
Długie Pobrzeże
Długie Pobrzeże

Ilość słów: 0
- Elgar
- Posty: 9
- Rejestracja: 09 kwie 2018, 23:58
- Miano: Elgar
- Zdrowie: Zdrowy (Względnie)
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Długie Pobrzeże
Definitywnie wpadnięcie do wody szkieletu ze skórą zwaną żebrakiem nie mogło umknąć uszom zbliżającej się pary członków morskiej ekspedycji. Wszak waga nie grała tu roli, bo ciało rzucone czy też przewrócone w głąb ogromnego “zalewu” musiało wywołać całkiem niezły, dźwiękowy raban. Zadudniło tym gościom z pomostu, a Elgar musiał poskładać się do kupy, a także zachować zimną krew. Co w przeciwnym wypadku się stanie jak go dorwą? Mógł od razu postarać się do utonięcie, jednak nie tędy droga. Jego przeznaczeniem pozostało przetrwanie - coś, w czym do tej pory nie zawiódł. Jedna z niewielu umiejętności jakie gołodupiec wyrobił sobie przez lata życia w półświatku przestępczym. Także w chwili obecnej postawił wszystko na jedną kartę. Porządny wdech tuż po zanurkowaniu poszerzył płuca łachmaniarza, mającego cel skrycia się pod w miarę równo ułożonymi kłodami. Porwało go morze przecież! A kto by się przejmował draniem w potrzasku?
I to właśnie dzięki żelaznej woli z zapałem nie poszedł na dno. Jedną ręką podpłynął do najbliższej beli po omacku, gdzie jednocześnie pusta makówka mężczyzny uniosła się nad powierzchnię na końcu drogi. Przeżył. Czy to nie piękne? No dla niego z całą pewnością, ponieważ Wypłosz nie zamierzał jeszcze wąchać kwiatków z Melitele. Czekało na niego mnóstwo przygód, a na końcu… majątek. W ten oto sposób zamilknął pod pomostem, wyczekując końca paplaniny dwóch pustaków. Tak, uważał ich za większych idiotów od niego. Kto nie pilnuje towaru w Novigradzkim porcie? Czuli się tak bezpiecznie ze względu na surowe prawa? Żarty. Pozostało mu spokojnie czekać…. i czekać… i czekać. Niech jeden drugiego namawia do zaniechania poszukiwań. Całość na szczęście bardzo dobrze się układała pomimo utraty tchu czy też wstępnych trudności.
Powoli łódź zniknęła mu z pola widzenia. Znak zdawał się optymistyczny, a po kolejnym wychyleniu spod drewnianej kładki nie dojrzał powracających psubratów. Teren stał się czystym. - Wspaniale, spierdalajcie. - Burknął sobie z zadowoleniem pod nosem, a potem starał się wgramolić z powrotem na ląd. Wymagało to prawdopodobnie od żebraka wspięcia się za belki do góry, choć obecnie mógł równie dobrze wrzucić zmoczoną skrzyneczkę na drewnianą konstrukcję, aby następnie wolnymi dłońmi podciągnąć się nad taflę wody. W przeciwnym wypadku spokojnie starałby się podpłynąć do najbliższego zejścia albo niższych doków, choć wpierw założył to jako drugi plan. O ile to się powiedzie to miał na razie jedno w głowie, a jest to otwarcie tej skrytki. Wygramolony i z ciężką odzieżą, Elgar widział siebie wciśniętego gdzieś w jedną z bocznych uliczek z łupem. Miał on kłódkę czy inny mechanizm? Spróbuje go wyważyć albo rozpierdzieli wieko. Żaden problem! A reszta rybek przesączonych breją oraz potem ubogiego łobuza zostanie w swoim czasie skonsumowana. Jak podsmaży zdobycz wraz z usunięciem łusek to w jego mniemaniu choroby go nie dorwą.
I to właśnie dzięki żelaznej woli z zapałem nie poszedł na dno. Jedną ręką podpłynął do najbliższej beli po omacku, gdzie jednocześnie pusta makówka mężczyzny uniosła się nad powierzchnię na końcu drogi. Przeżył. Czy to nie piękne? No dla niego z całą pewnością, ponieważ Wypłosz nie zamierzał jeszcze wąchać kwiatków z Melitele. Czekało na niego mnóstwo przygód, a na końcu… majątek. W ten oto sposób zamilknął pod pomostem, wyczekując końca paplaniny dwóch pustaków. Tak, uważał ich za większych idiotów od niego. Kto nie pilnuje towaru w Novigradzkim porcie? Czuli się tak bezpiecznie ze względu na surowe prawa? Żarty. Pozostało mu spokojnie czekać…. i czekać… i czekać. Niech jeden drugiego namawia do zaniechania poszukiwań. Całość na szczęście bardzo dobrze się układała pomimo utraty tchu czy też wstępnych trudności.
Powoli łódź zniknęła mu z pola widzenia. Znak zdawał się optymistyczny, a po kolejnym wychyleniu spod drewnianej kładki nie dojrzał powracających psubratów. Teren stał się czystym. - Wspaniale, spierdalajcie. - Burknął sobie z zadowoleniem pod nosem, a potem starał się wgramolić z powrotem na ląd. Wymagało to prawdopodobnie od żebraka wspięcia się za belki do góry, choć obecnie mógł równie dobrze wrzucić zmoczoną skrzyneczkę na drewnianą konstrukcję, aby następnie wolnymi dłońmi podciągnąć się nad taflę wody. W przeciwnym wypadku spokojnie starałby się podpłynąć do najbliższego zejścia albo niższych doków, choć wpierw założył to jako drugi plan. O ile to się powiedzie to miał na razie jedno w głowie, a jest to otwarcie tej skrytki. Wygramolony i z ciężką odzieżą, Elgar widział siebie wciśniętego gdzieś w jedną z bocznych uliczek z łupem. Miał on kłódkę czy inny mechanizm? Spróbuje go wyważyć albo rozpierdzieli wieko. Żaden problem! A reszta rybek przesączonych breją oraz potem ubogiego łobuza zostanie w swoim czasie skonsumowana. Jak podsmaży zdobycz wraz z usunięciem łusek to w jego mniemaniu choroby go nie dorwą.
Ilość słów: 0
Re: Długie Pobrzeże
Żebrak bez trudności podciągnął się na pomost. Z przemoczonym ubraniem, bogatszy o dziwną skrzynkę i kilka ryb z porannego połowu stąpał po skrzypiącej konstrukcji mola, zostawiając za sobą mokre ślady i strząsając z siebie krople przy każdym kroku.
Woda nie uczyniła jego łupowi najmniejszej szkody. Jego zdobycz była drewniana, podłużna. Długa na piędź, szeroka na pół. Teraz, na suchej powierzchni, oceniał ją jako niezbyt ciężką. Zdaje się, że mniej niż pół kamienia wedle kupieckiej miary. Drewno pojemnika było jasne, impregnowane, dobrej jakości, wieko okute metalem, szczelnie zamknięte i spięte mosiężną kłódką. Zawartość postukiwała głucho przy lekkim potrząśnięciu, ale jeszcze w wodzie zdawało mu się, że słyszy ze środka inny dźwięk, bliższy szklanemu lub metalicznemu podzwanianiu. Otaczająca go wówczas ciemna toń tłumiła hałas, zniekształcając wszelkie źródła dźwięku.
Tuż przed nim rozciągało się nadbrzeże — labirynt zaszczurzonych zaułków, bezlik trochę mniej zaszczurzonych tawern, burdeli i lokali wszelkiej maści rozrywek. Fronty magazynów, wielkie jak stodoły, w większości opustoszałe, z wyjątkiem kilku, przy których uwijały się kwadratowe osiłki wyrabiające nadgodziny na wieczornych doładunkach. Lokalny folklor, w większości pijany wylegał na ulice pod postacią jemu podobnych włóczęgów, sponiewieranych majtków, szukających zaczepki awanturników, a zarobku kurew, konkurujących swoimi fałszywymi miłosnymi zaśpiewami z wrzaskami bezpańskich kotów kręcących się przy skrzyniach i miejscach woniejących rybą.
— Mau — dobiegło go od cienia nieopodal zawoju wytartej liny spoczywającego na deskach pomostu. Cień był całkiem czarny, jeżeli nie liczyć pary pobłyskujących zielonożółtych ślepi, wgapiających się w Wypłosza z odległości kilku metrów.
Woda nie uczyniła jego łupowi najmniejszej szkody. Jego zdobycz była drewniana, podłużna. Długa na piędź, szeroka na pół. Teraz, na suchej powierzchni, oceniał ją jako niezbyt ciężką. Zdaje się, że mniej niż pół kamienia wedle kupieckiej miary. Drewno pojemnika było jasne, impregnowane, dobrej jakości, wieko okute metalem, szczelnie zamknięte i spięte mosiężną kłódką. Zawartość postukiwała głucho przy lekkim potrząśnięciu, ale jeszcze w wodzie zdawało mu się, że słyszy ze środka inny dźwięk, bliższy szklanemu lub metalicznemu podzwanianiu. Otaczająca go wówczas ciemna toń tłumiła hałas, zniekształcając wszelkie źródła dźwięku.
Tuż przed nim rozciągało się nadbrzeże — labirynt zaszczurzonych zaułków, bezlik trochę mniej zaszczurzonych tawern, burdeli i lokali wszelkiej maści rozrywek. Fronty magazynów, wielkie jak stodoły, w większości opustoszałe, z wyjątkiem kilku, przy których uwijały się kwadratowe osiłki wyrabiające nadgodziny na wieczornych doładunkach. Lokalny folklor, w większości pijany wylegał na ulice pod postacią jemu podobnych włóczęgów, sponiewieranych majtków, szukających zaczepki awanturników, a zarobku kurew, konkurujących swoimi fałszywymi miłosnymi zaśpiewami z wrzaskami bezpańskich kotów kręcących się przy skrzyniach i miejscach woniejących rybą.
— Mau — dobiegło go od cienia nieopodal zawoju wytartej liny spoczywającego na deskach pomostu. Cień był całkiem czarny, jeżeli nie liczyć pary pobłyskujących zielonożółtych ślepi, wgapiających się w Wypłosza z odległości kilku metrów.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław