
Chata Wiedzącej
Chata Wiedzącej

Ilość słów: 0
Re: Chata Wiedzącej
Księżniczka, choć piła, piła i piła, to nie rozpękła się z hukiem. Poczuła się tylko krzynkę lepiej, zaspokoiwszy pierwsze pragnienie, zwalczywszy niesmak i poranną suchość w ustach. W tobołku znalazła pomniejszoną resztkę wczorajszego sera (tego wędzonego) trochę suszonej kiełbasy, niewielki bukłaczek, zapas hubki, przygarść orzechów, oraz kamionkowy słoiczek z ziołową maścią, tą samą, którą jeszcze do niedawna Rina zwykła traktować jej rany.
— Serdeczny przyjaciel — odparła, powstrzymując przekąs i nakładając im porcje. — Zgodził się wypożyczyć swojego bułanka. Co prawda mnie, nie tobie, ale będąc pełnomocniczką moich sprawunków, tedy wychodzi na jedno. Wilcy syci, a jagnię nieruszone. Prawda, żem zgrabnie wywiodła? Iście, niby jaka jurystka.
— Tylko miej — przykazała, wznosząc w górę drewnianą chochelkę, którą wyskrobała resztki strawy z garnka — Nań baczenie. Młaka bywa zdradliwa, na pierwszy rzut oka głębsza niż się wydaje. A opar niekiedy źle działa na zwierzęta. Potrafią się spłoszyć, kiedy go zwęszą.
Guślarka zasiadła za stołem, podmuchała na parująca miskę, a potem na podniesioną do ust łyżkę.
— Co to? — zadrwiła sobie z jej zwłoki, zdążywszy nawyknąć — i wyrobić sobie oko do niektórych z jej dziwactw i humorów. — Hrabianka czeka na specjalne zaproszenie? Dyć podano do stołu.
— Serdeczny przyjaciel — odparła, powstrzymując przekąs i nakładając im porcje. — Zgodził się wypożyczyć swojego bułanka. Co prawda mnie, nie tobie, ale będąc pełnomocniczką moich sprawunków, tedy wychodzi na jedno. Wilcy syci, a jagnię nieruszone. Prawda, żem zgrabnie wywiodła? Iście, niby jaka jurystka.
— Tylko miej — przykazała, wznosząc w górę drewnianą chochelkę, którą wyskrobała resztki strawy z garnka — Nań baczenie. Młaka bywa zdradliwa, na pierwszy rzut oka głębsza niż się wydaje. A opar niekiedy źle działa na zwierzęta. Potrafią się spłoszyć, kiedy go zwęszą.
Guślarka zasiadła za stołem, podmuchała na parująca miskę, a potem na podniesioną do ust łyżkę.
— Co to? — zadrwiła sobie z jej zwłoki, zdążywszy nawyknąć — i wyrobić sobie oko do niektórych z jej dziwactw i humorów. — Hrabianka czeka na specjalne zaproszenie? Dyć podano do stołu.
Ilość słów: 0
- Catriona
- Posty: 388
- Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
- Miano: Alsvid
- Zdrowie: wylizuje się
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Chata Wiedzącej
Alsvid parsknęła, bez urazy oczywiście, zasiadła do stołu i skromnie zaczęła męczyć króliczą potrawkę, iście po hrabiowsku. Szybko jej się to znudziło.
— Może powinnaś była zostać jurystką — odparła z przekąsem — Młaka?… — Zmarszczyła brwi, po czym natychmiast machnęła ręką, a raczej łyżką, na szczęście bez porcji omasty. — Nieważne. Ale miej baczenie, że brzmisz jak moja matka. — Wycelowała w nią sztuciec oskarżycielsko. — Mniejsza, zgęść mi jeszcze raz, co mam dla ciebie zrobić, tym razem ze szczegółami. Na wypadek, gdyby opary mnie ogłupiły. Wyszykuję sobie w tym czasie konia, żeby nie zwlekać. Bloede arse, mam nadzieję, że nie jest równie zastały, co jego szanowny i serdeczny posesor…
— Ach, właśnie, jeszcze jedno — przypomniała sobie wpół drogi łyżki do ust. — Również czegoś potrzebuję. Gdyby zjawił się tu pod moją nieobecność… przekaż mu, proszę, że przyjmuję ofertę i że może się spodziewać wywiązania się przeze mnie ze wspólnej umowy. Słowo hrabianki. — Jakaś część Alsvid zaczęła żałować tego, co rzekła, jeszcze nim to rzekła. Ale się rzekło. Kobyłka u płotu. A raczej bułanek. — Gdyby zaś czuł, jakby należały mu się przeprosiny, to nie są one zawarte w umowie.
— Może powinnaś była zostać jurystką — odparła z przekąsem — Młaka?… — Zmarszczyła brwi, po czym natychmiast machnęła ręką, a raczej łyżką, na szczęście bez porcji omasty. — Nieważne. Ale miej baczenie, że brzmisz jak moja matka. — Wycelowała w nią sztuciec oskarżycielsko. — Mniejsza, zgęść mi jeszcze raz, co mam dla ciebie zrobić, tym razem ze szczegółami. Na wypadek, gdyby opary mnie ogłupiły. Wyszykuję sobie w tym czasie konia, żeby nie zwlekać. Bloede arse, mam nadzieję, że nie jest równie zastały, co jego szanowny i serdeczny posesor…
— Ach, właśnie, jeszcze jedno — przypomniała sobie wpół drogi łyżki do ust. — Również czegoś potrzebuję. Gdyby zjawił się tu pod moją nieobecność… przekaż mu, proszę, że przyjmuję ofertę i że może się spodziewać wywiązania się przeze mnie ze wspólnej umowy. Słowo hrabianki. — Jakaś część Alsvid zaczęła żałować tego, co rzekła, jeszcze nim to rzekła. Ale się rzekło. Kobyłka u płotu. A raczej bułanek. — Gdyby zaś czuł, jakby należały mu się przeprosiny, to nie są one zawarte w umowie.
Ilość słów: 0
Re: Chata Wiedzącej
— Może powinnam — Rina zamieszała w misce przed sobą. — Ale za dobrze się mnie czary trzymały. A na jurystki biorą tylko niewydarzone czarownice.
Uwaga wiedźmy, choć głównie złośliwa w zamierzeniu, miała w sobie więcej niż ziarno prawdy. Alsid miała na ten temat niejakie pojęcie.
— Skrzywienie zawodowe — skwitowała krótko zarzut o nadmierną troskę. Przełknąwszy kilka łyżek potrawki, przystąpiła do wyjaśnień. — Pojedziesz na bagna, znajdziesz tam mojego znajomego, smolarza Józka. Ma tam chatę, jedyną w okolicy, więc nie powinnaś przeoczyć. Przekażesz mu zapas lekarstw, czekają gotowe w jukach. W zamian przekaże ci pakunek ze składnikami dla mnie. Będzie w niej trochę ziół i zapas dziegciu, ale nie musisz dokładnie sprawdzać. Józek to mruk, ale uczciwy chłop. Nie okantuje cię. Tylko powiedz mu, że jesteś ode mnie.
Rina podniosła łyżkę do ust, słuchając wiadomości, którą miała przekazać na ewentualność pojawienia się ich wspólnego znajomego. Powoli kiwnęła głową. Nie zapytała o szczegóły.
— Nie sądzę, aby się o nie dopraszał. — dodała po chwili wahania. — Zjedz jeszcze, nabierz sił, zanim odjedziesz.
Uwaga wiedźmy, choć głównie złośliwa w zamierzeniu, miała w sobie więcej niż ziarno prawdy. Alsid miała na ten temat niejakie pojęcie.
— Skrzywienie zawodowe — skwitowała krótko zarzut o nadmierną troskę. Przełknąwszy kilka łyżek potrawki, przystąpiła do wyjaśnień. — Pojedziesz na bagna, znajdziesz tam mojego znajomego, smolarza Józka. Ma tam chatę, jedyną w okolicy, więc nie powinnaś przeoczyć. Przekażesz mu zapas lekarstw, czekają gotowe w jukach. W zamian przekaże ci pakunek ze składnikami dla mnie. Będzie w niej trochę ziół i zapas dziegciu, ale nie musisz dokładnie sprawdzać. Józek to mruk, ale uczciwy chłop. Nie okantuje cię. Tylko powiedz mu, że jesteś ode mnie.
Rina podniosła łyżkę do ust, słuchając wiadomości, którą miała przekazać na ewentualność pojawienia się ich wspólnego znajomego. Powoli kiwnęła głową. Nie zapytała o szczegóły.
— Nie sądzę, aby się o nie dopraszał. — dodała po chwili wahania. — Zjedz jeszcze, nabierz sił, zanim odjedziesz.
Ilość słów: 0
- Catriona
- Posty: 388
- Rejestracja: 16 mar 2018, 15:39
- Miano: Alsvid
- Zdrowie: wylizuje się
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Chata Wiedzącej
Wybuczała z pełnymi ustami coś pomiędzy odgłosem żachnięcia się a nieskwapliwą kapitulacją i zaczęła szybciej przebierać łyżką, dramatycznie skrobiąc nią o dno miski.
— Najważniejsze — stwierdziła, przełknąwszy — że nie zostałaś kuchtą.
Już nie musiała nawet odrywać wzroku od stołu, by spodziewać się niespodziewanego świstu ścierki w powietrzu. Tym razem li zapobiegawczo. Gwoli pojednania pochłonęła jeszcze jeden kęs, po czym otarła kąciki ust, otrzepała dłonie i znów zaszurała krzesłem.
— Bagna. Smolarz. Lekarstwa za składniki. Wczoraj mówiłaś jeszcze o coś o wizycie nad jeziorem.
Równie dobrze mogły dokończyć rozmowę na zewnątrz. Przerzuciła przez ramię tobołek z przygotowanymi przez ramię zapasami, nie pamiętając, by ktokolwiek kiedykolwiek i gdziekolwiek równie troskliwie ją wyprawił. Pierwszy i ostatni był Flatau, co oznaczało, że poprzeczka nie wisiała wysoko.
Na podwórzu nie było dokąd uciec przed ostrym, porannym, silnym latem słońcem, nawet pod okapem chaty u progu raziło oczy. Alsvid nie cierpiała lata, nie cierpiała słońca, skwaru na skórze i cienkiego piwa na młodym zbożu oraz bzyczących przy uszach komarów. Nigdy nie tęskniła za domem. Ale za szarugą nad skalistym wybrzeżem Nazairu, za wiatrem i sztormem podróżującymi z zimnymi prądami aż ze Skellige — prawie każdego dnia.
Mogła tylko uwijać się, by czym prędzej poczuć w siodle przynajmniej bryzę.
Obrzuciła uwiązanego u płotu rumaka bardzo krytycznym okiem, od kopyt po czubki uszu. Jeszcze nim wsiadła, skróciła puśliska, tak jak lubiła i bezceremonialnie zaciągnęła popręg, końskie grymasy pacyfikując kuksańcem. Trocząc sakwę z prowizjami do reszty juków, spojrzała przez ramię, czy w ogóle stała tam guślarka.
— Nie wiem, kiedy wrócę, nie znam waszych malowniczych okolic. Ale później, kiedy już będziemy „kwita”, muszę się wynosić. Mniejsza o Hugo i innych znajomków. Miałam czekać. Czekałam.
— Najważniejsze — stwierdziła, przełknąwszy — że nie zostałaś kuchtą.
Już nie musiała nawet odrywać wzroku od stołu, by spodziewać się niespodziewanego świstu ścierki w powietrzu. Tym razem li zapobiegawczo. Gwoli pojednania pochłonęła jeszcze jeden kęs, po czym otarła kąciki ust, otrzepała dłonie i znów zaszurała krzesłem.
— Bagna. Smolarz. Lekarstwa za składniki. Wczoraj mówiłaś jeszcze o coś o wizycie nad jeziorem.
Równie dobrze mogły dokończyć rozmowę na zewnątrz. Przerzuciła przez ramię tobołek z przygotowanymi przez ramię zapasami, nie pamiętając, by ktokolwiek kiedykolwiek i gdziekolwiek równie troskliwie ją wyprawił. Pierwszy i ostatni był Flatau, co oznaczało, że poprzeczka nie wisiała wysoko.
Na podwórzu nie było dokąd uciec przed ostrym, porannym, silnym latem słońcem, nawet pod okapem chaty u progu raziło oczy. Alsvid nie cierpiała lata, nie cierpiała słońca, skwaru na skórze i cienkiego piwa na młodym zbożu oraz bzyczących przy uszach komarów. Nigdy nie tęskniła za domem. Ale za szarugą nad skalistym wybrzeżem Nazairu, za wiatrem i sztormem podróżującymi z zimnymi prądami aż ze Skellige — prawie każdego dnia.
Mogła tylko uwijać się, by czym prędzej poczuć w siodle przynajmniej bryzę.
Obrzuciła uwiązanego u płotu rumaka bardzo krytycznym okiem, od kopyt po czubki uszu. Jeszcze nim wsiadła, skróciła puśliska, tak jak lubiła i bezceremonialnie zaciągnęła popręg, końskie grymasy pacyfikując kuksańcem. Trocząc sakwę z prowizjami do reszty juków, spojrzała przez ramię, czy w ogóle stała tam guślarka.
— Nie wiem, kiedy wrócę, nie znam waszych malowniczych okolic. Ale później, kiedy już będziemy „kwita”, muszę się wynosić. Mniejsza o Hugo i innych znajomków. Miałam czekać. Czekałam.
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław