Post
autor: Lasota » 05 gru 2023, 13:40
Obładowany sprzętem i noszący odpowiedzialność za swych ludzi Lasota nie ugiął się pod ciężarem, nawet w chwili, gdy przyszło mu zapłacić wygórowaną cenę przewoźnikowi. Nie pierwszy raz był gołodupcem, a nawet można powiedzieć, że ruchomości w jego przypadku były wyjątkowo płynne, bowiem był zdolny pozbyć się całego grosza jednego dnia, aby następnego zarobić niezłą sumkę. Być może w świadomości finansistów Wielomir byłby wcieleniem niedźwiedzia i byka, człowiekiem górek i dołków, jednakże nie poznał on nigdy żadnego spekulanta, więc nie miał pojęcia o swym ekonomicznym fenomenie.
Opuścił stały ląd prawie bez pieniędzy, lecz z całą pewnością bogatszy o nowe doświadczenia, które znalazły biały skrawek na bazgrolonej kartce duszy. Ban Ard, pomimo krótkiego pobytu, obdarowało weterana znajomościami, potencjalną pracą, nowymi wrogami, niewykorzystanymi okazjami miłosnymi i niespełnionym przezeń słowem. Kiedy odpływał od przystani, obserwując oddalanie się od brzegu, zastanawiał się, jak to miasto go ponownie powita, gdy upora się z problemem bandytów. Potrzebował kontaktów z czarodziejami i był gotów zapłacić za nie najwyższą cenę, jeżeli zdołaliby uporać się z przypadłością Daromira. Mimochodem zerknął na sieci rybackie, zdając sobie sprawę, że bogowie również takowe posiadali. Lasota zamierzał zerwać sieci ze swojego syna, zwracając mu wolność, ale czym dłużej skupiał oczy na niewodzie, tym silniejszy odczuwał niepokój. To, z czym próbował się mierzyć, było niewidzialne i niematerialne. Niepojęte. Z trwogą w sercu rozpoczął podróż.
***
Lasota Wielomir źle znosił długie podróże, dlatego kręcił się po łajbie, jakby miał owsiki w dupie. Nieustannie szukał sobie zajęcia, a miał co robić, więc za dnia zajmował się Haszkiem i synem, wzmacniając ich ciała treningiem, nauką walki bronią oraz fundamentalną wiedzą o taktykach bitewnych. O ile synek mógłby nie pojąć wszystkiego, to pulchny giermek był skazany na energiczną edukację ze strony Lasoty, który czując się w obowiązku wyrzeźbienia formy z kupy gówna i tłuszczu, wyciskał z podopiecznego siódme poty.
Pewnego razu Wielomir postanowił zmierzyć się z Haszkiem w walce sparingowej na miecze, robiąc widowisko dla pozostałych pasażerów. W przeciwieństwie do wielu nauczycieli szermierki, Lasota był przede wszystkim praktykiem, który skupiał się wyłącznie na skutecznych formach walki, pomijając całe to honorowe czy sportowe pierdolenie. Lasota lubił prać się po mordach, podniecać się perspektywą otrzymania obrażeń czy pocięcia sukinsyna w dobrej walce, wciągać jak fisstech zapach strachu i ekscytacji w pocie walczących, kochał prawdziwość sztuki walki tak, jak wojacy kochali swoje ulubione dziwki. Emocje bliskie zwierzęcym instynktom, niepróbujące wspinać się na wyższe szczebelki ludzkiego doświadczania, przyziemne jak grzyby wyrastające z obsranej ziemi. Nauczyciel Haszka próbował mu przekazać najczystszą formę walki w czynie i w słowie.
— Wiem, że masz swoje lata — tłumaczył z nieukrywaną fascynacją — ale nawet stare konie potrafią romantycznie gadać o walce. O wielkich rycerzach, o chwalebnych czynach, o honorze i tak dalej. Kto wie, może rzeczywiście chodzą po tej ziemi ludzie, którzy mogliby świecić przykładem! Ha, na pewno tacy są, jednak mówię ci, że kiedy walczą, kiedy próbują kogoś zabić, nie zawracają sobie głowy tymi głupotami — mówił powoli, delektując się własnym głosem, gestykulując jedną ręką, gdyż druga trzymała oręż. — Walcz tak, jakbyś chciał chędożyć. Znaj swoje możliwości, opanuj ruchy, bądź skuteczny. Czym prostsze a skuteczniejsze, tym lepiej. Widziałeś te wszystkie fikuśne figury i pozycje arcymistrzów miecza? W dupę sobie je wsadź! — prawie krzyknął, a kiedy zorientował się o swej brzydkiej mowie, rozejrzał się z nadzieją, że Daromira nie było w pobliżu.
— Kto tak walczy? Dziesięciu na tysiąc? Na dziesięć tysięcy? Na froncie czeka na nas kupa, czeka na nas chaos i zagrania nieczyste jak nasze sumienia, przede wszystkim zdesperowani mężczyźni próbujący przetrwać! Walcz tak, jakbyś na pielgrzyma ciupciał swoją pannę! Najzwyklejsza pozycja, ale ile możliwości, hm?! Dostęp do cycków, całowanie, potencjał na kontrolowanie tempa! Podstawa podstaw! Jak nie potrafisz zadowolić swojej panny w ten najprostszy sposób, to zapomnij o innych technikach, bo się jedynie upokorzysz! I masz być, do diaska, aktywny! Nawet jak dziewczyna cię ujeżdża jak ogiera, masz działać! Wiedzieć, co się właśnie dzieje! Tak samo w bitce, jak stracisz inicjatywę, to koniec. W pierwszym przypadku istnieje okoliczność niechcianego bękarta, w drugim po prostu cię zamordują! — ostatnie zdania przemawiał niemal gniewnie, gromiąc giermka poważnym spojrzeniem. — I jeszcze raz, jak usłyszę, że chędożysz na pozycję zerrikańskiego smoka to cię walnę po pysku! — Przetarł oczy na znak dezaprobaty, kiwając przy tym głową, jakby przeczuwając, że uczeń go nie zrozumiał.
— Chodź, zademonstruje moje słowa w praktyce. Broń się!
***
W międzyczasie Lasota, Ratiz i Daromir w końcu wykorzystali chwilę, żeby poznać sokoła, a Ratiza poprosić o wskazówki. Wielomir zauważył, że szlachcic dbał o swojego konia zacnie, więc strzelił, że wąsacz lubił także inne zwierzęta, a jeśli nie, to na pewno miał jakieś pojęcie o ptakach wykorzystywanych w polowaniu. Pomimo pierwotnego charakteru spotkań, gdzie panowie mieli okazję liznąć nieco sokolnictwa, główną intencją była chęć pobycia z synem przy fajnej aktywności. Poza tym wysublimowane słownictwo Ratiza mogło pozytywnie wpłynąć na Dara, który słuchając wykwintnej mowy, miał okazję poszerzyć własne horyzonty.
Wieczorami dawny najemnik zabawiał załogę opowieściami wojennymi, żeby umilić czas i zbudować towarzyskie więzi. Lasota zatem tkał koloryzowane, pełne humoru opowiastki o rzeczach, od których człowiek łapał białej gorączki. O kucharzach, od których potraw dostawało się dotkliwej sraki. O ciurach obozowych, które potrafiły naraz dawać dupy i zszywać rany niczym pijany krawiec. O żołnierzach ledwo wypowiadających złożone zdania, bowiem dostali tyle razy po łbie, że zwyczajna mowa stała się dla nich sztuką wyższą, a dalej posiadali w sobie więcej instynktu samozachowawczego od dowódców. Wielomir gadał na trzeźwo, zatem głównie skupiał się na formie, niżeli na treści, ot, oferował rozrywkę przed snem. Jako osobiste wyzwanie potraktował rozbrojenie Kmotra z wisielczego humoru i antyspołecznej postawy.
***
I miał powoli czas na rejsie, a treningi, panowanie nad sokołem i snucie opowieści stały się rutyną Lasoty.
Ilość słów: 0