, jakby to było wieść podobny żywot, mozolny i naznaczony ciężką pracą od rana do nocy. Refleksja pojawiła się szybko, a jeszcze rychlej spierzchła. Koszmar. — Przypominam, że wychowałam się w burdelu, a trzy dekady temu mówiłam na muchy „tapty”. Albo wcale jeszcze nie mówiłam. No, ale co z tym demonem, znałeś go?
Morgana zażartowała, choć w gruncie rzeczy nie zdziwiłaby się, gdyby Feretsi istotnie przyjaźnił się z jakimiś diabłami. Ostatecznie sam poniekąd był jednym.
Ach, jak miło — odetchnęła pełną piersią i choć czuć było zwierzętami z zagród i spoconymi budowlańcami, to układ sił między smrodem a świeżym powietrzem był nieporównywalnie znośniejszy niż pod pokładem. — Mam wrażenie, że siedziałam w Novigradzie ze sto lat. Chyba nie jestem stworzona do osiadłego trybu życia... Mimo wszystko. A ty? Wolisz ruch czy stały porządek?
Mieli trzy dni, by wreszcie lepiej się poznać. Czy też — by Morgana mogła bez przeszkód próbować wyciągnąć z Feretsiego więcej informacji na jego temat. Wciąż miała miliony pytań, a nie mogła mu się dobrać do głowy. Pozostawały zatem metody konwencjonalne, za którymi Temerka przepadała mniej więcej tak, jak Gaspar za słońcem — dało się znieść, ale preferowało się inne rozwiązania.
Wszystkie wampiry są takie samolubne? — zwróciła się do śledczego, gdy wiatr zmienił kierunek i zapachniało jej kiełbasą. — Daj kawałek.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Dziki Gon » 21 wrz 2022, 0:49

Czarna magia? Otóż to. Historia, o której mówię jest, przynajmniej była, dosyć znana — odrzekł Feretsi. — Swego czasu namiętnie śpiewano o niej na rynkach. Albo wystawiano spektakle, w większości kiepskie.
Obserwowani robotnicy uwijali się pod uważnym wzrokiem Morgany. Gnąc pokrzywione robotą ciała, trudzili się nad dniem codziennym. Zapytany o znajomość z demonem, Feretsi roześmiał się na głos, nie zaspokajając jej ciekawości odpowiedzią.
Sto lat — rozmarzył się wampir. — Piękny wiek. Nomen omen.
Niesiony przez objuczonego wierzchowca, z naprzeciwka nadjechał kapłan w ciężkiej szkarłatnej szacie z kapturem, z wyszytym na przedzie emblematem płomieni. Duchowny, leciwy mężczyzna, mijając ich, pozdrowił obydwoje uczynionym w powietrzu gestem błogosławieństwa. Wampir podziękował za nie dyplomatycznym skinieniem, mając na uwadze dwóch towarzszących kapłanowi rycerzy. Rycerze, niedawno przystrzyżone młodziki w pobłyskujących nowością kolczugach i czerwonych, niewyblakłych jeszcze przeszywanicach, zajęci byli nadzieją, że Gaspar nie zechce odwzajemnić powitania. Skląwszy go w myślach, a Morganę od gamratek, ruszyli dalej rozgoryczeni nudnym zadaniem, jaką była eskorta wielebnego Bretschneidera, którego między sobą przezywali „starą pierdzieliną”.
Zostałem pozbawiony podobnego wyboru — oznajmił, pogryzając kolejny kęs kiełbasy. — Gdybym wolał ruch, nie siedziałbym teraz grzecznie w siodle i nie konwersował, ale ssał tę pastereczkę po lewej. Albo opróżniał tamtego, o, panicza, który, notabene, chyba też ma nią chrapkę. A te chłopy stawiające stodołę leciałaby mnie właśnie zatłuc kłonicami.
Tylko ekkimy — odpowiedział jej zupełnie poważnie, urywając połowę pęta i podając jej z końskiego grzbietu. — Albo Bruxy. Te są najbardziej zaborcze, prawdziwe psy ogrodnika.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Juno » 26 wrz 2022, 11:23

Chodzi ci o tę z dżinnem, trzema życzeniami i pękającą czarodziejką? — zapytała, poprawiając się w kulbace. — Przecież to bujdy na resorach. Opowiedz swoją wersję.
Kiepskie spektakle grane po ulicach Wyzimy były jedną z niewielu „wyższych” rozrywek takich dzieci, jak Morgana. Znała je wszystkie, ale jak to zwykle bywa z nędznymi przedstawieniami, znacząco odbiegały od prawdziwej wersji historii, o ile w ogóle jakaś była ich kanwą. Najczęściej były to całkowicie zmyślone opowieści dziwnej treści.
Kiedy Feretsi wybuchnął śmiechem, spojrzała na niego z uniesioną brwią i uspokajająco poklepała Szelmę po szyi. Obawiała się, by podjezdek nie wystraszył się zanadto i nie złamał szarmu, bo poniósłby ją na drugi koniec świata, albo zwyczajnie zrzucił z grzbietu.
Powiedz to dziadowi proszalnemu — prychnęła, rozbawiona uwagą o wieku. — Albo zgiętej wpół babince.
Spostrzegłszy nadjeżdżających klechów, Morgana cała się spięła. Cisek szarpnął lejce, jakby wyczuwając nastrój dosiadającej go kobiety. Na znak starego nie odpowiedziała, minęła go bez słowa, podobnie jak jego nieprzychylnie nastawionych przydupasów. „Gamratka” nie zawierała się w zbiorze akceptowanych przez nią przydomków, więc skoncentrowała się i skupiła całą swoją złość, przekształcając ją w impuls, który miał za zadanie porazić zwieracze „starej pierdzieliny”. Miała nadzieję, że cni rycerze będą musieli zmienić pieluchę wielebnego Bretschneidera własnoręcznie.
Jeśli usłyszała za sobą stękanie i okrzyki, uśmiechnęła się z mściwą satysfakcją.
Za każdym razem, kiedy mówisz podobne rzeczy, nie wiem, czy żartujesz, czy mówisz poważnie — skrzywiła się, patrząc na „pastereczkę” i „panicza”. — I zastanawiam się wtedy, czy i mnie byś „wyssał”... Wyssałbyś?
Morgana odebrała hojnie rozdzielone pęto suchej kiełbasy i zabrała się do jedzenia, choć temat nie sprzyjał dobremu trawieniu. Była jednak wygłodniała, bo na statku mało jadła w obawie przed nudnościami. Kiedy wampir nieoczekiwanie odpowiedział na to, co miało być zwykłą zaczepką, na chwilę przestała przeżuwać.
Świetnie — odparła i przełknęła. — One też mogą wyglądać i zachowywać się jak ludzie? I czy to, że są zaborcze oznacza, że potrafią kochać?
Obyś nie miał wielbicielki tego rodzaju w okolicy — dodała, uświadamiając sobie reperkusje podróżowania w towarzystwie Feretsiego, nie tylko te związane z jego demaskacją, ale i takie, których, z braku wiedzy, nie brała nawet pod uwagę. — Nie chcę oberwać rykoszetem.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Dziki Gon » 30 wrz 2022, 21:23

Feretsi już otwierał usta, by opowiedzieć jej swoją wersję, kiedy zza pleców doleciały do nich spodziewane stękania i okrzyki. Nie, Feretsi zrobił na krótko przed tym, zanim do nich doleciały.
Aj! Prędko, muszę na stolec! — Ponagleniom starca towarzyszyło chrapnięcie popędzonego naraz konia oraz konfuzja eskortujących go młodzieńców w kolczugach, którzy popędzili własne, by nadążyć.
Gaspar jechał w milczeniu, odwróciwszy głowę, by móc przelotnie spojrzeć na Morganę.
Zdaje się, że niedawno rozmawialiśmy o ryzyku używania mocy przeciw świętoszkowatym dupkom — oświadczył, bardziej rozbawiony niż zniesmaczony jej praktycznym żartem.
Nie wyssałbym — odpowiedział niespodziewanie na zwykłą zaczepkę chwilę po tym. — Powziąłem decyzję o abstynencji od prochów.
Jechali, zagryzając prowiant i obserwując przesuwające się na widnokręgu sceny rodzajowe. Rozbiórkę uszkodzonego młyna. Naprawianie uszkodzonej studni. Chłopów osuszających podmokłą łąkę. Spędzającego krowy z popasu parobka z drewnianą laską. Feretsi kontynuował podjętą wcześniej dyskusję o pokrewnych sobie gatunkach.
Może by i potrafiły, ale świadomie odrzucają podobny konwenans. Tak, myślę, że potrafią. — W oddali, na horyzoncie poczęła rysować się ciemna połać lasu, otaczająca trakt z dwóch stron. Jak to zwykle bywało w pobliżu miast żyjących z wyrębu i handlu, granicę puszczy znaczył pas wyciętej ziemi oraz szałasy drwali, o tej porze roku cieszących się zamówieniami. — Naprawdę chcesz zostać bajzelmamą w Wyzimie?
Pytanie zostało zadane niespodziewanie. Feretsi zadał je bez zdziwienia ani wyrzutu, z twarzą zwróconą w kierunku opustoszałej teraz drogi. Jadąc, pogryzał pęto zakupionej przy drodze kiełbasy, oganiając się od krążącego mu nad uchem komara.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Juno » 03 paź 2022, 13:33

O sraczkę zwykle podejrzewa się jadło, nie czary — odpowiedziała, nie przestając się uśmiechać. Udana zemsta wprawiła ją w dobry humor. — Niech pachołki mają zajęcie, nie godzi się, żeby świątobliwa służba napełniała ich nudą.
Jechali dalej, Morgana obserwowała wieś, a obrazy z przeszłości powoli wypływały na wierzch ciemnej toni pamięci. Kiedyś podobne miejsca stanowiły teren łowiecki. Lelki wpadały i przywłaszczały sobie to, czego potrzebowały. W zależności od fantazji — po cichu lub siłą. To były początki, potem przerzucili się na większe wsie i miasteczka, a potem był Oxenfurt. Koniec i początek.
Z zamyślenia nad nie tak znowu dawnymi dziejami wyrwał ją głos Feretsiego.
Czyli jedynym, co dzieli mnie od zostania twoją przekąską jest fisstech? — parsknęła. — Pokrzepiające.
Rozejrzała się, odrywając kęs suszonego pęta. Chłopi mozolili się, niestrudzenie naprawiali to, co inni, między innymi tacy, jak ona, psuli i obracali wniwecz. Nagle zrobiło jej się wstyd. Skupiła wzrok na malującym się na horyzoncie lesie, próbując skierować myśli na inne tory. Pomógł jej w tym wampir.
A dlaczego ty go praktykujesz? — zapytała zupełnie poważnie. — Sprawiasz raczej wrażenie kogoś, kogo to nudzi. Wiesz, życie wśród potencjalnych ofiar i zachowywanie pozorów, żeby się nie połapały. Na dodatek od dwóch setek lat z okładem. To ma coś wspólnego z odrzuceniem prochów? Z Rakverelinem? Wspomniałeś, że zostałeś pozbawiony wyboru. Kto cię go pozbawił?
Kiedy zadał jej pytanie odnośnie „kariery” w Wyzimie, nie odpowiedziała od razu. Sama zastanawiała się w ciągu ostatnich kilku dni, co właściwie zamierzała z burdelowym fantem zrobić. Starała się jednak nie snuć dalekosiężnych planów, bo tak naprawdę nie wiedziała, co zastanie w „Słodkiej Dziurce”.
Nie — odrzekła, gdy zrównali się z chatami drwali. Powietrze pachniało żywicą i wiórami. — Znam życie dziewczyn od podszewki, znam ich bolączki i radości, wiem, że pod wypudrowaną i pozornie pustą powierzchnią kryją się czułe i dobre istoty. Mądre, wyrozumiałe, opiekuńcze. Gdyby nie one — spojrzała przelotnie na wampira — nie byłoby mnie.
Mam pieniądze ze sprzedaży mieszkania — dodała, odkaszlnąwszy. Ton głosu momentalnie zrobił się bardziej kanciasty, konkretny. — Chcę im pomóc. Jak — okaże się na miejscu. Ale zakładam, że złoto będzie tej pomocy nieodzownym elementem.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Dziki Gon » 05 paź 2022, 22:30

Wampir jechał w milczeniu obok niej, zastanawiając się długo. Lekka bryza powiała od strony drogi, którą podążali, niosąc odległy zapach lasu i echa ptasich treli.
Męczy — odrzekł wreszcie, kiedy prawie zaczęła zapominać, o co w ogóle zapytała. — Męczy, ale, cholera, nie nudzi. Nie nudzi mnie to. Właściwie jest wręcz odwrotnie. Frapuje mnie to. Chociażby z samego tylko powodu, że z równym powodzeniem mogłabyś powtórzyć to pytanie towarzystwu, które miałaś okazję poznać na aukcji.
A wyboru pozbawiła mnie ewolucja — kontynuował spokojnie, spoglądając na rozwijającą się przed nimi, pylącą ścieżkę. — Urodziłem się już taki. W formie imitującej człowieka.
Na horyzoncie robiło się pochmurnie, a również i chłodnawo. Jednak brak wiatru oraz zmiany ciśnienia nie zwiastował, by pogoda miała przemienić się w słotę w bliższym czy dalszym czasie.
Tak, płynność finansowa z reguły pomaga — zgodził się z nią Feretsi, nie odkrywając przy tym Koviru. — A kiedy już pomożesz, to co? Wrócisz do porzuconej praktyki z Novigradu? Czy znajdziesz inny cel dla swojej dobroczynności?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Juno » 06 paź 2022, 11:50

Dobroczynności? — prychnęła lekko, rozbawiona. Smakowała chwilę to słowo w odniesieniu do samej siebie. Było jak czerwona porzeczka, małe, kwaskawe i pełne pestek. — Ciekawy wniosek. Nie, nie zamierzam wracać do Novigradu.
Wahała się, czy wypowiadać na głos nieśmiałe plany, które plątały się pomiędzy jej aktualnymi problemami jak mały dzieciak na weselu pod nogami dorosłych. Czasem nawet wychylały gdzieś rozczochraną głowę w przerwach od myśli podsumowujących kolejny etap jej chaotycznego życia. Teraz jednak, pod wpływem indagacji wampira, przepchnęły się przez tańczący tłum i wlazły na scenę.
Chciałabym przekształcić ten burdel w salon balwierski — powiedziała, czując się z tym zaskakująco dobrze i pewnie. — Miejsce z najwyższej półki. Lepszy nawet niż ten Guizota. To ogrom pracy, o ile w ogóle wykonalnej. Będę miała co robić.
Jechali. Morgana rozwinęła przerzuconą przez siodło narzutę w chryzantemy i okryła się nią, zanim wjechali w las. Tęskniła za swoim płaszczem, ale jego utrata była niewielką ceną za bezbolesną i stosunkowo intratną rejteradę z Novigradu.
A ty co zamierzasz robić na wschodzie? Frapować się innym zestawem obyczajów i konwenansów? Mówią, że za Elskerdeg nic nie ma — uśmiechnęła się lekko, gładząc jeden z wyhaftowanych złotą nicią kwiatów — ale wiem, że to nieprawda.
Narzuta była pierwszą cenną i piękną rzeczą, jaka weszła w jej posiadanie, zupełnym zresztą przypadkiem. Nie spodziewali się, że zwyczajny wóz jadący traktem będzie pełen kradzionych dóbr egzotycznej proweniencji. Większość sprzedali, ale mięsista, bogato zdobiona tkanina pozostała w rękach Morgany w nagrodę za udatne przedstawienie na drodze, które pomogło sprawnie i szybko przejąć wehikuł. Zimny powiedział jej potem, że towary pochodziły ze wschodu, między innymi z Jatany.
Przywieź mi coś ładnego, jak będziesz wracał — dodała, sadowiąc się wygodniej w siodle.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Dziki Gon » 09 paź 2022, 16:21

Salon balwierski — powtórzył ciszej Feretsi. Morgana nie potrafiła stwierdzić jak czuje się z jej decyzją Feretsi, choć zdawało się jej, że usłyszała w jego głosie szybko zamaskowaną nutę rozczarowania. — Skoro tak zdecydowałaś.
Woń żywicy i drewna uderzyła ich w nozdrza. Promienie słońca zaczęły rzednąć, cedzone otaczającymi ich smukłymi pniami drzew, tańczyły na ścieżce na przemian z ich cieniami. Gdzieś nieopodal, w koronach drzew dzięcioł narzucił swój rytmiczny werbel. Zwielokrotniony echem stukot płynął nad ich głowami, wypełniając ciszę wespół z pochrapywaniem ich koni i okazjonalnym pobrzękiwaniem ich munsztuków.
Pytanie Morgany odmieniło twarz Feretsiego, lecz mieniące się na niej na przemian cień i słońce uniemożliwiały jednoznaczną identyfikację grymasu mogącego być jednakowo dziełem ukontentowania jak i jego przeciwieństwa.
Zamierzam tam kogoś odszukać — zaczął Feretsi, lecz urwał w połowie. Tym razem pauza nie została spowodowana namysłem. Zaalarmowana zmianą zachowania wampira Morgana, spojrzała w dal, na opustoszałą leśną ścieżkę biegnącą przed nimi.
Przy drodze, niedaleko leśnego rowu stał zwyczajny wóz. Jego paka wyładowana była ukrytymi po skrzyniach i płóciennych workach dobrami. Zaprzęgnięte doń konie stały nieruchomo, ale wydawały się niespokojne. Zdradzało to okazjonalne potrząsanie łbami oraz rycie kopytami w ziemi.
Nigdzie w pobliżu nie było widać właścicieli wehikułu. Jedyne co udało im się usłyszeć, to odległe nawoływania przybierające na sile, w miarę jak postępowali naprzód. Feretsi nie popędzał konia, na razie podniósł się tylko w strzemionach, by lepiej widzieć.
Nie wypadek ani nie napad — skomentował na głos, być może równolegle z jej własnymi przemyśleniami. — Nie wyczuwam krwi. Co myślisz?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Juno » 09 paź 2022, 18:55

Nie ma lepszej przykrywki dla handlu informacją — dodała, ziewając. — Ale na razie to i tak tylko pisanie palcem po wodzie. Wszystko zależy od dziewczyn.
Pojedzona, zawinięta w narzutę i kołysana rytmicznym stępem Szelmy, mrużyła oczy od migających plam światłocienia. Byłaby przysnęła, gdyby nie wampirza maniera opóźniania odpowiedzi na zadawane pytania. Otworzyła szerzej oko, zerkając na rozmigotaną bladość jego profilu, ujętą w czerń włosów i kołnierza.
Domyślam się — mruknęła z nutą rezygnacji w głosie, wypuszczając nabrane w płuca powietrze. Gaspar Faustus Feretsi był jak ostryga, szczelnie zamknięty, twardy i szorstki z zewnątrz. Momentami Morgana wątpiła, by kiedykolwiek dane jej było dostać się do miękiszu. I to był właśnie jeden z tych momentów.
Kiedy zorientowała się, że urwał, bo coś zauważył, a nie dlatego, że znów ją zbywał, sama również wyprostowała się w siodle. Potarła twarz i klepnęła się po policzkach parę razy. Rozrobione z wodą wino, pociągnięte z bukłaka, wykręciło ją do tego stopnia, że prawie natychmiast otrzeźwiała. Splunęła w bok i zrzuciła z siebie okrycie. Widząc załadowany po brzegi, bezpański wóz, poczuła ukłucie niepokoju, wywołane najprawdopodobniej niedawnymi wspomnieniami grasanckiej przeszłości.
Pytasz Morgany Mavelle z Novigradu czy Morgany z Wyzimy? — odpowiedziała pytaniem na pytanie, lustrując gęstwę przy poboczu z wozem. — Bo ta pierwsza powiedziałaby, że poszli w krzaki, gubiąc przy okazji psa. Druga — że to zasadzka.
A co myśli Upiór z Gealhaar?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2401
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze z Rinde

Post autor: Dziki Gon » 13 paź 2022, 21:31

Upiór z Gealhaar popędził nieznacznie konia, nie odrywając wzroku od dostrzeżonego w oddali wozu.
Myślę — odparł, nie przejmując się złośliwością kobiety. — Że jeżeli zasadzka, to głupio zrobiona. Za blisko gościńca. Zachowajmy ostrożność.
Obydwoje, wampir i eksinwigilatorka podjechali bliżej. Feretsi wyjął stopy ze strzemion i zeskoczył z siodła, zachowując dystans od dostatecznie niespokojnych koni zaprzęgniętych do wozu. Swojego prowadził za uzdę, przechodząc wzdłuż pojazdu.
Dołączająca do niego Morgana mogła zauważyć, że wehikuł pozbawiony był oczywistych usterek lub śladów po wypadku. Nigdzie wokół niego nie walali się martwi pasażerowie, po pace wybebeszone ze skrzyń i worków sukna. W burtach nie tkwiły strzały, a pobliska ściółka nie barwiła się posoką pasażerów, którzy nie zdążyli przed nimi umknąć.
Niepokój koni nie dawał jej spokoju. Nie miała pewności czy to z powodu mimowolnego odczytania ich emocji, czy z powodu konotacji, którą miała już okazję zauważyć wcześniej, podróżując z Feretsim. Zwierzęta reagowały niepokojem identycznym z tym, którego doświadczały w obecności nieperfumowanego Gaspara. Podobne stany u koni zdarzało się jej obserwować wcześniej, kiedy te znalazły się w towarzystwie wilków lub poczuły krew. Ale krwi ani wilków nie było nigdzie w pobliżu.
Stać! — Niespodziewanie nawet dla samego Gaspara zza wozu wychylił się elegant z narychtowaną kuszą. Jegomość w średnim wieku, krępej i atletycznej budowy o ciemnym, rzednącym włosie i strzyżonym zaroście. Ubrany był po mieszczańsku, choć w przedniej jakości strój przystający raczej na nabożeństwo lub towarzyską wizytę, aniżeli na podróż. Modnie obcisłe nogawice i dopasowane ciżmy z noskami kontrastowały z napiętą machiną do wyrzucania pocisków w jego rękach. Rzeźbione i impregnowane drewno kolby zdradzało jakość wykonania wespół z dbałością o detal. Tego typu oręż robiony był zwykle na specjalne zamówienia i rzadko kiedy okazywał jedynie paradną ozdobą sali biesiadnej. — Proszę się odsunąć od wozu.
Jegomość zakończył łagodniejszą nutą, może mitygując się w obliczu dostrzeżonej właśnie Morgany, a może miarkując z ubioru Gaspara, że ten nie patrzy mu na grasanta czy szabrownika. Opuściwszy kolbę, zdjął Gaspara z celu, ale nie myślał odkładać broni.
Zaskoczyliście mnie. A mam tu… sytuację. I dużo dobra, którego nie mogę zostawić bez opieki — odchrząknął starając się dzielić uwagę pomiędzy wampira, a Morganę. — Podróżni? Nie rzuciła wam się w oczy jasnowłosa dziewuszka? Osiem roków ma to skaranie boskie, zlazło z wozu na postoju i ubieżało w las i teraz Ilda, znaczy się moja małżonka, woła za nią i szuka.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław