Cisza wśród drzew

Obrazek

„Chcę znowu widzieć gwiazdy nad traktem, chcę gwizdać wśród nocy balladę Jaskra. I pragnę walki, tańca z mieczem, pragnę ryzyka, pragnę rozkoszy, jaką daje zwycięstwo.”


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2404
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Cisza wśród drzew

Post autor: Dziki Gon » 06 sty 2024, 16:14

Obrazek
Obrazek

Obrazek

Nie będziecie chyba twierdzić — mówi Trencavel, uśmiechając się krzywo — Że osiemset sztuk złota to mało?
Nie, żadne z was nie będzie twierdzić, że osiemset sztuk złota to mało. Po pierwsze, to nie jest mało. Po drugie, wynagrodzenie, które otrzymaliście za wasze ostatnie zlecenie, rozeszło się niespodziewanie szybko w zajazdach i oberżach Wronej Twierdzy zwanej niekiedy Vorongradem i słynącej z drożyzny. Z tego też powodu nie kryliście gotowości wynajęcia waszych mieczy kolejnemu zleceniodawcy. Nie czekaliście długo na ofertę, właściwie powiedziawszy, praca znalazła was sama. Za sprawą znajomego znajomych kilkorga z was.
Peko, bo tak się nazywał, był naturalizowanym Dzikim, przewodnikiem zatrudnionym jako goniec pod tutejszą Gildią Kupiecką do spółki z kilkunastoma innymi tropicielami. Pozwalało mu to być na bieżąco z wieściami — jeśli nie z pierwszej ręki, to przynajmniej z pewnego źródła. Co potwierdziło się również i tym razem.
Tak się składa — zdradził wam nad kuflem. — Że Gildia pilnie poszukuje kogoś, kto rozwiąże dla niej jeden problem, ano tak. Mam w tym swój interes, tedy zadbam, by i wam się opłaciło. Jeśli się piszecie, skrzyknijta czeredę rezunów i jutro z rana stawcie się w osadzie Brysta, dziesięć mil na południe od Wronej.
I oto siedzieliście w obwieszonej tapiseriami sali z kominkiem w siedzibie zarządu osady Brysta dziesięć mil na południe od Wronej. Naprzeciw was, za zastawionym powitalnym poczęstunkiem stołem z dębiny stało dwóch Midlanczyków — trzymający się z boku chudy wąsacz, alderman Brysty oraz dostatnio odziany przedstawiciel Gildii i wystawca zlecenia, Ludwig Trencavel.
Tyle właśnie — podjął Ludwig, gdy zadane przezeń retoryczne pytanie spotkało się z waszym wymownym milczeniem. — Mogę wam zaproponować do podziału za uporanie się z bestią, która zdążyła napaść dwie karawany i zmasakrować miejsce wycinki. Osiemset, uczciwych, nieoberżniętych guldenów za tego tutaj ludożernego…
Obrazek
Kupiec urwał w pół zdania, zapomniawszy właściwego słowa. Próbował jeszcze zakląć pamięć, kilkukrotnie dźgając palcem rozłożony na blacie pergamin z ogłoszeniem i nieudaną ryciną czegoś, co przywodziło na myśl kalekiego gryfa. Kiedy ten zabieg nie pomógł, obejrzał się na siedzącego z boku stołu Peko, również uczestniczącego w rozmowie, dotychczas w roli słuchacza.
Sowoniedźwiedzia — dokończył za Trencavela Dziki, zwracając się bezpośrednio do awanturników. Długowłosy, ubrany w wyprawione skóry tropiciel pasował do przytulnego, mieszczańskiego wystroju jak odyniec do klaczy. — Nazywamy go, znaczy się my, tropiciele… Nazywamy go Staruchem, ano tak. To wiekowy samiec, pieruńsko zajadły i teryto...rialny. Urządził sobie żerowisko przy Żywicznym Trakcie, niedaleko starej pustelni, będzie ze dwa-trzy dni drogi w głąb lasu. Samemu nie odejdzie, a jeżeli cudem uda się go wypłoszyć, wróci.
Tropiciel zgarbił się na siedzisku, nachyliwszy do przodu, zmierzył drużynę bystrym wejrzeniem ciemnych, blisko osadzonych oczu. Jego twarz, zwykle poważna i niezdradzająca emocji spoważniała jeszcze bardziej.
Lza znaleźć jego gawrę i utłuc. Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Dwunastu naszych wyruszyło z tą misją i mija tydzień, odkąd nie wracają. Ich rodziny, a część z nich mieszka tu, w Bryście, potrzebują wiedzieć, co z nimi. Ano tak. Jeżeli uważacie, że osiemset to mało, wiedzcie, że za zabicie bestii i odnalezienie zaginionych, zrzeszeni tropiciele dopłacą dwieście monet do sumy, którą daje Gildia. Dodatkowo przez rok będziemy służyć wam jako przewodnicy. Bez zapłaty.
Nie muszę też dodawać — wtrącił się Ludwig, natychmiast wyczuwający popyt i koniunkturę. — Że przysporzycie sobie sławy i zjednacie wdzięczność wpływowych ludzi, co z pewnością zaowocuje podobnie lukratywnymi zleceniami w przyszłości, a może nawet stałą współpracą.
Nie, Trencavel nie musiał tego dodawać. Już i bez jego zachęt zdążyliście się zorientować, że owa zesłana wam przez los eskapada jest wszystkim, czego potrzebujecie, aby rozpocząć awanturniczą karierę z prawdziwego zdarzenia.
Obrazek
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Arbalest » 09 kwie 2024, 20:30

Nieco zbity z tropu Złodziej sam nie potrafiłby w tej chwili określić co było dla niego większym zaskoczeniem — to, że reszta drużyny istotnie miała zamiar bez większych oporów pozwolić Szamanowi na przeprowadzenie rytuału, czy to, że Balian właściwie podzielał jego obawy i w czymś dla odmiany się z nim zgadzał, nawet jeśli wykazywał się większym pragmatyzmem.
— Róbcie co chcecie... — skapitulował. — Tylko wiedzcie, że po stokroć wolałbym być i złodziejem, niż tobą, cudaku. Ja do tej plugawej rzeźni ręki nie przyłożę — palnął, odchodząc wściekły na bok i pozostając wiernym swojej obietnicy — nawet nie zamierzał gapić się na tą jawną herezję wymierzoną przeciw bogom, ludziom, złodziejom i kurwom. Zwłaszcza te ostatnie miały wszak jakiś honor i jakieś zasady.
Zapach palonego mięsa przyprawiał go o womit, a żeby choć na chwilę o nim zapomnieć, Monty wystawił nagle w pewnym momencie dłoń z trzema złotymi monetami — tymi samymi, które znalazł przy ciałach ubitych uruków.
— Masz. Podziel między swoich, zatrzymaj, zrób co tam chcesz. Jak nam się uda to i tak dostaniemy dużo więcej. A jak nie — to i tak nic mi po nich — wytłumaczył krótko, nie rozczulając się zanadto nad tym gestem nadmiernej szczodrości. Ot, stało się i nie należało liczyć, że stanie się po raz drugi.
Stanąwszy po zmroku na obozowanie (choć nie jego decyzją — jego decyzją pewnie ryzykowaliby dojście do pustelni, nawet po ciemku), Dratwa zgarnął Pyrhosa i przygotował podobne pułapki jak i poprzednim razem. Razem z Karokiem ruszyli również na rekonesans, choć nie przed tym, jak Dratwa przygotował sobie z własnych zapasów napar na bazie świetlika, który miał mu pomóc widzieć w półmroku. A nuż mógł w ten sposób dostrzec potencjalne zagrożenie, albo wypatrzeć coś ciekawego, nim powrócą i dane będzie im odpocząć.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 189
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Joreg » 10 kwie 2024, 14:42

Drogę do obozowiska pokonał samodzielnie, choć nie obyło się bez potknięć wywołanych problemami z błędnikiem. Ktokolwiek zechciał rozmawiać z szamanem, ten był od razu informowany, że mężczyzna wciąż cierpiał na częściową głuchotę. Gdyby ta miała okazać się permanentna, wtedy i tak by nie narzekał, powierzając swe życie i zdrowie w ręce bogów, choć to nie bogowie uratowali go od śmierci na polu walki. Wywiedział się w drodze, że to Seidra pierwsza przyszła mu z pomocą, na co nie znalazł odpowiedniej reakcji. Wodna wiedźma sprawiła się w boju, jej bogowie również stanowili wsparcie, lecz były to siły w jego mniemaniu plugawe, których obecność przyprawiała Gula o ból głowy – jakby uderzenie maczugą było niewystarczające. Do samego wieczora szaman nie był zbyt rozmowny, odpowiadał zdawkowo. Zajęty był kontemplacją znaków zesłanych mu z niebios, reakcją na marną, ale jednak, ofiarę, jaką był zagłodzony uruk. Nagły wybuch płomienia wprawił go w ekscytację, podniecenie, nawet zachwyt. Nie był to pierwszy raz, kiedy oglądał podobne obrazki, bowiem on sam nie był już młodzieniaszkiem, a przecież podjął się tej samej misji, co niegdyś jego ojciec, tylko okoliczności się zmieniły. Po tym, jak nieco ochłonął, nabrał szerszej perspektywy.
Kiedy postawiono namioty, zabezpieczono obozowisko i zapłonęło ognisko, Gulo poczuł swego rodzaju natchnienie wynikające z potrzeby rozwiania pojawiających się wątpliwości. Nie musiał być jasnowidzem, by stwierdzić, że południowy pokaz nie napawał optymizmem nikogo z obecnych. Do Dratwy zdecydował się przemówić najpierw, nim ten oddalił się z Pyrhosem na rekonesans.
— Wiem, że się boisz. Nieznane budzi strach, tak samo jak rytualny ogień. Na szczęście dla nas obojga, nie zamienimy się rolami, ja będę w twych oczach cudakiem, a ty w moich równowagą, złodziejem, do bólu przyziemną istotą stanowiącą pewną przeciwwagę do wiedźmy. Nie ma nic złego w byciu zupełnie zwyczajnym, złodzieju, o ile nie zamkniesz swych oczu i umysłu na otaczającą cię moc, potęgę duchów, wolę bogów. Nie wolno ci ignorować znaków, które poznałeś na własnej skórze, bo poznałeś, prawda? Zostawiony na pastwę losu, na pewną, jak sam mówiłeś, śmierć, a jednak… Jednak tu jesteś, tu i teraz. Myślisz, że poradziłeś sobie sam? Aż tak wierzysz w swe zdolności? A może zwyczajnie nie dostrzegasz znaków zesłanych przez potężne siły. Zastanów się, przetraw to, ochłoń i zrozum, że pewne sprawy są koniecznością. Należy to pojąć, bo odwracanie wzroku jeszcze w niczym nikomu nie pomogło. — Wnioskując z pewnego, charyzmatycznego tonu przemowy nie przerywanego kasłaniem, jęczeniem i boleścią wymalowaną na twarzy, Dratwa mógł wywnioskować, że Gulo trzyma się całkiem nieźle. Ba, mogłoby się wręcz wydawać, że poza opuchlizną na łbie, jego stan wrócił do zupełnej normy. Szaman emanował teraz pewnością siebie, energią, żywotnością. Czegokolwiek nie doznał podczas składania ofiary, przyniosło efekty widoczne gołym okiem.
Umazany sadzą na twarzy, niejako na wzór Nowicjusza, zasiadł przy trzaskających płomieniach, odłożył na bok kostur, przywołał ogara. Wyszkolony pies spoczął obok swego pana. Dłoń Gula spoczęła na grzbiecie pupila, a pysk pupila na nogach właściciela.
— Opowiem wam o bogach, o ich potędze i o tym, od czego tak skrzętnie odwróciliście wzrok dzisiejszego dnia — znużony całym dniem podróży, w międzyczasie robił przerwy, by uszczknąć nieco z racji żywnościowych, którymi jak zwykle chętnie i przyjacielsko dzielił się Nowicjusz.
— Siły, które władają tym światem osadzone są w sześciu filarach, a każdy z nich nosi swe imię. Wszyscy je znacie, każdy z was doświadczył ich zarówno życiodajnej jak i niszczycielskiej siły. Potocznie nazywacie je żywiołami. To ogień, nad którym stoi Cha, woda, nad nią panuje Loo, ziemia z jej opiekunem Gat oraz powietrze naznaczone obecnością Ssu. Ilekroć wsłuchasz się w szum liści usłyszy go, to także potężna uderzeniowa fala od której aż piszczy w uszach. Brzmi znajomo? — Gulo uśmiechnął się niejako tajemniczo, ale z widoczną dozą satysfakcji. Nakarmił z ręki strzegącego go ogara.
— W każdym z nas tli się także iskra życia, niektórzy nazywają je duszą, ja wiem, że to obecność Zakr, siły sprawującej pieczę nad każdym żywym stworzeniem. Jest w nas, w zwierzętach, w skalanych, plugawych urukach, ale też w sowoniedźwiedziu, tym samym Staruchu, na którego polujemy. Skoro mowa o śmierci, ostatnią z sił, jest śmierć właśnie, to Omkb sprawuje nad nią pieczę. Na początek starczy wam wiedzieć, że żadna z nich nie występuje w stałej przewadze, a wszystkim należna jest odpowiednia uwaga. Tak samo, jak śmierć przychodzi po życiu, życie zastępuje śmierć. Po wielkim pożarze ziemia staje się wyjałowiona, jest bezużyteczna, ale w końcu nadejdą ulewy, a wraz z nimi wichry niosące wszelkie nasienie. Jałowa ziemia w końcu obrodzi, bo taka właśnie jest kolej rzeczy. Powiem więcej, pewne rośliny nie są wstanie skiełkować, jeśli ogień wcześniej nie zajął ich siedlisk. Równowaga, wszystko występuje w równowadze. Czasem wydaje się to straszne, tak jak dziś. — Szaman przetarł czoło przedramieniem, sadza rozmyła się w brzydko wyglądającą smugę.
— Powinniście rozumieć, że to co zrobiłem wynika z zasad, których należy przestrzegać. Czy odwróciłem się od was, czy pozostawiłem was na pastwę tamtych potworów? Sami nie brzydzicie się zabijać w sposób okrutny, a odwracacie wzrok od przejawu boskiej ingerencji. Postrzelony na początku uruk, czy miał lepszą śmierć, kiedy najpierw przeszyto go strzałą, a potem jego gardło rozszarpał Zenit? — Odpowiadając sam sobie, Gulo pokiwał przecząco głową. — Różnica polega na tym, że w śmierć mej ofiary przelałem sens, wiarę, nadzieję i wdzięczność. Różnica polega na tym, że złożone w ofierze monstrum miast karmić kruki, zwróciło mi namiastkę mocy. Oddałem jego marne ciało każdemu z bóstw. Karmił się nim Zakr, kiedy wycinając symbole na ciele, odbierałem mu zmysły, dostał go Omkb w chwili, kiedy serce ostatni raz zapulsowało wciśnięte głęboko w gardło pokraki. Strawił go Cha, czyniąc zeń jeno unoszący się wolą Ssu pył, a kiedy Loo ześle w owe tereny deszcz, wtedy resztki ofiary pochłonie Gat. — Pomimo faktu, że w pewnym sensie rytuał się powiódł, Gulo czuł, że ofiara była niewystarczająca. Być może zesłany znak zwiastował kłopoty, może była to obietnica, a może przestroga. Jakby jednak nie patrzeć, dana była mu szansa na ewentualną poprawę. Nie chcąc psuć nastrojów w kompanii, szaman nie poddawał w wątpliwość słuszności swego czynu, czuł jednakże w kościach, że kolejna krwawa ofiara będzie musiała należeć do istoty silniejszej, większej, o wiele milszej okrutnym potęgom, którym zawdzięczał swą moc i powierzał żywot.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 288
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Lasota » 12 kwie 2024, 20:06

Nowicjusz spodziewał się interwencji Baliana, dlatego obserwował jego nadejście z opanowaniem. Mnich powitał wojownika skinięciem głowy, a potem zamienił się w słuch, kiedy ten pouczał go o istocie drużyny i ostrzegał przed kolejnymi wybrykami. Naznaczony popiołem cały czas patrzył mówcy w oczy, utrzymując tę samą spokojną, nawet przyjazną minę okazującą współczucie, zrozumienie, a sporadyczne pokiwania głową wskazywały na słuchanie oraz podążanie za retoryką.
— Zrozumiałem, Balianie — zaczął zupełnie naturalnym tonem. — Widzę, że potrzebowałeś uwolnić frustracje. Czy czujesz się już lepiej? — rzekł niczym do dziecka.
Zbliżył się do wojownika, przekroczył granicę przestrzeni wolności obu ludzi, pojawił się cień napięcia, bo mnich dalej patrzył wojownikowi w oczy.
— Twoja taktyka okazała się nieskuteczna — rzekł. — Jasno dałem wam znać, abyście wykorzystali moją dywersję. Sądzisz, że rzuciłbym się na przeciwników, nie zdając sobie sprawę o własnych przewagach? Wskazuje to jasno, że nie rozumiesz talentów, jakimi dysponują członkowie drużyny — wyjaśniał spokojnie, choć z wyższością. — Masz rację, jesteśmy drużyną. Zależy mi na naszym powodzeniu, dlatego zniżę się do niedoskonałego prowadzenia, aby zachować spójność. W niej jest siła.
— Nie będziesz mi mówił, co mam robić, gdyż jesteśmy na równej pozycji — stwierdził jasno. — Jesteśmy partnerami, więc rozkazywać możesz najwyższej samemu sobie. Nie powierzę ci swojego losu, gdyż nie jesteś godnym bycia moim przywódcą. Natomiast nie musisz mi grozić, ponieważ siebie tedy narażasz na niebezpieczeństwo. Oszczędzaj siły na sowoniedźwiedzia, Balianie. — dokończył ze skromnym uśmiechem na ustach, z całą pewnością lekceważącym. Nowicjusz delikatnie się skłonił i udał się kontemplować istotę potęgi.
Po rytuałach, Gulo zasiadł przed ogniskiem wśród drużynników. Opowiedział on sprawach swojej wiary, ujawnił postacie przepisane żywiołom oraz ich role. Usprawiedliwiał śmierć, nawet przepisywał jej głębię oraz wyższość wobec tej zadanej ręką innych towarzyszy, gdyż zabójstwo Gulo było ku pocieszeniu bogów. Nowicjusz z uwagą wysłuchiwał przemowy kapłana, ponieważ uznał ją za wartościową. W odróżnieniu od sługi bożków, poszukiwacz potęgi pielęgnował swą duchowość w filozofiach. Zdawał sobie sprawę z istoty przyrody, której fundament tworzyła równowaga pomiędzy żywiołami. Religijna rozprawa jedynie potwierdziła to, co było znane zakonowi Ognistych Cieni od dawna, niemniej perspektywa Gula pozwoliła odświeżyć temat spojrzeniem mniej ucywilizowanego człowieka.
W milczeniu mnich kontemplował scenariusz, w którym poświęciłby własny los, wolną wolę istotom boskim. Czy niewolnictwo duchowe było dobrą ceną za osiągnięcie siły zdolnej władać światem? Czy zamknięcie umysłu na z góry ustalone horyzonty było wystarczające, aby móc wywierać nacisk na śmiertelników? Dylemat trawił Nowicjusza bardziej, niż niedawne narzekanie Baliana.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Vespera
Awatar użytkownika
Posty: 185
Rejestracja: 07 cze 2021, 15:44
Miano: Elspeth Favres
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Vespera » 16 kwie 2024, 0:33

Nie, czułbym się lepiej, gdyby nikt nie doznał uszczerbku z powodu twojego wybryku — wyrzekł zgodnie z prawdą Balian.
Do tej pory wykazywał się sporą cierpliwością co do Nowicjusza, ale wzmianka o „przewagach” i „talentach” mnicha wywołała w nim parsknięcie śmiechu starego woja z długoletnim stażem opoja. Powinien mu edukacyjnie wpierdolić tu i teraz z marszu, i w istocie poczuł głęboką ochotę do zrobienia tego, ale wciąż tliły się w nim resztki rozsądku, które przypominały, że skoro dla dobra zlecenia potrafił nawet tolerować się z Dratwą, to powstrzyma się dziś od wymalowania w tę przemądrzałą gębę.
Nie wiem, skąd w tobie ta pycha i poczucie wyższości nad innymi — wyrzekł już bez śmiechu, choć pełen autentycznej żenady dla pyszałkowatości mnicha niepodszytej rzeczywistymi dokonaniami. — Bo twoje osiągnięcia w minionej walce okazały się wyjątkowo mizerne. Szczeniak Pyrhosa swym ugryzieniem zadał wrogom tyle samo ambarasu, co twoje popisy akrobatyczne. Ironicznym jest to, że najwięcej z nas wszystkich pleciesz o potędze, a w praktyce kompletnie zbłaźniłeś się w walce — kontynuował wojownik, który frazesy mnicha o narażaniu się na niebezpieczeństwo traktował co najwyżej niczym poszczekiwanie pudla na rękach szlacheckiej panny. — Dobrze, zniż się zatem do tego niedoskonałego prowadzenia i najpierw ubijmy sowoniedźwiedzia, a potem wróćmy do rozmowy, czy przypadkiem nasze definicje „potęgi” nie zaczęły od siebie za bardzo odbiegać. Pozostaje mi żywić nadzieję, że zademonstrujesz jej więcej w trakcie walki z bestią.
Na resztę wieczoru Balian nie planował niczego szczególnego poza degustacją zdobycznej gorzały. Nie zamierzał się upijać, ale nie dał rady wytrzymać kazania o duchach całkowicie na trzeźwo, więc musiał trochę zdegustować, by przy okazji z przyzwyczajenia ocenić jakość trunku. Pozostali przy takich samych wartach jak poprzedniej nocy, z wyłączeniem Gula, który tym razem zasłużył na pełen wypoczynek.
Ilość słów: 0
Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 309
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Asteral von Carlina » 16 kwie 2024, 20:07

Darowane mu monety przez łotrzyka wybiły z rezonu Pyrhosa. Złodziej kradnie monety, a nie dzieli się łupem. Z opowieści Baliana stworzył sobie zupełne inny obraz ich nowego towarzysza. Teraz nie tylko nie stwarzał kłopotów, a był wartościowym członkiem kompanii – świetnie szyjąc z łuku, znając się na pułapkach i zabezpieczeniach, dzieląc się swoim doświadczeniem i bystrym wzrokiem. Nadal mu nie ufał i obawiał się zdrady. Ale mało komu ufał…
Poklepał go po plecach nie mówiąc ni słowa, ale przyjmując złote monety. Tak jak po równi podzielą się zdobyczami, tak samo równo podzielą się napitku, który przyjemnie drapał w gardło. Tym razem jednak Karok nie zamierzał uczestniczyć w biesiadzie; snuć bohaterskich opowiastek; wsłuchiwać się w kazania kapłanów, dowodzących wyższości swojej wiary nad innymi; tańczyć z toporkiem w blasku ognia; wygłaszać pouczeń i stawiać warunków; raczyć się trunkiem z jednej manierki.
Krótko po zastawieniu pułapek wraz z Dratwą i obejściu terenu, gdzie towarzyszył im Zenit, zamierzał tresować Zorzę. Młody pies zawiódł go, nie słuchając się prostych poleceń, tym samym zagrażając swojemu życiu. Zupełnie jak Nowicjusz szczekając przy tym za dużo, ale za niego nie musiał brać odpowiedzialności. Najgorsze w tym wszystkim był fakt, że odciągnęła uwagę łowczego od niebezpiecznych zawirowań dookoła Gulo. Ich półdziki towarzysz, władający potężną magią obcych bogów, prawie stracił życie. Było za późno by zganić szczeniaka, a zresztą jej heroiczność przyczyniła się do ich sukcesu. Następnym razem nie mógł więc pozwolić sobie na podobną niesubordynację. Ćwiczył więc z nią podstawowe polecenia. Pośpiesznie również ułożył się do snu, aby wstać wczesnym rankiem przed resztą towarzyszy. Potrzebował czasu dla siebie.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2404
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Dziki Gon » 21 kwie 2024, 22:03

Obrazek Szary świt przyniósł ochłodzenie, pokrywając trawy szronem. Zimne poranne powietrze trzęsło zbudzonymi obozowiczami, zmieniając oddechy w parę, gryzło dłonie i policzki. Ruch przy zwijaniu obozu pozwolił im się rozgrzać w oczekiwaniu na niespiesznie wstające słońce. Składając namioty, zorientowali się, że brakuje jednego, z Seidrą w środku. Varnorska wiedźma przepadła bez ostrzeżenia i śladu — ani Pyrhos, ani jego psy nie znalazły żadnego tropu. Widzący po ciemku Dratwa, także nie dostrzegł niczego podczas obchodu zeszłej nocy. Wnyki rozstawione wokół obozu były puste. Nie mając od czego zacząć poszukiwań, ruszyli przed siebie, mając oczy i uszy szeroko otwarte, a czujność na sztorc.
Las był cichy o tej porze. Prócz szmeru listowia pod butami słyszeli poranne zaśpiewy pustułek. Wysoko w górze czarny dzięcioł z czerwonym czubem oderwał się od pnia, przekrzywiając łeb, by popatrzeć na wędrującą piątkę, chuchającą obłokami. Zmarznięta ziemia parowała także, snując się między drzewami rzadką mgłą. Towarzysząca drużynie sfora psów wyforsowała się na przód, szeleszcząc po zaroślach i płosząc okoliczną drobnicę.
Nie uszli dwóch mil od obozowiska, kiedy usłyszeli głośne ujadanie dwójki psów oraz miarowy warkot Zenita. Przyspieszywszy kroku, z bronią w gotowości, ruszyli za źródłem dźwięku, przechodząc ostrożnie przez zarośla. Ich oczom ukazał się ludzka sylwetka, lecz nie była to Seidra.
Obrazek Zarośnięty mężczyzna w średnim wieku opierał się o drzewo, z obnażoną klingą w ręku do obrony przed otaczającą go sforą. Psy obszczekiwały go, lecz nie podchodziły. Człowiek miał na sobie wysłużoną przeszywanicę ze skórzanymi wzmocnieniami, powalaną ziemią i fragmentami podszytu. Na lewej nodze miał zawiązany szary od brudu opatrunek. Sczerniała krew na bandażu i skrzywiona postawa jegomościa zdradzała, że rana była dotkliwa.
Mimo położenia, na widok zmierzających ku niemu awanturników wychudła od głodu i męki twarz człowieka rozciągnęła się w uśmiechu.
Cholernie dobrze was widzieć, kimkolwiek jesteście — powitał ich ochryple, opuszczając miecz i patrząc na nich spod lepiących się mu do czoła włosów zlepionych w strąki. — Macie coś do żarcia? Dwa dni nie miałem w gębie niczego oprócz mchu i korzonków.
Nazywam się Kurts — rzekł bez zachęty, odkaszlnąwszy suchość w gardle. — Jestem z grupy myśliwych z Brysty wysłanej do zapolowania na Starucha. To znaczy, byłem, zanim ten skurwysyn Rhezors i pięciu służących mu zdrajców nie zarżnęli reszty w starej pustelni. Ocalałem jako jedyny. Uciekłem i ukrywam się od tamtego czasu, bo wiem, że na mnie polują, ale z tą nogą…
Myśliwy wskazał czubkiem klingi na obandażowaną kończynę.
Jestem wolny jak ślimak w ciąży. A tamci ciągle mnie szukają, bo… — Kurts urwał na chwilę, spoglądając niepewnie po słuchaczach, zawahał się. — Z początku sądziłem, że chodzi mu o pieniądze z nagrody, ale po tym, co zrobił z pozostałymi... Weźmiecie mnie za czubka, ale przysięgam na kości mojej matki, że to sama prawda. Rhezo wypatroszył ich i wyrwał im serca. Widziałem na własne oczy!
Widziałem. I gówno mogłem zrobić. — Mężczyzna oparł potylicę o drzewo, łapiąc utracony oddech. Powoli wsunął miecz do pochwy. Jego spojrzenie błądziło między twarzami hanzy. — Mówiłem już, że to tereny łowieckie pieprzonego sowoniedźwiedzia?

Obrazek
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 330
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Arbalest » 24 kwie 2024, 21:30

Kłamstwem byłoby rzec, że po całej tyradzie Złodziej raczył jeszcze słuchać swojego towarzysza z przymusu. Prawdę mówiąc, przestał tak gdzieś przy trzecim zdaniu, ostatecznie wyciągając jeden wniosek — że bogowie, którzy wymagają takich ofiar nie są godni czci, którą otrzymują, nawet za „dary”, które zsyłają na najgorliwszych wyznawców. A jeśli w rękach takich bogów jest ten świat, to niech ten świat lepiej i zginie.
— Żebyś się nie posrał — skwitował Monty cały daremny wywód Szamana, po czym wyruszył razem z Pyrhosem na rekonesans. Nie mniej daremny.
Do strofowania Mnicha nie raczył się wtrącić. Bez wątpienia, skrewił, żeby nie powiedzieć, że zjebał po całości, narażając życie członków drużyny. Ale że było wśród nich życie Gula, toteż ta łycha dziegciu była choć trochę łatwiejsza do przełknięcia. No i Baliana, choć jego w tym momencie, tu i teraz, nie znosił jakoś mniej. Już bardziej przy tym przejęło go zniknięcie Seidry, mimo że jej praktyk nie szło określić mianem „cywilizowanych”. Ta przynajmniej nie patroszyła żywcem istot człekokształtnych, nieważne jak bardzo oddalone były od człowieka aparycją i zachowaniem.
Wstał rano, po śnie poprzedzonym swoją wartą. Zebrał pułapki, zeżarł poranną porcję zapasów i bez szemrania ruszył z resztą drużyny, obstawiając jej lewą flankę, tak samo jak wcześniej. I tak jak poprzedniego ranka — daleko w ten sposób nie zaszli.
— Wyłaź zza drzewa! Powoli, to cię nie ubiję. Nie od razu, przynajmniej — nakazał nieznajomemu, po tym jak zaalarmowały go psy jego towarzyszy. Fakt, że mężczyzna wydawał się być sam, trochę ostudziły zapał Dratwy. Padające chwilę później wyjaśnienia też raczej nie zaszkodziły.
— Wierzę... jakoś kurewsko znajomo mi to brzmi. Jak coś co robią lokalne dzikusy. Coś tam wiem — nie omieszkał stwierdzić na głos, a wzrok prawie odruchowo poszybował mu w stronę nikogo innego jak rogatego Szamana.
— Bierz — nie omieszkał z rezerwą użyczyć mu porcji pemikanu, uzupełniając ją manierką z wodą. — Może ci ktoś z naszych obejrzy tą nogę. Tyle, że my na sowoniedźwiedzia właśnie idziem. Bez jego łba wrócić nie możemy, więc jak nie chcesz leźć sam, to z nami. A i twoich też mielim szukać. Baba tego jednego, na „en”... jak jej tam było...? Aine...? Aina...? Znasz ty go?
Ilość słów: 0
Obrazek

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 189
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Joreg » 25 kwie 2024, 12:03

Poranne poruszenie pośród obozowiczów wywołało zniknięcie Seidry. Szkolony Zenit Pyrhosa nie był w stanie podjąć tropu, wobec czego wiedźma zdawała się być jedynie mglistą marą, ulotnym, nierealnym wrażeniem osoby, która opiewać mogłaby wręcz na zbiorową iluzję, gdyby nie fakt, że oddała im swe usługi zarówno na polu walki, jak i po niej. Seidra była jak najbardziej prawdziwa, najwyraźniej też dobrze maskowała ślady swej obecności. Gulo stał się podejrzliwy, nie wiadomo było bowiem co uroiło się jej w głowie i czy ich drogi nie skrzyżują się jeszcze w najmniej oczekiwanym momencie.
Po wieczornych rozmowach, których właściwie nie sposób było nazwać rozmowami, a raczej monologiem skwitowanym najmniej wyrafinowaną, jednocześnie dobitnie zaznaczającą pozycję mówiącego ripostą, pozostał jedynie ledwie wyczuwalny niesmak. Gulo nie miał Dratwie za złe jego opinii. Niektórzy błądzili całe życie nie potrafiąc pojąć najprostszych prawd. Według szamana to właśnie trapiło nie tylko łotrzyka, ale i pozostałą część drużyny. Może z wyjątkiem Nowicjusza, który to zdawał się popadać w głęboką zadumę odnośnie tłumaczeń szamana.
Knieja nie pozwoliła im na zachowanie beztroskiego spokoju, pustkę wkrótce wypełniła obecność nieznanej, rannej osoby. Mężczyzna zdawał się być zaszczuty. Jak ranny jeleń opadający z sił pewnikiem próbowałby jeszcze uciekać lub się bronić, zamiast tego został osaczony. Po pustych, ale zasadnych groźbach Montierra nastała kolej na tłumaczenia.
Wspierając się na pokręconym, grabowym kosturze, Gulo uważnie słuchał słów rannego, podczas, gdy rogata czaszka pustymi oczodołami wwieracała się w duszę napotkanego w drodze potrzebującego. Czy miał interes w tym, by ich oszukać? Czy aby na pewno mówił prawdę? Szaman oceniał go, sprawdzał, dociekał źródła. Po wszystkim ponownie skierował wzrok na Dratwę, sprowokowany poniekąd uwagą poczynioną nie bezpośrednio, ale zdecydowanie w jego kierunku.
— Wciąż cię to trapi? Nie krępuj się, mów głośno. Nie mam powodu by wstydzić się swoich praktyk. — Pozostałe tematy, te związane z polowaniem na monstrum oraz decyzją odnośnie dalszych poczynań zostawił reszcie grupy. Wierzył w to, że jakakolwiek decyzja podjęta przez Baliana będzie słuszną.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 288
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Lasota » 26 kwie 2024, 20:29

Nowicjusz powitał dzień w ponurym nastroju. Zanim rozpoczął zwijanie obozu, przeprowadził poranną rozgrzewkę, aby rozruszać ciało i oczyścić umysł. Kiedy wykonał ćwiczenia, pozwolił sobie na krótką walkę z własnym cieniem. W tym czasie myślał o wczorajszym dniu, wyciągając wnioski i planując lepiej swoje następne starcie. Był gotowy poświęcić wiele, aby sięgnąć potęgi. Wymierzając kolejne razy, wprowadzał się w trans. Cios, uderzenie, unik. Cień zaczął przypominać posturą Baliana. Kopnięcie, uderzenie, unik! Mnich toczył w wyobraźni walkę z przywódcą bandy, bo wiedział, że pewnego dnia stoczą pomiędzy sobą bój.
Po rozgrzaniu się przyszła pora na wykonanie prozaicznych czynności. Spakował się, złożył namiot, a potem zorientował się, że opuściła obóz wiedźma. W reakcji na to mnich jedynie pokręcił głowę z dezaprobatą. Zdawał sobie sprawę, że drużyna straciła cennego członka, który władał magią. Kompania ruszyła bez jednego palca.
Wkrótce przekroczyli granicę lasu, ale nie zdołali zbyt wiele drogi pokonać, bowiem szczekanie psów zasygnalizowało obecność nieznajomego. Tym okazał się ranny człowiek, który podzielił się ciekawymi informacjami.
W lesie, nieznany,
Ranny myśliwy spotkał
Drużynę w poszukiwaniu.

Inspiracja natchnęła łysego poetę, chcącego nie tylko uwrażliwić ludzi na piękno, ale także na zgubę innych. Mnich zainspirował się działaniem Dratwy, który podzielił się posiłkiem.
— Kapłanowi też dawniej pomogliśmy w potrzebie, kiedy formowaliśmy szeregi — mruknął pod nosem, widząc podobieństwo losów. — Pomogę ci. — Podszedł do rannego, aby udzielić mu pierwszej pomocy. Zerknął na Gula na znak, aby wspomógł go apteczką i doświadczeniem.
Pozornie Nowicjusz wydawał się niegroźnym, pozbawionym broni osobnikiem, jednak w każdej chwili mógłby dopaść rannego, jeśli ten żywił niecne zamiary. Przygotowany na niespodziewany atak, pokryty popiołem przystąpił do opatrywania ran.
— Ludzie są gotowi sprzedać własną duszę, aby zapełnić czymś pustkę, brutalność i sadyzm jest drogą do osiągnięcia pełni. — tłumaczył. — Potrzebują tego, aby być silnymi. Proszę, opowiedz coś więcej na temat tej zgrai. Może będę w stanie zidentyfikować, co czczą albo jaką filozofią się kierują. — przedstawiał sprawę na spokojnie, nawet przyjemnym dla ucha głosem. Brzmiało to groteskowo, zważywszy na okoliczności, lecz Nowicjusz nie zamierzał porzucać swojej ramy postępowania. Jeszcze wczoraj był świadkiem podobnych ceremoniałów w imię bogów Gula.
— Zasadźmy się na nich — zaproponował pomysł. — Skoro polują na tego człowieka, wyprzedźmy ich i zastawmy pułapkę. Z całą pewnością okażą się przeszkodą w walce z sowoniedźwiedziem, dlatego rozwiążmy tę sprawę, zanim przejdziemy do samego polowania. Pokonajmy ich.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 309
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Asteral von Carlina » 27 kwie 2024, 19:45

To on powiadomił pozostałych, że zniknęła wiedźma. W jego głosie była obojętność, choć wrodzona podejrzliwość, kazała mu być uważnym. Zorientował się wczesnym porankiem, wpierw ruszając w las w poszukiwaniu tropu. Ni łowca, ni jego czworonogi nie zwęszyły śladu po niej. Ani namiotu, ani odcisków stóp na zmarzniętej glebie, ani zagubionych fetyszy, ani zatrzaśniętych sideł. Rozmyła się zupełnie bezszelestnie, jak pojawiła się w drzwiach siedziby zarządu osady Brysta dziesięć mil na południe od Wronej. Może po prostu utopiła się na chwałę swego boga w pobliskim bajorze. Dziady ją wiedzą.
Pyrhos dzisiaj prowadził, choć właściwszym było stwierdzenie, że prowadziły ich psy. Z wyuczonej ostrożności, zaniepokojony zniknięciem czarownicy, szedł z naciągniętą cięciwą w kuszy. Gdy tylko usłyszał szczekanie i ujadanie, wymierzył. Był w stanie zabić go na miejscu, ale decyzja nie należała do łowcy. Zresztą słowa Nowicjusza były prawdziwe – niegdyś zupełnie obce dusze, teraz składały się na tę barwną kompanię, a ich niezwykłość stanowiła ich atut.
Odrzuć miecz. Nie będzie Ci teraz potrzebny. — Warknął jeno, nie spuszczając wycelowanej kuszy.
Nie wtrącił się więcej, bo nie był tutaj od mówienia, ani od myślenia. Bacznie zlustrował jednak nijakiego Kurtsa. Ocenił jego ekwipunek, przyjrzał się jego obrażeniom, rozejrzał się po okolicy. Bez słowa, wysłuchawszy ostatniej wymiany zdań, oddalił się w gęstwinę razem z Zenitem i Zorzą. Zamierzał sprawdzić, czy nie jest to zasadzka, albo czy ktoś w pobliżu nie zmierza śladem ocalałego członka myśliwych z Brysty. Poruszał się w cieniach drzew i w podszyciu lasu, roztropnie stawiając każdy kolejny krok. Knieja była jego sprzymierzeńcem.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2404
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Dziki Gon » wczoraj, 17:31

Obrazek Na komendę albinosa obcy pozbył się miecza niechętnie, ale bez ociągania. Klinga upadła miękko w podszyt. Ocalały sięgnął po darowany prowiant i pochłonął go łapczywie w kilku kęsach, prawie nie przeżuwając. Trzęsąc się z zimna, stukając zębami jak kastanietami, oblizał palce z wyrazem błogości na twarzy.
Czyli zgadłem. Jesteście tu po nagrodę gildii — rzekł, omal nie wyrywając manierki z rąk złodzieja. Przez kilka kolejnych sekund grdyka chodziła mu jak tłok, dopóki nie wyduldał wszystkiego do dna.
Nils i Guntar mieli rodziny we wiosce — podjął, łapiąc oddech. — Obydwu zabito.
Nawiasem mówiąc, sam też jestem dzikus. Po matce — odparł na przytyk łotra, raczej rozbawiony niż urażony, zwracając mu pusty bukłak.
Zaspokoiwszy pierwszy głód i pragnienie, pozwolił sobie uważniej otaksować otaczające go sylwetki kłujące go zewsząd spojrzeniami. W jego własnym zapaliła się niepewność.
Mam druhów w Bryście. Pomóżcie mi wrócić, zapłacą wam za mnie.
Koniec końców ranny pozwolił sobie pomóc, choć ani świdrujące wejrzenie Gula, ani dziwaczne maniery mnicha nie wzbudzały jego zaufania. Rozwiązał opatrunek, odsłaniając rozerwaną nogawkę płóciennych spodni oraz prowizoryczny kompres z sinego mchu o żywiczno-torfowym zapachu. Po oderwaniu go od skóry, oczom medyków ukazała się nierozległa, lecz głęboka rana o czterograniastym kształcie. Powoli wypełniła się krwią, która spłynęła strużką w dół nogi. Nie była to krew tętnicza — pocisk, który ją spowodował, minął tętnicę o włos, przeszywając mięsień i okoliczne tkanki. Poza umiejętnościami, Kurts miał sporo szczęścia. Brakowało dwóch palców, by strzał okazał się fatalny. Kończyna była napuchnięta i trawiona gorączką, ale pozbawiona śladów postępującego zakażenia i fragmentów ciał obcych. Postrzelony ostrożnie osunął się po pniu, przyjmując wygodniejszą pozycję przed czekającą go dezynfekcją.
Filozofii? — powtórzył po łysym i zaraz zaklął, gdy zalana antyseptykiem rana zaczęła się pienić i syczeć. — To chciwe skurwysyny zdradzające kompanów. Nie ma w tym żadnej filozofii.
Ze świeżym bandażem na nodze, Kurts powoli wrócił do pionu, pomagając sobie pniem i zdrową nogą. Skinieniem podziękował popielatemu za okazaną pomoc.
Weźcie mnie ze sobą — wtrącił się szybko, gdy mnich zaproponował zasadzkę. — Ten skurwiel Rhezors na pewno zechce sprzątnąć wam nagrodę za Starucha. Znam okolicę i jego przeklętą bandę, przydam się wam. A jak dacie łuk, z przyjemnością poślę kilka strzał, by pomścić poległych druhów.
Kilkanaście metrów dalej Pyrhos przeczesywał las z psami w poszukiwaniu śladów pościgu. Ciekawska Zorza, merdając ogonem, biegała po okolicznych krzakach, nie oddalając się jednak od Zenita, który powoli i metodycznie zmierzał przed siebie, wodząc kudłatym łbem przy ziemi. Większy pies zatrzymał się kilka razy: przy borsuczej jamie, obalonym pniaku i pękniętym głazie, z którego dobiegało popiskiwanie spłoszonych kun. Zenit uniósł głowę, nasłuchując. Otaczały ich śpiew ptaków i skrobanie korników w drewnie. W polu widzenia mieli wyłącznie drzewa i majaczące w oddali sylwetki kompanów, częściowo skryte za parującą mgłą. Obrazek
Ilość słów: 0

Vespera
Awatar użytkownika
Posty: 185
Rejestracja: 07 cze 2021, 15:44
Miano: Elspeth Favres
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Cisza wśród drzew

Post autor: Vespera » wczoraj, 22:40

Zniknięcie Seidry przyjął z lekkim ubolewaniem, gdyż mogła być solidnym wsparciem dla ich wyprawy. Jednak obiektywnie ujmując, nie do końca go to aż tak zaskoczyło. Przeanalizowawszy dołączenie wiedźmy do wyprawy, od początku wydawało się, że w siedzibie zarządu osady znalazła się przez przypadek i nie dbała w ogóle o pieniężną gratyfikację, tedy ich ścieżki zbiegły się być może na chwilę z jakichś innych, nieznanych dlań powodów.
Ledwo ptaki skończyły swe poranne pieśni, a oni rozpoczęli dzisiejszą marszrutę, na ich drodze rychło stanęła inna zagwozdka do rozwiązania. Początkowo Balian odnosił się z nieufnością do nieznajomego, jednakże już kilka pierwszych chwil styczności z nim ujawniło, że obcy nie stanowi zagrożenia, a przynajmniej nie w tym stanie.
Wioska, z której część mieszkańców postanawia wyrywać serca innym? Bez problemu w to uwierzył. Świat schodził na psy, ten sam schemat wypaczenia znów się powtarzał, a Balian poczuł się nagle stary i zmęczony. Zbliżył się do nieznajomego, tym razem w postawie już rozluźnionej, a nie jak uprzednio, gotowej do natychmiastowego chwycenia za broń.
W porządku, Kurts, możemy cię wziąć — odezwał się wreszcie wojownik. — Mam tylko wątpliwości, czy w tym jak to ująłeś - wolnym jak ślimak w ciąży stanie - nie będziesz nas przypadkiem spowalniał. Tuszę, że twoja znajomość terenu pozwoli nam nadrobić te straty. Po drugie zaś, powiedz nam, kiedy ostatnio słyszałeś swych kompanów w trakcie pościgu? Trzeba nam wpierw ustalić ich pozycję, byśmy przypadkiem to nie my pierwsi wpadli w zasadzkę.
Kiedy te najważniejsze w jego mniemaniu kwestie zostały ustalone, przypomniał sobie, że może wypadałoby się przedstawić, skoro przez jakiś czas myśliwy z Brysty ma im towarzyszyć.
Jestem Balian, a twoi cudotwórcy to Gulo i Nowicjusz. Na lewo ode mnie Montierre, a w krzakach Pyrhos — dodał. — Wyrywanie serc trąci mi popierdoloną bandą kultystów. Jesteś pewien, że po powrocie do Brysty nie zastaniesz tam tego samego? Nie czcicie tam przypadkiem w ukryciu jakiegoś zapomnianego, pazernego na ofiary bóstwa? — zapytał sceptycznie, bacznie przyglądając się Kurtsowi. Nie wyglądał w chwili obecnej na podstępnego kultystę, ale bogowie Balianowi świadkiem, że wskutek swoich doświadczeń miał prawo do lekkiej nieufności i generalnej niewiary w ludzkość.
Ilość słów: 0
Nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie.

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław