Sromota

Obrazek

„Chcę znowu widzieć gwiazdy nad traktem, chcę gwizdać wśród nocy balladę Jaskra. I pragnę walki, tańca z mieczem, pragnę ryzyka, pragnę rozkoszy, jaką daje zwycięstwo.”


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 05 gru 2022, 18:48

Obrazek
Sromota Noc strachów i czarów minęła, widma i dusze przeklęte do zaświatów powróciły, półmiski z danią opróżniły, przy ogniu grzejąc swe zgryzoty i trwogi, lecz uczucie niepokoju i zbliżającego się nieszczęścia pozostało. Dym spod wygasających zwęglonych szczap drewna, jakoby formując martwe oblicza bliskich, nie chciał wznosić się ku górze. Powszechne buczenie gołębi, skrytych pod krokwiami, wywoływało dreszcz i wrażenie obecności. I niebo nienaturalnie zasnute było falbaną czarnych skrzydeł – to kruki, wrony, gawrony i szpaki, dywagując w swoich ptasich językach, wirowały nad głowami. Spoglądając za siebie, nie opuszczało Cię uczucie, że ktoś za tobą idzie. W wilię Saovine, gdy ścierają się ze sobą dwa światy, zadziało się coś złowrogiego. Coś co miało umrzeć, nie umarło. Coś co miało panować, zostało zhańbione. Coś co miało zostać zamknięte, pozostało uchylone. Nierozsądne decyzje, okrutne czyny, przemilczane tajemnice zbierają teraz żniwa.
W kasztelu Raduń i niedalekiej wiosce Przylesie, które stanowią część krainy Jamurlak, śmierć przybyła po siedmiu mieszkańców, nie bacząc na ich historie, pochodzenie czy wiek. Umarli nagle. Niektórzy samotnie we śnie, inni całą rodziną spożywając przy stole posiłek. Zmierzch życia zbliżał się również dla kasztelana Czabora, który od kilku miesięcy spoczywał w łożu. Ten jednak miał swoje lata, choć jeszcze niedawno hucznie wyprawił swoje trzecie wesele. Toteż jego ostatnia zatroskana małżonka Salma wraz z dwójką pasierbów – Bojanem i Jaksem, wydała dekret, że kto rozwiąże i powstrzyma sprawę niewyjaśnionych zgonów, temu przypadnie niemała nagroda redańskich koron.
Z jakieś nieznacznej przyczyny, zupełnym zbiegiem okoliczności, dowiedziałeś się o tej sprawie, a pchany ciekawością, rządzą przygód, dobrocią serca, czy zwykłą chciwością, właśnie przybyłeś pod bramy grodu Radunia. Pamiętaj jednak, że ta która przędzie nić przeznaczenia, splatając ludzkie żywoty, nigdy nie kieruje się dobrą wolą.
Kontynuując atmosferę Eventu Saovine, otwieram ptasią opowieść pełną grozy, sekretów i niedopowiedzeń. Rozgrywka jest skierowana dla każdego chętnego gracza, który odważy się zetknąć z nieodgadnionym niebezpieczeństwem – może będzie to nadnaturalna siła, a może po prostu ludzka ohydna natura. Fabuła rozgrywa się w naszym świecie wiedźmińskim, może mieć pośredni wpływ na wydarzenia, plotki lub wasze postacie. Rozgrywka ma miejsce 1271 roku wczesną jesienią. Przewidziałem dwa warianty rozgrywki, każdy z graczy może wybrać jeden z nich:
a) uczestniczysz w rozgrywce prowadząc swoją główną postać z Vatt’ghern – wydarzenia z opowieści będą miały bezpośredni wpływ na twoja postać, będzie doświadczała realnego zagrożenia swoich dóbr materialnych i naturalnych, ale przewidziane są lepsze nagrody.
b) uczestniczysz w rozgrywce tworząc nową postać zgodnie z ogólno przyjętym wzorem — ale historia twojej nowej postaci musi być ściśle powiązana i w pewnych aspektach bliska emocjonalnie z główną postacią z Vatt’ghern, ale nie wroga. Może być to ktoś bliski z rodziny, dawny kochanek, porzucone dziecko, zaginiony przyjaciel… pozostawiam to twojej wyobraźni. W takim wypadku możesz liczyć na drobniejsze fanty materialne po odbyciu przygody.
Na zgłoszenia i przesłanie Karty Postaci w pw lub na discordzie czekam do 8 stycznia 2023.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 06 lut 2023, 0:09

Mirosława zniknęła w izbie kuchennej, gdzie zgodnie ze swoimi słowami, pomagała ojcu i już więcej nie pojawiła się na głównej sali. Zamiast niej między stolikami ganiała młodsza siostra, równie żwawa i radosna. Brudne naczynia zbierała ze stołów, przecierała blaty, do pustych kufli dolewała świeżego trunku, odbierając przy tym stosowną zapłatę, obdarowywała gości ciepłym uśmiechem.
Prowadzenie zajazdu było wymagającym zajęciem, a właściciele z pewnością mieli duże doświadczenie. Bywają w okolicy okresy, gdy przyjezdnych jest więcej niż jest w stanie pomieścić „Pod złotym bluszczem”, ale wszyscy i tak raczą się stołować pod ich strzechą. W rzeczywistości jedzenie przyrządzane przez kuchmistrza było dobrze doprawione i smaczne, mięso kruche i właściwie oporządzone, a obsługa miła. Dla zwykłego żeglarza, tułacza, hałaburdy stanowiła miłą odmianę od zimnych posiłków, czy pustych talerzy.
Dzieciak na słowa łysego draba jedynie odburknął coś pod nosem, co mogło zabrzmieć jak rzucanie przekleństwa, albo co bardziej prawdopodobne – marudzenie. Daro nie przywykły był do typów, którzy mu ostro i sucho przygadywali. Przeważnie omijali tłumów ludzi, a akolitki, pod dachem których się wychowywał, były bardziej niż troskliwe i uprzejme. A to ojciec był tym surowym i wymagającym, karcącym za nieodpowiednie zachowanie, ciągle oczekującym od niego więcej i więcej. Szczerze nie podobało mu się to.
Spojrzał na niego spod byka, odprowadzając spojrzeniem, a gdy tylko kawałek się oddalił prędko sięgnął do kufla, żeby opróżnić jego zawartość. Szybko pochłonął resztę miodu pitnego, które było przyjemnie słodkie w porównaniu do innych napitków. Nie spodziewał się jednak tego przykrego palenia w gardło i pozostającego na końcu języka gorzkiego posmaku. Skrzywił minę i oblizał się z resztek miodu.
Opuścili zajazd. Minąwszy jedyną bramę grodu, znajdującą się zaraz obok, w której stało dwóch wartowników ubranych w barwy herbowe miasta, sprawdzających wybiórczo wozy wjeżdżające do środka, wkroczyli na brukowane rozwidlenie dróg. Młodzi strażnicy widocznie zainteresowali się przybyciem specyficznej kompanii. Nie na co dzień tacy goście pojawiają się w okolicy. Przede wszystkim zwrócili uwagę na wiedźminkę, uzbrojonej w charakterystyczny dla swojej profesji sposób, w dwa miecze – zgodnie z ludowym bajdurzeniem stalowe na ludzi i srebrne na potwory. Jednak ich nie zatrzymali, nie powiedzieli również przykrego słowa, choć między sobą żywo dyskutować. Prawdopodobnie włodarz poinformował już strażników o przybyciu osób odpowiednich do rozwiązania sprawy zagadkowych śmierci. Równie dobrze plotki mogły rozejść się, że do Radunia przybyła mutantka w towarzystwie dwóch łysych typów i niedorostka, plątającego się pod ich nogami.
Na krańcu ścieżki prowadzącej lekko w górę, która do połowy była zabudowana lepszymi chatami, w tym siedzibą Hubrechta Henelta, znajdowała się warowna rezydencja kasztelana. Jeden z nielicznych kamiennych budynków grodu składał się z potężnego donżonu, wzniesionego z jasno-szarego kwarcytu na planie prostokąta oraz nowszej przyległej do niego niższej bryły, poszerzającą przestrzeń mieszkalną i tworzącą kolejną linię obrony w razie oblężenia. Budowla górowała nad resztą, opowiadając swoją historię uszczerbionymi blankami, naprawianymi fragmentami ścian, widocznie odróżniającymi się jaśniejszym odcieniem skały czy kolejnymi dobudowywanymi częściami. Dzieje Radunia i rodu von Kegel miały początki właśnie w tych starych zimnych murach.
Swoje kroki skierowali jednak na lewo, gdzie zaczynała się aleja rzemieślnicza, pachnąca żywicą, igliwiem i świeżo rżniętym drewnem. Większość zakładów tworzyła produkty z cynobrowego drewna jedlic jamurlskich, które było rzadkim i drogocennym surowcem. Tutaj jednak wszystko było z niego wykonane. Nic dziwnego więc, że mogli zachwycać się nie tylko skrzętnie wykonanymi potężnymi stołami o lakierowanych blatach, krzesłami z rzeźbionymi w roślinne wzory oparcia, schludnie wykonanymi bieliźniarkami i szafeczkami, ale również swoistym stylem budowy domów o bezkrokwiowym pokryciu dachu, gdzie ślęgi, zamiast dachówek, łupków, czy słomy układano równolegle do kalenicy. Nie wspominając już o mnogości beczek, kadzi i balii, maselnic, dzieży, konewek i wiader, cebrzyków, kufli, kół i radeł, kolorowych i pomysłowych zabawek. Poza tym warto było tu odwiedzić szczytnika, który miał swój zakład zaraz pod miejskim murem, albo lutnika zupełnie na końcu drogi. Nogi zaprowadziły ich do masywnej chaty, wskazanej przez wywieszoną metalową miednicę. Piętrowy wąski budynek, wciśnięty między dwa inne, na dole mieścił zakład balwierski, na górze cześć mieszkalną.
Nim wkroczyli do środka, dobiegł do nich głośny krzyk, potężne trzaśnięcie i wiązanka przekleństw w Skelligijskim, a zaraz potem ujrzeli mężczyznę przywiązanego do krzesła całego czerwonego na twarzy. Stał nad nim sprawca całego zamieszania, dzierżący w wielgachnych dłoniach obcęgi z wyrwanym zębem. Zabieg zakończył się powodzeniem. Mężczyzna wyspiarskiego pochodzenia o potężnej budowie, miał charakterystyczną jasną brodę, zaplecioną i przybraną w kolorowe i metalowe koraliki, natomiast głowę gładko ogoloną. Z bladoniebieskich oczu życzliwie mu patrzyło. Odziany był schludnie na tutejszą mieszczańską modłę, na to miał narzucony skórzany fartuch.
Witam. – Rzekł właściciel rozwiązując klienta o widocznie napuchniętej prawej części twarzy, gdzie znajdował się niedawno bolący trzonowiec trawiony próchnicą. – W czym mogę pomóc? Nie znamy się jeszcze, nowe twarzy w Raduniu? Jestem Sjertag z Arinbjorn, choć od kilku lat moim domem jest Raduń. Jestem tutejszym balwierzem. Co was do mnie sprowadza, raczej nie bolący ząb?
Na Melitele dzięki wam magistrze. Od tygodni góruje mnie ten ząb i cała szczęka. Dowierzam, że teraz trochę przecierpię i minie.
Tutaj macie jeszcze wyciąg z wierzbowej kory, który pijcie dwa razy dziennie, a naparem z szałwii płuczcie regularnie usta, żeby to wam zakażenie się nie wdało. – mówiąc to zaszedł za ladę, gdzie wypatrzeć można było różne specyfiki lekarskie, głównie zioła, maści i nalewki. Wyciągnął ciemnobrązową buteleczkę, podając mężczyźnie. – Trzymajcie zabezdurno, a jak się będziecie lepiej czuli przejdźcie naprawić mi dach.
Niepokaźnych rozmiarów pomieszczenie prócz wcześniej wspomnianego krzesła zabiegowego i drewnianej lady, zawierało obszerny stół, na którym leżały suche gałązki rozmarynu, wawrzynu szlachetnego i białego mirtu, kamienny moździerz z utartymi już ziołami, miseczka ze zwierzęcym tłuszczem. Znaleźć można było tutaj również różnego rodzaju narzędzia, takie jak obcęgi, piła chirurgiczna i małe dłutka, nożyce i brzytwy; czyste bandaże, słoiki z pijawkami i szklane bańki. Najwyraźniej u cyrulika Sjertaga można było korzystać z wszelakich usług. Na ścianach wisiały różnego rodzaju miedziane misy, wystrugane drewniane figurki kotów i sokołów oraz okrągła tarcza z trzema białymi łbami mew przeplatającymi się z runicznymi ornamentami, pod którą znajdował się mocno zużyty toporek, skrzyżowany z uszczerbiony w kilku miejscach falchionem. Z izby można było przejść do drugiej znacznie obszerniejszej, albo przejść przez drzwi kryjące się za ladą, prawdopodobnie do kwater mieszkalnych.
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 325
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 06 lut 2023, 11:07

Obrazek
Niestety dla młodego, Feigr nie był ani akolitką, ani nawet Istką, która mimo że nie darzyła bachorów jakimś szczególnym uwielbieniem, to z samego usposobienia potrafiła być dlań miła i w razie konieczności się nimi zająć. Przynajmniej tymi, które były jej pacjentami, bo raczej mało było na świecie ludzi, którzy powierzyliby swoją pociechę elfiej przybłędzie poza absolutną koniecznością. Skelligijczykowi trudno było w takiej sytuacji traktować Daromira poważnie i nie zareagował w żaden widoczny sposób na jego ciche narzekania. Skoro łysy staruszek zabrał syna na taką robotę, to w jego kwestii było to jak i czy w ogóle go dopilnuje. A jeśli zamiast zajmować się synem wolał tańcować z wiedźminką to jego sprawa.
W interesie mężczyzny leżało za to zajęcie się zadaniem, więc nie miał oporu by pospieszyć towarzystwo. Dzięki temu ruszyli w końcu do pierwszego powiązanego ze śledztwem miejsca — chaty cyrulika. Jak można się było spodziewać, jednooki maszerował do celu nieco z boku i nie zaszczycił pozostałych niepotrzebną gadaniną, pozostawiając tą kwestię albo ich inicjatywie, albo aktualnemu status quo. Sprawdzający wozy strażnicy nie przykuli jego uwagi. Ot, dwójka drabów miejskich (jeśli Raduń i podległe mu Przylesie w ogóle można było nazwać czymś podobnym) wykonująca swoją powszednią robotę. Ważne było w tym momencie tylko to, że nie stanowili dla czteroosobowej drużyny żadnej przeszkody w kolejnych poczynaniach.
Zdziwiła go, za to, mnogość obecnych w osadzie majstrów, w wyznaczonej do stawiania ich domów i warsztatów alei. Gotów był nawet zaryzykować stwierdzenie, że czego by nie potrzebował, ktoś z tu obecnych byłby w stanie to wyszykować. Gdyby, naturalnie, miał tylko na to pieniądze. A z tym było teraz u niego ciężko. Nie tracąc więcej czasu, wszedł z resztą drużyny do chaty spod szyldu miedzianej miednicy, niewiele robiąc sobie z usłyszanych wewnątrz krzyków. Można było powiedzieć, że do tych przyzwyczaił się już w przeszłości. Wszak jego była kobieta zajmowała się tym samym, zdążył się już nasłuchać.
Tym, co szybko zwróciło jego uwagę, była zawieszona na ścianie tarcza i znajome mu przekleństwa. Finalnie zaś — broda i postura samego cyrulika, stanowiące ostateczny dowody jego pochodzenia.
No proszę... Drummond taki kawał od ojcowizny! Mawiają, że rzadko opuszczacie Ard Skellig, chyba że po to, by wybrzeże złupić — zaczął w ich rodzimym narzeczu Feigr, ale kontynuował już we wspólnym. Można było przysiąc, że z lekka się przy tym uśmiechnął, ale ciężko było stwierdzić, czy z sentymentu, czy kpiny.
— Ale mawiają też, że waśnie klanowe winny pozostać na Wyspach, jak się z nich wybywa. Jestem Feigr. Z Faroe.
Przedstawienie pozostałych członków drużyny pozostawił im samym, a miast tego — swoim zwyczajem — nie mitrężył i przeszedł od razu do rzeczy.
— My od włodarza. O tym co na ciałach było chcielim pogadać. Albo, też, czego nie było. Bo wnioskuję, że wy przy nich robiliśta, dobrze nam powiedzieli, e?
Ilość słów: 0
Obrazek

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 285
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Lasota » 06 lut 2023, 11:49

Wyszli z karczmy, żeby przekroczyć bramę i wejść do grodu. Lasota w drodze tłumaczył synowi, co widzieli, w szczególności budowle, robotę rzemieślników oraz inne zjawiska, które mogły zaciekawić młody umysł. Po jakimś czasie dotarli do celu.
Wojownik skrzywił się na widok wyrywanego zęba, bowiem był to ból okropny. Wkrótce zabieg się zakończył, a drużyna mogła skupić uwagę na rozwiązaniu sprawy.
— Jestem Lasota — przedstawił się swobodnym tonem. — A to mój syn, Daro — poczochrał łeb syna po introdukcji.
Na razie zostawił towarzyszom dialog o ciałach. Podlazł do ściany, na której widniały pamiątki balwierza. W szczególności zainteresowały go toporek wraz z tarczą. W milczeniu kontemplował widok, przy okazji przysłuchując się rozmowie.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Breith
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 21 lis 2022, 7:25
Miano: Karri Kaatarine Breith
Zdrowie: Obolałe żebra
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Breith » 14 lut 2023, 21:06

Zdarzało się zatrzymanie przy wszelkich wjazdach. Ah, bo oręż zakazany, bo za ostry i mogący stanowić niebezpieczeństwo szarego ludu. By mie straszyć i nie prowokować. Bywało i tak. Tym razem obyło się bez spojrzeń rzucanych spode łba oraz w misternie kreślone dłonią znaki. Kiedy można, warto ułatwiać własne życie. Dziś było spokojnie. Względnie.
Próg przybytku przekroczyła tuż za jednym z panów. Chwilę poświęciła, oczyma lustrując nietypowy wystrój. Szczerze, nie spodziewała się takich widoków w mieścinie. Z drugiej strony, specjaliści z każdych zakątków świata byli potrzebni. Nieistotne jakiej narodowości czy jakiego klanu, ważne, by na robocie się znali. Reszta wychodzi w praniu. Tu z kolei wyglądało, jakoby kolejny z łysoli znał się na swym fachu. Elementy medyczne pomieszczenia mówiły wiele o zakresie usług. Może faktycznie byli na dobrej drodze. Pierwsze koty za płoty, jak to mawiają.
Kaatarine Breith. My nie stąd, racja. Jak towarzysz wspomniał, przybywamy w sprawie morderstw nękających okolicę — wsparła w mowie Wyspiarza, kątem oka zerkając co poczynia niedawny partner taneczny.
Pozwólcie, że przejdę do konkretów. Czas mimowolnie nagli. Włodarz wspominał, jakoby żadnych znaczących objawów trawiącej ciało choroby nie było, a sama przyczyna zgonu również nie została odnaleziona. Nie bezpośrednio. Miarkuję, że sekcja robiona była? Jeśli tak, dokumentacja jakowa jest? Odpowiedzcie nam, proszę, jak to było.
Ilość słów: 0
Młoda Karri ] [Obecna Karri ] [ Pełny wygląd Obrazek
Cel jest na końcu każdej drogi. Każdy go ma. [...] To jest sprawa tego, w co wierzysz i czemu się poświęcasz.

Kill count:
  1. Kretołak

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 22 lut 2023, 19:38

Dla jednych droga do mistrza balwierza minęła szybko, nim się spostrzegli, byli już na miejscu. Innym zaś ciągnęła się niemiłosiernie wsłuchując się w kolejne, coraz to bardziej absurdalne pytania chłopaka, które zapoczątkowały ciekawe wywody Lasoty na temat miejscowe architektury. Dlaczego tamta wieża jest taka wielka, jak wygląda w środku i kiedy tam pójdziemy? A dlaczego na człowieka tam mieszkającego mówią kasztaniak? Dlaczego wszystko jest tutaj z drewna? Dlaczego to drewno jest bordowe? A czy kupisz mi drewnianą kaczkę na sznurku? Może przynajmniej drewniany mieczyk i tarczę? A gdzie teraz idziemy? Gdzie się robi wiedźminów? A mogę pomachać tym wielgachnym mieczem? Czemu masz takie dziwne oczy? Czemu wszyscy się na nas gapią? Gdzie leżą wyspy Faroe? A to daleko? Pływasz na statku? Czemu jesteś niemiły? Na szczęście w końcu dotarli do celu i mogli zająć się czymś bardziej interesującym, niż odpowiadaniem na kolejne „dlaczego?” „czemu?” „jak?” „gdzie?” i „po co?”.
W zakładzie przywitał ich przedstawiciel Drummond, dumnego i potężnego klanu. Niektórzy powiadają, że wśród nich urodzili się najbardziej znamienici, zaciekli wojownicy. I ta ich bitność i poczucie wyższości poróżniła ich z wieloma innymi wyspiarskimi rodami, ale szczególną pogardą darzą klan Dimun. Zresztą jak cała reszta Skellige.
Za to chłystków z Faroe znają nawet w głębi lądu, aż za dobrze. Jak nie łupią i gwałcą, to zarazy roznoszą. Tak powiadają. – odpowiedział w skelligijskim z słyszalnym przekąsem, ale nadal uśmiechem na twarzy. Ciężko było stwierdzić, czy darzył go awersją czy względną serdecznością. We wspólnej mowie powtórzył zaraz po nim. — Winny pozostać na Wyspach.
Bacznie zmierzył spojrzeniem weterana, któremu towarzyszyło dziecko. Zerknął również na wiedźminkę, w zupełnie niepodejrzliwy sposób, jakby nie pierwszy raz miał styczność z mutantem. Nawet serce nie zabiło mu szybciej na widok amuletu i dwóch mieczy wystających zza pleców.
W rzeczy samej ja oporządzałem ciała zmarłych jako ten, który najbardziej zna się na życiu i śmierci w okolicy. Nie tylko pozszywam rany, upuszczę krwi i wyrwę zęba, ale również odgadnę przyczynę śmierci. Tutaj miałem styczność z bardzo dziwnymi objawami – a raczej żadnych oznak otrucia czy morderstwa, ale również nie wyglądała to jak naturalna śmierć. Jedna jedyna rzecz, która zwróciła moją uwagę były źrenice nienaturalnie szerokie, prawie jakby obejmowały całą gałkę oka. Twarze mieli nieobecne, jakby przed samą śmiercią ich dusze zdążyły opuścić ciała, jakby byli wpatrzeni w coś, czego żadne z nas nie mógł dostrzec. Zupełnie jakby byli w stanie majaku. – Na jego twarzy malowało się groza, jakby przez moment znów widział ich blade nieobecne twarze – A tak, zapiski mam z sekcji zwłok. Nie znajdziecie tam jednak nic szczególnego ponad to, co teraz wam powiedziałem.
Zniknął na moment w jednym ze swoich pokoi, pozostawiając za sobą otwarte drzwi. W tym czasie Lasota wraz z synem mogli w spokoju obserwować pamiątki balwierza. Przedmioty nie były zwykłymi ozdobnymi bibelotami. Nosiły ślady użytkowania, drewno było uszczerbione, pęknięte, farba straciła dawną żywą barwę, a miejscami można było doszukać się plam wsiąkniętej posoki. Sjertag z Arinbjorn był niegdyś wojownikiem, który osiadł w Raduniu. Daromir najpierw próbował dosięgnąć przedmiotów podskakując, ale były zawieszone zbyt wysoko. Później stracił nimi zainteresowanie, przerzucając swoją uwagę na cyruliczny stół.
Proszę, weźcie je. Mnie nie są potrzebne. – Powróciwszy brodacz wręczył Kaatarine plik pergaminów, który opisywał stan każdego denata z osobna. Opis nie był zbyt szczegółowy, a charakter pisma mało czytelny, ale czujny umysł kobiety mógł odnaleźć tam z pewnością jakieś ważne wskazówki. Przynajmniej tak się jej wydawało.
Poleciłbym wam pogadać z kompanami od flaszki Gustawa i Ewalda. Przesiadują każdego wieczoru w „Dziurawej beczułce”. Lub zajdźcie do domu Ignacego w Przylesiu. Dom został nie ruszony po ich śmierci, bo nie było komu. Włodarz zamierza sprzedać chatę, ale każdy się boi klątwy.
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 325
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 23 lut 2023, 11:19

Obrazek
Cały ten stek dziecięcych pytań utwierdził go tylko w przekonaniu, że nawet jeśli sobie kogoś znajdzie, to ze zrobieniem bachora jednak poczeka. Niełatwo jest być ojcem i nie każdy się do tegoż ojcostwa nadaje. Przyznać jednocześnie musiał, że towarzyszący im Kaedweńczyk miał niebywałą cierpliwość do swojej pociechy. Malec mógł trafić o wiele gorzej.
W końcu i on sam się ulitował, lakonicznie wyjaśniając chłopaczkowi nurtujące go sprawy. Przynajmniej te dotyczące jego własnej osoby.
— Faroe jest daleko na morzu. Nie, nie pływam na statku. Walczyłem na wojnie. Nie pytaj tyle, bo kociej mordy dostaniesz... — po czym potargał go lekko za nos, wyjątkowo delikatnie jak na posiadacza tak wielkich łap.
Dimun gardzili wszystkimi, a wszyscy gardzili nimi — tedy nie można było powiedzieć, że jego animozja z Drummond była jakaś szczególnie wyjątkowa. Feigr z podobną niechęcią traktował tych z Brokvar, Tuirseach, czy nawet an Craite. Rzecz w tym, że tutaj, na Kontynencie, wszyscy byli po prostu Wyspiarzami. A przynajmniej z takiego założenia zwykł wychodzić, żeby nie robić awantury przy każdym spotkaniu. W odpowiedzi na ripostę felczera, jednooki zarechotał na głos jak nigdy wcześniej w obecności aktualnej kompanii, prezentując przy tym drobne braki w tylnej części uzębienia.
— A, pies ci mordę lizał! — odpyskował, siląc się jednak na pewną serdeczność. Przytyk felczera był może i wredny, ale niech ich obu upiory Mörhoggu porwą, jeśli nieprawdziwy. — Mateczka mówiła, że bab i medyków się nie bije. A babskich medyków zwłaszcza. Tedy nie skuję ci gęby.
Wysłuchał potem cierpliwie tego, co mężczyzna miał do powiedzenia — po to tu w końcu przyszli. Mógł w sumie przewidzieć, że sprawa wyglądała tak jak streścił im raduński włodarz, ale oczy denatów wydawały się cenną poszlaką, która być może nada temu wszystkiemu sens, gdy tylko dowiedzą się czegoś więcej. Istka, jak mu się zdawało, tłumaczyła kiedyś pobieżnie co dzieje się z ciałem po śmierci. Poza tym niejednego trupa już widział... Niejednego też trupem uczynił. Próbował odkopać z tych dawnych wykładów i doświadczeń coś, co mogłoby rzucić na sprawę nieco światła.
— Źrenice zwykły się szerzyć jak ktoś pada trupem — stwierdził w końcu. — Ale... że aż tak, że na całe oko, to żem jeszcze nie słyszał. Zaiste, ciekawe... Może to ten... jak się zwie... no, badyliszak! Co powiecie, wiedźminko?
Na notatki sam też zerknął, choć tylko przez ramię towarzyszki. Szybka próba przeczytania run dała jasno do zrozumienia, że nie będzie w stanie samodzielnie odszyfrować tych bohomazów, chyba że spędzi nad nimi dobre pół dnia.
— Na cyce miłosiernej Freyji! Nie mówiłeś, że będą po krasnoludzku... — skomentował sarkastycznie, po chwili jednak kiwając głową. — Ale i tak dzięki wam za pomoc. Jak chcecie to możem pójść do tej „Beczułki”, chyba że jednak lepiej nam będzie się rozdzielić. A ten... co z żoną tego drwala, co pierwszy trupem padł? Wie ona cosik? Gadać z nią warto?
Ilość słów: 0
Obrazek

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 285
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Lasota » 27 lut 2023, 23:27

Daromir nie testował cierpliwości ojca, ponieważ temu nie przeszkadzała nawałnica pytań z każdej strony, a nawet odnajdywał przyjemność w odpowiadaniu na niektóre z nich. Wieże są po to, żeby wypatrywać rzeczy, ludzi, a w szczególności podkradających się szyszkojadów; bo jest młody, głupi, albo młody i głupi; bo ta wiocha na drewnie zarabia i jedlice ścina; jak zrobisz dwadzieścia pompek to ci kupię kaczkę; w swoim czasie dostaniesz broń; do cyrulika; wiedźmy i czarognioty tworzą wiedźminów; a gapią się na nas, bo się wyróżniamy, nieco to niebezpieczne...
...aż lekko popchnął wyspiarza, który niespodziewanie zaczepił Dara. Jego ojciec wystąpił, osłaniając ciałem nieletniego.
— Ejże, uwaga z tymi łapskami — powiedział niby spokojnie, ale z jawną groźbę w oczach. — Nie tykaj tego, co cudze.
Resztę drogi Lasota pokonywał już w czujności, obserwując wyspiarza, który czuł się zbyt pewnie.
Po jakimś czasie, po przedstawieniu sprawy przez cyrulika i wysłuchaniu go do końca, łysy ojciec postanowił przemówić.
— Jakieś licho załatwiło tych biedaków — stwierdził nieprzekonany własnymi słowami. — Mało wiemy, żeby rzecz ustalić. Trzeba szukać dalszych wskazówek — podsumował.
Zerknął na wiedźminkę i towarzysza-bydlaka, a później na samego cyrulika.
— A powiedzcie, mistrzu, w jakich odstępach czasowych poumierali? Coś się wtedy działo w wiosce, były to jakieś szczególne dni?
Zbliżył się do towarzyszy.
— Wygląda na to, że to nie koniec poszukiwania wiedzy. Proponuję się rozdzielić, żeby czas zaoszczędzić — zaczął mówić, w tym samym czasie głaskał swój łeb pokryty dwumilimetrowymi włosami. — Nie pojmuję, że niby nic nie łączy zmarłych, ale czy na pewno? Muszę zobaczyć większy obraz. Przejdę się do tej — głos mu spochmurniał — mądrej kobiety, co mieszka pod lasem.
Spojrzał na syna.
— Dawaj, Daro! Idziemy.
W drodze do wyjścia rzekł głośno, ale nie odwracając się:
— Spotkamy się jutro, na śniadaniu. Powodzenia!
Poszedł z synem, udali się do wiedźmy wioskowej. Ale nie udał się tam z pustymi rękami. Postanowił kupić drobne bibeloty i rarytasy pod postacią smakołyków, żeby przynieść nieznajomej dary, okazując szacunek. Wytłumaczył synowi, że nie należy przychodzić w gości z pustymi rękami, w szczególności w gościnę pod dach tajemniczych osobników.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Breith
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 21 lis 2022, 7:25
Miano: Karri Kaatarine Breith
Zdrowie: Obolałe żebra
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Breith » 01 mar 2023, 5:21

Szczęśliwym trafem o potomstwo suszyć sobie głowy nie musiała. Pozbawiona fizycznej możliwości posiadania takowego, w pełni zadowoliła się opieką nad raczkującymi łowcami potworów. Teraz, gdy ci podrośli i pracują na ''własne'', poczciwa ciocia Kos wciąż dźwiga swego rodzaju brzmienie targania za uszy młokosów. Oczywiście względem jej wieku. I to w pełni wystarczało. Niańczenie całkiem młodziutkiego brzdąca nie leżało w jej obowiązkach, tym bardziej w przyjemnościach. Rozkosze płynące z tej sposobności pozostawiała prawnemu opiekunowi. Zbyt zajęta była robotą, by szczególnie zaprzątać sobie głowę zadającym aż nadto pytań albinosem. Dopóki jego bezpieczeństwu coś nie zagrażało, bo i wtedy miała zareagować. Osobiście zerkała na ''zgrzyty'' między łysolami, uważnie śledząc tok rozmów i czekając na moment do ingerencji. Jednak gdy tylko pytania szły w jej stronę, odpowiadała ochoczo. Wyczerpująco, czasem przerysowując pewne wydarzenia czy aspekty tak, by młodemu umysłowi wydały się jeszcze ciekawsze niż w rzeczywistości były. Nie odbiegając nadto od prawdy.
Zaintrygowana osobliwością felczera obserwowała bacznie, niezauważalnie wytężając odrobinę zmysły. Na tyle, by zapachy medycznych środków nie kuły nieprzyjemnie w nozdrza, mimowolnie kategoryzując poszczególne nuty zapachowe. Szczegół, mogący okazać się przyszłościowo istotny. Po prawdzie bardziej zwracała uwagę na to, co mogło znajdować się w jego przybytku, a o co gorzej ''na zewnątrz'', bez kontaktu z samym zainteresowanym. Gdyby gdzieś miała skojarzyć konkretny zapach, wiedziałaby po której nitce kluczyć. Ot, takie tam wiedźmińskie gdybanie, co by było gdyby. Karri miała w zwyczaju poważnie podchodzić do zleceń, przykładając do nich wiele energii i szczegółu. Niektórzy nazwaliby ją pracoholiczką. Mieliby rację.
Jeśli maczał w tym pazury potwór, to inteligentna, świadoma bestia. Bez wątpienia nie pokroju bazyliszka. Wiedziałabym, gdyby w okolicy grasowałoby takie bydle. Z klątwami, zjawami i truciznami od tych mniej dyskretnych kreatur bywa już znacznie ciekawiej. Ale nic poza oczyma nie było widać...A denaci są, cóż, pod ziemią — odparła na pytanie pana Wyspiarza, znacząco ściszając głos. Myślała na głos, oczyma świdrując kawałki papieru i misterne szlaczki. Nie wysnuwała konkretnych wniosków już teraz. Zbyt zgubne. Więcej dowie się na miejscu zbrodni, im wcześniej tym lepiej.
Klątwa. Co ludzie o niej powiadają? Cosik konkrety czy jeno same bajania po tragicznej śmierci? — Skupiona by rozczytać jak najwięcej z notatek, zapytała przelotem o pogłoski na temat wspomnianej klątwy. W końcu wybierała się tam w pierwszej kolejności, żywo przystając na propozycje rozdzielenia się grupy. Gdy tylko otrzymała to, czego chciała - wyruszyła w dalszą drogę, rzecz jasna konno ku chacie po zmarłym w Przylesiu.

► Pokaż Spoiler
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Młoda Karri ] [Obecna Karri ] [ Pełny wygląd Obrazek
Cel jest na końcu każdej drogi. Każdy go ma. [...] To jest sprawa tego, w co wierzysz i czemu się poświęcasz.

Kill count:
  1. Kretołak

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 18 mar 2023, 7:56

– Jebać twoich zmarłych krewnych, krewnych twojej babki, twojej matki i trzech czwartych Faroe.
Przerzucanie się złośliwościami między wyspiarzami nie przypominało rzeczywistego zatargu, który mógł doprowadzić do mordobicia, a raczej zwykłe braterskie droczenie się. Jeden został nazwany łupieżcą, drugi chłystkiem, aby dostać odpowiedzieć, że jest tylko babskim medykiem. Dla mieszkańca kontynentu jest to dość niezrozumiałe, że można jednocześnie określać się całą listą wulgarnych epitetów i złośliwych fraz, a jednocześnie życzliwie się do siebie uśmiechać. W innych warunkach, gdyby znajdowali się podczas abordażu na przeciwległych drakkarach, z pewnością bez zawahania stanęli by twarzą w twarz ze sobą w walce na śmierć i życie.
Wypowiadanie przekleństw, złorzeczeń i wulgaryzmów nie przeszkadzało jednak w prowadzeniu poważnej rozmowy na temat istoty sprawy. Daromir korzystając z nieuwagi rozmówców zakradł się na zaplecze, gdzie zniknął po chwili, co spostrzegła jedynie wiedźminka. Ta jednak bardziej była zajęta uważnemu przyglądaniu się pomieszczeniu i czytaniu pobieżnie sporządzonych notatek na temat denatów.
Wpierw skupiła się na świeżym, korzennym, aromatycznym zapachu, przypominającym kamforę, który przenikał się z bardziej intensywną wonią dymu — ostrą i gorzką. W każdym innym miejscu rozpozna już aromaty utartego rozmarynu i palonego liścia bobkowego, którym nasiąknięte były ciuchy i ciało cyrulika. Gdy inni rozmawiali jej wzrok padł na dłonie mężczyzny, którymi żywo gestykulował podczas odpowiadania na pytania jej towarzyszy. Potężne dłonie z licznymi drobnymi i większymi bliznami, ze zrogowaciałą skórą od ciężkiej pracy, miały pewną gracje i precyzję potrzebną na jego stanowisku. U lewej dłoni nie miał małego palca i brakowało mu dalszego paliczka palca serdecznego, na którym nosił żelazną obrączkę. Bardziej ją jednak zainteresowało, że skóra pod jego paznokciami była delikatnie sina, co mogło być świadectwem jakieś choroby lub zatrucia organizmu. Poza tym nie widoczne były u niego żadne oznaki złej kondycji, nie była jednak medykiem, aby stawiać celne diagnozy. Natomiast w samym pomieszczeniu nie zauważyła niczego szczególnie intrygującego, poza tym co zdążyli spostrzec już wszyscy goście przybytku. Na nieco dłuższą chwilę zawiesiła oko na drewnianych figurkach kotów i sokołów pokrytych świeżą farbą. Właściciel niedawno musiał je tutaj zawiesić, aby upiększyć wystrój wnętrza lub w zupełnie innym, może bardziej ezoterycznym celu. Niestety Breith nie znała dokładniej kultury Skellige, miała jednak na podorędziu człowieka, który mógł jej opowiedzieć o wiele więcej o historii i wierzeniach wyspiarzy, niż mogłaby wyczytać w mądrych księgach.
Przeglądając notatki nabazgrane niedbałym pismem na starych pergaminach, potrzebowała znacznie więcej czasu, żeby znaleźć informacje, które miały jakieś większe znaczenie dla sprawy. Pierwszy zginął elf drwal imieniem Relemis. Jego zwłoki znaleziono w lesie, w okolicach obozu, w którym pomieszkiwał. Ciało prócz śladów kilku uszkodzeń w związku z ciężką pracą rębacza, wbitymi w skórę drzazgami i grubymi pęcherzami na dłoniach, nosiło oznaki identycznej zmiany gałek ocznych – nienaturalnego powiększenia źrenic. Sjertag pisał również o pewnym delikatnym uszkodzeniu ciała szklistego. Później do jego zakładu trafiła czteroosobowa rodzina, wszyscy o identycznych zmianach. Tylko w wypadku Ignacego, Doroty, Stasia i Bogusi napomknięto o widocznym zasinieniu warg i jamy ustnej, co w innych warunkach pewnie można byłoby pominąć, ale w sytuacji dziwnych śmierci – zwróciło uwagę wiedźminki. Ostatni byli bracia Innel, gdzie znalazło się wiele wzmianek o marskości wątroby, przebarwieniach skóry, chronicznym zapaleniu przyzębia. Jeden z nich cierpiał również na postępujący zgorzel prawej stopy. Ciężko było jej odnaleźć się w tym natłoku informacji stojąc na środku zakładu balwierskiego, gdy inni gadali nad jej uchem. Musiałaby w spokoju usiąść przy stole, aby przeanalizować dokładniej zawarte tam treści.
Groby braci Innel są jeszcze świeże, ale wątpię by ktoś ich odwiedzał. Towarzysze od kufli za pewne zdążyli ich zapomnieć, zapijając własne smutki, a rodziny żadnej nie mieli. Śmierci nastąpiły w przeciągu kilku dni od siebie. Od pochówku rodziny Ignacego nie minął chyba tydzień. Relemisa, tego elfiego drwala dwa tygodnie temu miałem w swoim zakładzie. Może trochę dłużej. Nie pamiętam już. Prócz cotygodniowego bazaru w Przylesiu nie sądzę, żeby coś niepokojącego się wydarzyło. No i choroby naszego Kasztelana, która mocno zasmuciła mieszkańców. Dobry to człowiek. I zawsze dobrym zdrowiem się cieszył. Teraz nie dopuszczają mnie do jego łoża – jego małżonka załatwiła jakiegoś znachora o kant dupy potłuc.
Co do wdowy po elfie, kobieta inostranna, przybyła kilka dni temu, gdy maż jej nie odpisał na list i wielka smuta ją przywitała. Czy wie cosik? Nie mam pojęcia. Zamieniłem z nią zaledwie kilka słów, gdy wydałem jej ciało męża. Pierwszego dnia nie mogła przestać płakać, trzęsła się jak osika i włosy z głowy wyrywała, ale gdy ją ostatnio widziałem była blada, nieobecna i zimna, jak jakaś biała dama strasząca w zajeździe. Nie wiem czy cokolwiek wam powie.
Nagle z zaplecza doszedł do nich dźwięk łupnięcia i przeraźliwy krzyk dzieciaka, a zaraz później Daromir wyskoczył zza drzwi wprost na swojego ojca, wtulając się w jego tors z całych sił. Krzyczał coś o potwornościach trzymanych w słoikach przez balwierza. Sprawca zamieszania przez dłuższy czas nie chciał się uspokoić, chlipiąc pod nosem i prosząc ojca, żeby wyszli z zakładu. Jak się okazało, brodacz trzymał jakieś narządy, prawdopodobnie nieludzkie, zanurzone w strasznie śmierdzącej substancji, którą z tej odległości poczuła jedynie Karri. Mężczyzna na chwilę zniknął, ale wrócił rozłoszczony, zamykając za sobą drzwi.
Smarkaczu!! Następnym razem jak wejdziesz na zaplecze mojej pracowni lub dotkniesz czegokolwiek z moich rzeczy, wpakuje cie do takiego słoika i zakonserwuje! – Wrzasnął zdenerwowany mężczyzna wymachując rękoma. – Na jędrne cyce Freyji, wiesz jak ciężko jest zdobyć grasice Dopplera?! – Pozostali nie wiedzieli, ale ptaszyna południa już tak. Nie słyszała jednak, żeby wypreparowane gruczoły zmiennokształtnych miały jakiekolwiek właściwości zdrowotne.
Same bzdury ludzie gadają. – odpowiedział kobiecie cyrulik, gdy trochę ochłonął. — Że w domu straszy, że na poddaszu zalęgły się kuroliszki, że rzuciła na nich klątwę wiedźma, że nie palili świętego ognia, że szeptucha im złorzeczyła, a inni że przed czymś chcieli się uchronić, dla tego do niej Dorota chodziła. A taka prawda, że zabobonni wieśniacy zawsze chodzą do starych bab lub korzystają z ich usług, bo są tańsze od moich, choć mniej sprawdzone i bezpieczne.
Na pożegnanie z wiedźminką, a nawet z najemnikiem z rozwydrzonym dzieciakiem, któremu zapomniał już incydentu z preparatami, Sjertag życzył bezpiecznej drogi i szczęścia w rozwiązaniu zagadkowych śmierci. W zakładzie pozostał jedynie pobratymiec z innego klanu, którego bez zawahania, gdy tylko zamknęły się frontowe drzwi, zagaił.
Wiem, że jesteście zajęci ważniejszymi sprawami, ale miałbym do ciebie interes. – Poklepał go po plecach nazbyt życzliwe. – Skradziono mi brzytwę z demeszku, najbardziej ostre ustrojstwo jakie kiedykolwiek miałem w rękach. Jeszcze na wyspach darował mi je ojciec, więc ma wartość również sentymentalną, choć był kawałem drania, a w reszcie chujem. – Opisał mu pokrótce wygląd narzędzia o ciemnobrązowej rękojeści, z grawerunkiem klanu i nietypowej fakturze ostrza. – Nim spostrzegłem zniknięcie brzytwy odwiedził mnie jedynie spławiacz drewna Ulbu, który mieszka nad Rną i młody Jaksa tutejszy kowal. Nie podejrzewam ich, ale nigdy nie wiadomo. No i Naczęmir, którego już poznaliście, zajmuje się dekarstwem jak wielu tutejszych rzemieślników. Może coś dowiecie się też w Dziurawej Beczułce. Jeśli nie znajdziecie czasu to zrozumiem, nie jesteśmy przecież przyjaciółmi … ale jeśli znajdziecie brzytwę to będę twoim dłużnikiem Feigr. Będziesz czegoś potrzebował, to w moim zakładzie zawsze znajdziesz pomoc.
Obrazek Lasota
Opuścili zakład balwierski krótko po spektakularnej histerii Daromira, który uspokoił się dopiero, gdy wyszli na jedną z dwóch brukowanych deptaków w całym Raduniu. Przed udaniem się do mądrej kobiety, zaszli jeszcze do tutejszego piekarza, gdzie zakupili kawał świeżego chleba z mąki zhruba pytlowanej i kołaczyka z serem twarogowym. Po drodze zakupili jeszcze jakieś drewniane ozdoby, które ponoć odpędzają złe duchy, mają dawać szczęście, czy chronić przed chorobami. Chłopak nadal miał szkliste oczy i ciągle pociągał nosem, ale z zapartym tchem oglądał wszystkie rzeczy, prezentowane u rzemieślników. Chciał się również załapać na jedną słodką bułkę, identyczną jak ta, którą nieśli do baby.
Na peryferiach sioła znajduje się chałupinka lokalnej szeptuchy, zdobna w suszone zioła, zwierzęce kości i fetysze. Żadnej z roślin Lasota nie był w stanie rozpoznać, choć ich właściwości za pewne miały równie zbawienne działanie na ludzki organizm, jak i zgubny. Wydzielały silny duszący zapach, mieszających się ze sobą słodkości i goryczy, żywic i polnych kwiatów, delikatnych aromatów z dominującymi nutami. Między targanym wiatrem suszem i pająkami, które plotły sieci między nimi, odnaleźć można było czaszki psokształtne, gryzoni i jelenia. Wisiały również talizmany ze zwierzęcych zębów i niewielkich kostek, które wygrywały jakąś tajemną melodię, która opowiadała o sile magii. Nawet taki laik jak Lasota potrafił wyczuć dziwaczną energie tętniącą w pobliżu miejsca.
Na co czekacie?! Jak już przyleźliście przekroczcie próg, nie stójcie tam. – Dobiegł do nich zachrypnięty podstarzały głos, należący do właścicielki. Ciężko powiedzieć skąd wiedziała, że znaleźli się pod jej drzwiami, ale mądre kobiety już tak mają.
Wnętrze szałasu było jeszcze bardziej duszne od dymu, ziół i wilgoci. Ponadto zaczęło śmierdzieć truchłem. Gęste kotary ciemności były rozjaśnione oliwnymi lampkami, ustawionymi to tu, to tam. Dopiero po chwili, gdy wzrok przyzwyczaił się do mroku, mogli się rozejrzeć. Pomieszczenie było strasznie zagracone – stolikami i stołkami, chochołem stojącym w jednym z kątów, wiszącymi roślinami, paleniskiem ustawionym centralnie i wieloma innymi klamotami. Pod sufitem nad wejściem wisiał pająk ze słomianych warkoczy, którego sieć rozciągała się na wszystkie kąty domostwa. Do ściany przywieszone były różnego rodzaju amulety i magiczne przedmioty, a wśród nich było kilka żadnic – wykonanych z materiałów, włóczki i kolorowych koralików lalki, które pleciono z intencją. Ponadto Kaedweńczyk zwrócił uwagę, że klepisko porastały liczne grzyby. Daro czuł się tutaj nieprzyjemnie.
Co was do mnie sprowadza? Córka zaszła w niechcianą ciążę, żona was zdradza, kuśka nie chce stawać? – Dopiero gdy się odezwała i odwróciła, mogli ją spostrzec. Wcześniej jakby zupełnie wtapiała się we wnętrze chałupiny.
Ubrana była w przyduży płaszcz zrobiony z fragmentów futer różnych zwierząt – niedźwiedziego, lisiego, zajęczego, a nawet jakiś mniejszych gryzoni. Włosy miała gęste i siwe, splecione w kłosy z wsnutymi kostkami i suszonymi kwiatami. Twarz wysuszoną i pomarszczoną. W wychudzonych i długich dłoniach o wielkich szponach, trzymała kawałek włóczki. Zbliżyła się nagle w ich stronę, wyrywając z dłoni Lasoty kołaczyk. Kawałek ciasta wepchnęła sobie do ust, krusząc przy tym okropnie.
Ali wo. — Kontynuowała przeżuwając. — Z tym czyżykiem do mnie przychodzicie? – Pochyliła się w stronę albinosa, patrząc twarzą w twarz, a paznokieć ze wskazującego palca wbijając w jego czoło – To okropne czary, paskudne klątwy, niszczycielska magia. Jomko i łatwiej byłoby Ci go zarżnąć na ofiarnym ołtarzu i wybawić jeho duszę, niż ściągnąć przekleństwo. – Spojrzała teraz na Lasotę – jednym bladoniebieskim okiem, drugim czarnym, zupełnie pochłoniętym przez źrenicę. – Jeho przekleństwo jest głęboko zakorzenione jeszcze w łożysku matki.

Obrazek Karri
Uzyskawszy niezbyt satysfakcjonującą odpowiedź na swoje ostatnie pytanie, ruszyła konno ku chacie, gdzie zmarła cała rodzina. Pozostawiony w zajeździe Pstrąg został właściwie oporządzony, choć nawet o to nie prosiła. Znacznie szybciej znalazła się w Przylesiu, niż jej łysy adorator. Podpytawszy się ludzi, dotarła do piętrowej drewnianej, jak wszystkie tutaj, chaty. Znajdowała się w okolicy zakładu bednarskiego. Posiadała niepokaźny ogródek, w którym stał niewielki posępny strach na wróble, zapewne wykonany dziecięcymi rękoma. Nie odstraszał jednak srok i wron, które przysiadywały na dwóch jego końcach, przerzucając się ptasimi wyzwiskami, dyskutując na tematy własności krzaków czarnych porzeczek, aronii i karłowatej wiśni. Poza tym z ziemi wyrastały jeszcze inne warzywa i zioła, ale zaczęły już zarastać chwastami. Przed wejściem stała tabliczka informująca, że dom jest na sprzedasz. Miejscowy włodarz starał się na wszelkie sposoby, aby sprzedać pozostawioną nieruchomość. Na boku chałupy stał jeszcze wóz drabinowy, jakby gotowy do jazd.
Na pierwszy rzut oka wiedźminka mogła stwierdzić, że budynek mieszkalny był w dobrym stanie. Świeże deseczki pokrywały dach, na trzech oknach znajdowały się porządne dobrze zamknięte okiennice, a przed wejściem nawet zawieszono na ścianie zdobną oszkloną mosiężną lampę. Nacisnąwszy klamkę potężnych drzwi, te nie drgnęły. Ktoś zadbał o bezpieczeństwo dobytku, pozostawionego tutaj przez poprzednich, nieżyjących już właścicieli. Karri mogła po prostu wywarzyć drzwi, nikt raczej by na to nie zareagował. Intuicja podpowiadała jej jednak, że gdzieś tutaj musi być klucz.
Ilość słów: 0
Obrazek

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 285
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Lasota » 18 mar 2023, 11:20

Daromir nie otrzymał słodkiej bułki, a burę od swojego ojca, który jasno wytłumaczył w drodze do szeptuchy, aby szanował cudzą prywatność i przestrzegał zasad gospodarza. Podkreślił, iż cyrulik potraktował ich wyjątkowo ulgowo, bowiem w wielu przypadkach domownicy albo wezwaliby straż, albo własnoręcznie rozprawiali się z intruzem.
— I najważniejsze: nigdy nie daj się złapać czy zauważyć. — Po tych słowach zatrzymali się niedaleko od chatki wiedźmy, żeby za sprawą wysiłku fizycznego ukarać syna. Lasota kazał mu wykonywać ćwiczenia, a jeśli ten nie zamierzał usłuchać, ojciec zdolny byłby zawiesić swoje śledztwo, żeby tylko wpoić w swojego syna dyscyplinę i wymusić na nim dokończenia treningu.
— Bolą łapki, co? Jak by cię przyłapał inny wyspiarz, uciąłby je od razu. Pomyśl o tym bólu, kiedy postanowisz znowu myszkować w nieswoich kątach, Daromirze! Myśl! Zawsze myśl!
Lasocie podskoczyło ciśnienie. Kiedy wpatrywał się na Dara, przeszła mu przez głowę myśl, aby stłuc chłopaka. W ostatniej chwili się opanował, padając na ziemię, żeby wyładować swoją agresję za sprawą serii pompek.
Po dłużej chwili Wielomirowie, spoceni od ćwiczeń, zawitali przed progiem chałupy mądrej kobiety. Wojownikowi nie spodobało się to, co ujrzał ani to, co poczuł. Mimowolnie wracał wspomnieniami do dawnych lat, kiedy spętany mroczną wolą służył jej niczym niewolnik, przelewając krew tych, których uważał za swoich braci. Nieprzyjemnie było mężczyźnie wracać do tamtych dni, przez co niechętnie przekraczał próg drzwi, gdy usłyszał wołanie kobiety.
— Trzymaj się blisko mnie, synu — Wydał polecenie, tym razem patrząc poważnie na syna.
Weszli.
Wojownik podarował wiedźmie dary, a potem przysłuchiwał się w milczeniu lekceważącemu tonowi kobiety. Wymyślając potrzeby swego gościa, niespodziewanie zapytała o klątwę, a zaproponowawszy ostateczne rozwiązania tej sprawy z lekkością porównywalną do rozmowy o pogodzie, usłyszała ciszę. Ojciec, zanim odpowiedział, długo na nią patrzył, prosto w oczy, z nieukrywanym obrzydzeniem. Walczył z pokusą skrzywdzenia wiedźmy, złe myśli poczęły szarpać za jego nerwy.
Nachylił się do niej.
— Prędzej zarżnę pozostałych — wyrzekł powoli, spokojnie, albowiem w każdej wypowiedzianej sylabie zaklęto prawdę. — Przychodzę w innej sprawie. — Zmienił temat, walcząc z urażonym ego, aby przejść do właściwego celu wizyty.
— Mieszkańcy wam poumierali w dziwnych okolicznościach. Rozmówiłem się z Hubrechtem, pomagam mu — przejście od sedna pomogło wojownikowi uporządkować mętlik w głowie, jego ton znów się stał neutralny. — Przyszedłem z darami, ponieważ proszę cię o wsparcie w tej sprawie. Proszę o wiedzę. Nie godzi się, aby ludzie ginęli w ten sposób, jakoby sama śmierć wydzierała im dusze z ciał.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 325
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 18 mar 2023, 15:22

Obrazek
— No, no! Bez takich. Zmarłym się spokój należy. I w grobie i w pamięci — ostrzegł go Feigr, szczęściem dalej bez zgryzoty. Po prawdzie to znudziło mu się już wzajemne obrzucanie wyzwiskami. Sjertag może i był Drummond, ale na swój sposób był też i swój chłop. — Jak się cały ten bajzel wyjaśni, to damy se jeszcze po mordach i wypijemy parę kolejek. No ale... teraz to robota wzywa.
Na tym zadupiu będzie musiała im wystarczyć taka namiastka „starcia drakkarów”, po której schleją się w trupa i zostawią ostatnie pieniądze w bordelu. Jak na porządnych Skelligijczyków z dwóch różnych klanów przystało.
— Jak zapomnieli, to se przypomną. Dobrze by było wiedzieć, kto każdego z nieboszczków znalazł. Idę tedy... ten tego... rozpytać w „Beczułce”. Najwyżej da się temu i tamtemu po mordzie. Z czymś wrócę na pewno. — odpowiedział towarzyszom z przekonaniem, by wiadome im było gdzie go szukać w razie potrzeb. Cała ta sprawa śmierdziała, a niewykluczone że choroba Kasztelana ma z nią coś wspólnego, ale nawet jeśli tak było to nie szło tego powiązać. Przynajmniej jeszcze nie teraz.
Słysząc krzyk Daromira, o mało co nie zerwał się samym instynktem, żeby nie wbiec do środka i samemu nie zweryfikować sytuacji, ale gówniarz był szybszy — musiał wystrzelić stamtąd jak elfia strzała w boga ducha winnego podróżnika na trakcie. Ostatecznie nie skomentował kwestii ni słowem, uznając tak jak ostatnio — że bachor to bynajmniej nie jego sprawa, a Sjertag co najwyżej wpierdoli Lasocie za to, że synowi z głowy złodziejstwa nie wyplenił.
Nieco rozczarowany, że tak się nie stało, już szykował się do wymarszu, gdy rodak zatrzymał go nieomal w progu z krótkim, acz rzeczowym interesem.
— Mój też chuj, ale nie chce mnie się o tym gadać. Popytam w oberży o twoje ostrze, albo u kogoś z tej dwójki jak będzie mi po drodze. Nic nie obiecuję. Bywaj, balwierzu — rzucił na pożegnanie, po czym wybył w kierunku swojego następnego celu śledztwa — rzekomej speluny, szerzej znanej jako „pod Dziurawą Beczułką”. Co miał tam zastać — nie wiedział, choć się domyślał. Jak by nie było — od razu planował zagaić do oberżysty, z krótkim, wielce konkretnym pytaniem.
— Kto tu z Innelinami przesiadywał? Interesa mam.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 303
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 29 mar 2023, 14:07

Feigr
Karczma „Dziurawa beczułka”, drugie okoliczne miejsce, w którym można było coś zjeść i napić się, znajdowała się w Przylesiu za pierwszą linią zabudowań. Była piętrowym budynkiem z przylegającą do niej gorzelnią. Stary bujający się na wietrze szyld w postaci antałku, był wyżarty przez korniki i pleśń. Miejscowi mówią, że wcześniej nazywała się „Pełna beczułka”, zanim ząb czasu przemienił ją w zwykłą spelunę, do której zjeżdżają się moczymordy, miejscowe chłopy, zmęczeni pracą drwale i typy spod ciemnej gwiazdy.
Wewnątrz przywitała go woń wędzonki i gotowanego na ogniu krupniku, mieszająca się z siwuchą, tanim kwaśnawym piwem i ludzkim potem. Było gwarno i pełno, choć klientela dopiero zaczęła się schodzić. Niektórzy grali w karty i kości, przegrywając kolejne denary i godność, drąc się przy tym niemiłosiernie. Inni pili tanie trunki, gadali i żartowali. W jednym koncie siedziało kilku rosłych mężczyzn o ciele spieczonym słońcem, jedzących tak śpiesznie zupę z drewnianych talerzy, jakby nigdy wcześniej nie jedli. Gdzieś uśmiechnięty jegomość bez jednego przedniego zęba, dobijał udanego targu, sprzedając zupełnie niedyskretnie jakieś zawiniątko. Przy samotnym stoliku siedział typowy zabijaka z mieczem u pasu, ubrany w skórzaną zbroję z ohydnym wyrazem twarzy, prawdopodobnie w wyniku wypicia lokalnego specjału. Gdzieś młoda kobieta o ciemnych jak węgiel włosach i jasnym licu, siedząca między dwoma dojrzałymi mężczyznami, pozwalała się dotykać w niedwuznaczny sposób. Inna bardziej pulchna młódka o przyzwoitej urodzie, siedziała na kolanach postawnego mężczyzny, smyrając go po twarzy końcówką swojego warkocza. Nawet niewyrośnięta dziewczyna o twarzy pokrytej bliznami po ospie wietrznej, ale wielkich migdałowych oczach, potrafiła znaleźć adoratora, który bezceremonialnie gmerał ręką pod jej spódnicą. Tutejsze młode kurwy potrafiły osiągać nie małe zarobki, gdy brakowało w okolicy prawdziwego burdelu. I w przeciwieństwie do novigradzkich kurtyzan, nie musiały się zbyt dużo narobić, posiadając mało wymagającą klientelę.
Za szynkwasem stał grubszy mężczyzna o zaczerwienionych policzkach i nosie, jeden z współwłaścicieli tego przybytku. Włosy na głowie miał mocno przerzedzone, a pozostałe przydługie kosmka zaczesane do tyłu. Ubrany był w poplamiony fartuch, a najbrudniejszy był mankiet prawego rękawa, którym wycierał co chwilę lepki blat. Po oczach można było stwierdzić, że nie był w pełni trzeźwy, ale jednak uważnie obserwował to, co dzieje się na sali.
A kto się pyta? Nowy tuwo? Nie kojarzę ryła. Czyjeść od balwierza? – Nalał do kufla słabego piwa stawiając przed wyspiarzem i stwierdził. – Napijecie się. Obrazek Lasota
Przez całą drogę do domu majściery Daromir usprawiedliwiał się ojcu, że nie miał złych intencji, że zżerała go ciekawość, co znajduje się na zapleczu, że nie chciał niczego ukraść, że to był tylko wypadek, że się przestraszył, że … Z każdą kolejną opowieścią, chłopak wydawał się coraz bardziej zagubiony w zawiłych i mętnych tłumaczeniach. Pochwalił się jednak opiekunowi, że zupełnie przypadkiem, kiedy uciekał w popłochy przed spadającym słojem z fragmentami potwornych zwłok, chwycił pięć denarów, leżących na stole. Wszystkie monety były pochodzenia skelligijskiego, co można było stwierdzić po jednej ze stron, gdzie miały wybitą typową dla tamtejszych rejonów łódź z jednym żaglem i wiosłami.
Dzieciak usłuchał się ojca, choć z cichymi skargami na ustach i zaczął wykonywać ćwiczenia. Potrzebowali jednak do tego więcej czasu i przerw, bo wymagania Lasoty przewyższały tężyznę fizyczną młokosa. Po wszystkim skarżył się na ból rąk. Choć był obrażony na ojca, że ten go niesprawiedliwie ukarał, trzymał się blisko niego, gdy tylko przekroczyli próg zarośniętej chałupy.
Po rozpoczęciu siódmego, przedostatniego savaed roku wolę bałabuchy z makiem. – Wypowiadając kolejne zdanie, zupełnie oderwane od kontekstu ich rozmowy, wepchnęła resztę kruchego ciasta do ust, wsłuchując się w słowa mężczyzny na temat swojego syna. Nie innej reakcji się spodziewała. Niełatwo jest przeciąć swoje pnącze i pozwolić mu uschnąć — jednocześnie w głowie staruchy jak i Lasoty pojawiła się ta sama myśl. Zupełnie niewymuszona żadną magiczną ingerencją.
Nic nie trwa zawżdy. Przychylność bogów się kończy. Życie się kończy. Denary się kończą. Kochanie się kończy. Szczęście się kończy. Tylko wariaci wierzą w nieskończoność. – Mądre kobiety, albo durne baby z pustelni miały w zwyczaju mówić w sposób niedosłowny i nielogiczny. – Każdemu przyjdzie zapłacić za swoje prośby. Jednych ciało stanie się nawozem i żarciem dla chrobaków, inakszy zapłacą swoją wiedzą. Niekiedy lepiej widzieć mniej. A Ty co widziałeś? Albo co chcecie wiedzieć?
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 325
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 30 mar 2023, 11:45

Obrazek
— Napiję — potwierdził, jednocześnie wyłuskując z kieszeni kilka miedziaków z ciągle kurczącego się zapasu.
— Feigr jestem, przyjezdny. Ze Skellige, ale nie od balwierza. Balwierz jest kutwa i Drummond, nie chce mnie się z nim gadać — kontynuował zaraz, nawet jeśli to ostatnie nie było do końca prawdą, a raczej fasadą, na wypadek gdyby karczmarzowi się podobna asocjacja nie spodobała. A mogło być też przecież całkiem odwrotnie, co nie zmieniało faktu, że na którąś z opcji Feigr postawić musiał.
Wyspiarz domyślał się co zastanie w środku... i dobrze się domyślił, choć nie pełnego obrazu. Speluna była bowiem, owszem, połączona z gorzelnią, ale zdawała się też przy okazji spełniać rolę lokalnego zamtuza, nawet jeśli nie szło powiedzieć na ile prawdziwym zamtuzem była. Podobało mu się tu na pewno mniej niż pod bardziej cywilizowanym „Złotym Bluszczem”, ale nie szło ukryć, że to właśnie w takich a nie innych miejscach najprościej było o zarobek wykidajły, czy w okazjonalnie organizowanych turniejach pięściarskich.
Nie na bitkę tu jednak przyszedł, a po informacje. Z drugiej strony — jak nierzadko to bywa w takowym towarzystwie — droga do zdobycia tego drugiego nie wykluczała wcale tego pierwszego i Skelligijczyk zdawał się na to przygotowany, tym bardziej, że nie był nawet w połowie tak mocny w gębie jak lokalne cwaniaki. Póki co, obrał jednak drogę dłoni względnie otwartej i wstrzemięźliwości od robienia kipiszu tam, gdzie miejsca na to zwyczajnie nie było. Bo dobrze wiedział, że jeśli już dojdzie co do czego, to nawet on nie spacyfikuje całej karczmy samojeden.
— Ten tego... sprawę tych śmierci badam, z takimi innymi dwoma. Mi się dostali ci wasi bracia, to pogadać chciałem z kimś kto ich znał. Albo ciała znalazł, wszystko jedno. Ktoś coś wie na pewno. To jak będzie, wskażecie mnie? — zapytał, wpatrując się w alfonsa-oberżystę, zaraz unosząc nalany kufel do ust. I wkładając całą swoją wolę w to, by nie skrzywić się od zawartości.
Ilość słów: 0
Obrazek

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 285
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Lasota » 02 kwie 2023, 17:16

Lasota przełknął złość, kiedy dane było mu usłyszeć o kryteriach wiedźmy. Nie znosił wybrednych ludzi, tym bardziej wybrednych kobiet.
Natomiast wzmianka o nieskończoności oraz innych niejasnych kwestiach wzbudziła zainteresowanie wojownika, który po otrząśnięciu się po dziwnej myśli, kontynuował rozmowę.
— Chodzi tobie o pana Czabora? — zapytał niezdecydowanym głosem, zupełnie tak, jakby strzelał. Te słowa podpowiedziała mu intuicja. — Ponoć choruje, nie chcą dać mu zemrzeć ze starości?
Wojownik podrapał się po łysej głowie.
— No, jak powiedziałem na początku. Szukam odpowiedzi. Kto zabija ludzi w wiosce?
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Breith
Awatar użytkownika
Posty: 33
Rejestracja: 21 lis 2022, 7:25
Miano: Karri Kaatarine Breith
Zdrowie: Obolałe żebra
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Breith » 05 kwie 2023, 15:10

Będąc już na miejscu, przytroczywszy wierzchowca, wpatrywała się w otoczenie chaty. Posiadłość wyglądała na stosunkowo obszerną, zerkawszy na ogród i piętro. Zdecydowanie przeszukanie całości może zająć trochę czasu, toteż Karri nie próżnowała. Spokojnie przeciągnęła się, rozgrzewając mięśnie po konnej podróży. Ostrożnie przeszła przez ogród, przyglądawszy się strachowi na wróble. Uroczy. Podobne robili na Warowni, tylko w formie atrap treningowych. Uśmiechnęła się do tego, niewielkiego wspomnienia. Nieśpiesznie przeszła, oglądając krzewy. I gdy już miała pociągnąć za klamkę, pchając drzwi, poczuła opór. Niczego innego nie spodziewała się, bowiem nikt tu nie mieszkał. A gdyby mieszkał, to zobaczyłaby jakieś oznaki życia. Ślady butów, dłoni na zakurzonym drewnie, ruch w okiennicach. Oczywiście na to zwróciła uwagę jako jedną z pierwszych rzeczy, czy ktoś tu nie przebywa lub nie przebywał w ostatnim czasie. Dopiero wtedy, po krótkiej chwili nasłuchiwania skrzypienia, odwróciła się plecami do drzwi. W pierwszej kolejności chciała spojrzeć na okiennice, a potem na stracha, w dalszej kolejności wóz - czy w ich pobliżu nie znajdzie klucza. Przeczucie było ogromne, jednak różnie z nim bywało, a nie chciała jakoś szczególnie niszczyć mienia. Oczywiście jeśli nie będzie miała wyboru, to to zrobi, jednak wpierw rozgląda się, by przy okazji zwrócić również uwagę na możliwe pozostawione przez innych ludzi ślady.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Młoda Karri ] [Obecna Karri ] [ Pełny wygląd Obrazek
Cel jest na końcu każdej drogi. Każdy go ma. [...] To jest sprawa tego, w co wierzysz i czemu się poświęcasz.

Kill count:
  1. Kretołak

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław