Post
autor: Joreg » 01 lut 2023, 13:54
Krasnolud odetchnął z ulgą, w chwili, w której dwójka hazardzistów oraz silnoręcy oddalili się od stolika. Sytuacja została opanowana, lecz jak się miało wkrótce okazać, nie na długo. Joreg zasiadł przy stole ponownie, przyglądając się poczynaniom znudzonego Aldgassera.
— A tak, to lepsze miejsce… — Przypomniał mu szybko Marcel, lecz w tej chwili Joreg nie był już taki pewien, czy uciekanie się do podstępu, by doprowadzić starszego krasnoluda do małżonki, miało większy sens.
Z dotychczasowych relacji, obraz Marcela który ułożył sobie w głowie, zgoła odstawał od tego jaki krasnolud okazał się być rzeczywiście. Joregowi wydawało się, że jego starszy rodak to nieprzyjemny stary pierdziel, taki, co go rzeczywiście należy złapać za mordę i przycisnąć do gleby, że Marcel jest jak wściekły pies. Zdał sobie sprawę z błędu, bo choć rodakowi nie brakowało pomysłów na rozrywkę, to nie uderzały w niczyją godność – Aldgasser płacił i wymagał, ale nie wymuszał. Chociaż zdawało mu się także, że wiekowy rodak szybko wpada w gniew, to jednak powstrzymał się od mordobicia. Oczywiście, Joreg nie miał pełnego poglądu na jego życiorys i nie wiedział, jak wiele Marcel nawywijał, natomiast stary krasnolud sprawiał wrażenie sympatycznego, a nawet życzliwego. Czym tak naprawdę różnił się od innych krasnoludów żyjących na powierzchni? Od krasnoludów w ogóle? Majątkiem, to z pewnością, lecz nie obyczajem. Brak ogłady był dosyć charakterystycznym znakiem rozpoznawczym. Ba, jakby tak pogrzebać w pamięci, to i Joregowi zdarzało się puścić wodzę fantazji, zachlać, pobić się, a następnego dnia wstać i jak gdyby nigdy nic, podjąć się codziennych obowiązków.
— Marny ze mnie kłamca, a i chyba nie dość sprytny, by próbować podejść starego wygę. Muszę się do czegoś przyznać. — Spoważniał Joreg, co niezbyt pasowało do cyrkowej atmosfery, jaką jął wprowadzać do szulerni Marcel.
— No, i ma to też związek z ustatkowaniem się właśnie, ale nie będę mlął ozorem po próżnicy, konkretnie. — Porządnie wychowany w Mahakamie Joreg w końcu poddał się swej naturze, nie nawykłej do kręcenia i kombinowania, a nakazującej postawić sprawę otwarcie. Borgerd wcisnął dłoń w kieszeń, a z niej wyjął i położył na stole złożone na czworo ogłoszenie, to samo, które dziś rano zerwał z tablicy nim udał się do "Artamo". Rozłożył pismo obarczone podpisem Oleny Aldgasser przed jej mężem.
— Nie przelewa mi się ostatnio, szukałem roboty, aby dosyć lekkiej, stąd wybór. Widziało mi się na początku, że mowa o jakimś ludzkim paniczyku. Takim, co mu nie szkoda zębów powybijać, zaciągnąć do chałupy i zainkasować wypłatę. Udałem się więc do "Artamo", tak trafiłem do twej szanownej małżonki, Oleny, a fakt, że okazała się być rodaczką, mocno mnie zaskoczył. Nie odmówiłem jej, bo nie zwykłem odmawiać rodakom w potrzebie. Nie ma nawet okrucha przypadku w naszym spotkaniu, panie Marcel, ale zanim zaczniesz na mnie psy wieszać, posłuchaj. — Facjata młodszego z krasnoludów rozluźniła się po tym, jak wyrzucił z siebie obciążenie w postaci skrywanych przed Marcelem faktów.
— Mnie wychowano pod górą Carbon, a tam nauczono szanować starszych od siebie, pomagać i pracować dla dobra społeczności. Takoż mam szacunek także i do ciebie. Mówię o tym, bo nie jesteś osobą, którą mi opisano, a na mieście gadają takie rzeczy… — Nie wypadało tego powtarzać, a już szczególnie nie zamierzał cytować słów Oleny, by nie zaogniać dodatkowo sytuacji w małżeństwie. Joreg skorzystał z faktu, że sporo gadał, aby za namową starszego nalać sobie kolejną kwaterkę i w przerwie na złapanie oddechu, na raz przelać jej zawartość wprost do gardła.
— Pomyje gadają, no. Najważniejsze, że cię, panie Marcel poznałem i sam się przekonałem, ile w tym prawdy. Nie będę też na siłę ciągnął cię do domu, więcej od gratyfikacji jakiejkolwiek, znaczy dla mnie poznanie zacnych rodaków, a poszukując ciebie, miałem okazję spotkać całkiem przyjemną gromadę, może z wyłączeniem jednego marudy. — Joreg wyprostował się na krześle, podrapał po łbie i dokończył, co miał mówić.
— Przekażę szanownej małżonce, że żyjesz i masz się dobrze, aby sprawę zamknąć. — Postanowił, ale jeszcze nie ostatecznie, bo czekał co mu Marcel na całą tę spowiedź odpowie. Rzecz jasna, młodszy krasnolud nie robił z ich rozmowy sprawy publicznej, nie wydzierał się, ani nie emocjonował zanadto.
Ilość słów: 0