Post
autor: Joreg » 24 lip 2022, 13:30
Specyficzny charakter Fingala dało się rozpoznać dosyć szybko, ani nie gadał, ani nawet przywitać się nie chciał. Gnomy w ogóle były dość specyficzną rasą, lecz wedle doświadczeń Jorega losy ich jak i krasnoludów były ze sobą mocno związane. Często i gęsto to właśnie gnomy stały za największymi innowacjami krasnoludzkich chut i kuźni. Tym niemniej, początkowo wydawało się Borgerdowi, że ten konkretny może jest wyjątkiem od reguły, przynajmniej dopóki się nie odezwał. Wtedy potwierdziły się pochlebne słowa na temat siły obliczeniowej gnomiej głowy. Joreg wydął wargi, zdziwiony początkowo, ale zaraz zastąpił to szerokim prezentując komplet delikatnie pożółkłych zębów
— Tedy widzisz, Fingalu, żem się ochodził dotąd niemało. A to jeszcze nie koniec! — Nie sądził jednak, by tamten ze swoim charakterem wdał się w dyskusję, toteż skupił się na reszcie towarzystwa.
Zatem, jak się szybko okazało, Blasio znał poszukiwanego. Równie szybko na jaw wyszło, że w niczym to Joregowi nie pomoże, jednak od początku tylko w niewielkim stopniu liczył na pomoc w poszukiwaniach, a w większym na towarzystwo do ogóra i wódeczki, toteż przynajmniej tym razem się nie przeliczył.
— Muszę wam wyznać, że w całym Gors Velen nie ma chyba lepszego miejsca dla mnie. W Zaułku można natrafić na prawdziwe cuda, jak u Oleny choćby. — Wciąż miał w pamięci widok wystawek i rozmaitych przedmiotów będących obiektem handlu w Artamo. To wszystko musiało kosztować fortunę, a i interes prosperował pewnikiem nienagannie. Musiał, bo byle kogo nie stać by płacić takie ceny najmu.
— Albo do uganiania się za Aldgasserem po mieście! — Podjął chętnie temat Galara i Ingerta, wtrącając coś odnośnie swego obecnego zajęcia. Mieli rację, samemu trudno było o porządną pracę. Wszystko, co rzekł Czubaty obudziło w nim nie tak dawne z perspektywy krasnoluda wspomnienia, kiedy jeszcze wraz z handlowymi karawanami swego ojca przemierzał Temerię i Aedrin.
— Zawsze jest to ryzyko, z tego pieca też jadłem i przyznam się wam, że bez mała pół życia spędziłem w drodze. Od Brugge przez Ellander i dalej, nie raz przemierzając przesmyki góry Carbon, aż po Dolinę Potaru i z powrotem przez Aedirn po Jarugę. Poznałem tedy przejazdem wiele miast, od Mariboru i Wyzimy po Vengerberg, Aldersberg, Lyrię i… tak dalej. W Gors Velen osiadłem niedawno, a i nic szczególnego mnie tu nie trzyma po tym jak kompania się rozpadła. Tak to jest w tym interesie. — Jorego celowo nie wchodził w szczegóły, liczył, że nie będą dopytywać, choć różnie mogło być, szczególnie, że akurat wódkę do stołu donieśli i zakąski. Nie czekając aż ulecą wszystkie bąbelki, krasnolud solidnie wypłukał lagerem zakurzone gardło, by chwilę po tym donośnie beknąć. Ust nie zasłaniał, za to głowę nieco na tę okazję pochylił, aby nikomu w twarz nie zionąć.
— Ale mówię o tym nie bez powodu, wszak jest to życie, które znam ja najlepiej i szczerze mówiąc zainteresowaliście mnie. — Zwracał się w liczbie mnogiej, bo i spojrzeniem wodziło od jednego, do drugiego i trzeciego, a czasem i zawadzając o gnoma, czy aby nie wyrwie z kolejnym intrygującym komentarzem.
Korzystając z okazji, że wszystko już było, Joreg chętnie uderzył łokciem denko butelki, wyrwał wystający korek i rozlał każdemu bez wyjątku do kieliszków czy też literatek. Porwał zaraz jednego ogórka i chrupiąc kiwał głową, kiedy Ingert wyjaśnił sprawę Marcela ostatecznie.
— To bardzo pomocne, Ingercie. Bardzo. Żebym wiedział, że mnie dziad wykiwał, byłbym go zaś bez zwłoki naprostował choćby i gołymi rękami. Jednak, jak rzekłem, to już mój problem i jakoś sobie z tym poradzę. Tymczasem jednak… — Ujął w dłoń naczynko wypełnione alkoholem i uniósł na wysokość czoła.
— Rad będę, jeśli ze mną wypijecie. Częstujcie się też wszystkim co padali, niech wam idzie na dobre. No, to wasze zdrowie Blasio, Galarze, Ingercie i Fingalu! — Zaczekał chwilkę na pozostałych, a w toaście zderzył kieliszkami jeżeli pozostali podłapali ten zamysł i wypił, jak na krasnoluda przystało zamaszystym ruchem przelewając do gardła, profesjonalnie można by rzec! Krasnoludy rozbudziły w nim drzemiącą chęć ulotnienia się z Gors Velen, jak tylko załatwi sprawę z Oleną. Od dłuższego czasu to rozważał, a zależnie od dalszego przebiegu rozmowy może akurat znajdzie się dlań miejsce w nowej kompanii? Nie przywiązywał się jednak do tej myśli, zbyt wiele planów na raz groziło brakiem realizacji któregokolwiek.
Ilość słów: 0