Post
autor: Catriona » 27 cze 2020, 0:30
Cudzoziemka wzruszyła ramionami w odpowiedzi. — Zwyczajnie cię nie lubię.
A jednak, miał rację — musiała odłożyć na bok sympatie i antypatie, pohamować uprzedzenia. Musieli oboje coś poświęcić.
Podsłuchała wiedźmina uważnie. Jego charakterystyczny dobór słów zainteresował ją, zadziwił. Były też słowa, które dobrał tak, że odezwały się dziewczynie spływającym wzdłuż kręgosłupa zimnym dreszczem, uczuciem obrzydzenia ściskającym żołądek na samo wspomnienie szponiastej, kostropatej łapy zwisającej z taczki, podrygującej w rytm jazdy, sprawiającej wyjątkowo udatne wrażenie, jak gdyby nadal kompulsywnie kurczyła mięśnie oraz ścięgna. Wiedziała, że w odniesieniu do większości potworów trudne do znalezienia słowa z powodzeniem zastępowało „wielki, brzydki skurwiel”. Ale coś Alsvid podpowiadało, że nie było tu mowy o przeciętnym, przynależącym do większości potworze.
Wolała się tedy skupić na dziwieniu się i to szyderczym. Parsknęła z niedowierzaniem.
— Odchowany? Ktoś to bydlę wykarmił butelką i… co? Wpuścił do kopalni dla krotochwili?
Zatknąwszy kciuki za bryczesy, bez pomocy paska co chwila zsuwające się z bioder, zaczęła w tę i we wtę kuśtykać po warsztacie. Kuśtykała i mówiła, krzywiąc się, mamrocząc, klnąc pod nosem, wyliczając na palcach.
— Wykarmił, wychował, wypuścił… Zmusił tym sposobem zarząd do zamknięcia kopalni. Hmm… Żeby coś ukryć? Czy ugrać? — Zwolniła, wydęła usta komicznie, po czym przygryzła dolną wargę i znów prychnęła jak kotka, tym razem obierając Sherida za cel swojej frustracji. Oraz główną przyczynę. — Bloede pest, vatt’ghern nathair! Myślę na głos, to znaczy, że powinieneś kontrybuować! Komu zależy na zamknięciu kopalni? Po co? — Przyłapała się na tym, że mało co, a tupnęłaby na niego nogą. — Pomyślmy… Dwie niedoszłe ofiary twojego kretoświerszcza, notabene, zamordowane w mniej niż godzinę po mojej rozmowie z nimi, twierdziły, że powodziło im się przed zaplombowaniem. Przy kopalni węszyli nieznani nam inwestorzy, zdeterminowani, by interes wywłaszczyć, sprywatyzować… Tylko gwarectwo stało okoniem. Albo to wszystko łeż, albo zaiste wyjątkowy zbieg okoliczności, iż oto na scenie zjawia się wrażliwe na prawa wolnego rynku monstrum. Oto walą się korytarze, znikają górnicy, urobek diabli biorą. A wszystko to pod nieobecność dwóch z trzech zarządców gwarectwa. Ten obecny zaś, nasz drogi podżupnik Adolf, rwie się na wprzódy zamykać „Jankę” i to jeszcze nim ktokolwiek poznaje, co zacz, jeszcze nim wystawia się zlecenie dla profesjonalisty. Teraz z kolei, kiedy profesjonalista się zjawił i zlecenie na odetkanie kopalni przyjął, podżupnik postanowił go skrycie, acz prostacko poszczuć od szpiegów i wrażych zawłaszczeńców…
Już nie tylko przechadzając się i strojąc miny, ale i nerwowo się bawiąc aksamitnym, białym pędzlem warkocza oraz zaplątaną weń szkarłatną wstążką, powtórzyła cicho. — Łeż albo zbieg okoliczności. Albo ambitna i dosyć niecodzienna dywersja — dodała głośniej, tak, żeby słyszał. Choć słyszał wszystko, był wiedźminem. — Czyja, Sherid? Zgaduj, jeśli nie wiesz. Bo i ja gotowa jestem zgadywać. A może faktycznie nie masz pojęcia?… Bo sam mnie okłamałeś?
W stolarni zrobiło się bardzo cicho, Alsvid przestała bowiem stukać obcasami oficerek. Przystanęła obok stołu, na którym odpoczywał charakternik i patrzyła w jego zimne, złe, żmijowe oczy. Oczami równie zimnymi i złymi.
Ilość słów: 0
![Obrazek](https://i.imgur.com/2isnNzU.png)
Dhu Feain, moen Feain.