W drodze do Rinde

Obrazek

Kraina między Buiną a Pontarem, której najczęstszą panoramą są otwarte przestrzenie złocące się pszenicznymi polami. Zamieszkiwana przez naród z wiekowymi tradycjami i silną reprezentacją szlachty, pragnący mienić się tytułem pierwszego królestwa Północy.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

W drodze do Rinde

Post autor: Dziki Gon » 18 sie 2022, 1:55

Obrazek Wszystko wokół zatrzęsło się i zabujało. Feretsi oparł się o poszycie burty, żeby zachować równowagę. Byli pod pokładem, w dusznej i wysyconej zapachem zwierząt części, w której zostawili swoje konie, stłoczone bok przy boku z czterema innymi wierzchowcami należącymi do podróżnych. Poza końmi, w tej części ładowni znajdowały się również beczki i owinięte pakułami skrzynie.
Patrzysz mu w oczy — podjął Feretsi, kiedy wszystko uspokoiło się już na tyle, by mógł ustać bez wspomagania się rękoma. — Ale głęboko, jakbyś chciała zajrzeć mu przez nie do wnętrza głowy. Koncentrujesz się na tym i kłujesz go impulsem, jakbyś chciała wysłać mu przekaz, ale nie dajesz mu dojść do myśli i przekazujesz mu polecenie.
Od trzech dni byli w drodze. Po załatwieniu swoich spraw w Novigradzie i sprzedaży mieszkania wyruszyli na Oxenfurt, gdzie udało im się zaokrętować na płynący do Rinde slup „Odonata”. Nie udałoby się bez łapówek i perswazji Feretsiego; pomimo wysokich opłat, chętnych na podróż w górę Delty nie brakowało.
Czas w drodze, zarówno lądowej jak i rzecznej, spędzili aktywnie. Zgodnie z daną niegdyś obietnicą, Gaspar pomagał rozwijać Morganie jej wrodzony talent. Kontakt z wampirem wpłynął zaskakująco na jej potencjał psychiczny, który objawił nieznane jej dotąd, uśpione latami właściwości. Było zupełnie tak, jak gdyby otworzył w jej głowie zamknięte i dawno zapomniane drzwi.
Już po pierwszym dniu potrafili konwersować między sobą, nie potrzebując do tego słów. Wkrótce coraz częściej wyłapywała z otoczenia co wyraźniejsze myśli i sprawiało jej to mniej wysiłku niż kiedyś. Czytanie samego Gaspara co prawda nadal nastręczało jej trudności, ale wampir twierdził, że to przez różnice w budowie mózgów.
Na początku rozpraszanie uwagi celu pomaga. Młodzi magicy używają do tego wahadełek, ale może być zwykła moneta albo jakikolwiek rekwizyt, na którym tamten się skupi. Możesz sobie jeszcze nucić albo odliczać. Z czasem jest łatwiej i nauczysz obywać się bez tego. Spróbuj na koniach.
Konie — myszaty wierzchowiec Gaspara i sprezentowany jej przez śledczego cisawy podjezdek, zaparskały i zatupały, jak gdyby przeczuwając szykowane im traktamenty. Podczas podróży z Novigradu regularnie były poddawane zabiegom „uspokajania”. W przeciwnym wypadku nie pozwalały Gasparowi się dosiąść, chyba że ten zawczasu wyperfumował się jak kurwa na upał.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Juno » 19 sie 2022, 17:48

Usadowiona na skrzyniach, z tobołkiem pod głową, słuchała wykładu Gaspara, chociaż bujanie działało na nią usypiająco. Zwłaszcza że kiepsko ostatnio spała. Od czasu przygody w domu aukcyjnym nawiedzały ją w snach okruchy wizji, które, żeby było śmieszniej, same do pewnego stopnia były snami. A przynajmniej tak sądziła, bo wampir uciął temat jeszcze w Novigradzie i więcej go nie podjął. Sama zaś miała na głowie ważniejsze sprawy i dopiero teraz, siedząc w woniejącym brzuchu „Ważki”, wróciła myślą do tego, co widziała — w łaźniach, a potem w towarzystwie Bezlitosnej.
Hm? A, tak. Już.
Otrząsnęła się z ogarniającego ją zadumania, kiedy Feretsi polecił jej spróbować hipnozy na wierzchowcach. Zeskoczyła ze skrzyni i podeszła do swojego podjezdka, którego ochrzciła Szelmą. Niespecjalnie potrafiła obchodzić się ze zwierzętami, ale z ciskiem niemal z miejsca przypadli sobie do gustu. Był trochę zaczepny i lubił ją znienacka podszczypywać, co Morgana, nie wiedzieć czemu, odbierała jako wyraz sympatii. Swoją własną okazywała podkarmiając go jabłkami, marchewką i cukrem.
Teraz jednak w rękach miała nie smakołyki, ale medalion z zielonym kamieniem. Pogłaskawszy Szelmę po szyi, odsunęła się o krok i rozkołysała lekko łańcuszek. Starała się postępować zgodnie ze wskazówkami Gaspara, ale ciągle odnosiła wrażenie, że podjezdek w nosie ma te zabiegi. Przez to jej własna koncentracja miast skupiać się na wnętrzu końskiej głowy, uciekała w stronę połyskującego zielenią kwarcu.
Nie mogę, cholera! — żachnęła się, zła na samą siebie. Opuściła rękę z wisiorkiem i odwróciła się do wampira. — Jeszcze moment, a sama się zahip... AŁA!
Szelma, nie otrzymawszy od Morgany daniny, postanowił się o nią upomnieć. Być może wyczuwając jej niecne zamiary wobec niego — boleśniej niż zwykle.
Powinnam cię nazwać Zarazą — mruknęła, ale zaraz uśmiechnęła się pod nosem i wygrzebała z kaletki bryłkę cukru. — Ale masz rację, trzeba dbać o swój interes. Masz.
Poklepała podjezdka po grzbiecie i przysiadła na skrzyni, podciągając jedną nogę pod tyłek.
Przepraszam, jestem rozkojarzona — powiedziała do Feretsiego, masując uszczypnięte ramię. — Od kilku dni źle sypiam. Ciągle widzę fragmenty wizji z balu i tę wcześniejszą, o której ci wspominałam. Nie mogę zrozumieć, co oznaczają. Mielę to w głowie, obracam, oglądam z każdej strony, ale jedyne, co z tego wynika, to niespokojny sen.
Kiedyś to było prostsze — westchnęła, trąc powieki, pod którymi zamigotały jej obrazy z okresu dzieciństwa. — I rzadsze.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Dziki Gon » 21 sie 2022, 23:38

Skup się — polecił jej Feretsi, opierając plecami o krzywiznę burty. — Masz rozproszyć jego uwagę, nie swoją. Jeżeli rekwizyt ci przeszkadza, zamiast pomagać, to go nie używaj. Skąd w ogóle masz ten bibelot? Nieważne.
Podjezdek momentalnie wciągnął ofiarowany mu smakołyk. Głośne chrupanie wypełniło zmieszaną ze skrzypieniem łajby ciszę pod pokładem. Feretsi oderwał plecy od burty; stając naprzeciwko Morgany, oparł się barkiem o wspornik i skrzyżował ręce na piersiach.
Myślę, że ta wcześniejsza opuści cię na dobre, kiedy się rozdzielimy — oznajmił po chwili zastanowienia, uśmiechając się lekko i unosząc na nią zaciekawione spojrzenie. — Wizja z balu. Opowiedz mi o niej.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Juno » 24 sie 2022, 20:39

Na uwagę o medaliku Morgana wzruszyła ramionami. Znalazła go pomiędzy beczkami, zaplątanego w pakuły i liny. Ktoś musiał go albo zgubić, albo wyrzucić. Spodobał jej się zielony kamień, więc przywłaszczyła sobie błyskotkę. Znalezione nie kradzione.
Schowała wisiorek do kaletki i przeciągnęła się, ziewając. W takim stanie skupienie się i tak nie było możliwe.
Sugerujesz, że to reakcja na kontakt z określonymi osobami? — Morgana zmarszczyła brwi, podumała chwilę i pokiwała głową. — Ciekawe. A nawet oczywiste, gdy teraz o tym myślę, choć wciąż niezrozumiałe. Przynajmniej dla mnie, bo to tylko fragmenty, ale pamiętam twoją reakcję... — Spojrzała na Gaspara i uśmiechnęła się — przepraszająco, a może współczująco. Trudno było stwierdzić, bo rzadko używała tej wersji.
Na balu — podjęła, układając się wygodniej na skrzyniach — podczas pierwszego kontaktu z Bezlitosną poczułam coś, jakby pewność, że ona wie. To było tylko mignięcie, jak objawienie. Ale później, kiedy załatwiłeś mi audiencję, widziałam wyzimski żalnik. Zobaczyłam to, o czym mówiłam, jak sądzę. Tylko... od środka.
Swego czasu po Wyzimie krążyły pogłoski — przeszła do wyjaśnień — niezbyt zresztą popularne, że pewien kapłan organizuje w katakumbach nielegalne praktyki z udziałem możnych. Kiedy o tym powiedziałam, zobaczyłam je. Podziemia cmentarza i nagą, młodą dziewczynę, która zanurzała dłonie w czymś czarnym i ruchliwym. Wokół rozbrzmiewało zawodzenie leżących na ziemi sylwetek, dobiegający z ciemności dźwięk pajęczych odnóży i bicie dzwonu. Cuchnęło starą krwią. — Wzdrygnęła się, przypominając sobie szczegóły. — Były też zakapturzone figury. Jedna z nich, ze sztyletem w dłoni, prowadziła tę dziewczynę z zawiązanymi oczami.
To mogła być ona — myślała na głos Morgana, wpatrując się w zwisające z sufitu liny. — Ale w tej „twojej” wizji nie było ciebie. Więc może to ktoś jej bliski? Tylko że — obróciła głowę, wbijając spojrzenie w Feretsiego — zwykle widziałam przyszłe zdarzenia. Dlaczego teraz widzę przeszłość?
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Dziki Gon » 28 sie 2022, 3:22

Nie dowierzałbym pogłoskom — powiedział Feretsi, zmieniając pozycję i sadowiąc się na zawoju lin pod wspornikiem. Odkąd przesiedli się na statek, miał częstą manierę przenoszenia się z miejsca na miejsce lub snucia po pokładzie. Twierdził, że nie przepadał za żeglugą od czasu pamiętnej obławy 1077 post resurrectionem. — Ani tym bardziej wizjom objawiającym się w towarzystwie Bezlitosnej.
Wampir pomilczał przez chwilę. Pokład zakołysał się, a razem z nim dyndające liny. Zaniepokojone konie potupywały i parskały stłoczone w swoich stanowiskach.
To, co w mojej nie było przeszłością ani przyszłością — odpowiedział po chwili. — Przynajmniej żadną, o której mógłbym wiedzieć albo pamiętać. To, co ujrzałaś, nie zdarzyło się nigdy ani naprawdę. Oglądałaś mój sen.
Wampir przymknął oczy, wsłuchując się w skrzypienie łajby i stłumiony szum wody dobiegający do nich z zewnątrz.
Jestem tam w domu, albo czymś, co ma być jego namiastką. Czasami pamiętam, że ktoś wita mnie na jego progu. Wiem, że to mój ojciec, chociaż nigdy go nie poznałem. Jestem syty i bezpieczny, posilam się razem z moją rodziną. Nadchodzi Święto.
Feretsi otworzył oczy, poprawiając się na zawojach. Pomyślał jeszcze przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.
A potem budzę się, chociaż wcale tego nie chcę. Śnię go od dawna, ale zawsze jest taki sam. A może tylko śniło mi się, że już kiedyś go śniłem?
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Juno » 01 wrz 2022, 22:23

Sen...? — zdziwiła się cicho, nie chcąc przepłoszyć jednej z tych nielicznych chwil, kiedy wampir mówił jej coś o sobie. Zwłaszcza kiedy udało jej się pociągnąć go za język we frapującej ją sprawie.
Zawierciła się i usiadła po ofirsku. Słuchała w milczeniu, doznając swoistego pomieszania z poplątaniem. Pamiętała wizję, jej ponurą atmosferę, frenetyczny śmiech, cierpiące ofiary, puste groby i księżyc, który paradoksalnie wydał jej się mroczny, choć był w pełni. Tymczasem Feretsi twierdził, że był to jeden z tych snów, po których człowiek budzi się i czuje, że coś mu odebrano, że chciałby zostać tam dłużej, być może na zawsze. Sen miły i przyjemny. Błogie i słodkie marzenie senne.
Tylko że on nie był człowiekiem i definicję domu też musiał mieć odmienną od ludzkiej.
Nie wiedziałam, że wampiry potrafią śnić — powiedziała, bo lepszego komentarza w sobie nie znalazła, choć chwilę szukała. — Że w ogóle śpią. Sądziłam... — zaczęła, ale umilkła. Właściwie nie wiedziała, co sądziła. Nigdy nie zajmowały jej biologia ani psychika wampirów. Do tej pory żadnego nawet nie spotkała, więc łatwo było o nich nie myśleć. — Tęsknisz za Kovirem?
Spróbuję jeszcze raz — dodała, wstając, niezależnie od tego, czy wampir jej odpowiedział, czy też nie.
Tym razem darowała sobie rekwizyty. Podeszła spokojnie do Szelmy i szepcząc mu coś do ucha, spróbowała pogłaskać go po chrapach i czole. Jeśli nie zdradzał oznak chęci odgryzienia jej twarzy, zbliżyła ją i spojrzała mu głęboko w oczy. Tak, jak instruował ją Feretsi — jakby chciała zajrzeć mu do czaszki.
Przez moment poczuła się dziwnie, jakby wbijała się w źrenice podjezdka i przenikała w nie jak narkotyk wprowadzany w żyłę za pomocą ostrej igły. Zakręciło jej się w głowie, ale nie zamknęła oczu. Mruczała coś pod nosem, na rozmytej granicy melodii i modlitwy, jakby chciała uspokoić nie tylko Szelmę, ale i siebie.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Dziki Gon » 02 wrz 2022, 23:49

Wampir podniósł głowę, nie spodziewając się pytania.
Nie. Już nie.
Morgana podeszła do konia. Wierzchowiec potrząsnął głową, lecz wbrew dotychczasowym zwyczajom, nie ugryzł jej na powitanie. Morgana zajrzała w ciemne, jednolicie brązowe oko z poziomą źrenicą. Mruczana przez nią melodia wypełniała jej myśli i powietrze wokół boksu. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, aż do momentu, w którym poczuła opuszczającą ją Moc. Końska źrenica rozszerzyła się, pozostałe zgromadzone w przegrodzie konie zaparskały i zaczęły tupać. Szelma znieruchomiał na dobre i gdyby nie spuszczony łeb zwierzęcia, kiwający się w rytm jej melodii jak metronom, nie odróżniłaby go od wypchanego.
Za jej plecami Feretsi uderzył kilka razy dłonią o dłoń, nagradzając jej sukces symboliczną owacją.
Brawo. Właśnie o to mi chodziło. Ze zwierzętami jest łatwiej, bo mają prostsze umysły. Z czasem nabierzesz wprawy, która pozwoli ci na zrobienie tego samego z drugą osobą albo rozumnym stworzeniem. Zahipnotyzować da się praktycznie wszystko, co potrafi śnić. Z pewnymi wyjątkami. Mowa o większości istot postkoniunkcyjnych oraz wiedźminach.
Z góry, od strony pokładu dobiegło ich miarowe i głośniejsze niż zazwyczaj trzeszczenie zwiastujące, że oto ktoś schodzi właśnie na dół.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Juno » 05 wrz 2022, 20:01

To tak, jak ja za Temerią — odrzekła, zamyślonym tonem. — A jednak znowu się tam pcham.
Ocknęła się na symboliczny oklask i zatoczyła lekko w tył. Utrata Mocy przy ukierunkowanej i dość szybkiej nauce w przeciwieństwie do instynktownie oswojonego sondowania cudzych myśli wciąż jeszcze robiła jej małe zamieszanie w błędniku. Kiedy wszystko się unormowało, spojrzała na wampira nie bez cienia dumy na twarzy.
Lubiła, kiedy się udawało.
Ale tym razem — Morgana pstryknęła palcami, by przywrócić podjezdkowi świadomość i otrzepała spodnie z kawałków słomy — będę potrafiła się bronić. Mam nadzieję. Czy te świętoszkowate dupki świątynne są podatne na hipnozę? Nie mają jakichś... osłon?
Wyjęła z kaletki marchewkę i podała ją Szelmie w ramach zapłaty za służenie w roli obiektu eksperymentalnego.
Chyba mamy gości — zauważyła zupełnie niepotrzebnie, bo Feretsi prawdopodobnie słyszał kroki, nim te w ogóle weszły w obręb jej zmysłu słuchu. — A ja taka nieuczesana.
Rozpuściła rozczochrane wylegiwaniem się na skrzyniach włosy i podjęła heroiczne próby doprowadzenia ich do ładu. Szczotka jednak była na dnie juków, więc spuściła głowę, próbując rozczesać splątane kosmyki palcami i jednocześnie wyłuskać z nich kawałki wiórów, siana i słomy, które fruwały po ładowni, rozsiewane końskimi ogonami i stopami tych, którzy łazili im nad głowami.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Dziki Gon » 06 wrz 2022, 0:34

Mają. W większości równie skuteczne co czosnek przeciwko mnie — odpowiedział jej Feretsi, samemu ruszając się ze swojego miejsca. — Chyba że trafi ci się taki z potencjałem, ale ci należą do rzadkości.
Szelma wzgardził podstawionym mu pod pysk smakołykiem, całkiem bierny i niemrawy pod wpływem rzuconej nań sugestii.
Skrzypienie przybrało na sile, mieszając z pobrzękiwaniem. Viridis, jeden z ochraniających barkę zbrojnych, wychylił zza schodów ubraną w szyszak głowę, zaglądając ciekawie na dół, akurat w momencie, by dostrzec wyczesującą wióry Morganę. Ostatnimi czasy, Virdis oraz jego konfratrzy nie mogli narzekać na brak pracy. Na slupie „Odonata” było co najmniej dziesięciu jemu podobnych. Do bólu znudzonych, zalatujących gorzałą, a zabijających czas grą w kości lub gapieniem się na każdą pasażerkę. Przewoźnicy rzeczni nie oszczędzali na ochronie. Wojna celna wisiała w powietrzu, wody roiły od przemytników i innych niebezpieczeństw.
Jesteśta? — zawołał głośniej, niż było to konieczne. — Niedługo dobijem do Rinde.
Będziemy gotowi. — Feretsi odpowiedział posłańcowi, który z ociąganiem i oglądając się przez ramię, ruszył w górę pokładu.
Droga z Rinde do Wyzimy zajmie nam trzy dni — powiedział do niej, rozpoczynając swój rytuał z perfumowaniem poprzedzający każdorazowe zbliżenie się do konia. Intensywny zapach korzennych męskich perfum zaczął konkurować z końską bździną i drewnem. — Jeżeli przewidujesz gdzieś dłuższy postój albo zmianę trasy, porozmawiajmy o tym teraz.
Ilość słów: 0

Juno
Awatar użytkownika
Posty: 491
Rejestracja: 23 gru 2018, 17:44
Miano: Morgana Mavelle
Zdrowie: Suchotnica
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Juno » 10 wrz 2022, 21:19

Nic takiego — wyprostowała się, machnąwszy włosami przed twarzą Feretsiego — nie przewiduję. Dziewczyny prosiły o rychłe stawienie się, a ja — urwała, wsuwając sobie w usta kilka szpilek, którymi następnie upięła zmierzwione pasma nad karkiem. — Nie zamierzam kazać im czekać. Poza tym nie mam ochoty na reminiscencje ani na więcej bździn, końskich czy nie. Prosto do Wyzimy. Zdrzemnąć możemy się gdziekolwiek po drodze, jestem przyzwyczajona.
Chyba że — dodała, obserwując jak wampir, o fizys niby wykutym w kamieniu i pańskich gestach, wylewa na siebie pół butelki sakramencko drogich perfum — ty masz jakieś specjalne preferencje co do noclegu, Gasparze Faustusie Feretsi? Ale możemy omówić je później — skrzywiła się, gdy mieszanina smrodu i korzennego zapachu dotarła do jej nozdrzy z pełną mocą. — Wyjdźmy stąd natychmiast, bo się zerzygam.
Starając się nie brać nazbyt głębokich wdechów, Morgana złapała za uzdę swego ciska i poprowadziła go na schody, ku wyjściu na pokład. Powietrze tam również nie było najświeższe, dość wspomnieć najemniczą bandę, która kąpała się zapewne tylko wtedy, gdy podczas pijackiej bójki wpadała do wody. Poza nimi rzeka też śmierdziała — gnojem i mułem, zwłaszcza w pobliżu przystani i zwłaszcza w lecie. Ale przynajmniej był jakikolwiek ruch powietrza, wiatr, który rozwiewał odór spoconych ciał i lotne produkty uboczne ich przemiany materii.
Nienawidzę podróżować wodą — mruknęła do siebie, marszcząc brwi i siłując się z włazem.
Ilość słów: 0
To, co widzisz, co się zdaObrazekjak sen we śnie jeno trwa.

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: W drodze do Rinde

Post autor: Dziki Gon » 13 wrz 2022, 1:02

A i owszem — odparł jej wyperfumowany jak kurwa na upał Gaspar Faustus Feretsi względem swoich preferencji noclegowych. — Preferowałbym przesypiać dnie. Ale bez obaw, dostosuję się.
Wyszli stamtąd natychmiast. Zebrani pasażerowie tłoczyli się przy burcie, oczekując zarzucenia cumy i spuszczenia trapu. Kilkoro innych, w tej liczbie Feretsi oczekiwali, aż załoganci przyprowadzą im konie. Zahipnotyzowany niedawno Szelma lekko wierzgał się i boczył, kiedy Morgana sama wyprowadzała go na pokład.
Niedługo potem zeszli na nadbrzeże nieopodal miejskich bram. Przy drewnianych pomostach cumowały smukłe żaglowce i barkasy przeznaczone do rzecznej żeglugi. Pachołcy i tragarze, zwykle rojni i ruchliwi jak mrówki, widni byli tylko sporadycznie, a kilkoro z nich nudziło się jawnie, podpierając beczki lub grając na nich w kości. Jakiś przewoźnik wzywał pasażerów na odprawę, ktoś inny handlował rybą, kolejny rzepą. Byli też świadkami kłótni jednego faktora odmawiającego odebrania towaru, który został już rozładowany na brzeg. Rzeczony faktor językiem barwnym i potoczystym wypominał dostawcy nieświeżość dostarczonych mu produktów, oraz powinowactwo tego pierwszego z parszywym osłem. Mijając rozbebeszoną na dowód skrzynię pełną spleśniałego ziarna i drapiącego się po tyłku kapitana jednostki, ostentacyjnie bimbającego na cały spór, wyszli na otwartą, niezatłoczoną przestrzeń. Większość tłumu przerzedziła się, podążając w kierunku miasta. Oni sami podziwiali je tylko z daleka, przyglądając się jego foremnym murom oraz pyszniącej się na przedzie mostowej wieżycy poprzedzającą miejskie wrota. Podążali w przeciwnym kierunku.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław