Jaskinia Króla Gór
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Jaskinia Króla Gór
Odpowiadając na zapotrzebowanie na przygody, otwieram nową ptasią opowieść skupioną na akcji i walce. Zachęcam więc do tworzenia postaci, które potrafią władać orężem, bronią dystansową czy czarami. Rozgrywka jest skierowana dla każdego chętnego gracza, który nie boi się spojrzeć śmierci prosto w oczy. Fabuła rozgrywa się w naszym świecie wiedźmińskim, a wydarzenia mogą mieć pośredni wpływ na wydarzenia i plotki.
Chętni gracze tworzą nową postać zgodnie z ogólno przyjętym wzorem. Postać może stać się stałym członkiem ptasich opowieści, lub być tylko bohaterem owej przygody.
Na zgłoszenia i przesłanie Karty Postaci w pw lub na discordzie czekam do 19 stycznia 2024.
Chętni gracze tworzą nową postać zgodnie z ogólno przyjętym wzorem. Postać może stać się stałym członkiem ptasich opowieści, lub być tylko bohaterem owej przygody.
Na zgłoszenia i przesłanie Karty Postaci w pw lub na discordzie czekam do 19 stycznia 2024.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
— Musiałbyś, przy czarze jakiegoś dobrego trunku, gdy spoczniemy już w ciepłej i bardziej przyjaznej niż górskie szczyty atmosferze, opowiedzieć mi historię zabicia samicy Raraszka. — Wtrącił na koniec grajek z pewnością zawiedziony urwaną opowieścią. Jemu podobni zajmowali się zbieraniem opowieści, których wyczyny mogli wpleść w swe pieśni i bajdury.
Dalsza podróż nie przebiegła im równie gładko, jakby się spodziewali. Wpierw przewrócił się Drozd, który nie odmówił pomocnej półelfiej dłoni. Wdzięczny za gest życzliwości, podzielił się z dziewczyną uśmiechem. Zapewnił jeszcze, że nic mu się nie stało i nie będzie spowalniał grupy. I rzeczywiście otrzepał się i bez grymasu na twarzy ruszył dalej. Niestety nie można było tego powiedzieć o czarnym podopiecznym handlarki, który utykając, stał się balastem w oczach wiedźmina.
— W zupełności się zgadzam. Powinniśmy odpocząć. Przynajmniej przycupnąć na kamieniu i złapać oddech. I wypadałoby, żeby ktoś spojrzał na nogę chłopca. — Zawtórował jej bard, który sam poczuł skutki zmęczenia i nieuwagi na własnej skórze, gdy próbował dorównać tempu mutantowi.
— W górach warto łostać ucha na co sie innego, nie jeno na własną brawurę.— Młody góral zganił bardziej siebie niż prowadzącego ich Truposza, choć można byłoby zrozumieć to opacznie.
I rzeczywiście, przystając na chwilę na szlaku prowadzącym ku szczytowi lub ku niebezpiecznym przejściu ku jaskini, można było usłyszeć coś więcej niż wewnętrzny głos. Szum wiatru, który gwałtownie przedzierał się przez ostre szczyty skalnych grzbietów, a następnie jak rwący potok spadał w dół między kosodrzewiną, niosąc ich głosy ku dołowi. W tych szelestach i poszeptach, między słowami wypowiedzianymi ciepłym głosem Odoryka Gwidona von Noll, a wyartykułowanymi w złości frazami Farii di Mariny, do uszu Wellena dotarło pokasływanie, które nie należało do żadnego z jego towarzyszy. Ciężko było jednak rzecz skąd ten głos dochodził. Na pewno było to niedanej niż sięgał jego wzrok. Może istotnie ktoś był w tej grocie lub skrył się w zaroślach niżej, a może jednak podmuchy wiatru niosły dźwięki z daleka…
Dalsza podróż nie przebiegła im równie gładko, jakby się spodziewali. Wpierw przewrócił się Drozd, który nie odmówił pomocnej półelfiej dłoni. Wdzięczny za gest życzliwości, podzielił się z dziewczyną uśmiechem. Zapewnił jeszcze, że nic mu się nie stało i nie będzie spowalniał grupy. I rzeczywiście otrzepał się i bez grymasu na twarzy ruszył dalej. Niestety nie można było tego powiedzieć o czarnym podopiecznym handlarki, który utykając, stał się balastem w oczach wiedźmina.
— W zupełności się zgadzam. Powinniśmy odpocząć. Przynajmniej przycupnąć na kamieniu i złapać oddech. I wypadałoby, żeby ktoś spojrzał na nogę chłopca. — Zawtórował jej bard, który sam poczuł skutki zmęczenia i nieuwagi na własnej skórze, gdy próbował dorównać tempu mutantowi.
— W górach warto łostać ucha na co sie innego, nie jeno na własną brawurę.— Młody góral zganił bardziej siebie niż prowadzącego ich Truposza, choć można byłoby zrozumieć to opacznie.
I rzeczywiście, przystając na chwilę na szlaku prowadzącym ku szczytowi lub ku niebezpiecznym przejściu ku jaskini, można było usłyszeć coś więcej niż wewnętrzny głos. Szum wiatru, który gwałtownie przedzierał się przez ostre szczyty skalnych grzbietów, a następnie jak rwący potok spadał w dół między kosodrzewiną, niosąc ich głosy ku dołowi. W tych szelestach i poszeptach, między słowami wypowiedzianymi ciepłym głosem Odoryka Gwidona von Noll, a wyartykułowanymi w złości frazami Farii di Mariny, do uszu Wellena dotarło pokasływanie, które nie należało do żadnego z jego towarzyszy. Ciężko było jednak rzecz skąd ten głos dochodził. Na pewno było to niedanej niż sięgał jego wzrok. Może istotnie ktoś był w tej grocie lub skrył się w zaroślach niżej, a może jednak podmuchy wiatru niosły dźwięki z daleka…
Ilość słów: 0
- Joreg
- Posty: 209
- Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
- Miano: Joreg Borgerd
- Zdrowie: W pełni sił
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Plany na dalszą podróż uległy zmianie demokratycznie, większością, ale także siłą podniesionego głosu metyski, skutecznie zagradzającej drogę młodemu juhasowi. Bądź co bądź, pastuch wcale nie sprawiał wrażenia, jakoby miał posłuchać się wiedźmińskiego nakazu i ruszyć przodem. W zasadzie tylko młody góral i mutant wciąż mieli dość sił, by każdym kolejnym krokiem nie ryzykować groźnego upadku z urwiska. Młody towarzysz Farii w oczach Truposza rzeczywiście był balastem, zupełnie zbędnym elementem całej tej wycieczki, co udowadniał raz za razem, ot, choćby nawet w chacie dziada, od którego powinien był zebrać cięgi.
— Jakbyś nie wpadła na pomysł, żeby ciągnąć za sobą bachora, nie mielibyśmy problemu. Po co on w ogóle za tobą lezie, co? Zamierzasz nim nakarmić szczurołaki, nim rzucą się by skosz… — wiedźmin uwerbalnił swoje niezadowolenie, nieco wytrącony z równowagi narzekaniami przechodzącymi płynnie w żądanie zrobienia przerwy na odpoczynek, urwał jednak nagle w połowie zdania, gwałtownie odwracając przy tym głowę od rozmówczyni, a kierując wzrok w stronę jaskini.
— Szzz… — uciszył pozostałych, a przynajmniej spróbował, uważnie wsłuchując się w dźwięki otoczenia. Opcje były dwie, i albo to młody juchas miał rację odnośnie wiatru, nawet, jeśli jego uwaga wydawała się zuchwała, co zresztą zostało odnotowane i nagrodzone zlekceważącym spojrzeniem, albo gdzieś nieopodal spoczywał ranny łowca, a jego kaszlenie nie było tylko ułudą umysłu spragnionego odniesienia choćby drobnego sukcesu.
— To ten łowca, którego szukamy, słyszeliście? Musi być gdzieś blisko. — Po raz kolejny zdając się głównie na zmysł wzroku, wiedźmin przeczesał najbliższą okolicę. Spodziewał się znaleźć wygniecione resztki trawy, albo choćby drobne plamy krwi na skałach, taki ślad miał mu ułatwić podjęcie decyzji o tym, w którym miejscu powinien szukać.
— Trzeba sprawdzić jaskinię i tamte zarośla — wyraził we wspólnym, wskazując kierunek, z którego jak sądził, dobiegało kasłanie. Nie zamierzał jednak stać z założonymi rękoma, zaraz po sprawdzeniu ewentualnych tropów ruszył w kierunku, który wydawał mu się bardziej obiecujący.
— Jakbyś nie wpadła na pomysł, żeby ciągnąć za sobą bachora, nie mielibyśmy problemu. Po co on w ogóle za tobą lezie, co? Zamierzasz nim nakarmić szczurołaki, nim rzucą się by skosz… — wiedźmin uwerbalnił swoje niezadowolenie, nieco wytrącony z równowagi narzekaniami przechodzącymi płynnie w żądanie zrobienia przerwy na odpoczynek, urwał jednak nagle w połowie zdania, gwałtownie odwracając przy tym głowę od rozmówczyni, a kierując wzrok w stronę jaskini.
— Szzz… — uciszył pozostałych, a przynajmniej spróbował, uważnie wsłuchując się w dźwięki otoczenia. Opcje były dwie, i albo to młody juchas miał rację odnośnie wiatru, nawet, jeśli jego uwaga wydawała się zuchwała, co zresztą zostało odnotowane i nagrodzone zlekceważącym spojrzeniem, albo gdzieś nieopodal spoczywał ranny łowca, a jego kaszlenie nie było tylko ułudą umysłu spragnionego odniesienia choćby drobnego sukcesu.
— To ten łowca, którego szukamy, słyszeliście? Musi być gdzieś blisko. — Po raz kolejny zdając się głównie na zmysł wzroku, wiedźmin przeczesał najbliższą okolicę. Spodziewał się znaleźć wygniecione resztki trawy, albo choćby drobne plamy krwi na skałach, taki ślad miał mu ułatwić podjęcie decyzji o tym, w którym miejscu powinien szukać.
— Trzeba sprawdzić jaskinię i tamte zarośla — wyraził we wspólnym, wskazując kierunek, z którego jak sądził, dobiegało kasłanie. Nie zamierzał jednak stać z założonymi rękoma, zaraz po sprawdzeniu ewentualnych tropów ruszył w kierunku, który wydawał mu się bardziej obiecujący.
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Nie zdążyła odpowiedzieć na urwane słowa wiedźmina, może i dobrze — bo riposta nie wykraczała ni krztynę poza lakoniczne, acz nieco agresywniej sformułowane „nie twój interes!”. Wytężyła zaraz swój słuch, ale nawet półelfie małżowiny nie były w stanie pomóc w wychwyceniu dźwięku, który zasygnalizował im wiedźmin. Nie przeszkodziło to Farii rozejrzeć się podejrzliwie.
— Nic nie słyszałam... — odgryzła się półszeptem. — Ale to ty jesteś zmutowany, nie ja. Co dokładnie słyszałeś? — zaczęła się przy tym zaraz domagać sprecyzowania.
Niezależnie od szczodrości aktualnego towarzysza w dzieleniu się informacjami, ściągnęła z pleców tarczę, ale nie zaczęła jeszcze hałasować łańcuchem kiścienia. Jeśli miało dojść do walki, to kto wie — może krótkie ostrze noża, albo znaleziony niedawno srebrny oszczep mógł zapewnić jej większą przewagę. W idealnym scenariuszu nie będzie musiała się przekonać. Sęk w tym, że scenariusze idealne idą często do piachu łatwiej nawet niż nieprzygotowane bandy awanturników w starciu z prawdziwym zagrożeniem.
— Sprawdźmy jaskinię. I nawet niech do łbów wam nie przyjdzie się rozdzielać — to czysta głupota, bez wyćwiczonej drużyny. Trzymamy się razem, słyszycie? A ty zostajesz w środku grupy i starasz się nie plątać pod nogi. Czy to jasne? — wyłożyła pozostałym kompanom, zaś ostatnie wytyczne skierowane były do najmłodszego z nich — czarnoskórego chłopaczka, na którego przed chwilą narzekał Truposz.
Jeśli w istocie przyjął się jej pomysł, by spróbować szczęścia w pieczarze, wyjęła drugą ręką pochodnię, choć wstrzymała się z jej odpaleniem, nim rzeczywiście nie zaczął ogarniać ich mrok.
— Nic nie słyszałam... — odgryzła się półszeptem. — Ale to ty jesteś zmutowany, nie ja. Co dokładnie słyszałeś? — zaczęła się przy tym zaraz domagać sprecyzowania.
Niezależnie od szczodrości aktualnego towarzysza w dzieleniu się informacjami, ściągnęła z pleców tarczę, ale nie zaczęła jeszcze hałasować łańcuchem kiścienia. Jeśli miało dojść do walki, to kto wie — może krótkie ostrze noża, albo znaleziony niedawno srebrny oszczep mógł zapewnić jej większą przewagę. W idealnym scenariuszu nie będzie musiała się przekonać. Sęk w tym, że scenariusze idealne idą często do piachu łatwiej nawet niż nieprzygotowane bandy awanturników w starciu z prawdziwym zagrożeniem.
— Sprawdźmy jaskinię. I nawet niech do łbów wam nie przyjdzie się rozdzielać — to czysta głupota, bez wyćwiczonej drużyny. Trzymamy się razem, słyszycie? A ty zostajesz w środku grupy i starasz się nie plątać pod nogi. Czy to jasne? — wyłożyła pozostałym kompanom, zaś ostatnie wytyczne skierowane były do najmłodszego z nich — czarnoskórego chłopaczka, na którego przed chwilą narzekał Truposz.
Jeśli w istocie przyjął się jej pomysł, by spróbować szczęścia w pieczarze, wyjęła drugą ręką pochodnię, choć wstrzymała się z jej odpaleniem, nim rzeczywiście nie zaczął ogarniać ich mrok.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Na słowa o nakarmieniu nim szczurołaków, czarny chłopiec wzdrygnął się, choć był w pełni przekonany, że jego protektorka nigdy nie użyła by go jako przynęty. Przynajmniej szczerze w to wierzył. Nie zamierzał tracić wiary do ostatniej chwili. I nie było co ukrywać, Naor nie był zbyt przydatnym towarzyszem podczas górskich wspinaczek, ani podczas polowania na mieszkające w nich potwory, bardziej przyzwyczajony do miejskiego gwaru i tłoku, gdzie nie trudno o rzezanie mieszków, czy naciąganie panienek z bogatych domów na fałszywą złotą biżuterie. Spojrzał się na swoją dobrodziejkę, licząc na obronę przed surowymi słowami wiedźmina. Może jeszcze przed kolejnym wschodem słońca, okaże się bardziej przydatny, niż mogłoby się wydawać.
Wellen jednak był już daleki od dyskusji na temat przydatności niewyrosłego jeszcze kompana. Kucnął, schodząc ze ścieżki, gdzie trawy wydawały się jakby nienaturalnie odgarnięte. Zmrużył oczy i przesunął dłonią po ziemi, badając wgniecione runo. Ślad mógłby należeć do człowieka lub innego humanoida. Pozostawiony wyraźny odcisk buta niczym drogowskaz prowadził w dół, ku stromemu zejściu. Jedna z gałęzi kosodrzewiny, twarda i przeważnie odporna na silne wiatry, była złamana. Był przekonany, że ktoś tędy szedł.
Przez kilka chwil Truposz nasłuchiwał. Z dolin unosiła się cicha melodia wiatru, co wędrował między koronami drzew, przeciskając się między otoczakami potoków, aby przemierzyć turnie i granie, niosąc ze sobą zapach żywicy i wilgotnej ziemi. Gdzieś w oddali zaskrzeczał kruk, aby nagle z głośnym trzepotem skrzydeł wzbić się w powietrze. Gdzieś indziej zaszczękał kozioł sarny, a jego głos odbił się echem po stokach i przepadł w głębinie boru. Wydawać się mogło, że słyszał też równomierny oddech, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to tylko stojący zbyt blisko juhas, zaciekawiony wiedźmińskim fachem.
Ślady schodziły stromo, znikając między splątanymi kępami gałęzi, gdzie cienista zieleń przechodziła w chłodny półmrok rzucany przez górski szczyt, spadającego słońca. Truposz zaczął już schodzić po zboczu, gdy bardziej przekonana do drugiej opcji Faria, spostrzegła blask czyjś oczu w mroku jaskini. Choć cholera wie, może po prostu jej się wydawało, bo nikt prócz niej tego nie zobaczył, a te prędko zniknęły. Zżerająca ją ciekawość jednak mogła być zwodnicza – to przecież ona prowadziła do zaświatów. Zangwebarczyk nie wydawał się przekonany do żadnego z dwóch pomysłów, najbardziej chętny powrócić do jakieś ciepłej i bezwietrznej gospody, gdzie mógłby zjeść solidny posiłek. Na słowa metyski jedynie przytaknął krótkim ”mhm” i skinieniem głowy.
— Podążmy za intuicją wiedźmina, bo na polowaniu na bestie zna się najlepiej. — Również bard nie sięgnął po swój oręż, by pozostawić wolne dłonie, gdyby znów stracił równowagę i osunął się w dół zbocza. — Prowadź przodem.
Czy zejście stromym osuwiskiem w stronę gęstwin będzie mądrym pomysłem, czy Wellen powinien zawrócić kroki? Czy intuicja poprowadzi ich do łowcy, który jeszcze żyje, a może w paszczę kolejnego potwora zamieszkującego góry?
Wellen jednak był już daleki od dyskusji na temat przydatności niewyrosłego jeszcze kompana. Kucnął, schodząc ze ścieżki, gdzie trawy wydawały się jakby nienaturalnie odgarnięte. Zmrużył oczy i przesunął dłonią po ziemi, badając wgniecione runo. Ślad mógłby należeć do człowieka lub innego humanoida. Pozostawiony wyraźny odcisk buta niczym drogowskaz prowadził w dół, ku stromemu zejściu. Jedna z gałęzi kosodrzewiny, twarda i przeważnie odporna na silne wiatry, była złamana. Był przekonany, że ktoś tędy szedł.
Przez kilka chwil Truposz nasłuchiwał. Z dolin unosiła się cicha melodia wiatru, co wędrował między koronami drzew, przeciskając się między otoczakami potoków, aby przemierzyć turnie i granie, niosąc ze sobą zapach żywicy i wilgotnej ziemi. Gdzieś w oddali zaskrzeczał kruk, aby nagle z głośnym trzepotem skrzydeł wzbić się w powietrze. Gdzieś indziej zaszczękał kozioł sarny, a jego głos odbił się echem po stokach i przepadł w głębinie boru. Wydawać się mogło, że słyszał też równomierny oddech, ale po chwili zdał sobie sprawę, że to tylko stojący zbyt blisko juhas, zaciekawiony wiedźmińskim fachem.
Ślady schodziły stromo, znikając między splątanymi kępami gałęzi, gdzie cienista zieleń przechodziła w chłodny półmrok rzucany przez górski szczyt, spadającego słońca. Truposz zaczął już schodzić po zboczu, gdy bardziej przekonana do drugiej opcji Faria, spostrzegła blask czyjś oczu w mroku jaskini. Choć cholera wie, może po prostu jej się wydawało, bo nikt prócz niej tego nie zobaczył, a te prędko zniknęły. Zżerająca ją ciekawość jednak mogła być zwodnicza – to przecież ona prowadziła do zaświatów. Zangwebarczyk nie wydawał się przekonany do żadnego z dwóch pomysłów, najbardziej chętny powrócić do jakieś ciepłej i bezwietrznej gospody, gdzie mógłby zjeść solidny posiłek. Na słowa metyski jedynie przytaknął krótkim ”mhm” i skinieniem głowy.
— Podążmy za intuicją wiedźmina, bo na polowaniu na bestie zna się najlepiej. — Również bard nie sięgnął po swój oręż, by pozostawić wolne dłonie, gdyby znów stracił równowagę i osunął się w dół zbocza. — Prowadź przodem.
Czy zejście stromym osuwiskiem w stronę gęstwin będzie mądrym pomysłem, czy Wellen powinien zawrócić kroki? Czy intuicja poprowadzi ich do łowcy, który jeszcze żyje, a może w paszczę kolejnego potwora zamieszkującego góry?
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Ktokolwiek stwierdziłby, że półelfka nie wrzuciłaby chłopaczka pod przejeżdżający powóz, gdyby dano jej ku temu naprawdę dobry powód — musiał niedostatecznie poznać Farię. Wiara może i miała niemało sensu, a i owszem, lecz ciągle pozostawało pytanie — jak dużo poświęceń będzie wymagało od niej to polowanie. Nawet ulubionego psa zostawia się na pastwę losu, gdy śmierć zajrzy w oczy...
— Radziłabym dobrze to przemyśleć — obwieściła, zachowując przynajmniej częściowy spokój na widok potencjalnych ślepi z jaskini, kontynuując zaraz obniżonym o ton głosem. Co zadziwiające — słowa nie brzmiały jak groźba, nie do końca przynajmniej. — Bo mogłabym przysiąc, że coś właśnie zaświeciło w tej grocie. Może byle skała. A może czyjeś lub kogoś źrenice.
Włożyła dużo wysiłku w to, by nie skinąć głową w stronę wejścia.
— Tylko nie gapcie się wszyscy na raz, bo jeśli ktoś rzeczywiście tam jest, to właśnie się dowie, że wam powiedziałam — zasugerowała, wzruszając ramionami. Niezależnie od tego czy jej własny umysł płatał jej figle, teraz sama nie wiedziała dokąd podążać — czy sprawdzić własne podejrzenia, czy sugerować się tropami Wellena. Wybrała zatem drogę na skróty — skoro bard zdecydował, by podążać za nosem tropiciela, mogła łatwo wyłgać się od jakiejkolwiek odpowiedzialności. A przynajmniej tak jej się wydawało.
— W zasadzie, to niech wam będzie — robimy jak uważacie. Tylko nie jęczcie mi potem, że was nie ostrzegłam, jak coś po myśli nie pójdzie. Bylebyśmy stanęli gdzieś zanim nogi mi od tyłka odpadną.
— Radziłabym dobrze to przemyśleć — obwieściła, zachowując przynajmniej częściowy spokój na widok potencjalnych ślepi z jaskini, kontynuując zaraz obniżonym o ton głosem. Co zadziwiające — słowa nie brzmiały jak groźba, nie do końca przynajmniej. — Bo mogłabym przysiąc, że coś właśnie zaświeciło w tej grocie. Może byle skała. A może czyjeś lub kogoś źrenice.
Włożyła dużo wysiłku w to, by nie skinąć głową w stronę wejścia.
— Tylko nie gapcie się wszyscy na raz, bo jeśli ktoś rzeczywiście tam jest, to właśnie się dowie, że wam powiedziałam — zasugerowała, wzruszając ramionami. Niezależnie od tego czy jej własny umysł płatał jej figle, teraz sama nie wiedziała dokąd podążać — czy sprawdzić własne podejrzenia, czy sugerować się tropami Wellena. Wybrała zatem drogę na skróty — skoro bard zdecydował, by podążać za nosem tropiciela, mogła łatwo wyłgać się od jakiejkolwiek odpowiedzialności. A przynajmniej tak jej się wydawało.
— W zasadzie, to niech wam będzie — robimy jak uważacie. Tylko nie jęczcie mi potem, że was nie ostrzegłam, jak coś po myśli nie pójdzie. Bylebyśmy stanęli gdzieś zanim nogi mi od tyłka odpadną.
Ilość słów: 0
- Joreg
- Posty: 209
- Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
- Miano: Joreg Borgerd
- Zdrowie: W pełni sił
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Postawa Farii odpowiadała mu wybitnie. Skwitował jej rewelacje skinieniem głowy i tylko kątem wężowych oczu ostatni raz zerknął w stronę jaskini. Niewykluczone, że coś widziała. Tereny niezamieszkane przez ludzi rządziły się własnymi prawami, podobnie jak góry same w sobie. Być może dlatego zlecenie którego podjął się dosyć pochopnie, a głównie z powodu chwilowo dręczącej go biedy, mogło okazać się trudnym do zgryzienia orzechem.
— Jeśli się mylę, zatrzymamy się na noc. Jesli nie, i tak się zatrzymamy. —
Wiedźmin dostrzegł trop. Nie pierwszy raz dzisiaj usiłował wyciągnąć konstruktywne wnioski na podstawie śladów połamanych gałęzi, wybroczyn lub, co o wiele bardziej obiecujące w tym wypadku, odcisku buta. Nie ulegało wątpliwości, iż to co go zostawiło, poruszało się na dwu kończynach, tak samo jak fakt, że zeszło w dół zbocza. Wellen nie zastanawiał się zbyt długo, zamiast tego poświęcając jeszcze odrobinę skupienia na próbę odseparowania od siebie dźwięków dzikiej, górskiej natury. Próba ta spełzła na niczym za sprawą dyszącego mu przez ramię pastucha.
— Odsuń się — polecił chłopkowi bynajmniej przyjacielskim tonem i zerknął za siebie na ułamek sekundy.
— Mądrze — podsumował decyzję, która zapadła za sprawą poparcia barda. Nie zastanawiając się więcej, Wellen podjął trop i ruszył zachowując adekwatną do obecnej sytuacji czujność.
— Jeśli się mylę, zatrzymamy się na noc. Jesli nie, i tak się zatrzymamy. —
Wiedźmin dostrzegł trop. Nie pierwszy raz dzisiaj usiłował wyciągnąć konstruktywne wnioski na podstawie śladów połamanych gałęzi, wybroczyn lub, co o wiele bardziej obiecujące w tym wypadku, odcisku buta. Nie ulegało wątpliwości, iż to co go zostawiło, poruszało się na dwu kończynach, tak samo jak fakt, że zeszło w dół zbocza. Wellen nie zastanawiał się zbyt długo, zamiast tego poświęcając jeszcze odrobinę skupienia na próbę odseparowania od siebie dźwięków dzikiej, górskiej natury. Próba ta spełzła na niczym za sprawą dyszącego mu przez ramię pastucha.
— Odsuń się — polecił chłopkowi bynajmniej przyjacielskim tonem i zerknął za siebie na ułamek sekundy.
— Mądrze — podsumował decyzję, która zapadła za sprawą poparcia barda. Nie zastanawiając się więcej, Wellen podjął trop i ruszył zachowując adekwatną do obecnej sytuacji czujność.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Nikt prócz Farii nie ujrzał w ciemnościach błyszczących ślepi, a sama nie była w stanie ich już odnaleźć w mroku jaskini. Wiedźmin tym razem nie obdarował ją kpiącym czy lekceważącym spojrzeniem, ale tak jak pozostali podążył wzrokiem w rzekome miejsce niebezpieczeństwa. Nic a nic nie ujrzeli, więc podjęli trop w dół osuwiska. Pastuch jakby z przestrachem jeszcze raz zerknął w tą stronę, a później na dziewczynę. On z pewnością jej wierzył. Znał górskie zakamarki lepiej od pozostałych towarzyszy. Wychował się tutaj. Tutaj za pewne przyjdzie mu umrzeć.
— Przebocyjta Mistrzu. — Odpowiedział speszony, odsuwając się od Truposza za blisko którego stanął.
Po osypisku z drobnego żwiru i kamyków, schodziło się trudno, lecz grupie udało się zejść tym razem bez nieprzyjemnych incydentów. Tutaj czuli się trochę bezpieczniej, bo gęsto porastające osuwisko ciemne kosodrzewiny, tworzyły przyjazną gęstwinę. Wellen przykucnął, gdzie ziemia znowu zdradziła ślady połamanych gałęzi i odciski ludzkich butów – czyjeś kroki prowadziły prosto do ziejącego czernią wejścia do pieczary zza potężnym kamieniem narzutowy, przypominającym kieł jakieś wielkiej bestii i wyższych krzewów. Podniósł głowę, nasłuchując, aż...
Nagle z trzaskiem gałęzi zza krzaków wystrzeliła młoda kozica, przestraszona nieproszonymi gośćmi. Zwierzę najwyraźniej zgubiło ślad swojego stada, bo była tutaj zupełnie sama. Naor wrzasnął z zaskoczenia, prawie potykając się o własne nogi. Echo jego głosu rozeszło się po górach i dolnie, przeobrażając się w wycie, podobne bestii. Czarnoskóry chłopiec, choć serce wciąż mu biło jak oszalałe, przetarł czoło i wykrzywił usta w grymasie, starając się ukryć strach, jaki ogarnął go na widok niespodziewanego ruchu. Spojrzał się na Farię, szukając potwierdzenia, że nic im nie grozi.
Drozd z lekkim uśmiechem uniósł brew na widok dzikiego zwierzęcia. Młode z gracją, jakiej nie powstydziłby się najzwinniejszy tancerz, przemykało przez skaliste zbocze, nim zniknęło w odleglejszej gęstwinie.
— A toż to duch gór w swej najczystszej postaci, który próbuje nas ostrzec? Kozica, co w swych susach zostawia za sobą smutki świata. Może i my, podobnie, powinniśmy przemykać między niebezpieczeństwami, nie dając się złapać w sidła lęku?
— Przebocyjta Mistrzu. — Odpowiedział speszony, odsuwając się od Truposza za blisko którego stanął.
Po osypisku z drobnego żwiru i kamyków, schodziło się trudno, lecz grupie udało się zejść tym razem bez nieprzyjemnych incydentów. Tutaj czuli się trochę bezpieczniej, bo gęsto porastające osuwisko ciemne kosodrzewiny, tworzyły przyjazną gęstwinę. Wellen przykucnął, gdzie ziemia znowu zdradziła ślady połamanych gałęzi i odciski ludzkich butów – czyjeś kroki prowadziły prosto do ziejącego czernią wejścia do pieczary zza potężnym kamieniem narzutowy, przypominającym kieł jakieś wielkiej bestii i wyższych krzewów. Podniósł głowę, nasłuchując, aż...
Nagle z trzaskiem gałęzi zza krzaków wystrzeliła młoda kozica, przestraszona nieproszonymi gośćmi. Zwierzę najwyraźniej zgubiło ślad swojego stada, bo była tutaj zupełnie sama. Naor wrzasnął z zaskoczenia, prawie potykając się o własne nogi. Echo jego głosu rozeszło się po górach i dolnie, przeobrażając się w wycie, podobne bestii. Czarnoskóry chłopiec, choć serce wciąż mu biło jak oszalałe, przetarł czoło i wykrzywił usta w grymasie, starając się ukryć strach, jaki ogarnął go na widok niespodziewanego ruchu. Spojrzał się na Farię, szukając potwierdzenia, że nic im nie grozi.
Drozd z lekkim uśmiechem uniósł brew na widok dzikiego zwierzęcia. Młode z gracją, jakiej nie powstydziłby się najzwinniejszy tancerz, przemykało przez skaliste zbocze, nim zniknęło w odleglejszej gęstwinie.
— A toż to duch gór w swej najczystszej postaci, który próbuje nas ostrzec? Kozica, co w swych susach zostawia za sobą smutki świata. Może i my, podobnie, powinniśmy przemykać między niebezpieczeństwami, nie dając się złapać w sidła lęku?
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Jaskinia Króla Gór
Niewiele brakowało, by głos półelfki dołączył do kpin wierszoklety, zamieniając trwające łowy w incydent, który mógłby być wypominany wiedźmakowi przez resztę ich wspólnej przygody, ku jego irytacji, a ich uciesze. Zanim jednak bard choćby otworzył usta, stało się co innego.
Miast zacząć rechotać, Nazairka sięgnęła wolną ręką do pochwy sztyletu — jednego z kilku, które nosiła teraz przy sobie. Mając chwilowo gdzieś domagającego się zapewnień bezpieczeństwa wychowanka, częściowo kierowana wynikłym z zaskoczenia odruchem, a częściowo widząc już oczami kolację, wypuściła z ręki ostrze w zbierające się do galopu zwierzę. Dopiero po tym rzucie przypomniała sobie, że ma przy sobie towarzyszy.
— Aâ'spar! — wrzasnęła do górskiego juhasa, dopiero w kolejnej sekundzie zdając sobie sprawę, że bariera językowa mogła być dlań zbyt dużą przeszkodą. — Strzelaj, bloede pest! — popędziła go do użycia dzierżonej przezeń kuszy, strzeliwszy go dłonią w bark. Wcale mocno.
Miast zacząć rechotać, Nazairka sięgnęła wolną ręką do pochwy sztyletu — jednego z kilku, które nosiła teraz przy sobie. Mając chwilowo gdzieś domagającego się zapewnień bezpieczeństwa wychowanka, częściowo kierowana wynikłym z zaskoczenia odruchem, a częściowo widząc już oczami kolację, wypuściła z ręki ostrze w zbierające się do galopu zwierzę. Dopiero po tym rzucie przypomniała sobie, że ma przy sobie towarzyszy.
— Aâ'spar! — wrzasnęła do górskiego juhasa, dopiero w kolejnej sekundzie zdając sobie sprawę, że bariera językowa mogła być dlań zbyt dużą przeszkodą. — Strzelaj, bloede pest! — popędziła go do użycia dzierżonej przezeń kuszy, strzeliwszy go dłonią w bark. Wcale mocno.
► Pokaż Spoiler
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław