Nie doczekawszy się odpowiedzi, chłopak prowadził wiedźmina w milczeniu. Trawy wokół nich zagłuszały ich kroki, szeleszcząc długimi łodygami, smagając ich po łydkach i kładąc po sobie, ilekroć mocniejszy wiatr doszedł ich od strony morza.
Zachowanie młodzika przed dalszą część ich podróży wydawało mu się dziwnie spięte i nienaturalne. Młodzieniec oglądał się dyskretnie na Cedrica, a ilekroć zdawało mu się, że ten nie patrzy, także na zbliżające się powoli, lecz z każdą minutą falujące korony drzew nadbrzeżnego zagajnika, w którym mieli naleźć owego tajemniczego czarownika-jemiolarza.
Choć przez całą ich skądinąd niedługą wędrówkę, niepokój kłuł w nim i szarpał na wzór milczącego dla kontrastu medalionu, czy to za sprawą niedawnej złej przygody na nabrzeżu i osłabienia, czy zażytych przedtem eliksirów nie zorientował się aż do samego końca.
Wtedy to, już całkiem niedaleko, spomiędzy drzew wypadły dwa konie. Jeden cisawy, a drugi znajomy. Z równie znajomym rzędem. Nie zdążył zareagować — najechany w pełnym pędzie nie miał innego wyjścia jak obalić się na ziemię. Choć piasek zamortyzował upadek, od jego impetu poczuł rwanie świeżo zadanej mu rany. Nim którykolwiek z zakarbowanych mu latami treningów odruchów zdążył zadziałać na czas, pozwalając dobyć klingi lub złożyć Znak, w głowie rozbłysły mu wszystkie ogniska Belleteyn. Ból, nie mniej intensywny, poczynający się od potylicy i wciąż narastający, odezwał się chwilę później. Ktoś obok, schodząc z parskającego i potupującego konia, odezwał się również.
—
Sprawiłeś się, Zemrik, no, no. Nie sądziłem, że tak snadnie da się wciągnąć prosto w zasadzkę, a tu proszę. No, na czym to my skończyli?
Była to ostatnie rzeczy, które dane było mu poczuć i usłyszeć równie wyraźnie. Następujący po nich ciężar na piersiach odebrał mu dech, kilka ukłuć wydarło z niego jego resztki oraz ozwało się dziwnym, niepokojącym ciepłem i smakiem wzbierającej mu w ustach posoki. Potem było już tylko zimno. Wyłącznie zimno i zapadająca ciemność, w której spostrzegł otaczające go znajome-nieznajome twarze — jedną, noszącą ślady świeżego oparzenia i drugą, szankrowatą, wykrzywioną nieładnym, triumfującym grymasem.
Wieczór na wybrzeżu malował się dżdżysto i mgliście.
► Pokaż Spoiler
Postać Cedrica umiera i kończy grę.