Dworek Młynarski

Obrazek

Niegdyś dumna i prosperująca stolica, po wyrżnięciu załogi miasta i mieszkańców oraz grabieży dokonanej przez nilfgaardzką armię, mozolnie i z pomocą olbrzymich nakładów finansowych odzyskująca dawną pozycję zawdzięczaną przemysłowi.


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 307
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 29 lis 2021, 8:30

Obrazek
Zmierzając od miasta z Bramy Słodowej w stronę Gór Sinych, mijając świeżo wzniesione zabudowania Podgordzia, ujrzeć można zza wysoko sterczących dzikich zbóż, przeplatanych chabrami bławatków, kąkolą polną, piaskowymi makami i kurzyśladem oraz zza miejscami porośniętym gęsto krzewami psiej róży polem, leżącym odłogiem, samotnie stojący dworek, który lata świetności dawno miał za sobą. Ludzie powiadają, że miejsce to nawiedzone i przeklęte, a krążą o nim przeróżne plotki, o córce zamożnego młynarza, która chciała pójść za młodego parobka; o rodzicach, którzy na ten ślub nie przystali; o bezbożnym samobójstwie córy, co odebrała swoje życie w młynie; o nagłej śmierci zrozpaczonego ojca; o wdowie młynarza, która zabrała rzeczy i pojechała za góry; o skrzypiących deskach nocą; o kwaśniejącym mleku; o odorze rozkładającego się ciała; o drzwiach otwieranych na oścież przez wiatr czy nadnaturalne byty; o martwych pisklętach na ganku; o duchu wisielca, który przemyka między nieużytkami.
Prowadzi doń niewielka brukowana ścieżka zarośnięta przez chwasty, snując się między zakrzewionym gruntem, niegdyś porośniętym tłustymi kłosami pszenicy, złotem młynarzy. Obok przepływa strumień Siewierzynka, która niegdyś napędzała koło młyńskie, teraz straszące na horyzoncie. Sama posiadłość to zachowana w typowym rustykalnym szlacheckim stylu jednopiętrowa bryła o bursztynowym pokryciu dachu, miejscami przeciekającym. Ogród przed samym dworkiem przypomina leśny gąszcz, w którym skrywać się mogą dzikie zwierzęta, a nie pięknie kwitnące gatunki roślin. Przy budynku gospodarczym o zarwanym stropie, sterczy zwyczajny wóz drabiniasty ze świeżo okutymi kołami, a w stajni z grubsza oporządzonej słychać rżenie konia.
Przekroczywszy próg domostwa można poczuć zapach stęchlizny i pleśni, zapach dawno niewietrzonych i niegrzanych murów. W centralnej części budynku znajduje się obszerna kuchnia o potężnym białym kaflowym piecu, połączona naturalnie z jadalną, gdzie ciągnie się długi drewniany stół z licznymi, lecz w większości z poprzetrącanymi nogami, krzesłami. W kącie pomieszczenia poukładane zostały jeszcze nierozpakowane pakunki oraz szklana aparatura, prawdopodobnie do destylacji. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro, którego skrzypiące i powyginane szczeble, były pokryte wieloletnim kurzem.
W zachodnim skrzydle przeznaczonym niegdyś dla gospodarzy, znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno z nich, największe, z widokiem na zdziczały sad, było uporządkowane, na posłaniu leżała świeża pościel, szafy były zagospodarowane przez ubrania, a na regałach znajdowało się kilka książek, choć nadal pod ścianą oparty leżał portret przedstawiający szlachetnie urodzone małżeństwo. Inna izba znacznie mniejsza lecz przyległa kuchni, również miała ślady nowego mieszkańca. Niewielkie łóżko, skrzynia na rzeczy i regał zapełniony licznymi księgami stanowiły cały dobytek Austa von Molauch. Sąsiadujący z sypialnią gospodarza pokój gościnny, był niegdyś azylem córki młynarza, o czym świadczyły bladoamarantowe akcenty zasłon i pościeli oraz niewielka toaletka o blacie zabarwionym ciemnym atramentem z czystym i przejrzystym lustrem. W kącie stała pusta komoda, gotowa ugościć nowego lokatora. Jedno z okien skierowane było na zapuszczony sad jabłoni i gruszy, drugie na zaniedbany ogródek przed posesją. Czwarta izba zaś była zagracona. Natomiast wschodnie skrzydło było zamknięte i nieużytkowe, choć mieściło w sobie obszerną bawialnię i gabinet. Klapy do piwnicy nie można było odnaleźć.
► Pokaż Spoiler
Ostatnio zmieniony 08 lut 2022, 15:01 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 2 razy. Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 10 sie 2023, 19:10

Spuchnięte, kostropate łapsko zamieszało wywar, wywołując wir, który pochłonął i porwał na dno rękę Asterala. Za jego plecami, na gałęzi pokręconej wierzby, coś zachichotało ochryple i przemówiło złośliwie, głosem znanym mu już z innego koszmaru.
Co dziś mnie, jutro tobie. Co ma wisieć, nie utonie!
Co ja tutaj robię?
Dochodzisz — z dna kotła z głośnym bulgotem wypłynęła odcięta głowa. Chuda trójkątna twarz była zwieńczona jasną spiczastą bródką. Długie jasne włosy kleiły się do twarzy o ostrych rysach przywołującej odległe skojarzenie z kozłem. Risteard wypluł z ust kawałek marchwi, starając się utrzymać na powierzchni wywaru. — Dziś, jutro, wczoraj. Przyjdzie na ciebie czas.

Nie można uciec od przeznaczenia — powiedział cicho stający obok somnambulik znad skraju lasu, patrząc przez zamknięte powieki i opierając dłonie na skraju kotła.
Wszyscy jesteśmy nim naznaczeni — włączył się stalowym echem zakuty w czarną zbroję upiór ze skrzydłami na hełmie, zatrzymując się po jego lewej.
Wszystkim pisany jeden kres — zakończył ogryziony przez ryby Rozendal, głosem brzmiącym jak spod powierzchni wody, zająwszy miejsce po przeciwnej stronie.
Kuchta zniknęła, ale zamieszony wywar nie przestawał się kręcić. Błędnik bolał go od samego patrzenia, kiedy widział mieszające się w nim strzępy w życia, minionych wspomnień, zlewających w niezrozumiałą breję miejsc, czasów i zdarzeń. Wir powiększał się z każdym obrotem, zataczał coraz szersze kręgi, jeźdźcy po Spirali cwałowali przez burzowe niebo, po czym czerwona wstęga kurczyła się wężowym splotem, pożerając własny ogon.
Nie potrafił przypomnieć sobie niczego, co działo się krótko przed jego agonalnym stanem. Śniło mu się, że żył. A może to wszystko wokół było snem?
Snem nie — zachichotało astmatycznie chude i blade coś na poskręcanej wierzbie, niezgrabnie opuszczając się w dół gałęzi na chudych, wykręconych ramionach, by dołączyć do otaczającego kocioł kręgu. — Jego siostrą.
Śmierć o żmijowych oczach przytaknęła diagnozie elfki.
Jeżeli przeżyje, to ty też — postawił sprawę jasno. Był spokojny, nie bluźnił już ani nie złorzeczył, oszczędzając oddech i słowa, nie dając jej okazji do wyłapania niczego charakterystycznego w swoich wypowiedziach. Sposobu działania wylanego na ranę środka także nie zamierzał jej zdradzać.
Stul. Pysk — zaakcentował z wysiłkiem, strzeliwszy ją w papę z otwartej dłoni. Uderzenie nie było mocne, ale zupełnie ją zaskoczyło. Nie zdążyła nawet zarejestrować ruchu. Nawet teraz, postrzelony i na podłodze był nieludzko szybki. Sięgając za pazuchę, wyciągnął na światło kolejną buteleczkę. Wyciągając korek zębami, wlał sobie coś do ust, krzywiąc się przy tym paskudnie. Na oczach elfki jego twarz zrobiła się jeszcze bledsza niż dotychczas, a obwódki wokół oczu pociemniały mu momentalnie, uwidaczniając krótko czarne żyły wychodzące mu na obliczu. Efekt był upiorny, choć krótkotrwały. Po zażyciu tego środka jego oddech uspokoił się wyraźnie. — Wyciągaj bełt, bo utnę ci język.
Prostując się, obnażył jej ranione ramię, obnażając krótkie ostrze, by mieć je w pogotowiu. Ku przestrodze, dla asekuracji lub obydwu tych rzeczy naraz.
To czarodziej? — nie od razu pojęła o kogo pyta. Musiała upewnić się, obserwując skierowane na Austa spojrzenie jego żółtych ślepi.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 10 sie 2023, 20:22

Jego pierwsze zapewnienie z lekka ją uspokoiło. Kolejne wydane polecenie, te połączone z zadanym policzkiem, na powrót posłało w stan półpaniki, wywołując przy tym u dziewczyny pożądany przez napastnika szczękościsk. A przecież nie pytała z kretyńskiej ciekawości, a po to, by móc mu skuteczniej pomóc, przez co nagłe uderzenie tylko bardziej ją zdezorientowało i spowodowało, że przez moment odruchowo zasłoniła twarz rękoma. Było jednak mieczem obosiecznym, bo bojąc się poprawki, elfka — nie do końca nawet świadomie — ważyła dwukrotnie każdy ruch i każdy szew, przez co zadawała mu ból chwilę czy dwie dłużej niż było to konieczne przy jej doświadczeniu. Pracy nie przerwała jednak ani na moment — wyciągała bełt, zasklepiała ranę. Bez sabotowania własnej pracy, nawet jeśli w jej głowie tliły się resztki pokusy... Rozsądek i chęć zachowania życia zwyciężały.
— Tak... — ledwie wychrypiała po kolejnym zadanym przez wiedźmina pytaniu. Przerażenie i strach przed konsekwencjami wymuszało u niej posłuszeństwo, więc nie kwapiła się z otwieraniem ust częściej niż tego żądał.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 307
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 12 sie 2023, 7:21

Siostra snu, niełaskawa śmierć, enigmatyczna postać wzbudzająca strach i szacunek. Ucieleśnienie nieubłaganego końca. Piasek, w trzymanej w jej wychudłych dłoniach klepsydrze, przesypywał się z jednej komory do drugiej. Ziarna czasu wymykały się, jak oddech każdego śmiertelnika. Niezależnie od pozycji społecznej, zawartości mieszka, liczby ran na ciele, minionych wiosen, skradzionych pocałunków, potęgi czarów, każdy równie kłania się przed jej obliczem.
Jeszcze nie dzisiaj. – Odrzekł niepewnym głosem, chcąc targować się z bezstronnym obliczem nieuniknionej natury życia. Nie był gotowy, aby opuścić świat.
Wtem porwał go wir, kalejdoskop wydarzeń minionych. Miejsca, w których bywał. Osoby, z którymi splatał go los. Chwile i szepty, głęboko schowane w umyśle. Czas skrzętnie przeplatany z żywymi barwami nostalgii, tworzył mozaikę świateł, padającą na zapłakanego rudego chłopca klęczącego na środku kaplicy. W jego wilgotnych od łez oczach można było ujrzeć tęsknotę i samotność. Niedawno straciłem matkę i ojca. Świat, w którym się wychował, nigdy nie był sprawiedliwy.
Na obraz szybko dorastającego dziecka, spoglądał dostojny czarodziej o tajemniczej i potężnej aurze, odziany w drogie szaty o uspokajającym i ciepłym głosie, wyrażającym cierpliwość i zrozumienie. Mędrzec i mentor. Na jego ramieniu spał jaszczur o łuskach przypominających spieczoną od słońca ziemię.
Chłopiec był już dorosłym mężczyzną, którego usta bez tchu spotkały się z ustami dziwożony. Jej naga skóra mieniła się delikatnym opalizującym blaskiem. Pachniała utartymi w dłoniach liśćmi jemioły. Ich pocałunek wykraczał poza sferę fizyczną, ruch ciał wydawał się ze sobą zharmonizowany, a powietrze iskrzyło się od magii – fuzja dwóch światów, pomost między śmiertelnością a nieskończonością.
Wody wspomnień prowadziły go dalej, wciągając coraz głębiej pod swoją powierzchnię. Tracił oddech. Próbował się wynurzyć z tych wizji…
Patrzył teraz na piwniczkę jednego z novigradzkich lokali. Rozbite butelki na posadzce. Smród wysokoprocentowego alkoholu unoszący się w powietrzu. Kilka osób leżało martwych lub w śpiączce. Ktoś wymiotował. Ktoś inny głośno zawodził, utraciwszy wzrok. Ktoś jeszcze stracił zdrowy rozsądek. Jedynie zaciśnięte usta i ogień w oczach, zdradzały gniew na szlachetnej twarzy Arnolda Florenta.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 16 sie 2023, 20:43

Guzdrała się przy jego ranie, ale nie sprawiła mu bólu. Przy wyciąganiu grotu siedział nieruchomo, w milczeniu, z niezdradzającą niczego pobladłą pod maską twarzą. Oczy pod kapturem lśniły mu jak u narkomana, pot i krew wydzielały nienaturalny zapach laboratoryjnych woni. Kiedy wyciągała drzazgi z lotki, nie cofał ręki; wbrew odruchom podstawiał ją pod zakrwawione szczypce. Nie znalazła człowieczeństwa w jego fizjologii ani zachowaniu. W tej sytuacji była to jedyna rzecz, która dodawała jej otuchy. Dla kogoś, kto urodził się elfem, człowieczeństwo bywało rozczarowujące.
Pacjent z trudem poruszył obandażowaną ręką, tym razem nie sycząc ani nie bluźniąc. Chyba był zadowolony z rezultatu, bo nadal miała język w ustach. On sam, po dłuższej chwili milczenia, rozprostował swój.
Idź do jego pokoju — odezwał się, mając na myśli kwaterę Asterala. — Pod łóżkiem znajdziesz torbę, wyjmij z niej powróz i kajdany. Przynieś obydwa i zwiąż młodszego.
Zrobił przerwę na głębszy wdech, opierając potylicę o ścianę. Na sekundę przymknął oczy, ale zdrowa ręka nie schodziła mu z rękojeści miecza.
Nad progiem jest żyłka, unoś nogi wysoko. Nie dotykaj niczego poza torbą, kajdanami i powrozem. Nie próbuj otwierać okna, bo pułapka urwie ci palce. Won.
*** Klepsydra zniknęła razem z przesypanym piaskiem, białym jak proste giezło, które miała na sobie miast czarnego całunu. Nie miała kosy, tylko wianek spleciony ze stokrotek. I zimne, błękitne oczy.
Wokół niego gęstniała mgła. Zimna i mokra, stająca się vengerberską ulewą, spowijającą świat zasłoną deszczu, w której słychać było szczęk oręża i odległe zawodzenia ucinane echem grzmotów.
Załoga padła! Mirthe płonie!
Zapłakany chłopak pośrodku kaplicy. Dostojny czarodziej spoglądający nań z wysoka. Mężczyzna spleciony w uścisku z dziwożoną pośród pulsującego życiem lasu. Usta kochanki smakują popiołem, odrywając się od nich, widzi jak jej twarz przeistacza się w nagą czaszkę, skóra i tkanki usychają w oczach, odpadając od kości. Z czerni pustego oczodołu wypełza wijąca się skolopendra.
Cykl życia i natury — przemawia druid Wąskolis, krocząc przez proch, pomagając sobie długim, leszczynowym posochem. — Żyjemy i umieramy w kręgu ziemi.
… w szczynach i rzygach! — krzyczy zbir, rzucając płonącą żagiew na zdemolowaną pracownię czarodzieja. — Oglądaj się za siebie, rudy cwelu!
Błękitne oczy i stokrotki. Widział je wszędzie, za każdym węgłem i zaułkiem. Na każdym przejeżdżającym wozie, za dnia i wieczorem. W tłumie i samotności. W Novigradzie wiele mogło się zdarzyć. Wypadki chodziły po ludziach. Czasem miały czarne kabaty i zwinięte kolczaste bicze u pasa, niekiedy miecze i pozdrowienia od pana Florenta.
Vengerberg. Stoi na progu nowego dworku. Domostwo wita go milczeniem i trzaskiem poruszanych wiatrem okiennic. Na ganku leży poronione pisklę. Blade, wątłe ciałko nie zostało jeszcze rozwleczone przez koty. Z czaszki wyciekało mu oko — mętne z czarną, zastygłą źrenicą.
Każdy kłania się przed jej obliczem — zaskrzeczało drwiąco głosem jego ucznia. — Nie. Dla nas jest tylko opinią. A ja się z nią nie zgadzam.
Pękała mu czaszka. Skąd ten szum? Ktoś przemawiał. Obcy, nieznany mu ton, wyzuty z emocji ze śladem twardego, południowego akcentu, słów nie rozpoznawał.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 16 sie 2023, 23:05

Nawet nie drgnął w trakcie zabiegu — nie umknęło to jej uwadze. Cokolwiek rozlał chwilę wprzód na zranienie, albo czym raczył się przed atakiem, musiało tłumić ból lepiej niż czysty spiryt z Mahakamu, sprowadzać go do poziomu co najwyżej dyskomfortu, albo w ogóle całkowicie eliminować. Cóż, dobre i to, przynajmniej mogła się skupić na tkaniu igłą bez ponagleń i kolejnego lania.
— S-skończyłam... — poinformowała go krótko.
W tym wszystkim chyba jednak wolałaby, by okazywał jakieś emocje, choćby i najmniejsze. Oprócz gniewu, naturalnie. Może ten i szedł w parę z człowieczeństwem, ale czy u elfów, krasnoludów, niziołków było inaczej? Jak na kogoś kto urodził się elfem, kiedyś miała dobre życie. Miała ludzkich przyjaciół, oddanych klientów, narzeczonego z perspektywami nawet. Kiedyś. Kiedyś było lepiej. A może było tak samo, tylko to ona się starzeje...
Nieważne jak źle było, i tak przebijało to obecną chwilę, tu i teraz, kiedy nie wiedziała, czy za kwadrans będzie martwa, czy „tylko” niewolnicą cholernego wiedźmina. A i jeszcze — o ironio — pewnie Nilfgaardczyka, jeśli wierzyć strzępkom obcej mowy sprzed momentu. Jak w ogóle pokonać kogoś takiego? Był od niej szybszy, twardszy, silniejszy, miał wyostrzone zmysły, potrafił rzucać zaklęcia, czekał przygotowany na ich przybycie... Ona zaś nie miała nic. Nawet odwagi, by stawić opór. Jak walczyć z czymś takim, kiedy ogarniała ją bezsilność? Co mogła zrobić, poza bezwolnym wykonywaniem kolejnych poleceń...?
— I-idę... — wydyszała cicho na znak, że zrozumiała polecenie.
Powróz i kajdany. Ten pierwszy dla Austa, bo tylko tym dało się kogoś związać. Asteral leżał bez życia, nie było po co kuć go tymi drugimi, a przecież ciężko zapiąć metal na nadgarstkach kogoś, komu został tylko jeden... A więc kajdany musiały być dla niej. Niedobrze... Z kajdanami na rękach będzie mógł z nią zrobić wszystko. Nie żeby już teraz nie mógł, ale teraz przynajmniej miała iluzję resztek wolnej woli. Jeszcze. Tylko co będzie potem? Potrzebował Asterala. Potrzebował też jej, by się nim zajmowała. Czy to oznaczało, że chce ich gdzieś wywieźć? Z umierającym czarodziejem, nieszczególnie nadającym się w obecnym stanie do transportu? Gdy jej zapasy po łataniu dwóch osób były na wykończeniu? Jak długo to jeszcze miało trwać? Jak się skończy? Co z nią będzie? Cóż, to były problemy chwili następnej...
Istotnie, dała kroka nad przewieszoną żyłką. W oknie tak samo — pułapka, a były pewnikiem też takie, o których nie miała pojęcia, bo jej nie powiedział. Stawiała kroki ostrożnie, nie mniej uważnie się przy tym rozglądając. Przynajmniej patrzeć nie mógł jej zabronić, więc poszukiwała wzorkiem czegokolwiek, co mogłoby dać jej chociaż marginalną przewagę, choćby była to sama wiedza. Do torby też wnikliwiej zajrzała, nic więcej poza kajdanami i powrozem jednak nie wyjmując, tak jak sobie życzył — może coś stamtąd mogło rzucić światło na ich najbliższą przyszłość.
Potem przeszła powoli do pokoju Austa, trzymając się tak daleko od nieznajomego, jak tylko pozwalała na to przeciwna ściana korytarza. Uklękła przy chłopaku, sprawdziła jego oznaki witalne. Jeśli serce biło w równym rytmie, to by oznaczało, że miał spore szanse, trucizna nie miała go wyeliminować permanentnie.
— Wybacz mi... — wyszeptała do nieprzytomnego, prawie bezgłośnie.
W końcu musiała go jednak związać, więc i to zrobiła, acz w końcu tutaj zdobyła się na akt niewielkiego oporu, pierwszy od kiedy pochwycił ją napastnik. Nie mając dokładnych instrukcji, powróz zawiązała uczniowi z przodu, a węzeł postarała się wybrać taki, by wydawał się mocny, ale pętla nie była trudna do rozplątania przy odrobinie luzowania. Gdyby zauważył, z tego przynajmniej mogłaby się wykpić — ręce miała przecież mokre od juchy, a na domiar złego dalej drżały one ze strachu.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 307
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 18 sie 2023, 22:21

Nie. Dla nas jest tylko opinią. A ja się z nią nie zgadzam. – Głos ucznia rezonował, powtarzał się echem, nabierał mocy.
Asteral urodził się z darem czarodziejstwa. Był jak nieoszlifowana bryłą obsydianu. Został wybrany przez wdowę i wychowany na czarodzieja. Przesiany jak ziarno od plew. Sam jednak wybrał drogę, którą podążyły jego czarodziejskie stopy. Pamiętając śmierć swoich rodziców i tragedię, która go spotkała, obiecał sobie, że nigdy więcej nie będzie musiał się bać bladej pani losu odzianej w białe giezło z wiankiem stokrotek na skroni. Że nigdy więcej nikogo mu nie odbierze. Że nie będzie tylko obserwatorem, ale kreatorem. Z każdym tkanym zaklęciem, będzie przekraczał zasłony niemożliwego, przeciwstawiał się prawom natury, stąpając między krucha granica życia a śmierci. Jeśli będzie trzeba rozpruje gobelin rzeczywistości, przekroczy barierę szaleństwa. Rzuci wyzwanie śmiertelności, rozłamując dawny ład, przerywając nieprzerwalny cykl umierania i narodzin.
Dzisiaj nie był jego czas.
W jedynej dłoni zaciskał pusty amulet od Pani Losu. Nie jego się jednak chwycił. On był jedynie ułudą, marą, wyobrażeniem. Podążył za bólem, który rozsadzał jego głowę. Próbował skupić się na przemawiającym z południowym akcencie obcym głosie.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 23 sie 2023, 18:48

Mały garnek, utensylia alchemiczne, garota, zestaw wytrychów w skórzanym pokrowcu, ciężka metalowa kulka, kulka szklana, woniejąca saletrą, z konopnym lontem, buteleczki z ciemna substancją, woreczek ziół, bandaże, konopna lina, puzderko z czarnym barwnikiem, bukłak, prowiant, kawałek kredy, zwinięty płaszcz, kotwiczka do wspinaczki i kilka małych stalowych gwiazdek o ostrych jak noże krawędziach, kajdany, osełka, młoteczek płatnerski, szewska dratwa. Niczego, co rzucało światło na ich najbliższą przyszłość ani przeszłość właściciela torby. Nie znalazła dokumentów, pieczęci ani przedmiotów osobistych. Gdyby znalazła, byłby marnym zabójcą.
Pokój czarodzieja był większy, od którego tego udzielił jej na czas gościny. Sprawiał jednak wrażenie przytulniejszego, z powodu większej ilości wyposażenia. Stanowiły je podwójne łoże, szafa na ubrania, klatka iguany i biblioteczka. Okno wychodziło na zdziczały sad i wyglądało zupełnie normalnie.
Pokój Austa był jeszcze przytulniejszy. Nie było w nim niczego poza łóżkiem, skrzynią, biblioteczką i pochylającą się nad właścicielem elfką, niewprawnie krępującą go prowizorycznym węzłem.
Nieprzytomny nie odpowiedział. Jego tętno było wolne, lecz wyczuwalne. Jak u pacjenta w śpiączce lub pod anestezją. Objawy zatrucia adepta wskazywały jej to drugie.
Podejdź — polecił jej z korytarza, kiedy tylko skończyła z Austem. Ciągle siedział na podłodze, oczy miał półprzymknięte, głowę opartą o ścianę, a dłoń na rękojeści miecza.
To środek usypiający — rozwiał jej wątpliwości. Lekko bełkotał, przeciągając sylaby. Maniera nie była związana z wcześniejszym akcentem. — Połóż je obok.
Prośba tyczyła się kajdan przyniesionych z pokoju. Były lżejsze niż żelazo, metal, z którego je wykonano, był ciemniejszy, mieniący się niebieskawo w promieniach słońca.
Nieznajomy otworzył oczy. Błyszczące oko z pionową źrenicą przyjrzało się jej uważniej.
Kim ty w ogóle jesteś?
Błyszczące oko z pionową źrenicą patrzyło na czarodzieja. Echo zadanego pytania tułało mu się po czaszce jak pokutujący upiór.
Kim — powtórzyła siedząca na kamieniu korathańska iguana — Kim, żeby odmawiać jej należnego trybutu? Kwestionować odwieczne prawa?
Czaszka pękała mu od środka. Nie pamiętał, jak się tutaj znalazł. Pamiętał głos. Odległy, obcy, dobiegający zza Zasłony, ex oblivione.
Wysoko w górze, na nagim niebie, słońce wytapiało z niego poty, potęgując migrenę. Język miał suchy jak wiór, pragnienie zastępowało mu co drugą myśl. Myślał, że znalazł się pustyni, dopóki nie zorientował się, że drobny biały piasek miast sypać, chrzęści mu pod nogami. Stąpał po setce drobnych kości, pękających pod jego ciężarem. Tuż przed jego oczami wznosiła się skała, wielki ciemny monolit, niedający cienia ani schronienia.
Kim — powtarzała jaszczurka, a on zrozumiał, że nie było to oskarżenie, lecz zachęta. — Panuj nad Naturą, kreatorze. Niech twoja wola stanie się prawem, Janie Bekker.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 23 sie 2023, 23:35

Przedmioty nie rzucały światła na ich przyszłość, ni przeszłość, za to doskonale potwierdzały czym zajmował się ich nieproszony gość. Stawiałaby oreny przeciw orzechom, że przynajmniej część tej wyprawki była dla niego bardziej osobista niż chciałby to przyznać. Stalowe ostrza do rzucania, garota, szklana kula z lontem? Gdyby tylko potrafiła — na wzór czarodziejów — wykrzesać z palców ogień...
Bogom dzięki, nie potrafiła. Nawet jeśli udałoby się jej cisnąć petardą w stronę mniej lub bardziej zaskoczonego wiedźmaka, to albo odbiłby ją zaklęciem, jak jej bełt przed momentem, albo razem z napastnikiem zabiłaby ona też Asterala, Austa i ją samą, na dokładkę. Całe szczęście, że nie miała żadnych szans na wdrożenie tego poronionego planu w życie. Zabrała tylko linę i kajdany, jak zresztą postanowiła już chwilę wcześniej.
Dopiero po chwili zrozumiała, że te drugie odlane są — prawdopodobnie — z dwimerytu, albo z jakiegoś stopu go zawierającego. Na niej, jako na niewrażliwej na Moc, nie robiły większego wrażenia, poza oczywistą możliwością fizycznego spętania jej nadgarstków, od której wolałaby raczej uciec. Jednocześnie domyślała się, że żaden z nieprzytomnych czarodziejów wolałby nie poczuć ich dotyku na własnej skórze. Skutki bywają ponoć... nieciekawe, jeśli zawierzyć jej własnej wiedzy alchemicznej.
Badanie przeprowadzone na Auście i następujące chwilę później zapewnienie mężczyzny, że to był tylko środek nasenny, wyraźnie ją uspokoiły. Nawet jeśli w obecnej sytuacji nawet dziecko wątpiłoby w prawdziwość jego słów, to Istka miała dość wiedzy, by potwierdzić, że objawy się zgadzały — chłopak miał spore szanse na przebudzenie. Z zawrotami głowy i ustępującą z czasem sennością, ale poza tym całkiem zdrów.
Podeszła, zgodnie z jego życzeniem, choć być może jest to za duże słowo. Niechętnie, z przestrachem, przestąpiła przez próg izby na korytarz. Dała następnie kroka na prawo, nie spuszczając mordercy z oka, oparła się o ścianę obok framugi, rzucając kajdany obok siebie. O siadaniu nawet nie było mowy. Przez chwilę jakby nie wiedziała co zrobić z rękami, poza tym, że na pewno powinna trzymać je na widoku. Zaraz to przypomniała sobie o płytkim cięciu, które zadał jej, podsuwając miecz pod gardło. Powoli wyjęła czystą chustkę, przykładając ją sobie do ciągle broczącej stróżką rany.
— F-felczerem... jego asystentką. W-w pewnym... sensie — wytłumaczyła pokrótce, a jeśli nie było to dość wyczerpujące i nie kazał jej stulić mordy, jak ostatnio, zdecydowała się kontynuować. — Istka mnie wołają. Zatrudnił mnie tydzień temu, żebym mu pomogła doprowadzić to miejsce do porządku. Po tym jak... jak się pozbędzie klątwy. Miał mi dzisiaj zapłacić, a-ale... — jej wzrok padł na rozłożonego na deskach, pozbawionego dłoni pracodawcę. — ...nie zapłaci.
Uśmiechnęłaby się smutno, gdyby tylko się tak nie bała. Poza tym zerknęła ukradkiem na zamaskowanego, tak jakby oczekiwała pozwolenia, by poruszyć inną sprawę — taką, o którą nie zapytał, a którą trzeba było poruszyć. Wyraźnie starała się nie nadwyrężyć jego cierpliwości.
— On... stracił dużo krwi. Jeśli ma wyżyć, to nie może tak leżeć. Niedługo dostanie gorączki, jeśli już jej nie ma. Może mogę... mogę coś na to poradzić, dekokty wygotować... Będzie ich potrzebować. Proszę...
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 307
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 26 sie 2023, 15:46

Jestem Asteral von Carlina zwany Piołunem. Jestem czarodziejem, kowalem swojego losu. – Odpowiedział patetycznie stając przed obliczem Śmierci, obliczem Fatum, obliczem Czasu, obliczem Nieodwracalnego i obliczem Chaosu. Wszystkie twarze zlewały się w jedność, choć należały do personifikacji różnych nieuniknionych sił natury. W ich płynnym spojrzeniu mógł dostrzec przeszłość, teraźniejszość i niezliczone wersje przyszłości. Niektóre z wejrzeń wzbudzało prawdziwe przerażenie, wywołujące dygotanie całego ciała, inne wydawały się odległe i nieuchwytne dla dłoni śmiertelnika, przewijały się również opowieści kończące się szczęśliwie, na które nikt nie zasługiwał. Niektóre z twarzy były gładkie i niewzruszone, dające wgląd w chwile, których nigdy nie da się cofnąć – dotyku kochanki, upadku królestw, ostatniego błysku gwiazd; inne jak wzburzona tafla morza, naznaczone zmarszczkami, snującymi historie przeżytych żyć i ścieżek, które należało jeszcze przebyć. Jeden z ich policzków drgał, nieustannie trwając w ruchu, wiecznym rytmie, niepokoju. Oblicza przeobrażały się, między młodością a zniedołężnieniem, świtem a zmierzchem, narodzinami a rozkładem, mrokiem a jasnością.
Na dłuższą chwilę zatopił się w nieprzeniknionym spojrzeniu Chaosu, zapadając się w nim, niczym w ruchomych piaskach nieskończoności. Utartych na pył szkieletach ludzi i zwierząt, po których stąpał bosymi stopami. Pierwotny nieporządek. Otchłań. Miejsce, gdzie tworzenie jest fragmentem rozkładu, a śmierć nieodłączonym elementem narodzin. Synergia bytów i zjawisk będących w odwiecznym konflikcie. Jego istnienie wykraczało poza rozum zwykłego śmiertelnika. Wymykało się logice. Nie pozwalało się ująć w słowach. Widział w głębi jego źrenic kosmos, kataklizmiczne narodziny galaktyk i entropię zapadających się gwiazd.
Nikt czarodziejem się nie rodzi. Bycie czarodziejem jest drogą, którą się wybiera. Zostałem czarodziejem, aby władać nad życiem, żeby przeciwstawiać się niesprawiedliwym wyrokom śmierci. – Powiedział do jaszczurki, uderzając w ziemię, aby wypłynęła stamtąd woda, źródło czystej i krystalicznej rzeki żywota. Nie wiedzieć kiedy w jego dłoniach znalazła się druidzka laga. Wszystko było płynne, niespójne, jak w śnie.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 30 sie 2023, 20:29

Nie kazał jej stulić mordy, ale nie wyglądał na zainteresowanego jej odpowiedzią. Nie patrzył na nią. Jego oczy były nieruchome, nieskupione na konkretnym punkcie. Zbyt zwierzęce, by potrafiła wyczytać z nich ludzkie emocje.
W jakim sensie? Nie kręć — powiedział. — Mów, kim jesteś dla niego.
Cisza wypełniła korytarz. Czekał na jej odpowiedź, cierpliwiej niż dotychczas, aby skierować wzrok na dogorywającego na podłodze maga.
Zabierz mu sakiewkę — powiedział, kaszląc w kułak. — Odlicz, ile był ci winien. I za opiekę, której mu udzielisz.
Reszta — wychrypiał po chwili, sięgając, by poprawić bandaż na ręce. — Jest moja.
Zdrową ręką sięgnął ku twarzy, zrywając z ust maskę. Gładko ogolony, miał lekko spiczasty nos i wąskie usta przecięte skośną blizną. Bladością nie ustępował wykrwawiającemu się rudowłosemu. Jego pierś pod ubraniem poruszyła się w serii wdechów. Ostrożnie podniósł się na nogi. Opatrzoną rękę trzymał bezwładnie wzdłuż ciała, drugą trzymał ściany.
Do kuchni. — Ruchem głowy wskazał nieprzytomnego i rzeczone pomieszczenie. — Położymy go na stole i nagotujesz dekoktów. Wejdę pierwszy. Jeżeli coś zrobisz, usłyszę.
Nie dał jej czasu na zrobienie czegokolwiek. Znikając za progiem kuchni, wrócił po sekundach, a stąpał prawie bezgłośnie.
Droga wolna — oznajmił, przyklękając i łapiąc nieprzytomnego za kołnierz, by z pomocą elfki zawlec go do kuchni. Mimo jej postury, a jego jednej ręki udało im się bez przeszkód. Piołun ważył mniej, niż wyglądał, a poza tym był lżejszy o pół kończyny i kilka litrów krwi. Nawet szarpnięcie go z miejsca i późniejsze ułożenie na stole nie zdołało wybudzić go z letargu. Cokolwiek działo się teraz z jego świadomością, nie dopuszczało bodźców z zewnątrz.
Skała, którą uderzył druidzkim posochem, pękła razem z niebem, stając się wyrwą w rzeczywistości. Krwawiąca raną, przez którą z ogłuszającym do obłędu hukiem wylewało się morze. Kilka sekund wystarczyło, by pustynia stała się swoim przeciwieństwem. Nie miał szans utrzymać się na powierzchni, żywioł uderzył z siłą tarana, targnął nim jak szmacianą lalką, porywając w głąb siebie. Nim oblepiła go ciemność, dojrzał statek wśród zderzających się fal. Na jego pokładzie samotna, świetlista figurka unosiła dłoń przeciwko rozszalałym żywiołom…
Stała się światłość. Wypłynął na powierzchnię w bańce powietrza. Baniek było więcej. Zawieszone w pustce i bezczasie pojawiały się obok siebie, jedna przy drugiej.
Banieczka przy banieczce, przy banieczce banieczka — zanucił odległy, nieznany mu głos.
Powierzchnia bąbli mieniła się wizjami miejsc, czasów i rzeczy. Tych, które były, są i miały nadejść. Oraz tymi, których być nie powinno. Układały się w Spiralę, nieskończenie długą, wiodącą w Dół.
Ciemność Dołu różniła się od pozostałej. W tej ciemności czekały mord, pazury i krew. Były też zamknięte drzwi. Pomimo zasuwy i ciężkich zawiasów, podskakujące z każdym kolejnym uderzeniem. Grożące otwarciem i ziszczeniem się czegoś na progu. Czegoś, co nie zostawiało nadziei i przed czym nie było ucieczki.
Coś zimnego zamknęło jego trzewia w żelaznym uścisku. Wypełniło krwiobieg instynktem, pierwotnym zwierzęcym strachem. Sprawiło, że miast władcą życia, czuł się małpą, której wciśnięto do ręki podpaloną żagiew.
Po jego prawej otworzyło się połyskliwe oko o karminowej poświacie. Zaroiło się, pluszcząc i bulgocząc, zmienne jak nowotwór.
Za każdą cenę? — zapytało echem, w którym usłyszał wizg katowanego zwierzęcia. Kostropata szponiasta łapa wyrosła z czerni, wskazując na drzwi pragnące wyrwać się z zawiasów. Łup. Łup. Łup. Nie wiedział, czy to jeszcze one, czy już jego serce.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 01 wrz 2023, 20:19

Reakcją elfki na brak wiary w jej słowa było kilka szybkich mrugnięć, jak gdyby próbowała sobie przyswoić do wiadomości, że oskarża ją o kłamstwo, że niby celowo coś kręci. W rzeczywistości za bardzo się go bała, by próbować go oszukać. Przez „w pewnym sensie” usiłowała bowiem wyrazić raczej swoją własną niepewność co do jej relacji z czarodziejem, niż rzeczywiście okłamać wiedźmina. Wychodziło na to, że nie potrafiła do końca trafnie określić stosunku z towarzyszącymi jej magami.
— Kiedy ja prawdę gadam! Jestem jego asystentką... Przyjaciółką... Przynajmniej tak sądzę — prawie zalamentowała. — Trafiłam tu przypadkiem, wcześniej tylko jego księgi czytałam. Powiedział, że szuka kogoś kto pomoże mu tu lecznicę otworzyć. Zaoferował dach nad głową, płacę, traktował mnie prawie jak równą sobie. Nie miałam powodu by odmawiać, nawet jeśli nie ustaliliśmy konkretów. Większość czasu i tak zajął nam wyjazd do Aldersbergu, co właśnie z niego wrócilim. Przysięgam, że tak było! — tłumaczyła dalej, wyjawiając kilka kolejnych szczegółów, według niej całkowicie nieistotnych, ale cholera jedna wiedziała czego tak naprawdę zabójca się w tych jej spowiedziach doszukuje.
Pomijając informacje, okazało się szybko, że doszukuje się również złota. W pierwszej reakcji chciała odmówić udziału w tym — nazywając rzecz po imieniu — rozboju, ale szybko zdała sobie sprawę z bezcelowości nieprzyjęcia proponowanej jej należności. Ona przynajmniej mogła po wszystkim oddać pieniądze prawowitemu właścicielowi, o ile ten przeżyje, albo tamten go gdzieś nie wywiezie. Wątpiła, że asasyn będzie równie szczodry...
Kiwnęła tedy jasnowłosą główką i bez większych protestów przykucnęła przy ledwie żywym kompanionie, dobierając się do woreczka z jego precjozami. Za sprawiedliwą kwotę uznała równowartość mniej więcej stu, może dwustu denarów, jeśli pieniędzy było więcej. Odliczyła monety, obierając za cel przede wszystkim srebro i aedirnskie marki, a nilfgaardzkie floreny biorąc tylko w ostateczności. Ktokolwiek powiedział, że pieniądz nie ma ojczyzny, najwyraźniej nie był długouchem, w którego kieszeni znaleziono monety bite na południe od Jarugi, w cztery lata po wojnie ze znajdującym się tam imperium... Ot, pewnych rzeczy po prostu nie wypada posiadać, dla własnego bezpieczeństwa. Tyczyło się to też co poniektórych walut.
Powiedziała mu na głos ile wzięła, a resztę, razem z sakiewką, puściła nieśmiało po ziemi w jego kierunku. Zauważyła, że zdjął maskę, ale poza krótkim spojrzeniem nie gapiła mu się w twarz. Ta w zasadzie niczym nie zaskoczyła. Zgolony łeb przypomniał jej przez moment Feigra, ale kiedy ten był nieomal chodzącym zaprzeczeniem stereotypu łysego zbira, stojący przed nią wiedźmin był raczej jego potwierdzeniem. Raczej, bo zawsze mogło być gorzej. Co musiała przyznać — tak długo jak słuchała poleceń, traktował ją nieoczekiwanie dobrze...
Przystał też na jej prośbę, choć to pewnie dlatego, że jednak zależało mu na samym magiku. Przenieśli go razem na stół, przy czym Istka musiała się przy tym mocno zapierać, a i tak dźwigała go ze swej strony oburącz. Blady jak calcium equum, nieprzytomny, musiał stracić sporo krwi, może nawet z półtorej kwarty.
— Spróbowałabym przetoczyć mu krew, ale nie mam ani sprawdzonego dawcy, ani potrzebnej aparatury. Nie wiem, może inny czarodziej mógłby mi pomóc, ale Aust też jest nieprzytomny... — skomentowała, ponownie przyglądając się rudowłosemu. Potem wzięła kilka głębszych oddech, zastanowiła się, opierając o stół alchemiczny. W końcu przemówiła konkretami.
— Muszę zbić mu gorączkę i przyrządzić coś na regenerację. Będę potrzebować ziół, a zostało mi mało. Może trzymał coś w tych szufladach, ale nie miałam czasu się tu jeszcze rozejrzeć. Czy... możesz mi jakoś pomóc? Masz jakiś zapas? Można spróbować z wronim okiem, zwłaszcza z korzeniem, albo kłączem. Z piołunem albo szczawikiem też mogłabym coś zrobić. Zaraza, nawet jaskółczym zielem nie pogardzę — zdecydowała, dając częściowo do zrozumienia, że niewiele będzie mogła zrobić, jeno stojąc nad prowizorycznym laboratorium von Carliny. Potrzebowała swobody, by chociaż przeszukać domostwo w poszukiwaniu składników, albo może nawet i wyjść na zewnątrz by tego i owego narwać. Teraz, kiedy miała już większą pewność, że nie zaszlachtuje ją jak wieprza, nie kwapiła się już tak do ucieczki, zwłaszcza jeśli miałaby ona oznaczać śmierć jej towarzyszy. Nie wiedziała tylko jak przekonać do tego oprawcę.
— Jest jeszcze coś... Przydałaby się też tkanka sercowa. Od potwora, albo zwierzęcia... Odpowiednio zastosowana może pobudzić organizm do wzmożonej produkcji krwi... Z innymi narządami też może będę w stanie coś zrobić — po tych słowach zamyśliła się przez moment. W okolicy było źródło takiej tkanki. Stało przed domem i nosiło imię: Ost.
— Asteral ma konia. Powinien się nadać. Obawiam się, że nie będzie innego wyjścia...
Z tą ostatnią decyzją czuła się paskudnie. Poczciwa szkapa pewnie służyła czarodziejowi od lat, zawiozła ich do Aldersbergu i z powrotem, nie zasługiwała na taki koniec. A jednak, jeśli jej właściciel miał przeżyć, istniała spora szansa, że trzeba będzie ją poświęcić. Alchemia to ostatnia kurwa — nie ma z niej nic za darmo i wymaga swoich ofiar.
Tymczasem wzięła się za poszukiwanie tych składników, które mogła znaleźć w swojej najbliższej okolicy i bez protestu swojego nadzorcy.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 307
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 06 wrz 2023, 9:29

Fale nieświadomości uderzyła go, podtapiając, wciągając w głębinę wypartych lęków, zaprzeczonych popędów, wypaczonych pragnień i nieprzebytych traum. Każda kolejna fala niosła ze sobą potok myśli, emocji i wrażeń. Próbował wypłynąć na powierzchnię, unieść się w wodach zapomnienia, ale brakło mu sił. Dusił się. Umysł zaczynał rozluźniać uścisk rzeczywistości. Nieubłagane prądy wciągały go coraz głębiej, w przypominającą sen otchłań. Przez chwilę zamarł w bezruchu, aby w przypływie adrenaliny walczyć dalej o życie. Każda próba wypłynięcia na powierzchnię spotykała się z oporem, jakby sam umysł sabotował go, aby utrzymać go pod wodą. Walczył z niewidzialnymi łańcuchami własnej psychiki, zmagając się z nieuchwytnymi wspomnieniami, które przybierały dziwne, nieludzkie formy. Wydawać się mogło, że nie jest w stanie wygrać z samym sobą.
Wtem stała się światłość. Otoczyła go bańka powietrza, otulając i chroniąc przed wiecznym snem. Uniósł się. I było ich więcej. Setki, tysiące nieopowiedzianych historii, nieprzeżytych istnień, niedoświadczonych losów.
Za każdą cenę. – Powiedział drżącym głosem. Choć w jego trzewiach zalągł się strach, nie zamierzał ustępować.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2403
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 08 wrz 2023, 23:45

Skwapliwe wynurzenia elfki dotyczące osobistych relacji z obecnym gospodarzem dworku i tym razem nie zostały skomentowane słowem ani czynem ze strony pytającego. Przy czynach, do których był zdolny, nie był to najgorszy wariant. Mogła nawet założyć, że bierze jej słowa za dobrą monetę.
Faktycznego pieniądza dać mu nie mogła. Nadwyrężona podróżą sakiewka Asterala okazała się na tyle chuda, by nie znalazła w niej spodziewanej należności. Dwadzieścia sześć denarów nie było kwotą, która po odliczeniu jej honorarium pozwoliłaby jej wrócić zabójcy coś poza wynicowanym woreczkiem.
Nieważne — podsumował beznamiętnie. Nie był materialistą; z rzeczy, które odebrał czarodziejowi, w jego posiadaniu znalazł się tylko gladius z rzeźbioną w drewnie rękojeścią. Ale nie zarekwirował go z pożądania. — Odbierzesz w towarze.
Ściągnął lekko brwi, cień namysłu przebiegł mu przez twarz. Stał nieruchomo przy blacie, na którym niby przygotowany do sekcji pacjent, spoczywał ledwie oddychający mag.
Miał pierścień — odezwał się powoli, pamiętając. — Na palcu ręki, która została w korytarzu. Przynieś mi go.
Nie uprzedzał jej, nie groził, nie wodził za nią oczami. Obydwoje wiedzieli, że gdyby spróbowała teraz ucieczki, skazałaby przyjaciela na śmierć.
Kiedy spytała o pomoc, oczy zwęziły mu się lekko. Nie wiedziała, czy to brak cierpliwości, czy tylko namysł.
Otwórz jego torbę — poradził, odsuwając sobie krzesło i siadając. Słysząc o sercu, uniósł na nią oczy spod kaptura, kłując ją przedłużającym się spojrzeniem. — Mogę przynieść ci serce tego związanego. I zrobię to, jeżeli nie weźmiesz się za reanimację rudego. Bo tak się składa, że jego własne właśnie przestało bić.


Jaka cisza.

Zasłona została rozdarta. Coś wciągnęło go na drugą stronę. Leciał tunelem, wąską, ciemną gardzielą, przy wtórze wypełniającego mu uszy roju pszczół. Pamiętał strach pełzający w trzewiach i obłęd na skraju wzroku. Z każdą sekundą pamiętał go coraz mniej.

Patrzył na własne ciało spoczywające na stole w dworkowej kuchni. Otoczenie widział wyraźnie, w detalach takich jak ślad po odbitym nożu, który wbił się we framugę. I zakrwawioną po łokcie Istkę, która próbowała wykrzesać z niego resztkę pulsu. Przyglądającego się jej wysiłkom nieruchomego, zakapturzonego mężczyznę z jego gladiusem u boku.

Była również Radia smakująca miodową rosą. O wierzbowych listkach zaplątanych we włosy. Stała po drugiej stronie blatu, przekrzywiwszy lekko głowę. Jej oczy, barwy i koloru migdałów spoczywały na bladym, powalanym krwią czarodzieju.

Jaki spokój.

Nie czuł bólu ani znużenia. Czuł się syty, bezpieczny i całkowicie pogodzony z losem. Nie musiał walczyć ani niczego udowadniać. Już nie. Wystarczyło dać się ponieść.

Spojrzenie dziwożony oderwało się od Asterala spoczywającego na stole i powędrowało na tego, który przy nim stał. Rozciągnęła wargi w uśmiechu, najpierw jako piękna i młoda dziewczyna, potem ciężarna o szerokich biodrach, w końcu bezzębnym uśmiechem staruchy. Wyciągnęła ku niemu rękę. Nie powiedziała słowa, ale wiedział, co chciała mu przekazać. Był dzieckiem Natury. Nie musiał z nią walczyć, nie musiał powstrzymywać. Wystarczyło poddać się cyklowi. Wsłuchać się w bicie serca wielkiego organizmu trawiącego ich od zarania.

Doświadczenie śmierci — wytrącił go z myśli głos Austa, który zjawił się w kuchni z nosem w książce. — Odczucia zmysłowe doświadczane przez osobę, która niemal umarła lub była w stanie śmierci klinicznej. Przez konwencjonalną medycynę opisane po raz pierwszy w publikacji cesarskiego medyka Basiliusa z Maecht w czwartym roku panowania Cesarza Torresa. Ale cesarskie źródła lubią przeinaczać na swoją korzyść. Jestem prawie pewien, że druidzi z kręgu pod Loc Monduirn znali ten fenomen dużo wcześniej. Nie wspominając o Bedelu Wiecznotrwałym, który poświęcił zjawisku cały akapit w swoim apokryfie. A za morzem, na południu... Słuchacie mnie w ogóle?
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 09 wrz 2023, 10:22

Po jego reakcji, oceniła, że chciał jeno sprawdzić, czy nie spróbuje go oszukać. Nie spróbowała i była to chyba jedyna rzecz, która go obchodziła. Elfce zaś to bardziej niż pasowało, bo sama gadała tylko dlatego, że ciągnął ją za język. Mogła ostatecznie nie mieć nic do ukrycia, ale ujawnienie dokładniejszych stosunków między kompanią mogło tylko ułatwić zabójcy trwający szantaż. Z pewną ulgą zamknęła temat.
Pieniądze ostatecznie zabrała, jeśli tamten się na nie nie połasił. To nie mogło być wszystko... Musiał trzymać resztę gdzieś w sakwach, albo innej części bagażu, chyba, że naprawdę się w ostatnim czasie spłukał. Tylko, w takim razie, czym planował jej pierwotnie zapłacić...? Po chwili namysłu zachowała wszystkie te przypuszczenia dla siebie, jako ewentualną ostateczną kartę przetargową. Nie mogła niestety powiedzieć, że była ona szczególnie mocna.
Oderwana od próby skoncentrowania się przy stole, dziewczyna ruszyła pospiesznie po pierścień. Starała się tego nie okazywać, ale wszystkie te posyłki — „przynieś to, zrób tamto” — odrywały ją od tego, czym powinna się zajmować, a na czym powinno teoretycznie zależeć im obu, czyli od opieki nad Asteralem i zapewnieniu mu wszystkiego co pozwoli mu przeżyć najtrudniejsze godziny. Wróciła już po chwili — z całą odciętą ręką, którą położyła na stole, zaraz obok Piołuna, a od strony wiedźmina.
— Nie chce zejść. Postaram się znaleźć trochę mydła... tylko... proszę, pozwól mi się zastanowić. Próbuję pomóc... — przy wypowiadaniu tych słów celowo ustawiła się jak najdalej, najlepiej po drugiej stronie samego stołu, by wypowiedź, nieważne jak ostrożna, nie podkusiła go do kolejnego liścia.
Przeszukanie torby Asterala nie było szczególnie odkrywczym planem, po prostu obawiała się, że znajdzie tam niewiele przydatnych ingrediencji. Niemniej, to co była w stanie wysupłać położyła na stole, zaraz obok tego co zostało jej po pomaganiu rannym... i efekt był chyba mocno rozczarowujący, bo widząc z czym musi pracować westchnęła żałośnie, nawet jeśli nie wtórowały temu żadne słowa.
To i tak nie miało chwilowo znaczenia, nie zdążyła zrobić nic poza wstawieniem wody, by ta się gotowała. Konsekwencje braku monitorowania stanu czarodzieja odezwały się nawet szybciej niż oczekiwała. Na groźbę przyniesienia jej austowskiego serca potrzasnęła szybko głową, mało nie panikując.
— NIE! N-nie... to nie... Co takiego?! — zamrugała parokrotnie, od razu podchodząc do ryżego czarodzieja. Zauważywszy, że jego pierś przestała się ruszać, przyłożyła najpierw dla pewności ucho do serca, po czym nie tracąc czasu wskoczyła na sam stół, kucnęła obok dogorywającego, rozerwała mu koszulę i zaczęła uciskać oburącz jego klatkę piersiową, co jakiś czas wdychając powietrze własnymi ustami do jego gęby, zatykając przy tym nos.
D'yaebl! Nie, NIE! Żyj stary capie, rozumiesz?! — wykrzykiwała w trakcie resuscytacji. — Żyj, bo sama tu zdechnę! Przez ciebie! Ty mnie w to wpakowałeś, kurwi synu! Nie zostawiaj mnie! Słyszysz?! Nie pisałam się na to! Żyj, kurwa twoja mać!
Powoli tracąc siły, w przebłyskach świadomości zastanawiała się co jeszcze może począć, by uchronić zarówno maga jak i siebie od pewnej zguby. Zastanawianie się mogło przynieść efekty, bo przypomniała jej się jakaś szalona teoria, w której pewien szarlatan głosił, jakoby dało się przywrócić do pracy serce za pomocą trzasku pioruna skierowanego w klatkę piersiową nieszczęśnika. „Trzasku takiego, co organ do pracy przebudzi, acz nie dość mocnego, by nieszczęśnika żywota pozbawić”. Tylko skąd miała niby wziąć piorun...?
— Potrzebuję czarodzieja! Natychmiast! — wydyszała kucająca na stole elfka do oprawcy. Jeśli nie usłucha i zacznie strzelać fochy to niech go diabli wezmą. Razem z Asteralem i całym tym pierdolonym dworkiem. — Obudź związanego, albo on umrze. Przecież nikt z nas tego nie chce... — postawiła sprawę jasno. A jeśli Aust nie będzie potrafił wyczarować pioruna... to chociaż będzie mogła w ostatnich chwilach powiedzieć, że próbowała zawrócić kijem ten Pontar.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 307
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 14 wrz 2023, 18:15

Stał w słabo oświetlonej izbie jadalnej, gdzie rozgrywała się dramatyczna scena. Na grubo ciosanym drewnianym stole spoczywało martwe cało Asterala, a jego rude włosy przyklejone do spoconego czoła, przypominały gasnący płomień jego własnego życia. Twarz czarodzieja, niegdyś naznaczona liniami mądrości i sarkazmu, teraz nosiła blady spokój śmierci.
Nachylała się nad nim elfka, poplamiona szkarłatnymi śladami desperackich wysiłków przywrócenia pracy zastygłego serca. Jej drobne dłonie, splecione palcami, unosiły się nad piersią martwego, aby po chwili dociskać się, aby tchnąć magię i życie z powrotem w ciało ryżego maga.
Stał przed tym obrazem z poczuciem pustki. Został okradziony z bólu i znużenia. Ekscytacji, którą przynosił każdy dzień. Nie było już w nim przerażenia, które wywoływało przyjemne mrowienie na skórze, drżenie skroni i skurczy żołądka. Nie potrafił nawet wykrzesać z siebie złości. Nie. Nie było w nim zgody. Coś, głęboko ulokowane w jego jestestwie, kazało mu walczyć. Zacisnął pięść lewej dłoni. Nawet obecność dziwożony nie mogło tego odmienić.
Ich spojrzenia spotkały się niby na moment, ale nie było w nich dawnej namiętności, pożądania, ani tęsknoty. Czuł się dobrze, spoglądając na jej gładką twarz, wspominając wspólnie spędzone chwile. Zawsze dobrze jej życzył. Pamiętał ich ostatni pocałunek smakujący miodową rosą. Dotyk jej skóry. Falujące kosmyki włosów, jak babie lato. To nie była jednak ona. Była emanacją czegoś większego i potężniejszego. Przeobrażała się w niełaskawym cyklu życia. Wyciągnęła ku niemu pomarszczoną dłoń. Nie zgadzał się z niewypowiedzianymi przez nią słowami, które padły w jej geście. Był czarodziejem. Panem swojego losu, narratorem snutego przez siebie opowiadania. Nie zamierzał się poddać. Wiedział co teraz musi zrobić.
Skupił całą energię, która w nim płynęła, która utrzymywała w całości jego duszę. Leżące bez ruchu ciało było jedynie naczyniem oczekującym, na wypełnienie. Na powrót nieuchwytnego mieszkańca. Pochylił twarz i spojrzał w puste oczy drugiego Asterala. Ciemna otchłań jego źrenic. Pozwolił połączyć się dwóm światom, prowadzony przez niewidzialną siłę. Zawisł na moment nad martwym ciałem, jakby chciał odwlec spotkanie. Wydawać się mogło, że świat wstrzymał oddech. Wszem zapanowała głęboki cisza, przerywając wieczny taniec istnienia.
Dusza opadła. Próbowała wkraść się przez zwierciadła duszy. Uzupełniając brakujący element układanki. Rozpoczynając nowy cykl drżenia materii.
Ilość słów: 0
Obrazek

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław