Dworek Młynarski

Obrazek

Niegdyś dumna i prosperująca stolica, po wyrżnięciu załogi miasta i mieszkańców oraz grabieży dokonanej przez nilfgaardzką armię, mozolnie i z pomocą olbrzymich nakładów finansowych odzyskująca dawną pozycję zawdzięczaną przemysłowi.


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 343
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 29 lis 2021, 8:30

Obrazek
Zmierzając od miasta z Bramy Słodowej w stronę Gór Sinych, mijając świeżo wzniesione zabudowania Podgordzia, ujrzeć można zza wysoko sterczących dzikich zbóż, przeplatanych chabrami bławatków, kąkolą polną, piaskowymi makami i kurzyśladem oraz zza miejscami porośniętym gęsto krzewami psiej róży polem, leżącym odłogiem, samotnie stojący dworek, który lata świetności dawno miał za sobą. Ludzie powiadają, że miejsce to nawiedzone i przeklęte, a krążą o nim przeróżne plotki, o córce zamożnego młynarza, która chciała pójść za młodego parobka; o rodzicach, którzy na ten ślub nie przystali; o bezbożnym samobójstwie córy, co odebrała swoje życie w młynie; o nagłej śmierci zrozpaczonego ojca; o wdowie młynarza, która zabrała rzeczy i pojechała za góry; o skrzypiących deskach nocą; o kwaśniejącym mleku; o odorze rozkładającego się ciała; o drzwiach otwieranych na oścież przez wiatr czy nadnaturalne byty; o martwych pisklętach na ganku; o duchu wisielca, który przemyka między nieużytkami.
Prowadzi doń niewielka brukowana ścieżka zarośnięta przez chwasty, snując się między zakrzewionym gruntem, niegdyś porośniętym tłustymi kłosami pszenicy, złotem młynarzy. Obok przepływa strumień Siewierzynka, która niegdyś napędzała koło młyńskie, teraz straszące na horyzoncie. Sama posiadłość to zachowana w typowym rustykalnym szlacheckim stylu jednopiętrowa bryła o bursztynowym pokryciu dachu, miejscami przeciekającym. Ogród przed samym dworkiem przypomina leśny gąszcz, w którym skrywać się mogą dzikie zwierzęta, a nie pięknie kwitnące gatunki roślin. Przy budynku gospodarczym o zarwanym stropie, sterczy zwyczajny wóz drabiniasty ze świeżo okutymi kołami, a w stajni z grubsza oporządzonej słychać rżenie konia.
Przekroczywszy próg domostwa można poczuć zapach stęchlizny i pleśni, zapach dawno niewietrzonych i niegrzanych murów. W centralnej części budynku znajduje się obszerna kuchnia o potężnym białym kaflowym piecu, połączona naturalnie z jadalną, gdzie ciągnie się długi drewniany stół z licznymi, lecz w większości z poprzetrącanymi nogami, krzesłami. W kącie pomieszczenia poukładane zostały jeszcze nierozpakowane pakunki oraz szklana aparatura, prawdopodobnie do destylacji. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro, którego skrzypiące i powyginane szczeble, były pokryte wieloletnim kurzem.
W zachodnim skrzydle przeznaczonym niegdyś dla gospodarzy, znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno z nich, największe, z widokiem na zdziczały sad, było uporządkowane, na posłaniu leżała świeża pościel, szafy były zagospodarowane przez ubrania, a na regałach znajdowało się kilka książek, choć nadal pod ścianą oparty leżał portret przedstawiający szlachetnie urodzone małżeństwo. Inna izba znacznie mniejsza lecz przyległa kuchni, również miała ślady nowego mieszkańca. Niewielkie łóżko, skrzynia na rzeczy i regał zapełniony licznymi księgami stanowiły cały dobytek Austa von Molauch. Sąsiadujący z sypialnią gospodarza pokój gościnny, był niegdyś azylem córki młynarza, o czym świadczyły bladoamarantowe akcenty zasłon i pościeli oraz niewielka toaletka o blacie zabarwionym ciemnym atramentem z czystym i przejrzystym lustrem. W kącie stała pusta komoda, gotowa ugościć nowego lokatora. Jedno z okien skierowane było na zapuszczony sad jabłoni i gruszy, drugie na zaniedbany ogródek przed posesją. Czwarta izba zaś była zagracona. Natomiast wschodnie skrzydło było zamknięte i nieużytkowe, choć mieściło w sobie obszerną bawialnię i gabinet. Klapy do piwnicy nie można było odnaleźć.
► Pokaż Spoiler
Ostatnio zmieniony 08 lut 2022, 15:01 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 2 razy. Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 364
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; wyczerpana; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 30 lis 2023, 21:29

— Na Melitele, czy ty mnie w ogóle słuch...? — kolejny wrzask zza drzwi urwał końcówkę jej retorycznego zapytania.
Zaraz potem, kierowana chyba głównie własną intuicją, a przy tym poleceniem kamrata (bo przecież nie jego rozsądkiem...), nie tylko posłusznie odsunęła się od okna, ale i przy tym nagle zapragnęła znaleźć się jak najbliżej jedynego sprawdzonego wyjścia z kolejnego koszmaru, w którym się znalazła — czyli drzwi, przez które przed chwilą przeszła. Początkowo próbowała jeszcze zachować ciszę, gdy stawiała stopy na austowej pościeli. Gdy zeskakiwała z łoża na trzęsącą się nagle podłogę, już po drugiej stronie, w akompaniamencie gardłowego głosu czarodzieja, zaczynała dostrzegać bezsens owych prób.
— Nie, Aust...! Na bogów, NIE! Coś ty zrobił...?!
Ciężko jednoznacznie określić co nawiedzało teraz jej myśl, gdy patrzyła w powoli otwierającą się otchłań na suficie dworkowej izby. Czy był to bezgraniczny strach, wywołany samą świadomością, że takowy wymiar raczy w ogóle, gdzieś tam, istnieć? A może poczucie zdrady, które nagle przypałętało się nie wiadomo skąd? Dlaczego to zrobił? Przecież... przecież kochałam! W bajkach to zawsze wystarcza... Musiał być inny sposób. Czy były to wyrzuty sumienia, uderzające z siłą tarana, gdy uświadamiała sobie, że to ona, własną bezczynnością, pozwoliła by chłopak dopuścił się jakiegoś bluźnierczego rytuału? A przecież wystarczyłoby tylko powiedzieć w porę Asteralowi. Coś by począł. Powstrzymał go...
Ale czy na pewno?
W momencie, w którym zza otwartego portalu zaczęła wyłaniać się sylwetka, elfka rzuciła się do drzwi, wydzierając się przy tym jak opętywana. Nie zadając sobie nawet trudu, by zatrzasnąć je za sobą, wybiegła na korytarz i pognała w stronę kuchni.
To było zbyt wiele. Nie złamał ją upiór z dworku, nie złamały teriantropy Ristearda. Nie złamała noc Midaëte, ni łajno wylewające się z kieszeni. Nawet grożący śmiercią wiedźmin nie dał rady... lecz nastał w końcu ten czas, kiedy Przeznaczenie stwierdziło, że umysł dziewczyny ugnie kark, w ten czy inny sposób.
Ugnie go tej nocy, kiedy skala koszmaru całego tygodnia w końcu ją przerosła.
Istotnie, wszystko inne, włączając jej niedawne uczucie do chłopaka, stawały się właśnie kwestiami drugiego rzędu. Liczyło się by przeżyć, by nie zostać pożartym przez... to coś. Nawet jeśli miała, jakimś cudem, dopełnić tej trudnej sztuki przetrwania, to tej nocy nie zapomni już nigdy.
— Pomocy...! POMOCY! WIEDŹMINIE!!! — zawyła szaleńczo, oceniając ostatecznie, że tylko w niedawnym oprawcy pokłada swoje nadzieje na ocalenie. I nawet jeśli spodziewała się zastać w izbie rudowłosego czarodzieja, to raczej nie przytomnego, a już na pewno nie siedzącego na stole, na którym nie tak dawno go ułożyła.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 343
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 09 gru 2023, 13:09

Moc wnikała przez pory jego skóry, przenikając cienką warstwę duszy, wsiąkała w niego. Napływała niczym olbrzymia fala, piętrząca się zbliżywszy się do brzegu. Wypełniała go i krążyła w nim, niczym limfa. Zaledwie pochwycił delikatny podmuch powietrza, który snuł się między jego palcami, a moc zdążyła napełnić go po brzegi jak puste naczynie. Zakrztusił się. Nie znał takiej mrocznej i gęstej energii, która przynosiła na myśl płynną smołę. Lepką i cuchnącą o obcym posmaku rozpadu.
Siarczyście zaklną, a w jego głowie kołatała myśl, że za każdym razem wpadają w jeszcze większe bagno. Wyrwawszy się z objęć wynaturzonych eksperymentów czarodzieja spod Aldersbergu i przełamawszy klątwę dworku, uniknąwszy anomalnej burzy, wpadli w obślizgłe łapska wiedźmina, aby teraz skonfrontować się z prawdziwym złem, czymkolwiek ono było.
Odpowiedź okazała się na wyciągnięcie dłoni. Księga, mająca być jedynie poradnikiem kucharskim, zamiast zdradzać sekrety Siostry Tocji, odkrywała tajemnice goecji – symbolów i kluczy otwierających bramy między światami, aby przyzywać i kontrolować demony. Wśród nich znajdował się obraz pradawnego koszmaru – bezkształtnej masy ciał o pochłaniającej pustce zaległej w oczach. Zaraza. Plaga. Bezsłowna trwoga. Lewitująca w półmroku abominacja wydawała się być czymś niemieszczącym się w ludzkim rozumie, groteskową mozaiką męki i upadku. Coś nadchodziło.
W tym stanie nie mógł nic zdziałać, ledwo siedząc na krześle i z trudem łapiąc oddech. Uniósł zdrową dłoń, wykonując znajomy gest, wypowiadając szeptem przez spierzchnięte wargi inkantację, która dzisiaj brzmiała z jego ust inaczej, łagodniej, jak echo dawno zapomnianej melodii – nadzieja. Sięgnął do mocy, którą ledwo przed chwilą zaczerpnął, która zaczęła otaczać go i emanować delikatnym ciepłem. Pulsowała. Miała wniknąć do tkanek, zasklepić rany, zregenerować uszkodzone organy, pobudzić szpik kostny do produkcji czerwonych krwinek. Moc, choć wykrzesana z osłabionego organizmu, mała złagodzić ból i przywrócić przynajmniej kruchy blask dawnej siły.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2433
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 27 lip 2024, 2:35

Aust padł na kolana, z rzężących ust spływała krew. Chłopak dusił się, wzniesione wcześniej dłonie kurczowo trzymały się wątłej szyi. Na próżno rozdzierał niezdarnie kołnierz i bezskutecznie próbował zwymiotować skrzepy krwi, które blokowały oddech. Trząsł się nieustannie, a nim Istka zdążyła opuścić pomieszczenie, walczył resztką sił nie tylko o własne życie, ale także o kontynuację rytuału.
Stan chłopaka miał niewątpliwy wpływ na narodziny demona.
Krąg na suficie zamarł wraz z osłabnięciem przyzywającego, a poczwara próbująca wydostać się z portalu utknęła w połowie drogi. Czarny, rogaty łeb z bezkresnymi, karmazynowymi ślepiami wyłaniał się z kręgu, podczas gdy długie, pajęcze łapy, które udało się już wyciągnąć, zapierały się o sufit, walcząc o uwolnienie się z pułapki, jak przeklęte dziecię próbujące wydostać się z zaciśniętego łona matki.
Szkaradne dziecko nie miało zdefiniowanej postaci; było plątaniną czarnej mazi i sączącego się dymu, przypominającą Istce nilfgaardzkiego generała, który jeszcze niedawno kroczył i rozmawiał w bawialni z Asteralem.
Krzyk dziewczyny poniósł się po dworku, przyzywając wiedźmina, który już zdążył przybyć, zwabiony wcześniejszymi wołaniami. Elfka zderzyła się z jego twardą piersią, gdy tylko przekroczyła próg pokoju. Na swoje nieszczęście, wróciła do tego samego pomieszczenia, a nierówny impet rzucił ją na ścianę po lewej. Tam znieruchomiała, całkowicie sparaliżowana lękiem. Widok zabójcy ociekającego krwią włamywaczy tylko pogłębił jej trwogę.
Wiedźmin stał nieruchomo w wejściu, wpatrując się raz w portal, raz w Austa, jakby próbował rozeznać się w sytuacji w tym krótkim czasie, który wydawało się, że ma. O istnieniu Istki niemal zapomniał, prawdopodobnie nie poczuł nawet ich zderzenia. Ruchem, który rozmazywał się w oczach, dobył puginału, sprawnie umiejscowił sztych ostrza między palcem wskazującym a kciukiem i zamachnął się, celując niewątpliwie między ślepia abominacji.
W tej samej chwili demon, zdając sobie sprawę ze swojego położenia i koncentrując uwagę na przybyłym wiedźminie, postanowił odpowiedzieć. Z pełną siłą, jaką mógł obecnie wykorzystać.
Paszcza demona, wcześniej nieodmiennie przypominająca wielkością ludzką, rozwarła się niemal czterokrotnie, a z głębokiej, cuchnącej samym złem gardzieli wydobył się przeraźliwy wrzask. Fundamenty dworku zatrzęsły się, z powały sypnęło kurzem. Okno rozpadło się w drobny mak, a w samym wnętrzu zerwał się porwisty wiatr, którego strumień uderzył wprost w cisnącego żelazem wiedźmina.
Mężczyznę odrzucono z ogromną siłą, niemal wystrzelił z ziemi jakby uderzony pięścią olbrzyma i runął wprost na przeciwległe drzwi prowadzące do sypialni Istki. Przeleciał przezeń na wylot, wyłamując z trzaskiem zawiasy i zatrzymał się dopiero na ścianie. Na bielonym murze pojawiła się siatka licznych pęknięć, widoczna, gdy muskularne ciało osunęło się na ziemię. Wiedźmin, choć żywy, poruszał się niemrawo, próbując wstać. Sycząc i obnażając zęby, trzymał się kurczowo miejsca, gdzie wcześniej zatopił się elficki bełt. Jego miecz, ciepły jeszcze od chłopskiej krwi, upuścił w momencie uderzenia, pozostając teraz daleko poza zasięgiem mężczyzny.
Kiedy Istka wejrzała w zółte oczy, zobaczyła w nich dawny chłód i zaciętość, ale było w nich coś jeszcze... Strach?
Nie podchodź... Na Boga, nie... nie podchodź — charczał Aust.

Pachnące kurzem stronice książki przekartkowały się posłusznie, zatrzymując na jednym z rozdziałów. Asteral nie był pewien, czy los rzeczywiście wskazał mu siłę, z którą miał się zmierzyć, czy też było to jedynie przypadkowe zrządzenie. W każdym razie karta była spisana koślawym, trudnym do odczytania pismem, z wyjątkiem fragmentu wstępu, który wyglądał jakby był napisany przez inną rękę:
Zaiste, kto w mroku nekromancji ręce swe zatopi, niechaj wie, że demony, które przywołał, jak rozjuszone żmije w swej furii zstąpią. Obyś je odwołać umiał, bo gniew ich w piekielnym ogniu, co w duszy twa, nie ostygnie.
Zaczerpnięta moc posłusznie poddała się jego woli. Niezdarnym gestem jednej ręki i pospieszną formułą udało mu się rzucić lecznicze zaklęcie. Znane mrowienie rozeszło się po jego ciele, dając czarodziejowi pewność, że magia rzeczywiście działa. Migrena zelżała, a fantomowy ból uciętej ręki ustąpił, przynajmniej na chwilę. Rana na nodze również zaczęła proces gojenia, choć do pełnego zasklepienia było jeszcze daleko. Kiedy Asteral ostrożnie zsunął się ze stołu, poczuł, że może stanąć i, jeśli to możliwe, iść naprzód. Nie mógł jednak przesadzać; przy każdym ruchu utykał, gdyż dysfunkcja nie zniknęła całkowicie, o czym przypominała mu uporczywa boleść.
W tej samej chwili Piołun usłyszał krzyk Istki. Niedługo potem, niczym cień, przez korytarz przebiegł wiedźmin. Jego postać przypominała smugę cienia, i gdyby czarodziej w tamtym czasie mrugnął, przeoczyłby nadejście zabójcy. Nie minęło więcej niż pięć uderzeń serca, a rozległ się przeraźliwy, nieludzki wrzask, i dworek zatrząsł się, jakby na nowo zamieszkiwała go nieczysta siła. Potem nastąpiła seria innych, trudnych do zidentyfikowania dźwięków, zakończonych głośnym łupnięciem o ścianę tuż obok kuchni. Rozległ się brzęk stali i przed progiem Asteral ujrzał zakrwawiony wiedźmiński miecz.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 343
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 27 lip 2024, 23:34

Niepodobny swoim kumotrom, nie wierząc w przypadkowe zrządzenia losu, a w zwykłych wydarzeniach, dopatrując się boskich interwencji, działań nieodgadnionej mocy i omenów, zawierzył się i tym razem Wszechmatce, czy własnemu przekonaniu w jej istnienie. Sięgnął pełen nadziei i ufności do wiedzy, odkrytej mu podmuchem wiatru, wypatrując nie tylko odpowiedzi na to, z jaką siłą miał się teraz zmierzyć, ale również sposobów jej ujarzmienia i powstrzymania. Szybkim rzutem oka przeczesywał starannie kreślone czarnym atramentem litery, w których skrywać mogło się remedium na następne niebezpieczeństwo wiszące nad ich głowami. Ileż czartów, biesów i lich przyjdzie im wygonić z murów tej staromłyńskiej rezydencji.
Studiowanie, przesiąkniętego jakże prawdziwym i namacalnym mrokiem, grimuaru, przeszkodził mu krzyk Istki, a zaraz później kakofonia wrzasków, skowytów i jazgotów. Domostwo zatrzęsło się w posadach, zmrażając krew w żyłach. Prawdopodobnie, gdyby nie przerażona elfka, której życiu zagroził, zapraszając ją w swoje skromne progi, sam uciekł spod własnej strzechy, pozostawiając sprawę mutantowi. Ach… i zupełnie zapomniał o Auście von Molauch, jego podopiecznym.
Ostatni raz wyciągnął dłonie ku mocy, tym razem poszukując tej zastygniętej w kubkach, wiadrach i parującej wodzie z rozgrzanego garnca, nieopatrznie pozostawionego na kaflowym piecu. Spróbował zapleść je w cienkie nici, by przenikły przez pory skóry, wnikając głęboko w trzewia. Jeden z obznajamiających go w tajnikach kręgu, druid mawiał, że powinien być jak woda – wystarczająco silna, by utrzymać statek, ale tak słaby, by przelecieć przez palce.
Oderwał się od stołu, trzymając pod pachą, oprawioną w niewiadomego pochodzenia skórę, księgę, stawiając kilka niepewnych kroków. Mógł się ruszać, choć sprawiało mu to spory ból. Tego wieczoru pił pełnymi haustami z czary goryczy, więc kilka kolejnych łyczków nie będzie mu strasznych. Kuśtykając dotarł do korytarza, chwytając się futryny. Opierając się o ścianę podążył w stronę źródła wezwanej nikczemności. Sięgnął po wiedźmiński miecz, który posłużył mu jako laska, z pomocą której zbliżył się do pokoju, w którym znajdowała się bestia. I zamarł w przerażeniu.
► Pokaż Spoiler
► Pokaż Spoiler
Ostatnio zmieniony 29 lip 2024, 17:34 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 1 raz. Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 364
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; wyczerpana; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 28 lip 2024, 9:00

Nieważne do kogo charczał Aust i do którego Boga konkretnie się odnosił — podchodzenie do centrum pomieszczenia było ostatnim na co elfka by się odważyła. Zepchnięta na margines zainteresowania przez każdą ze stron, siedziała teraz skulona w kącie izby, tocząc osobną walkę — z samą sobą, by nie zwariować. Zamknięcie portalu na pewno pomogło — przestała poświęcać uwagę szaleństwie innych wymiarów, a skupiła się na tym co tu i teraz, czyli potworze. Obślizgłym, wygłodniałym i potężnym, ale jednak tylko potworze. A potwory — ghule, upiory, czy inne sukkuby były częścią tego świata, choć niektóre też przybyły podczas Koniunkcji.
Ten teraz też był i chyba ta jedna świadomość ratowała jej zmęczony strachem umysł od dalszych rozmyślań. Ta świadomość i wiedźmin, który przeleciał właśnie gdzieś po jej prawicy do sąsiedniego pomieszczenia. Patrzyła na przyzwaną istotę przez palce, z trudem przyzwyczajając się do jej widoku, aż w końcu instynkt przetrwania uderzył ponownie.
Nie traciła już nawet czasu, żeby próbować się podnieść. Wspięła się na czworaka i rzuciła do drzwi izby, by wydostać się przez framugę, przez którą przeleciał właśnie mutowany zabójca potworów. Jej głowa napotkała przy tym na kolejną przeszkodę, gdy w przejściu stanął rudowłosy czarodziej. Nie ustąpiła jednak tym razem, nie uleciała na ścianę, a próbowała przeć dalej, przecisnąć się na względnie bezpieczny korytarz koło jego nóg. Skoro poczwara mogła próbować wycisnąć się z drewnianego łona dworku, to z ich dwójki elfka miała przynajmniej łatwiejsze zadanie.
— Chowaj się, chowaj... — wyszeptała do Asterala, uczepiając się jego nogawicy i próbując pociągnąć za sobą, poza pole widzenia abominacji. Skoro nawet wiedźmin nie dał rady, wiadomo już było, że bezpośrednia walka skazana jest na porażkę.
Być może nie dalej jak kilka chwil temu Aust podał jej telepatycznie przygotowany egzorcyzm...
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2433
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 30 lip 2024, 21:25

Czarodziej omiatał oczami kartę księgi pokrytą gryzmołami. Czasu miał niewiele, a pismo było trudne do rozczytania. Tu i ówdzie udawało mu się wychwycić urywki zdań, gdzie zawijasy liter były wyraźniejsze i bardziej znajome.
W prastarych czasach... imieniem Mal'ghurath... gdy pierwszy promień słońca... pan zniszczenia i chaosu... zgubę i zatracenie... Wielki Rytuał Odpędzenia... czystego serca... Ardan, znany z męstwa i mądrości... posypanego solą z głębin ziemi... zaczęli recytować zaklęcia... ostatnią inkantację... walczył i wrzeszczał... na wieczność... żądza mocy...
To właśnie wtedy wyrwało go z pospiesznego studiowania zatrzęsienie dworku.
Zaciągnął się mocą, choć było jej niewiele. Być może zbyt niewiele.
Wiedźmiński miecz był z kolei za krótki, aby móc się na nim komfortowo wesprzeć, lecz rudowłosy zauważył, że jest w stanie iść samemu, przynajmniej na razie. Stawiając ostrożne kroki, parł naprzód.
To, co Asteral zobaczył, miał zapamiętać do końca życia.
Bestia, choć wciąż uwięziona połowicznie w portalu, emanowała coraz większą grozą, walcząc o wolność. Jej górna część ciała, wydobyta z kręgu, stanowiła wizję nieopisanego koszmaru. Czarny, rogaty łeb i karmazynowe ślepia, jarzące się piekielnym blaskiem, zdawały się przejmować kontrolę nad całą przestrzenią wokół. Każdy ruch demona, każda próba wydostania się z otchłani, wprawiała domostwo w drżenie.
Łup! Łup! Łup!
Dolna połowa cielska wciąż tonęła w mrocznej tafli portalu, niechętnego do wypuszczenia swojej podłej kreacji. Każda sekunda jednak przynosiła nowe kamienie milowe w tej walce; kolejne odnóża wydostawały się na zewnątrz, kurczowo chwytając się sufitu, niczym pająk swej sieci. A każda z tych kończyn, zakończona ostrymi szponami, poruszała się z przerażającą gracją i precyzją.
Mal'ghurath, jak zdążył przeczytać czarodziej, wcielenie samej śmierci.
Stwór miotał się i wrzeszczał, jego dźwięki były mieszanką cierpienia i wściekłości, które zdawały się przeszywać dusze wszystkich w pobliżu. Długie, mackowate kończyny, wciąż pozostawiające uwięzione w portalu, wiły się i szarpały, wciągając ze sobą opary dymu, otulającego ciało potwora niczym żywy płaszcz. Wśród tych chaotycznych ruchów można było dostrzec przebłyski innych, jeszcze bardziej groteskowych form, jakby demon przechodził przez nieskończone fazy transformacji.
Cień monstrum rozciągał się po całym pomieszczeniu, z każdym ruchem wydłużając się i gęstniejąc, pochłaniając światło i nadzieję jednocześnie. Z każdego zakamarka emanowała lodowata groza, przyprawiająca o dreszcze, zaś wnętrze wypełniał ciężki, duszący odór siarki i gnijącego mięsa.
Istka, ku swojej zgubie, miała się właśnie stać centrum uwagi.
Kiedy uciekała w pokracznym popłochu, sadząc paniczne susy na klęczkach, poczuła palący ból na nadgarstku swojej lewej ręki. Kiedy spojrzała w to miejsce, ujrzała eteryczną, półprzezroczystą mackę. Demon jej nie wypuścił, była tego pewna, lecz ta po prostu się zmaterializowała, łącząc ją z portalem i tym co było w jego wewnątrz i na zewnątrz. Elfka nie zdążyła nawet na dobre poczuć agonii, która przeszyła jej ramię, nie zdołała zastanowić dlaczego macka ma nieco inną formę niż reszta cielska za nią, ani dlaczego jej skronie puchną, a pisk w uszach omal ich nie rozsadza.
Zawisła w powietrzu, targnięta potężną siłą. Świat zasłonił się czarną winietą, a jedyne co widziała poza nią, to dwa, czerwone punkty.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 364
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; wyczerpana; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 30 lip 2024, 22:18

Prawica dotykała już framugi u drzwi, ale gdy próbowała uczepić się lewicą, coś wyciągnęło tą ostatnią do tyłu. Nerwy nie nadążały reagować w porę, więc nawet ból nie był po prostu zwykłym bólem. Zmieszany w tej sytuacji z czystym przerażeniem był czymś wykraczającym poza zrozumienie istoty żywej, a już na pewno cokolwiek z czym elfka musiała się mierzyć do tej pory. Rozstanie z kochankiem, utrata domu, nawet to najgorsze uczucie, gdy raz nacinali jej żywą skórę jakimś tępym narzędziem dla sadystycznej zabawy — nic nie mogło się z tym równać.
Jeśli właśnie umierała, jeśli tak wyglądać miała śmierć, to dziewczyna traciła teraz coś więcej niż tylko życie. Traciła doń wolę. Bo po co żyć, jeśli istnieje takie cierpienie...? Jeśli doświadcza tego, czego od zawsze najbardziej się bała. Niech taki świat lepiej zniknie. Niech i ona zniknie razem z nim.
Może dlatego ostatni rozpaczliwy zamach wolną dłonią ze sztyletem był niemal atroficzny. Wydawało jej się, że celuje w eteryczną mackę, kiedy czerń i czerwień zlewała się w jedność. Wydawało jej się, ale tak naprawdę było jej już prawie wszystko jedno. Niech to się już skończy, niech tylko przestanie boleć... — powtarzał jej umysł i podświadomość w przebłyskach świadomości.
Ciało, a więc i spękane od pragnienia gardło oraz usta, mogły już tylko wrzeszczeć. I wrzeszczały, tak jak poddawany najgorszym torturom człowiek, elf, czy nawet potwór. Jazgot, który słyszała w głowie, tak jak presja na całej reszcie ciała, były nie do wytrzymania.
Gdzieś w tej agonii grzęzły te słowa pradawnego języka, które spamiętała z ust Austa. Bo i tak wydawało jej się, że nie ma już nic do stracenia. Słowa te padły w kierunku dwóch czerwonych punktów, które wydawały jej się ślepiami.
— N'galor... sha'rahn... zharak... ieldor thaerr'eah...!
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 343
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 03 sie 2024, 20:57

Komnaty dworu tętniły jeszcze większym mrokiem, w których niknęła nawet jasność ognia rozpalonego pod kaflowym piecem i blask nielicznych płomieni świec, które skrupulatnie wytapiały z wosku zniekształcone sylwetki bestii. W powietrzu unosił się głęboki chłód, przenikający po szpik kostny i testamentowy odór zniszczenia, nieubłagalnie zbliżającego się końca. Asteral von Carlin, poruszał się z trudem, a jego twarz zniekształcał ból i wyczerpanie. Lewą ręką, drżącą z wysiłku, trzymał otwarty grimuar, którego pożółkłe strony zdawały się kpić z jego nieszczęścia. Oczy jego pośpiesznie przemykały po niedbale sporządzonych zapiskach, a czoło marszczyło się w narastającym niepokoju.
Posypanego solą z głębin ziemi... zaczęli recytować zaklęcia... ostatnią inkantację. — Czytany przezeń pobieżnie tekst wydawał się zlewać i tracić sens. Potrzebował więcej czasu, aby wydobyć z nich kwintesencje. Odsiać plew od ziaren. — Przeklęte bezużyteczne zapiski! – Wysyczał rozsierdzony przez zaciśnięte zęby, wpadając niezdarnie na korytarz dworku i chwytając na moment krótki miecz, który okazał się nieprzydatnym złomem, niewystarczającym aby podeprzeć się nań. Cisnął nim w kąt sieni, wyrzucając z ust wiązankę przekleństw, w których wspominał nawet druidzką pryszczatą dupę swojego nauczyciela.
Zaklęcia i rytuały, które odczytywał, były niespójne, fragmentaryczne. Niewiele przydatnych informacji, żadnej konkretnej odpowiedzi na to, jak odpędzić potężnego demona, który zamierzał zadomowić się w jego siedzibie. Nie interesowało go nawet, na czyje zaproszenie tutaj przybył. Musieli rozwiązywać bieżące problemy, a ten wydawał się takim nie do rozwiązania.
Demoniczną księgę włożył pod pachę, jak nic niewartą publikację, zwalniając lewą rękę, by otrzeć pot z czoła. Spojrzał na kikut, który jeszcze kilka godzin wcześniej wieńczył się prawą sprawną dłonią. Rana, choć względnie zagojona magią, pulsowała bólem, każda sekunda przypominała mu o stracie i bezradności. Czas naglił, a śmierć zbliżał się z każdą chwilą.
Brnął do izby, w którym zetknie się twarzą w twarz z prawdziwym złem. Jego kroki były chwiejne, ale stanowcze. Korytarz domostwa zdawał się nie kończyć, a każdy metr kosztował wiele. Wciąż miał jednak nadzieję, choć była ona teraz cienką nicią, która mogła się zerwać w każdej chwili razem z jego życiem. Tym razem nie mógł liczyć na prastarą magię, która na nowo zawiąże supełek, między przeciętymi włóknami.
Zatrzymał się na chwilę, opierając się ciężko o ścianę. Przed nim rozpościerał się widok, który mógł sparaliżować każdego zwykłego śmiertelnika. On jednak był czarodziejem i nie mógł się ugiąć. Zacisnął jedyną pieść, a w jego oczach pojawił się blask determinacji. Iskry, którymi można było rozkrzesać ogień.
Na Melitele. — Wyszeptał, a jego głos zadrżał nieznacznie. Czuł, jak adrenalina przepływa przez jego ciało, mieszając się z bólem rany i wyczerpaniem.
Asteral czuł, jak jego siły maleją, ale nie mógł się poddać. Musiał znaleźć sposób, choćby najmniejszy fragment zaklęcia, który mógłby dać mu przewagę. Każda sekunda była cenna, każda chwila mogła zdecydować o losie jego i wszystkich, których przysiągł chronić. Moc, którą zaczerpnął z wilgoci osadzającej się w izbie kuchennej była niewystarczająca. Nie miał innego wyboru. Wyciągnął dłoń przed siebie wysoko. Znał ryzyko. Słyszał o niebezpieczeństwie, które wiąże się z czerpania z niestabilnych źródeł pokoniunkcyjnego pochodzenia, a co dopiero z innych światów.
To jeszcze nie koniec, jeszcze nie koniec Mal'ghurath. — Powtórzy, jakby chciał dodać sobie otuchy, aby po chwili sięgnąć do mrocznej energii, która przenikała do ich świata, wkradając się przez nierozważnie stworzony portal, gotowy, by nabranym nadmiarem mocy odciągnąć telekinezą Istkę z mrocznym macek potwora.
Znajdźże rytuał, który odpędzi to paskudztwo. Nie interesuje mnie, że dogorywasz na posadzce. — Rzucił pośpiesznie w stronę podopiecznego księgę, nawet nie racząc go spojrzeniem. Jego wzrok spoczywał tylko i wyłącznie na obrzydliwym monstrum.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2433
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 03 sie 2024, 23:50

Wisząc w powietrzu, odkryła, że świadomości jej i potwora łączą się. Lustrowana, jak łakomy kąsek na widelcu, rozumiała impulsy.
GŁÓD.
Nie miała władzy nad swoim ciałem, dlatego zaatakowanie sztyletem było niemożliwe. Cudem zdołała wyszeptać inkantację, ale ta wywołała jedynie kolejny impuls.
ROZBAWIENIE.
To wtedy właśnie stwór przyjrzał się jej jeszcze bliżej. Oplatająca jej ramię półprzezroczysta kończyna wydłużyła się, czubek, niczym sonda, dotknął brzucha ofiary.
CIEKAWOŚĆ.
Błysnęło jej w oczach.
Istka poczuła dreszcz na skórze, kiedy inna, niewidzialna macka, dotknęła jej duszy. Nie był to jednak dotyk fizyczny, lecz coś znacznie głębszego, przenikającego każdą jej myśl i wspomnienie. Macka Mal'ghuratha, niczym zimna, klejąca się mgła, owinęła się wokół jej umysłu, zaciskając się powoli.
Świadomość elfki zaczęła przenikać do ciemnego świata demona. Przed jej oczami przewijały się obrazy nienawiści, rozpaczy i zniszczenia; całe wieki zła skondensowane w jednej chwili. Słyszała szept, głos Mal'ghuratha, głęboki i przerażający.
WITAJ, ŚMIERTELNICZKO... — syknął. — WIDZISZ TO, CO JA WIDZĘ? CZUJESZ TĘ MOC, KTÓRA JEST POZA TWOIM ZROZUMIENIEM?
Istka próbowała się opierać, ale czuła, jak myśli są coraz bardziej splątane, zanurzone w gęstym, duszącym mroku. Wspomnienia jej przeszłości przemykały przed jej oczami w zawrotnym tempie, zmieniając się w koszmarne wersje siebie: twarze przyjaciół, rodziny, wszystkich, których kochała, skrzywione w bólu i cierpieniu.
NIE OPIERAJ SIĘ, DZIECKO. — Głos był teraz jak huk gromu w jej głowie. — TYLKO PRZEZ PEŁNE POŁĄCZENIE ZROZUMIESZ PRAWDZIWĄ NATURĘ ŚWIATA. ZANURZ SIĘ W TYM, CO JEST NIEUNIKNIONE.
Kiedy macki Mal'ghuratha ciasno oplotły się wokół jej umysłu, demon zyskał wgląd w najgłębsze zakamarki jej duszy, odkrywając tajemnicę, której nawet ona sama jeszcze nie znała. Pośród chaosu myśli, strachu i bólu, pojawił się obraz jasny i wyraźny, wyrwany z innego świata.
Dziewczyna nagle zobaczyła coś, czego nie mogła zrozumieć. Przed jej oczami pojawiła się postać małego chłopca, delikatnie uśmiechniętego, z jasnymi, błyszczącymi oczami, które zdawały się przenikać przez nią na wskroś. Był to półelf, o rysach zdradzających mieszane pochodzenie, oraz aurze promieniującej niesamowitą energią.
SPÓJRZ, ŚMIERTELNICZKO — szeptał Mal'ghurath, bardziej miękko, niemalże uwodzicielsko. — TO JEST PRZYSZŁOŚĆ, KTÓRA CIĘ CZEKA. TWÓJ SYN, OWOC TWOJEJ MIŁOŚCI I TWOJEJ KRWI. ZRODZONY Z MOCY, KTÓRA PRZEWYŻSZA WSZYSTKO, CO ZNASZ.
Obraz chłopca zaczął nabierać intensywności. Istka widziała, jak dorastał, jego magia rozwijała się i potężniała. Stał się czarodziejem, jakiego świat nigdy wcześniej nie widział. Na rękach miał krew, której zapach rozpoznawała.
Krew ojca.
Krew Austa.
TWOJE DZIECKO, ISTKO, BĘDZIE POTĘŻNIEJSZE NIŻ KTOKOLWIEK MÓGŁBY SOBIE WYOBRAZIĆ — kontynuował, podsycając jej lęki i nadzieje. — ALE PAMIĘTAJ, ŻE KAŻDA MOC MA SWOJĄ CENĘ. CZY JESTEŚ GOTOWA JĄ ZAPŁACIĆ?
Choć oszołomiona, poczuła, jak coś w jej sercu się zmienia. Ta wizja, mimo, że przerażająca, niosła ze sobą promyk nadziei. Nie mogła zrozumieć, jak to możliwe, ale wiedziała jedno — jeśli była w ciąży, to jej dziecko miało przed sobą niezwykłe przeznaczenie.
Mal'ghurath, wyczuwając jej zmieniające się emocje, uśmiechnął się w sobie, poczuła to. Wiedziała, że zasiał ziarno, które będzie kiełkować w jej sercu, a przyszłość jej, jak i przyszłość jej dziecka, była teraz nierozerwalnie związana z jego zepsutym wpływem.
ZASTANÓW SIĘ DOBRZE, ELFKO — dodał na koniec. — MOC I PRZEZNACZENIE TO NARZĘDZIA, KTÓRE MOŻNA WYKORZYSTAĆ NA WIELE SPOSOBÓW. TYLKO OD CIEBIE ZALEŻY, JAKĄ DROGĄ PODĄŻYSZ.

Wyrzucił wiedźmiński miecz. Wyrzucił też grymuar, który potoczył się po podłodzie, z zaskakującą precyzją docierając pod nogi leżącego już Austa. Uczeń nie zareagował. Albowiem umierał.
A wtedy jego mistrz zaczerpnął.
W chwili, gdy wydawało się, że kontroluje przepływ energii, z wnętrza portalu wybuchła fala mocy. Przeniknęła jego umysł z brutalną siłą. W głowie Asterala rozbrzmiał wrzask demona, tak intensywny, że poczuł, jakby jego czaszka miała za chwilę pęknąć. Wrzask narastał, przenikając każdą myśl, każdą komórkę ciała. Obrazy złowróżbnych wizji przemykały przed jego oczami: siebie upadającego na kolana, otoczonego przez macki portalu, czującego, jak jego żywotność jest wysysana.
W rzeczywistości ciało mężczyzny stało nieruchomo, z dłonią wyciągniętą ku portalowi. Oczy były szeroko otwarte, ale nie widziały nic poza ponurymi zmorami wewnętrznego piekła. Głęboki, pełen bólu krzyk wydobył się z gardła czarodzieja, odbijając się echem w całym dworku.
Asteral nareszcie zamrugał, z trwogą w dalszym ciągu malującą się na twarzy. Serce biło szybko, czoło było zroszone potem. Katastrofalne uczucie minęło, mimo, że nadal czuł jego skutki w postaci promieniującego bólu głowy i krwawiącego nosa.
Zdał sobie wtedy sprawę, że potęga portalu nie tylko była poza jego zasięgiem, ale również zdolna do wniknięcia w umysł, ukazując mu najgłębsze lęki i koszmary. Miał niewątpliwie szczęście, a to, co się właśnie stało, było niczym innym jak przestrogą: próba ujarzmienia tak dzikiej mocy mogła skończyć się nie tylko utratą rozumu, ale i życia.

Na górze, na suficie, pojawiło się długie pęknięcie. Chwilę później następne. I kolejne...
Dworek drżał.

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 364
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; wyczerpana; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 04 sie 2024, 8:59

— NIE CHCĘ! ZOSTAW! VA VORT AEP ME CEANN! — zdołała zakrzyczeć, pomimo tego, że jej wola nie miała aktualnie żadnego znaczenia. Monstrum robiło co chciało i czyniło przy tym łaskę, że w ogóle do niej przemawiało.
Przerażenie osiągnęło punkt kulminacyjny, nigdy wcześniej w życiu nie bała się bardziej. A ponieważ nie mogła bać się bardziej, siłą rzeczy zaczynała przyzwyczajać się do aktualnego stanu, do macek demona wpełzających w głąb jej duszy i umysłu. Wymęczona negatywnymi emocjami, poddała się w końcu czemuś, co równie dobrze mogło być gwałtem — nie na ciele, lecz na samym jestestwie.
Mal'ghurat mógł teraz czytać ją jak otwartą księgę, jeśli liczyć to, że owa księga nie była — dyskusyjnie — przesadnie odkrywcza, ani ciekawa. Jeśli demon miał jakiś wpływ na to kogo mógł „wybrać” do pełnionej roli, to wybrał zwykłą, szarą myszkę, która próbowała znaleźć sobie skromne miejsce w świecie. Ciągoty do prostych przyjemności, jak seks i alkohol, okazjonalnie do bardziej wyrafinowanego tekstu czytanego. Pasja do swojej długoletniej pracy rzeźbienia w mięsie i kości, by ratować życia. Miłość do matki, mimo podejrzeń o porzucenie córki w trakcie pogromu. Niechęć do ojca, który w trakcie wojny odszedł walczyć we Vrihedd i nie wrócił. Niewiedza co stało się z obojgiem i chęć zmiany tego stanu rzeczy, choć nie za wszelką cenę. Stosunkowo krótka lista znajomych i przyjaciół ras wszelakich, z których spora część doczekała się już potomstwa, a nawet wnuków — przynajmniej ci którzy dożyli do obecnych czasów. Wizerunek Jorega Borgerda, krasnoludzkiego sąsiada, którego matka prowadziła obok ich kamienicy warsztat jubilerski „Nieludzko dobrze u Gwinry”. Osobno — spis kochanków, w przeważającym stopniu ludzkich. Wszystkich kochała, ale krótko, nie potrafiąc stworzyć trwałej relacji emocjonalnej z żadnym prócz trzema z nich, może czterema — ci z kolei mieli dość pecha, by przedwcześnie umrzeć, bądź samemu od elfki odejść. Feigr Kergundsson, od którego tak naprawdę sama odeszła mimo przywiązania, ponieważ był włóczęgą bez perspektyw na zapewnienie jej stabilnego bytu.
Uczucie do Austa również miało się wkrótce wypalić — w czym na pewno pomogło przyzwanie potężnego demona, który teraz trzymał ją w uścisku. Miało, bo to co pokazał jej byt, to co kiełkowało w jej brzuchu, miało spore szanse by ponownie zakręcić kołem fortuny losu. I zakręci na pewno, o ile zarówno Austowi jak i dziewczynie będzie dane przeżyć aktualne wydarzenia.
Nie chciała znać przyszłości, od podobnych rewelacji można było oszaleć. Jednak ponownie — nie miała w tej kwestii wiele do powiedzenia.
— Ja... Ja widzę... — stwierdziła oczywistość, uspokajając się odrobinę w żelaznym uścisku. — Jaka jest cena...? Nie chcę oddawać życia za życie... — spróbowała dać zwrotny sygnał, nie wiedząc przy tym czy mówi na głos, czy tylko w swoim umyśle. Mal'ghurat mógł z łatwością przyznać, że mówiła prawdę — przede wszystkim chodziło o życie jej własne, pomimo stygnącej jeszcze przed chwilą woli do kontynuowania swojej egzystencji. Uwzględniała też jednak w świadomości zarówno ojca dziecka, jak i rudowłosego magika, który próbował teraz czerpać z zakazanego źródła magii. W jej prostym, śmiertelnym zrozumieniu świata obydwoje byli jej potrzebni, a to dlatego, że w głębi ducha chciała też by to dziecko się urodziło. Jako bezdomna dziewczyna z pogardzanej rasy nie miałaby wielkich nadziei na samodzielne zapewnienie mu godziwego losu.
— Nie chcę potęgi. Ani dla siebie, ani dla niego, ale i tak nie mam na to wpływu. Będzie co będzie. A potem, gdy dorośnie... sam wybierze czego chce — próbowała przekonać po części siebie, a po części demona, nie będąc nawet pewną czy o cokolwiek pertraktuje. Bała się głównie tego, że całkowita odmowa oznacza śmierć wszystkich obecnych w dworku. Powoli docierały do niej potencjalne konsekwencje umowy. Zwłaszcza wizerunek ojcowskiej krwi Austa na dłoniach jej potomka. Czy byłaby w stanie żyć ze świadomością, że to się kiedyś wydarzy? Nie mówiąc już o naznaczeniu ich przez demona, które sama odczuła. Czy naprawdę miała teraz jakikolwiek wybór?
— Jeśli chcesz ofiary, to dlaczego nie weźmiesz tego przeklętego wiedźmina?! — przez połączoną świadomość przeszła iskierka gniewu, a może nawet nienawiści do osobnika leżącego teraz w pokoju naprzeciw. Mutant, który napadł ją i jej gospodarza w jego własnym domu. Obciął jej przyjacielowi dłoń, a ją terroryzował przez kilka godzin, by potem związać jak wieprzka i zostawić samą sobie. W końcu to on był pośrednią przyczyną, przez którą demon trzymał ją teraz w uścisku. On i Aust. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że czyjś los jest jej zupełnie obojętny. Jeśli ma zaspokoić głód demona — niech umiera.
W końcu złość ustąpiła, a charakter elfki złagodniał, zastąpiona ponownie przez niepewność i trwogę.
— Czego jeszcze od nas chcesz...? Wypuść mnie, proszę! Wypuść nas! Pozwól żyć! Jak inni przybiegną... co ci po tym wszystkim, jak wezmą nas na widły?! Jeśli naprawdę chcesz tego dziecka — daj nam szansę! Pozwól mi im pomóc! — wybrzmiało błagalnie, jakby przez chwilę mówiła nie do monstrum z innego wymiaru, a do bytu, który jest w stanie pojąć jej obawy. Jeśli nie — miała przynajmniej nadzieję, że nieobcy jest mu koncept pragmatyzmu.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 343
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 08 sie 2024, 7:24

Asteral zaczerpnął mocy z demonicznego źródła, czując, jak mroczna energia przepływa przez jego ciało niczym lodowaty prąd, zamiast napełniając go siłą i mocą, dotykając dotkliwie po najgłębszy zwój nerwowy. Natychmiast znalazł się w wirze koszmarów. Wizje zaczęły mieszać się i zlewać ze sobą, tworząc przerażający, nieustanny kalejdoskop jego największych lęków. Nie pierwszy raz ostatniej doby, znalazł się w podobnym miejscu. Śmierć próbowała go ściągnąć w swoje ramiona wszelkimi strumieniami.
Pierwej pojawił się sierociniec. Znów był małym chłopcem, porzuconym i samotnym. Otaczające go dziecięce twarze były rozmyte i beznamiętne, a ich oczy były czarnymi, bezdennymi otchłaniami. Szare ściany sierocińca pulsowały jak żywy organizm, a ich powierzchnia była pokryta dziwnymi, kręcącymi się wzorami, które hipnotyzowały i przerażały jednocześnie.
Nagle scena zmieniła się, a Piołun znalazł się wśród gnijących ciał swoich bliskich. Leżały one na ziemi, ich twarze wykrzywione w bolesnych grymasach, smród padliny unosił się w powietrzu. Ciało jego matki powoli rozkładało się, skóra odchodziła od kości płatami, a oczy były martwe i puste. Obok niej leżała Istka, elfka o delikatnej, niewinnej urodzie, teraz zmieniona w makabryczny obraz zupełnej dekomppozycji. Jej ciało pokrywały sine plamy, zwłaszcza na rękach i biodrach, pod pachami i w pachwinach była obrzydliwie spuchnięta. Włosy zupełnie jej wypadły, razem z paznokciami u dłoni i stóp. Leżała nieżywa we własnej krwi i plwocinach. Aust, spoczywał tuż obok, ale pod jego bladą skórą poruszały się krwiaki, jakby znajdowały się tam roje insektów.
Wizje te przesunęły się, ustępując miejsca kolejnemu koszmarowi. Czarodziej poczuł, jak jego moc magiczna nagle wyparowuje. Bezsilność przepełniła go, gdy stawał się zwykłym śmiertelnym człowiekiem. Lewa dłoń, która mu się ostała, kiedyś potężne narzędzia magii, była teraz bezwartościowa i słaba. Czuł, jak świat wokół niego traci swoje barwy i magię, stając się szarym, nudnym i beznadziejnym miejscem. On nie był już ważny dla świata.
Ostatnia wizja była najgorsza. W ciemnym, złowrogim lesie stała ohydna wierzba, jej gałęzie upiornie kołysały się na wietrze. Wokół pnia drzewa wiła się gruba konopna lina, która z każdym ruchem ożywała. Na końcu liny znajdowały się białe, pokrzywione palce, które przesuwały się po jej powierzchni, aż dotarły do szyi Asterala. Lina zacisnęła się wokół jego gardła, a z ust drzewa wydobył się przerażający głos, krzyczący: „Co dziś mnie, jutro tobie. Co ma wisieć, nie utonie!”. Każde słowo było jak ostrze wbijające się w jego duszę. Najbardziej bał się śmierci.
Próba zaczerpnięcia mocy z niestabilnego portalu była błędem, który mógł go kosztować wiele, ale był niknącą szansą pokonania bestii. W tej chwili zbliżali się do zagłady, do własnego końca, co przerażało ryżego magika. Powoli uświadamiał sobie, że nie jest w stanie nikogo uratować… nawet samego siebie.
Chwilę wcześniej rzucił w stronę swojego ucznia księgę, której nie raczył otworzyć, nawet nie wysilił się, aby coś odpowiedzieć, pyskować jak to miał w zwyczaju. Spojrzał na najmłodszego z rodu von Molauch. Był u niego na przyuczeniu. Był pod jego opieką. A teraz umierał na drewnianej posadzce dworku. Przeklęty szczeniak. Nim zbliżył się do swojego ucznia, zerknął za siebie, gdzie powinien być wiedźmin. Cokolwiek zobaczył i tak pokuśtykał do swojego ucznia i klęknął nad nim. Zamierzał ocenić jego zdrowie, spróbował uratować jego życie. Jeszcze przez moment sięgnął do świeżego powietrza, które wpadało przez rozbite okno. Tym niewielkim haustem powietrza, zamierzał zaczerpnąć resztek magii, które były mu dostępne.
— Otwórz oczy, wróć do mnie. Nie pozwolę twojej duszy opuścić ciała póki nie dostaniesz reprymendy za to co się tutaj wydarzyło. — Warknął, ale w jego głosie było więcej rozgoryczenia i smutku, niż złości.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2433
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 12 sie 2024, 19:17

PRAGNIESZ NEGOCJOWAĆ, ŚMIERTELNA? — zagrzmiał w jej myślach. — ZNAM TWE OBAWY DOSKONALE. JAM JEST PANEM LOSÓW. PRZELANA KREW MUSI ZASPOKOIĆ MĄ ŻĄDZĘ. MUTANT NIE PRZYNIESIE MI SATYSFAKCJI. JEGO LOS JEST PRZESĄDZĄDONY.
Czyżby? Przeczucie mówiło jej, że potwór może się mylić.
Zamilkł na chwilę, zanim kontynuował.
MOC DZIECKA, KTÓREJ SAMA JESZCZE NIE POJMUJESZ, JEST MOIM CELEM. BY MOGŁO PRZYNIEŚĆ MI POŻĄDANY DAR, MUSI NARODZIĆ SIĘ I PRZEŻYĆ.
Głos stawał się coraz bardziej hipnotyczny, owijał jej umysł niczym wąż.
DAM CI ŻYCIE, O KTÓRE BŁAGASZ. TY I OJCIEC BĘDZIECIE ŻYĆ, LECZ SPOCZNIE NA WAS CIĘŻAR MEGO PIĘTNA. W ZAMIAN ZA WOLNOŚĆ, ZA DAR ŻYCIA, SŁUŻYĆ MI BĘDZIECIE DO CZASU, GDY POTENCJAŁ TWEGO SYNA UJAWNI SIĘ W PEŁNI. JEGO LOS BĘDZIE MOIM, A WASZE DŁUGI SPŁACONE.
Mal'ghurath zesłał jej obrazy chłopca, który rósł, stawał się mężnym czarodziejem. Obrazy triumfu, a jednocześnie nieuniknionego końca.

Widziała swą latorośl, rysującą runy na ziemi. Runy zaczęły pulsować, jakby tchnięto w nie życie.

Widziała młodzieńca, ledwie nastolatka, który stał na szczycie wieży, trzymając w ręku srebrną błyskotkę. Wokół niego zgromadziła się niewielka grupa ludzi, patrząc na niego z mieszanką lęku i podziwu.

Widziała dorosłego mężczyznę, w karmazynowej pelerynie, przeprowadzającego rytuał w ciemnej komnacie. Zmaterializowane duchy przeszłości krzyczały bezgłośnie. Oczy mężczyzny były przesiąknięte wiedzą, której żadna śmiertelna istota nie powinna posiadać.

Widziała zniszczony krajobraz, gdzie wśród ruin starego miasta stał jej syn. Jego postać była na wpół realna jak zjawa. Inne sylwetki, przypominające upiory, snuły się w pobliżu. Człowiek ów wydawał rozkazy, a wypowiedziane słowa miały siłę kształtowania rzeczywistości.


OTO CENA. ŻYCIE ZA ŻYCIE. ZGÓDŹ SIĘ, A PRZEŻYJECIE. ODMÓW, A ŚMIERĆ WAS POCHŁONIE.
Wydawało się, że to koniec. Ale wtedy, jakby na granicy świadomości, usłyszała nagły hałas, który przebił się przez otchłań jej myśli.

***
Kiedy spojrzał przez ramię, nie dostrzegł wiedźmina. Została po nim zaledwie pajęczyna pęknięć na ścianie, dokładnie w miejscu, gdzie pchnął go potwór.
Był sam na sam z czymś, czego w zasadzie nawet dobrze nie rozumiał. Pomijając elfkę, która wciąż wisiała w powietrzu, jak pozbawione żywota trofeum.

***
Obserwował każdy ruch czarodzieja z lodowatą obojętnością, lecz gdy ten klęknął nad ciałem swojego ucznia, demon wyczuł zmianę. Napięcie w powietrzu zgęstniało, a Mal'ghurath zrozumiał, że mężczyzna desperacko usiłuje dosięgnąć resztek magii, by ocalić życie młodego von Molaucha.
Gdy Asteral wciągnął powietrze, mobilizując ostatnie skrawki magicznej energii, pradawna istota poczuła, jak ta chwila nieuchronnie zmierza ku końcowi. Z jego gardła wydobył się niski, wibrujący śmiech, ledwo słyszalny, ale przenikający umysł śmiertelnika niczym trucizna.
Piołun zauważył, jak coś złowieszczego i paskudnie mokrego zaczyna przenikać mu myśli, zaciemniając koncentrację. Niewidzialna bariera odcinała go od źródła mocy. To demon, wciągnąwszy w siebie resztki magii w powietrzu, pozostawił czarodzieja bezbronnym, niczym pacholę.
W głowie von Carliny rozległ się przeraźliwy wrzask. To nie był ludzki krzyk, lecz znajomy dźwięk, który wywoływał dreszcze. Wydawało mu się, że słyszał jego próbkę ledwie chwilę temu. Każda myśl o magii została zdławiona pod naporem tej przerażającej siły, a Asteral poczuł, jak jego umysł kruszy się pod tym nadludzkim obciążeniem.
Mal'ghurath karmił się klęską wiedzącego.
NIE ZDOŁASZ GO OCALIĆ. JEGO DUSZA NALEŻY JUŻ DO MNIE.
Ta świadomość, w połączeniu z bólem wywołanym wrzaskiem, całkowicie złamała wolę czarodzieja. Magia, którą próbował zaczerpnąć by przywrócić uczniowi zdrowie, teraz rozproszyła się, zmieniając się w podłą nicość.
Aust umierał, a Asteral, choć klęczał nad jego ciałem, wiedział, że przegrał tę walkę.
Wtem, coś przyciągnęło jego uwagę. Do środka, przez okno, wpadła, a następnie wtoczyła się leniwie mała, niepozorna kulka, świszcząc i strzelając iskrami z krótkiego lontu. Petarda była wielkości kasztana, niemal błaha i dziwnie śmieszna w porównaniu do wielkości mrocznej energii zgromadzonej w kręgu. Zatrzymała się idealnie na krwawej linii.
Ułamek sekundy później wybuchła z suchym trzaskiem.
Choć eksplozja była niewielka, rozproszone w powietrzu drzazgi zniszczonej podłogi zawirowały, siekając wszystko na swojej drodze. Jeden z małych odłamków trafił Asterala tuż nad prawą brwią, momentalnie zalewając twarz gorącą krwią. Rudowłosy przewrócił się na plecy, choć zachował, co prawda z trudem, świadomość.
Krąg zadrżał, a ciemna energia zaczęła się rozpadać. Demon zawył z wściekłości, czując, jak połączenie z wymiarem śmiertelników zaczyna słabnąć z zaskakującą szybkością.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 364
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; wyczerpana; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 13 sie 2024, 18:03

Jak nietrudno było przewidzieć — to nie było tak proste, nie wystarczyło poprosić o darowanie życia i pozostawienie w spokoju. Demony chcą paktów, a jej kochanek najwyraźniej zawiązał jeden z bytem, z którym właśnie „rozmawiała”.
— Chcę... chcę negocjować — przyznała, upatrując w oświadczeniu szansy na ocalenie.
Proste nie były też jednak odczucia Istki, zwłaszcza gdy demon zaczął mówić wprost, że zna je wszystkie. Jak każdy krnąbrny karaluch i śmiertelnik, spróbowała znaleźć takie, o których sama nie miała pojęcia. Takie które rodziły się w niej właśnie teraz, w tej chwili. I znalazła — bezsilność i rezygnacja zapłonęły resztką buntu i złości na własny psi los, na niesprawiedliwości jakie spotykały ją przez całe życie i te które spotykają ją teraz. Nie zawiniła niczym, by znaleźć się w takim położeniu, ale i tak musiała wycierpieć za innych swoje grzechy, tylko dlatego, że przyłączyła się do dwóch magików i odważyła coś do jednego z nich poczuć. I była teraz z tego powodu wściekła. Nie godziła się na to. Na tyle, że nie zamierzała biernie przystać na złożoną ofertę. Koleje losu były jej coś dłużne i oczekiwała, że odpłacą się jej właśnie teraz. Bo potem i tak nic nie będzie miało już sensu.
— Wszyscy zawsze ode mnie brali, dając niewiele w zamian. Nawet Aust... nawet dla niego byłam tylko probówką, wykorzystaną, żeby pakt się dopełnił. Ale to nie ja cię wezwałam, nie ja o cokolwiek prosiłam, to nie mój dług. Jeśli on ma ci służyć — niech płaci za własną głupotę. Ja nie zamierzam. Zabij mnie za to, ale bez matki — dziecka nie dostaniesz. Tego co ma ci przynieść też nie, przegrasz już teraz. Chcę być wolna, a widzę kim... czym jesteś. Służyć tobie gorzej jak umrzeć — odpowiedziała, do końca nie wierząc, że odważyła się na ostatnie stwierdzenie.
Jeszcze kilka chwil liczyła się z tym, że naprawdę umrze, że nie wytrzyma bólu oplatających ją macek, wdzierających się do jej umysłu. Teraz nie była już aż tak gotowa, miała po co żyć. Jeszcze mniej była gotowa zostać bezwolną pacynką istoty z innego wymiaru. Naprawdę wierzyła, że oferta stwora jest przekleństwem, która ją wypaczy. Na co jej rzekoma wolność pod jarzmem okrutnego stwora, skoro po latach zostanie z niej tylko wysuszona skorupa dawnej osobowości? W żadnej bajce ani balladzie taki pakt nie skończył się dobrze. Nie wątpiła, że nie bez przyczyny, a demon nie pokazał jej nic, co zmieniłoby jej perspektywę. Może śmierć naprawdę nie była taka zła...?
Przedwieczny nie zostawał jednak z niczym — Istka chciała wolności, ale przede wszystkim dla siebie. I być może wstawiennictwa losu w przyszłości jej syna, miast wyrytego w skale przeznaczenia, jeśli nie było to zbyt wiele. Dając jej to wciąż mógł być prawie pewien, że następnego dnia nie rzuci się z blanek, że jeśli nie zabije jej przypadkowy łut czyjegoś szczęścia — donosi ciążę, powije potomka, a jego plan nie legnie w gruzach nim w ogóle się zacznie. Koniec końców — była tchórzem i gdyby nie to, być może już tej nocy targnęła by się na własne życie, pod wpływem dziejących się dookoła potworności. Ale nie potrafiła i nie mogła nawet zdzierżyć myśli, że zrobiłaby coś takiego sobie samej. Może to dlatego wybór padł na nią, jeśli rzeczywiście był wyborem.
Nie mogła mieć pojęcia, że niespodziewany ratunek przyjdzie spoza skorupy, w której negocjowali. Eksplozja wydawała się przytłumiona i mogła równie dobrze nie zwiastować niczego... aż do momentu, w którym poczuła, że demon musi z jakiegoś powodu oddać pola. Coś wciągało go z powrotem w jego plan egzystencji, a ona nie zamierzała za nim podążyć. Nie mając wiele do stracenia, spróbowała wyślizgnąć się z mentalnego potrzasku pozostałymi resztkami woli. Teraz albo nigdy. Chciała żyć, urodzić to dziecko i mieć szansę zgotować mu los lepszy niż ten przedstawiany przez stwora, choćby jej potomek miał być i samym Niszczycielem, potomkiem żyjącej przed wiekami Falki Krwawej.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 343
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 14 sie 2024, 6:55

Bez mocy, okaleczony, w poczuciu beznadziejności, wisząc nad ciałem umierającego ucznia, przyjaciela, „pasierba” zapadł się w marazmie. Demon go pokonał, osiągnął swój cel. Wyjałowił jego duszę, odebrał nadzieje, pchnął na skraj załamania. Stał się pusta kukła w jego opowieści. Gorzkie, jak napar z bylicy piołunu, łzy spływały po jego policzkach. Wpadł w stan katatonii, zupełnie zamierając w swojej niemej pozie. Z tego osłupienia nie było go w stanie prawdopodobnie nic wyrwać. Nawet niewielka petarda, która z cichym sykiem wpadła do pomieszczenia, wydała się mu obojętna. Jej wybuch, jakby w spowolnieniu dochodził do jego świadomości, będąc nieuchronnym zagrożeniem. Krew zalała jego strudzoną twarz, a uderzenie przewróciło na plecy.
Krąg zadrżał, demon zawył, dworek kruszył się w posadach, a Asteral jedynie leżał na plecach wpatrując się w zawalający się strop. Nie był w stanie uchronić nikogo przed niebezpieczeństwem. Nie był już Piołunem, Papierowym Druidem, spadkobiercą sławnego i potężnego Drorciego von Carlina. Stał się wyblakłą ostatnią kartą, która kończyła rozdział „Nowe początki”.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2433
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 18 sie 2024, 15:34

Istka, z buntowniczym ogniem w piersi, w końcu wypluła słowa z taką stanowczością, że w innych okolicznościach mogłyby wzbudzić podziw, lecz teraz jedynie zburzyły cierpliwość istoty, jak ostatnia kropla przepełniająca czarę.
DOŚĆ! — głos uderzył w nią niczym grom z jasnego nieba, przeszywając jej skronie, miażdżąc wszystkie myśli na drobne kawałki. Jej bunt, jej gniew — wszystko to spłonęło pod żarem straszliwej woli, znikając jak śnieg na pustyni. Demon nie zamierzał więcej udawać, nie zamierzał już bawić się w łaskawego przeciwnika. Jego ciemna obecność rosła z każdą chwilą, jak cień zasłaniający wszystek nieba, aż stała się dla niej nie do zniesienia, dławiąc jej duszę naporem, który wyciskał z niej resztki sił.
TWOJE SŁOWA — wycedził, a każda sylaba była jak brzytwa, tnąca jej umysł na strzępy. — TWOJE ŻYCIE, TWOJE NADZIEJE, TWOJE DZIECKO... — wyliczał. — TO, CO TY NAZYWASZ WOLĄ, DLA MNIE JEST NICZYM. JESTEŚ MOJĄ MARIONETKĄ, A TWOJE SŁOWA... — zasyczał — SĄ TYLKO SZELESTEM LIŚCI NA WIETRZE.
Elfka czuła, jak jej myśli rozpływają się, znikają w mgle, która niczym smoła wlewała się do jej głowy. Demon miażdżył nieubłaganie jej upór, jak kowal miażdży rozżarzone żelazo, formując je według swojego kaprysu. Każdy oddech stawał się dla niej walką, desperacką próbą uchwycenia się życia, które teraz topniało pod naporem niepowstrzymanej mocy.
MARZENIA O WOLNOŚCI? — zadrwił, zimny jak grobowiec. — TWOJE ŻYCIE JEST MOJĄ ZABAWKĄ, TWOJA DUSZA... JUŻ NALEŻY DO MNIE. JEŚLI MIAŁABYŚ CHOĆ CIEŃ ODWAGI SPRÓBOWAĆ MI SIĘ SPRZECIWIĆ, ZGNIÓTŁBYM CIĘ, JAK ROBAKA, KTÓRYM JESTEŚ. TWOJE DZIECKO PRZYNIESIE MI TO, CZEGO PRAGNĘ, A TY JESTEŚ TYLKO NARZĘDZIEM, KTÓRYM SIĘ POSŁUŻĘ.
Jej świat, jeszcze niedawno pełen rozpaczy, teraz pogrążył się w mroku absolutnym, mroku, który nie pozostawiał miejsca na jakąkolwiek nadzieję. Próbować się opierać? Walczyć? Wszystko to wydawało się bezsensowne. Mal'ghurath nie był zainteresowany negocjacjami, a jej bunt, jej ostatni zryw, został roztrzaskany brutalnie, bezlitośnie.
Obecność demona zaczęła się powoli wycofywać, jak cień cofający się przed wschodzącym słońcem, pozostawiając ją w stanie otępienia i kompletnej bezradności. Dziewczyna, chwytając się resztek świadomości, wiedziała jedno — Pradawny nie miał zamiaru pozwolić jej na cokolwiek. Stała się pionkiem w jego grze, a jej los został przypieczętowany w chwili, gdy odważyła się sprzeciwić.
Gdy tylko petarda eksplodowała, przerywając pieczołowicie nakreślony krąg przywołania, Mal'ghurath zawył z furią, a ryk wstrząsnął całym dworkiem, jakby to sam Belzebub z głębi piekielnych czeluści wydawał ostatnie tchnienie. Powietrze zadrżało, zawirowało magią, która nie miała już oparcia, gdy demon, tracąc swą cielesną formę, zaczął rozpływać się w mętnej, złowieszczej mgle, wzorem chaosu powracającego do eteru.
I wtedy właśnie, przez roztrzaskane okno, z gracją i bezszelestnie, jak cień, wpadł wiedźmin. Wylądował miękko na posadzce, a przenikliwe, złote oczy błyskawicznie rozeznały się w sytuacji. Nie zwlekając ani chwili, uniósł rękę i wyrysował w powietrzu znak Aard, który uderzył z siłą burzy, miotając mocą zarówno w sufit, jak i w konającego demona. Głuchy huk wstrząsnął budynkiem, a istota zawyła przeraźliwie, nim jej jestestwo rozsypało się w nicość.
Mury dworku, w reakcji na ostatni skowyt piekielnej istoty, zaczęły drżeć, ściany jęknęły pod naporem niszczycielskiej energii, a z góry, zgrzytając złowrogo, zaczęły spadać kamienie i belki, zwiastując nieuchronną zagładę.
Wśród tego chaosu, gdy gruz sypał się wokół niczym deszcz, wiedźmin dostrzegł Asterala. Czarodziej klęczał przy ciele swojego ucznia, zupełnie oderwany od rzeczywistości, złudny na wszystko, co działo się dokoła. Zmrużone oczy wiedźmina błysnęły niebezpiecznie. Podszedł do Piołuna, szybkim krokiem, pewnie, i bez cienia wahania wymierzył cios nogą, z brutalnością wilka miażdżącego kark ofiary.
Asteral wydał z siebie stłumiony jęk, gdy krew trysnęła z rozbitych ust, a wybite zęby z trzaskiem posypały się na deski. Rudowłosy zatoczył się, ale jakimś cudem zachował przytomność. Z bólem pulsującym w czaszce, starał się zebrać myśli, gdy ujrzał mutanta, który już pochylał się nad Austem. Bez zbędnych ruchów podniósł nieprzytomnego młodzieńca, przerzucając go przez ramię jak worek zboża.
Jesteśmy kwita. Mistrzu.
Przeskoczył przez parapet w ciemną noc. To właśnie wtedy widzieli ich po raz ostatni.
Tymczasem budynek coraz bardziej chylił się ku upadkowi. Istka, wciąż oszołomiona, choć w końcu wolna, ledwo łapiąc oddech, zrozumiała w końcu, że nie mają czasu. Muszą uciekać. Teraz.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław