Post
autor: Lasota » 04 cze 2023, 22:00
Dotknęliście filakterium, które w reakcji na wasz dotyk zareagowało światłem. Iluminacja wydobywała się z krawędzi wielościanu, zalała pomieszczenie niby fala, pochłaniając nie tylko materię. Nie określiliście momentu, w którym straciliście wzrok, a potem pozostałe zmysły. Nie wyłapaliście chwili, w której wasza świadomość przestała obejmować ciała. Nie było wam dane ujrzeć upadania doczesnych powłok, bowiem te nie zderzyły się z zimnymi kamieniami. Żaden dźwięk się nie rozległ, gdyż pozostało jedynie światło.
Przebudziły się wszystkie glify, aktywowały nieużywane od wieków ścieżki, ruszyły maszyny, rozległ się pisk i wrzask zębatek, śrubka upadła w nieoświetlonym zakątku, jednak wiedzieliście o niej. Wiedzieliście o wszystkim i każdym jednym elemencie. Szliście jako armia nieperfekcyjnych automatonów ku zagładzie; czuwaliście nieopodal wynalazku Izajasza, ściskając palcami kostur; staliście się złotą kohortą na szczycie. Było was dwoje, ale jednią zarazem. Czas przestał być linearny, na nowo zdefiniowaliście przestrzeń wraz z jej horyzontami. Zdążyliście poznać siebie na wskroś, przeniknąć niezliczoną ilość razy, skomunikować na sposoby niepojęte śmiertelnikom. W perfekcyjnej sferze zdarzeń, gdzie przypadek nie istniał, dokonaliście wyboru. Postanowiliście podjąć próbę anihilacji drugiego.
Dokonało się.
Chłonąc czarną powozu woń,
wokół którego skrycie pogoń stała
i groza,
poczuła: mróz
wyściela wnętrze powozu.
Wycofywaliście się do windy, gdzie jeden z was zaklęty w ciało pająka wspinał się ku ocaleniu, utrzymując na grzbiecie ściankowe pociechy. Bełty odbijały się od skał, o włos nie trafiając automatona. Dotarliście na miejsce. Widok wolno snującej na dół platformy prawie wywołał szaleństwo wśród niektórych z was, bowiem armia przeklętych krasnoludów zbliżała się szybciej od wybawienia. Magiczne płomienie oraz wystrzelane pociski trafiały w waszą kupę. Usłyszeliście krzyki kobiet i mężczyzn, część z nich w akcie desperacji zrzucała się w przepaść, część popuściła w gacie, niektórzy rwali włosy z głowy. Sami ledwo się trzymaliście własnych nerwów, płaty poczytalności pękały pod wpływem presji oraz ognia. Nie rozumieliście, dlaczego temu szaleństwu towarzyszył piękny śpiew istot, których nie zdołaliście wyłapać okiem. Wwiercał się waszą czaszkę niby ostatnia modlitwa przed grobem.
Rubaszny śmiech krasnoludów rezonował wraz ze śpiewem niewidocznych, jakby łączyła ich nić porozumienia, która wam wydawała się niepojęta. Natomiast pasterza, co zielonym światłem dawał nadzieję, znikł. Nie było go wśród was, zaś jego wybrany uczeń rzucił się w szarży straceńca wprost na Pękniętą Tarczę.
Winda nieśpiesznym tempem spuszczała się po szynach. Pod nią rozegrała się masakra, ale windy nie oceniały. Windy jedynie przewoziły.
I czerń i chłód przyjęła dreszczem ciała.
I wtuliła w kołnierz płaszcza skroń,
i do włosów wzniosła ręce obie,
jakby tu było to... I w jej uchu
głos Nieznajomego brzmiał głucho:
Kim jesteś?
Zapytał pierwszy Legat, gdy spojrzawszy na istotę, nie rozpoznał w niej przyjaciela. Przybyłeś samotnie, dezintegrując każdą cząstkę Nieśmiertelnego. Otoczyłeś niewielką świadomość w swej pełni i wprawiony misterną wolą ukrzyżowanych, wymazałeś z istnienia ostatniego członka zdolnego władać Wyrwą. Wypełniłeś swoje przeznaczenie. W chwili, w której zrzuciłeś okowy cielesności na rzecz opanowania mocy portalu, poddałeś się swoim panom, wypełniając ich wolę.
Zanim jeszcze ludzie nauczyli się krzesać ogień, twoi panowie stworzyli na Urth przejścia, dzięki którym mogliby powrócić do swoich pierwotnych krain. Wyrwa u swego początku nie była niczym innym jak portalem prowadzącym do domu, gdzie żyły podobne panom istoty. Jednak pewnego dnia dotarło tutaj Imperium, rozpoczynając krwawą walkę z elfami. Legat wraz z Nieśmiertelnym pojmali znamienitych mistrzów sztuk tajemnych. Torturami wyciągnęli z nich tajemnice oraz potencjał portalu, a potem skazali ich na wieczną udrękę, aby móc sięgać mocy z drugiej strony. Ukrzyżowani, nieustannie cierpiący, zsyłali szaleństwo na ludzkich magów, którzy próbowali kontrolować ich umysły. Nieśmiertelny wiedział, że słabość ciała z krwi i kości nie pozwalała na ujarzmienie elfów, wiec postanowił poświęcić swoje życie, aby strzec Wyrwy oraz jej więźniów. Pierwszy Legat znał sposób na komunikację z Nieśmiertelnym, dzięki czemu zbudowali basztę, wykorzystując energię z innego świata, byli zdolni tworzyć niepokonaną armię.
Każda iteracja Nieśmiertelnego pozbawiała go świadomości do punktu, w którym stał się niczym innym jak mechanizmem. Twórca baszty nasycał Złotą Kohortę sobą, a kiedy ta spełniała swoją rolę, wracał do filakterium. Pierw za wszelką cenę starał się utrzymywać własną świadomością, lecz wkrótce porzucił ego, aby lepiej pełnić służbę.
Kaźń elfów miała swoją cenę. Cierpienie, złość, ból przywołały obecność, która bacznie obserwowała Wyrwę. Wielkie Zło patrzyło uważnie i nie zrobił nic, bowiem przyciągnięte mrokiem, wiedziało, jak się to zakończy. Pożeracz Światów czekał cierpliwie, gdy splugawione istoty wypełnią jego wolę. Nastąpiły przełomowe dzieje. Katorżnik zabił imperatora na alabastrowym tronie, wyzwalając orków z niewoli i dając im wolną ręką w mordzie. Klan z klanów, Pęknięta Tarcza, wyczuła emanację swego pana i dokopała się do punktu przełomu. Ukrzyżowani mistrzowie, żywe klucze, poddani woli Nieśmiertelnego pozostawiły przejście niedomknięte, a żądny wiedzy Quintus otworzył je na oścież. Religijny fanatyk poprowadził swoje owieczki, trzymając zielony płomyczek, dopełniając czarę zepsucia.
Dokonało się.
Pustka spojrzała na ciebie, a ty, pomimo ogromnej potęgi, ledwie ogarnąłeś cząstkę tego, co skupiło na tobie uwagę. Błyskawicznie udałeś się ku źródłowi, ku Wyrwie, a gdy znalazłeś się w niej, rozpoczęła się twoja ostatnia transformacja. Pomiędzy światami, w Pustce, nasycały cię mroczne energie, jednocześnie karmiąc się całą mocą zgromadzoną w glifach baszty. Pożarłeś dusze ukrzyżowanych, później wchłonąłeś esencja każdego członka Pękniętej Tarczy, a na samym końcu, jakoby na deser, pożarłeś czcicieli Wszechmatki.
Opuściłeś Wyrwę jako awatar Głodu na tym żałosnym padole. Twój cel był jasny i prosty: splugawić wszelkie dusze na tym świecie, żeby sprowadzić zagładę na Urth. Wyczuwałeś robaczki na górze, zastanawiałeś się, co mógłbyś z nimi uczynić. Wyruszyłeś na podbój jako:
Cień Władcy Demonów.
Ilość słów: 0