Dawka, choć mała, podziałała natychmiastowo — Mavelle przetrzeźwiała niemal momentalnie, przytłumione za zasłoną delikatnego rauszu zmysły wróciły do niej z migreniczną wręcz wyrazistością. Szum świadomości wokół niej na czas dostrajającej się percepcji został zagłuszony jej własnym tętnem, które rozbrzmiało krótko w jej czaszce, zaznaczając się coraz bardziej przyspieszającym rytmem.
Tym razem jej ciekawość zaspokoił Asfodel, ubiegając również szykującą się do wyjaśnień Prozeprinę.
—
A jakże, że zdarzały. W przeszłości, zupełnie jak podczas regularnych aukcji, powszechnym było zachęcenia gości do lekkiego upojenia, by zachęcić ich do dodatkowej rozrzutności w trakcie licytacji. Niektórzy mieli jednak potem trudności z utrzymaniem afektu na wodzy…
—
Jak biedny Joryk.
—
Dlatego z czasem przyjęcia zaczęły przybierać bardziej powściągliwą i protokolarną formę. Zaproszonych zaczęto poddawać staranniejszej selekcji, zawężono nieco wybór trunków i wprowadzono pozostałe ograniczenia. Między innymi zakazano szpikulców do lodu…
Prozerpina roześmiała się perliście, przyjmując przekazaną porcję narkotyku i wcześniej od Morgany odczuwając pierwsze psychiczne skutki jego zażycia.
Gra w pytania z jej udziałem została dokończona w rekordowym czasie trzech pytań, po których zgadła przypisaną jej postać Proroka Lebiody. Jej pytanie o początek aukcji zbiegło się akuratnie z panującym na sali poruszeniem. Zamaskowani, umundurowani jednolicie kamerdynerzy, dyskretnie krążyli po sali, dając nieme, mniej lub bardziej dyskretne (a uzależnione było to od stopnia trzeźwości) znaki uczestnikom przyjęcia, którzy stopniowo podnosili się z miejsc, obracając głowy w kierunku sali licytacyjnej, którą miała okazję odwiedzić już wcześniej w towarzystwie Wyroka i Mizerykordii.
—
Siedź i nie martw się o miejsce — poradził jej Aldersberg. —
Stali uczestnicy, jak i nowoprzyjęci zawsze dostają te najlepsze.
—
Mimo wszystko — wszedł mu w słowo podnoszący się zza stołu Gaspar, ożywiając się jak na Saovine. —
Nie chciałbym musieć przepychać się przez tłum ani wykłócać o potwierdzenie tego przywileju. Spinoza, moja droga, pozwól ze mną. Miło było poznać, wierzę, że zobaczymy się jeszcze po licytacji.
—
To odwzajemniona przyjemność, Somnosie — pożegnał ich uśmiechający się Asfodel, wśród potaknięć i pomruków reszty towarzystwa, zajęta skubaniem ostatnich zakąsek i opróżnianiem kielichów przed pójściem w ich ślady. —
Ja również w to wierzę.
Odkłaniając im się samymi kiwnięciami posiwiałej głowy, Feretsi ujął ją pod ramię i niespiesznie zaczął wycofywać razem z tłumem podążającym w kierunku następnego punktu programu pod milczącym, lecz czujnym nadzorem nieruchomej służby rozstawionej taktycznie w różnych zakątkach sali.
Mnogość barw oraz form w połączeniu ze świeżo zażytym proszkiem przyprawiła ją o lekki zawrót głowy, a na pewno o lekkie mdłości, choć o współudział należałoby również oskarżyć wszystkie skosztowane przez nią dotychczas rarytasy. Podobnie jak lekkie upojenie, apetyt odbieżał od niej natychmiast, zastąpiony jadłowstrętem.
—
Nieźle. Naprawdę nieźle. Ale uważaj, żeby nie przedobrzyć. Mówię o twojej roli. — Feretsi zwrócił się do niej półgłosem, kiedy dołączyli do powolnego biegu gości kierujących się w stronę licytacji. Słowa, choć słyszane nadspodziewanie wyraźnie docierały do jej głowy z opóźnieniem. Pstrokaty korowód sycił jej adaptujące się do nowej, odmienionej fisstechem rzeczywistości, szmer i ruch panujące wokół absorbowały pozostałe zmysły, łącznie z szóstym, mającym przejściowe problemy w odróżnianiu swoich bodźców od tych konwencjonalnych. Strzępki myśli mieszały się z mową, tworząc trudny do rozszyfrowania galimatias.
—
Dasz radę? Pamiętasz, co ustaliliśmy?