Gospoda „Domowe Ognisko”
Gospoda „Domowe Ognisko”
Stojący na uboczu, tuż przy trakcie na Tretogor, foremny, murowano-drewniany, piętrowy, choć wysoki domek z solidnym, drewnianym ogrodzeniem i niewielką obórką na tyłach oraz stajenką przylegającą do bocznej ściany właściwego budynku, lewej od frontu. Przydrożne brzózki kryją także własne podwórko z poletkiem na niewielkie warzywne uprawy oraz kilka kwietnych rabatek rozsianych między wydeptanymi w trawie ścieżkami. Z daleka to całkiem niepozorny domek, łatwy do pomylenia z kolejnym podmiejskim gospodarstwem, tym bardziej że pozbawiony wyraźnego i wyeksponowanego szyldu, a opatrzony wyłącznie opisaną tabliczką zawieszoną tuż nad wejściem. Parter gospody mieści wspólną, jadalną izbę wyposażoną w okrągłe, czteroosobowe stoliki oraz ustawione pod ścianami ławy. Wystrój prezentuje się skromnie i schludnie, nie uświadczy się tu wyszukanych tapiserii ani srebrnej zastawy, ale sztućce nie dość, że są, to na dodatek w komplecie, a kufle mało poszczerbione i lane do pełna. Centralnym punktem pomieszczenia i niechybnie inspiracją nazwy lokalu jest okrągłe, obudowane kamieniem palenisko ze ścielącymi się wokół krowimi skórami, przy którym można zasiąść, by opiec sobie szaszłyk albo samodzielnie przypilnować sobie doprawionego mięsiwa wrzuconego na ruszt lub po prostu zaznać nieco ciepła i towarzystwa. Na tych, co pojedzą i popiją, a nie chcą spać pospołu na parterze, czekają dobrze wypchane sienniki w pokojach, do których prowadzą drewniane schody w rogu wspólnej sali. Zaś nad rankiem — świeżo udojone mleko i zapasy na dalszą drogę. Nie bez kozery „Ognisko” to ulubiona karczma pielgrzymów i traperów, tedy prócz jadła i wypoczynku, oferuje także zwyczajowo użyteczny ekwipunek i suchy prowiant. Od pozostałych zajazdów na przedmieściach odróżnia ją renoma miejsca spokojnego i niezbyt tłocznego, co niespotykane tak blisko uczęszczanego gościńca.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Ale on nie drążył. Gdyby chciał drążyć, dobyłby miecza i nie tracił czasu na kłapanie japą. Warto było jednak drążyć inne rzeczy, o tak... Jeśli była to podpucha ze strony przeciwnika to naprawdę dobra i w porę, bo dał się nabrać. - Poczekaj. - Wstrzymał go. Konia natomiast nie rozumiał, jego też tutaj przyniósł koń, które po taniości opierdolił, ale to bez związku... Tak czy siak, ten tutaj musiał być straszną cipą. - Za ile byś mi opowiedział coś więcej? Czemu zrezygnowałeś? Kto Cię najął? No dalej... Kontrakt już Cię nie wiąże, prawda? - To była jakaś szansa. Albo pułapka. Zawsze to mogła być cholerna pułapka.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
— Nie stać cię. — Rudobrody parsknął, hamując zapędy tańczącego konia i szykując się do odjechania, lekceważąc propozycję szlachcica. Nie potrafiąc jednak zlekceważyć jego niewiedzy. Nie zupełnie, będąc nią przynajmniej odrobinę zaciekawiony. — Ludz… Czereda Lubarta von Barsta. Byłeś tu już i pytałeś o to samo. Zapomniałeś czy może faktycznie jesteś pomylony jak cię ogłaszali? — Patrzył na niego z wysokości i proporcjonalną do niej wyższością. Jednak pod ukazywaną z wierzchu butą było coś jeszcze. Coś, co kazało zaczekać przynajmniej chwilę na odpowiedź. I samemu też udzielić w zamian przynajmniej jednej. Marszcząc czoło, najmita obrócił się, spluwając z siodła i przez ramię. — Nie, nie wiąże. Jeżeli zamierzasz za mną biec, żeby przekonać się czy nie zajadę do brata na kurhany czy gdzie tam, to oszczędzę ci zachodu. Nie widziałem człowieka na oczy, a droga wypada mi w zupełnie przeciwnym kierunku. Na Oxenfurt. Zadowolonyś? Jak tak, to odpierdol się i odejdź kawałek. Płoszysz mi siwka.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
- Tak, tak... Pytałem i mam powody pytać znowu. - Odparł. - Powiedz tedy, co to za czereda jest? Prócz tego mieszańca, co to jego kompana udawałeś. - Niestety nie bardzo miał go czym przekupić. Reszta pieniędzy została na arenie. W tej sytuacji mógł tylko improwizować, w czym dobry był tylko, kiedy walczył. - Nie, nie jestem zadowolony... Wcale nie jestem zadowolony. - Zbliżył się o mały kroczek. Chuj, zaryzykujemy, najwyżej trza będzie uciekać przed próbą stratowania. - Ty chyba też nie, bo coś się ciskasz. Gorzej niż ten koń. Czyżby moja wizyta ze strażnikami popsuła plany? Miałeś tam być ludzką gębą, dla wiarygodności?
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
— Inni mieszańcy, choć nie tylko — odpowiedział, dziwiąc się samemu sobie, czemu w ogóle jeszcze prowadzi tę rozmowę, czując udzielający mu się wyraźnie niepokój wierzchowca. — Dzięki za troskę o moje samopoczucie, ale nic mi nie wiada o żadnych planach. Może zapytajcie siostrę, jak macie. Pewnikiem czeka na was w zapomnianej grocie, gdzieś w Krainie Psiogłowców. Hejta, wio! — Rumaka nie trzeba było dwa razy popędzać. Na komendę i ruch jeźdźca, pokłusował po podwórku, mijając stojącego naprzeciw Daliusa. Omal nie zahaczając, niemniej tamten miał dostatecznie dużo czasu, żeby się odsunąć. Rudobrody, zgodnie z zapowiedzią, odjechał w kierunku przeciwnym do lasu, wzbijając w górę pył wydeptanej ścieżki zakręcającej ku Bramie Oxenfurckiej nad którą górował potężny, miejski zamek.
Nie spieszył się przesadnie ani nie oglądał za siebie, jednak stopniowo i nieubłaganie oddalał od „Domowego Ogniska”, zostawiając za sobą tumany pyłu i wszystkie nieładne myśli i wspomnienia związane z tym miastem, które go dręczyły. Jeśli w ogóle dręczyły.
Nie spieszył się przesadnie ani nie oglądał za siebie, jednak stopniowo i nieubłaganie oddalał od „Domowego Ogniska”, zostawiając za sobą tumany pyłu i wszystkie nieładne myśli i wspomnienia związane z tym miastem, które go dręczyły. Jeśli w ogóle dręczyły.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Niedobrze, niedobrze... Okazywało się, że przeciwnik będzie miał naprawdę niemałą nad nimi przewagę w liczbach a przynajmniej tak można było zakładać z treści wypowiedzi najemnego. Tak, inni mieszańcy i nie tylko - zatem przynajmniej jeszcze dwóch mieszańców, ale to tylko przynajmniej. I kto jeszcze? Najemni? Elfy?... Ciągnie swój do swego.
No ale jak już się zjadło, to trzeba się też wysrać. Czy jakoś tak... Zatem wszedł do przybytku, poszukać tego cholernego metysa i porozmawiać z nim o interesach. Znaczy się o nowym miejscu na spotkanie.
No ale jak już się zjadło, to trzeba się też wysrać. Czy jakoś tak... Zatem wszedł do przybytku, poszukać tego cholernego metysa i porozmawiać z nim o interesach. Znaczy się o nowym miejscu na spotkanie.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Wewnątrz gospoda budziła się do życia. Dwóch młodzianów w płóciennych koszulach szurało ławami i zdejmowanymi z nielicznych stołów zydlami. Bardziej niż dymem jak ostatnio, pachniało tu drewnem. Trzaskające zwykle w centrum pomieszczenia ognisko pozostawało jeszcze nierozpalone, szare popioły i resztki opału zalegały martwo w centrum kamiennego okręgu, w oczekiwaniu na dokładkę drewna i kilka ożywczych iskier. Póki co, miejsce oświetlał niemrawy i szary dzionek wdzierający się do środka przez okiennice, odsłaniane zza skrzydeł i odkrywane spod zasłon przez wspinającą się w tym celu na palce rudą kobietę w zgrzebnej sukni i gorsecie ściągającym jej smukłe ciało. Niedaleko wejścia, przy jednym z otwartych już okien wychodzących na podwórze, zasiadał niewysoki, zmarniały jegomość rasy ludzkiej, kiwający w zamyśleniu czupryną potarganych, brązowych włosów nad kuflem ciemnego piwa. Cisza, spokój i ani śladu po poszukiwanym metysie. Zajęci swoimi sprawami obecni w gospodzie, nie zwrócili na niego uwagi, poza jednym z chłopaków, który widząc gościa, ukłonił mu się samym skinięciem głowy w przelocie, dając do zrozumienia, że już czynne i wkrótce będzie mógł liczyć na obsługę. Właściwie, ten zamyślony nad kuflem posłał mu krótkie spojrzenie, choć to może była to tylko jego półprzytomna uwaga, mimowolnie reagująca na ruch przy wejściu.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Są i tacy, co rozlatanych oczu upilnować nie potrafią i na każdą przechodzącą osobę rzucają spojrzenie, jeśli tylko ich zainteresuje. To się nazywa jopienie się i zwykle nie jest miło odbierane przez społeczeństwo. Tym razem jednak... Nie, w sumie to nie tym razem, bo ogólnie miał wyjebane. Jak coś chce, to niech gada a jak nie chce, to niech nie gada.
- Ty, chłopcze. - Zakrzyknął za młodzieńcem. - Szukam kogoś. Możesz mi pomóc? - Dorzucił. Był sens, czy poganiany obowiązkami i zapewne surowym słowem właściciela, młodzik po prostu mu umknął? W sumie to i tak nie wziął ze sobą pieniędzy, żeby rozmowa się kleiła. Fatalny błąd... Choć, nie był pewien, może jakieś mniejsze nominały mu zostały? W sumie nie pamiętał, czy coś mu wydawano czy nie? Aż się pomacał po mieszku.
- Ty, chłopcze. - Zakrzyknął za młodzieńcem. - Szukam kogoś. Możesz mi pomóc? - Dorzucił. Był sens, czy poganiany obowiązkami i zapewne surowym słowem właściciela, młodzik po prostu mu umknął? W sumie to i tak nie wziął ze sobą pieniędzy, żeby rozmowa się kleiła. Fatalny błąd... Choć, nie był pewien, może jakieś mniejsze nominały mu zostały? W sumie nie pamiętał, czy coś mu wydawano czy nie? Aż się pomacał po mieszku.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Okrzyknięty chłopak – szczupły, choć postawny młody mężczyzna zestawił na ziemię dzierżony za nogi stołek, odwracając się w kierunku Daliusa. Mrużąc lekko oczy, otaksował jego postać i przerwał na moment pracę, nie ruszając się jednak z miejsca. Sam miał jasną, piegowatą karnację i twarz okraszoną blond puchem kręcącym się na brodzie i po jej bokach, zaś wąs omijający szerokim łukiem. Włosy takiegoż samego koloru, choć już proste, nie kędzierzawe. Gdyby i one takie były, w połączeniu ze zmarszczonym czołem nadałyby mu teraz wygląd zdziwionego barana.
— Jeśli będę wiedział, panie. Ano tak — odezwał się z łatwym do wyłapania wiejskim akcentem, choć całkiem przytomnie jak na barana, wycierając przy tym dłonie w szare portki, w które wepchnął koszulę. Drugi z chłopaków, równie szczupły i wysoki, w przeciwieństwie do kolegi ostrzyżony niemal do skóry i jeszcze bardziej ogolony, sam uniósł na moment głowę, żeby upewnić się, czy to nie jego wołają. Po upewnieniu, nie ryzykował narażania się społeczeństwu niepotrzebnym jopieniem i po prostu odwrócił, dalej robiąc swoje. Wprost przeciwnie do rudowłosej niewiasty otwierającej okna, która słysząc rozmowę uznała, że to także jej sprawa.
— Nie znaleźliście za pierwszym razem? — zapytała tonem, który nadał przymówce brzmienie uprzejmego pytania o samopoczucie. Przystając obok, skrzyżowała smukłe przeguby, odkryte połowicznie zakasanymi rękawami, na brzuchu, nieco powyżej smukłej talii. — Mam nadzieję, że dzisiaj już bez towarzystwa? — Zadzierając głowę, spojrzała prosto na przybysza parą orzechowych oczu o trudnym do sprecyzowania odcieniu. Jej ładna twarz była ściągnięta w wyrazie surowej rzeczowości. Luźno zebrane, upięte nad szyją włosy miała rude i ogniście żywe jak u młódki, na którą zresztą wyglądała, zarówno na pierwszy jak i drugi rzut oka. Trzeci wzbudzał już pewne nieokreślone wątpliwości, kryjące się gdzieś w cieniach policzków, ścinających łagodnie, lecz wyraźnie na spotkanie z małym, spiczastym podbródkiem.
— Jeśli będę wiedział, panie. Ano tak — odezwał się z łatwym do wyłapania wiejskim akcentem, choć całkiem przytomnie jak na barana, wycierając przy tym dłonie w szare portki, w które wepchnął koszulę. Drugi z chłopaków, równie szczupły i wysoki, w przeciwieństwie do kolegi ostrzyżony niemal do skóry i jeszcze bardziej ogolony, sam uniósł na moment głowę, żeby upewnić się, czy to nie jego wołają. Po upewnieniu, nie ryzykował narażania się społeczeństwu niepotrzebnym jopieniem i po prostu odwrócił, dalej robiąc swoje. Wprost przeciwnie do rudowłosej niewiasty otwierającej okna, która słysząc rozmowę uznała, że to także jej sprawa.
— Nie znaleźliście za pierwszym razem? — zapytała tonem, który nadał przymówce brzmienie uprzejmego pytania o samopoczucie. Przystając obok, skrzyżowała smukłe przeguby, odkryte połowicznie zakasanymi rękawami, na brzuchu, nieco powyżej smukłej talii. — Mam nadzieję, że dzisiaj już bez towarzystwa? — Zadzierając głowę, spojrzała prosto na przybysza parą orzechowych oczu o trudnym do sprecyzowania odcieniu. Jej ładna twarz była ściągnięta w wyrazie surowej rzeczowości. Luźno zebrane, upięte nad szyją włosy miała rude i ogniście żywe jak u młódki, na którą zresztą wyglądała, zarówno na pierwszy jak i drugi rzut oka. Trzeci wzbudzał już pewne nieokreślone wątpliwości, kryjące się gdzieś w cieniach policzków, ścinających łagodnie, lecz wyraźnie na spotkanie z małym, spiczastym podbródkiem.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
- Znaleźliście, a potem on znalazł mnie i teraz ja znów szukam jego. Tak się próbujemy dogadać. - Odparł a na pytanie o towarzystwo sam rozejrzał się na boki, pokazując miejsca obok siebie rękami. - Jak widać... Pytacie, bo coś wam wiadomo czy to czysta, kobieca ciekawość? - Żeby nie powiedzieć, że chęć wpychania swojego kinola wszędzie, gdzie tylko zwąchać można jakiś ciekawy temat, żeby potem uprzyjemnić ploteczkami pranie pantalonów mężowi.
Jeśli chodzi o to, jak na nią patrzył... Tak dla równowagi... No nie gapił się na cyce, ani nie starał się przechodzić trawersami na flankę, żeby ocenić dupę. Otaksował ją spojrzeniem, które utkwiło na twarzy. To nie znaczy, że nie mógł mu stanąć przez wzgląd na wiek. Nie interesowały go igraszki, bo miał bardziej ważkie problemy.
Jeśli chodzi o to, jak na nią patrzył... Tak dla równowagi... No nie gapił się na cyce, ani nie starał się przechodzić trawersami na flankę, żeby ocenić dupę. Otaksował ją spojrzeniem, które utkwiło na twarzy. To nie znaczy, że nie mógł mu stanąć przez wzgląd na wiek. Nie interesowały go igraszki, bo miał bardziej ważkie problemy.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
— Spróbujcie może, panowie, zamieścić stosowny anons towarzyski. Albo posłać liścik przez kogoś zaufanego — odparła nieruchoma i obojętna na to co powiedział oraz to, czego nie powiedział, choć miał ochotę. — Nie załatwiajcie tego przez moją gospodę oraz wprowadzanie tu straży. To porządny i spokojny lokal. Mówiłam to już temu, którym się interesujecie, mówię wam i mam nadzieję, że to koniec tematu. — Wspierając lewą dłoń o bok, odwróciła twarz do zaczepionego chłopaka, który cały czas stał obok, słuchając. Łapiąc w lot sens posłanego mu spojrzenia, odwrócił się powoli, dołączając do drugiego. — I nie przeszkadzajcie moim chłopcom, chyba że chcecie zjeść albo wypić. Wtedy gość w dom. — Ostatnie zdanie zostało wypowiedziane niezgodnie z intencją, bo niedbale i na pożegnanie. Wypowiedziawszy je, odwróciła się do niego zgrabną flanką, zamierzając się oddalić. Nie doigrał się. Widocznie mieli podobne zainteresowania, albo to Dalius zbyt mało szczęścia do rudowłosych spotykanych w gospodach. Mógł też zapomnieć zabrać swojego uroku osobistego, kiedy opuszczał arenę. Ewentualnie to urok wyczerpał się na wzór zapasów złota. Chociaż?
Nie wyczuł ich od razu. Początkowo zdawało mu się, że kabza była już pusta zupełnie jak jego pamięć, jednak mnąc ją w dłoniach po raz wtóry, rozpoznał przyczajony na dnie znajomy kształt. Nie było tego zbyt wiele, ale jak mawiała Dobra Księga, której uniwersalna mądrość przekładała się również na tak przyziemne dziedziny jak finanse: „Lepszy jest młodzieniec ubogi, a mądry niż król stary, a głupi.”
Nie wyczuł ich od razu. Początkowo zdawało mu się, że kabza była już pusta zupełnie jak jego pamięć, jednak mnąc ją w dłoniach po raz wtóry, rozpoznał przyczajony na dnie znajomy kształt. Nie było tego zbyt wiele, ale jak mawiała Dobra Księga, której uniwersalna mądrość przekładała się również na tak przyziemne dziedziny jak finanse: „Lepszy jest młodzieniec ubogi, a mądry niż król stary, a głupi.”
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
- A ja się z nim chcę porządnie i spokojnie rozmówić. Jak człowiek z... - Westchnął. - Z mieszańcem. Jeśli nie wiecie, gdzie się podziewa, po prostu powiedzcie, jeśli zaś wiecie, to zaraz mnie tu już nie będzie. - Na przekupstwo miał trzy denary. Czuł się coś tak jakby... Jakby wyciągnąć ze spodni kutasa i rzucić "podziwiaj, mała" - a ona na to tylko w śmiech. Póki co po prostu sobie darował, nieco tak wkurwiony opryskliwością kobiety, kiedy oczekiwał odpowiedzi na jedno, bardzo proste, ale cholernie ważne pytanie. Może coś zamówi a może po tym wszystkim będzie się musiał napić w jakimś stoisku ze szczęściem i ogórkami.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Odgłosy krzątaniny i szurania w tle ustały. Kobieta zamarła w miejscu, a Dalius pojął, że na swoje cholernie ważne pytanie nie otrzyma tu już nawet ćwierci odpowiedzi. Wiedział to, zanim ruda zdążyła odwrócić się ponownie, błyskając równymi zębami w rozbrojonym bezczelnością uśmiechu. Zanim popatrzyła na niego tymi swoimi oczami mieszanego koloru, zdradzającymi równie mieszane pochodzenie, do spółki z wyraźnie zarysowaną fizjonomią. A także – zobaczył to zwłaszcza, gdy przekrzywiła lekko głowę w zaskoczonym niedowierzaniu – nieznacznie zaostrzonymi uszami. O języku, ostrym bardziej niż tylko nieznacznie, wiedział już wcześniej. Metyska zrobiła z niego użytek także i teraz, jakby dla rozwiania wszelkich wątpliwości.
— Porządnie i spokojnie to się możecie odkasztanić, panie rasowy. — Nie wskazywała drzwi, nawet nie podnosiła głosu, jednak sposób w jaki wypowiadała poszczególne słowa nie pozostawiał grama nadziei, na to że upadły szlachcic znajdzie tu szczęście, o ogórkach nie wspominając. Nawet facet od kufla przy wejściu zmienił plany i miast popić, odwrócił się specjalnie, żeby pojopić.
— Już teraz was tu nie będzie. Teraz i na wieki wieków — dodała oczekująco, patrząc nie na niego, ale w kierunku podwórza.
— Porządnie i spokojnie to się możecie odkasztanić, panie rasowy. — Nie wskazywała drzwi, nawet nie podnosiła głosu, jednak sposób w jaki wypowiadała poszczególne słowa nie pozostawiał grama nadziei, na to że upadły szlachcic znajdzie tu szczęście, o ogórkach nie wspominając. Nawet facet od kufla przy wejściu zmienił plany i miast popić, odwrócił się specjalnie, żeby pojopić.
— Już teraz was tu nie będzie. Teraz i na wieki wieków — dodała oczekująco, patrząc nie na niego, ale w kierunku podwórza.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Spojrzenie powędrowało w dół, głowa się kiwnęła. - Ach, to dlatego te problemy z przedstawicielami prawa. - Rzucił sam do siebie. Potem wzrok wrócił na mietyskę a on uśmiechnął się kpiąco i wzruszył ramionami. Nie okaże przed nią słabości, nie będzie prosił. - Trudno, w takim razie nie załatwimy swoich spraw. Ale... Przekaż swojemu rodakowi, jeśli jeszcze się tutaj pokaże, że może mnie znaleźć wieczorami tam, gdzie narozrabiał. Nie pamiętam nazwy, jakaś marynarska karczma, coś chyba od kotwicy. - Nie pamiętał nazwy, ale pamiętał drogę. Jeśli faktycznie kobieta przekaże, ten mieszaniec się pokaże. No, tak czy siak, ruszył najpierw na arenę, po dodatkowe dwie korony i posiedzieć trochę a potem, wieczorem, do tej karczmy, gdzie metys się wypierdolił, śledząc go. Wybrał wieczór, żeby dać sprawom czas - a jak nie dziś, to jutro, albo pojutrze. W ostateczności, jeśli się nie dogada, najwyżej straci kilka koron - trudno.
Ilość słów: 0
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Zanim w ogóle zdążył przejść do sedna swojego polecenia, nie prośby, rudowłosa szynkarka zignorowała go całkowicie. Jego, jego uwagi rzucane do siebie, choć pod cudzym adresem i trapiące go problemy. Nie trzeba było mieć dyplomu summa cum laude, żeby domyślić się, że „rodak” – jeżeli jeszcze się tutaj pokaże, nie zostanie ani ciepło przyjęty ani doinformowany. Nie przez nią.
— Lepiej już sobie idź — odezwał się drugi z chłopaków, gdy Dalius już po raz drugi w tak krótkim odstępie czasu mógł podziwiać plecy swojej rozmówczyni, która opuściła jego towarzystwo niezwłocznie i wyglądało na to, że definitywnie.
Co Dalius, w swej własnej roztropności, a nie za jego namową uczynił chwilę potem, udając się na arenę, a później do marynarskiej karczmy z nazwą od kotwicy.
— Lepiej już sobie idź — odezwał się drugi z chłopaków, gdy Dalius już po raz drugi w tak krótkim odstępie czasu mógł podziwiać plecy swojej rozmówczyni, która opuściła jego towarzystwo niezwłocznie i wyglądało na to, że definitywnie.
Co Dalius, w swej własnej roztropności, a nie za jego namową uczynił chwilę potem, udając się na arenę, a później do marynarskiej karczmy z nazwą od kotwicy.
Ilość słów: 0
- Crux
- Posty: 109
- Rejestracja: 17 sie 2019, 22:00
- Miano: Baldwin
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Gospoda „Domowe Ognisko”
Czasem lubił sobie wyjść z domu żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Jeszcze bardziej lubił, kiedy mógł to robić we względnym spokoju, z daleka od ciekawskich spojrzeń człeczyn, złośliwych docinków, czy zwyczajnie odgłosów miasta, w który można było bez problemu wpisać hałas dochodzący z manufaktur, gwar łażących tam i ówdzie ludzi i tym podobne. I tak miał szczęście, że żył na przedmieściach- tutaj panowała jako taka cisza. W centrum by oszalał.
Tak czy siak, przechadzał się drogą, dotleniając płuca i od czasu do czasu zerkając sobie na boki żeby pooglądać tonący w mroku krajobraz miasta. Tatko i mama wiedzieli co robili kiedy się tutaj przeprowadzili. Piękny widok. Szkoda tylko, że w tych czasach niejednokrotnie zwiastował on nadejście pory złodziei, pospolitych bandytów i irytujących pijaczków wracających z karczmy. Nie ma się co usprawiedliwiać- sam jednorazowo zajął miejsce w ostatniej kategorii, chociaż to w stosunku do przejezdnego, więc nikt przesadnie mu tego później nie wytykał.
Niemniej, dało mu to do myślenia, że jak chlać, to w domowym zaciszu, gdzie wszelkie wstydliwe sprawy jak skakanie przez stołki, rzyganie za plecy i próby ścinania knotów świec tępą siekierą jako tako uchodziły na sucho.
Jako tako.
Szedł tak swoim człapiącym krokiem, przez który wyglądał obecnie jak zaczarowana beczka z winem mająca mocne postanowienie, że w końcu nauczy się chodzić... aż trafił pod drzwi "Domowego ogniska". W sumie, dawno tutaj nie witał. Ciekawe czy właściciel jeszcze go pamiętał.
I czy powinien pamiętać.
Pociągając za klamkę, przekroczył próg gospody i zaszedł do lady, mając nadzieję posadzić tyłek na zydlu i dodatkowo zjeść jakąś "nadprogramową" ciepłą strawę.
Albo wypić piwko.
A chuj, jedno i drugie!
Tak czy siak, przechadzał się drogą, dotleniając płuca i od czasu do czasu zerkając sobie na boki żeby pooglądać tonący w mroku krajobraz miasta. Tatko i mama wiedzieli co robili kiedy się tutaj przeprowadzili. Piękny widok. Szkoda tylko, że w tych czasach niejednokrotnie zwiastował on nadejście pory złodziei, pospolitych bandytów i irytujących pijaczków wracających z karczmy. Nie ma się co usprawiedliwiać- sam jednorazowo zajął miejsce w ostatniej kategorii, chociaż to w stosunku do przejezdnego, więc nikt przesadnie mu tego później nie wytykał.
Niemniej, dało mu to do myślenia, że jak chlać, to w domowym zaciszu, gdzie wszelkie wstydliwe sprawy jak skakanie przez stołki, rzyganie za plecy i próby ścinania knotów świec tępą siekierą jako tako uchodziły na sucho.
Jako tako.
Szedł tak swoim człapiącym krokiem, przez który wyglądał obecnie jak zaczarowana beczka z winem mająca mocne postanowienie, że w końcu nauczy się chodzić... aż trafił pod drzwi "Domowego ogniska". W sumie, dawno tutaj nie witał. Ciekawe czy właściciel jeszcze go pamiętał.
I czy powinien pamiętać.
Pociągając za klamkę, przekroczył próg gospody i zaszedł do lady, mając nadzieję posadzić tyłek na zydlu i dodatkowo zjeść jakąś "nadprogramową" ciepłą strawę.
Albo wypić piwko.
A chuj, jedno i drugie!
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław