Kościół Kreve
Kościół Kreve
Jedyny, poza dworkiem dziedzica, murowany budynek w całej wsi. Okazała zabytkowa świątynia obwarowana murkiem okalającego ją cmentarzyka, pyszni się bieloną wapnem cegłą na wschodnim brzegu, przypominając mieszkańcom o boskiej i kapłańskiej władzy nad okolicą. Wysoki kościół z pękatą wieżą regularnie gromadzi wiernych z obydwu brzegów na nabożeństwach, które spędzają podzieleni w równoległych ławach jednonawowego wnętrza. Boski przybytek urządzony jest bez przesadnego przepychu. Ściany i podpory sklepienia zdobią kamienne tablice ze scenami z życia pierwszych osadników i pielgrzymów, oddzielone niskimi balaskami prezbiterium oświetla światło dnia lub jego namiastka w postaci wielkich gromnic. Łukowy portal nad wejściem pokrywa wyblakły fresk przedstawiający panoramę na jezioro Mnogo, a honorowe miejsce w apsydzie zajmuje figura brodatego starca w szacie z kapturem, który dzierżąc miecz i laskę i stąpa po wężowych splotach — to święty Izwor, patron lokalnego kultu. Witalną dla wiejskiego trójpodziału władzy funkcję plebana dopełnia Wielebny Belaj, szanowny święty mąż stojący na czele tutejszej kongregacji, w skład której wchodzi jeszcze trzech braci zakonu. Doglądający świątyni oraz pobliskiego jeziora słudzy Kreve mają wśród ludu opinię ludzi surowych, lecz sprawiedliwych, czynnie zaangażowanych w życie społeczności. Zaangażowanych z sukcesami, nic więc dziwnego, że tutejsi mieszkańcy, nawet nieprzesadnie religijni gotowi są palić na ołtarzu Kreve przynajmniej ogarek.
Ilość słów: 0
Re: Kościół Kreve
W połowie savaedu Blathe albo, według ludzkiej rachuby, na przełomie maja i czerwca pogoda dopisywała. Było ciepło i słonecznie, a wieczorami wytchnienie dawały lekkie deszcze. Draugdin, od jakiegoś czasu nie mogąc znaleźć żadnego zlecenia, postanowił jechać na północ, do Novigradu. Liczył, że w tym wielkim mieście znajdzie się dla niego jakaś praca. A nawet jeśli nie, to chociaż odpocznie od trudów drogi i trochę się rozerwie.
Okazało się, że jak zwykle szczęście mu dopisuje. Na rozstajach jakieś 10 mil od miasta natrafił na takie oto ogłoszenie:
Draugdin dotarł do Srebrnego Brzegu w pierwszym dniu czerwca, tuż po południu. Zatrzymał się na moment na pagórku przed wsią i obejrzał ją dokładnie z wysokości. Nie była to duża osada, a do tego jeszcze podzielona przez rzekę na dwie części. Po wschodniej, bliższej wiedźminowi stronie, dominowały dwa budynki — murowana świątynia na skraju wsi i młyn nad rzeką — oraz most. Wzdłuż dróg łączących te obiekty ustawione było około dziesięciu zagród. Na każdą składał się dom z ogrodzonym podwórzem, na którym znajdowały się budynki gospodarcze oraz przyległe do nich z tyłu niewielkie poletka. Na zachodnim brzegu dominowały pola uprawne. Wśród mozaiki łanów wielu, obecnie zielonych, rodzajów zbóż i pastwisk, rozrzucone były pojedyncze kmiece zagrody. Za polami, na pagórku, widać było dość sporą posiadłość. Ewidentnie dworek miejscowego dziedzica.
Życie we wsi, jak widział Draugdin ze wzgórza, trwało w najlepsze. Na przydomowych poletkach i w zagrodach uwijały się chłopki. Chłopi, w zależności od preferencji, zajmowali się reperacją różnych rzeczy w zagrodach, rąbali drwa na opał lub prowadzili pomiędzy sobą dysputy w różnych miejscach wsi, głównie przy moście. Na pastwiskach podrostki i psy udawały, że pilnują bydła.
Nie śpiesząc się nadto, wiedźmin zjechał z pagórka na przełaj. Szybko pokonał kilka staj dzielących go od murku okalającego żalnik i świątynię. Musiał go okrążyć, aby dotrzeć do drogi prowadzącej miedzy zagrody. Na cmentarzu zauważył zakapturzonego kapłana, który najpewniej odprawiał jakieś modły nad mogiłami.
Okazało się, że jak zwykle szczęście mu dopisuje. Na rozstajach jakieś 10 mil od miasta natrafił na takie oto ogłoszenie:
Wiedźmin potrzebny
Mieszkańcy Srebrnego Brzegu najmą wiedźmina, albo zawodowego odczyniacza, co straszliwą klątwę z mostu zdejmie, a tem samym snadnie wdzięcznym mieszkańcom wioski przysłuży. Nie ukrzywdzimy takowego wybawcy na zapłacie, a i jadła i gościny obiecujemy nie szczędzić. Kto by podjął się znaleźć remedium na naszą bolączkę, niech zajedzie do Brzegu i chaty starszego wioski podle dworku jaśniepana.
Pees: Darmozjadów a wydrwigroszy ukarzemy przykładnie i wywieziemy na wozie z gnojówką.
Potrzebujący mieszkańcy Srebrnego Brzegu
Wiedźmin nie zastanawiał się, ruszył od razu w kierunku podnovigradzkiej wsi.Mieszkańcy Srebrnego Brzegu najmą wiedźmina, albo zawodowego odczyniacza, co straszliwą klątwę z mostu zdejmie, a tem samym snadnie wdzięcznym mieszkańcom wioski przysłuży. Nie ukrzywdzimy takowego wybawcy na zapłacie, a i jadła i gościny obiecujemy nie szczędzić. Kto by podjął się znaleźć remedium na naszą bolączkę, niech zajedzie do Brzegu i chaty starszego wioski podle dworku jaśniepana.
Pees: Darmozjadów a wydrwigroszy ukarzemy przykładnie i wywieziemy na wozie z gnojówką.
Potrzebujący mieszkańcy Srebrnego Brzegu
Draugdin dotarł do Srebrnego Brzegu w pierwszym dniu czerwca, tuż po południu. Zatrzymał się na moment na pagórku przed wsią i obejrzał ją dokładnie z wysokości. Nie była to duża osada, a do tego jeszcze podzielona przez rzekę na dwie części. Po wschodniej, bliższej wiedźminowi stronie, dominowały dwa budynki — murowana świątynia na skraju wsi i młyn nad rzeką — oraz most. Wzdłuż dróg łączących te obiekty ustawione było około dziesięciu zagród. Na każdą składał się dom z ogrodzonym podwórzem, na którym znajdowały się budynki gospodarcze oraz przyległe do nich z tyłu niewielkie poletka. Na zachodnim brzegu dominowały pola uprawne. Wśród mozaiki łanów wielu, obecnie zielonych, rodzajów zbóż i pastwisk, rozrzucone były pojedyncze kmiece zagrody. Za polami, na pagórku, widać było dość sporą posiadłość. Ewidentnie dworek miejscowego dziedzica.
Życie we wsi, jak widział Draugdin ze wzgórza, trwało w najlepsze. Na przydomowych poletkach i w zagrodach uwijały się chłopki. Chłopi, w zależności od preferencji, zajmowali się reperacją różnych rzeczy w zagrodach, rąbali drwa na opał lub prowadzili pomiędzy sobą dysputy w różnych miejscach wsi, głównie przy moście. Na pastwiskach podrostki i psy udawały, że pilnują bydła.
Nie śpiesząc się nadto, wiedźmin zjechał z pagórka na przełaj. Szybko pokonał kilka staj dzielących go od murku okalającego żalnik i świątynię. Musiał go okrążyć, aby dotrzeć do drogi prowadzącej miedzy zagrody. Na cmentarzu zauważył zakapturzonego kapłana, który najpewniej odprawiał jakieś modły nad mogiłami.
Ilość słów: 0
- Draugdin
- Posty: 15
- Rejestracja: 16 paź 2020, 9:33
- Miano: Draugdin
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
Re: Kościół Kreve
Wiedźmin podróżował już bardzo długo. Bardzo długo też już był bez zlecenia, a gotówka kończyła się nieuchronnie. Niemalże w akcie desperacji skierował swojego konia w kierunku Novigradu. Większe miasto, więcej zleceń (zazwyczaj) i wyższe stawki, choć to już niekoniecznie. Jednak co stolica to stolica. Tam zawsze jakaś robota się znajdzie, a i odpocząć od szlaku można i nawet trzeba przynajmniej raz na jakiś czas. Robił tak przynajmniej dwa razy w roku, gdy siedzenie non stop w siodle już mu rzycią wychodziło, a dokładniej rzecz ujmując gdy nie czuł już dupy.
W tej okolicy znalazł się pierwszy raz, to też tym bardziej był miło zaskoczony napotkanym ogłoszeniem. Klątwę z mostu zdjąć? Draugdin pomyślał, że wieśniacy to dopiero potrafią ubarwić szarą rzeczywistość. Będąc niemalże pewnym, iż w tej okolicy innego wiedźmina raczej długo się nie uświadczy bezpardonowo zerwał ogłoszenie ze słupa i schował za pazuchę. Raz, że na pewno nikt z jego umierającego fachu się tu za szybko nie pojawi, dwa że jak on nie wywiąże się ze zlecenia to wywieszą nowe, a trzy łatwiej będzie mu przełamać pierwsze lody w temacie komunikacji. Nie był do końca pewien na jaki humor poltergeista trafi i czy na pewno będzie on rozmówcy przekazywał dokładnie to co wiedźmin by chciał. Niezwłocznie spiął konia i ruszył w kierunku wioski.
Srebrny Brzeg był małą wioską. Naliczył ledwie około dziesięciu domostw co nie wróżyło zbyt dobrze co do wysokości nagrody. Choć z drugiej strony murowana i obwarowana świątynia już z kolei wręcz odwrotnie. Gospodarstwa wieśniaków były niemalże bliźniaczo do siebie podobne. Dlatego też nie miał żadnego problemu z odszukaniem i zidentyfikowaniem drugiego poza świątynią murowanego budynku, a dokładniej mówiąc małego dworku. Tam musiał mieszkać sołtys czy inny sprawujący tu władzę nadrzędną. Nie zatrzymując się więc skierował swojego konia prosto w tamtym kierunku. Podjechawszy pod bramę zsiadł z ulgą z siodła i jako że od płotu do domostwa był kawałek drogi załomotał pięścią w bramę. Poprawił medalion z głową wilka tak, żeby był wyraźnie widoczny, a w drugiej ręce trzymał lekko pogniecione ogłoszenie w sprawie pracy.
W tej okolicy znalazł się pierwszy raz, to też tym bardziej był miło zaskoczony napotkanym ogłoszeniem. Klątwę z mostu zdjąć? Draugdin pomyślał, że wieśniacy to dopiero potrafią ubarwić szarą rzeczywistość. Będąc niemalże pewnym, iż w tej okolicy innego wiedźmina raczej długo się nie uświadczy bezpardonowo zerwał ogłoszenie ze słupa i schował za pazuchę. Raz, że na pewno nikt z jego umierającego fachu się tu za szybko nie pojawi, dwa że jak on nie wywiąże się ze zlecenia to wywieszą nowe, a trzy łatwiej będzie mu przełamać pierwsze lody w temacie komunikacji. Nie był do końca pewien na jaki humor poltergeista trafi i czy na pewno będzie on rozmówcy przekazywał dokładnie to co wiedźmin by chciał. Niezwłocznie spiął konia i ruszył w kierunku wioski.
Srebrny Brzeg był małą wioską. Naliczył ledwie około dziesięciu domostw co nie wróżyło zbyt dobrze co do wysokości nagrody. Choć z drugiej strony murowana i obwarowana świątynia już z kolei wręcz odwrotnie. Gospodarstwa wieśniaków były niemalże bliźniaczo do siebie podobne. Dlatego też nie miał żadnego problemu z odszukaniem i zidentyfikowaniem drugiego poza świątynią murowanego budynku, a dokładniej mówiąc małego dworku. Tam musiał mieszkać sołtys czy inny sprawujący tu władzę nadrzędną. Nie zatrzymując się więc skierował swojego konia prosto w tamtym kierunku. Podjechawszy pod bramę zsiadł z ulgą z siodła i jako że od płotu do domostwa był kawałek drogi załomotał pięścią w bramę. Poprawił medalion z głową wilka tak, żeby był wyraźnie widoczny, a w drugiej ręce trzymał lekko pogniecione ogłoszenie w sprawie pracy.
Ilość słów: 0
Re: Kościół Kreve
Draugdin postanowił nie zwlekać. Ruszył od razu w głąb wsi. Jechał główną drogą, prowadzącą od świątyni do mostu i na drugą stronę rzeki. Mijał kolejne zagrody, odprowadzany wzrokiem miejscowych. Z rzadka szczeknął na niego jakiś kundel.
Szybko pokonał dystans dzielący go od mostu, przy którym dysputę prowadziło pięciu chłopów.
Szybko pokonał dystans dzielący go od mostu, przy którym dysputę prowadziło pięciu chłopów.
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław