Plac Skrybów

Obrazek

Niewielkie, lecz bogate miasto cieszące się bogactwem zarówno materialnym jak i kulturalnym. W dużej mierze dzięki kurateli oraz potrzebom tutejszych magów przebywających w męskiej akademii czarodziejów zlokalizowanej w lasach nieopodal jego murów.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 23 mar 2021, 10:16

Obrazek Sąsiadujący od południowego zachodu z rynkiem głównym Plac Skrybów pełnił niegdyś funkcję rynku pomocniczego, na którym handlowano solą kamienną i kruszcami. Z czasem jednak skromne złoża pobliskich Gór Sinych zostały wyeksploatowane, kupcy przebranżowili się bądź splajtowali, a na dawnym Targu Mineralnym ostali się jeno skrybowie oraz ich pulpity, przy których sporządzali spisy towarów, umowy, weksle i wszelkiej maści obliczenia, czasem też świńskie fraszki dla krotochwili czy listy miłosne dla niepiśmiennych mieszkańców Ban Ard. Jako że tych ostatnich zawsze było pod dostatkiem, obrotni kopiści nie zasypiali gruszek w popiele. Wkrótce wszyscy w mieście wiedzieli, gdzie się udać, by list odczytać bądź zredagować własny, gdy samemu się nie potrafiło, a kojarzony ze skrybami plac obrodził w związane z piśmiennictwem sklepy i kramy, zyskując również obecną nazwę. Z bogatego asortymentu akcesoriów „biurowych” — od piór, nożyków, kałamarzy i atramentów, przez lak do pieczęci, tabliczki woskowe i rylce, po najrozmaitsze papiery i pergaminy — korzystają przede wszystkim rezydujący w pobliskiej Akademii Magii czarodzieje, lokalni możni, urzędnicy oraz oczywiście sami skrybowie. Z technicznego punktu widzenia plac jest kwadratem ubitej ziemi o boku około piętnastu sążni i luźnej kamienno-drewnianej zabudowie, której centrum stanowi nakryta żeliwną kratą nieczynna studnia. Nad placem góruje położona przy północnym jego krańcu trzykondygnacyjna kamienica z podcieniami nazywana Skrybówką, w której mieści się zagłębie ban ardzkiej działalności piśmienniczej. Jeśli wierzyć plotkom, oprócz romantycznych listów i pozwów obejmującej także kolportaż świńskich obrazków oraz treści wywrotowych.
Ilość słów: 0

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 189
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Joreg » 22 lis 2023, 13:06

Najedzony, napojony i z chwilowo pełnym trzosem, krasnolud jakby odzyskał część rezonu utraconego gdzieś między poranną przebieżką, a południowym spotkaniem zaaranżowanym w chyba najbardziej skrytej gospodzie w mieście.
— Tutaj rację ma nasz nowy kompan, nie przemkniemy niezauważeni, a już na pewno nie z jakąś wymyślną flagą. Nie uda się — wzrok Jorega skrzyżował się ze spojrzeniem Frentza, gdy ten salutując zdrowia, wygłaszał cenną uwagę o różnorodności zebranych person. — nawet, jak się cały okutam płaszczem. — Kwestia dostania się do posiadłości barona wydawała się zatem ustalona. Gdy Lasota wyraźnie określił ich priorytety, Borgerd spojrzał nań i z przekonaniem pokiwał głową. Najpierw robota, potem rozrywki.
— Dorobił się ich pewnie nie mniej, niż przyjaciół. Nastraszyliście mnie wczoraj, że w Ban Ard może być ich cała sfora. Jakby nie było, jakimś stopniu ufam w to, że wiesz co robisz. — Odparł krótko w kwestii alternatyw, by zaraz przejść do kwestii spornej, jakim był pancerz upstrzony fragmentami rafy i muszlami. Nie ma potrzeby specjalnie podkreślać, że sceptyczna postawa von Frentza podburzyła krasnoluda, ale właśnie tak się stało.
— A były! Zamorskie saberry, tarcze z Ofiru, konie w paski, jak żywe! I pancerze z pełnej płyty też były! Wiem już, zazdrość cię bierze. Zazdrość, bo to jest pancerz, kurwa, ani waż się śmiać, magiczny! — Przynajmniej tak mu powiedziano, lecz na wszelki wypadek postanowił nie sprawdzać tego bez potrzeby na własnej skórze. Nie zastanawiając się wiele, bo o wytwarzaniu pancerzy jakieś pojęcie miał, wziął ze stołu pierwszy lepszy sztylet i zaczął nim bębnić o utwardzone, sztywne elementy.
— Słyszysz? Tak nie brzmi metal, to nie jest jakieś byle gówniane żelastwo, tylko ten, no…. Z głowy mi wypadło, cholera. Widzisz sam, twarde jak wołowa rzyć, a i pachnie wcale nie gorzej! — Parsknął urwanym uśmiechem i nie mogąc zdecydować na kogo się gapić, kontynuował spoglądając kolejno na rozmówców. Ciekaw był ich reakcji także z racji tego, że przynajmniej jednego chciał mieć po swojej stronie.
— Ysgrianie to nieludzie. — Odpowiedział najpierw Lasocie, a właściwie to tylko powtórzył to, co jakiś czas temu powiedziano jemu, a czego zweryfikować nijak nie potrafił.
— Co wy, nie słyszeliście nigdy o mieście pod wodami? Ys, tak się nazywało. W Ys właśnie mieszkają ponoć ryboludzie, rozumni ryboludzie, co znają rzemiosło. — karzeł odłożył sztylet na stół i pacnął się w pierś i oparł łokcie na stole, przybierając pozę, jakoby zdradzał pozostałym jakąś tajemnicę.
— Jak z resztą widać, znają dobrze. Albo znali. Pieron wie, czy to to jeszcze dycha i gdzie w ogóle jest zatopione całe to miasto. — Wydawało mu się, że legenda o podwodnym mieście jest nieco szerzej znana wśród ludzi. Zawsze chętni na nowe podboje, grabieże i wojny z pewnością wynaleźli by statek, który może pływać pod powierzchnią wody po to tylko, by dobrać się do obcych dóbr i technologii.
— Jakby zresztą nie było, wierzę, że mnie nie oszukano. Mało to legend okazało się już prawdą? Niemało, a mówiłem już, że to były uczciwe zakłady.— Uznawszy, że tym razem postawił sprawę jasno, z zacięciem oczekiwał na zgryźliwy komentarz Ratiza - z pewnością okraszony niewymuszonym uśmiechem, a zalatujący kolejną drwiną.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 27 lis 2023, 18:53

Zeszłego wieczora — odparł spokojnie Frentz patrząc, jak łysy najemnik kryguje się nad swoją postną strawą. — Poznałem człowieka nie mniej rozrywkowego ode mnie. Spodziewam się zastać go znowu, kiedy kac przestanie ci jęczeć w żywocie jak wicher w kominie.
Póki co — podsumował, przeciągając się na ławie i strzelając zesztywniałą szyją na boki. — Niech będzie po twojemu. Obowiązki na szpicy, rozrywki na flance.
Wbrew deklaracji, rozmowa o czekającej ich przeprawie zeszła na dalszy plan, ustępując miejsca dygresji na temat krasnoludzkiego wyposażenia.
Nie zważając na ostrzeżenie krasnoluda, Frentz roześmiał się gromko. Śmiech ten — i nie tylko — skojarzył się słuchającemu z boku Lasocie z Verą Trevedic. Wzburzenie krasnoluda, nawet jeśli częściowo udawane, wydobywało z rechotu Frentza coraz to wyższe tony.
Ha, ha! A ja… A ja jestem ten, no... Geoffrey Monck! I mam magiczny pierścień do pieczętowania dżinów w dzbankach! — Próbując złapać oddech, pomachał do rozmówcy oprawionym w srebrny pierścień topazem. Nie była to jedyna żywiołowa reakcja za stołem. Na wieść o tym, że cudaczny pancerz brodacza jest zaczarowany, Joreg momentalnie zyskał po swojej stronie wiernego słuchacza w osobie Daromira, który chłonął rewelacje z otwartą buzią, nie spuszczając spojrzenia swoich czerwonych oczu z przedmiotu dyskusji. Nawet giermek Haszek z wrażenia przestał żreć, żeby popatrzeć na obszyte muszelkami cudo podmorskiego płatnerstwa.
Zgięty od śmiechu Ratiz wyprostował się na siedzisku, ocierając z kącika oka łzę urojoną podczas napadu wesołości.
Ys pod wodami, karle — pouczył go, spoważniawszy. — To ludzka banialuka. Gawęda ukuta przez cidaryjskich bawidupków, a podchwycona przez vedreńskich powsinogów i kerackich dziadów proszalnych. Ichniejsze plotki o ryboludach, jak sądzę, wzięły swój początek od urody tamtejszych kobiet.
Frentz popił anegdotę winem, wycierając wąsa wierzchem dłoni.
Ale niech ci będzie, że nie jest to żadne gówniane żelastwo. W istocie wygląda to na porządne rzemiosło, choć kapkę za cudaczne jak na mój smak. Stawiam topazy przeciw fistaszkom, że nabyte na Morskim Bazarze. To miejsce słynie szeroko z podobnych kuriozów. Złożyło się, że znam jednego magika, który interesuje się płatnerskimi dziwactwami, niejakiego Brasa. Nie zdziwiłbym się, gdyby odkupiłby od ciebie ten morski kaftan za wór nieoberżniętych dukatów, jeśli nie wyjechał z miasta. Mogę cię poznajomić. Przemyśl to, karle.
Węstnąchwszy, Frentz odstawił pusty puchar na stół. Jego oblicze zwróciło się z wolna ku najemnikowi.
Mości Lasota — rzekł. — Przyznaję się, że źle was oceniłem. Podróżowanie w podobnym towarzystwie, nawet bez kłusownictwa i gonitwy będzie rozrywką samą w sobie.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław