Góry Sine

Obrazek

Do niedawna żyzna i malownicza kraina obfita zielenią pagórków, plonami, a rozwiniętym rzemiosłem w miastach. Dziś otrzepując się z popiołów wojennej zawieruchy, walczy o powrót do swej utraconej niedawno świetności.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Góry Sine

Post autor: Dziki Gon » 23 mar 2021, 10:06

Obrazek
Ej wy góry, sine góry,
Zaklęte dokoła!
Myśl orlemi leci pióry
Na wasze przyczoła
I z jaskółką skrzydła macza
W srebrnej rozpadlinie,
Z dziką kozą skok zatacza,
Z echem w dali ginie…
W niźnie szare już nie wrócę,
Z orłami polecę...
Z mgły przepaściom mosty rzucę,
Wzrokiem je rozświecę,
Mchy, stóp ludzkich nieświadome,
Zgniotę w srebrne ślady.
Pójdę, gdzie błyski znikome
Wschód rozpala blady.
— fragment pieśni wolnych elfów w przekładzie Essi Daven


Rozległe pasmo górskie, rozciągające się od Kaedwen aż po Lyrię, będące naturalną granicą i jednocześnie barierą pomiędzy Kontynentem a ziemiami leżącymi na wschodzie. Tworzą je głównie błękitne łupki, szaroniebieskie kwarcyty i piaskowce, w tym szarogłazy, oraz wapienie, a zalegająca tu wiecznie mgła i skąpa roślinność jeszcze potęgują wrażenie siności, przez co góry najprawdopodobniej zyskały swoją nazwę. Im wyżej, tym teren bardziej niegościnny i jałowy, a przy tym zdradliwy. Pełno tu wszelkiej maści dziur, rozpadlisk, grot i pieczar oraz zamieszkujących je stworzeń, nader rzadko nastawionych do zbłąkanych wędrowców inaczej niźli konsumpcyjnie. Szlaki są wymagające bądź nie ma ich wcale, a te, które prowadzą gdzieś indziej, niż w przepaść, z reguły pilnowane są przez zamieszkujące Góry Sine wolne elfy. Spotkanie z tymi ostatnimi zaś może być nawet gorsze od dokonania żywota w garze skalnego trolla, bo zepchnięte w te nieprzychylne strony Aen Seidhe uznają je za swój dom i ostatni bastion oporu przed asymilacją ze znienawidzonymi ludźmi. Jednak krążące wśród poszukiwaczy skarbów i badaczy legendy, jakoby w rozsianych po Górach Sinych jaskiniach kryły się bogactwa pozostawione jeszcze przez vranów, sprawiają, że mimo niebezpieczeństw nie brak chętnych do podejmowania wypraw w te dzikie strony.
Ilość słów: 0

Tilda
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 01 wrz 2024, 20:12
Miano: Tilda
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Tilda » 13 paź 2024, 15:50

Tilda uśmiechnęła się lekko do Sharianna i pokręciła głową na znak zaprzeczenia. Chwilowo nie mogli zrobić dla Rhaedrina nic więcej. Cieszyła się jednak, że elf okazał jej „ludzkie” oblicze. To była miła odmiana od podejrzliwych i złych spojrzeń reszty Wiewiórek.
Obserwowała go, gdy bez ceregieli zaczerpnął z bukłaka, wyglądając na autentycznie kontentego z obrotu spraw. Półelfce natychmiast przypomniał się Gnat: ten sam wyraz ulgi na twarzy, to samo rozluźnienie mięśni w ciele i błogie westchnięcie po pierwszym łyku. A im dłużej Tilda przyglądała się Shariannowi, tym więcej podobieństw widziała między grabarzem a elfem, co było dziwne, bo jeden był stary, zniszczony życiem i alkoholem, a drugi wyglądał jak młody bóg i walczył, przynajmniej w teorii, o wolność swoich ziomków. Nie wiedziała, na czym polegał dramat Sharianna i nie zamierzała go o to wypytywać, ale miała wrażenie, że cechuje go jakiś przedziwny fatalizm.
— Jestem Tilda — przedstawiła się, poprawiając leżącą na jej kolanach głowę niewolnika. Spojrzała na Sharianna, gdy wspomniał, że kogoś mu przypominała, ale nie pociągnął tematu, więc i ona nie drążyła. Patrzyła tylko z zaciekawieniem, jak przeprowadza oględziny Rhaedrina, wciąż nieprzytomnego i brudnego jak nieboskie stworzenie. — Znasz się na leczeniu?
— Aha, no ja głównie grzebię — ciągnęła rozmowę, powtarzając po raz kolejny powszechnie znany już, choć niekoniecznie akceptowany fakt. — Właściwie pomagam... to znaczy pomagałam. Wyprawa tutaj to moje pierwsze samodzielne...
Tilda urwała, bo półelf zawiercił się i otworzył oczy. Były przeszywające i zimne jak sopel lodu, pełne bezbrzeżnego obrzydzenia. Zaskoczona dziewczyna patrzyła jak Rhaedrin ze wstrętem odwraca od niej wzrok i próbuje się odsunąć. Chwilę potem leżała już na plecach, odepchnięta butem jak pies, a jej „podopieczny” na brzuchu, krępowany jak świnia na ruszt.
A'daen! Va'en! — krzyknęła do półślepego elfa, któremu nie było przykro. Zerwała się na nogi, ale nie pchała się z rękami. Dość było już zamieszania, a poza tym nie miała ochoty skończyć jak Rhaedrin. — On potrzebuje medyka, nie pęt! Shariann — zwróciła się rozpaczliwie do jedynej przyjaznej jej w promieniu kilkudziesięciu mil duszy — powiedz mu coś!

► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dhu'Fae
Awatar użytkownika
Posty: 16
Rejestracja: 28 sie 2024, 15:58
Miano: Czarny Lis
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Dhu'Fae » 13 paź 2024, 20:38

Czarny Lis ciągle stał nieruchomo i milcząc, obserwował jak Eremil wychyla puchar, jednocześnie analizując każde słowo, które wypowiadał. Blask pochodni rzucał nieregularne światła, które pełzały po twarzach trójki zebranych, tworząc migotliwe, złowrogie obrazy. Lis pozostawał cichy, z wytężonym wzrokiem sporadycznie zerkając w kierunku martwego ciała Nerre.
Gdy Eremil wspomniał o Dol Blathanna, w Lírionie coś zadrżało; ten dźwięk obudził w nim wspomnienia, jak echo dawnych dni, niosąc ze sobą tęsknotę za rodzinną ziemią, za pięknem zielonych wzgórz, gdzie wiatr szeptał wśród drzew. Dol Blathanna, miejsce, gdzie przyszedł na świat, symbolizowało nadzieję na przyszłość, która wydawała się dla niego już odległa, jeśli nie nierealna. Każde słowo Eremila sprawiało, że obrazy i wspomnienia beztroskich chwil wracały z intensywnością, która niemal go przytłaczała. Zamykał na moment oczy, próbując odnaleźć w sobie spokój.
Niespodziewane uczucie ulgi przetoczyło się przez Lisa, gdy zrozumiał, że podejście dowódcy, choć może nieco cyniczne, było dla niego bardzo na rękę. W obliczu nieuchronnych decyzji, które miały zaważyć na przyszłości Scoia'tael, nie chciał rezygnować z dotychczasowego życia i partyzantki; nie był pewien, czy w ogóle jeszcze potrafiłby to zrobić. Wiadomość o wezwaniu od Enid an Gleanny mogłaby wywołać spore zamieszanie w obozie. Wiedział, że wieści rozchodzą się szybko, a niepewność ma zdolność rozprzestrzeniania się niczym ogień wśród suchego mchu. Nie zamierzał dzielić się tą informacją z nikim.
Po chwili Lírion wciągnął głęboko powietrze, świadom, że jego milczenie nie może trwać wiecznie. Z wolna skrzyżował ramiona na piersi, a jego postawa pozostała zamknięta, jakby próbował nieco odgrodzić się od rzeczywistości narzucanej przez rozkazy. Kiedy Starszy, z pewnością w głosie, wspomniał o powieszeniu winnego, na twarzy Dhu’Fae pojawił się cień uśmiechu – krótki, prawie niezauważalny, ale wystarczająco wymowny, by ujawnić jego wewnętrzną satysfakcję. Z zadowoleniem skinął głową w stronę Starszego, jakby w ten sposób potwierdzał, że jego myśli krążą wokół jednego, nieodpartego pragnienia.
— Pojmuję. Z wielką przyjemnością pozbędę się mieszańca. Przekażę wszystkim, aby przygotowali się do drogi i do pogrzebu Nerre — oznajmił chłodno, z nieugiętym spojrzeniem.
Komando musiało pozostać zwarte, a chaos, który mógł się pojawić po śmierci młodego elfa, należało zdławić w zarodku. Kiedy go odprawiono, rzucił ostatnie spojrzenie w stronę dowódcy i odezwał się zdecydowanym tonem.
— Nie zamierzam.
Po zakończeniu rozmowy skierował się do części jaskini, gdzie znajdowała się część mieszkalna obozu. Usiadł na skraju twardej pryczy, pozwalając cieniom tańczyć na kamiennych ścianach. Iluzja spokoju tego miejsca była krucha i zwodnicza. W rzeczywistości czuł narastające napięcie. Rozkazy, widmo misji, to, że ma brać w niej udział Elenwë a przede wszystkim śmierć Nerre’a – wszystko to uderzało go z coraz większą siłą. Jego szczęka była zaciśnięta. Sięgnął po sztylet i przesunął palcem po ostrzu, czując znajome, chłodne mrowienie metalu na skórze. W drugiej dłoni ściskał małą sakiewkę, która szeleściła delikatnie w półmroku. Otworzył ją z precyzją i ostrożnością, wysypując odrobinę białego proszku na ostrze. Dostrzegł niepokojący fakt – zapasy fisstechu powoli, ale jednak się kończyły. To uczucie nagłej pustki zrodziło w nim nieprzyjemny dreszcz. Myśli Líriona zaczęły krążyć wokół członków obozu. Czy ktoś z jego towarzyszy przypadkiem nie miał działki na sprzedaż? Czy uda się to załatwić po drodze?
Wpatrywał się w fisstech przez chwilę, a potem, bez cienia wahania, nachylił się i wciągnął go jednym, mocnym haustem. Proszek piekł jego nozdrza jak rozżarzony węgiel, ale to było uczucie, którego Lis potrzebował. Jego umysł natychmiast się rozjaśnił, a ból i zmęczenie, które tliły się w głębi, zostały zepchnięte na dalszy plan. Wszystko, co ważne, stawało się wyraźniejsze. Cały świat nabrał ostrzejszych kształtów, jakby każdy szczegół miał teraz większe znaczenie.
Odetchnął głęboko, przymykając oczy. Gniew ulatywał, ustępując miejsca obojętności i chłodnej pewności siebie. Fisstech zagłuszał wszystko, co mogło go osłabić, pozwalał mu skupić się na tym, co naprawdę ważne. A teraz najważniejsza była nadchodząca misja.
Przetarł sztylet rękawem i schował go do pochwy, po czym wstał i wyszedł z jaskini. Chłodne powietrze uderzyło go w twarz, przywracając mu ostrość myślenia. Jego zmysły były teraz wyostrzone, a umysł klarowny. Kroki zaprowadziły go z powrotem w stronę miejsca wcześniejszego zbiegowiska. Jego towarzysze stali w pobliżu skrępowanej postaci – Rhaedrina. Półelf odzyskał przytomność, ale leżał w błocie, a jego ręce były ciasno związane. Czarny Lis obdarzył go tylko krótkim, pogardliwym spojrzeniem, po czym zwrócił się do grabarki, która moment wcześniej zaczęła majaczyć coś o medyku.
—Nawet nie próbuj się w to wtrącać. Przydaj się na coś i wykop dwie mogiły— jego głos był szorstki, pozbawiony emocji. — Byle daleko od siebie— dodał po chwili, spoglądając w stronę lasu, jakby planował, gdzie Nerre powinien spocząć, a gdzie znajdzie się ciało półelfa. Zawołał w końcu do wszystkich towarzyszy.
— Nerre ess tuveë! — Jego słowa, choć proste, niosły ze sobą ciężar straty, którą wszyscy tu obecni przewidywali. Chwila ciszy, która zapadła, była pełna nienazwanego żalu.
Lírion spojrzał na związanego Rhaedrina; na jego ustach zagościł cyniczny uśmiech, ledwo zauważalny, lecz pełen złośliwości. Ten uśmiech nie był wyrazem radości, lecz raczej triumfu, jakby sama obecność półelfa w tej pozycji była dla niego źródłem pewnej satysfakcji.
— A ten skurwysyn zawiśnie o brzasku za to, co zrobił — wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby, a jego słowa ociekały jadem, który wydawał się niemal materializować w powietrzu. W tych kilku słowach kryła się obietnica nieuchronności, jakby wszystko, co miało nastąpić, było już przesądzone. Oczy Lisa błyszczały od fisstechu, źrenice były rozszerzone, a normalnie jasne, szare tęczówki wydawały się przez to nienaturalnie ciemne.
— Shariannie —powiedział, odwracając się do jasnowłosego elfa — Starszy nas wybrał. Przygotuj się, bo wyruszamy rankiem, po tym jak ciało Nerre spocznie w ziemi. Cel przedstawię wam na osobności — dodał z nieufnością, obrzucając wzrokiem zebranych wokół. Jego ton był suchy, bez zbędnych emocji, jakby śmierć była codziennym elementem życia, rutyną. Zupełnie tak, jakby nagle nie zależało mu na ceremoniach, lecz na skuteczności.
— Iorelu — zwrócił się do drugiego z towarzyszy. — O poranku staniemy do marszu. Razem z Faelivrinem ruszacie z nami.
— Ty też się przygotuj… — jego wzrok na moment zatrzymał się na grabarce. Jej sylwetka wciąż była dla niego obca, nieznana, lecz coś w jej spojrzeniu sprawiło, że zawahał się, choćby na ułamek sekundy. Jakby chciał zapytać o jej imię, ale jednocześnie nie zależało mu na tym, by je poznać. — Niestety muszę zabrać cię ze sobą. Po drodze uzupełnisz zapasy ziół. Ale najpierw wykop te przeklęte doły.
Dhu’Fae zatrzymał się w połowie kroku, rozglądając się po obozie z narastającą irytacją. Westchnął z niechęcią, przerywając ciężką ciszę, która go otaczała.
— Ktoś wie, gdzie jest Elenwë?— zapytał, a jego ton zdradzał wątpliwość, jakby odpychał od siebie myśli o jej towarzystwie. Lírion nie miał wątpliwości, że Eremil miał swoje powody, by włączyć ją do ich składu. Zdecydowanie nie było to przypadkowe. Miał zamiar wykorzystać Elenwë jako swoje oczy, chcąc sprawdzić, które z nich się wykaże. Wiedział, że nie można jej zlekceważyć. Ich relacje były napięte, a on nie ukrywał swojej niechęci do niej, widząc, jak próbuje się wkupiać w łaski dowództwa.
Ilość słów: 0
Obrazek

Shariann
Awatar użytkownika
Posty: 8
Rejestracja: 01 wrz 2024, 20:53
Miano: Shariann Hiseerosh
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Shariann » 15 paź 2024, 9:07

Nieznacznie drgnął niby zaskoczony zadanym pytaniem. Uniósł głowę, kierując spojrzenie przygaszonych oczu na swą rozmówczynię. Od niechcenia przemielił coś w ustach zastanawiając się nad udzieleniem odpowiedzi. Postanawiając zapić nagłą suchość w przełyku złapał kolejny, porządny łyk trunku. Odkaszlnął gwałtownie, dwukrotnie uderzając pięścią w pierś. Zachłysnął się, ale sytuacja została szybko opanowana, gdy z lekkim wykrzywieniem facjaty odłożył na bok własność Tildy.
To zdecydowanie za dużo powiedziane — mruknął ponuro. — Adekwatniejszym będzie stwierdzenie, że patrzyłem i robiłem to, czego ode mnie oczekiwano. — Częściowo. Wymagań tych kobiet nie dało się spełnić za żadne skarby. Elf przypuszczał że mógłby być nawet uczonym w dziedzinach szeroko pojętej medycyny, a te i tak patrzyłyby spod byka, gdy tylko zbliży się do operacyjnego stołu. Nie chcąc rozwodzić się nad tematem, zakodował fakt, że Tilda faktycznie ruszyła tu bez większej refleksji. Znaczy się - skoro to jej pierwsza wędrówka, nie miała szczególnego pomysłu co ze sobą zrobić. Albo faktycznie wierzyła w dobroć wiewiórczych kit, jakoby ich sytuacja była na tyle napięta, by przyjmowali w szeregi każde żywe stworzenie. Shariann nie wiedział co o tym myśleć.
Mężczyzna nieśpiesznie wstał. Biernie przyglądał się całej sytuacji. Nie było sensu ingerować. Sam zresztą domyślał się jaki los czeka brudasa i zupełnie nie widział w tym nic zaskakującego. Gdy kobieta rozpaczliwie usiłowała zapanować nad obiegiem zdarzeń, Shariann wyłącznie pokręcił głową na boki. Nie miała prawa wpływać na ich decyzje. Rhaedrin stanowił niepodważalne niebezpieczeństwo. Skrępowanie go stanowiło idealny środek do zabezpieczenia się przed ponowieniem potencjalnej tragedii. Słów towarzysza nie skomentował. Bezsilny, beznamiętny mimo jakichkolwiek uczuć, zwyczajnie zmęczony. Zupełnie jakby niczym nowym było to, co widział. A może to właśnie ta bierność była tym, czego jego żona tak bardzo nienawidziła? Nie potrafił wziąć sytuacji w swoje ręce i przeciwstawić się temu. Zresztą, zupełnie nie chciał. Takie działanie było zupełnie pozbawione sensu w jego mniemaniu.
Przybycie Czarnego Lisa i wzmianka o mogiłach sugerowały jasno, co miało miejsce. Nie udało im się. Nere nie żyje. Shariann spuścił lekko głowę, przetarł raz jeszcze obolałą twarz. Powinni przerwać to gówno póki nie było za późno. Zamiast tego wiwatowali, skakali jak małpy, a co niektórzy gapili się na kobiece wdzięki. Nikogo konkretnego nie winił. Zwyczajnie przyjął do wiadomości fakt, że więcej chłopaka nie zobaczą.
Znajdę ją — oświadczył Shariann, przez całą rozmowę trzymając kontakt wzrokowy na Czarnym Lisie. Nie potrzebował więcej. Spakować najpotrzebniejsze rzeczy, sprawdzić łuk i strzały, ruszyć. Większej logiki w tym nie było. A skoro ten oświadczył, że cel podróży wyjawi później, to sensu w dopytywaniu nie było. Zanim jednak ruszył, odwrócił głowę do Tildy.
Nie wychylaj się nadto, jeśli chcesz tu przeżyć — łagodnie rzucił w jej stronę. Przeciągnął się i ruszył na przechadzkę po obozie, by odnaleźć wspomnianą Elenwë.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Góry Sine

Post autor: Dziki Gon » 15 paź 2024, 23:42

Zawrzyj jadaczkę, albom gotów ci ją przetrącić! Sprawdź mnie tylko, psisynu — syknął Isilwen, mocno zaciągając powróz. Węzły były zawiązane z mistrzowską precyzją, nie pozostawiając Rhaedrinowi żadnych szans na ucieczkę. Isilwen dokładnie sprawdził, czy więzień nie próbował jakichś sztuczek, sprawiając, że uwolnienie było niemal niemożliwe.
Milcz, suko! — warknął na Tildę, gotów zdzielić ją wierzchem dłoni. Jednak w porę nadszedł Lis, który natychmiast przyciągnął uwagę wszystkich. Wieść o śmierci Nerre sprawiła, że w obozie zapadła głucha cisza. Nikt się nie odezwał, nawet Iorel nie zdobył się na głupią uwagę. Nerre był ich bratem, znanym im od wiosny. Zginął w głupi, szczeniacki sposób, dla ich zabawy i uciechy.
Ta krótka chwila ciszy i refleksji szybko ustąpiła miejsca gotującej się w sercach elfów złości.
Zaczęły się szeptane oskarżenia, które niosły się po obozie niczym zaraza, coraz śmielsze i głośniejsze. Złoczyńca leżał bezbronny, skrępowany, z twarzą wciśniętą w błoto. Wystarczyło jedno słowo, jeden krok, by go usiec tu i teraz, zanim diabeł zdoła się wywinąć i uciec nieukarany. Lecz zapowiedź o egzekucji przyjęto z pokorą. Wszyscy wiedzieli, skąd Dhu’Fae właśnie wyszedł i czyj rozkaz przekazuje.
Jeśli taka była wola Eremila, niech tak się stanie, zgodnie uznano.
— Niech skurwiel zawiśnie! Na klonie! — zawtórował Aerendil, unosząc pięść. — Ale pierwej zedrzyjmy z niego pasy!
Przypalmy mu pięty nad ogniem! — ktoś krzyknął.
Wyłammy ręce!
Oczy! Wydłubać mu oczy, jedno po drugim. To sprawiedliwa kara — dodał półślepy Isilwen, z jawną satysfakcją.
Lirion, obserwując wzrastające napięcie, zrozumiał, że temperatura w obozie jest niebezpiecznie wysoka. Jeśli nie chciał dopuścić do samosądu, musiał zadbać o odpowiednie pilnowanie więźnia.
Tymczasem, odgrażający się wcześniej już chwycili półelfa i jęli ciągnąć go do wspomnianego drzewa. Te świadkowało już egzekucjom. Co prawda, wisieli na nim do tej pory tylko nieszczęśni dh'oine, ale półelf był dla Scoia'tael niewiele inny. W szczególności ten konkretny.
Dobyli kolejne zwoje powrozu i przytwierdzili Rhaedrina do pnia kilkoma pasmami.
Elenwë poszła rano na polowanie z Sylviel i Caladhelem. Jeszcze nie wrócili — powiedział wysoki, fiołkowooki Faelivrin, który wcześniej skinął głową w stronę Lisa, przyjmując jego wezwanie. — Dhu’Fae? — zapytał nagle, z przekrzywioną głową. — Jucha toczy ci się z nosa.
Ilość słów: 0

Tilda
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 01 wrz 2024, 20:12
Miano: Tilda
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Tilda » 16 paź 2024, 20:58

Rzeczywiście zamilkła, ale nie przez wzgląd na ciskającego się Isilwena, tylko na wieść o śmierci Nerre. Jeśli Tilda miała jeszcze jakieś złudzenia względem losu Rhaedrina, to właśnie ulotniły się wraz z przemijającym echem słów Líriona. Bijąca od Wiewiórek, całkiem zresztą zrozumiała, żądza zemsty była niemal namacalna. Wisiała w powietrzu jak smród potu i krwi. Dziewczyna pojęła, że nic nie zdziała, przynajmniej nie teraz. Ale póki miała swobodę ruchów, istniała szansa, nawet jeśli tak maleńka, że niewidoczna gołym okiem. Musiała się tego czepić i wycofać wgłąb siebie, czekając na okazję, odpowiedni moment, który mógł, ale nie musiał przyjść. Wolała go jednak nie przegapić.
— Dobrze — odpowiedziała Lisowi i podeszła do swojego wózka.
Indolencja Sharianna oprócz bezsilności wywołała w Tildzie przymus zastanowienia się nad swoim położeniem. Mimo wszystko nie była to sytuacja, w której chciałaby popełnić błędy z przeszłości, rzucić się z motyką na słońce i zapewne zginąć, bo nie było już Victora Moreau, który ocaliłby jej bezmyślny tyłek. Rhaedrin zaś był dla niej w gruncie rzeczy obcy, nic jej z nim nie łączyło poza rasowymi niuansami, a teraz jeszcze okazało się, że zabił, choć wcale nie musiał.
Zabrała wszystkie swoje wątpliwości, plecak i szpadel, po czym ruszyła we wskazane przez Dhu’Fae miejsce na skraju otaczającego obóz skąpego lasu. Już wcześniej zauważyła, że im wyżej, tym grunt był coraz bardziej skalisty i twardy i zastanawiała się teraz, czy ciemniejąca w niewielkim oddaleniu ściółka pod krzywymi sosnami podda się jej wysiłkom. Zawsze co prawda mogła usypać kurhan albo urządzić pechowemu elfowi pogrzeb powietrzny, w końcu byli w dzikich, wysokich górach, ale coś jej podpowiadało, że nie spotkałoby się to z akceptacją komanda. O zapłacie też pewnie mogę zapomnieć, pomyślała z westchnięciem i usłyszała przeciągłe burczenie w brzuchu. Bloede... Daliby chociaż coś zjeść przed robotą.
Kiedy dotarła na miejsce, odrzuciła plecak na bok i zbadała podłoże stopą, a potem spróbowała wbić łopatę. Jeśli znalazła ustępliwą ziemię, zabrała się do pracy, jeśli nie — próbowała ocenić ilość i jakość kamieni czy obecność jamy skalnej, w której można by złożyć ciało. Starała się pracować w taki sposób, by mieć na oku sytuację w obozie, a zwłaszcza Rhaedrina, Liriona i Sharianna. Pod nosem nuciła melodię, tę samą, która niestety, i ku jego zgubie, nie ujarzmiła bestii w półelfie.
Ilość słów: 0

Rhaedrin
Awatar użytkownika
Posty: 19
Rejestracja: 06 wrz 2024, 20:06
Miano: Rhaedrin
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Rhaedrin » 16 paź 2024, 21:11

Obóz zamilkł wraz z nim, gdy dowiedzieli się o śmierci Nerre. Przez chwilę trwającą kilka uderzeń serc, długowieczni zadrżeli niczym muchy schwytane w pajęczej sieci. Coś nadciągało. Elfy ryknęły ponownie, pierw kiedy obserwowali walkę, a teraz na wieść o śmierci towarzysza. Ich brat umarł, zabity przez więźnia. Nie mogli się tego spodziewać, w końcu byli u siebie, we własnym siedlisku, bezpieczni. A jednak złapani w sieć. Los zabrał to, co jego, a czym mocniej walczyli z nieuniknionym, tym bardziej dawali znać drapieżcy kroczącemu po jedwabnym moście.
Obelgi, obietnicy katusz, upokorzenia jak fala spadły na obezwładnionego Rhaedrina, który delikatnie się uśmiechnął. Nikt nie mógł tego zobaczyć, bowiem miał twarz wbitą w błoto. A jednak zrobił to. Zabił młodzika. Potraktował to jak ucztę przed egzekucją, ostatnie zwycięstwo. Gdy rozgniewane elfy zaciągnęły go jak śmiecia pod drzewo, żeby potem go związać jeszcze mocniej, Rhaedrin przyjął to z godnością. Pogoda ducha nie opuszczała jego spojrzenia, ponieważ nie bał się tego, co miało nastąpić. On już od urodzenia był w więzach, szedł po wyznaczonych ścieżkach i otworzył oczy na prawdę. Widok bojowników scoia'tael przypominało patrzenie na zwierzęta, które poddawały się instynktom. Nic tutaj nie było szlachetnego. Opowieści matki okazały się fałszywe. Trafił do bandy dzikich morderców, a ich gniew był jak najsłodsza melodia.
Rhaedrin wziął głębi oddech. Teraz pozostało mu znieść to, co miało nastąpić. Zadowolony z chaosu, jaki wywołał, oblizał wargi, jakby smakując górskie powietrze. Powietrze niosące barwy przemocy, desperacji, nikczemności, arogancji i smutku. Czuł to jednocześnie tak, jakby widział wieloma oczami naraz. Złapani w sieć. Należało cieszyć się tym pięknym obrazem, dopóki pozostał mu czas.
Zaczął coś szeptać pod nosem, bardziej do siebie, niżeli do kogoś innego. Przypominało to modlitwę.

Ukrywanie treści: włączone
Ukryta treść.
Ilość słów: 0

Dhu'Fae
Awatar użytkownika
Posty: 16
Rejestracja: 28 sie 2024, 15:58
Miano: Czarny Lis
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Dhu'Fae » 17 paź 2024, 0:47

Lis spoglądał na zgromadzone wokół elfy, wyczuwając w powietrzu narastające napięcie. Byli gotowi do natychmiastowego rozlewu krwi, ale on sam pod wpływem fisstechu, nieco opanował swoje emocje. Sam z wielką chęcią przyglądałby się torturom Rhaedrina; jednak wiedział, że pozwolenie na samosąd, choć kuszące, mogłoby nieodwracalnie podważyć autorytet Eremila. Scoia'tael musieli pozostać lojalni wobec Starszego, a dyscyplina w obozie nie mogła ulec rozluźnieniu. Los Rhaedrina był już przesądzony. Najważniejsze było teraz jedno – wypełnić rozkaz dowódcy, który jasno brzmiał: przywrócić porządek i rygor wśród oddziału.
Jego chłodne, przenikliwe spojrzenie przesunęło się po twarzach elfów, zatrzymując się na każdej parze gniewnych oczu wbitych w Rhaedrina. Każdy z nich czekał znak, który pozwoliłby ich gniewowi wybuchnąć. Jednak Lis, po małej dawce fisstechu, odbierał tę sytuację inaczej. Myśli płynęły spokojnie, precyzyjnie i jasno, a świat wokół niego zdawał się zwolnić, jakby czekając na jego ruch.
— Caelm — odezwał się cicho, ale wystarczająco zdecydowanie, by przyciągnąć uwagę. Nie musiał podnosić głosu; spokój, którym teraz emanował, miał być wystarczającym ostrzeżeniem. Powoli, bez pośpiechu, zaczął przechadzać się między elfami.
— Nerre był jednym z nas. Rozumiem waszą wściekłość i sam najchętniej już teraz poderżnąłbym mieszańcowi gardło — zaczął, zatrzymując się na moment, przesuwając wzrok po zgromadzonych — Ale jeśli teraz dacie się ponieść, to nie tylko on, ale i wy zostaniecie ukarani. Starszy wydał rozkaz, a jego słowo jest prawem — kontynuował z naciskiem. — Jeśli ktoś chce się temu sprzeciwić, niech spróbuje — będzie miał okazję odpowiedzieć osobiście przed dowódcą.
Uśmiechnął się lekko, zimno, a jego oczy błysnęły. Nie zamierzał wdawać się w długie dyskusje; czas na emocje minął, a rozkaz to rozkaz. On miał swoje zadanie, a każde wypowiedziane słowo miało przywrócić spokój, zanim chaos ogarnie oboz.
— Egzekucja odbędzie się zgodnie z planem — powiedział; jego głos był stanowczy, nieznoszący sprzeciwu. — A jeśli ktoś nie potrafi trzymać nerwów na wodzy, lepiej niech się odsunie— dodał stanowczo. Wiedział, że musi uderzyć w odpowiednie nuty, by spróbować uspokoić tłum. Zatrzymał się przed Isilwenem, tym, który wcześniej najgłośniej krzyczał o wydłubywaniu oczy Rhaedrina, i spojrzał mu prosto w twarz.
— Wszyscy pragniemy zemsty, Isilwenie— zaczął spokojnym tonem, jednak pod powierzchnią jego słów czuć było ostrzeżenie. — Ale zemsta musi być rozkoszą, a nie gorzkim impulsem. Zaczekaj do rana — dodał, kładąc wyraźny akcent na każde słowo.
Czarny Lis, odprawiając spojrzeniem grabarkę, odetchnął w duchu, ciesząc się, że póki co nie musiał oglądać Elenwë. Ich relacja zawsze była skomplikowana, naznaczona napięciem i rywalizacją, które zdawały się nigdy nie wygasać. Wspólne wspomnienia z przeszłości były jak zamglony obraz; nie potrafił do końca zdefiniować, co właściwie ich łączyło.
Wycierając krew spływającą z nosa, uniósł rękaw i zrobił to leniwym, niemal nonszalanckim ruchem. Ledwie widoczny uśmiech pojawił się na jego twarzy, a zaraz potem rzucił lekceważąco do Faelivrina.
— Dzięki za troskę.
Dhu'Fae zamierzał mieć oko na Rhaedrina. Nie mógł pozwolić, by półelf próbował uciec. Jego umysł analizował każdą możliwą sytuację; musiał być czujny. Tak samo istotne było jednak to, by elfy nie dokonały samosądu za jego plecami, co mogłoby wywołać gniew Starszego. W obozie już panowała napięta atmosfera, a każdy impuls mógł zapalić iskrę, która wznieciłaby pożar.
Pomyślał, że przed nadchodzącą wyprawą powinien spróbować się przespać, ale fisstech, który krążył w jego żyłach, póki co skutecznie by mu to uniemożliwił. Czuł, jak energia pulsuje w nim, podsycając jego umysł, ale jednocześnie sprawiając, że odpoczynek był niemożliwy. W końcu postanowił, że pilnowanie więźnia będzie najlepszym sposobem na spędzenie nocy. Potrzebował jednak kogoś zaufanego, kto mógłby go później zmienić na warcie. Ruszył za Shariannem, który krążył po obozie. Podszedł do niego i zawołał, próbując przyciągnąć jego uwagę.
— Nie szukaj Elenwë. Jest na polowaniu.
Rzucił mu długie, znaczące spojrzenie. Dobrze wiedział, że Shariann zrozumie jego intencje bez potrzeby dodatkowych wyjaśnień. Spojrzał w stronę związanego półelfa, a potem znowu na Sharianna. Na chwilę się zawahał. Wiedział, że nad jasnowłosym elfem ciąży pewien fatalizm, który zawsze go niepokoił, ale z drugiej strony Shariann był pragmatyczny, a to wystarczyło, by Lírion w pewnym stopniu mu ufał.
— Będę go pilnował. Nad ranem mnie zmienisz. Jeśli ktoś spróbuje działać na własną rękę, Starszy uzna to za bunt — dodał, z chłodnym błyskiem w oku.— Nikt ma się do niego nie zbliżać.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Góry Sine

Post autor: Dziki Gon » 01 lis 2024, 23:12

Kopała w swoim życiu w lepszej ziemi. Tak, jak podejrzewała, górzysty, skalny teren nie sprzyjał i pierwsze, chrobotliwe wbicie szpadla zwiastowało mozolną pracę. Pokrzepiło ją natomiast to, że wgłębienia powstawały, narzędzie dawało się zatopić w piachu, a stylisko wyglądało, że wytrzyma. Mogła za to dziękować niedawnym opadom, które zwilżyły glebę i odpowiednio przygotowały ją na pochówek. Istotnie, była głodna. Ostatni posiłek jadła dobę temu, kiedy dwudniową pielgrzymkę w góry zatrzymała dla zajazdu, ostatniego na jej drodze, zanim na dobre zapuściła się w dzikich wzgórzach Gór Sinych. Niedługo później wóz zaczął stawać się znacznie cięższy, toczony po nieustannie wznoszącej się krzywiźnie, a potem pojęło ją komando. I tak skończyła tu. Nie wiadomo, gdzie dokładnie, z dala od Gnata, zniewolona do pracy i bogowie tylko wiedzieli, jak wiele czasu jej jeszcze pozostało. Może warto było wykopać trzeci grób?
Szept Rhaedrina rozpłynął się w powietrzu, ledwie opuszczając jego spierzchnięte usta. Wypowiadanie modlitwy w takich okolicznościach nie powinno dziwić nikogo. Wielu przed nim postępowało podobnie. Oto rozpoczynał się ostatni wieczór w bujnym życiu półelfa. Może smakowałby lepiej, gdyby dano mu szansę go w pełni skosztować. Tymczasem wisiał nad ziemią, opleciony powrozem, bez szans na ucieczkę. Pozostała mu tylko ponura nadzieja wisielca.
Lekki podmuch wiatru zerwał się gwałtownie i połaskotał go po policzku, rozrzucając włosy. Poczuli go wszyscy w obozie, lecz mało kto zwrócił nań uwagę. Tu, w górach, wiało wszak dość często i wcale mocniej. Wielu przywitało powiew z radością, ot, wspaniałe, chwilowe orzeźwienie w letni dzień. W uchu Rhaedrina zaszumiało, gdy zefirek wdarł mu się do małżowiny i dopóki trwał, zdawało mu się, że coś w nim słyszy. Słowa?

W godzinę śmierci, wspomnisz mnie...

Dhu'Fae również poczuł powiew, ale podobnie jak jego bracia, nie zwrócił na niego większej uwagi. Jego myśli były teraz skupione na czymś innym. Przede wszystkim na więźniu, lecz ten nie wydawał się teraz zagrożeniem. Myślał o obozie, o tym, jak skutecznie udało mu się zdławić samosąd, jak jego śmiała mowa podziałała skutecznie w kontrze do wściekłości długouchych. Czuł, że taka postawa zaprowadzi go daleko, a plama, którą dał, szybko ustąpi efektom dobrze wykonanej roboty. Niewolnik jutro zawiśnie, nie miał co do tego żadnych wątpliwości.
Zapadł zmrok, a w obozie ożywił się ruch. Eremil i Valenor wyszli na zewnątrz, doglądając ogniska. Zniesiono drwa, rozpalono ogień, a ktoś wydobył instrument i zagrał kilka nostalgicznych nut ku pamięci poległego brata. Powoli, w rytmie muzyki, wzrastał apetyt, a obecni zaczęli niecierpliwie wypatrywać powrotu Elenwë.
W końcu gałęzie na skraju obozu zaszeleściły. Sadzone kroki przerywały ciszę, łamiąc gałązki i mech. Wyłoniły się dwie elfki i jeden elf.
Hejże, jeszcze żeście nie pomarli? — zawołała z pogodnym uśmiechem Elenwë.
Była zjawiskowa – bohaterka pieśni i obiekt westchnień komanda. Wysoka, o blond włosach przepasanych zwiniętą, czerwoną chustą, ubrana w skórzany kubraczek i przylegające spodnie, które podkreślały jej długie, smukłe nogi. W jej spojrzeniu kryła się dzikość, a zielone oczy miały tę nieuchwytną głębię, o której śnili poeci. U pasa dyndały jej trzy zające, związane razem na postrąku, w garści trzymała kuropatwę.
Towarzyszyła jej czarnowłosa elfka, Sylviel, nieco niższa, z wiklinowym koszem pod pachą, oraz wysoki, dobrze zbudowany elf – Caladhel, brat Elenwë, równie piękny jak ona. Jego wydatne policzki i długie uszy przywodziły na myśl siłę i dostojeństwo Starszej Krwi.
Będzie uczta! Szykujcie ruszt! — krzyknęła Elenwë, rzucając zwierzynę obok ogniska. — Dziś napełnicie brzuchy mięsiwem, jagody ostawcie na deser! — Błysnęła białymi zębami. Widok przygnębionego obozu, zmył go dość szybko. I tak oto streszczono jej szybko co się wydarzyło. O niewolniku, który jutro zawiśnie i śmierci poczciwego, młodego Nerre. Dziewczyna przyjęła tę wiadomość skinieniem głowy, którą zaraz skierowała w stronę Rhaedrina. Ich spojrzenia spotkały się na krótką chwilę, a uwięziony poczuł jak jego pierś zabiła mocniej. Nigdy nie widział nikogo tak pięknego.
Eremil nabił fajkę i rozkazał oprawić ptactwo, zające i młodego warchlaka, którego Caladhel przyniósł ze sobą.
Poucztujemy zatem, bracia. Należy się — rzekł.
I popijem, a może nie tylko! — wtrąciła Elenwë, wyciągając puzderko fisstechu i trzy flaszki wina. Rzuciła je w stronę pierwszej osoby w kręgu formującym się wokół ogniska. — Dhu'Fae, dołącz do nas, zanim tam całkiem uschniesz w cieniu!
Jeśli Lirion szukał zezwolenia, to je uzyskał, Eremil bowiem skinął głową i pozwolił mu podejść.
Spocznij, choć na chwilę — powiedział Starszy, a widząc nadchodzącą, umorusaną i wyczerpaną Tildę, dodał: — I ty także. Zjedz z nami.
Obozowisko, które jeszcze niedawno spowijały złość i przygnębienie, teraz zapełniło się zapachami pieczonego mięsa i żywiołowymi rozmowami. Ogień tańczył w ciemności, a do wtóru dolatywały nuty pieśni, na cześć poległego Nerre i ku pokrzepieniu ich wszystkich.
Ilość słów: 0

Rhaedrin
Awatar użytkownika
Posty: 19
Rejestracja: 06 wrz 2024, 20:06
Miano: Rhaedrin
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Rhaedrin » 10 lis 2024, 13:39

Powiew wiatru przyniósł ze sobą nie tylko orzeźwienie, ale również natchnienie, które Dhaer’aen przyjął ze szczerym uśmiechem na ustach. Napiął wszystkie mięśnie i poczuł rozkosz pomimo tego, iż zwoje lin zaczęły stawiać mu opór niczym cierń. Spojrzał na obóz wzrokiem objawionego, wejrzeniem przedzierającym tkaninę gobelinu namacalnego świata. Wizją zagłębiającą się pod powierzchnię i wszystko pomiędzy. W esencję.
Usłyszał wezwanie.
Poprzez kaźń bolesnego ocierania się o więzy, poprzez zaciskanie zębów i palców, prawił cichą niczym szept powietrza modlitwę. Trwał w swym transie, przygotowując ducha na godzinę śmierci. Obserwował nadejście zmierzchu, patrzył na rozpalane ogniska i widział narodziny mroku, który, jak całun, nacierał na sferę światła. Ćmy zbierały się w pułapkę, oślepione płomieniem trzepotały skrzydłami melodię wypełniającą bezkres pustki. Najpiękniejszy z nocnych motyli utkwił oczy w uwięzionym nosicielu pierwotnej żądzy, niezakrytej wstydem czy obyczajem. W ślepiach Dhaer’aena iskrzyła się złowieszcza obietnica zatracenia.
Usłyszał pieśni.
Podano mięsiwo i wina. Muzyka manifestowała istotę życia, jakim był ruch. Prądy przeznaczenia istnień zwędrowały szlakiem, jakim podążyli ich poprzednicy i jakim pójdą następcy. Dotyk kochanka, gorycz, gniew zazdrości czy zaduma przypominały cienie tańczące wokół ogniska, granicę pomiędzy jaźnią a nieistnieniem w mroku. Dhaer’aen pragnął rozpuszczenia w jadzie entropii. Gdy jedni nasycali się materią, on nasycał się samookaleczaniem. Wszyscy zniekształcali umysł, zaś duch w mroku w pełni otwierał serce na swego wielookiego pana. A gdy jego nosiciel woli osiągnął przełom w swym bólu, zaśpiewał głosem naprzeciw melodiom obozu. Sens jego słów brał się z głębokiego transu, jakby poruszał niewidzialnymi strunami świata, wyodrębnionych niczym nici gobelinu rzeczywistości, przywołanych za pomocą głosu Dhaer’aena. Wyśpiewywał to, co przezeń przepływało. Sens w bezsensie. Przedwieczną prawdę ukrytą w prymitywnych dźwiękach wydobytymi żyjącym instrumentem. Opętanym portalem, przez które patrzyło oko otchłani.
Tkał.
Ilość słów: 0

Tilda
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 01 wrz 2024, 20:12
Miano: Tilda
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Tilda » 11 lis 2024, 13:11

Kopała w lepszej, ale i w znacznie gorszej ziemi. Dobrze pamiętała pochówek Pimpusia wdowy po hrabim Raupennecku. Zbocze z widokiem na nurt Modły, połączone z tarasem posiadłości jaśniepaństwa było żywą skałą i w rezultacie Tilda musiała zabawić się w kamieniarza. Niestety tym razem nie miała ze sobą kilofu, który wówczas okazał się wybawieniem z patowej sytuacji.
Kopała więc metodycznie i nieustępliwie, co jakiś czas sprawdzając stan łopaty oraz postęp prac. Mięśnie rąk zaczynały ją palić, grzbiet miała mokry, a twarz czerwoną z wysiłku. Kiedy powiał chłodny wiaterek, poczuła ciarki wędrujące po całym ciele i zrobiła sobie przerwę. Krytycznym okiem oceniła głębokość pierwszego dołu, zdecydowanie zbyt płytkiego jak na standardy porządnego pochówku, zwłaszcza w wysokich górach, gdzie nie brak szukających pożywienia drapieżników. Wzdrygnęła się na wspomnienie wycia eskortującego ją elfa. Wcześniej jakoś nie przyszło jej do głowy, że tam, gdzie się wybierała, mogły grasować wilki. Albo ich rozumne odpowiedniki. Co mu strzeliło do głowy, pomyślała, bardziej zdziwiona niż zła na Gnata. Co mnie strzeliło?
Dziewczyna otarła pot z czoła grzbietem dłoni, rozmazując kolejną do kolekcji smugę brudu na twarzy i spojrzała w stronę obozu. Wiewiórki zdawały się być zajęte sobą, nikt — jak sądziła — nie zwracał na nią uwagi. Gdyby zechciała, mogłaby teraz uciec. Problem polegał na tym, że nie znała okolicy. No i zapadał zmierzch, a ona była naprawdę głodna. Tymczasem poruszenie wśród elfów związane z pojawieniem się trójki łowców zwiastowało kolację.
Przekonana wizją ciepłego posiłku, ostatniego czy nie, półelfka wróciła do kopania, poddając się medytacyjnemu charakterowi wykonywanej czynności. Powtarzalność ruchów i wysiłek fizyczny prędko opróżniły jej umysł z wszelkich myśli. Przede wszystkim tych o prewencyjnym kopaniu trzeciego grobu.
Kiedy skończyła, a pod rachitycznymi sosenkami ziały dwie porządne dziury z kopcami wymieszanej z igliwiem ziemi obok nich do zasypania zmarłych, była spocona jak mysz w połogu. Ale robota była wykonana. Zasapana i zadowolona z siebie Tilda zebrała narzędzia i skierowała się w stronę ogniska. Była tak wyczerpana, że przestała zwracać uwagę na otoczenie, marząc jedynie o ciepłym posiłku i ciepłym sienniku. Jej czujność została pogrzebana tam, gdzie jutro miał spocząć Rhaedrin.
— Chętnie — odpowiedziała Eremilowi, czując jak w ustach zbiera jej się ślina. — Dziękuję. — Dodała z niekłamaną wdzięcznością i skłoniła głowę.
Nie czekając na dalsze zachęty, a przede wszystkim w obawie o zmianę zdania proponującego jadło elfa, Tilda odłożyła sprzęt na wózek i zasiadła przy ognisku. Kiedy dotarła do niej butelka z winem, pociągnęła długi łyk, a szaroniebieskie oczy zaszkliły się z lubości. Nie piła niemal równie długo, co nie jadła. Jeszcze chwila, a napiłaby się choćby z kałuży.
— Kwaśne! — wzdrygnęła się, po czym jej umorusaną twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. — Ale dobre. A to co? — zapytała, gdy siedzący obok Iorel wciągnął odrobinę proszku do nosa. — Tabaka? Mogę trochę?
Ilość słów: 0

Dhu'Fae
Awatar użytkownika
Posty: 16
Rejestracja: 28 sie 2024, 15:58
Miano: Czarny Lis
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Dhu'Fae » 11 lis 2024, 19:08

Lírion, gdy tylko zbiegowisko wokół Rhaedrina się rozpierzchło, szybko wycofał się w cień, szukając odosobnienia z dala od zgiełku rozmów. Usiadł na uboczu, w miejscu, gdzie dźwięki otoczenia zdawały się cichnąć, a jedynym jego towarzyszem pozostała Síranna, która z zapałem polowała na mysz, skacząc wśród traw. Z lekkim uśmiechem obserwował każdy jej zwinny ruch, czerpiąc z tej chwili krótką ulgę. Zanurzył dłonie w wilgotnej trawie, czując zimną ziemię pod palcami. Był zadowolony, że jego wcześniejsza mowa skutecznie zdławiła wściekłość towarzyszy, przywracając mu przynajmniej częściową kontrolę po śmierci Nerre. W tej chwili czuł, że udało mu się chociaż częściowo odkupić swoje niedopatrzenie, odnajdując w tej samotnej chwili coś w rodzaju wewnętrznego spokoju. Wiedział jednak, że to ulotne poczucie nie potrwa zbyt długo.
Zerkając ukradkiem na swoich braci, Lírion dostrzegł, jak jeden z nich, z typową dla siebie wprawą, roznieca ogień. Wkrótce w powietrzu rozległy się pierwsze dźwięki melodii – ciche, melancholijne nuty wygrywane przez jednego z elfów, które przenikały wieczorne powietrze jak delikatny zapach wiosennego deszczu. Zamknął na chwilę oczy, pozwalając, by muzyka wypełniła przestrzeń wokół niego, a jego usta, nieświadome i jakby na przekór jego woli, zaczęły cicho nucić fragment tej melodii, dźwięki płynęły z jego gardła, jakby same wyszły z głębi jego ciała, stamtąd, gdzie jeszcze były resztki dawnej harmonii.
Kiedy Elenwë wraz z towarzyszami, wróciła do obozu, Lis spojrzał na nią z mieszanką niechęci i zainteresowania. Jej obecność wciąż budziła wspomnienia, których wolałby unikać. Jej urodę, nieziemską i przyciągającą wzrok, znał dobrze, ale teraz była ona tylko przypomnieniem tego, co kiedyś ich łączyło – fascynacji, którą zatarło napięcie i nieporozumienia.
Ukradkiem obserwował przygotowania do biesiady, które stopniowo nabierały tempa. Ognisko migotało, a jego towarzysze z zapałem zajęli się przygotowaniem jadła. W międzyczasie, nadal bawiąc się z kuną, Lírion oddawał się chwili beztroski. Jednak jego wzrok nieuchronnie przyciągnęło wino i puzderka fisstechu, które przybyły z rąk Elenwë. Na widok tego ostatniego poczuł wewnętrzną ulgę — jego zapasy fisstechu się kończyły, a miał zamiar jeszcze przez jakiś czas podtrzymywać swój stan. Spojrzał na elfkę z zamyśleniem, zastanawiając się, czy to tylko przypadek, czy może coś więcej skrywało się pod jej gestem, którym podtrzymywała "tradycję".
Na dźwięk swojego imienia, wywołanego głosem Elenwë, Lírion lekko się wzdrygnął. Oderwał wzrok od kuny, która wciąż bawiła się w trawie, i przeniósł go na elfkę, a potem na Eremila, który zapraszająco skinął głową. Choć jego wnętrze było pełne oporu, a na myśl o tym, co mogło go czekać w towarzystwie po śmierci Nerre, poczuł irytację, zmusił się, by wstać. W jego umyśle kłębiły się sprzeczne uczucia, lecz szybko stłumił je w sobie, wiedząc, że nie może pozwolić, by przejęły nad nim kontrolę.
Zbliżył się do ogniska i zajął miejsce obok Caladhela, którego przywitał skinięciem głowy. Sięgnął po butelkę wina i nie zastanawiając się dłużej, wziął duży łyk. Wino miało kwaśny posmak, który momentalnie przekształcił się w przyjemne ciepło, rozlewające się po jego ciele, niczym blask ognia, który już wcześniej rozpraszał mrok wokół nich.
Przy złapaniu kontaktu wzrokowego z Elenwë, Dhu'Fae poczuł, jak w jego wnętrzu narasta nieprzyjemne zamieszanie. Zamiast jednak dać się mu ponieść, wciągnął głęboko powietrze. Jego spojrzenie pozostało zimne, ale wewnętrznie wciąż odczuwał ten dziwny niepokój, który pojawiał się zawsze, gdy była w pobliżu.
— Cóż, Elenwë, wasze łowy wyglądają na udane — rzucił w jej stronę z odrobiną sarkazmu, jakby chciał zdystansować się od własnych myśli. Słowa brzmiały lekko, lecz w jego głosie kryła się też nuta uznania.— Musisz być dumna, że prześcignęłaś mnie w zabijaniu zajęcy. — Jego słowa miały w sobie coś z żartu, ale jednocześnie ich celem było rozładowanie napięcia, które wisiało nad nimi niczym chmura burzowa.
— Słyszałem, że wyruszasz z nami na zwiad — rzucił z kpiącym uśmieszkiem, a jego spojrzenie zatrzymało się na jej oczach. — Stęskniłaś się za mną, czy tylko chcesz sprawić, żebym przez całą wyprawę miał ochotę rzucić się z klifu?—Zadając to pytanie, nie odwrócił wzroku, choć wiedział, że igra z ogniem.
W międzyczasie wokół nich rozbrzmiewały śmiechy i dźwięki muzyki, tworząc atmosferę beztroski i radości, która zupełnie kontrastowała z tym, co działo się w jego głowie. Choć pragnął zapomnieć o zawirowaniach serca, które wywoływała w nim Elenwë, czuł, że jego spojrzenie na nią zdradzało więcej, niż zamierzał.
Po chwili jego wzrok przyciągnęła grabarka, która wróciła z lasu, umorusana i osłabiona po wykopywaniu mogił. Na jej twarzy malował się trud, a w oczach widać było zmęczenie. Wyglądała jakby bardziej niż ktokolwiek z nich zasłużyła na chwilę wytchnienia.
Dhu'Fae patrząc jak zmęczona dziewczyna siada do posiłku, pomyślał, że też powinien coś zjeść. Jednak fisstech krążący w jego żyłach skutecznie odbierał mu apetyt. Choć powietrze wokół nasycone było zapachem pieczonego mięsa, nie czuł żadnej chęci żeby sięgnąć po jedzenie. Ciało domagało się jedynie kolejnej dawki, a głód, jakby zapomniany, pozostał daleko w tyle.
Obserwował, jak grabarka z naiwnością wpatruje się w Iorela, który właśnie wciągnął nieco białego proszku. Słysząc jej pytanie, roześmiał się cicho, nie kryjąc lekkiego rozbawienia.
— Tabaka?— powtórzył, a w jego głosie brzmiała lekka ironia, jakby zastanawiał się, czy powiedzieć jej całą prawdę, czy zostawić ją w tej słodkiej niewiedzy. — To coś znacznie mocniejszego.
Wciąż mocno ściskał butelkę wina, jego palce ciasno obejmowały szyjkę, jakby nie zamierzał się nią podzielić z nikim, choć to marne, kwaśne ciepło wcale nie było luksusem. To było wszystko, czym w tym momencie dysponował. Zawiesił wzrok na grabarce, jego oczy błądziły po jej twarzy. Ponownie przyglądał się jej nieco zbyt długo, jakby chciał sprawdzić, co się kryje za jej zmęczonym spojrzeniem.
Zanim jednak zadał pytanie, zawahał się przez chwilę. Jego głos, kiedy w końcu wypowiedział słowa, brzmiał chłodno jak zwykle, ale było w nim coś, co zdradzało nutę zainteresowania.
— Jak właściwie cię zwą?
Na moment odstawił butelkę wina na bok. Zamiast od razu odpowiadać, wyciągnął rękę po puzderko, które podał mu Iorel. Otworzył je powoli, jakby nie spieszył się z tym gestem.
Wyciągnął jeden ze swoich sztyletów i obrócił go w dłoniach. Jego palce przesunęły się po ostrzu, a potem nabrał na nie odrobinę białego proszku. Uniósł ostrze do nosa i ostentacyjnie go wciągnął. Na moment lekko zakręciło mu się w głowie.
— Lepiej tego nie tykaj, skowronku— powiedział z udawanym ostrzeżeniem, w jego głosie brzmiała kpina. — Zabija powoli i cicho.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Góry Sine

Post autor: Dziki Gon » 17 lis 2024, 22:57

Melodia fletni Isilwena płynnie przechodziła z melancholijnego rytmu w bardziej skoczny i pogodny ton. Taki nastrój bardziej odpowiadał zgromadzonym elfom, zmęczonym wydarzeniami długiego dnia. Skwierczące mięso ściągnięto z rusztu i odłożono na chwilę, by odpoczęło i nieco ostygło. Wino, wlewane do pustych żołądków, szybko zaczęło działać na elfy rozweselająco. Doprawione fisstechem, stawało się doskonałym remedium na zapomnienie o Nerre.
Tabaka, a jakże — przytaknął Iorel, wycierając nos. Podał puzderko Tildzie. — Posyp po wierzchu dłoni i wciągnij.
Proszek nie miał zapachu ani woni, przypominał konsystencją mąkę. Kiedy grabarka wysypała jego odrobinę na brudną dłoń, zauważyła, że nasypała więcej niż pozostali. Nie chcąc popełnić nietaktu, wsypując nadmiar z powrotem do pudełka, wciągnęła wszystko z głośnym świstem. To, co poczuła, było całkowicie nowym doznaniem. Dreszcz przebiegł przez jej ciało, w skroniach zahuczało, jakby pulsująca krew zawrzała niczym wodospad, a zmysły wyostrzyły się do poziomu niemal wiedźmińskiego. Ciepło ogniska stało się bardziej intensywne, płomienie jaśniejsze, a dźwięki — jak oddech Rhaedrina — zdawały się słyszalne nawet z daleka. Wszystko wokół wydawało się bliższe, bardziej przystępne. Pragnęła rozmawiać. Z każdym. O wszystkim.
Podobne odczucia przeżyli pozostali, lecz oni wiedzieli już, czego się spodziewać po białym proszku.
Ty? — zapytała Elenwë, uśmiechając się szelmowsko. — Trzy zające to w sam raz, by pobić twój rekord.
Jej ton był beztroski, pozbawiony pychy i przesady. Reszta towarzystwa odebrała to podobnie, kilka elfów zaśmiało się, a Czarny Lis dostał w ręce flaszkę.
— Jeszczem o tym nie słyszała — przyznała Elenwë, słysząc wzmiankę o zwiadzie. — To prawda, Eremilu?
Starszy elf, dotąd milczący i wpatrzony w ogień, przytaknął.
Jutro o świcie. Dh'oine bezczeszczą kopalnie. Nasze kopalnie.
Biedni głupcy — elfka pociągnęła łyk z butelki. — Będą skamleć jak szczeniaki, kiedy usiekę im rzyci. Groty mam ostre jak brzytwa. Zające przeszywają na wylot ze stu kroków.
Valenor spojrzał na nią.
Najpierw wykonacie zwiad. Co będzie potem, zobaczymy. Nie chcemy rozlewu krwi.
To się jeszcze okaże — wtrącił Eremil. — Jeśli stwierdzicie, że macie przewagę, nie musicie ograniczać się do zwiadu.
N'wa en'lle — podsumował Caladhel, spoglądając na więźnia. — Kawał bydlaka. Nie lubię ich, mieszańców — zerknął na Tildę — bez urazy. Osobiste porachunki — jeden z nich zabił nam rodziców.
Co było, to było — skwitowała Elenwë, jej twarz lekko się skrzywiła. — Zabić może każdy.
Prawda. Ale chętnie się z nim rozmówię — Caladhel podnósł się. — Nie martwcie się, nie zrobię mu krzywdy.
Ruszył w stronę klonu. Gdy był krok od skrępowanego Rhaedrina, zatrzymał się i przez chwilę mierzył go wzrokiem. W końcu sięgnął do pasa, odpiął go i obnażył się.
Za dużo wina, sam rozumiesz. Dh'oine aep vaen.
Strumień ciepłej cieczy zwilżył obnażony tors półelfa, spływając na spodnie, stopy a potem na ziemię, tworząc małą kałużę. Caladhel uśmiechniął się paskudnie.
Kochałem swoich rodziców. Bardzo kochałem. Myślę, że chcieliby, żebym ci to powiedział — zbliżył się do Rhaedrina i szepnął mu coś na ucho. — Zapamiętaj, skurwysynu.
Wrocił do ogniska.
Cal! — Elenwë spiorunowała go wzrokiem. — Udowadniasz w ten sposób, że niczym się od niego nie różnisz.
Elf wzruszył ramionami i wskazał na mięso.
Zdaję się, że kolacja gotowa.
Ilość słów: 0

Rhaedrin
Awatar użytkownika
Posty: 19
Rejestracja: 06 wrz 2024, 20:06
Miano: Rhaedrin
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Rhaedrin » 20 lis 2024, 17:45

Pogrążony w głębokim transie półelf, podobnie jak Aen Seidhe przy muzyce i alkoholu, przeżywał intensywne emocje tego wieczoru. Modlił się, śpiewał, kręcił się, boleśnie ocierał o liny, jakby próbował za sprawą bólu wspiąć się na wyżyny sensacji, jaką zdolny był doświadczyć. Nie obserwował okrutników, którzy go uwięzili. Do pewnego momentu.
Niespodziewanie jeden z długowiecznych odłączył się od pozostałych. Zbliżał się do więźnia, a ten w reakcji skupił swój obłąkany wzrok na przybyszu. Spojrzenie Rhaedrina utkwiło się na postaci nieznajomego, a jego wzrok przypominał ślepia zamkniętego w klatce drapieżnika. Gotowe do ataku. Chwilę później elf obnażył się i upodlił skazańca. Zareagował on napięciem całego ciała. Jego wzrok zamarzł, pozostawiając jedynie miejsce na najokrutniejszą z emocji. Gdyby nie więzy, skazaniec rozszarpałby elfa na strzępy. Ośmieszanie nie przybrało tylko formę gestu, albowiem mężczyzna zbliżył jeszcze bardziej i wyszeptał słowa wprost do ucha uwięzionego. Rychło spalił się lont nerwów. Niebieskooki warknął wściekle, próbował wyszarpać się z lin, gromił spojrzeniem elfa.
— Niech gniją! A wy i już gnijecie, prosięta zarżniętego bydła! — wrzasnął, odprowadzając zdenerwowanym wzrokiem swojego oprawcę. — Bawcie się, jak mogą się bawić świnie w chlewie — opuszczał głowę, szkalując obóz. Jego ton cichł, ale dołączył do niego cichy, pogardliwy śmiech. — Wasz los nigdy do was nie należał. Nigdy...
Jeszcze przez krótki czas gardził na głos elfami, lecz z każdym następnym wypowiedzianym zdaniem wracał do swoich modlitw, utrzymując skupienie. Postanowił, że nie zaśnie tej nocy. Utrzyma w garści to, co mu pozostało za wszelką cenę i zazna świadomie swojego przeznaczenia.
Ilość słów: 0

Tilda
Awatar użytkownika
Posty: 14
Rejestracja: 01 wrz 2024, 20:12
Miano: Tilda
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Tilda » 20 lis 2024, 20:27

Ciepło, to bijące od ognia i to rozlewające się po jej wnętrzu wraz z winem, obezwładniało. Było jej dobrze i błogo, coraz bardziej sennie. Ale śmiechy i rozmowy, a przede wszystkim zapach pieczonego mięsiwa utrzymywały grabarkę po stronie jawy. Nie lubiła zasypiać z pustym brzuchem.
Siedziała na ziemi ze skrzyżowanymi nogami, opierając obolałe plecy o kłodę i patrzyła na otoczenie spod przymrużonych powiek, nie widząc zbyt wiele ani zbyt wyraźnie. Za to słyszała dużo: melodyjny głos elfki, ochrypłe śmiechy, coraz bardziej pijackie okrzyki, słodko-gorzkie dźwięki fletni, igrający w listowiu poszum wiatru i odległe hukanie sów. Nagle w to wszystko wtargnął znany jej już chłodny i ironiczny ton czarnowłosego elfa. Zamrugała, próbując dostrzec go między płomieniami, ale hipnotyzujący ogień utrudniał zadanie. A może to sam elf przyciągał cienie, niknąc na granicy światła. Słyszała przekomarzanie się Lisa i tej, którą wołano Elenwë. Elfki, która wszystkich zachwycała urodą, ale Tildę zachwyciła głównie tym, że upolowała kolację.
Nie mająca romantycznego doświadczenia grabarka nie wychwyciła fałszywej nuty w sarkastycznym tonie Líriona. Nie interesowały jej zresztą relacje między elfami. Wstępny pogląd na ich jakość wyrobiła sobie już wcześniej, po uwagach Iorela na temat Lisa, a pewnych niuansów jako mieszaniec zwyczajnie nie pojmowała. Wzmiankowany przez Elenwë, Líriona i Eremila zwiad również nie zwrócił jej przysypiającej uwagi. W głowie szumiało jej od wina, twarz piekła od żaru ognia, większość myśli leżała pod sosnami, zmęczona, a tylko parę uwiesiło się na tajemniczym puzderku, które przechodziło właśnie z rąk Iorela do rąk zmaterializowanego przy nich z nagła Lisa.
Spojrzała na wpatrującego się w nią elfa, ale zaraz spuściła oczy. Przez moment miała dziwne wrażenie, jakby chciał zajrzeć jej pod skórę. Wywrócić ją na nice i zbadać najgłębsze pokłady duszy.
— Tilda — odpowiedziała trochę zbyt szybko, kiedy przerwał niezręczną ciszę pytaniem. Odetchnęła z ulgą, kiedy zajął się majstrowaniem przy pudełku, zdejmując z niej spojrzenie. — Wołają mnie Tilda.
Obserwowała, jak Lírion postępuje z proszkiem. Nie mogła nie zauważyć wprawy, z jaką wykonywał każdy gest. Nim porządnie wytarł nozdrza po zażyciu, Iorel zabrał mu puzderko, przekazując je grabarce. Mimo słów Lisa, jedyne, co widziała, to zadowolenie na twarzach tych, którzy zakosztowali z „tabakiery”, więc i ona zaczerpnęła ze źródełka. Niezgrabnie, po nowicjuszowsku, trochę zbyt zachłannie.
I nagle senność pierzchła. Zmęczenie wsiąknęło w ziemię, opuszczając jej mięśnie i kości. Tilda otarła zaszklone oczy, orientując się, że widzi wyraźniej, ostrzej, po prostu więcej. Kolory buchnęły intensywnością, dźwięki wwierciły jej się w mózg, od zapachów zakręciło się w głowie. Poczuła, że chce być wszędzie naraz, miała w sobie tyle energii, musiała się nią z kimś podzielić, mówić, tańczyć, śpiewać.
„Naen esseath aen'feain”! — zawołała do Isilwena, podrywając się z ziemi. — Znasz?
Zanuciła melodię piosenki, którą często śpiewała jej matka, by naprowadzić fletnistę. Choć istniał przekład na Wspólną Mowę, Tildę naszła ochota, żeby zabłysnąć w nowym towarzystwie. Właściwa jej skrytość i nieśmiałość zniknęły wraz z sennością, przegnane precz działaniem narkotyku. Zrzuciła płaszcz z grzbietu, bo czuła, że płonie i zapląsała na obrzeżu ogniska. Chuda, koścista sylwetka pozbawiona ciężaru dodatkowego odzienia poruszała się niespodziewanie zgrabnie.
Naen'kaer an'naenne
Naen v'deirn
Naen vorthe aen shaent
Aen eithne an'skaell
Tir naeth arsaen
Tir...
Aen aeb'midard vatt'caen me'ainne, aen va
Aen va'narrae me'ainne...

Urwała, kiedy zbliżywszy się do klonu, przy którym tkwił Rhaedrin, wyczulony fisstechem słuch dziewczyny wyłowił z tła szmer dziwnie brzmiącej modlitwy. Tilda zatrzymała się, wpatrując się w półelfa ze zmarszczonymi brwiami. Przeszedł ją dreszcz, choć nie wiedziała dlaczego. Prosi bogów o łaskę, pomyślała, czując wypełniający jej myśli niepokój i chaos. Też bym prosiła na jego miejscu.
Krótko potem zobaczyła, jak towarzysz pięknej łowczyni oddaje mocz na więźnia w geście bezbrzeżnej pogardy. Być może przejęłaby się całym zajściem bardziej, gdyby nie to, że cała jej uwaga skupiła się na narzędziu zbrodni. Czerwona jak burak, wróciła do ogniska, żałując, że nie czuje zmęczenia. Najchętniej bowiem zapadłaby się pod ziemię, albo chociaż w kamienny sen. Byle nie czuć tego, co wiło jej się teraz w lędźwiach, a z czym nie wiedziała, co zrobić.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Dhu'Fae
Awatar użytkownika
Posty: 16
Rejestracja: 28 sie 2024, 15:58
Miano: Czarny Lis
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Góry Sine

Post autor: Dhu'Fae » 25 lis 2024, 1:22

Lírion rozsiadł się przy ognisku, z wprawą poprawiając pelerynę. Cień rzucany przez ogień tańczył po jego twarzy, podkreślając bliznę na policzku. Jego spojrzenie spoczęło na Elenwë. Poczuł lekkie ukłucie rozczarowania; liczył na wymianę zdań albo jakąś błyskotliwą ripostę. Ale nie, ona tylko patrzyła na niego, jakby każde jego słowo było jedynie szelestem, nie zasługującym na jej szczególną uwagę. Mimo to, przekornie odwzajemnił jej szelmowski uśmiech. Sięgnął po bukłak z winem, biorąc spory łyk, by ukryć swoje zmieszanie na wieść, że elfka zdaje się być równie nieświadoma planów wyprawy, jak on sam.
– Ciekawe – rzucił półgłosem. – Byłem pewien, że to twój pomysł.
Zamrugał, wyłapując urywki rozmowy między Valenorem a Eremilem o zwiadzie. Nie zamierzał wtrącać się w plany starszych elfów. Jego uwagę przykuła jednak nagła zmiana w postawie Elenwë. Słowa elfki, pełne determinacji, wykrzywiły jego usta w półuśmiechu. Pochylił się nieco do przodu.
– To ja będę dowodził – powiedział cicho, ale stanowczo. – I to ja zdecyduję, kiedy, gdzie i czy w ogóle usieczesz im rzyci, Elenwë. – W jego głosie rozbrzmiewała pewność siebie granicząca z arogancją – nuta, która zdawała się mówić, że nikt nie śmie narzucić mu swojego zdania.
Jego wzrok spoczął na Caladhelu, gdy ten z niezbyt zrozumiałą intencją ruszył w stronę więźnia, a potem – ku zaskoczeniu wszystkich – podszedł jeszcze bliżej. Kiedy Dhu'Fae zorientował się, co elf właśnie zrobił, jego twarz przybrała wyraz, który mógł być zarówno niedowierzaniem, jak i powstrzymywaną falą rozbawienia. To nie było oburzenie – raczej dziwaczna dezaprobata, pomieszana z rosnącą trudnością w utrzymaniu powagi. Lis westchnął, krótko prychając, jakby cała scena wydała mu się groteskowo śmieszna.
– Tego się nie spodziewałem – rzucił drwiąco, a kąciki jego ust drgnęły lekko, zdradzając, że jeszcze chwilę temu był bliski śmiechu.
Jednak zanim pozwolił sobie na dalsze reakcje, spojrzał chłodno na pełną dezaprobaty Elenwë.
– Może i masz rację – odpowiedział, wzruszając ramionami w geście, który wyrażał niemal obojętność. – Ale nie zamierzam tracić czasu na rozważania. Ten mieszaniec miał swoją szansę i ją zmarnował.
Nie poświęcił już więcej uwagi jej opinii, jedynie słuchał obelg Rhaedrina, które nieustannie sączyły się z jego ust. Lis pozostał nieruchomy, obserwując go w ciszy. Tylko drobny tik w kąciku ust zdradzał narastający gniew, który skutecznie skrywał przed otoczeniem – przynajmniej do czasu. Słowa o „zarżniętym bydle” dotknęły go bardziej, niż chciałby przyznać. Coś w nich uderzyło go głęboko, niemal instynktownie. Nie ruszył się z miejsca. Nie pofatygował się nawet, żeby wstać.
– Nasze życie nigdy do nas nie należało?! – Przemówił gwałtownie, podniesionym głosem, tak by więzień mógł go usłyszeć. – Mocne słowa, jak na niewolnika d’hoine. Twoje życie, twoje słowa, twoje czyny – nic z tego nigdy nie należało do ciebie.
Zamilkł, a jego spojrzenie stało się wyczekujące, jakby każda chwila ciszy była ostrzeżeniem.
– Ciesz się, że jeszcze oddychasz – dodał po chwili, podnosząc ton jeszcze bardziej. – A jeśli znowu otworzysz usta, by pluć na naszych zmarłych, przedwcześnie utracisz nawet ten przywilej.
Oparł łokieć na kolanie, trzymając butelkę w dłoni. Wlewał w siebie wino dużymi łykami, a mieszanka alkoholu z fisstechem coraz bardziej rozluźniała jego ciało. Z każdą chwilą czuł się bardziej odmiennie, jakby wpływ substancji stopniowo zbliżał go do towarzyszy, nieco zacierając typowy dla niego dystans. Jego spojrzenie powędrowało ku Tildzie, która, po wciągnięciu zdecydowanie zbyt dużej dawki fisstechu, nagle zrzuciła płaszcz, odsłaniając swoją sylwetkę. Obserwował, jak pląsa wokół ogniska – zaskakująco zgrabnie, choć nie spodziewał się tego po niej. Jego kruczoczarne włosy, rozwiewane przez lekki wiatr, drażniły go, opadając na twarz, ale mimo to, nie potrafił oderwać wzroku od jej bioder. Ten widok budził dziwne uczucia – coś na pograniczu niechcianego zainteresowania, które nie pasowało do tego, jak chciał i miał zamiar ją postrzegać. Dźwięki melodii wypełniały powietrze, a Lis, choć nigdy by się do tego nie przyznał, poczuł, jak coś w nim drgnęło. Może to fisstech, który teraz krążył w jego żyłach, może trochę za dużo wina – w każdym razie, coś sprawiło, że przez moment miał ochotę dołączyć, zaśpiewać razem ze swoimi towarzyszami. Zrezygnował z tego pomysłu, wstrzymując się, choć nawet lekko poderwał się z miejsca, a potem znowu zasiadł, tłumiąc niechciane impulsy. Coraz bardziej czuł, jak alkohol w połączeniu z białym proszkiem odbiera mu równowagę, a wewnętrzny głos zaczynał ścierać się z rzeczywistością. Miał pilnować więźnia, stać na warcie – a nie bawić się. Westchnął cicho, odkładając w końcu butelkę. W tym samym momencie jego wzrok padł na Tildę, która właśnie skończyła tańczyć i wróciła do ogniska. Coś w jej twarzy – zarumienionej, lekko zakłopotanej – przykuło jego uwagę. W tym stanie, bardziej rozluźniony, choć wciąż czujny, patrzył na nią, jakby coś w tej chwili zaczęło go bawić, ale uśmiech, który pojawił się na jego twarzy, szybko zniknął, jak gdyby nigdy go tam nie było. Jego oczy zatrzymały się na jej zarumienionych policzkach. Wino coraz mocniej rozluźniało jego ciało, a słowa, które zwykle tłumił, teraz same cisnęły się na język.
– Zaczynasz wyglądać jak burak – powiedział cicho, z lekkim rozbawieniem. – Ochłoń, bo lada chwila stanie ci serce.
Głos miał wciąż nieprzyjemny, ale zabrzmiał luźniej, jakby przez chwilę zapomniał o swoim dystansie. Mimowolnie, a może i celowo, przesunął wzrok po jej sylwetce, nie śpiesząc się, pozwalając sobie dostrzec każdy detal. Zatrzymał się na moment, jakby sam próbował zrozumieć, co dokładnie nim kieruje. Przeklął w duchu, gdy poczuł, jak pożądanie miesza się z wstydem. Odwrócił wzrok, starając się zignorować to, co właśnie dostrzegł. Ostatecznie była tylko półelfką.
Opadł głową na dłoń, wydając z siebie krótki, cichy śmiech, jakby śmiejąc się sam do siebie. Kiedy podniósł wzrok, zerknął na nią, tym razem już kątem oka.
D'yaebl, mocny ten fisstech. Albo to wino…– mruknął, zmieniając temat, by uspokoić rozdrażnione zmysły. Podniósł głowę, odgarniając niesforne kosmyki włosów, jakby miało pomóc mu to zapanować nad chaosem w głowie i stanem, w którym się znalazł. Z lekko zwężonymi oczami dodał:
– Ta pieśń... Zawsze ją lubiłem.
Patrzył na Tildę przez chwilę, a w jego oczach zaczęła pojawiać się jakaś niechciana zmiana – najpierw subtelna, potem coraz bardziej wyraźna, jakby ta chwila miała go wciągnąć w coś, czego nie chciał. Usta drgnęły, a jego twarz wykrzywiła się w nieznanym jej wcześniej grymasie. Bardzo starał się wrócić do swojej standardowej roli – obcego i nieprzystępnego.
Ilość słów: 0
Obrazek

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław