Sromota

Obrazek

„Chcę znowu widzieć gwiazdy nad traktem, chcę gwizdać wśród nocy balladę Jaskra. I pragnę walki, tańca z mieczem, pragnę ryzyka, pragnę rozkoszy, jaką daje zwycięstwo.”


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 266
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 05 gru 2022, 18:48

Obrazek
Sromota Noc strachów i czarów minęła, widma i dusze przeklęte do zaświatów powróciły, półmiski z danią opróżniły, przy ogniu grzejąc swe zgryzoty i trwogi, lecz uczucie niepokoju i zbliżającego się nieszczęścia pozostało. Dym spod wygasających zwęglonych szczap drewna, jakoby formując martwe oblicza bliskich, nie chciał wznosić się ku górze. Powszechne buczenie gołębi, skrytych pod krokwiami, wywoływało dreszcz i wrażenie obecności. I niebo nienaturalnie zasnute było falbaną czarnych skrzydeł – to kruki, wrony, gawrony i szpaki, dywagując w swoich ptasich językach, wirowały nad głowami. Spoglądając za siebie, nie opuszczało Cię uczucie, że ktoś za tobą idzie. W wilię Saovine, gdy ścierają się ze sobą dwa światy, zadziało się coś złowrogiego. Coś co miało umrzeć, nie umarło. Coś co miało panować, zostało zhańbione. Coś co miało zostać zamknięte, pozostało uchylone. Nierozsądne decyzje, okrutne czyny, przemilczane tajemnice zbierają teraz żniwa.
W kasztelu Raduń i niedalekiej wiosce Przylesie, które stanowią część krainy Jamurlak, śmierć przybyła po siedmiu mieszkańców, nie bacząc na ich historie, pochodzenie czy wiek. Umarli nagle. Niektórzy samotnie we śnie, inni całą rodziną spożywając przy stole posiłek. Zmierzch życia zbliżał się również dla kasztelana Czabora, który od kilku miesięcy spoczywał w łożu. Ten jednak miał swoje lata, choć jeszcze niedawno hucznie wyprawił swoje trzecie wesele. Toteż jego ostatnia zatroskana małżonka Salma wraz z dwójką pasierbów – Bojanem i Jaksem, wydała dekret, że kto rozwiąże i powstrzyma sprawę niewyjaśnionych zgonów, temu przypadnie niemała nagroda redańskich koron.
Z jakieś nieznacznej przyczyny, zupełnym zbiegiem okoliczności, dowiedziałeś się o tej sprawie, a pchany ciekawością, rządzą przygód, dobrocią serca, czy zwykłą chciwością, właśnie przybyłeś pod bramy grodu Radunia. Pamiętaj jednak, że ta która przędzie nić przeznaczenia, splatając ludzkie żywoty, nigdy nie kieruje się dobrą wolą.
Kontynuując atmosferę Eventu Saovine, otwieram ptasią opowieść pełną grozy, sekretów i niedopowiedzeń. Rozgrywka jest skierowana dla każdego chętnego gracza, który odważy się zetknąć z nieodgadnionym niebezpieczeństwem – może będzie to nadnaturalna siła, a może po prostu ludzka ohydna natura. Fabuła rozgrywa się w naszym świecie wiedźmińskim, może mieć pośredni wpływ na wydarzenia, plotki lub wasze postacie. Rozgrywka ma miejsce 1271 roku wczesną jesienią. Przewidziałem dwa warianty rozgrywki, każdy z graczy może wybrać jeden z nich:
a) uczestniczysz w rozgrywce prowadząc swoją główną postać z Vatt’ghern – wydarzenia z opowieści będą miały bezpośredni wpływ na twoja postać, będzie doświadczała realnego zagrożenia swoich dóbr materialnych i naturalnych, ale przewidziane są lepsze nagrody.
b) uczestniczysz w rozgrywce tworząc nową postać zgodnie z ogólno przyjętym wzorem — ale historia twojej nowej postaci musi być ściśle powiązana i w pewnych aspektach bliska emocjonalnie z główną postacią z Vatt’ghern, ale nie wroga. Może być to ktoś bliski z rodziny, dawny kochanek, porzucone dziecko, zaginiony przyjaciel… pozostawiam to twojej wyobraźni. W takim wypadku możesz liczyć na drobniejsze fanty materialne po odbyciu przygody.
Na zgłoszenia i przesłanie Karty Postaci w pw lub na discordzie czekam do 8 stycznia 2023.
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 294
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 24 paź 2023, 12:17

— Zjawię się, jak jeno co ważniejszego mnie czasu nie zabierze — odparł sucho do niejakiego Pełki, kontemplując w tym czasie, czy i jemu nie przypierdolić za nagły chwyt, niby miał do czynienia co najmniej ze znanym mu konfratrem, tudzież szukającą nocnych igraszek babą, nie z kompletnie obcym jegomościem. Wyspiarz uchodził jednak poza walką za człowieka spokojnego, toteż poprzestał na nieco zapalczywym wydostaniu się z uścisku, zaraz po przyjęciu zaproszenia. Zaraz potem poszedł wesprzeć Kaedweńczyka w jego ścieżce zdrowia do najbliższego zakładu balwierskiego.
— Pozdrówcie ojca, panienko. I ten... dziękuję za pomoc — rzucił jeszcze na odchodne do Miry, nim nie poszedł z towarzystwem w siną dal.
Obrazek
— Nie kręć się tak, ino patrz jak ojca szyją, jak się chcesz czegoś nauczyć — zalecił młodemu Daromirowi Skelligijczyk, samemu pozostając wiernym swojej radzie. Przyznać bowiem musiał, że od czasów swojego romansu z felczerką nie miał okazji podziwiać innego „rzeźnika” przy pracy. Przynajmniej jeśli chodzi o profesjonałów, bo pomimo własnej niechęci do jego klanu, ciężko mu było Sjertaga takim nie określić.
— Walczył dzielnie, to mu przyznam. Nawet trafił parę razy. Raz po wątrobie. Jak to wszystko się skończy, to i my musimy dać sobie po pyskach, Drummond. W końcu będziesz mógł się pochwalić, że masz gębę w barwach klanu, he-he... — Feigr, nietypowo dla siebie, wyszczerzył się, prezentując niepełne uzębienie.
Na polecenie medykusa przetarł starszemu towarzyszowi gębę z juchy, nie siląc się przy tym na przesadne wyczucie, czy delikatność. Reszta wizyty upłynęła mu z kolei bez szczególnych rewelacji. Pozostała tylko jedna kwestia, którą pięściarz chciał z balwierzem omówić, a na którą poczekał, aż skończy on swoje obowiązki.
— Twoja brzytwa — zagaił zaraz przed wyjściem. — Nie znalazłem jej. Ale zdążyłem odwiedzić Ulbu, a u niego znalazłem bazgroł twojego ostrza. I niewiele więcej. Albo chciał ją zajumać, ale nie nie zdążył, albo istotnie zajumał i zdążył się jej pozbyć. Trzeba będzie poszperać, może odwiedzę tą pozostałą dwójkę, o której mówiłeś — Jaksę kowala i tego... Naczmira, o którym mówiłeś. Tego co się dekarstwem zajmuje. A tymczasem idę. Robota wzywa.
I poszedł, jako, że kolejną w planach lokalizacją miała okazać się chatynka pomarłej tajemniczo rodziny.
Obrazek
„Niech twoje ręce robią coś i unikają niczego” — zastanawiał się nad tymi słowy w trakcie marszu do domostwa. Niebrzydkie to było powiedzenie, ale czy miało jakieś zastosowanie praktyczne? On sam, na ten przykład, nigdy szczególnie od roboty się nie migał, nieważne czy to chodziło o obrobienie pola, ugotowanie strawy dla bywalców domu gościnnego, czy ubicie kogoś na pulpety. Od maluczkiego jego ręce były czymś zajęte. I gdzie go to zaprowadziło? Domu ni ma, pinindzy ni ma, kobity też ni ma... A teraz jeszcze lata za duchami po podkasztelowej wiosce, próbując rozwiązać zagadkę tajemniczych mordów. A to wszystko po to, by mieć na chleb i parę miesięcy w dalszej trasie. Chyba nie tak wyobrażał sobie szczęśliwy żywot...
Może nawet odważyłby się uzewnętrznić owe zastrzeżenia, gdyby nie to, że zdążyli wtenczas dotrzeć na miejsce. Doskonale zrozumiał zamiar Lasoty, niechętnie puszczając go do środka jako pierwszego. Wszedł zatem jako drugi, torując drogę towarzyszącym im Jankowi i Héadi.
— Kurważ, dom na sprzedaż wystawion, a nikt nawet uprzątnąć nie raczył. Jeszcze trochę, a smród w fundamenta wsiąknie — skrzywił się Wyspiarz, nawet pomimo tego, że zapach zgniłej żywności — w szczególności ryb — nie był dlań niczym obcym.
Podobnie jak jego towarzysza, najbardziej zaintrygował jednoookiego jadalniany stół, przy którym cała rodzina ducha wyzionęła. I znajdujące się tam rzygowiny — chyba jedyna rzecz, która łączyła to miejsce z opisem śmierci braci Innel, które badał wcześniej.
— Zarzygali się na śmierć... Tylko od czego? — myślał na głos, zerkając do półmiska. Przeżarty larwami bigos przemieszany był ze słoniną, cebulą... i grzybami. Feigr wziął w dwa palce kawałek tego ostatniego, oglądając go z każdej strony. Być może mógł go nawet zidentyfikować, posiłkując się swoją wiedzą kulinarną.
— W miejscu śmierci braci Innel też rosły grzyby. I niedaleko, na polance, gdzie ducha widziałem — też chyba były, takie świecące... Z daleka obaczyłem — przypomniał sobie gromadkę fosforyzujących eukariontów, które świeciły z oddali, niby latarnie.
— Sprawdzę czy nie znajdę czegoś na górze. A wy nie forsujcie się, za to rozejrzyjcie tu dokładniej. Ja i tak nie mam oka do szczegółów — stwierdził, samemu kierując się do drabiny, prowadzącej na poddasze.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 266
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 29 paź 2023, 10:39

Nim Sjertag zamienił kilka słów na stronie z rodakiem, pobrał jeszcze od kuracjusza trzy symboliczne denary za oczyszczenie i zszycie rany, za przygotowanie opatrunku i dekoktu. Nie była to wygórowana cena. Ćwiekowi polecił, aby nadal szukał jego brzytwy, a na pewno się odwdzięczy wartą tego wysiłku zapłatą i nie raz, ni dwa będzie potrzebował, by jego ręce go poskładały. Na pożegnanie rozczochrał włosy albinosa, po wtóre zalecając ostrożność o ojca i życząc im, aby nie było potrzeby zawitać znów w progach jego praktyki. I tak opuścili gród Raduń, udając się do opuszczonej chaty w przyległej mu wioseczce.
Tak jest ojcze! – Krzyknął chłopiec, znikając w gęstwinie przydomowego ogródka, a zaraz potem podniósł dłoń znad zdziczałego zielonego groszku, w której trzymał jakąś drewnianą figurkę. – Mam pierwszą!
Gdyby był upsątnięty, gówno byśmy tutaj snalesli, – Skomentował Janek, zakrywając nos dłonią. – a tak to musimy je wdychać. Rosejsyjmy się tutaj sybko, sebyśmy sami nie psesiąkli sgnilisną.
– Miejsce jest nasiąknięte nagłą, tragiczną i bolesną śmiercią. – Szepcząc, wdowa grzebała w palenisku, ale spalone tam pismo zdążyły się już rozpaść w dłoniach żeńskiej mutantki poprzedniego dnia.
Przyglądający się wymiocinom Lasota, nie wiele mógł wywnioskować o niezwykłości ich posiłku, czy przyczyn zatrucia. Nie do końca strawiony bigos z niewielkim, niepogryzionym kawałkiem grzyba, wymieszany z papką chlebową, nie stanowił obrazu do zachwytu, ani większej uwagi. Co innego tyczyło się części domostwa, wyodrębnionej dla dzieci. Przewrażliwiony na punkcie własnego potomka, łysy weteran przyjrzawszy się ich posłaniom, wytargał niewielki pergamin spod poduszki, na którym znajdowały się dziecięce bazgroły. Wykonany kawałkiem zwęglonego drewienka obrazek, nie wzbudził na jego twarzy radości, lecz udzieliła mu się pacholęca trwoga — powróciły wszystkie silne i barwne lęki tego wczesnego okresu życia. Potwory wyłaniające się z cieni, rzucanych przez meble w migoczącym blasku świec. Monstra zamieszkałe w najciemniejszych kątach domostwa, czekające, aż przymkniesz powieki od zmęczenia. Bestie nawołujące z pogrążonego nocnym snem boru, czekające by rozedrzeć na strzępy ofiary.
Na wygarbowanym skrawku skóry widniała czteroosobowa niekształtna rodzina – matka, ojciec, syn i córka, trzymająca się za kółkowe ręce, odwrócona plecami. Starannie wykonany warkocz kobiety sięgał do pasa, ale to nie jemu najwięcej uwagi poświęciło dziecko. Jakby w oddali znajdowały się niby-konie ciągnące wóz, na którym znajdowała się zdeformowana postać o wielkich ślepiach nerwowo zakreślonych, w jednym miejscu przebitych na wylot. Wydawać się mogło, że Lasota ledwie chwilę wpatrywał się w ten obrazek, ale dla niego trwało to wieczność. Obrazek Lasota
Czerń jej oczu wirowała, malowana przez dziecięcą dłoń. Kręć się, kręć. Wszystko obracało się w prawo, coraz szybciej i szybciej. Nie potrafił oderwać wzroku od antracytowej głębi, aż w końcu materiał pękł pod naporem ostro zakończonej końcówki przypalonego drewienka, a mrok go połknął. Żebrząc o drogę w ciemności, nie wiesz kiedy znów zabłądzisz. – brzmiał głos w oddali.
Trzymał ciepłą dłoń matki z jednej strony i drżącą malusieńką rączkę młodszej siostry z drugiej, gdy stojąc w ciemnym pożerającym ich lesie, wpatrywali się na czerwony szlak handlowy. Minął ich wóz ciągnięty przez dwa kare konie, choć równie dobrze mogły mieć każdy inny odcień umaszczenia, bo w tym mroku wszystko wydawało się odcieniem czerni i szarości. Drewniana buda miała niewielkie zakratowane okienko z tyłu, przez które wpatrywały się w nich dwa wielkie ślepia. Najbardziej przerażające dwa jaśniejące nocą punkty. Metalowe pręty objęły kostropate dłonie, zbyt długie na ludzkie, jakby czteropalczaste, obrośnięte gdzieniegdzie dziwną grubą tkanką. Jechali do grodu niosąc śmierć. Tylko on to wiedział.
Zanim widok zakrył mu strażnik, wymawiając niezrozumiałe dla niego słowa, widział w tych oczach strach, przykryty gniewem. I zdążył zatracić się w tym spojrzeniu. Następnej nocy przebudzi go koszmar o tych ślepiach, a kolejnej nocy nie doczeka. Obrazek W tym czasie Feigir zdążył się przyjrzeć, wyciągniętemu z trawionej przez czerwie smażonej kapusty z mięsem, grzybowi. Nie był zielarzem, nie znał się szczególnie na mycologii, ale był nienajgorszym kucharzem. Wiedział, jakich grzybów nie wrzucać do gara, aby nie potruć innych i siebie. I tego konkretnego lepiej było nie spożywać – płaski i gładki kapelusz lśnił w świetle kaganka w odcieniach zieleni i żółci, a znajdujący pod spodem pierścień był przyrośnięty do trzonu.
Jeżeli sprawcą ich śmierci były grzyby, dziwnym było, że Sjertag nie zdiagnozował u nich zwykłego zatrucia, a zgodnie z jego zapisami, każdy z denatów miał nietypowy objaw – rozszerzone nienaturalnie źrenice. Intuicja Skelligijczyka jednak podpowiadała, aby podążał drogą usłaną przez grzyby i porosty. Czuł jednak irracjonalną obawę, gdzie może go doprowadzić.
Odganiając od siebie to nieprzyjemne uczucie, zajrzał na antresolę, pełniąca rolę dodatkowej spiżarki na produkty suche, które trzeba było kryć przed szkodnikami. Kilka worków ziarna, kaszy, grochu i soczewicy. Znalazł też trochę suszonych owoców. Między zapasami, mógł odnaleźć też garstkę ziół. Nie potrafił jednak określić na co się nadają. Było też tu kilka narzędzi rzemieślniczych, które przydatne były przy pracy kołodzieja.
Dopiero skrzypienie drabiny przy schodzeniu łysego draba, otrząsnęło Lasotę z letargu, przywróciło do rzeczywistości. Pergamin trzymał w zaciśniętej dłoni, a wpatrywał się w wypolerowany kawałek brązu, leżący przy posłaniu dzieci. Wynurzył się z odbicia ciemności swoich szeroko otwartych oczu. Wizja wydawała się zwykłą ulotną dziecięcą fantazją. Marą przychodzącą przed brzaskiem. Nieuchwytnym wspomnieniem wybujałej wyobraźni.
Rozbrzmiało kolejne skrzypnięcie, gdy wyspiarz stanął na jedną z desek. Rodzina Ignacego, jak wiele tutejszych, mogła sobie pozwolić na drewnianą podłogę zamiast klasycznego klepiska, a wszystko dzięki tętniącej na dużą skalę wycince drzew. Ta jedna skrzypiąca deska zwróciła szczególną uwagę Feigira, który ukucnął i poluzował ją. Pod spodem znajdowała się niewielka dziura, w której wepchnięty był bordowy, satynowy mieszek z kilkoma złotymi koronami. Dość duża sumą pieniędzy, jak na oszczędności miejscowego pomocnika stelmacha.
Nic tutaj więcej nie snajciemy, sbieramy się? – Janek niezbyt dobrze znosił przebywanie w tej dusznej i cuchnącej chacie.
Ilość słów: 0
Obrazek

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 276
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Lasota » 01 lis 2023, 11:15

— Jedli bigos z grzybami — stwierdził fachowo, gdy intensywnie wpatrywał się w papkę na podłodze. — Hm, z chlebkiem. Nie dodali kiełbaski, ciekawe czy podsmażyli kapustkę na smalcu? — myślał na głos, mrucząc pod nosem.
Lasota odczuwszy, że odkrył wszystko w rzygowinach, co było do odkrycia, postanowił sprawdzić posłania. Po chwili poszukiwań wyłowił dziecięcy rysunek, który wzbudził w nim niepokój, lecz także przebudził wyobraźnię. Ojciec, na moment całkowicie wyłączony z rzeczywistości, przeżywał minione wydarzenia niczym wyrocznia czy zbyt pobudzone dziecko. Bestia zza krat wywołała w nim gęsią skórkę, a fantomowe ciepło po dłoni siostry przywołało tęsknotę.
Otrząsnął się gwałtownie, potrząsając głową.
— Jasna cholera — zdziwił się przeżytą sensacją — Znaleźliście coś?! — zawołał do reszty, głośniej, niżeli było to potrzebne. — Mam tutaj jakiś dziecięcy rysunek — ujawnił nieco ciszej, dalej poruszony popisem swojej wyobraźni.
Po pewnym czasie grupa postanowiła podsumować swoje znaleziska. Lasota zalecił zrobienie tego na zewnątrz, żeby mógł przywołać do siebie syna.
— Daro, cho na tu! Pokaż, co znalazłeś.
Zwrócił się do reszty.
— Całe to zajście wygląda tak, jakby się potruli — mówił oczywistość, ale niczego innego nie odkrył wartego uwagi. — Jest jeszcze ten rysunek. Szkoda rodziny — podzielił się opinią smutniejszym głosem. — Moim zdaniem powinniśmy teraz zajść do tego gaju. A potem zagadać do naszego zleceniodawcy, w sensie, Hubrechta. Jakiś czas temu złapali jakiegoś łachmytę, być może ktoś się za niego mści i zabija mieszkańców?
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 294
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 02 lis 2023, 9:22

Nie trzeba było się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że młody handlarzyna trefnym towarem ma tu pełnię racji — gdyby ktoś zadał sobie trud wychędożenia tej jakże urokliwej chatynki, nie mieliby tu już po co przychodzić. Mogli mówić w tym kontekście o sporym szczęściu. Tymczasem, to właśnie w bigosie należało szukać prawdy, tudzież faktów do owej prawdy ich drużynę śmiałków zbliżających.
— Na zdrowie im to nie wyszło — podsumował Feigr nadzwyczaj celnie, bo przecież zgodnie z prawdą, słowa Wielomira. — Kapelutek płaski, pierścień na trzonie... Od dziecka mi powtarzano, że takich nie lza do strawy dać, bo mór pewny. Sromotnik mnie się widzi. Nic dziwnego, że trupem padli — przypomniał sobie słowa rodzicieli, karczmarzy przecie, tyczących się tego, czego z lasu nie przynosić. Bo jeszcze ktoś nieopatrznie dorzuci do zupy, czy inszej potrawy. I skończy się tak jak tutaj...
— Jeno jak...? Nie rozpoznali? Przecie jak na grzyby łazili często, tu wszędzie las, to mus im było wiedzieć jakie. Źle mówię? — zastanawiał się na głos Skelligijczyk, ale na to akurat pytanie odpowiedzi nie dane było mu znaleźć. Nie tu i nie teraz. Nie można było mu przy tym odmówić prób poszukiwań. Zaraz potem wszedł na poddasze, tylko po to, by połączona z przerzucaniem worków rewizja nie dała żadnych efektów.
— Co jest? — spytał krótko, będąc już z powrotem na parterze, spostrzegając Lasotę wracającego z czegoś co przez moment zdawało się być zakamarkami jego własnego umysłu. A może właśnie nie był to jego umysł...?
— Co to za szkaradztwo? — nie krył krytyki pięściarz, nie doprecyzowując jednak, czy ma na myśli sam rysunek, czy to co się na nim znajdowało. I jego dopadła wraz zaduma, której nie przeszkodził nawet obrzydliwy, słodkawy zapach zepsutej żywności, roznoszący się po całej chałupie. I gdy tak łaził, rozmyślając, wyczuł jak zbutwiała deska luzuje się pod jego stopą i zarywa, a on sam prawie kończy z jedną nogą w potrzasku.
D'yaebl! Bloede arse... — zaklął z twardym akcentem, przy czym tyranię bluzgów w skelligijskim narzeczu zakończył całkiem szybko, spostrzegając w co właściwie wdepnął.
— Mieszek... I to nielekki, widzi mnie się. Zapłata za coś. Albo oszczędności, nie da się wykluczyć — stwierdził, unosząc znalezisko w dłoń. Musiał przyznać, że złowrogi plan przywłaszczenia sobie monet, albo i podzielenia ich między ich grupę nawiedził jego myśli, tylko po to by zaraz je opuścić. Mieszek jednak i tak wziął, „na przechowanie”, jak sobie tłumaczył. Choćby po to, by zaprezentować go potem jako dowód, że nie siedzieli na rzyciach, pierdząc w stołki.
— Mści się czy nie — cokolwiek jest na tym rysunku, z własnej woli się w mieście nie zjawiło. Może w baszcie dowiemy się więcej. Ale wpierwiej do gaju, dobrze prawisz, Kaedweńczyku. Im więcej będziem mogli przedstawić Heneltowi, tym lepiej dla nas. A teraz chodźta, bo nawet ja tracę węch od tej kapusty chędożonej.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 266
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Asteral von Carlina » 03 lis 2023, 19:37

Kasdy z tutejsych sna się na gsybach, te bory są w nie strojne. Niektósy mylą jednak sromotnika od cubajki. Łatwo snaleść gsyby w lesie, cięsej je ponasywać.
To musiała być okropna śmierć. – Héadi na twarzy miała wyraz rzeczywistej trwogi, ale daleko było jej do tego widma tuż po tym, jak dowiedziała się o śmierci męża. – I te niczego winne dziatki.
Dla postronnych osób, wydawać się mogło, że Lasota pogrążył się zaledwie w swoich wspomnieniach z dzieciństwa, przerażających fantazjach, czy rozważaniach na temat przyczyn niewyjaśnionych do tej pory zgonów. Nikt więc nie zaczepił go, nie wyrywając z tego snu na jawie, pozwalając zapadać się w nich coraz głębiej. Dopiero skrzypienie drabiny okazało się wybawieniem.
Im się już nie przyda. – Janek wypowiedział słowa, które niektórym kołatały się w głowach. – Ale niezłą sumę uzbierał Ignacy.
Któż by trzymał złoto w atłasowym mieszku? Widzi mi się, że to wszystko jest ze sobą powiązane. Powiadają, że mowa jest srebrem, a milczenie złotem. – Zastanawiając się nad odkrytymi poszlakami, opuściła chatę za sugestią Lasoty. – Co żeś tam ciekawego znalazł?
Nie trzeba było dwukrotnie powtarzać Daromirowi, aby pochwalił się swoimi znaleziskami. Z ekscytacją i pełną powagą prezentował kolejne „coś, co zostawili tam ludzie” z przekonaniem, że pomoże to w rozwiązaniu sprawy. Wystrugany z drewna rycerz dzierżący w dłoni w miecz i tarczę, zakrywającą całe jego tułowie, z którego zeszła już zupełnie farba. Miedziany grosz brudny od ziemi. Fragment potłuczonego glinianego naczynia, prawdopodobnie wazy. Prosty kijek, do którego niegdyś przywiązany był groszek, zanim się przewrócił. Porzucona motyka z połamanym trzonem i przerdzewiałym ostrzem. Zasupłany lniany sznurek. Drewniany koralik. Niewielki nożyk.
Więcej rzeczy nie zdążyłem znaleźć… - Poskarżył się, ale na jego twarzy nie zniknął nawet na moment uśmiech. – … ale czy mógłbym zachować tego rycerza?
Czy… czy… czy to szkaradztwo mogło dopaść mojego Relemisa? – Załkała wpatrując się w kartkę przyniesioną przez weterana. – Kto mógł je tutaj ściągnąć? Jaki szalony umysł…
A te dciecięce basgroły – chyba sa wiele uwagi im psykuwacie. Dsieci mają nie małą fantasję. Nie mniejsą co niektósy tutaj obecni. Obrazek Przez pewien czas szli w ciszy. Janek zupełnie nie zdawał sobie sprawy, że powiedziała o kilka słów za dużo. Jadwiga dalej przeżywająca swoje wyobrażenie, w którym karykaturalna, ale jednak przerażająca, nabazgrana dziecięcą dłonią, postać, pożerała jej ukochanego. Tylko Daro, zupełnie nie wyczuwający zagęszczonej atmosfery, gdy minęli pierwszą linię drzew, zaczął gadać za dużo. Najpierw dopytując się o zdrowie ojca, chcąc obejrzeć jego ranę. „Czy na pewno nie sczerniała i nie będzie trzeba ojcu odciąć głowy”. Później opowiadając o znalezionych w ogródku przedmiotach i wymyślając do nich historię, w jaki sposób mogły się tam znaleźć i jaką niezwykłe przygody przeżyły wcześniej. O szczęśliwej monecie, którą jakiś chłopczyk dostał kiedyś od matki, zanim ta wyruszyła w zamieci do oddalonego o wiele kilometrów lazaretu. O patyku, który niegdyś podtrzymywał zwykły groszek, zanim ten zmienił się w wielką latorośl sięgającą chmur, gdzie mieszkały olbrzymy.
Ojcze, ja chyba się pomyliłem. Ten jeden koralik, który znalazłem w tym ogródku, to był mój. Ta wiedźma kazała mi ich pilnować, ale już kilka zgubiłem. Przepraszam. – Zaczął się martwić. – A jeśli zgubiłem ich dużo więcej? A jeśli ja już żadnego nie mam? – Zaczął nerwowo przeszukiwać sakiewkę, która nosił na szyi, a w której były rzeczone koraliki. – Nie mam ich wszystkich. Czy to znaczy, że krótko będę żył? Wrócimy się ich poszukać? Na pewno zgubiłem ich więcej w tym ogródku, albo sprawdźmy u tego uzdrawiacza. Może zostawiłem je w pokoju, jak się nimi bawiłem?
Wkroczyli na stary szlak, który został zastąpiony przez czerwony trakt handlowy. Skrzyżowanie dróg, wydawało się jakby znajome Lasocie. Jakby już kiedyś tutaj był. Z opowieści Janka, który nieco się ożywił, wynikało, że z powodu napadów bandytów i warunków przyrodniczych, została porzucona. Płynąca niedaleko Rna, w czasie ulewnych dreszczów, wylewała, tworząc tutaj mokradła. Żaden wóz nie był w stanie tędy przejechać. Mieszkańcy jednak plotkują, że to z powodu znajdującej się w głębi świątyni starych bóstw, kasztelan Czabor postanowił wyznaczyć nową drogę.
Las wydawał się robić coraz ciemniejszy i mroczniejszy, choć minęło ledwie południe. Zawiał nawet nieprzyjemny wiatr, który poruszył suknią wdowy. Zrobiło się jakby chłodniej. Drzewa przeraźliwie zaskrzypiały. To ich wyobraźnia płatała im figle. Na drodze widoczne były dość świeże ślady wozu, gdzie zbierała się woda. Zaczynali wkraczać do tej bardziej podmokłej części boru.
Nie wiem, czy nie powinniśmy poczekać w Zajeździe razem z Daromirem? — Zasugerowała ich towarzyszka widocznie zaniepokojona. – Nie jest to bezpieczne miejsce dla dziecka. Moglibyśmy poszukać twoich koralików?
Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 294
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Sromota

Post autor: Arbalest » 08 lis 2023, 9:59

— Okropna. U nas na wyspach o śmierć niełatwo, ale ma ona przynajmniej sens jakiś, czasem nawet samemu się jej szuka. Ludzie umierają z honorem, za coś w co wierzą, z godnością, nawet jak giną paskudnie. Większość przynajmniej. A ci tutaj...? Poginęli jak psy, bez szczególnego powodu. Zatruć się grzybami... Parszywy koniec. Zasrany Kontynent... — nie omieszkał potwierdzić dywagacji Héadi, niepomny, że tylko pogorszy to jej samopoczucie, aniżeli w jakikolwiek sposób pomoże.
Gdy tylko to do niego dotarło, spróbował jakoś załagodzić niedawne słowy, uspokoić kobietę, odpokutować za nieopatrznie uczynioną krzywdę.
— Jeszcze nie wiemy, ale znajdziemy go. Ten atłasowy mieszek — musiał go dostać od kogo z pieniędzmi, a w tych stronach takich niewielu. Stawiam na tego magika, co się obok kasztelanowej kręci. Ale to już żem mówił... Chodźmy stąd. Złe to miejsce, to i złe wspomnienia przywodzi — zaproponował, samemu wybywając z chaty.
Niewiele go obchodziło co znalazł malec Lasoty, bo i wątpił, że cokolwiek z tego miało jakie znaczenie dla sprawy. Nie był jednak na tyle gruboskórny, by niszczyć mu zabawę. Zostawił więc nie swoją sprawę w spokoju.
— Dzieci miewają wyobraźnię — przekonywał sceptycznego Janka. — Ale też widzą czasem więcej jak my. I lubią przenosić to na papier, nieświadome czasem. Niektóre, przynajmniej. Nie zrzędź już, szukamy igły w stogu siana, to i każdą poszlakę trza sprawdzić. Chyba, że masz ty lepszy pomysł...
Obrazek
Przez pięć, może dziesięć minut nie mówił nic, próbując zebrać myśli. W końcu, po kolejnej chwili dłużącego się marszu, przemógł się, by być jedyną osobą poza młodym albinosem, która rozdziawi usta do kogoś innego z ich małej watahy. Tym kimś okazała się wdowa.
— Twój Relemis... Na pewno był dobrą osobą. Opowiesz o nim? Jaki on był? Jak się poznaliście? — zagaił z lekka nieśmiało, licząc, że to ona się rozgada, a jemu wystarczy rzucić zdanie czy dwa i przytakiwać od czasu do czasu. Czuł więź z kobietą, ale jej charakter był daleki od sercowej. Dziwnym trafem przypominała mu siostrę... czy raczej obie siostry, o których pamięć, przez upływ lat, zlała się w jeden monolit o połączonych charakterach obydwojga. Oprócz tego, Feigra i Héadi łączył inny szczegół — obydwoje kochali przedstawiciela ludu Aen Seidhe. Pięściarzowi łatwiej było ją pod tym względzie zrozumieć, niż gruboskórnemu Lasocie. Ciekawe czy ją też zdarzyło mu się nazwać w pogardzie „miłośniczką elfów”.
— Też miałem kobietę. Elfkę, jakkolwiek ciężko w to uwierzyć, patrząc na moją gębę. Też ją straciłem — odeszła zostawiając list. Choć może to nie to samo... Mam nadzieję, że jeszcze ją spotkam któregoś dnia, o ile jaki człowiek jej nie zaszlachtował. Ja... mam nadzieję, że jeszcze znajdziesz szczęście, Héadi — słowa potencjalnej nici zrozumienia przychodziły z trudem, aż w końcu przestały przychodzić w ogóle i wyspiarz zamknął się, nie wiedząc jak kontynuować rozmowę. Dlatego propozycję wdowy o zabraniu Daromira z powrotem przyjął z pewną ulgą. Pora była, by stawić czoła niebezpieczeństwu. W tym był o wiele lepszy, niż w pocieszaniu kogoś, kto właśnie stracił bliską osobę.
— Nie jestem ja ci pewny, czy teraz nawet wieś będzie bezpieczniejszym miejscem. Ale zatrzymać cię nie zamierzam. Tylko tam będziecie zdani na siebie, a ja prędzej zginę, niż dam was tu skrzywdzić. A ty? Co sądzisz, Kaedweńczyku?
W słowach tych było niewiele romantyzmu — Feigr mówił całkiem poważnie. Czego by nie mówić — wyglądał na takiego, co był gotów zasłaniać własnym ciałem.
Ilość słów: 0
Obrazek

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław