Post
autor: Asteral von Carlina » 16 lut 2024, 13:43
Na twarzy dziewczyny malowało się zaciekawienie, patrzyła się wielkimi oczami na opowiadającego swoją historię Feigra. Zbliżała się nie co do niego, żeby nie uciekło jej żadne słowo, wypowiedziane przez tęgiego jednookiego bohatera. Karczmarka była nim urzeczona.
– Bałakaj jak wyglądało to czuczeło, a rechtą jest, żeś ją ukatrupił gołymi ruciami? – Dopytywała się, łaknąć szczegółów o heroicznym wyczynie pięściarza. W końcu jednak opamiętała się i odpowiedziała mu na pytanie. – Mamaczki nam bałakały przypowiastkę taką. Gdzieś w redańskich lasach żyją cztery okrutne siostry, przeklęte wiedźmy zsyłające dary i kary. Cztery Panie królestwa grzybów: Sromota, Pleśniawa, Purchawa, Hubiaka. O każdej była inna historia, każda pouczająca. Każda miała nas wystrzegać, żeby za głęboko nie iść w las. Raduń i Przylesie znajdują się przy świętym gaju Hubiaki, pozostałe rozsiane są po innych ziemiach naszego kasztelana. Niektórzy uważają to za zwykłe zabobony i gusła, inni chodzą do niej po dary. Niektórzy najeżdżają wo het het. Hubiaka ponoć leczy chromych, ale kosztem innego życia. Jeden zdrowiej, drugi w oczach marnieje. Tak powiadają. Szeptucha na skraju wioski bajdurzyłaby wam więcej. Ja nigdy tam nie byłam, bo baćko nadto hukał, a ciper nie mam potrzeby. Dlaczego pytacie o miesne bożki?
– Słyszałam, że złapali tego hapuna, Zębuszkę, który na gościńcach wmieście ze swoją szajką napadali na karawany kupieckie i prócz drogocennych towarów, ograbiali handlarzy ze wszystkich ich zębów. Kilka dni temu wieźli go bryką więzienną, która zostawiła ślad z rozsypanych zębów… tak się straszyli miejscowi, bo nijakich zębów nie było. Ale ponoć Kasztelan Czabor osobiście wyrwał mu wszystkie zęby, nim zawiśnie na placu. – Zastanowiła się chwilę, skubiąc zadzior w blacie. – Dlaczego nie ujdziecie do bramy miestnej dopytać się strażników, albo jeszcze lepiej podpytajcie się Tomiły. Często zachodzi do strażnicy, aby zarobić trochę grosza. Mądra to dziewczyna, ale los poskąpił jej szczęścia – pierwej, za małyszki, to ją osierocił; rok po ślubie owdowiał, a koniec końców pozbawił domu w nielitościwych ogniach. Kazaj, żeś ode mnie to coś więcej wam może wybałaka.
Dziewczyna trochę speszona towarzystwem Janka, nie chcąc przysłuchiwać się ich prywatnym rozmowom, oddaliła się od stołu, uprzednio przynosząc kubek pitnego miodu. Miejmy nadzieję, że ich losy jeszcze się spotkają…
– Swojej doli nikt nie osuka. – Skwitował tylko paser na tragiczne wieści od chłopca, a następnie na sugestię towarzysza wstając od stołu, udał się na piętro, żeby zbudzić wdowę.
Po chwili byli w komplecie, aby ruszyć do zakładu balwierskiego. Towarzysząca im kobieta, choć ubrana nadal w czarną suknię, która podkreślała jej nienaturalną chudość, twarz miała rumianą. Ostatnim razem Feigr zapamiętał ją bledszą, a tylko w jasnych oczach tlił się ogień. Każdego dnia wydawała się jednak bardziej obecna i żywotna. Po wejściu do głównej sali, obdarzyła wyspiarza ciepłym uśmiechem, który mógł równie dobrze wyrażać wdzięczność jak i sympatię.
Dotarli do dobrze strzeżonej bramy, nad którą powiewały bordowe chorągwie, przedstawiające kolejno róg, szyszkę i topór. Na twarzach szyldwachów malował się żal i gniew. Każdy przejeżdżający wóz skrzętnie sprawdzali, wypytując woźniców, otwierając skrzynie, zaglądając do beczułek, a nawet przekłuwając mieczem nawrzucane nań siano. Podejrzane, obce mordy zatrzymywali, doszukując się celu odwiedzania grodu, wypytując o pochodzenie, czy inne małoistotne szczegóły. Ledwie by nie wpuścili do środka Ćwieka, ale interwencja Janka wystarczyła. Szczerbaty chłopak nie tylko miał układy wśród bandziorów, ale również wśród strażników. Krótkie wyjaśnienie, że Kergundsson jest tutaj na polecenie Hubrechta Henelta, a polecono im udać się do balwierza, wystarczyło.
Minęli skrzyżowanie, na którym niestrudzona dziewczynka sprzedawała świeże paszteciki, faszerowane grzybowym nadzieniem. Właśnie kupowała od niej trzy wypieki młoda kobieta o pięknych falowanych kasztanowych włosach, które opadały jej na wydatny jasny dekolt, odsłonięty przez fikuśną suknię, choć wykonaną z taniego materiału. Wkroczyli na aleję rzemieślnicza, pachnąca żywicą, igliwiem i świeżo rżniętym drewnem, aby dotrzeć do piętrowego wąskiego budynku, wciśniętego między dwa inne, nad wejściem którego wisiała miednica, symbol cechu.
Wewnątrz przywitał ich znajomy skelligijczyk o złocistej brodzie, ubrany w lniany, poplamiony fartuch. Również na jego twarzy malował się smutek i frustracja. Zostając balwierzem chciał ratować życie, a nie babrać się w zwłokach tych, których już nie uratuje. Zaraz mieli się przekonać, dlaczego atmosfera panująca w grodzie była taka nerwowa.
– Dobrze, że już przybyliście. Jesteście dzisiaj w innym składzie, wasz również los przetrzebił? Gdzie wiedźminka, gdzie ten łysy z albinosem? – Zauważył Sjertag, ale nie czekając na odpowiedź kontynuował, prowadząc ich do pomieszczenia, pełniącego rolę prosektorium. – Nie wiem czy widok będzie odpowiedni dla wrażliwych oczu kobiety. – Zwrócił się do Jadwigi, która jedynie rozwiała jego obawy, chcąc uczestniczyć w całym przedsięwzięciu. — Denat został znaleziony dzisiaj rano, ale umarł w nocy. Mężczyzna przeżył dwadzieścia trzy wiosny, nie chorował na nic przewlekłego.
Znaleźli się w surowym pomieszczeniu, w którym centralnie ustawiony był stół okryty jasnym płótnem. Drummond zsunął częściowo materiał, odkrywając do połowy ciało człowieka. Zwykłego, typowej budowy o dużych szorstkich dłoniach, krótkich ciemnych włosach i bladej, jak to u trupa, cerze. Nie było w nim niczego niezwykłego, prócz kilku blizn na ciele.
– Denat to Jaro, a dokładnie Jaropełk Młodszy, strażnik miejski. W nocy śmierci miał wartę w baszcie więziennej. Uprzednio, z tydzień temu, przeniósł się z pracy przy bramie miasta, niektórzy mówią, że był czymś zaniepokojony. Znaleźli go leżącego na stoliku, jakby zachlał mordę i zasnął… okazało się, że zasnął snem wiecznym. – Mówił głosem beznamiętnym, ale potrafili w nim wyczuć smutek. Otworzył mu powieki, których oczy miały szeroko rozwarte źrenice, jakby ktoś je na siłę rozszerzył, zupełnie bez widocznych tęczówek. – Charakterystyczny dla pozostałych objaw, jakby nabrali się jakiś narkotyków. Znalazłem w jego krwi śladowe ilości mykotoksyn, trujących składników grzybów, ale nie wystarczające, aby kogoś zabić. Nie potrafię odpowiedzieć, jaka była rzeczywista przyczyna śmierci.
Ilość słów: 0