— Pierwsze Kazanie Vidiusza„Panowie ziemscy w Twierdzach zamknęli swoje dusze! Z dala od narodu, co ziemię karmi, co gwiazdy zapala! Bliżej im do chmur niźli nas! Hen w górze brak głodu, powodzi, nieurodzaju. Nasz płomień rozpaczliwy niby iskra młoda, niby nietrwały motyl! Nie obawiajcie się, bracia! Wytrwajcie w nadziei, bowiem dusze Panów, im dalej nas, tym bliżej nieba i gniewu bożego!”
Zimne, kamienne mury zamku pochylają się nad miastem wyniosłym masywem, wystrzeliwują w błękitne niebo, rozrywają basztami chmury. Dokoła nich czuwa potężny, warowny kompleks. Jego główny dziedziniec wypełnia szarość bruku i kępy równo przystrzyżonej zieleni oraz mnogość świętych posągów. Bruk prowadzi prostą drogą ku miejskim murom — od wewnętrznej bramy, przez kordegardę, potem zamkową kaplicę Wiecznego Ognia, aż wreszcie do donżonu, serca całej twierdzy. Zaszczyt przebywania w tej części miasta, co dopiero zaszczyt zawitania w progach donżonu, nie jest często przyznawany. Nie byle komu. Jedynie wysocy dostojnicy, polityczni przyjaciele oraz najbardziej wpływowi interesanci otrzymuję prawo audiencji. Paradny, zdobiony marmurowym nadprożem łuk prowadzi do bastionu, chroni go oddział najzdolniejszych gwardzistów. Następnie twierdza wita wachlarzem kamiennych schodów. Za głównym wejściem czeka sala audiencyjna rady Wolnego Miasta, na górnych piętrach mieszczą się zaś zielone salony, gdzie przyjmowani są prominentni goście. Do sypialni królewskich wstępu nie ma nikt. Miękkie dywany, mahoniowe meble, drogocenne popiersia i malowidła oraz alabastrowe posągi nadają świetności komnatom, a tym gościom, którzy sycić lubią nie tylko oczy, służy oferująca najwykwintniejsze potrawy zamkowa kuchnia. Wszędy panuje delikatna, niby utkana srebrną nicią cisza. Służba ma w zwyczaju przemykać od pomieszczenia do pomieszczenia, straż czuwa w milczeniu. Wielkim przywilejem jest znaleźć się na tych salonach, jeszcze większym ponoć — nie powędrować z nich prosto na salony Baszty Więziennej za sprawą jednego nieostrożnego gestu lub słowa.