Sromota
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Sromota
Kontynuując atmosferę Eventu Saovine, otwieram ptasią opowieść pełną grozy, sekretów i niedopowiedzeń. Rozgrywka jest skierowana dla każdego chętnego gracza, który odważy się zetknąć z nieodgadnionym niebezpieczeństwem – może będzie to nadnaturalna siła, a może po prostu ludzka ohydna natura. Fabuła rozgrywa się w naszym świecie wiedźmińskim, może mieć pośredni wpływ na wydarzenia, plotki lub wasze postacie. Rozgrywka ma miejsce 1271 roku wczesną jesienią. Przewidziałem dwa warianty rozgrywki, każdy z graczy może wybrać jeden z nich:
a) uczestniczysz w rozgrywce prowadząc swoją główną postać z Vatt’ghern – wydarzenia z opowieści będą miały bezpośredni wpływ na twoja postać, będzie doświadczała realnego zagrożenia swoich dóbr materialnych i naturalnych, ale przewidziane są lepsze nagrody.
b) uczestniczysz w rozgrywce tworząc nową postać zgodnie z ogólno przyjętym wzorem — ale historia twojej nowej postaci musi być ściśle powiązana i w pewnych aspektach bliska emocjonalnie z główną postacią z Vatt’ghern, ale nie wroga. Może być to ktoś bliski z rodziny, dawny kochanek, porzucone dziecko, zaginiony przyjaciel… pozostawiam to twojej wyobraźni. W takim wypadku możesz liczyć na drobniejsze fanty materialne po odbyciu przygody.
Na zgłoszenia i przesłanie Karty Postaci w pw lub na discordzie czekam do 8 stycznia 2023.
a) uczestniczysz w rozgrywce prowadząc swoją główną postać z Vatt’ghern – wydarzenia z opowieści będą miały bezpośredni wpływ na twoja postać, będzie doświadczała realnego zagrożenia swoich dóbr materialnych i naturalnych, ale przewidziane są lepsze nagrody.
b) uczestniczysz w rozgrywce tworząc nową postać zgodnie z ogólno przyjętym wzorem — ale historia twojej nowej postaci musi być ściśle powiązana i w pewnych aspektach bliska emocjonalnie z główną postacią z Vatt’ghern, ale nie wroga. Może być to ktoś bliski z rodziny, dawny kochanek, porzucone dziecko, zaginiony przyjaciel… pozostawiam to twojej wyobraźni. W takim wypadku możesz liczyć na drobniejsze fanty materialne po odbyciu przygody.
Na zgłoszenia i przesłanie Karty Postaci w pw lub na discordzie czekam do 8 stycznia 2023.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Zdobywszy raz przewagę Lasota nie zamierzał jej oddawać, przeprowadzając serię ciosów. Najpierw prawy prosty, później lewy sierpowy. I znów. Powtórka z rozrywki. Uderzenie za uderzeniem leciało w stronę wyspiarza, który dość zwinnie je unikał. Niektóre przyjmując na ciągle gotową gardę. Większość razów leciała na lewe ramie pięściarza.
Feigr nie potrafił przełamać się przez grad, który zafundował mu jego starszy towarzysz, zapewniając widzom niezwykle pouczający spektakl, że i w starym ciele, młody duch. Dwaj niewyrośli bracia mieli coraz bardziej skwaszone miny, a w oczach córki karczmarza malowała się prawdziwa troska. Natomiast kilku młodzików, którzy od początku wróżyli wygraną weteranowi, zacierali już ręce, myśląc o pomnożeniu obstawionych denarów.
Feigr nie potrafił przełamać się przez grad, który zafundował mu jego starszy towarzysz, zapewniając widzom niezwykle pouczający spektakl, że i w starym ciele, młody duch. Dwaj niewyrośli bracia mieli coraz bardziej skwaszone miny, a w oczach córki karczmarza malowała się prawdziwa troska. Natomiast kilku młodzików, którzy od początku wróżyli wygraną weteranowi, zacierali już ręce, myśląc o pomnożeniu obstawionych denarów.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Przypominało to oblężenie. Trebusze miotały ogromnymi pociskami, żeby naruszyć mury twierdzy, w ten sam sposób wściekłe pięści Lasoty wystawiały na próbę obronę wyspiarza. Weteran napierał, atakował, wykorzystywał inicjatywę. Nie obchodziła go wygrana czy przegrana, bo o nic się nie zakładał. Walczył, niemal nagi, ukazując piękno swojej męskości i wojowniczość duszy. Płonął wewnętrznie, dumny, że dawał radę stanąć w szranki z młodszym od siebie. Prawdziwa mądrość płynęła zawsze z dołu, więc Wielomir nabywał wprawy, bijąc młodego.
Oblężenie trwało. Kolejne razy leciały wprost w Feigra.
Oblężenie trwało. Kolejne razy leciały wprost w Feigra.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Ostatnie uderzenie, wymierzone w prawe ramie Feigra, prawie zatrzęsło tą niewzruszoną kamienną twierdzą mięśni. Prawie cofnął się o krok, gdy poczuł napierającą pięść. Ale było to za mało, aby wytrącić go z równowagi. Poprawił gardę i był już gotowy, aby odgryźć się za pokaz witalności starszego. To był ten moment, aby wyrównać rachunek.
Publiczność jakby wstrzymała wspólnie w tym samym jednym momencie oddech, wyczekując napięcia, iskrzącego się w cyklopim oku, które zaraz miało się rozładować.
Publiczność jakby wstrzymała wspólnie w tym samym jednym momencie oddech, wyczekując napięcia, iskrzącego się w cyklopim oku, które zaraz miało się rozładować.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 368
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Przeszarżował i zapłacił za to cenę. Nietrafiony cios w podbródek rycerza rozpoczął lawinę kolejnych batów, przedłużoną tylko próbami jego własnej defensywy. Robił co mógł, by odskakiwać, zasłaniać się gardą, ale Wielomir zdołał zasypać go gradem ciosów, na które Wyspiarz — o dziwo — nie był przygotowany. Najgorzej zniósł pierwszy atak, na wątrobę — to jego obawiał się najbardziej. Tego rodzaju uderzenia miały opóźniony zapłon, trochę jak te słynne w niektórych kręgach petardy z Zerrikanii. Musiał zdążyć obalić starszego przeciwnika, nim odczuje konsekwencje swej brawury.
W pewnym momencie zdecydował się przyjąć jeden z ciosów — przeciwnik trzasnął go w ramię, Feigrem zatrzęsło... ale nie powstrzymało go to przed zebraniem się do kontry, po ostatnim zepchnięciu do obrony. Ruszył na oponenta, mimo obolałych ramion, markując dwa ciosy proste. Cały wysiłek włożył jednak tak naprawdę w ostatni zamach — ten zadany od dołu, jakby pchał nie pięścią, a grotem włóczni.
W pewnym momencie zdecydował się przyjąć jeden z ciosów — przeciwnik trzasnął go w ramię, Feigrem zatrzęsło... ale nie powstrzymało go to przed zebraniem się do kontry, po ostatnim zepchnięciu do obrony. Ruszył na oponenta, mimo obolałych ramion, markując dwa ciosy proste. Cały wysiłek włożył jednak tak naprawdę w ostatni zamach — ten zadany od dołu, jakby pchał nie pięścią, a grotem włóczni.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
W końcu Feigr otrząsnął się z marazmu i odgryzł się przeciwnikowi wykonując silny cios w jego prawe ramię. Nie można było zaprzeczyć, ale ten typ miał siłę. Wymiana ciosów wzbudzała żywe reakcje obserwatorów. Niziołki odzyskały wiarę, że jeszcze odzyskają obstawione pieniądze, gdy na twarzy Wielomira pojawił się szczery grymas. Ręka go już bolała, gdy wyspiarz napierał na jego prawy bok.
Nie był to jeszcze koniec ich starcia. Każdy z nich miał szansę, aby wygrać ten pojedynek. Każdy miał szansę, aby zaimponować kobietom przyglądającym się z zaciekawieniem i zawstydzeniem dwóm mężczyznom prezentujących swoje napięte rozgrzane mięśnie.
Nie był to jeszcze koniec ich starcia. Każdy z nich miał szansę, aby wygrać ten pojedynek. Każdy miał szansę, aby zaimponować kobietom przyglądającym się z zaciekawieniem i zawstydzeniem dwóm mężczyznom prezentujących swoje napięte rozgrzane mięśnie.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Wielomirowi zaczęły już doskwierać ręce, gdyż były nie tylko zmęczone wyprowadzaniem ciosów, lecz również osłabione atakami oponenta. Kropelki potu pojawiły się na jego głowie, zaczął szybciej oddychać. Zdradzał zmęczenie, ale kontrolował jeszcze oddech. Był w stanie walczyć, każdy inny stan nie miał już znaczenia.
Dawny najemnik postanowił brutalnie podejść do sprawy. Jedną ręką spróbował złapać bark wyspiarza, żeby drugą pierdolnąć mu wprost w cymbał.
Dawny najemnik postanowił brutalnie podejść do sprawy. Jedną ręką spróbował złapać bark wyspiarza, żeby drugą pierdolnąć mu wprost w cymbał.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Szarpnął wyspiarza za ramię, chcąc następnie zmasakrować i tak jego szpetny ryj, naznaczony znamionami licznych bójek. Nie był to jednak pierwszy lepszy wioskowy obwieś, nadstawiający drugi policzek. Pięść Lasoty przeszyła powietrze bez żadnego oporu, bo jego przeciwnik dawno wykonał unik, szykując się do rewanżu.
Nie było na co marnować czasu. Widzowie niecierpliwili się, pragnąć by polała się krew. Inni licząc już zyski w głowie. Inni zaś, choć przerażeni widokiem mordobicia, nie mogli oderwać wzroku.
Nie było na co marnować czasu. Widzowie niecierpliwili się, pragnąć by polała się krew. Inni licząc już zyski w głowie. Inni zaś, choć przerażeni widokiem mordobicia, nie mogli oderwać wzroku.
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 368
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Wyspiarz zarechotał, rozumiejąc ironię sytuacji — na początku walki zobaczył tylko amatora, machającego łapami jak cepem. Niezależnie od tego, czy rzeczywiście było to tylko szczęście nowicjusza, czy dym w oczy, by zamaskować autentyczny kunszt pięściarski, Feigr dał się podejść. Tyle dobrego, że teraz przynajmniej wiedział, że może iść na całość.
— Masz dość? — wychrypiał z uśmiechem zdecydowanie bardziej obolały i zmęczony niż na początku. Pojedynek nie szedł po jego myśli i gdyby nie zajmował się tym zawodowo, pewnie już leżałby twarzą w błotku. Nie z nim jednak te numery, za dużo ludzi patrzyło. Karczmarka też patrzyła. Za wiele było do wygrania.
Wiedział co Lasota chce zrobić, już w momencie, w którym chwycił go za bark. Pozwolił mu na to, tylko po to by w momencie próby uderzenia przejść pod jego wyciągniętym ramieniem i wykorzystać fakt, że Kaedweńcowi brakło już zasięgu. Odpowiedział kolejnym potężnym zamachem sierpowym na jego policzek i skroń.
— Masz dość? — wychrypiał z uśmiechem zdecydowanie bardziej obolały i zmęczony niż na początku. Pojedynek nie szedł po jego myśli i gdyby nie zajmował się tym zawodowo, pewnie już leżałby twarzą w błotku. Nie z nim jednak te numery, za dużo ludzi patrzyło. Karczmarka też patrzyła. Za wiele było do wygrania.
Wiedział co Lasota chce zrobić, już w momencie, w którym chwycił go za bark. Pozwolił mu na to, tylko po to by w momencie próby uderzenia przejść pod jego wyciągniętym ramieniem i wykorzystać fakt, że Kaedweńcowi brakło już zasięgu. Odpowiedział kolejnym potężnym zamachem sierpowym na jego policzek i skroń.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Odsłonił się zaledwie na moment, chybiając w powietrze, zamiast w ryj skelligejczyka, ale to wystarczyło, aby stworzyć mu okazję do rewanżu. Nikt jednak się nie spodziewał, że chłop włoży w ten cios całą siłę, którą dał mu Hemdall oraz lata ćwiczeń i ciężkiej fizycznej pracy. Trudno jest jednak stwierdzić, czy był to przejaw rozdrażnienia i znużenia potyczką, czy chęć popisania się przed dziewczyną o kasztanowych, schludnie spiętych włosach.
Ja sam, jako naoczny widz tych wydarzeń, byłem przekonany, że mocarne uderzenie Feigra było wynikiem wrodzonego braku wyczucia. Oznaką bezmyślnej siły, która nieraz przynosiła mu zwycięstwo w mordobiciach, a innym razem poważne kłopoty, gdy poturbowany przez niego kmiotek nigdy nie wracał do zdrowia.
Prawy sierpowy wykierowany w policzek i skroń weterana, uderzył nagle i precyzyjnie. Jego ciało skręca się, unosząc prawą rękę, a każdy mięsień jego ciała widocznie się napina. Przez ten moment wyspiarz wyglądał jak subtelnie wyciosana rzeźba z marmuru. Kiedy cios dociera do celu, słychać trzask, a twarz Lasoty gwałtownie obraca się. Długo wyczekiwana krew tryska na wydeptane klepisko z rozciętego łuku brwiowego, barwiąc połowę twarzy Lasoty karmazynowo.
Kaedweńczyk nie zdążył już odpowiedzieć na impertynencki komentarz, ledwo odczuwając pulsujący, przeszywający jego czaszkę ból, zatoczył się tracąc równowagę i przewracając. Wyłożył się na ziemi nieprzytomny. Górujący nad nim zwycięzca pojedynku, lekko zmęczony i nieco szybciej oddychający, z jedną kroplą potu spływającą po jego czole – czuł jak piecze go pięść. Miał już powody do dumy.
Po chwili martwej ciszy, która zapanowała w momencie utraty przytomności przez Lasotę, rozbrzmiała wrzawa. Jedni krzyczeli, wiwatując zwycięzcy, otaczając go i klepiąc po plecach. Inni przeliczali zarobione pieniądze, a najbardziej z nich wszystkich zadowolony był niziołek Vido o gęstych i ciemnych bokobrodach na swojej pyzatej twarzy zwieńczonej kartoflanym nosem. Niektórzy sugerowali, że jego ojcem był krasnolud. Czy to przez niezbyt urodziwą twarz, czy smykałkę do interesów i zamiłowanie do złota, nikt nie odważył się powiedzieć na głos. Z uwagą przyglądający się walce drwal, który był chłopem potężnym jak sekwoja, podszedł do nieprzytomnego wojaka, przy którym klęczał zaniepokojony syn.
– Tato nie umieraj. – Wykrzykiwał ku uciesze niektórych młokosów, drwiących z przewrażliwionego albinosa.
— Przyniosę sole trzeźwiące i świeżej wody. – Dodała Mira, która zamiast do wyspiarza, pobiegła do jego nieprzytomnego kamrata.
– A co tutaj się podziało? – Wdowa zdążyła właśnie opuścić karczmę, gdy ujrzała harmider, który towarzyszył rozstrzygnięciu bijatyki. – Wszyscy cali?
— Świetna walka. — Zaczął klaskać w dłonie Janek, mówiąc to ni to do Lasoty, ni to do Feigra, ni to do wdowy.
Ja sam, jako naoczny widz tych wydarzeń, byłem przekonany, że mocarne uderzenie Feigra było wynikiem wrodzonego braku wyczucia. Oznaką bezmyślnej siły, która nieraz przynosiła mu zwycięstwo w mordobiciach, a innym razem poważne kłopoty, gdy poturbowany przez niego kmiotek nigdy nie wracał do zdrowia.
Prawy sierpowy wykierowany w policzek i skroń weterana, uderzył nagle i precyzyjnie. Jego ciało skręca się, unosząc prawą rękę, a każdy mięsień jego ciała widocznie się napina. Przez ten moment wyspiarz wyglądał jak subtelnie wyciosana rzeźba z marmuru. Kiedy cios dociera do celu, słychać trzask, a twarz Lasoty gwałtownie obraca się. Długo wyczekiwana krew tryska na wydeptane klepisko z rozciętego łuku brwiowego, barwiąc połowę twarzy Lasoty karmazynowo.
Kaedweńczyk nie zdążył już odpowiedzieć na impertynencki komentarz, ledwo odczuwając pulsujący, przeszywający jego czaszkę ból, zatoczył się tracąc równowagę i przewracając. Wyłożył się na ziemi nieprzytomny. Górujący nad nim zwycięzca pojedynku, lekko zmęczony i nieco szybciej oddychający, z jedną kroplą potu spływającą po jego czole – czuł jak piecze go pięść. Miał już powody do dumy.
Po chwili martwej ciszy, która zapanowała w momencie utraty przytomności przez Lasotę, rozbrzmiała wrzawa. Jedni krzyczeli, wiwatując zwycięzcy, otaczając go i klepiąc po plecach. Inni przeliczali zarobione pieniądze, a najbardziej z nich wszystkich zadowolony był niziołek Vido o gęstych i ciemnych bokobrodach na swojej pyzatej twarzy zwieńczonej kartoflanym nosem. Niektórzy sugerowali, że jego ojcem był krasnolud. Czy to przez niezbyt urodziwą twarz, czy smykałkę do interesów i zamiłowanie do złota, nikt nie odważył się powiedzieć na głos. Z uwagą przyglądający się walce drwal, który był chłopem potężnym jak sekwoja, podszedł do nieprzytomnego wojaka, przy którym klęczał zaniepokojony syn.
– Tato nie umieraj. – Wykrzykiwał ku uciesze niektórych młokosów, drwiących z przewrażliwionego albinosa.
— Przyniosę sole trzeźwiące i świeżej wody. – Dodała Mira, która zamiast do wyspiarza, pobiegła do jego nieprzytomnego kamrata.
– A co tutaj się podziało? – Wdowa zdążyła właśnie opuścić karczmę, gdy ujrzała harmider, który towarzyszył rozstrzygnięciu bijatyki. – Wszyscy cali?
— Świetna walka. — Zaczął klaskać w dłonie Janek, mówiąc to ni to do Lasoty, ni to do Feigra, ni to do wdowy.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 368
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Takiego ciosu nie powstydziłby się szarżujący bies, a może nawet i sam Tyr. Pytanie tylko — czy było warto? To miał być tylko sparing. Nie walczyli na śmierć i życie, ba — nie walczyli nawet na pieniądze, bo i kwoty zakładu nie zdążyli ustalić. Wyspiarz stał teraz w lekkim rozkroku, łapiąc oddech, gdy docierała do niego powaga sytuacji. W końcu odezwała się też wątroba — charakterystyczne ukłucie w okolicy organu zasygnalizowało, że zakończył walkę rychło w czas. Otoczony wiwatującym tłumem wpatrywał się tylko w powalonego przeciwnika.
— Wystarczy już! Zostawcie! Miejsce zróbcie, d'yaebl! — ryknął, wyrywając się spomiędzy nich i kucnął na jednym kolanie przy pokonanym, zaraz obok lamentującego Daromira. Wygrana czy nie — opieka nad rannym była w tym momencie priorytetem. Jako adept sztuki medycznej, Feigr był świadom, że z jego towarzyszem mogły się teraz dziać złe rzeczy.
— Kaedweńczyku...? Lasota! Żyjesz ty? Panienka Mira przyniesie te sole. I zimny okład, jak się jaki znajdzie. A wy trzej — mordy w kubeł, pókim dobry! — zwrócił się, po kolei, do nieprzytomnego, zaraz potem do karczmarki, a na końcu do lejącej z albinosa gówniarzerii, których rechoty zwyczajnie go wkurwiały. Wykorzystując swoją szczątkową wiedzę, sprawdził grubymi palcami najpierw jego puls, potem oddech, a na koniec obmacał mu kości twarzy w okolicy miejsca uderzenia, tak jak zrobiłaby to jego dawna kochanka.
— Oddycha. Będzie żył. Kości... chyba ma całe, nic nie pękło... Tak mnie się zdaje — przekonywał niepewnie, po czym podniósł wzrok na ponownie przybyłą Héadi i w jego oku pojawiło się coś na kształt iskierki wyrzutów sumienia.
— Ćwiczyliśmy...
— Wystarczy już! Zostawcie! Miejsce zróbcie, d'yaebl! — ryknął, wyrywając się spomiędzy nich i kucnął na jednym kolanie przy pokonanym, zaraz obok lamentującego Daromira. Wygrana czy nie — opieka nad rannym była w tym momencie priorytetem. Jako adept sztuki medycznej, Feigr był świadom, że z jego towarzyszem mogły się teraz dziać złe rzeczy.
— Kaedweńczyku...? Lasota! Żyjesz ty? Panienka Mira przyniesie te sole. I zimny okład, jak się jaki znajdzie. A wy trzej — mordy w kubeł, pókim dobry! — zwrócił się, po kolei, do nieprzytomnego, zaraz potem do karczmarki, a na końcu do lejącej z albinosa gówniarzerii, których rechoty zwyczajnie go wkurwiały. Wykorzystując swoją szczątkową wiedzę, sprawdził grubymi palcami najpierw jego puls, potem oddech, a na koniec obmacał mu kości twarzy w okolicy miejsca uderzenia, tak jak zrobiłaby to jego dawna kochanka.
— Oddycha. Będzie żył. Kości... chyba ma całe, nic nie pękło... Tak mnie się zdaje — przekonywał niepewnie, po czym podniósł wzrok na ponownie przybyłą Héadi i w jego oku pojawiło się coś na kształt iskierki wyrzutów sumienia.
— Ćwiczyliśmy...
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Starsza córka szynkarza przytaknęła jeno, odstępując od nieprzytomnego mężczyzny i pognała do środka. Nim wróciła powrotem z wilgotną szmatą na okład i solami trzeźwiącymi, donośny głos Feigra, połączony z ogólnym chaosem, który nastał na podwórzu, a może niedelikatny proces obdukcji, przywrócił Lasotę do żywych.
Otworzył prawe oko, drugie nadal mając bardziej przymrużone bo krew sączyła się ze świeżej rany, choć jego spojrzenie było mętne i mało świadome. Ledwo chwilę temu walczył z wyspiarzem w towarzyskiej walce, a teraz leżał na ziemi z otaczającym ich wianuszkiem zamartwionych osób, włącznie ze szlochającym synem. Głowa paskudnie mu pulsowała, jakby dostał obuchem, a nie wiele się tutaj mylił. Prawy sierpowy jednookiego był groźniejszy niż stalowy buzdygan w nieporadnych dłoniach.
– Tato! Patrzcie otworzył oko. Wszystko będzie dobrze? – Dopytywał się zaniepokojony chłopak, zupełnie nie przejmując się spojrzeniami innych. Nie zachowywał się jak dojrzały młodzieniec, na jakiego wychowywał go rodziciel, lecz niezaradne dziecko zmartwione o życie swojego rodzica.
– Oj wsio będzie jomko, tylko daj baćko dojść do siebie. Janek zabierz młodego, niech baćko da mu jakieś słodkości. – Mira przyłożyła zmoczony chłodną wodą opatrunek do pulsującej skroni weterana, przynosząc lekką ulgę. Spojrzała z troską również na drugiego z walczących. – A wy Panie, jak się czujecie?
Lewy policzek Lasoty nabrał głębokiego buraczanego koloru, do wieczora powinien zrobić się siny, a skroń trzeba będzie zszyć. Poza tym oględziny przyniosły dobre wieści – prawdopodobnie nic więcej mu nie dolegało. Kości były całe. Oko nie zostało uszkodzone.
– Zostawić mężczyzn ino na chwilę, a już po mordzie sobie dali. – Stojąca z tobołkiem prowiantu wdowa, nie wydawała się przejęta wydarzeniami. – Mieli po ćwiczyć… a jeden leży pół żywy. Macie Panie Feigr za silną rękę.
Otworzył prawe oko, drugie nadal mając bardziej przymrużone bo krew sączyła się ze świeżej rany, choć jego spojrzenie było mętne i mało świadome. Ledwo chwilę temu walczył z wyspiarzem w towarzyskiej walce, a teraz leżał na ziemi z otaczającym ich wianuszkiem zamartwionych osób, włącznie ze szlochającym synem. Głowa paskudnie mu pulsowała, jakby dostał obuchem, a nie wiele się tutaj mylił. Prawy sierpowy jednookiego był groźniejszy niż stalowy buzdygan w nieporadnych dłoniach.
– Tato! Patrzcie otworzył oko. Wszystko będzie dobrze? – Dopytywał się zaniepokojony chłopak, zupełnie nie przejmując się spojrzeniami innych. Nie zachowywał się jak dojrzały młodzieniec, na jakiego wychowywał go rodziciel, lecz niezaradne dziecko zmartwione o życie swojego rodzica.
– Oj wsio będzie jomko, tylko daj baćko dojść do siebie. Janek zabierz młodego, niech baćko da mu jakieś słodkości. – Mira przyłożyła zmoczony chłodną wodą opatrunek do pulsującej skroni weterana, przynosząc lekką ulgę. Spojrzała z troską również na drugiego z walczących. – A wy Panie, jak się czujecie?
Lewy policzek Lasoty nabrał głębokiego buraczanego koloru, do wieczora powinien zrobić się siny, a skroń trzeba będzie zszyć. Poza tym oględziny przyniosły dobre wieści – prawdopodobnie nic więcej mu nie dolegało. Kości były całe. Oko nie zostało uszkodzone.
– Zostawić mężczyzn ino na chwilę, a już po mordzie sobie dali. – Stojąca z tobołkiem prowiantu wdowa, nie wydawała się przejęta wydarzeniami. – Mieli po ćwiczyć… a jeden leży pół żywy. Macie Panie Feigr za silną rękę.
Ostatnio zmieniony 19 paź 2023, 16:08 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 3 razy. Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Lasota pudłując i widząc przeciwnika, który zwinnie uniknął ciosu, wiedział, że spierdolił, ale jeszcze nie wiedział jak bardzo. Trwało to krótko, ledwie mignięcie okiem, jednak stary mężczyzna zdążył przyjrzeć się postawie wyspiarza, zanim ten zesłał go w otchłanie. Feigr, gdy wysłał pięść na spotkanie z ojcowską twarzą, zdawał się nie przypominać śmiertelnika, a wcielenie samego Hemdalla. Lasocie wydawało się, że jego przeciwnik stał się kimś innym, jakoby przekształcił się w boską manifestację albo jego prawdziwa forma wreszcie stała się zauważalna, bowiem człowiek w bliskim kontakcie ze śmiercią widział więcej. Weteran uważnie obserwował nadlatujący cios, który już nie był rozpędzoną łapą, a sygnałem. Wezwaniem. Ragh nar Roog.
Gdzieś w zasięgu słuchu Wielomira zapiał kogut.
Uderzenie zwaliło go z nóg. Stracił przytomność w locie, nie poczuł bolesnego upadku. Jego jaźń rozpuściła się w zupie entropii. Świat, ślepy na upadek człowieka, trwał dalej. Zadziały się wydarzenia, na których weteran nie miał już szansy uczestniczyć. Na szczęście na krótko.
Pierw obudziła go sensacja zapachowa, później głosy, a w szczególności głos tego wyspiarskiego bydlaka. Gdzieś się przybijała wysoka tonacja chłopięcej paniki. Świadomość zdawała się przywracać do życia zmysły, więc niedługo potem wybuchło ognisko bólu. Lasota widział tylko na jedno oko, odruchowo pomacał miejsce, które zdawało mu się najbardziej uszkodzone.
— Dopiero... Się... Rozkręcam... — Odpowiedział z opóźnieniem na pytanie wyspiarza, ale była to odpowiedź niepoważna, bo sam weteran uniósł kąciki ust w grymasie bolesnego uśmiechu. Pokręcił głową, rozbawiony. Nawet przez chwilę zarechotał, ale zalewająca go krew szybko doprowadziła go do porządku.
— Ach — westchnął jak po dobrym seksie. — To było dobre. Bardzo dobry cios, bardzo dobry — mówił powoli, jakby na nowo poznawał mowę. Szło mu sprawnie, bo z każdym wypowiedzianym słowem odzyskiwał sprawność. — A jak mnie to odświeżyło, panie złoty! — znów zażartował.
Popatrzył sobie zaczerwienionym okiem na zebrane towarzystwo z nieukrywanym zdziwieniem. Później wyciągnął prawicę ku Feigrowi, żeby pomógł mu wstać.
— Moi drodzy, myśmy w dobrych intencjach trenowali. Rozruszałem młodego, a ten pokazał mi, nad czym mam popracować — tłumaczył zebranym. — Zwyczajny trening, nic więcej! — Mówiąc, trzymał zakrwawioną szmatę.
Zerknął na Daromira.
— Synek, weź sobie smakołyka, ale zaraz tutaj wracasz — polecił. — To dobra okazja na naukę zszywania. Pójdziemy do cyrulika — zalecał, zerkając na wyspiarza. — Ja nigdy nie miałem do tego ręki, ale proszę, pokażcie mojemu synowi, jak się powinno zszywać rany. To przydatna wiedza, a w towarzystwie dobrego rzeźnika — powiedział, myśląc o Sjertagu — nauka pójdzie sprawniej.
Gdzieś w zasięgu słuchu Wielomira zapiał kogut.
Uderzenie zwaliło go z nóg. Stracił przytomność w locie, nie poczuł bolesnego upadku. Jego jaźń rozpuściła się w zupie entropii. Świat, ślepy na upadek człowieka, trwał dalej. Zadziały się wydarzenia, na których weteran nie miał już szansy uczestniczyć. Na szczęście na krótko.
Pierw obudziła go sensacja zapachowa, później głosy, a w szczególności głos tego wyspiarskiego bydlaka. Gdzieś się przybijała wysoka tonacja chłopięcej paniki. Świadomość zdawała się przywracać do życia zmysły, więc niedługo potem wybuchło ognisko bólu. Lasota widział tylko na jedno oko, odruchowo pomacał miejsce, które zdawało mu się najbardziej uszkodzone.
— Dopiero... Się... Rozkręcam... — Odpowiedział z opóźnieniem na pytanie wyspiarza, ale była to odpowiedź niepoważna, bo sam weteran uniósł kąciki ust w grymasie bolesnego uśmiechu. Pokręcił głową, rozbawiony. Nawet przez chwilę zarechotał, ale zalewająca go krew szybko doprowadziła go do porządku.
— Ach — westchnął jak po dobrym seksie. — To było dobre. Bardzo dobry cios, bardzo dobry — mówił powoli, jakby na nowo poznawał mowę. Szło mu sprawnie, bo z każdym wypowiedzianym słowem odzyskiwał sprawność. — A jak mnie to odświeżyło, panie złoty! — znów zażartował.
Popatrzył sobie zaczerwienionym okiem na zebrane towarzystwo z nieukrywanym zdziwieniem. Później wyciągnął prawicę ku Feigrowi, żeby pomógł mu wstać.
— Moi drodzy, myśmy w dobrych intencjach trenowali. Rozruszałem młodego, a ten pokazał mi, nad czym mam popracować — tłumaczył zebranym. — Zwyczajny trening, nic więcej! — Mówiąc, trzymał zakrwawioną szmatę.
Zerknął na Daromira.
— Synek, weź sobie smakołyka, ale zaraz tutaj wracasz — polecił. — To dobra okazja na naukę zszywania. Pójdziemy do cyrulika — zalecał, zerkając na wyspiarza. — Ja nigdy nie miałem do tego ręki, ale proszę, pokażcie mojemu synowi, jak się powinno zszywać rany. To przydatna wiedza, a w towarzystwie dobrego rzeźnika — powiedział, myśląc o Sjertagu — nauka pójdzie sprawniej.
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
- Arbalest
- Posty: 368
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
— O, patrzajcie... Budzi się. Mówiłem, że nic mu nie będzie, młody. Ino skórę na skroni mu rozerwałem. Nic czego nie da się załatać igłą — przekonywał dalej Skelligijczyk, nie przerywając przy tym oględzin czerwonawego od uderzenia ryja.
Nawet potwierdziwszy, że jego przeciwnik nie kopnął w kalendarz od zadanego w ślepej furii ciosu, pięściarz przyjmował pochwały bez szczególnego entuzjazmu, trochę jak stary pijak, który obalił na hejnał pół kwarty temerskiej żytniej. I nie dziwota — jak przez pijaków temerska nie bez powodu zwana jest czasami „chlebem powszednim”, tak dla niego codziennością było dać komuś po mordzie. Czasem w obronie — siebie lub kogoś, preferencyjnie jakiejś niewiasty. Zwykle za pieniądze. Dzisiaj — dla sportu. Z tego i dla tego żył, tylko to w życiu potrafił wyjątkowo dobrze.
Przyznać jednocześnie musiał — i z tamtego był nie ułomek. Tłuc się z zahartowanym żołnierzem to nie to samo co obić lico pijanemu żaczkowi z Oxenfurtu. Przez krótką chwilę o tym zapomniał i ta krótka chwila wystarczyła, by nerwy dookoła wątroby wołały o pomstę do samego Broddra.
— Do usług, Kaedweńczyku... Niech będzie, że rozruszałeś. Ten cios na wątrobę to było dobre zagranie, winszuję — skwitował krótko, rozmasowując swój bok, który z kolejną chwilą zaczął tylko bardziej kłuć. Podziękował jednak za pomoc karczmarki. — Wyżyję i rozchodzę. Ale ten... dziękuję, że pytasz — odrzekł jej, wkładając w słowa całą swoją nieokrzesaną rubaszność.
— Ano... przyznam, że trochę się gęb obiło na walkach, to i cios mocny. Co ja poradzę...? Sam chciał — zwalił winę na starszego, ale niekoniecznie odpowiedzialniejszego kompana, choć wdowa wcale nie była daleka od prawdy. Zostawiła bez opieki dwóch nastawionych bojowo samców i to musiało się tak skończyć...
— Tak czy owak — rycerzyk ma rację, przydałoby się go do Sjertaga zabrać. Poskładać, też cię poskładam, ale po co profesjonałom chleb odbierać...? — oznajmił, po czym podał mężczyźnie łapę, podciągnął go na równe nogi, a upewniwszy się, że Wielomir ustanie o własnych siłach, obrał azymut na „rzeźnię” oprawcy z Ard Skellig.
— Mogę mu tłumaczyć, jak to się robi. To nie jest trudne. Pytanie tylko, czy... no... czy wytrzyma widok. Czy się nie porzyga, czy mu palców nie zmrozi od zadawania bólu. Do tego nawet jaja nie wystarczą. Trzeba mieć też żołądek — zaczął pleść już po drodze mądrości, których jednak autorstwo należało do kogo innego, a on jeno powtarzał.
Nawet potwierdziwszy, że jego przeciwnik nie kopnął w kalendarz od zadanego w ślepej furii ciosu, pięściarz przyjmował pochwały bez szczególnego entuzjazmu, trochę jak stary pijak, który obalił na hejnał pół kwarty temerskiej żytniej. I nie dziwota — jak przez pijaków temerska nie bez powodu zwana jest czasami „chlebem powszednim”, tak dla niego codziennością było dać komuś po mordzie. Czasem w obronie — siebie lub kogoś, preferencyjnie jakiejś niewiasty. Zwykle za pieniądze. Dzisiaj — dla sportu. Z tego i dla tego żył, tylko to w życiu potrafił wyjątkowo dobrze.
Przyznać jednocześnie musiał — i z tamtego był nie ułomek. Tłuc się z zahartowanym żołnierzem to nie to samo co obić lico pijanemu żaczkowi z Oxenfurtu. Przez krótką chwilę o tym zapomniał i ta krótka chwila wystarczyła, by nerwy dookoła wątroby wołały o pomstę do samego Broddra.
— Do usług, Kaedweńczyku... Niech będzie, że rozruszałeś. Ten cios na wątrobę to było dobre zagranie, winszuję — skwitował krótko, rozmasowując swój bok, który z kolejną chwilą zaczął tylko bardziej kłuć. Podziękował jednak za pomoc karczmarki. — Wyżyję i rozchodzę. Ale ten... dziękuję, że pytasz — odrzekł jej, wkładając w słowa całą swoją nieokrzesaną rubaszność.
— Ano... przyznam, że trochę się gęb obiło na walkach, to i cios mocny. Co ja poradzę...? Sam chciał — zwalił winę na starszego, ale niekoniecznie odpowiedzialniejszego kompana, choć wdowa wcale nie była daleka od prawdy. Zostawiła bez opieki dwóch nastawionych bojowo samców i to musiało się tak skończyć...
— Tak czy owak — rycerzyk ma rację, przydałoby się go do Sjertaga zabrać. Poskładać, też cię poskładam, ale po co profesjonałom chleb odbierać...? — oznajmił, po czym podał mężczyźnie łapę, podciągnął go na równe nogi, a upewniwszy się, że Wielomir ustanie o własnych siłach, obrał azymut na „rzeźnię” oprawcy z Ard Skellig.
— Mogę mu tłumaczyć, jak to się robi. To nie jest trudne. Pytanie tylko, czy... no... czy wytrzyma widok. Czy się nie porzyga, czy mu palców nie zmrozi od zadawania bólu. Do tego nawet jaja nie wystarczą. Trzeba mieć też żołądek — zaczął pleść już po drodze mądrości, których jednak autorstwo należało do kogo innego, a on jeno powtarzał.
Ostatnio zmieniony 23 paź 2023, 18:49 przez Arbalest, łącznie zmieniany 1 raz. Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 344
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Czuł się fatalnie po okrutnym prawym sierpowym, który zwalił go z nóg i odciął na moment świadomość, ale rozpierał go osobliwy dla niego entuzjazm i nieopuszczające poczucie humoru. Nie przeszkadzał mu nawet w tym pulsujący ból czaszki, jakby ktoś przed chwilą rozłupał ją na pół, ogniskujący tuż nad lewym okiem; ani krew intensywnie wsiąkająca w lnianą szmatę z rozognionego rozwalonego łuku brwiowego; ani potłuczone ramię i łopatki od upadku. Nadal czuł się trochę przyćmiony, dźwięki dochodziły do niego w nieprzyjemnym nasileniu, a obraz widziany przez drugie oko, wydawał się lekko nieostry i chybotliwy jak na okręcie. Chyba go mdliło, ale uprzednio spożyta gotowana polędwica i żółty ser, pozostały w żołądku. Ciężko byłoby nazwać ten stan odświeżającym, ale na pewno był pouczający. Acz i starość bywa żwawa, wżdy wiek młody ma swe prawa.
Wstał z pomocą wyspiarza, który wręcz przeciwnie do swojego towarzysza, nie czuł dumy z wygranej walki. Na szczęście cieszyli się coraz mniejszym zainteresowaniem zebranej tłuszczy, która wracała do codzienności. Niektórzy kontynuowali późne śniadanie pod strzechą; inni nadal wykłócali się o przegrane pieniądze, ale harde twarze niziołków jednoznacznie świadczyły, że nie godzą się na spóźnione negocjacje, zgarniając najwięcej na zwycięstwie jednookiego awanturnika; większość jednak ruszyła do obowiązków. Mieli przed sobą dzień jak co dzień, przerwany krótkim zrywem emocjonalnej rozrywki. Jedynie wielki człowiek, który jako jeden z niewielu zainteresował się stanem nieprzytomnego weterana, objął teraz ramieniem Feigra.
– Przyznać muszę, że cios macie silny. Znam kilka paskudniejszych mord, które warto byłoby obić, a można też na tym zarobić. – Zagaił głębokim zachrypniętym głosem. – Jestem Pełka. Wpadnij wieczorem do Dziurawej Beczułki to się czegoś napijemy i ponapierdalamy.
Daro, który wrócił z karczmy razem z Jankiem, choć zajadał się miodowymi kuleczkami, a palce i twarz miał poklejone łakociami, nadal w oczach wydawał się zmartwiony o swojego ojca. Sam paser nie omieszkał również poczęstował się od karczmarza słodkościami, teraz mają zupełnie zaklejoną gębę, a łapy wytarł w i tak brudne portki.
– Nie ma co cekać… - Zaczął mlaskać i przeżuwać. — … bo cały nam się tutaj wykrwawi … jak tucnik na uboju.
– Uważaj na nich Janek. Ja wracam do roboty, bo mnie baćko pogoni. – Spojrzała się jeszcze na krótko na wyspiarza, ale to wystarczyło, żeby ich wzrok się skrzyżował. Może zupełnie przypadkiem, życzliwym odruchem na niego zerknęła, ale nim uciekła do karczmy, obdarzyła szczerym lecz nieśmiałym uśmiechem. Musieli mu pomóc dotrzeć do zakładu w dzielnicy rzemieślniczej, bo stawiał kroki mało pewnie, ale z każdym kolejnym coraz śmielej. Oględziny cyrulika potwierdziły, że rzeczywiście nie doszło do żadnego poważnego uszkodzenia, a stary wojak szybko się z tego wyliże.
Lasota siedział właśnie na fotelu w zakładzie balwierskim, gdzie pochylał się nad nim skelligijczyk o jasne plecionej brodzie, zszywając mu precyzyjnie lnianą nicią rozcięty łuk brwiowy, uprzednio przemywszy go spirytusem. Mężczyźnie nawet ręka nie drgnęła, zakładając ostatni szew węzełkowy.
– Rana zagoi się w ciągu kilkunastu dni, ale ślad może pozostać przez całe życie. Ale taki weteran jak wy Panie, macie dużo więcej blizn, z których możecie być dumni. Ale muszę przyznać, że nieźle go załatwiłeś Dimun. – Ciężko było powiedzieć, czy było to zwykłe tytułowanie klanu, czy traktował to jako obelgę. — Weź mu przemyj twarz, żeby nie wyglądał jak obdarty ze skóry, a za tydzień zdejmijcie szwy. Chyba dacie radę?
Drummond zaczął przygotowywać jakiś napar z pierzasto złożonych trzykrotnie liści o lekkim meszku na blaszkach, które uprzednio zerwawszy z roślinny o aksamitnych kwiatach, przypominających złociste koszyczki, opatrzone czterema kremowymi płatkami, rozgniótł w moździerzu.
– Slanac, znana tutaj jako babka większa, świetnie nadaje się do oczyszczania, przyśpieszania gojenia ran i działa przeciwzapalnie. Można macerat przygotować z tłuszczu, ale musiałby odstać dłużej, a nie mam przygotowanego zawczasu. – Zdradzał chłopcu tajniki ziołolecznictwa, zgodnie z prośba jego ojca, ale młody nie wydawał się tym zbytnio zainteresowany.
– A do czego służy ta piła?
– Czasami nie mam wyboru i muszę dokonać amputacji kończyny. – Powrócił dalej do swojego wywodu. – W ostudzonym i odcedzonym wywarze będziemy maczać opatrunek, który nałożymy na zranioną część.
– A co to jest ta imputacja?
– Amputacja, czyli usunięcie kończyny. Opatrunek najlepiej zmieniać codziennie, żeby nie wdało się zakażenie.
– Auć … czemu trzeba komuś odcinać kończynę? – Wydawał się oburzony i obrzydzony takim zabiegiem.
– Jeśli ktoś ma zmiażdżoną kończynę, albo inne poważne uszkodzenie, czasem trzeba odciąć. Albo jak wdało się zakażenie, taką nogę objętą zgorzelą trzeba ciachnać. Ale musisz uważać teraz na ojca, żeby mu nie czerniała rana na skroni …
– Ale ojcu nie trzeba będzie niczego ucinać?
Przed opuszczeniem zakładu, założył Wielomirowi seniorowi opatrunek, przewiązując mu głowę lnianym materiałem i przestrzegając przed dbaniem o higienę rany. Nie musiał się jednak o to martwić, bo przestraszony albinos co chwilę dopytywał się, czy nie boli go bardziej, czy nie robi mu się słabo i co chwile chcąc zaglądać pod bandaż, czy aby na pewno rana nie sczerniała. Poprowadzeni przez Janka, dotarli do piętrowej drewnianej, jak wszystkie tutaj, chaty. Znajdowała się w okolicy zakładu bednarskiego. Posiadała niepokaźny ogródek, w którym stał niewielki posępny strach na wróble, zapewne wykonany dziecięcymi rękoma. Jednakże nie odstraszał srok i wron, bo cały był w ptasim łajnie. Rosły tutaj krzaki czarnej porzeczki i aronii, karłowate drzewka wiśni oraz różne warzywa i zioła, zarośnięte już chwastami i wiechlinami. Jasnozielone, lancetowate trawy, rosnące tłustymi kępkami, skrzętnie otaczały strzeliste źdźbła, delikatnie bujające się na wietrze. Między nimi wkradały się nieliczne osty, nastroszone kolczastymi płaszczami, chroniąc swoje purpurowoczerwone kwiecie, a spod gęstych chaszczy wystawały nieśmiałe złociste główki mleczy. Między nimi rozciągnęła swoją sieć samica tygrzyka paskowanego o barwnym żółto-czarno-białym odwłoku, w którą wpadło już kilka much.
Na boku chałupy stał nieruszony wóz drabinowy, jakby gotowy do jazdy. Przed wejściem stała tabliczka informująca, że dom jest na sprzedasz. Miejscowy włodarz starał się na wszelkie sposoby, aby sprzedać pozostawioną nieruchomość, ale po tragicznej śmierci poprzednich właścicieli, nikt go nie chciał kupić.
Z opowieści szczerbatego chłopaka dowiedzieli się, że Ignacy pracował u starego, kutwy sąsiada stelmacha. Skąpy był i często darł na niego mordę, ale zawsze wypłacał denary. Żona jego Dorota opiekowała się dwójką swoich dzieci, często odciążając tym zajęciem inne matki oraz uprawiała warzywa i owoce w ogródku. Staszek miał osiem wiosen, a Bogusieńka cztery. Pogodne to były dzieciaki. Plotki mówią, że szykowali się do wyjazdu z Przylesia. Gdyby dzień wcześniej wyruszyli, szczęśliwe życie wiedliby w innym zakątku Redani, a tak teraz leżą pod kupą ziemi.
Na pierwszy rzut oka mogli stwierdzić, że budynek mieszkalny był w dobrym stanie. Świeże deseczki pokrywały dach, na trzech oknach znajdowały się porządne dobrze zamknięte okiennice, a przed wejściem nawet zawieszono na ścianie zdobną oszkloną mosiężną lampę. Drzwi domostwa były lekko uchylone, ale w środku nie było żywego ducha.
W obszernej izbie przywitał ich nieprzyjemny odór zgnilizny. Znajdował się tutaj piec, niewysprzątany z popiołu z niedopalonymi szczapami drewna. Potężny stół z kilku desek jedlicy, przy którym znajdowało się pięć krzeseł, jedno przewrócone. Rodzinę znaleziono podczas uczty, więc na ławie nadal znajdowały się nieopróżnione naczynia. W glinianym garze znajdował się bigos z kiszonej kapusty ze słoniną, cebulą i grzybami, w którym zaległy się białe larwy much. Wisząca na haku biała kiełbasa w cienkim wieprzowym jelicie, nieapetycznie napęczniała. Chleb zupełnie już sczerstwiał. Przed śmiercią najedli się obficie. Na ziemi leżał jeden drewniany pucharek, a nie daleko dalej resztki jedzenia, prawdopodobnie zwymiotowanego.
W jednym z rogów pomieszczenia wybudowano komorę, służącą jako spiżarkę i magazyn. Przestrzeń rodziców, z potężnym posłaniem została przedzielona poplamionym beżowym materiałem. Natomiast z linii komód i skrzyń oddzielono dziecięce sienniki – tutaj sypiał Staś i Bogusia. Pochyłe schody, które bardziej przypominały drabinę, prowadziły na poddasze.
Wstał z pomocą wyspiarza, który wręcz przeciwnie do swojego towarzysza, nie czuł dumy z wygranej walki. Na szczęście cieszyli się coraz mniejszym zainteresowaniem zebranej tłuszczy, która wracała do codzienności. Niektórzy kontynuowali późne śniadanie pod strzechą; inni nadal wykłócali się o przegrane pieniądze, ale harde twarze niziołków jednoznacznie świadczyły, że nie godzą się na spóźnione negocjacje, zgarniając najwięcej na zwycięstwie jednookiego awanturnika; większość jednak ruszyła do obowiązków. Mieli przed sobą dzień jak co dzień, przerwany krótkim zrywem emocjonalnej rozrywki. Jedynie wielki człowiek, który jako jeden z niewielu zainteresował się stanem nieprzytomnego weterana, objął teraz ramieniem Feigra.
– Przyznać muszę, że cios macie silny. Znam kilka paskudniejszych mord, które warto byłoby obić, a można też na tym zarobić. – Zagaił głębokim zachrypniętym głosem. – Jestem Pełka. Wpadnij wieczorem do Dziurawej Beczułki to się czegoś napijemy i ponapierdalamy.
Daro, który wrócił z karczmy razem z Jankiem, choć zajadał się miodowymi kuleczkami, a palce i twarz miał poklejone łakociami, nadal w oczach wydawał się zmartwiony o swojego ojca. Sam paser nie omieszkał również poczęstował się od karczmarza słodkościami, teraz mają zupełnie zaklejoną gębę, a łapy wytarł w i tak brudne portki.
– Nie ma co cekać… - Zaczął mlaskać i przeżuwać. — … bo cały nam się tutaj wykrwawi … jak tucnik na uboju.
– Uważaj na nich Janek. Ja wracam do roboty, bo mnie baćko pogoni. – Spojrzała się jeszcze na krótko na wyspiarza, ale to wystarczyło, żeby ich wzrok się skrzyżował. Może zupełnie przypadkiem, życzliwym odruchem na niego zerknęła, ale nim uciekła do karczmy, obdarzyła szczerym lecz nieśmiałym uśmiechem. Musieli mu pomóc dotrzeć do zakładu w dzielnicy rzemieślniczej, bo stawiał kroki mało pewnie, ale z każdym kolejnym coraz śmielej. Oględziny cyrulika potwierdziły, że rzeczywiście nie doszło do żadnego poważnego uszkodzenia, a stary wojak szybko się z tego wyliże.
Lasota siedział właśnie na fotelu w zakładzie balwierskim, gdzie pochylał się nad nim skelligijczyk o jasne plecionej brodzie, zszywając mu precyzyjnie lnianą nicią rozcięty łuk brwiowy, uprzednio przemywszy go spirytusem. Mężczyźnie nawet ręka nie drgnęła, zakładając ostatni szew węzełkowy.
– Rana zagoi się w ciągu kilkunastu dni, ale ślad może pozostać przez całe życie. Ale taki weteran jak wy Panie, macie dużo więcej blizn, z których możecie być dumni. Ale muszę przyznać, że nieźle go załatwiłeś Dimun. – Ciężko było powiedzieć, czy było to zwykłe tytułowanie klanu, czy traktował to jako obelgę. — Weź mu przemyj twarz, żeby nie wyglądał jak obdarty ze skóry, a za tydzień zdejmijcie szwy. Chyba dacie radę?
Drummond zaczął przygotowywać jakiś napar z pierzasto złożonych trzykrotnie liści o lekkim meszku na blaszkach, które uprzednio zerwawszy z roślinny o aksamitnych kwiatach, przypominających złociste koszyczki, opatrzone czterema kremowymi płatkami, rozgniótł w moździerzu.
– Slanac, znana tutaj jako babka większa, świetnie nadaje się do oczyszczania, przyśpieszania gojenia ran i działa przeciwzapalnie. Można macerat przygotować z tłuszczu, ale musiałby odstać dłużej, a nie mam przygotowanego zawczasu. – Zdradzał chłopcu tajniki ziołolecznictwa, zgodnie z prośba jego ojca, ale młody nie wydawał się tym zbytnio zainteresowany.
– A do czego służy ta piła?
– Czasami nie mam wyboru i muszę dokonać amputacji kończyny. – Powrócił dalej do swojego wywodu. – W ostudzonym i odcedzonym wywarze będziemy maczać opatrunek, który nałożymy na zranioną część.
– A co to jest ta imputacja?
– Amputacja, czyli usunięcie kończyny. Opatrunek najlepiej zmieniać codziennie, żeby nie wdało się zakażenie.
– Auć … czemu trzeba komuś odcinać kończynę? – Wydawał się oburzony i obrzydzony takim zabiegiem.
– Jeśli ktoś ma zmiażdżoną kończynę, albo inne poważne uszkodzenie, czasem trzeba odciąć. Albo jak wdało się zakażenie, taką nogę objętą zgorzelą trzeba ciachnać. Ale musisz uważać teraz na ojca, żeby mu nie czerniała rana na skroni …
– Ale ojcu nie trzeba będzie niczego ucinać?
Przed opuszczeniem zakładu, założył Wielomirowi seniorowi opatrunek, przewiązując mu głowę lnianym materiałem i przestrzegając przed dbaniem o higienę rany. Nie musiał się jednak o to martwić, bo przestraszony albinos co chwilę dopytywał się, czy nie boli go bardziej, czy nie robi mu się słabo i co chwile chcąc zaglądać pod bandaż, czy aby na pewno rana nie sczerniała. Poprowadzeni przez Janka, dotarli do piętrowej drewnianej, jak wszystkie tutaj, chaty. Znajdowała się w okolicy zakładu bednarskiego. Posiadała niepokaźny ogródek, w którym stał niewielki posępny strach na wróble, zapewne wykonany dziecięcymi rękoma. Jednakże nie odstraszał srok i wron, bo cały był w ptasim łajnie. Rosły tutaj krzaki czarnej porzeczki i aronii, karłowate drzewka wiśni oraz różne warzywa i zioła, zarośnięte już chwastami i wiechlinami. Jasnozielone, lancetowate trawy, rosnące tłustymi kępkami, skrzętnie otaczały strzeliste źdźbła, delikatnie bujające się na wietrze. Między nimi wkradały się nieliczne osty, nastroszone kolczastymi płaszczami, chroniąc swoje purpurowoczerwone kwiecie, a spod gęstych chaszczy wystawały nieśmiałe złociste główki mleczy. Między nimi rozciągnęła swoją sieć samica tygrzyka paskowanego o barwnym żółto-czarno-białym odwłoku, w którą wpadło już kilka much.
Na boku chałupy stał nieruszony wóz drabinowy, jakby gotowy do jazdy. Przed wejściem stała tabliczka informująca, że dom jest na sprzedasz. Miejscowy włodarz starał się na wszelkie sposoby, aby sprzedać pozostawioną nieruchomość, ale po tragicznej śmierci poprzednich właścicieli, nikt go nie chciał kupić.
Z opowieści szczerbatego chłopaka dowiedzieli się, że Ignacy pracował u starego, kutwy sąsiada stelmacha. Skąpy był i często darł na niego mordę, ale zawsze wypłacał denary. Żona jego Dorota opiekowała się dwójką swoich dzieci, często odciążając tym zajęciem inne matki oraz uprawiała warzywa i owoce w ogródku. Staszek miał osiem wiosen, a Bogusieńka cztery. Pogodne to były dzieciaki. Plotki mówią, że szykowali się do wyjazdu z Przylesia. Gdyby dzień wcześniej wyruszyli, szczęśliwe życie wiedliby w innym zakątku Redani, a tak teraz leżą pod kupą ziemi.
Na pierwszy rzut oka mogli stwierdzić, że budynek mieszkalny był w dobrym stanie. Świeże deseczki pokrywały dach, na trzech oknach znajdowały się porządne dobrze zamknięte okiennice, a przed wejściem nawet zawieszono na ścianie zdobną oszkloną mosiężną lampę. Drzwi domostwa były lekko uchylone, ale w środku nie było żywego ducha.
W obszernej izbie przywitał ich nieprzyjemny odór zgnilizny. Znajdował się tutaj piec, niewysprzątany z popiołu z niedopalonymi szczapami drewna. Potężny stół z kilku desek jedlicy, przy którym znajdowało się pięć krzeseł, jedno przewrócone. Rodzinę znaleziono podczas uczty, więc na ławie nadal znajdowały się nieopróżnione naczynia. W glinianym garze znajdował się bigos z kiszonej kapusty ze słoniną, cebulą i grzybami, w którym zaległy się białe larwy much. Wisząca na haku biała kiełbasa w cienkim wieprzowym jelicie, nieapetycznie napęczniała. Chleb zupełnie już sczerstwiał. Przed śmiercią najedli się obficie. Na ziemi leżał jeden drewniany pucharek, a nie daleko dalej resztki jedzenia, prawdopodobnie zwymiotowanego.
W jednym z rogów pomieszczenia wybudowano komorę, służącą jako spiżarkę i magazyn. Przestrzeń rodziców, z potężnym posłaniem została przedzielona poplamionym beżowym materiałem. Natomiast z linii komód i skrzyń oddzielono dziecięce sienniki – tutaj sypiał Staś i Bogusia. Pochyłe schody, które bardziej przypominały drabinę, prowadziły na poddasze.
Ilość słów: 0
- Lasota
- Posty: 296
- Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
- Miano: Lasota z rodu Wielomirów
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Sromota
Lasota Wielomir spokojnie siedział, gdy cyrulik zakładał mu szwy. Przyzwyczajony do bólu mężczyzna czasami syczał, kiedy igła przebijała jego skórę, ale pomimo tych chwil słabości, starał się w ciszy przyjmować zabieg. Ciekawszym doświadczeniem był obserwowany przez Lasotę syn, który zmartwiony stanem zdrowia rodziciela, zadawał nawałnicę pytań chirurgowi. W pewnym momencie pacjent postanowił uzupełnić naukę obyczajowym walorem.
— To nic. — Wskazał kciukiem na ranę.
Przeniósł spojrzenie z lekarza na Daromira, obdarzając go uwagą.
— To, co robi ten pan, to jest coś — rozpoczął temat właściwym, poważnym tonem. — Doświadczenie i umiejętności przypominają blizny, ale te drugie stanowią tylko przestrogę. Patrz i się ucz, a pewnego dnia ktoś ciebie, synku, poprosi o pomoc. Bądź pomocny jak Sjertag, a być może los cię złotem obdarzy, bo przyjaciółmi z całą pewnością — dokończył z uśmiechem na ustach.
Ponownie syknął, gdy balwierz zmagał się z wyjątkowo niesfornym miejscem na skórze.
— A jak dostaniesz na własne życzenie w twarz, nie miej nikomu za złe. Przejmuj się tym, co włożysz do garnka albo pod jakim dachem zaśniesz, albo jakie usługi komuś zaoferujesz — tłumaczył, chociaż nie był pewien czy dzieciak go zrozumie. — Szkoda życia na boczenie się.
Po zaleceniach, naukach i zszywaniu, Lasota ładnie podziękował, a jeśli trzeba, zapłacił.
— Pamiętaj. Niech twoje ręce robią coś i niech unikają niczego. — Dodał na odchodne, gdy opuszczali zakład.
Lasota aż zagwizdał z wrażenia, kiedy podchodzili pod chatę rodziny, jednych z ofiar tajemniczych zgonów.
— Ładnie tu.
Kiedy zbliżali się do wejścia, ojciec wyczuł zapach zgnilizny. Zerknął na Dara.
— Młody — zaczepił go, czochrając po włosach. — Idź i przeszukaj ogród. Znajdź coś, co zostawili tam ludzie. Znajdź takich rzeczy sztuk dziesięć. Zawołaj, jak znajdziesz. Powodzenia! — Dokończył energicznie, klepiąc młodego zachęcającego po ramieniu. Nie zdradził mu właściwej przyczyny poszukiwań, ani nie chciał wystawiać go na próbę, wchodząc razem z nim do środka budynku. Postanowił zabawą zająć umysł małoletniego.
Kiedy spostrzegł, że jego pociecha poszła do ogrodu, dał niemo znać wyspiarzowi, że nastał właściwy moment na przekroczenie progu. Lasota wszedł ostrożnie i jako pierwszy wstąpił w dziedzinę dotkniętą śmiercią pod postacią już pustego pomieszczenia, z całą pewnością niosącego ślad po lokatorach.
— Uch — pokręcił głową z obrzydzeniem. — Śmierdzi tutaj. — Stwierdził oczywistość i ruszył szukać tropu.
Rozglądając się, podlazł do przewróconego krzesła.
— Wygląda na to, jakby ktoś gwałtownie wstał — myślał na głos. — Świadek śmierci? Albo ten, który najdłużej umierał, mając okazję do zobaczenia, jak bliscy zdychają jeden po drugim? — kontynuował, lustrując wzrokiem uważniej stół. Po chwili oczy skupiły się na papce, która prawdopodobnie powstała po wymiotach. — Ciekawe, co jedli?
Lasota przykucnął i spróbował wywnioskować, co było ostatnim posiłkiem rodziny. Być może wyrzygali coś więcej, niżeli strawione resztki po strawie?
— To nic. — Wskazał kciukiem na ranę.
Przeniósł spojrzenie z lekarza na Daromira, obdarzając go uwagą.
— To, co robi ten pan, to jest coś — rozpoczął temat właściwym, poważnym tonem. — Doświadczenie i umiejętności przypominają blizny, ale te drugie stanowią tylko przestrogę. Patrz i się ucz, a pewnego dnia ktoś ciebie, synku, poprosi o pomoc. Bądź pomocny jak Sjertag, a być może los cię złotem obdarzy, bo przyjaciółmi z całą pewnością — dokończył z uśmiechem na ustach.
Ponownie syknął, gdy balwierz zmagał się z wyjątkowo niesfornym miejscem na skórze.
— A jak dostaniesz na własne życzenie w twarz, nie miej nikomu za złe. Przejmuj się tym, co włożysz do garnka albo pod jakim dachem zaśniesz, albo jakie usługi komuś zaoferujesz — tłumaczył, chociaż nie był pewien czy dzieciak go zrozumie. — Szkoda życia na boczenie się.
Po zaleceniach, naukach i zszywaniu, Lasota ładnie podziękował, a jeśli trzeba, zapłacił.
— Pamiętaj. Niech twoje ręce robią coś i niech unikają niczego. — Dodał na odchodne, gdy opuszczali zakład.
Lasota aż zagwizdał z wrażenia, kiedy podchodzili pod chatę rodziny, jednych z ofiar tajemniczych zgonów.
— Ładnie tu.
Kiedy zbliżali się do wejścia, ojciec wyczuł zapach zgnilizny. Zerknął na Dara.
— Młody — zaczepił go, czochrając po włosach. — Idź i przeszukaj ogród. Znajdź coś, co zostawili tam ludzie. Znajdź takich rzeczy sztuk dziesięć. Zawołaj, jak znajdziesz. Powodzenia! — Dokończył energicznie, klepiąc młodego zachęcającego po ramieniu. Nie zdradził mu właściwej przyczyny poszukiwań, ani nie chciał wystawiać go na próbę, wchodząc razem z nim do środka budynku. Postanowił zabawą zająć umysł małoletniego.
Kiedy spostrzegł, że jego pociecha poszła do ogrodu, dał niemo znać wyspiarzowi, że nastał właściwy moment na przekroczenie progu. Lasota wszedł ostrożnie i jako pierwszy wstąpił w dziedzinę dotkniętą śmiercią pod postacią już pustego pomieszczenia, z całą pewnością niosącego ślad po lokatorach.
— Uch — pokręcił głową z obrzydzeniem. — Śmierdzi tutaj. — Stwierdził oczywistość i ruszył szukać tropu.
Rozglądając się, podlazł do przewróconego krzesła.
— Wygląda na to, jakby ktoś gwałtownie wstał — myślał na głos. — Świadek śmierci? Albo ten, który najdłużej umierał, mając okazję do zobaczenia, jak bliscy zdychają jeden po drugim? — kontynuował, lustrując wzrokiem uważniej stół. Po chwili oczy skupiły się na papce, która prawdopodobnie powstała po wymiotach. — Ciekawe, co jedli?
Lasota przykucnął i spróbował wywnioskować, co było ostatnim posiłkiem rodziny. Być może wyrzygali coś więcej, niżeli strawione resztki po strawie?
Ilość słów: 0
Kill count:
- zaskroniec
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław