Post
autor: Breith » 23 sty 2023, 16:28
Długo nie myśląc podsunęła swój kufel, nie ścierając ani na moment zadowolonego grymasu z facjaty. Profesjonalistą była w swym fachu, ba! Tyle przeżyć co ona lat, to ciężko co niektórych mutantom, wypuszczonym na świat równocześnie z zasypaniem siedliszczy. Szczyciła się, a jakże, i tym faktem. Bo i kilku młodych spod jej "rąk" wyszło na szlak, a i pamiętać idealnie pamiętała szczegóły co do życia tam, za czasów świetności cechowej. Nie żeby teraz potrzebni nie byli, kwestia posiadania swoistego "domu" i prężności zawodowej. Teraz, gdy mało kto pozostał przy życiu z wiedzą tajemną, jeśli potwora nowa na kontynent wyjdzie, problem będzie i to ogromny. Czy przejmowała się tym? Skądże, bowiem liczyła, że przeżyje jeszcze ze stulecie, jak nie dwa. A czasu, by dokonaniami podzielić się, jeszcze wiele będzie. Choćby w drodze do pierwszego świadka katastrof nękających okolice.
Uwagę o poszanowaniu języka wyłapała, przypominając nań o treningu w Warowni. Oj, tam to niekiedy kurwa za kurwą leciała, a gdy się któryś odważył powtórzyć, to dostawał przez łeb nie czym innym, a samym Liber Tenebranum.
W skupieniu wodziła oczyma za mężczyzną, zastanawiając się co planuje. A gdy tylko do uszu dotarło zamierzenie ojca, z pewnego rodzaju rozbawionym niedowierzaniem pokręciła łbem na boki. Toż to trafiło się towarzystwo...Ot! Śmiało rzecz można, że dawno takowego nie miała. Ostatni, tak "rozhulani" kompani, zmierzyli ku novigradzkim, kupieckim traktom, podśpiewując jak to bardzo w rzyci mają Hierarchę i jego "tłustą, żółtą mordę". Skąd to gorące uczucie, nie wiedziała, choć się domyślała.
Utkwiwszy wzrok na młodym, w myślach stwierdziła, że z urodą tak niespotykaną z łatwością przykuwa dziewczęce oko. Choć to, cóż, mogło być nieco zbyt dojrzałe dla jego osoby. Zresztą, kto by się tym przejmował. Przynajmniej równie proste było znalezienie chwilowej opiekunki dla chłopca, w akompaniamencie kobiecych chichotów, achów i ochów.
Kocie ślepia przez moment lustrowały rozmówce, jakby analizując wszelkie za i przeciw. Początkowo lekko niechętnie, jednak szybko zmieniła swe zdanie, uznając, że przeca i tak siedzą czekając. A takiej okazji...Cóż, dawno nie uświadczyła.
— Niech stracę!— parsknęła wielce rozbawiona, ściągając z rąk rękawice. Jakby faktycznie robiło to wielką różnice. Sprawnym ruchem wcisnęła je do torby przytroczonej do pasa, by mieć pewność, że w akcji nie zaginą. Zresztą, czym tu się przejmować — wiedżminka i tak nie pozbyła się oręża, który to wesoło odbijał refleksy zawieszonych świecznych żyrandoli. — Oh, rozumieć mam, że w waszym przypadku jest toż samo? Ciężko stwierdzić na pierwszy rzut oka — zaśmiała się, podnosząc się zza ławy, obchodzące stół i przyjmując dłoń mężczyzny. Uśmiechając się pod nosem na zaczepki, rozbawienia nie kryjąc, teatralnie, karykaturalnie niemal dygnęła, rzecz jasna w celowym geście kontynuowania tej farsy. W końcu, muzyka nie ta, bo i rytm miał przyspieszyć, toteż i sprawnym ruchem pociągnęła Lasote w tłum rzadszy, co by nikogo nie zabić. Zresztą, spodziewała się, że ten również miejsca zrobi samoistnie. Rzucając jedynie spojrzenie uważne na pozostawione przez towarzysza wyposażenie, tak, by nie oddalić się nadto i zareagować móc w odpowiednim momencie.
Jakby znikąd, znów na myśl przybyła postać kobieca. Ah, zdecydowanie, wspomnienie balu w nilfgaardzkiej gawiedzi, wyciągania z spośród ludzi na zewnątrz, by skrywać się w uliczkach miasta z dala od wścibskich oczu. Tańce, te delikatne gdzieś w ciemności, jak i żywsze, przeznaczone dla dojrzalszej widowni.
— Nie każcie mi tylko prowadzić, bo żem jeszcze pomyślę, że potrzeba wam silnej kobiecej dłoni. Niekoniecznie na orężu...— mruknęła cicho, przeciągle. Dłonie faktycznie, miała charakterystyczne. Niewiele różniące się w dotyku od sprawowanych wojowników. O twardym, pewnym siebie uścisku, który potrafił być równie kobiecy i delikatny. Pomimo budowy, nie ukrywajmy, dość muskularnej jak na płeć piękną, w ruchach wiedźminki tkwiła gracja, której odmówić nie można. A która to, de facto, najbardziej wychodziła w tańcu ostrzami, gdy jucha bryzgała na trawę, a dłoń prowadziła z lekkością miecz, jakby to nic nie ważył.
I teraz również, pozwalając sobie wczucie w klimat skocznej melodii, za sprawą Lasoty, energiczne ruchy ni trochu jej nie męczyły. dynie rynsztunek ograniczał ruchy nieco. Dotyk również nie wadził jej. Niezależnie ile to obrotów, podskoków czy równie żywych zamian, ni grama zmęczenia na jej facjacie. Je Pomijając, rzecz jasna, tę widoczną od życia codziennego i trudu rzemiosła łowców potworów.
— A więc co was z młodym sprowadza w te strony? Nie widzi mi się, jakoby to miała być zwyczajowa przygoda ojca z synem. Choć i mylić się mogę.
Gdy kocie oczy wypatrzyły ich, czystego już towarzysza, skinęła ku niemu głową, dając tym samym znak rozmówcy, że wypada wziąć dupę w troki.
Ilość słów: 0
Młoda Karri ] [Obecna Karri ] [ Pełny wygląd

Cel jest na końcu każdej drogi. Każdy go ma. [...] To jest sprawa tego, w co wierzysz i czemu się poświęcasz.
Kill count:
- Kretołak