— Heniek Łańcuch, filozof i intelektualista„Nie fikaj wyżej dupy, bo wsadzą cię do ciupy”.
Śmierdzi potem, krwią i łzami, i wiadrem pełnym gówna i szczyn. Prezentuje się nie lepiej, spozierając piwnicznymi drzwiami z wpół zapadniętej w ulicę kamienicy jak coś, co spozierać mogłoby tylko spod kiecki tkniętej syfem ladacznicy. To nie publiczny szalet, to jeden z wykwintniejszych novigradzkich kurortów dla lokalnych pijaków, awanturników, co bardziej uprzykrzających się żebraków lub co bardziej niezdarnych złodziei i amatorów pokątnie nabywanego fisstechu. Zwany też aresztem na Starówce. Po prawdzie, by zwiedzić jego zdobione grzybem oraz pleśnią mury i zaznać gwarantowanego pełnego wiktu i opierunku w postaci grupowej celi, zaszczanej szmaty za siennik (do podziału z rezydującymi na stałe koloniami wszy, pcheł i roztoczy oraz kochliwym współwięźniem), pustej miski za wieczerzę i pełnego wiadra za kibel, nie trzeba się wcale natrudzić fachem pijaka, zabijaki, złodzieja czy żebraka. Ot, wystarczą za krótkie nogi albo za długie uszy, rudy łeb, krzywy chód, krzywe spojrzenie na klechę, a tym bardziej na miejskiego strażnika. Nawet samo przebywanie w Novigradzie wystarczy, jeśli ktoś nie spełnia powyższych wymagań do zaproszenia na salony znudzonych klawiszy, Novigrad bowiem nie dyskryminuje, nie dzieli ze względu na rasę, płeć, czy wiek. Obdarte piwniczne drzwi loszku otwarte są dla wszystkich. Ino gdy już się za nimi zamkną, nie tak łatwo jest o bilet powrotny. Chyba że, rzecz jasna, trafi się szczęśliwiec, który dzięki okolicznościom specjalnym, takim jak konkretne poglądy polityczne, tudzież religijne, bogatość posiadanych informacji lub posiadanej kontrabandy i podobne „czynniki podnoszące status gościa” liczyć może na szybki transfer do zdecydowanie najbardziej prestiżowej lokacji wypoczynkowej w Novigradzie: Baszty Więziennej...