Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Wędrując bocznymi uliczkami portu, lza natrafić mniej lub bardziej przypadkowo na odrapany szyld „Upadłej Gwiazdy”. Przybytek, który pod nim figuruje, niewiele ma wspólnego z gwiazdami. Ze sprawami upadłymi, grzesznymi i niemoralnie uciesznymi — wszystko. Burdel mieści się w kompleksie piwnic (symbolizm rzekomo niezamierzony). Do komnat rozkoszy prowadzą obskurne schody, u stóp których dwóch cerberów pobiera od odwiedzających stosowną opłatę. Opłata najpierw może się wydać ordynarnie wręcz zawyżona w stosunku do jakości lokalu i świadczonych w nim usług, ale im dłużej patrzy się na bliznowate gęby wykidajłów, na okute żelazem pałki u pasów, na ćwiekowe kastety, tym rozsądniejsza się wydaje. W środku wszystkie ściany bez wyjątku przyozdabiają ciężkie, wyperfumowane zasłony głuszące typowe dla burdelu hałasy i tłumiące smród stęchlizny oraz wszechobecną wilgoć. Prywatne izdebki wydziela się ruchomymi parawanami. Jeśli klient sobie tego zażyczy.
Ilość słów: 0
- Kriss de Valnor
- Posty: 16
- Rejestracja: 05 mar 2023, 20:26
- Miano: Kriss de Valnor
- Zdrowie: W pełni sił
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Przynależność do grupy, która kontrolowała port niewątpliwie miało swoje liczne zalety. Jedną z nich była możliwość przesiadywania w lokalach usadowionych w dzielnicy portowej przez całe dnie i obserwowanie jak funkcjonują, pilnując jednocześnie by wszystko działało bez zarzutu i przynosiło odpowiednie zyski, by wszystkie liczące się strony były zadowolone.
Taka właśnie rola przypadła dzisiaj Kriss, by siedzieć w zamtuzie "Upadła Gwiazda" i obserwować jego funkcjonowanie. Wybrała więc zwyczajowo, tak jak i w czarnach miejsce w rogu przy ścianie po zupełnie drugiej stronie od wejścia. Perfumy zabijały pewną część wilgoci i stęchlizny, na pewno było tutaj lepiej niż w niejednej portowej karczmie przepełnionej rybim zapachem, bez najmniejszej nawet próby ukrycia. Przepełnione niemoralnymi uciechami i jeszcze bardziej brudnymi fantazjami miejsce zdecydowanie bardziej jej odpowiadało niż przesiadywanie w tawernie i wysłuchiwanie pijanych rybaków rozprawiających o połowach i zbyt małej ilości ryb w morzach czy zbyt wysokich opłatach miejskich. A właśnie w portowych tawernach przesiadywała ostatnie kilka dni, wygrywając w karty ostatnie oszczędności uzależnionych od hazardu mieszkańców. Tutaj przynajmniej można było oderwać się od szarej rzeczywistości. Kopulujące pary czy kurtyzany zupełnie je nie przeszkadzały. Sama ze swoim medalionem odróżniała się strojem na tyle by już na pierwszy rzut oka nikt nie pomylił ją z jedną z dziewczyn tutaj pracujących. Sama Kriss spędzała dzień na graniu w karty lub w kości, z kurtyzanami bądź wykidajłami dla samej przyjemności gry, z klientami na pieniądze, jeżeli życzyli sobie je stracić jeszcze w taki sposób, kiedy ona swoim przyjemnym dla ucha głosem usypiała ich czujność opowiadając przeróżne historie na przykład z jej wojaży na Skellige. Trzeba przyznać, że kolejnym plusem tego miejsca był fakt, że było tak bardzo na uboczu, że żadne szumowiny jak ci z Wiecznego Ognia czy psioczący ogólnie na magię nie zachodzili tu przypadkiem. Takie zalety potrafiły zrekompensować wiele wad.
Obecnie siedziała rozparta na krześle i grała w kości z jedną z rozebranych do połowy kurtyzan. Była zadowolona ze sposobu w jaki mija jej dzień, miała nadzieję, że taki pozostanie już do końca. Chyba, że pojawiłoby się jakieś interesujące polecenie zlikwidowania kogoś, kto stałby im na drodze, tego też podjęłaby się z przyjemnością.
Taka właśnie rola przypadła dzisiaj Kriss, by siedzieć w zamtuzie "Upadła Gwiazda" i obserwować jego funkcjonowanie. Wybrała więc zwyczajowo, tak jak i w czarnach miejsce w rogu przy ścianie po zupełnie drugiej stronie od wejścia. Perfumy zabijały pewną część wilgoci i stęchlizny, na pewno było tutaj lepiej niż w niejednej portowej karczmie przepełnionej rybim zapachem, bez najmniejszej nawet próby ukrycia. Przepełnione niemoralnymi uciechami i jeszcze bardziej brudnymi fantazjami miejsce zdecydowanie bardziej jej odpowiadało niż przesiadywanie w tawernie i wysłuchiwanie pijanych rybaków rozprawiających o połowach i zbyt małej ilości ryb w morzach czy zbyt wysokich opłatach miejskich. A właśnie w portowych tawernach przesiadywała ostatnie kilka dni, wygrywając w karty ostatnie oszczędności uzależnionych od hazardu mieszkańców. Tutaj przynajmniej można było oderwać się od szarej rzeczywistości. Kopulujące pary czy kurtyzany zupełnie je nie przeszkadzały. Sama ze swoim medalionem odróżniała się strojem na tyle by już na pierwszy rzut oka nikt nie pomylił ją z jedną z dziewczyn tutaj pracujących. Sama Kriss spędzała dzień na graniu w karty lub w kości, z kurtyzanami bądź wykidajłami dla samej przyjemności gry, z klientami na pieniądze, jeżeli życzyli sobie je stracić jeszcze w taki sposób, kiedy ona swoim przyjemnym dla ucha głosem usypiała ich czujność opowiadając przeróżne historie na przykład z jej wojaży na Skellige. Trzeba przyznać, że kolejnym plusem tego miejsca był fakt, że było tak bardzo na uboczu, że żadne szumowiny jak ci z Wiecznego Ognia czy psioczący ogólnie na magię nie zachodzili tu przypadkiem. Takie zalety potrafiły zrekompensować wiele wad.
Obecnie siedziała rozparta na krześle i grała w kości z jedną z rozebranych do połowy kurtyzan. Była zadowolona ze sposobu w jaki mija jej dzień, miała nadzieję, że taki pozostanie już do końca. Chyba, że pojawiłoby się jakieś interesujące polecenie zlikwidowania kogoś, kto stałby im na drodze, tego też podjęłaby się z przyjemnością.
Ilość słów: 0
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Zamtuz funkcjonował i przynosił zyski. Kriss, jako zewnętrzna obserwatorka bardzo szybko pojęła skądinąd nieskomplikowane niuanse owego procesu, co w rezultacie pozwoliło jej na pośredni udział w owych zyskach. Recepta na to była bajecznie prosta, a przy tym niemal stuprocentowo skuteczna w swojej prostocie. Marynarze i nabrzeżnicy wydający tu swoje ciężko uciułane wypłaty, pojawiali się tu zwykle w stanie silnego odurnienia wywołanego prochami i/lub gorzałą, co skutecznie upośledzało ich zdolności kognitywne, a zwłaszcza umiejętność kalkulowania ryzyka. W rezultacie jasnowłosa magiczka zawsze mogła liczyć na stałe dostawy nabuzowanych frajerów, wśród których zawsze znalazł się jeden czy dwóch palących się ogrania głupiej blondynki. Pierwsze partie bardzo szybko weryfikowały, kto w istocie był głupi w niniejszym układzie.
Jedynym mankamentem łowów w „Upadłej Gwieździe” było to, że ci, którzy decydowali się usiąść z nią do stołu, z reguły odchudzili już swoje sakiewki na barze i u którejś z dziewczyn, przez co wygrywane w ten sposób stawki nie były dość wysokie, by mogły być głównym źródłem jej zarobków. Szczęśliwie, Kriss miała co robić poza ogrywaniem kpów po spelunach i burdelach. Prawdziwego ryzyka i wyzwań dostarczał jej nie hazard, ale współpraca z grupą nieformalnie trzymającą władzę nad novigradzkim nabrzeżem. Owa współpraca miała upomnieć się o nią już wkrótce.
Rozdziana do pasa kurewka spędzająca swoją przerwę na graniu z Kriss, zabluźniła marynarskim przekleństwem ewidentnie podsłuchanym od jednego ze swych klientów. Musiała być tutaj nowa — większość pracujących dziewczyn unikała hazardu za własne pieniądze, a nade wszystko hazardu z Kriss, przekonawszy się jak gra i co potrafi. To, że żadna ze starszych stażem koleżanek nie uprzedziła o tym nowej, dowodził, że nowa nie tylko była nowa, ale i niezbyt lubiana. Zostawiając na blacie kilka przegranych w zakładzie moment, odeszła w kierunku szynkwasu, kołysząc biodrami i wyeksponowanymi cyckami. Zajmowane przez nią krzesło nie zdążyło ostygnąć, kiedy naprzeciw Kriss zasiadło na nim coś na tyle szerokiego, by przysłonić jej resztkę światła w zadymionym, piwnicznym lokalu.
Słusznych rozmiarów osobnik przypominał dobrze odkarmionego marynarza. Pociemniała od słońca skóra, zaś rozjaśnione od niego krótkie, szczecinowate włosy i zarost zdradzały kogoś, komu często zdarzało się przebywać na pokładzie lub świeżym powietrzu. Ubrany w szarą kamizelę z podwiniętymi rękawami, odsłaniającym jego dumę i chwałę — imponujących rozmiarów bicepsy. Wnioskując z ich objętości — świeżo napompowane od intensywnego fizycznego wysiłku.
— Karta idzie, co, wiedźmo? — prychnął, przysiadając się i zmiatając na bok zostawione przez kurewkę rozdanie, by zrobić miejsce dla swojego kufla. Naczynie stuknęło o blat, a ona przypomniała sobie, skąd właściwie go kojarzy.
Pamięć podpowiedziała jej, że nazywał się Liam i był z pochodzenia bodaj Cidaryjczykiem. Stojącym na czele jednej z pracujących dla Fjalara grup rozładunkowych, zwierzchnikiem kilkunastu tragarzy. Jednym z wielu ludzi odpowiedzialnych za szybkość i bezproblemowość procesów logistycznych odbywających się na lądzie. Ponadto, znając novigradzki port jak mało kto, zajmował się również bywaniem w różnych miejscach i załatwianiem tam rozmaitych sprawunków. Zwykle mniej lub jeszcze mniej legalnych.
— Starczy ci tej bezczynności — oświadczył, nachylając się nad dzielącym ich stołem, by być lepiej słyszanym przez nią i nikogo innego. Zewsząd wokół płynęły do nich nieodłączne odgłosy pijackiej zabawy: głośne rżenie, sprośne szanty i wysoki śmiech pracujących dziewczyn. — Przychodzę z posłaniem. Polecenie wyszło od samych Fjalarowych, to jest załogi, tedy lepiej wytęż uwagę, tym bardziej że sprawa jest poważna i niecierpiąca zwłoki. Wymagająca udziału kogoś o nietuzinkowych talentach i żywym pomyślunku.
— Czyli jakoby ciebie — podjął po chwili Liam z Cidaris, upiwszy nieco piwa i przyglądając jej się krytycznie znad spienionej powierzchni kufla. — Choć iście trudno mi w to uwierzyć patrząc na to, gdzie spędzasz wolny czas. Myślałby kto, że czarownice mają ważniejsze rzeczy do roboty...
Jedynym mankamentem łowów w „Upadłej Gwieździe” było to, że ci, którzy decydowali się usiąść z nią do stołu, z reguły odchudzili już swoje sakiewki na barze i u którejś z dziewczyn, przez co wygrywane w ten sposób stawki nie były dość wysokie, by mogły być głównym źródłem jej zarobków. Szczęśliwie, Kriss miała co robić poza ogrywaniem kpów po spelunach i burdelach. Prawdziwego ryzyka i wyzwań dostarczał jej nie hazard, ale współpraca z grupą nieformalnie trzymającą władzę nad novigradzkim nabrzeżem. Owa współpraca miała upomnieć się o nią już wkrótce.
Rozdziana do pasa kurewka spędzająca swoją przerwę na graniu z Kriss, zabluźniła marynarskim przekleństwem ewidentnie podsłuchanym od jednego ze swych klientów. Musiała być tutaj nowa — większość pracujących dziewczyn unikała hazardu za własne pieniądze, a nade wszystko hazardu z Kriss, przekonawszy się jak gra i co potrafi. To, że żadna ze starszych stażem koleżanek nie uprzedziła o tym nowej, dowodził, że nowa nie tylko była nowa, ale i niezbyt lubiana. Zostawiając na blacie kilka przegranych w zakładzie moment, odeszła w kierunku szynkwasu, kołysząc biodrami i wyeksponowanymi cyckami. Zajmowane przez nią krzesło nie zdążyło ostygnąć, kiedy naprzeciw Kriss zasiadło na nim coś na tyle szerokiego, by przysłonić jej resztkę światła w zadymionym, piwnicznym lokalu.
Słusznych rozmiarów osobnik przypominał dobrze odkarmionego marynarza. Pociemniała od słońca skóra, zaś rozjaśnione od niego krótkie, szczecinowate włosy i zarost zdradzały kogoś, komu często zdarzało się przebywać na pokładzie lub świeżym powietrzu. Ubrany w szarą kamizelę z podwiniętymi rękawami, odsłaniającym jego dumę i chwałę — imponujących rozmiarów bicepsy. Wnioskując z ich objętości — świeżo napompowane od intensywnego fizycznego wysiłku.
— Karta idzie, co, wiedźmo? — prychnął, przysiadając się i zmiatając na bok zostawione przez kurewkę rozdanie, by zrobić miejsce dla swojego kufla. Naczynie stuknęło o blat, a ona przypomniała sobie, skąd właściwie go kojarzy.
Pamięć podpowiedziała jej, że nazywał się Liam i był z pochodzenia bodaj Cidaryjczykiem. Stojącym na czele jednej z pracujących dla Fjalara grup rozładunkowych, zwierzchnikiem kilkunastu tragarzy. Jednym z wielu ludzi odpowiedzialnych za szybkość i bezproblemowość procesów logistycznych odbywających się na lądzie. Ponadto, znając novigradzki port jak mało kto, zajmował się również bywaniem w różnych miejscach i załatwianiem tam rozmaitych sprawunków. Zwykle mniej lub jeszcze mniej legalnych.
— Starczy ci tej bezczynności — oświadczył, nachylając się nad dzielącym ich stołem, by być lepiej słyszanym przez nią i nikogo innego. Zewsząd wokół płynęły do nich nieodłączne odgłosy pijackiej zabawy: głośne rżenie, sprośne szanty i wysoki śmiech pracujących dziewczyn. — Przychodzę z posłaniem. Polecenie wyszło od samych Fjalarowych, to jest załogi, tedy lepiej wytęż uwagę, tym bardziej że sprawa jest poważna i niecierpiąca zwłoki. Wymagająca udziału kogoś o nietuzinkowych talentach i żywym pomyślunku.
— Czyli jakoby ciebie — podjął po chwili Liam z Cidaris, upiwszy nieco piwa i przyglądając jej się krytycznie znad spienionej powierzchni kufla. — Choć iście trudno mi w to uwierzyć patrząc na to, gdzie spędzasz wolny czas. Myślałby kto, że czarownice mają ważniejsze rzeczy do roboty...
Ilość słów: 0
- Kriss de Valnor
- Posty: 16
- Rejestracja: 05 mar 2023, 20:26
- Miano: Kriss de Valnor
- Zdrowie: W pełni sił
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Jak widać sporo prawdy jest w stwierdzeniu, że najprostsze rozwiązania są niekiedy najlepsze. A przynajmniej takie proste, jak to zastosowane przez Kriss się sprawdzało. Trochę alkoholu, otoczenie kobiet święcących cyckami i wielu marynarzy i innych bywalców gotowych było stracić chwilowo głowę i zaryzykować, zapewne licząc, że kilka monet, które zainwestowali przed chwilą w kilka krótkich momentów przyjemności się zwróci, albo będa mogli wykupić więcej czasu i nie będą musieli się tak śpieszyć. Jakakolwiek by nie była ich motywacja, dosyć szybko pozbywali się monet, szczególnie, że większość z nich nie dopuszczała wręcz myśli, ze mogą przegrać z kobietą.
Faktycznie zarobki nie były najwyższe, jednak na szczęście hazard stanowił jedynie miły dodatek do zleceń gangu Fjalmara, oraz po prostu doglądywaniem ich interesów, w końcu ważne było, by nikomu w porcie nie przyszło do głowy by się wyłamać. Choć najwięcej przyjemności czerpała właśnie z wykonywania tych zadań obarczonych większym ryzykiem, to niemniej przesiadywanie w całkiem przyjemnym, przynajmniej według Kriss, ponieważ nie panowały tutaj zasady ogólnie przyjęte wśród ludzi, miejscem nie było czymś na co narzekała, wręcz przeciwnie.
Cóż można przyjąć to już za swojego rodzaju rytuał, przez który każda nowo zatrudniana tutaj kurewka musiała przejść, a więc stratę pewnej ilość pieniędzy w trakcie partii rozgrywanych z Kriss, to jednak czarodziejka była wobec pracujących tutaj na tyle miła w obyciu i przyczyniała się do powiększenia zysków, chociażby przez namowę do zakupu większej ilości trunków, lub "powrotu później gdy się rozluźnisz, by się odegrać", że była tutaj całkiem mile widziana. Nowa kurewka z całkiem urodziwymi cyckami wstała od stolika, a Kriss pożegnała ją puszczeniem do niej oka.
Samotnością nie było jej dane cieszyć się długo, bowiem masywne cielsko Liama, którego całkiem dobrze kojarzyła, niemal zasłoniło cały świat jaki roztaczał się przed nią. Nie przestała obracać kościami w kubeczku, kiedy usiadł, jedynie przechyliła nieco głowę na lewą stronę. Nie za bardzo lubiła jak ktoś nazywał ją wiedźmą. Ale miała pewne zasady, na przykład takie, że na swoim terenie, jak i z członkami gangu, z którymi współpracuje nie wszczyna awantur, a już na pewno nie z błahych powodów.
- Karty, kości. Do wyboru. Ciebie również dobrze widzieć rzuciła z lekkim uśmiechem igrającym na jej ustach. Fakt, że jej i jej umiejęności nie doceniał był tak łatwo widoczny do odczytania jak z otwatrej księgi.
- Bezczynność bywa całkiem przyjemna. Choć ja akurat doglądam wspólnego interesu kiedy powiedział, że sprawa wymaga jej powiedzmy, specyficznego dotyku, postawiła kubeczek na stole, nachyliła się w jego kierunku z szerszym niż wcześniej uśmiechem.
- Zamieniam się w słuch, jak mogę... przysłużyć się naszej wspólnej sprawie? ich konwersacja raczej będzie dobrze tłumiona przez odgłosy jakie zazwyczaj mają miejsce w takim przybytku.
Faktycznie zarobki nie były najwyższe, jednak na szczęście hazard stanowił jedynie miły dodatek do zleceń gangu Fjalmara, oraz po prostu doglądywaniem ich interesów, w końcu ważne było, by nikomu w porcie nie przyszło do głowy by się wyłamać. Choć najwięcej przyjemności czerpała właśnie z wykonywania tych zadań obarczonych większym ryzykiem, to niemniej przesiadywanie w całkiem przyjemnym, przynajmniej według Kriss, ponieważ nie panowały tutaj zasady ogólnie przyjęte wśród ludzi, miejscem nie było czymś na co narzekała, wręcz przeciwnie.
Cóż można przyjąć to już za swojego rodzaju rytuał, przez który każda nowo zatrudniana tutaj kurewka musiała przejść, a więc stratę pewnej ilość pieniędzy w trakcie partii rozgrywanych z Kriss, to jednak czarodziejka była wobec pracujących tutaj na tyle miła w obyciu i przyczyniała się do powiększenia zysków, chociażby przez namowę do zakupu większej ilości trunków, lub "powrotu później gdy się rozluźnisz, by się odegrać", że była tutaj całkiem mile widziana. Nowa kurewka z całkiem urodziwymi cyckami wstała od stolika, a Kriss pożegnała ją puszczeniem do niej oka.
Samotnością nie było jej dane cieszyć się długo, bowiem masywne cielsko Liama, którego całkiem dobrze kojarzyła, niemal zasłoniło cały świat jaki roztaczał się przed nią. Nie przestała obracać kościami w kubeczku, kiedy usiadł, jedynie przechyliła nieco głowę na lewą stronę. Nie za bardzo lubiła jak ktoś nazywał ją wiedźmą. Ale miała pewne zasady, na przykład takie, że na swoim terenie, jak i z członkami gangu, z którymi współpracuje nie wszczyna awantur, a już na pewno nie z błahych powodów.
- Karty, kości. Do wyboru. Ciebie również dobrze widzieć rzuciła z lekkim uśmiechem igrającym na jej ustach. Fakt, że jej i jej umiejęności nie doceniał był tak łatwo widoczny do odczytania jak z otwatrej księgi.
- Bezczynność bywa całkiem przyjemna. Choć ja akurat doglądam wspólnego interesu kiedy powiedział, że sprawa wymaga jej powiedzmy, specyficznego dotyku, postawiła kubeczek na stole, nachyliła się w jego kierunku z szerszym niż wcześniej uśmiechem.
- Zamieniam się w słuch, jak mogę... przysłużyć się naszej wspólnej sprawie? ich konwersacja raczej będzie dobrze tłumiona przez odgłosy jakie zazwyczaj mają miejsce w takim przybytku.
Ilość słów: 0
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Chociaż panujący we wspólnej sali gwar, rzeczywiście sprzyjał dyskrecji, zmniejszając szansę na podsłuchanie konwersacji przez niepowołane ucho, Cidaryjczyk nie oszczędzał na ostrożności.
— Mówmy po skelligijsku. Wiem, że rozumiesz — odparł, przysuwając się bliżej ku rozmówczyni, by być lepiej słyszanym i przechodząc na dialekt Wyspiarzy. Poprawny, choć kaleczony lekkim akcentem. Kriss wyczuwała, że nie w smak było mu spoufalanie się z „wiedźmą”, ale po przywitaniu starał się nie dawać tego więcej po sobie poznać. Był możliwie profesjonalny i rzeczowy, nawet jeżeli tylko z tego powodu, by mieć to spotkanie jak najszybciej za sobą. — Przy ostatnim przerzucie zaginął nam jeden ładunek. Niedużych rozmiarów. Mała szkatułka z… zawartością. Rzecz miała miejsce dokładnie trzy dni temu, w nocy z czwartku na piątek. Fjalarowi popracowali nad nadzorującymi transport, którzy skrewili, ale gówno nam z tego przyszło, bo tamte ofermy same gówno wiedziały. Jedyne co udało nam się ustalić to przybliżone miejsce zaginięcia przesyłki. Tutaj, w porcie.
Streściwszy jej ogólny obraz sytuacji, mężczyzna sięgnął szybko po kufel, by zwilżyć gardło, ale przede wszystkim, by ukryć pojawiający się na jego twarzy grymas. Minę miał bowiem nietęgą, co wcale nie zdziwiło Kriss. Zawężenie rejonu poszukiwań do obszaru novigradzkiego portu
sprawiało, że całe przedsięwzięcie miast szukania igły w stodole, stawało się szukaniem igły w stogu siana.
— Załoga dostaje na przemian sraczki i pierdolca z tego powodu — przyznał bez ogródek, odstawiając kufel na blat i wierzchem dłoni ocierając pianę z ust. — Kilku wpadło na pomysł, żeby spróbować magią. Utrzymują, że dałoby się wywiedzieć o zgubie czarami. Wywróżyć albo chociaż naprowadzić na jakiś ślad. Cokolwiek, co pozwoli nam złapać trop.
— Nie wiem, co potrafisz i nie wyznaję się na gusłach — podjął po chwili. — Ale na ten moment przygodzi się nam każda pomoc. Jeżeli nie czarów, to każdego, kto pomyśli o czymś, na co nie wpadliśmy albo przeoczyliśmy. Słowem, weźmiesz udział w poszukiwaniach.
Mężczyzna, już nieco bardziej rozluźniony, podniósł się znad blatu, odchyliwszy nieco do tyłu. Jego jasne, błękitne oczy mierzyły czarodziejkę wyczekującym wejrzeniem, pomimo że ostatnie wypowiedziane przezeń zdaniem wcale nie było pytaniem.
— Mówmy po skelligijsku. Wiem, że rozumiesz — odparł, przysuwając się bliżej ku rozmówczyni, by być lepiej słyszanym i przechodząc na dialekt Wyspiarzy. Poprawny, choć kaleczony lekkim akcentem. Kriss wyczuwała, że nie w smak było mu spoufalanie się z „wiedźmą”, ale po przywitaniu starał się nie dawać tego więcej po sobie poznać. Był możliwie profesjonalny i rzeczowy, nawet jeżeli tylko z tego powodu, by mieć to spotkanie jak najszybciej za sobą. — Przy ostatnim przerzucie zaginął nam jeden ładunek. Niedużych rozmiarów. Mała szkatułka z… zawartością. Rzecz miała miejsce dokładnie trzy dni temu, w nocy z czwartku na piątek. Fjalarowi popracowali nad nadzorującymi transport, którzy skrewili, ale gówno nam z tego przyszło, bo tamte ofermy same gówno wiedziały. Jedyne co udało nam się ustalić to przybliżone miejsce zaginięcia przesyłki. Tutaj, w porcie.
Streściwszy jej ogólny obraz sytuacji, mężczyzna sięgnął szybko po kufel, by zwilżyć gardło, ale przede wszystkim, by ukryć pojawiający się na jego twarzy grymas. Minę miał bowiem nietęgą, co wcale nie zdziwiło Kriss. Zawężenie rejonu poszukiwań do obszaru novigradzkiego portu
sprawiało, że całe przedsięwzięcie miast szukania igły w stodole, stawało się szukaniem igły w stogu siana.
— Załoga dostaje na przemian sraczki i pierdolca z tego powodu — przyznał bez ogródek, odstawiając kufel na blat i wierzchem dłoni ocierając pianę z ust. — Kilku wpadło na pomysł, żeby spróbować magią. Utrzymują, że dałoby się wywiedzieć o zgubie czarami. Wywróżyć albo chociaż naprowadzić na jakiś ślad. Cokolwiek, co pozwoli nam złapać trop.
— Nie wiem, co potrafisz i nie wyznaję się na gusłach — podjął po chwili. — Ale na ten moment przygodzi się nam każda pomoc. Jeżeli nie czarów, to każdego, kto pomyśli o czymś, na co nie wpadliśmy albo przeoczyliśmy. Słowem, weźmiesz udział w poszukiwaniach.
Mężczyzna, już nieco bardziej rozluźniony, podniósł się znad blatu, odchyliwszy nieco do tyłu. Jego jasne, błękitne oczy mierzyły czarodziejkę wyczekującym wejrzeniem, pomimo że ostatnie wypowiedziane przezeń zdaniem wcale nie było pytaniem.
Ilość słów: 0
- Kriss de Valnor
- Posty: 16
- Rejestracja: 05 mar 2023, 20:26
- Miano: Kriss de Valnor
- Zdrowie: W pełni sił
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Ostrożności nigdy za wiele, toteż prośba Cidaryjczyka wcale nie wydawała się być na wyrost. Nawet w takim miejscu, w obecnych czasach w Novigradzie nigdy nie było wiadomo kto przysłuchuje się rozmowom by donieść gdzie nie trzeba. Kriss może nie była mistrzynią dialektu Skellige, wierszy by raczej pisać nie mogła, ale porozumiewała się w niej dosyć swobodnie i do tego z odpowiednim akcentem, który nie utrudniał zrozumienia tego co mówi. Skinęła więc głową na jego słowa i kontynuowała już rozmowę w dialekcie Skellige.
Mężczyzna nie był pierwszym, ani ostatnim, któremu nie w smak były kontakty z czarownicami, jednak Kriss spotkała już tak wielu ludzi na swojej drodzę o takich właśnie ciasnych umysłach, że nie miała już siły ani ochoty by jakoś szczególnie zwracać na to uwagę. Rzeczywistość była po prostu gówniana i trzeba było to zaakceptować. Szczególnie, że niektórzy, jak na przykład nie-ludzie mieli obecnie zdecydowanie gorzej od niej samej.
- Mmm... wygląda na to, że trzeba nauczyć załogę lepiej pilnować... uroczych szkatułek niewielkich rozmiarów. Szczególnie, że port tutaj w Novigradzie do najmniejszych nie należy- bez jakichś większych wskazówek zadanie nie będzie na pewno należeć do najłatwiejszych. Nie zmienia to faktu, że Kriss oczywiście się tego podejmie, w końcu była od zadań specjalnych. Nawet jeżeli sama gustowała w zadaniach, które zawierały w sobie nieco więcej przemocy. W duchu westchnęła, kiedy usłyszała jak to prości ludzie oczekują od niej cudów.
- Nie jestem cudotwórcą ani dżinem, tylko czarodziejką. Ale... oczywiście zrobię co w mojej mocy. Zaczniemy od miejsca gdzie na pewno widziano ową szkatułkę po raz ostatni. I chciałabym porozmawiać z ludźmi, którzy widzieli ją po raz ostatni. Poza tym dokładniejszy opis szkatułki. A na ten moment możemy zacząć od astrologii, w końcu używa się jej też do odnajdywania zaginionych osób, możemy spróbować ze szkatułką. Im bardziej poznam porę kiedy zaginęła tym lepiej- gotowa była, jeszcze zanim wyruszą użyć swojej wiedzy z astrologii horarnej i zobaczyć jak powiedzie się jej zastosowanie w przypadku wydarzeń, tutaj zaginięcia, rzeczy nieożywionej, a nie osoby. Oczekując na odpowiedź mężczyzny, którąś z przechodzacych kurtyzan poprosiła o cokolwiek do pisania, tak by mogła wykonać odpowiednie obliczenia.
Mężczyzna nie był pierwszym, ani ostatnim, któremu nie w smak były kontakty z czarownicami, jednak Kriss spotkała już tak wielu ludzi na swojej drodzę o takich właśnie ciasnych umysłach, że nie miała już siły ani ochoty by jakoś szczególnie zwracać na to uwagę. Rzeczywistość była po prostu gówniana i trzeba było to zaakceptować. Szczególnie, że niektórzy, jak na przykład nie-ludzie mieli obecnie zdecydowanie gorzej od niej samej.
- Mmm... wygląda na to, że trzeba nauczyć załogę lepiej pilnować... uroczych szkatułek niewielkich rozmiarów. Szczególnie, że port tutaj w Novigradzie do najmniejszych nie należy- bez jakichś większych wskazówek zadanie nie będzie na pewno należeć do najłatwiejszych. Nie zmienia to faktu, że Kriss oczywiście się tego podejmie, w końcu była od zadań specjalnych. Nawet jeżeli sama gustowała w zadaniach, które zawierały w sobie nieco więcej przemocy. W duchu westchnęła, kiedy usłyszała jak to prości ludzie oczekują od niej cudów.
- Nie jestem cudotwórcą ani dżinem, tylko czarodziejką. Ale... oczywiście zrobię co w mojej mocy. Zaczniemy od miejsca gdzie na pewno widziano ową szkatułkę po raz ostatni. I chciałabym porozmawiać z ludźmi, którzy widzieli ją po raz ostatni. Poza tym dokładniejszy opis szkatułki. A na ten moment możemy zacząć od astrologii, w końcu używa się jej też do odnajdywania zaginionych osób, możemy spróbować ze szkatułką. Im bardziej poznam porę kiedy zaginęła tym lepiej- gotowa była, jeszcze zanim wyruszą użyć swojej wiedzy z astrologii horarnej i zobaczyć jak powiedzie się jej zastosowanie w przypadku wydarzeń, tutaj zaginięcia, rzeczy nieożywionej, a nie osoby. Oczekując na odpowiedź mężczyzny, którąś z przechodzacych kurtyzan poprosiła o cokolwiek do pisania, tak by mogła wykonać odpowiednie obliczenia.
Ilość słów: 0
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Nie, ze swoją znajomością skelligijskiego Kriss nie mogła parać się skjáldskapr, lecz samo opanowanie dialektu w stopniu komunikatywnym przydawało się jej nie po raz pierwszy. Fakt, że przez dzielnicę, w której się znajdowali, przewijało się najwięcej Wyspiarzy w mieście, jeśli nie wśród wszystkich miast Północy, miał znaczenie marginalne. W obecnym układzie sił każdy zawijający do novigradzkiego portu Skelligijczyk w ten czy inny sposób pracował dla Flajara i Morskich Diabłów stanowiących wierchuszkę jego obecnej organizacji.
Słysząc kąśliwą uwagę kobiety na temat nieuwagi załogi, Cidaryjczyk zareagował sardonicznym skrzywieniem warg i równie zjadliwą repliką.
— Sama im to powiedz, jak wezwą cię na „Nithing”. Jeśli wezwą, czego nie życzyłbym nawet wrogowi.
Niedoszła czarodziejka znała Fjalara i jego samozwańczy drótt na tyle, by wiedzieć, że pod ową złowróżebną w skelligejskim folklorze nazwą krył się zacumowany na stałe w novigradzkim porcie drakkar pełniący funkcję pierwszej oficjalnej siedziby gangu.
— Tak, od tego wypadałoby zacząć — zgodził się z jej tokiem rozumowania, kiedy zasugerowała oględziny i rozpytanie świadków. — Z rozmową może pójdzie ci lepiej niż moim chłopakom. Połamali ich, kurwa, koncertowo, ale tamci ciągle szli w zaparte. Więc albo faktycznie chuj wiedzą, albo…
Albo boją się czegoś gorszego, pomyślał, nie powiedział, wzdrygnąwszy się na samą próbę wyobrażenia sobie kogoś lub czegoś, co budziłoby większą grozę od człowieka nie bez kozery zwanego przecież Pomszczonym po Siedmiokroć.
— Astrologii? — słowa Kriss wyrwały go z namysłu. — Jak przy nawigacji? Niby jak?
Sam fakt, że osiłek nie tylko znał takidługi wyraz, ale wiedział nieco o praktycznym zastosowaniu owej sztuki, był warty odnotowania. Ostatnie zadane przezeń pytanie również było na miejscu. Z pomocą magii i gwiazd, de Valnor potrafiła określić położenie lub zastosować prostą dywinację, lecz ta była zwykle niepewna lub dawała zbyt ogólne rezultaty nawet w przypadku żywych osób. A tu mieli do czynienia z materią nieożywioną. I dotkliwym niedoborem informacji. Nawet mając fragment poszukiwanego przedmiotu oraz dodatkowe zmienne, było mało prawdopodobnym, jeśli nie niemożliwym, by udało się jej zawęzić radius poszukiwań do obszaru mniejszego Delta Pontaru. Na jej korzyść zdawał się działać jedynie krótki czas, który upłynął od zdarzenia. Ale płynąć nie przestawał.
— Bloed, co ty knujesz? Listy będziesz pisać? — zdziwił się tamten, kiedy poprosiła jedną z przechodzących kurewek o coś do pisania. Kurewka zdziwiła się nie mniej, ale bez słowa spełniła prośbę, choć zajęła jej ona dobrą chwilę.
— Dopisali wam do rachunku — powiedziała, wracając i kładąc na blacie lekko wymięty arkusz oraz węgielny rysik. — Do zwrotu prz wyjściu.
— Bez jaj — zniecierpliwił się Liam, klepnąwszy odchodzącą dziewczynę na odchodne w tyłek i dopijając swoje piwo. Odstawiwszy puste naczynie na blat, wstał od stołu, poprawiając pasek u spodni. — Nie mam całego dnia. Mogę cię zaprowadzić na miejsce albo do łajz, które widziały skrzynkę po raz ostatni. Gdzie chcesz najpierw?
*** Mężczyzna wziął list do ręki i rozłożył go, siadając na zydlu, plecami do okna — jedynego źródła wpadającego do ciasnej izby światła. Jego bladozielone, lekko zmrużone, ale nigdy do końca, oczy przesuwały się powoli po papierze, w ślad za słowami spisanymi nawykłą do kaligrafii, trzęsącą się dłonią.
W półmroku i ciszy studiował pismo przez kolejną minutę, starannie zapamiętując jego treść. Kiedy skończył, podniósł się z zydla. Obracając w kierunku okna, wyjrzał przez przydymione błony na zewnątrz. Na widoczną w oddali linię morza poprzecinaną lasem sterczących masztów. Trop prowadził do portu.
Złożywszy list, wsunął go do kieszeni, ruszając w kierunku wyjścia. Bez zatrzymywania się i spoglądania na zmasakrowanego trupa stygnącego w świeżo skopanym barłogu.
Słysząc kąśliwą uwagę kobiety na temat nieuwagi załogi, Cidaryjczyk zareagował sardonicznym skrzywieniem warg i równie zjadliwą repliką.
— Sama im to powiedz, jak wezwą cię na „Nithing”. Jeśli wezwą, czego nie życzyłbym nawet wrogowi.
Niedoszła czarodziejka znała Fjalara i jego samozwańczy drótt na tyle, by wiedzieć, że pod ową złowróżebną w skelligejskim folklorze nazwą krył się zacumowany na stałe w novigradzkim porcie drakkar pełniący funkcję pierwszej oficjalnej siedziby gangu.
— Tak, od tego wypadałoby zacząć — zgodził się z jej tokiem rozumowania, kiedy zasugerowała oględziny i rozpytanie świadków. — Z rozmową może pójdzie ci lepiej niż moim chłopakom. Połamali ich, kurwa, koncertowo, ale tamci ciągle szli w zaparte. Więc albo faktycznie chuj wiedzą, albo…
Albo boją się czegoś gorszego, pomyślał, nie powiedział, wzdrygnąwszy się na samą próbę wyobrażenia sobie kogoś lub czegoś, co budziłoby większą grozę od człowieka nie bez kozery zwanego przecież Pomszczonym po Siedmiokroć.
— Astrologii? — słowa Kriss wyrwały go z namysłu. — Jak przy nawigacji? Niby jak?
Sam fakt, że osiłek nie tylko znał takidługi wyraz, ale wiedział nieco o praktycznym zastosowaniu owej sztuki, był warty odnotowania. Ostatnie zadane przezeń pytanie również było na miejscu. Z pomocą magii i gwiazd, de Valnor potrafiła określić położenie lub zastosować prostą dywinację, lecz ta była zwykle niepewna lub dawała zbyt ogólne rezultaty nawet w przypadku żywych osób. A tu mieli do czynienia z materią nieożywioną. I dotkliwym niedoborem informacji. Nawet mając fragment poszukiwanego przedmiotu oraz dodatkowe zmienne, było mało prawdopodobnym, jeśli nie niemożliwym, by udało się jej zawęzić radius poszukiwań do obszaru mniejszego Delta Pontaru. Na jej korzyść zdawał się działać jedynie krótki czas, który upłynął od zdarzenia. Ale płynąć nie przestawał.
— Bloed, co ty knujesz? Listy będziesz pisać? — zdziwił się tamten, kiedy poprosiła jedną z przechodzących kurewek o coś do pisania. Kurewka zdziwiła się nie mniej, ale bez słowa spełniła prośbę, choć zajęła jej ona dobrą chwilę.
— Dopisali wam do rachunku — powiedziała, wracając i kładąc na blacie lekko wymięty arkusz oraz węgielny rysik. — Do zwrotu prz wyjściu.
— Bez jaj — zniecierpliwił się Liam, klepnąwszy odchodzącą dziewczynę na odchodne w tyłek i dopijając swoje piwo. Odstawiwszy puste naczynie na blat, wstał od stołu, poprawiając pasek u spodni. — Nie mam całego dnia. Mogę cię zaprowadzić na miejsce albo do łajz, które widziały skrzynkę po raz ostatni. Gdzie chcesz najpierw?
*** Mężczyzna wziął list do ręki i rozłożył go, siadając na zydlu, plecami do okna — jedynego źródła wpadającego do ciasnej izby światła. Jego bladozielone, lekko zmrużone, ale nigdy do końca, oczy przesuwały się powoli po papierze, w ślad za słowami spisanymi nawykłą do kaligrafii, trzęsącą się dłonią.
W półmroku i ciszy studiował pismo przez kolejną minutę, starannie zapamiętując jego treść. Kiedy skończył, podniósł się z zydla. Obracając w kierunku okna, wyjrzał przez przydymione błony na zewnątrz. Na widoczną w oddali linię morza poprzecinaną lasem sterczących masztów. Trop prowadził do portu.
Złożywszy list, wsunął go do kieszeni, ruszając w kierunku wyjścia. Bez zatrzymywania się i spoglądania na zmasakrowanego trupa stygnącego w świeżo skopanym barłogu.
Ilość słów: 0
- Kriss de Valnor
- Posty: 16
- Rejestracja: 05 mar 2023, 20:26
- Miano: Kriss de Valnor
- Zdrowie: W pełni sił
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Zamtuz „Upadła Gwiazda”
Dobrze, więc, że Kriss nie miała aspiracji by zostać skelligijskim wierszokletą, oszczędziła sobie dużego rozczarowania. Niemniej znajomość skelligijskiego dialektu w fromie komunikatywnej, tutaj w novigradzkim porcie okazała się bardziej niż przydatna, wielu przebywających tutaj Skelligijczyków, członków gangu i nie, było już na wejściu bardziej przyjaźnie nastawionych, co miało ogromne znaczenie, dla jej egzystencji z dnia na dzień.
- Jestem pewna, że po tym niefortunnym zdarzeniu, sami dojdą do takich wniosków- powiedziała unosząc lekko kąciki ust do góry w geście uśmiechu, co nieco złośliwego zapewne. Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę czymże jest osławiony "Nithing", jednak nie należała do kobiet strachliwych i bojaźliwych. W towarzystwie w jakim się obraca, takie słabości byłyby natychmiast wykorzystane. Oczywiście nigdy nie pozwalała sobie na więcej niż drobne złośliwości, by nie drażnić ludzi Fjalmara w jakiś poważny sposób, jednak od samych złośliwości nie uciekała jakoś bardzo mocno, a są sytuacja wręcz wołała o takie stwierdzenie.
- Rozumiem... porozmawiam z nimi na swój sposób. Mogę być bardzo miła, albo bardzo niemiła w zależności od potrzeb- odparła kiwając głową i przyjmując do wiadomości to co usłyszała. Możliwości było kilka. Albo faktycznie nic wiedzieli. Albo jeszcze ich nie złamano. Albo jest ktoś kogo faktycznie obawiają się dużo bardziej.
- Tak, prawie jak przy nawigacji.- odparła, stiwerdzając, że bez sensu wdawać się w tłumaczenia, skoro mężczyzna i tak zapewne nie zrozumie. To już prawdziwy cud, że rozumie tak dużo.
- Ahh ta niecierpliwość. Chciałam użyć astrologii, rozpisać wszystko by przynajmniej dowiedzieć się czy ów skrzyneczka znajduje się na lądzie czy gdzieś głęboko pod wodą, co oszczędzi nam wszystkim czasu. Ale widzę, że nie dasz mi spokojnie pracować. W porządku, idziemy. Zacznijmy od miejsca. - stwierdziła wzdychając ciężko, zebrała swoje rzeczy ze stolika, po czym była gotowa by ruszyć za mężczyzną. Ci którzy widzieli skrzynkę po raz ostatni i tak nigdzie nie pójdą, ludzie Fjalmara na pewno na to nie pozwolą.
- Jestem pewna, że po tym niefortunnym zdarzeniu, sami dojdą do takich wniosków- powiedziała unosząc lekko kąciki ust do góry w geście uśmiechu, co nieco złośliwego zapewne. Oczywiście doskonale zdawała sobie sprawę czymże jest osławiony "Nithing", jednak nie należała do kobiet strachliwych i bojaźliwych. W towarzystwie w jakim się obraca, takie słabości byłyby natychmiast wykorzystane. Oczywiście nigdy nie pozwalała sobie na więcej niż drobne złośliwości, by nie drażnić ludzi Fjalmara w jakiś poważny sposób, jednak od samych złośliwości nie uciekała jakoś bardzo mocno, a są sytuacja wręcz wołała o takie stwierdzenie.
- Rozumiem... porozmawiam z nimi na swój sposób. Mogę być bardzo miła, albo bardzo niemiła w zależności od potrzeb- odparła kiwając głową i przyjmując do wiadomości to co usłyszała. Możliwości było kilka. Albo faktycznie nic wiedzieli. Albo jeszcze ich nie złamano. Albo jest ktoś kogo faktycznie obawiają się dużo bardziej.
- Tak, prawie jak przy nawigacji.- odparła, stiwerdzając, że bez sensu wdawać się w tłumaczenia, skoro mężczyzna i tak zapewne nie zrozumie. To już prawdziwy cud, że rozumie tak dużo.
- Ahh ta niecierpliwość. Chciałam użyć astrologii, rozpisać wszystko by przynajmniej dowiedzieć się czy ów skrzyneczka znajduje się na lądzie czy gdzieś głęboko pod wodą, co oszczędzi nam wszystkim czasu. Ale widzę, że nie dasz mi spokojnie pracować. W porządku, idziemy. Zacznijmy od miejsca. - stwierdziła wzdychając ciężko, zebrała swoje rzeczy ze stolika, po czym była gotowa by ruszyć za mężczyzną. Ci którzy widzieli skrzynkę po raz ostatni i tak nigdzie nie pójdą, ludzie Fjalmara na pewno na to nie pozwolą.
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław