Kostnica i biuro koronera

Obrazek

Z rozkazu hierarchów wszystkie burdele, getta i inne bezeceństwa zostały oznakowane czerwonymi lampionami w oknach. Po zmroku ich blask rozświetla dzielnicę pożarową łuną, wabiąc wszystkich spragnionych tanich rozrywek i łatwego łupu.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 24 kwie 2018, 20:42

Obrazek Niemało wody w Pontarze upłynęło, nim świeckim władzom miasta udało się przekonać kapłanów oraz konserwatywnych członków miejskiej ławy, że w Novigradzie potrzeba miejsca takiego jak to. Początkowo przedstawiciele kleru wyklinali oraz potępiali proceder przetrzymywania nieskremowanych zwłok do badań, dopóki — na wniosek służb bezpieczeństwa — nie przystali na polubowne wyjście z sytuacji. „Kostnica? Dobrze, niechże i będzie. Nawet w obrębie świętych murów naszego grodu. Ale nigdzie indziej jak na Czerwonym Mieście, razem z bordelami i całą resztą plugastwa!”. Jak powiedziano, tak zrobiono. Od tamtej pory niewielki budynek na obrzeżach dystryktu nieludzi i biedoty został zaadaptowany na miejskie mortuarium oraz biuro koronera. Wchodząc do środka, łatwiej potknąć się o butelkę niż o trupa. Połowa z nich zawiera spirytusowe odczynniki użyteczne przy autopsji oraz konserwacji preparatów, cała reszta — preparaty użyteczne przy konserwacji dobrego nastroju u żywych, również na bazie etanolu. Zabytkowe kredensy oraz komódki odziedziczone przez kostnicę po poprzednich właścicielach budynku wypełnione są nie bibelotami oraz zastawą, ale narzędziami prezentującymi się jak żywcem wyjęte z mokrego snu interrogatora. Haki, spinaki, zestawy noży o różnych ostrzach, piły, grube szpule nici — wszystkie cierpliwie czekające na zapełnienie ulokowanego na środku pomieszczenia stołu nowym transportem ze szpitala.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 04 wrz 2023, 18:15

Zerwana plomba uwolniła bezpłomieniową mieszankę, która w kontakcie z powietrzem zaczęła wydzielać gęste opary dymu. Reakcja zachodziła błyskawicznie — jeszcze zanim granat dotoczył się do nóg zaskoczonego przeciwnika, połowa zaułka utonęła w mgle gęstej jak smoczy kaszel.
Skrzynka była lekka i zbutwiała — rozpadła się w powietrzu, zasypując przeciwnika próchnem i drzazgami. Efekt, choć różny od zamierzonego, dał jej czas — zaskoczenie pozbawiło napastnika rezonu, zmusiło do defensywy. Tilowy piernacz warczał w powietrzu, uprzedzając niewidzialne zagrożenie, które nie nadchodziło. W czasie, kiedy tamten spodziewał się ataku, Efa przeszła do defensywy. Wycofując się z zaułka, namacała na oślep kołnierz Tila, który skulił się pod jej dotykiem, lecz orientując się, że to ona, nie kostucha, wydusił z siebie, ciszej niż zwykle:
Zostaw, biegnij.
Co to za gusła? — krzyczał przez mgłę zakapturzony drab. — Wracaj tu i giń, pizdo!
Kurwaaa! — darł się niedoszły zakładnik, zwijając się przy ścianie. — Przestań tym machać, pojebie!
Zasłona bólu i dymu oddalała od niej wrzaski. Krew wypełniła jej usta metalicznym posmakiem i falą nudności. Wydawało jej się, że nie ma ani jednego całego żebra, a znajdujące między nimi organy trzymają się tylko za sprawą skórzanego kaftana. Ilekroć wysuwała przed siebie lewą nogę, coś w prawym boku kłuło ją tak, że w peryferiach widzenia tańczyły jej białe gwiazdy, a uszy wypełniał pisk. Mimo początkowych protestów Tilo pozwolił się wlec, odpychając jedną nogą i stękając przy każdym ruchu. Niezborne pełznięcie powstałe z ich wysiłków pozwalało im się oddalać z zaułka w tempie zdychającego ślimaka. Elspeth już po pierwszych dwóch metrach wiedziała, że nie zdoła pomóc jednocześnie sobie i partnerowi. Chyba że w jej światopoglądzie tliła się jeszcze resztka wiary w to, że cuda są możliwe.
Tymczasem głębi zaułka docierało do niej przybliżające się mlaskanie błota pod podeszwami. Wtórował mu coraz wyraźniejszy świst pałki szukającej zabłąkanego celu.
Chodź, nie bój się, nie zajebię ci!
Wieloletnie doświadczenie w wywiadzie podpowiadało jej, że mógł blefować.
Ilość słów: 0

Vespera
Awatar użytkownika
Posty: 193
Rejestracja: 07 cze 2021, 15:44
Miano: Elspeth Favres
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Vespera » 07 wrz 2023, 0:34

„Żadne gusła, tylko osiągnięcia nauki alchemicznej!”, żachnęłaby się Efa w innej interpretacji tej sceny. Na przykład w takiej, w której koda uwzględnia wypowiedzenie tych słów z mieczem trzymanym na gardle pokonanego zbira. Było to jednak marzenie ściętej - w tym tempie eskalacji być może dosłownie - głowy, bowiem sytuacja pod względem beznadziejności przypominała wyjętą z najgorszego koszmaru sennego, w którym to w kłębach onirycznego dymu psychiczny morderca za wszelką cenę próbuje dorwać do końca swą pokaleczoną ofiarę.
„Zostawić i biec” nie należało do rzeczy, z którymi sumienie Efy tak po prostu potrafiło przejść do porządku dziennego. Przyzwoitość Efy zdawała się przy tym ignorować okrutnie fakt, że nie, nie była w seminarium i taumaturgia to nie jest dziedzina, za którą dostała dyplom na akademii. Na przekór temu Elspeth jeszcze raz podjęła zdwojony wysiłek w walce o kolejny przesunięty z Tilem centymetr podłoża, który to - jak na potwierdzenie - zakończył się jej własnym spektakularnym zaryciem w błoto i bezdechem. W efekcie najpierw zakrztusiła się powietrzem i nie mogła oddychać, a chwilę później zaszedł proces odwrotny – miała wrażenie, że odkrztusza całą nagromadzoną krew w płucach, a wszystko to przy złowieszczym akompaniamencie zbliżających się kroków mordercy.
Poczuła bezsilną wściekłość, że ten rzeźnik nie mógł po prostu się odpierdolić i skupić się na opuszczeniu zaułka, zanim sam zaryje w coś gębą na oślep. Także na to, że ból i roztrzaskane trzewia nie pozwalały jej na ratunek kompana, od śmierci dzieliło ją tylko jedno uderzenie tego przeklętego pojeba, a w ekwipunku nie miała już nic i nie mogła zrobić nic, by temu zapobiec. Dotarła do niej wreszcie zimna świadomość, że nie ma wyboru i jeśli pozostanie tutaj – zginą obydwoje.
Przysuń się jak najbliżej ściany. Idę po Mykytę — szepnęła Tilowi do ucha, jeszcze ciszej niż on zwykle, jeśli to w ogóle było możliwe. Pomogła mu jeszcze zająć pozycję jak najbliżej muru, co może i nie zmieniało za wiele, ale na pewno było lepsze niż pozostawanie rozłożonym wzdłuż ulicy ze stuprocentową gwarancją, że napastnik potknie się o niego. Spróbowała wstać i się wyprostować, co osiągnęła połowicznie, to jest stanęła na dwóch nogach, ale zgięta wpół.
Nie pamiętała, kiedy czuła się tak podle jak wtedy, gdy zostawiała Tila w tym chędożonym zaułku. Wytężając krytyczne zasoby sił i machając ręką przed siebie w celu uniknięcia potencjalnych przeszkód na drodze, pokuśtykała tak szybko jak mogła w stronę kostnicy, by tam dobitnym waleniem w dźwierza, w pakiecie z osobistym zdychaniem pod nimi, wypatrywać ratunku o imieniu „Mykyta”.
Ilość słów: 0
Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 09 wrz 2023, 19:32

Nie pamiętała drogi powrotnej do kostnicy. Ostatnim wspomnieniem był rzednący dym, z którego wyszła po omacku. Pozostałą część dzielącego ją od mortuarium dystansu pokonała siłą woli i rozlewającego się po krwiobiegu eliksiru. Towarzyszyło jej larum jakiegoś obdartusa wołającego straż ogniową. To oraz paskudne uczucie zostawiania towarzysza na pewną śmierć.
Pomimo zaproszenia, Sieglitz nie spodziewał się zobaczyć jej tak szybko z powrotem. Sama ujrzała już po ocknięciu, leżąc na czymś płaskim i twardym, kiedy stojący nad nią metys darł prześcieradła na bandaże. Rozglądając się, spostrzegła, że nie leży na stole do sekcji, ale na biurku Otta, otoczona przeszklonymi szafami ze znajomą ze studiów aparaturą.
A mówiłem — zastękał, unosząc jej plecy nad blat, by przeciągnąć zawój płótna, którym okręcał jej strzaskane żebra. — Że urlop byłby dobrym pomysłem
Krew tętniła jej w uszach. Świadomość wróciła, ból także, ale nie tłumił już myśli i zmysłów. Mogłaby wstać, mogła pójść o własnych siłach, unieść miecz... Miecz — przypomniała sobie — był zawieszony razem z pochwą na krześle za biurkiem. Obok skórzanego kaftana, z którego Mykyta wyciągnął ją najpierw, by obwiązać płóciennym gorsetem, zawiązanym pospiesznie na przepoconej koszuli. Przypomniała sobie Otta biegnącego po straż. Ruch za oknem, dobiegające z zewnątrz krzyki i głosy towarzyszące zbierającemu się zbiegowisku. Odległe echo dzwonu wozu straży ogniowej.
Czuła się niemal dobrze. Fizycznie. Nie umknęło to uwadze półelfa.
Co jest, kurwa fa? — zdziwił się, widząc jak szybko odzyskuje przytomność. — Leż spokojnie, nie jestem przyzwyczajony do łatania ruchomych celów.
Popatrzył jej w oczy. Wiedziała, że źrenice powiedzą mu prawdę. A raczej coś od prawdy nieodległego — zażyty przez nią dekokt dawał objawy podobne do fisstechu. Wliczając w to skutki zjazdu po zakończeniu działania substancji.
Brałaś coś — stwierdził, po czym uniósł jej przed twarzą dłoń z dwoma wyciągniętymi palcami. — Ile?
Ilość słów: 0

Vespera
Awatar użytkownika
Posty: 193
Rejestracja: 07 cze 2021, 15:44
Miano: Elspeth Favres
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Vespera » 10 wrz 2023, 21:08

Nieprzytomność była błogosławieństwem. Pozwalała zatonąć w głębinach nieświadomości i pogrążyć się w kłębach niepamięci. Usprawiedliwiała bierność i przerzucała na innych odpowiedzialność za uporządkowanie syfu, który się narobił. Utracona – implikowała konieczność skonfrontowania się z bolesną rzeczywistością.
Pierwsza uwaga Mykyty o urlopie została pozostawiona bez komentarza. Otworzywszy oczy szeroko jak myńce na ofiarę dla Wiecznego Ognia, Elspeth wzięła tak głęboko pierwszy haust tej kurewskiej rzeczywistości albo zwykłego powietrza, że aż odchyliła mocniej głowę do tyłu. Słusznie napomniał ją, by leżała spokojnie, co było zadaniem niełatwym, gdy wokół docierało tyle bodźców.
Spojrzenie w oczy półelfa rychło zdemaskowało powody jej nadpobudliwego stanu.
Dwa. To eliksir ożywienia — odpowiedziała ze zdziwieniem spowodowanym nie faktem, że widzi bądź podaje prawidłową liczbę palców, ale tym, że nie wykrzykuje tego w spazmach bólu. Bo choć bolało jak skurwysyn, umysł zdawał się kompletnie ignorować ten fakt i jak gdyby nigdy nic kontynuował nakręcanie trybików egzystencji i klarownego myślenia. Efie zdarzało się używać tego specyfiku wcześniej, ale nigdy w równie opłakanym stanie co teraz, tedy wrażenia były tak nowe, jak i niebezpiecznie złudne. W efekcie nie była w stanie obiektywnie ocenić swojego stanu, czyli czegoś, od czego powinna zacząć ustalenie swoich możliwości porządkowania tego burdelu za oknem. — Jak bardzo jest źle, Mykyta?
Choć było blisko, tym razem dzwon jeszcze nie zabił dla niej. Bił za to z wozu straży ogniowej dla nieistniejącej pożogi.
Co się tam teraz dzieje? Nie ma żadnego pożaru, to tylko zwykła mieszanka antracenu i kalichloricum.
Dzwon – choćby i wozu straży ogniowej – mógł za to bić dla kogoś innego, uświadomił jej wreszcie kurewsko jasny umysł, który próbował uciekać w nieistotne szczegóły alchemii. Odwlekła jeszcze przez ostatnią chwilę pytanie, którego obawiała się zadać. Pożałowała za to zażycia eliksiru ożywienia.
Ilość słów: 0
Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Kostnica i biuro koronera

Post autor: Dziki Gon » 12 wrz 2023, 18:02

Eliksir ożywienia — powtórzył metys. Kącik ust drgnął mu w spazmie powstrzymanego uśmiechu. Pomimo ochoty, nie skomentował tego inaczej. Pytanie o stan zdrowia skwitował wzruszeniem ramion. — Powiedziałbym ci, gdybym mógł cię pociąć i zajrzeć do środka. Chyba nieźle, skoro się obudziłaś.
Półelf sięgnął za plecy, rozwiązał fartuch i ściągnął go przez głowę. Skórzany łach wylądował na podłodze, skąd został kopnięty pod pobliską szafkę. Sieglitz zbliżył się do jednej ze szklanych gablot i otworzył ją, sprawiając, że stłoczone w środku buteleczki zadzwoniły o siebie nawzajem.
Straciłaś przytomność na kilka sekund. Wcześniej mówiłaś coś o zaułku. — Mieszaniec wyciągnął ze środka, pozbawioną etykiety buteleczkę z ciemnego szkła, do połowy pustą. — Mam tu na coś na ból. Reflektujesz?
Zanim zdążyła odpowiedzieć — i zapytać — drzwi do kostnicy otworzyły się z hukiem, wpuszczając do środka zziajanego Otta. Ocierając spocone czoło, hobbit przeczłapał przez środek warsztatu, bez słowa odbierając wyciągniętą butelkę z rąk metysa i pociągając z niej zdrowy łyk. Zaśmierdziało alkoholem i ziołami. Sezonowanym białym mirtem i czymś o łacińskiej nazwie, którą znalazła później w zielniku, który Osbert przyniósł jej w prezencie do szpitala.
Karzełek golnął sobie zdrowy łyk. Oderwawszy usta od butelczyny, oparł się o gablotę, wychuchując procenty. Powoli podniósł oczy ku leżącej na stole Elspeth. Mądre, smutne oczy zmęczonego życiem pijaka. Pokręcił głową.
Załóż fartuch z powrotem, Miki — odezwał się ochryple do stojącego obok druha. — To nie koniec roboty na dzisiaj.
Nie musiał mówić nic więcej.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław