Lírion zmrużył oczy, gdy usłyszał odpowiedź półelfki. Grabarka. Zakładając oczywiście, że mówi prawdę. Kąciki jego ust lekko drgnęły, gdy rozważał, czy dziewczyna nie kłamie. Jego gniewne spojrzenie ciągle błądziło po niej, jakby próbował dostrzec w jej oczach coś więcej, coś, co mogłoby zdradzić jej prawdziwe intencje. W myślach wrócił do chwili, gdy sam grzebał swojego ojca, Caeldrisa, w chłodnej, ciemnej ziemi. Ciemność lasu i zimny wiatr otaczały go wtedy jak niewidzialna mgła, a każdy dźwięk łopaty wbijanej w ziemię boleśnie przypominał o stracie, jaką zadał mu los.
—
Tuveë cò na'ren, meve a'vean corras beatha — wypowiedział słowa modlitwy w Starszej Mowie, a ich echo brzmiało w jego uszach jak stara melodia, przynosząc mu chwilowe ukojenie. Jego głos, chłodny i przez moment pozbawiony charakterystycznego dla niego sarkazmu, niósł ze sobą ciche uznanie dla roli, jaką grabarka odgrywała w tym mrocznym świecie.
— Ktoś musi to robić.
Lírion uniósł brew, gdy Iorel skomentował zdolności dziewczyny. Chociaż niechętnie przyznawał to sam przed sobą, nie mógł zignorować, że takie umiejętności miały swoje znaczenie. Jeśli rzeczywiście znała się na ziołach — co wydawało się bardziej przypuszczeniem niż pewnikiem — zaczynał dostrzegać w tym potencjał. Dzięki matce, która zaszczepiła w nim pasję do alchemii, temat ten zawsze był dla niego intrygujący.
Gdy Iorel wskazał na Nerre, Lis tylko leniwie prychnął, odwracając na moment wzrok od półelfki. Jego oczy przez moment śledziły z obojętnością starcie, jakby spodziewał się, że już niczego ciekawego tam nie ujrzy.
Skrzywił się, gdy grabarka odważyła się na kolejną bezczelną uwagę. W jej tonie wyczuwał sporą zuchwałość, co potęgowało jego frustrację, ale i zaciekawienie. Zastanawiał się, co ją popycha do takiej postawy — czy to odwaga, czy głupota.
— Gar'ean aen ghar, luned — warknął, a w jego głosie drżała cienka nitka napiętej struny, jak groźba unosząca się w powietrzu. Im dłużej obserwował, dziewczynę, tym więcej determinacji dostrzegał w jej zachowaniu. Było w jego spojrzeniu coś, co sugerowało, że rosnąca nieugiętość półelfki przyciągała go jak magnes, mimo jego sceptycyzmu w stosunku do półelfów.—
Z takim językiem długo już nie pożyjesz— dodał, a jego ton niósł nie tylko ostrzeżenie, ale i subtelne zaproszenie do przepychanki słownej. Lírion puścił jej ramię, lecz nie potrafił oderwać wzroku od jej twarzy, widząc w niej coś, co zaczynało ewidentnie podważać jego pierwsze wrażenie.
— Uczciwe ceny? Musisz być szalona, jeżeli sądzisz, że ktoś tutaj zapłaci za twoje usługi. — Jego głos był lekko ironiczny, a w jego spojrzeniu czaiło się zdziwienie połączone z rezerwą. Obserwował półelfkę, która stała przed nim z niezłomnym wyrazem twarzy.
Czy naprawdę nie rozumiała, w jakim świecie żyli?
Dhu’Fae zerknął na Sharianna, gdy ten się odezwał, a jego zimne spojrzenie złagodniało na moment. Skinął głową w geście aprobaty. Shariann miał rację — zazwyczaj mówił mało, ale precyzyjnie, a w jego pragmatyzmie było coś, co zawsze na swój sposób imponowało czarnowłosemu. Niekiedy jego osąd zdawał się bardziej wiarygodny niż sama intuicja Lisa. Półelfka przybyła tutaj z miejsca, gdzie mogła liczyć na względną stabilizację, więc po co narażać życie, przychodząc do lasu? Coś w tej decyzji wydawało się Lírionowi podejrzane.
— Mało kto porzuca swoją pracę, by wpaść w paszcze wilków— odezwał się w końcu, jego głos był zimny jak stal, pozbawiony emocji. Jego słowa brzmiały jak oskarżenie, a w powietrzu unosiła się wyraźna atmosfera nieufności.
— Jak widać, nawet śmierć nie była zbytnio zainteresowana jej losem — odezwał się, zwracając się bardziej do Sharianna. Zaśmiał się cynicznie, z nutą zgorzknienia, i tym razem zwrócił się już bezpośrednio do dziewczyny.
— Może za trzecim razem Cioteczka Śmierć w końcu cię przyjmie. — W jego myślach tliła się pewność, że jej nieugiętość wkrótce doprowadzi ją do zguby.
Zbliżył się nieco, mrużąc oczy, a nieufność zaczęła narastać w jego wnętrzu. Uważnie słuchał słów Sharianna, nie odrywając wzroku od półelfki. W myślach ważył każde wypowiadane zdanie. Shariann miał rację — musieli podjąć decyzję. Życie młodej kobiety wydawało mu się, z pozoru, nic nieznaczące, ale mimo to coś w nim powstrzymywało go przed przedwczesnym wydaniem wyroku.
— Masz rację, Shariannie. Sprawdzimy najpierw, co jeszcze kryje nasz skowronek — rzucił z drwiną, naśladując ton Iorela. Odwrócił wzrok od półelfki, kierując go ku jej wozowi. Zdecydowanym krokiem ruszył w jego stronę, czując, że tam znajdzie odpowiedzi na nurtujące go pytania.
Gdy podszedł do wozu i zajrzał do środka, na pierwszy rzut oka jego zawartość wydawała się zupełnie zwyczajna — zioła, narzędzia. Jednak jego wzrok zatrzymał się na długim mieczu i kuszy, a cyniczny uśmiech wykrzywił jego usta.
— O proszę — mruknął z nutą złośliwości, przyglądając się broni.
— Gláeddyv i kusza. Wiesz, jak się tego używa? — Uniósł miecz lekko, obracając go w dłoni, jakby ważąc jego ciężar. Jego pytające spojrzenie powędrowało w stronę dziewczyny, a w jego oczach ponownie pojawiła się iskra zainteresowania, która zderzała się z jego brakiem zaufania.
► Pokaż Spoiler
Tuveë cò na'ren, meve a'vean corras beatha - "Zmarli, którzy odeszli,
trwają w naszych sercach."
Gar'ean aen ghar, luned - "Uważaj na słowa, dziewko"