Plac Skrybów

Obrazek

Niewielkie, lecz bogate miasto cieszące się bogactwem zarówno materialnym jak i kulturalnym. W dużej mierze dzięki kurateli oraz potrzebom tutejszych magów przebywających w męskiej akademii czarodziejów zlokalizowanej w lasach nieopodal jego murów.


Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 23 mar 2021, 10:16

Obrazek Sąsiadujący od południowego zachodu z rynkiem głównym Plac Skrybów pełnił niegdyś funkcję rynku pomocniczego, na którym handlowano solą kamienną i kruszcami. Z czasem jednak skromne złoża pobliskich Gór Sinych zostały wyeksploatowane, kupcy przebranżowili się bądź splajtowali, a na dawnym Targu Mineralnym ostali się jeno skrybowie oraz ich pulpity, przy których sporządzali spisy towarów, umowy, weksle i wszelkiej maści obliczenia, czasem też świńskie fraszki dla krotochwili czy listy miłosne dla niepiśmiennych mieszkańców Ban Ard. Jako że tych ostatnich zawsze było pod dostatkiem, obrotni kopiści nie zasypiali gruszek w popiele. Wkrótce wszyscy w mieście wiedzieli, gdzie się udać, by list odczytać bądź zredagować własny, gdy samemu się nie potrafiło, a kojarzony ze skrybami plac obrodził w związane z piśmiennictwem sklepy i kramy, zyskując również obecną nazwę. Z bogatego asortymentu akcesoriów „biurowych” — od piór, nożyków, kałamarzy i atramentów, przez lak do pieczęci, tabliczki woskowe i rylce, po najrozmaitsze papiery i pergaminy — korzystają przede wszystkim rezydujący w pobliskiej Akademii Magii czarodzieje, lokalni możni, urzędnicy oraz oczywiście sami skrybowie. Z technicznego punktu widzenia plac jest kwadratem ubitej ziemi o boku około piętnastu sążni i luźnej kamienno-drewnianej zabudowie, której centrum stanowi nakryta żeliwną kratą nieczynna studnia. Nad placem góruje położona przy północnym jego krańcu trzykondygnacyjna kamienica z podcieniami nazywana Skrybówką, w której mieści się zagłębie ban ardzkiej działalności piśmienniczej. Jeśli wierzyć plotkom, oprócz romantycznych listów i pozwów obejmującej także kolportaż świńskich obrazków oraz treści wywrotowych.
Ilość słów: 0

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 296
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Lasota » 30 sie 2023, 21:54

Trudna sytuacja taktyczna się stała.
Lasota Wielomir trafił na twardych zawodników, którzy ewidentnie niejeden krawężnik na swoich rewirach wywąchali, w niejednej prewencji uczestniczyli i niejedną gadkę zatrzymanych traktowali niczym groch, kiedy sami byli ścianą. W dyplomatycznym pasjansie nie dali wyłożyć karty. Szlachcic celował w czerwone, to strażnicy szli w czarne. Nie wydawali się przekonani, ze spokojem na ustach i chłodem w sercu wykonywali swoje obowiązki, nie dopuszczając do żadnego precedensu zdolnego wyciągnąć krasnoluda z opałów.
Wszelkie docinki słowne ze strony Jorega wywoływały ból w Lasocie, który reagował na to skrzywioną miną, zupełnie tak jakby ktoś przystawił mu rozgrzany pręt do dupy. Szlachcic próbował urabiać, naciskać, kierować rozmowę, a tu, znikąd, z zaskoczenia jak niechciana ciąża czy podatek z rzyci wyciągnięty, padają porównania do zakutych łbów. Wielomir zagryzł wargę, czując się jak pierdolona piechota przed uderzeniem konnej szarży.
— W rzeczy samej — zaczął po udawanym, głośnym kaszlu, żeby odwrócić uwagę strażników od obelg długowiecznego. — Porozmawiam z burgrabią i nie będę was odciągał od pozostałych obowiązków — rozwinął niemal wyluzowanym głosem, jakby rozwiązywanie konfliktów natury prawnej stanowiło jego drugą naturę, przychodziło z łatwością jak pierdzenie po grochówce.
Wielomir spojrzał prosto w oczy strażnika pytającego o źródło motywacji polowania na bandytę, bowiem wyczuł w jego pytaniu sidła. Strażnik przez krótki moment stał się jedynym punktem w polu widzenia weterana, a ten ujawnił wszystko swym wejrzeniem. Cień po wojnie. Fantomowe odbicia masakry, ale przede wszystkim to, co młody mógł dostrzec w obliczy starszego. Wzrok mordercy.
— To żywy chwast i jaskra w oku — odpowiedział. — Powinieneś znać odpowiedź na to pytanie — dodał już łagodniej, powracając do przyjaźniejszej postawy. — Prowadźcie do pana.
Potem odwrócił się do Haszka
— Mam prośbę — zagaił. — Idź i znajdź proszę Norberta Harenta, jurystę. Powiedz mu, że proszę go o przysługę i jesteśmy przed obliczem burgrabi — tłumaczył szybko, bowiem wiedział, że musiał iść. — Liczę na ciebie, Haszek.
Po przekazaniu prośby, zlustrował jeszcze syna, krasnoluda i sokoła, a potem westchnął, bo zapowiadała się trudna sytuacja taktyczna.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 23 wrz 2023, 20:59

Lżejszy o przeszywanicę i napierśnik, a bogaty o czternaście dukatów, Joreg Borgerd udał się do „Bezimiennej” na obrzeżach, gdzie mieli czekać na niego Ratiz i Wielomir, lecz ostatecznie odnalazł tam tylko tego pierwszego.
Do gospody udał się szybko, nie przebierając w słowach, za to przebierając szybko krótkimi nogami. Pośpiech był wskazany, bowiem już po pierwszych próbach reklamowania towaru, kilku lokalnych przekupniów zaczęło wygrażać krasnoludowi, że złożą nań donos w sprawie braku pozwolenia na handel, a paru chciało dorzucić do tego zarzuty o havekarstwo.
Miejsce spotkania okazało się pozbawionym szyldu przybytkiem, co dodatkowo utrudniało jego identyfikację. Zaczepiani ludzie w najlepszym wypadku częstowali go lekceważeniem miast wskazówką, a jeden celowo próbował wprowadzić w błąd. Koniec końców właściwy kierunek uzyskał od toczącego wózek z gałganami łachmaniarza z jednym zębem. Paradoksalnie, bo wyglądał na pomylonego.
Miejsce spotkania okazało się miejscem ekstraordynaryjnie dyskretnym, bowiem prawdziwie opustoszałym — chociaż palenisko w kuchni płonęło, a zawieszony nad nim kociołek bulgotał, uwalniając mięsno-ziołowy aromat, za szynkwasem nie uświadczył gospodarza, a na sali nikogo z obsługi. Tylko Ratiza za zastawionym jadłem kuflami stołem, posilającego się sutym żurem podanym w bochnie wypieczonego chleba.
Coś taki kwaśny, pogromco olbrzymów?— zapytał go, błyskawicznie odgadując jego nastrój. Rozparłszy się wygodnie za zajmowanym krzesłem, pociągnął łyk z bochna i popuścił pasa. — Wypij coś, zjedz. Bo nie urośniesz.
Mimo krotochwili, szlachcic okazał się mu drugą życzliwą, po pomylonym łachmaniarzu, osobą tego dnia. Zapraszając do stołu, wielkopańskim gestem upierścienionej dłoni wskazał półmiski z wystudzonym jadłem i opleciony słomą gąsior z zawartością: wnioskując z koloru — miodem trójniakiem.
Gdzie łysy? — zapytał, ocierając wąsy z żuru i kosząc zmrużonymi oczami w kierunku drzwi. — Rozmyślił się, czy zaciukali go po drodze?
Ilość słów: 0

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 206
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Joreg » 27 wrz 2023, 19:05

Czując na karku spojrzenia ban ardzkiej straży miejskiej, krasnolud czym prędzej ulotnił się z centrum miasta, gnany widmem kolejnej grzywny do uiszczenia. Niebawem zniknął w zakamarkach miasta, by ponownie dobitnie odkryć ignorancję i przekonać się o wrogości jego mieszkańców. Cechy te najwyraźniej nie zostały wzbudzone fikuśnie zaplecioną brodą, a wyłącznie faktem, iż mieli do czynienia z przedstawicielem starszej rasy.
Z braku lepszego nawigatora, brodacz postanowił iść za radą łachmaniarza. Ten co prawda wydawał się pomylony, ale i Joregowi wiele nie brakowało do podobnego stanu, kiedy spoglądając w niebo przypominał sobie o nader szybko upływającym czasie. Szybko okazało się, że przewodnik miał rację, a wskazówki były precyzyjne. Joreg odbił się od jednych drzwi, kolejne i następne nie stawiały oporu, ale zdecydowanie nie znalazł tam gospody. Udało się za czwartym razem.
Wnętrze nie zrobiło na krasnoludzie żadnego wrażenia i zatrzymał się w drzwiach tylko z uwagi na większe gabaryty pomieszczenia, zapach jadła i jegomościa przy suto zastawionym stole. W końcu, kiedy okazało się, że facet wewnątrz to właśnie Ratiz, Joreg postanowił uwiązać gdzieś w pobliżu konia. Upewniwszy się, że zwierzę jest względnie bezpieczne, dołączył do szlachcica.
Słysząc powitanie Ratiza von Frentza, Joreg Borgerd machnął ręką, nie mogąc się przy tym pozbyć kwaśnej miny manifestującej nienajlepszy humor. Zaraz po tym złapał pusty kubek lub kielich i wypełnił go po brzegi słodkim miodem, pełne naczynie osuszył bezzwłocznie, by ostatecznie ze stuknięciem odstawić je na stół.
— Bandyci — zaczął krasnolud, odsuwając zbyt wysokie na niskorosłe standardy krzesło — okradli mnie miejscy bandyci. Banda pierdzących w krzesła patałachów, pięćdziesiąt dukatów grzywny. Za brodę! — Rozemocjonowawszy się nadmiernie, brodacz wyszukał wśród strawy gulasz z dziczyzny, pieczeń, a także chętnie drób – dla ukojenia nerwów.
— Lasota, tak. Potrzebuje nieco czasu, niebawem powinien się zjawić, z całą świtą: przygłupem, niezdrowo wyglądającym synem i srającym na to wszystko ptaszyskiem. — Joreg nie miał problemu z podjęciem gościnności Ratiza, wliczając w to dolanie sobie porcji miodu.
— A tutaj szlachta się bawi, no, no, zacny poczęstunek. Jak mniemam, ostatni porządny nim wyruszymy? — Krasnolud nagle parsknął jakby śmiechem, ale jego mina nie sugerowała radości, ni pozytywnego nastawienia.
— O ile w ogóle wypuszczą zadłużonego nieludzia za mury tego, kurważ mać, miasta. —
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 29 wrz 2023, 21:21

Pięćdziesiąt za brodę? — Von Frentz uśmiechnął się pobłażliwie pod kręconym wąsem, kołysząc winem w pucharze. — A nie pytałeś może, ile dają za głowę?
Szlachcic parsknął w kielich, unosząc go ku powale, by pociągnąć kończący łyk. Buszujący między naczyniami brodacz znalazł na uspokojenie michę bigosu oraz stos kurzych udek. Jednym z tych ostatnich Ratiz pozwolił sobie zagryźć wypite właśnie wytrawne.
Ciesz się jadłem wolnością, karle. I nie sarkaj, bo wino gotowe skwaśnieć od twojego utyskiwania. Wykręciłeś się niskim kosztem. Tu jest Kaedwen. Ban Ard, ale nadal Kaedwen. Porządne miasto, bladź im za mać. — rzekł był, ugryzłszy udka i otarłszy usta wierzchem upierścienionej dłoni. Na uwagę brodacza o śniadaniu, popatrzył na niego znad blatu, pokręciwszy głową. — Toś nie widział jak szlachta się bawi. No, może wczorajszej nocy. Ale bez obaw, w moim towarzystwie jeszcze będziesz miał okazję się przekonać.
Nie był pewien, czy powinien uznać to za obietnicę, czy groźbę.
Wypuszczą — odpowiedział mu bez wahania, rzucając ogryzioną kość na podłogę za siebie. Zahuśtał się na krześle, popuszczając jeszcze szamerowanego pasa. — I nie spodziewaj się, że będą tęsknić. Będą chcieli za to grzywny albo łapówki? Założę za ciebie. Nazwij to inwestycją, karzełku. Liczę, że po naszej małym poselstwie zwróci mi się z nawiązką. Ale jeśli miałby doskwierać ci honor, chętnie odkupię coś z twojego cekhauzu, który taszczysz ze sobą. Mówił ci ktoś, że masz wyględną tarczę? Ofirska robota, od razu widać. Gdybyś miał ze sobą jedną z ichnich szabel to…
Drzwi gruchnęły i do środka — jak za ewokacją z opóźnionym zapłonem — wkroczył spocony przygłup i srające ptaszysko — połowa wymienionego przez Jorega kwartetu.
Kurwa, trafić tutaj — zasapał, tłocząc się bokiem do środka. Mrużąc małe oczka na nalanej twarzy, zlokalizował jedynych gości w gospodzie. Doczłapawszy się do nich, podstawił sobie krzesło, w pierwszej kolejności zauważając półmisek z bigosem, a w drugiej krasnoluda. — Gdzie łysy?
Ilość słów: 0

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 206
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Joreg » 30 wrz 2023, 13:26

— Bardzo, kurwa, śmieszne. Boki zrywać. — Odparł Ratizowi na żartobliwą wzmiankę o cenie kudłatego łba krasnoluda. Słuchając co jeszcze człowiek ma do powiedzenia, karzełek zapychał się bigosem i udkami. Ścisk w żołądku minął odkąd opuścił mury pałacu, a i poranna musztra przypomniała o sobie, dodatkowo zaostrzając apetyt.
— Kaedwen czy Aedirn, co za różnica. Elfów najchętniej zamknęlibyście w rezerwatach, a nas na siłę upchnęli pod górą, byleby tylko jaśnie państwu widoków nie popsuć. Aaa, pieprzyć to, pewnikiem i tak masz rację. Powinienem się cieszyć, że mnie od razu nie powiesili. — Tematu zabaw szlacheckich Joreg nie rozwijał, nie miał bowiem jednoznacznie pozytywnej opinii o wydarzeniach minionej nocy, a jego nieszczególnie dobry nastrój zaczynał drażnić rozmówcę. Jako, że krasnolud liczył na pomoc szlachcica, tedy wziął głęboki oddech i przeszedł do kwestii ważniejszej, wydającej się być dlań o wiele bardziej problematyczną – jak się okazało, wyprowadzenie zadłużonego nieludzia z miasta miało być dla von Frentza bułką z masłem.
— No, skoro to inwestycja, niech będzie, trzymam za słowo. Ale nie myśl sobie, że… — Świeża dawka powietrza i ciągnąca się w ślad za nią niewidzialna smuga potu zmusiły krasnoluda do przerwania w pół zdania i skierowania wzroku w kierunku drzwi. Haszek. Ten akurat miał szczęście. Zapewne zdąży się porządnie napić i pojeść, nim wróci Lasota i znowu każe mu żreć zieleninę, a popijać wodą.
— Tarczy nie dostaniesz, a szabelki do niej nie mam. Wy, ludzie… ahh — Borgerd machnął ręką, nawet nie rozczarowany, a jakby z wyuczoną dezaprobatą, wynikającą z posiadania podobnych doświadczeń. — Wyprowadzisz nas z miasta, pomożesz, a wtedy nagroda cię nie ominie. Jeśli zapłacą mi za zatłuczenie tego bydlaka z wczoraj, możesz liczyć na moją wdzięczność. Wyrażoną w walucie, rzecz jasna. — Po powrocie do tematu i wyjaśnieniu sobie kilku spraw, Joreg przeniósł uwagę na Haszka. Podstarzały jak na giermka, ale o możliwie słusznej budowie, mężczyzna najwyraźniej także nie wiedział nic o poczynaniach swego pryncypała.
— Myślałem, że ty coś wiesz. W końcu to twój… hemm. Właściwie to nawet nie wiem. Nie pojmuję tych zwyczajów, ani tym bardziej powodu, dla którego zdecydowałeś iść razem z nami, czy tam z nim. Zresztą srał to pies, czy może raczej ten ptak, w bitce każda para rąk i nóg się przyda. — W połowie ogryzione udko uwięzione w krasnoludzkich palcach przesunęło się w stronę drapieżnika. — Karmiłeś go w ogóle? — Ryzykując dziabnięcie w palec (o ile w ogóle ptaszysko nie miało na łbie założonego kaptura), brodacz podjął próbę, jeśli nie nakarmienia to chociaż wywołania reakcji drapieżnego lotnika.
— O Wielomira się nie martw. Prawie go nie znam, a już udowodnił, że poza porywczym charakterem ma w sobie nieco honoru i zwykłej przyzwoitości. Przyjdzie. Jakby miał się wypiąć, zrobiłby to w pałacu. —Przyjdze, pomoże, a wtedy nawet mu zaufam. Ciężej będzie przy podziale łupów, drań wygląda na chciwego.”, przeszło mu przez myśl. Właśnie takiego podejścia spodziewał się po ludziach, dlatego zamierzał zachować ostrożność wobec potencjalnych kamratów, z drugiej strony jakby w ogóle nie biorąc pod uwagę możliwości zostania zarąbanym przez poszukiwanych łotrów.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 04 paź 2023, 19:28

Bacz na słowa, karle. Nie jestem Aedirnem ani Kaedwenem, tylko Redańczykiem — uniósł się Ratiz, unosząc również upierścieniony palec w ostrzegawczym geście. Łobuzerski błysk w oku i skurcz uśmiechu w kąciku wskazywały, że cała scena była powodowana krotochwilą, nie faktyczną ansą. — Jak postępować z elfami, dał nam przykład Raupeneck. Krasnoludów zamykamy po kuźniach i piwnicach, żeby kuli złote grosze i stalowe klingi.
Nie chcę twojego złota, ni tarczy — dodał, krzywiąc się z lekka i dolewając sobie wina do kielicha. — A o nagrodę i swój zysk, wystaw sobie, umiem zadbać samemu. I zadbam. Nie zwykłem podejmować wysiłków, które mi się nie kalkulują.
Pojawienie się Haszka, skierowało uwagę Ratiza na inne tory.
Gdzie ta ręka, kobyli zadzie — warknął na grubasa, który wolną dłonią zdążył już złapać za puchar. — Jaki z ciebie, do diabła, giermek, jeśli zostawiasz swojego pana w potrzebie?
Poczerwieniały od zadyszki grubas poczerwieniał jeszcze bardziej, puszczając butelkę. Przez chwilę łypał w milczeniu na Ratiza, ale coś w oczach i wyglądzie szlachetki powstrzymało go przed odpowiedzeniem mu w podobnym tonie.
Kiejby… Łysy pan gadał, cobym mu skołował jakiego znajomego mundralę — objaśnił, oblizując wargi i wycierając tłustą rękę w spodnie. — No tom począł szukać, ale to całe Ban Ard widzi mi się kurew… Tego. Dużym miastem mi się widzi. Najść konkretnego mundralę to jakby igłę we stogu. Myślałem, że złapię innego w zastępstwie, ale zaraz zaczął się drzeć wniebogłosy, że gwałt mu zadaję, a drugi żądał tego, no… Honorarium. Nijakich honorariów nie miałem, tylko dwa dukaty i to cholerne ptaszysko, które użarło mnie w palec. Za dużo tak.
Gruby westchnął, oparł łokieć na stole, a głowę na dłoni. Drugą, tą z sokołem, uniósł na prośbę krasnala, przysuwając mu okaz powietrznej fauny do oczu. Z powodu kaptura, ptak był spokojny, wręcz niemrawy. Co jakiś czas poruszał tylko skrzydłami lub przestępował z nogi na nogę, kurczowo uczepiony rękawicy, którą Lasota otrzymał z ptakiem w komplecie.
No i tego — odchrząknął, obmacując znajdujące się na stole półmiski wzrokiem. — Umyślałem, że zamiast włóczyć się po próżnicy, znajdę was w umówionym miejscu i powiem, co zaszło. Dyć mówię. Pana zaaresztowali, potrzebuje pomocy.
Ratiz wypuścił powietrze nosem i pokręcił głową, wyraźnie rozbrojony takim dictum.
W takim razie zeżresz i wypijesz, nie wcześniej niż wtedy, kiedy twój pan dołączy do nas przy stole. Spóźnione posłanie, spóźnione śniadanie. Ciesz się, że w ogóle coś dostaniesz, pachole.
Grubas spochmurniał, lecz nie powiedział słowa, bijąc się z myślami. W milczeniu patrzył, jak krasnolud częstuje sokoła, tym, czego jemu odmówiono. Ptak skubnął kurzej nogi, wyszarpując ostrym dziobem kawałek mięsa.
Nie karm go pieczystym — poradził mu szlachcic, przyglądając się zwierzęciu z umiarkowanym zainteresowaniem. — Zaraz każę przynieść mu czegoś krwistego. Lepiej podlej sobie wina. Piłeś w życiu wino, krasnoludzie? Spróbuj, jest całkiem niezłe.
Redańczyk przychylił mu butelki i nalał do pucharu rubinowego trunku, na który giermek miał wyraźną ochotę. Koszące na Haszka oczy i złośliwy uśmiech szlachcica sugerowały, że zdawał sobie z tego sprawę.
Gdzie nauczyłeś się tak walczyć? Na przodku w kopalni? Czy broniąc tej waszej górskiej enklawy przed zakusami chciwych ludzkich diabłów?
Ilość słów: 0

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 206
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Joreg » 05 paź 2023, 17:09

Nie mogąc jednoznacznie rozstrzygnąć czy Ratiz jest zupełnie poważny, a tylko wyraz twarzy ma głupawy, czy też faktycznie wysilił się na kolejny nieśmieszny dowcip dotyczący ras starszych, Joreg postanowił uderzyć w nieco pojednawczy ton.
— Z tych na "r", wolę Redańczyków od Rivijczyków, choć i o samym Raupennecku nie słyszałem nic dobrego. Zwykły morderca, taka prawda. Ponoć nie szczędził kobiet, ni dzieci. — Tematu obecnych nastrojów rasowych w Redanii wolał nie rozwijać.
— Rednia… — podrapał się po zarośniętym poliku. — To wy sprawujecie pieczę nad Novigradem? Nieco słyszałem na temat tego miasta. Niektórzy mówią nawet, że to stolica cywilizowanego świata. Ciekawe ile w tym prawdy. — Brodacz cmoknął, jednocześnie odsuwając kawałek pieczystego od ptaszyska. Uwagę von Frentza odnośnie karmienia ptaka surowym mięsem przyjął skinieniem głowy, a dziobnięty kawałek udka odłożył na stół.
Nie czując się w najmniejszym stopniu zobowiązanym do obrony Haszka przed szlachcicem, krasnolud nieco znudzonym wzrokiem błądził od jednego do drugiego, słuchając wymiany zdań. Widać było jak na dłoni, że grubas nie zamierzał podejmować żadnej ryzykownej gry, a i smakiem musiał się obejść. Tymczasem Joreg konsumował bez skrępowania, polując pośród potraw na jakąś zakąskę w formie ogórka czy pasztetu.
— Gówno tam aresztowali, dogadaliśmy się z burgrabią raz dwa i nas puścili. — Wtrącił zdanie, przy okazji przypisując sobie część zasług Lasoty.
— A piłem, choćby i tego rozwodnionego cienkusza co wczoraj rozdawali. Można sobie zachwalać wina, ale uczciwie przyznać należy wyższość gorzałce. — Nie zaprotestował, kiedy mu nalano, a i za kołnierz nie zamierzał wylewać. Poczęstunek, to poczęstunek, a z gościnności należało korzystać, wszak nie wiadomo kiedy nastanie podobna okazja do napełnienia kałduna za darmo. Joreg uniósł puchar ze stołu, a oprócz języka, zwilżył sobie nim także wąs. Zaraz po oszczędnej konsumpcji mlasnął i odstawił puchar, starając się ocenić smak jak i moc trunku.
— W kompanii handlowej, ciekawski, ludzki diable. — Skorzystał śmiało ze słów użytych przez rozmówcę, obnażając przy tym część nieco pożółkłego uzębienia.
— Przez wiele lat podróżowałem po Temerii i Aedirn, chroniąc karawany. Czasem przed, niech ich piekło pochłonie, tymi pozbawionymi rozumu i instynktu Scoia'tael, innym razem przed zwykłymi hulajpartiami. Zdarzały się i bestie, ale te lepiej omijać. W ogóle, zabawna historia. — Przerwał na chwilę, by odgryźć i przeżuć kęs pieczystego, a potem otrzeć brodę z tłuszczu wierzchem dłoni.
— Później robiłem za ochronę prywatnego warsztatu w Rivii. Tam poznałem jedną felczerkę, elfkę, ta to lubiła wypić, tylko coś głowę miała miękką, ale nie o tym. Zdarzało się, że jakiś nieborak próbował coś ze sklepu podprowadzić, a jakem takiego przyuważył w porę, to dla przykładu łamałem ręce, czasem nogi, wiesz, żeby nie wracali. A ta felczerka to prowadziła praktykę po sąsiedzku. Wystarczyło kwiczącego połamańca wypieprzyć na ulicę, wtedy ona zabierała, składała kulasy do kupy, no i grosza przy tym zarobiła. Piękne czasy w parszywych stronach, interes się kręcił. — Z nostalgicznego punktu widzenia historyjka wydawała się śmieszna, dlatego Borgerd zarechotał. Wspomnienie wyraźnie poprawiło mu nastrój, na tyle, że chwilowo zapomniał o długu wobec Ban Ard. Issaen Hiseerosh — wygrzebał jej personalia z pamięci. Istka, jak kazała się nazywać. Ktoś tak drobnej postury z dużą dozą prawdopodobieństwa od dawna zasilał martwe szeregi zbiorowej mogiły usypanej po pamiętnych wydarzeniach roku 1268.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 08 paź 2023, 19:20

Dokładniej nad jego portem. Na jedno wychodzi — potwierdził szlachcic. — Prawdy w czym? Że ten świat jest cywilizowany?
Wyraźnie ubawiony niewiedzą krasnala lub własnym dowcipem, błysnął zębami w uśmiechu. Poza poczuciem humoru miał okazję wykazać się również przenikliwością.
To znaczy, łysy wojak się dogadał — odgadł.— I wyłgał cię z kłopotów. Tak, pokazał już, że potrafi zjednywać sobie ludzi. Z rodu zagrodowy cienkobździej, z gęby stary zbój, ale z mowy pierwszorzędny poseł. Ile to potrafi się zmieścić w jednym człowieku.
Nie zwlekając, aż karzeł dopije, polał im obydwu. Opinię nowego kompana przy stole na temat wyższości gorzały nie uznał za stosowne komentować czymkolwiek ponad niedbałe machnięcie upierścienionej dłoni. Haszek, głodny i ponury jak burdel w poniedziałkowy poranek, nie uczestniczył w dyskusji. Chwilowo miał co robić: pocić się jak bałwan w środku lata i łapać oddech. Pomimo porannej zaprawy, trudy drogi do oberży bez szyldu dały się spaślakowi we znaki.
Za pomyślność słusznej sprawy — oświadczył wreszcie Ratiz, wznosząc krótki toast. — I za twoją brodę, karle. Na twoim miejscu piłbym też zdrowie nieobecnych przyjaciół. Sporo im zawdzięczasz.
Szlachcic upił wina, ocierając usta wierzchem dłoni.
W żadnym innym kaedweńskim mieście nie znajdziesz tylu szpicli, co tutaj — podjął wątek, zataczając wokół wskazującym palcem. — A raczej oni ciebie. Wliczając w to informatorów i pospolitych kapusiów. Takich, co to gotowi są zadenuncjować dla samego przypodobania się. A nieludzie zawsze są podejrzani. Twoi pozbawieni rozumu i instynktu rodacy zadbali o to.
Frentz zakąsił na słodko, garścią żurawin z małego, białego półmiska. Słysząc, że Joregowi zbiera się na wspominki, rozparł się wygodniej na siedzisku i zachęcił krasnoluda do kontynuowania.
Mów, lubię zabawne historie — powiedział. Trudno było powiedzieć, czy historyjka wydała się śmieszna również z punktu widzenia Ratiza, bo ten nie przestawał się uśmiechać od początku ich spotkania.
Kiedy skończył mówić, szlachcic przyglądał mu się w milczeniu zza stołu. Spojrzenie miał bystre i uważne, przywodzące na myśl ptaka siedzącego na ramieniu Haszka. Gdyby zdjąć sokołowi kaptur, błysk w oku zwierzęcia, nie różniłby się w tej chwili od tego u szlachcica. Zastygły na twarzy Frentza uśmiech poszerzył się lekko.
Jak to jest zabijać swoich ziomków?
Ilość słów: 0

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 206
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Joreg » 09 paź 2023, 11:55

— Nad portem — brodacz kiwnął głową — to tak, jakbyście trzymali ich za jaja. — Skwitował, ale nie skończył, mając na języku jeszcze kilka słów w odpowiedzi na zadane przez Ratiza z przekąsem pytanie.
— Prawdy w tym, że nieludzi traktuje się tam lepiej niż… — Joreg zmarszczył czoło, z pamięci przywołując wspomnienia różnorakich rozmów, choćby i tych z Gors Velen, kiedy miał okazję poznać sympatyczną kompanię złożoną z rodaków i gnoma.
— Z tego co słyszałem, lepiej niż wszędzie indziej. Prawda to? — Wciąż pamiętał słowa szlachcica odnośnie krasnoludów kujących oręż i bijących monety po piwnicach, lecz o ile się połapał, mogłoby być to podejście przekolorowane, zakrawające nawet na – jak zwykle nieśmieszny w tej konwersacji – żart. Zaraz po tym machnął dłonią lekceważąco, a potem parsknął nieudawanym, krótkim śmiechem.
— No, rozgryzłeś to. Nie siedzę w celi dzięki niemu, nie będę się spierał. Właściwie z niczym co powiedziałeś nie będę się spierał. Ten raptus ma niezwykły dar do negocjacji. — Joreg bez zawahania dopełnił toastu, uzupełniając żołądek o kolejną porcję wina, a potem słuchał uważnie, ponieważ zorientowany dobrze w kaedweńskich obyczajach Redańczyk zdawał się mieć mu do przekazania cenne informacje. Informacje te, choć w ustach Ratiza ocierały się o rasizm, to Borgerd zdaje się, musiał do rasistowskiego podejścia przywyknąć od momentu, w którym przekroczył bramy miejskie.
— Właśnie dlatego chcę opuścić to miasto jak najprędzej. Załatwić swoje sprawy, zarobić nieco grosza i zostawić za plecami. Jak matkę kocham, a ojca szanuję, zrobię co mam zrobić i więcej moja noga tu nie postanie. — Dodawać, że oboje nie żyją nie miało sensu, bowiem w sercu i duchu krasnoluda wspomnienie rodziców było wciąż świeże i silne, takie właśnie miało pozostać na kolejne długie lata. Dość rzec, iż pamięć o korzeniach odgrywała istotną rolę w jego życiu, a sięgała wiele dalej, niźli tylko pokolenie wstecz.
Z miny Ratiza nie był w stanie stwierdzić, co sądził o opowiedzianej pokrótce, z życia wziętej historyjce. Jak się uśmiechał, tak wciąż się cieszył, a w pewnym momencie nawet szerzej, tuż przed zadaniem pytania chyba obliczonego na prowokację. Karzeł zmarszczył brwi, a odpowiedział tonem poważnym, bez grama drwiny.
— Myślę, że wiesz jak to jest. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie zabiłeś człowieka? W końcu wy, ludzie, non stop się zarzynacie. Po mojemu to i bez konkretnego powodu, bo widzisz, ja swój powód mam. Jaki by zresztą nie był, choćbym się zesrał a przy tym na rzęsach stanął, żeby udowodnić wam dobre zamiary i tak najczęściej traktujecie jak duvvelsheyss. — Kiedy skończył, ni stąd ni zowąd skarcił wzrokiem Haszka. Ten nie tylko należał do ludzkiej rasy, Joreg dobrze pamiętał jego wczorajszą absurdalną propozycję i nie zamierzał zapominać o tym, że także i sapiący grubas musiał mieć go za niepożądany w Ban Ard wybryk natury. Przymusowego kompana podróży w drodze po złoto, chwałę i kobiety u boku łysego, kontrowersyjnego najemnika.
Ilość słów: 0

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 296
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Lasota » 09 paź 2023, 18:57

Pierw do środka wkroczył czerwonooki chłopiec. Rozglądał się energicznie, przyswajając bodźce nowego miejsca, żeby później śmielej postawić kolejne kroki. Za nim wszedł ojciec, opancerzony w napierśnik, z niemałym dobytkiem spakowanym w torbach i sakwach, uzbrojonym w krótką włócznie w ręku i buzdygan przy pasie. Musiał wejść bokiem, w zgarbionej postawie, żeby się zmieścić we framudze. Dopiero za progiem mężczyzna się wyprostował, ukazując się w całej okazałości. Łysy i do skóry ogolony wojownik obejrzał bacznie zebrane towarzystwo przy stole. Jego niebieskie oczy nie ukrywały zadowolenia.
— Proszę, proszę! — zaczął głośno, pozwalając sobie na śmiałe powitanie. — Panowie tutaj piją i jedzą. Cieszy mnie ten widok, nie żałujcie sobie, bo w sile trzeba nam wyruszyć na trakt!
Zbliżył się do mężczyzn, każdemu z nich zamierzał przybić prawicę na przywitane.
— Przepraszam za spóźnienie! Tak to jest, jak się czeka na starego ojca. Potrzebuje nieco więcej czasu, ale za to mieliście chwilę na przyjemności, więc nic straconego.
Stary ojciec zamierzać usadowić swoją rzyć na jakiś siedzisku.
— Daro, zjedz młody. Wracamy na trakt, więc weź coś gorącego, póki okazja — zalecił miłym głosem. — Haszek, już spokojnie. Wiem, że od rana mamy ciężko, ale czas się nieco zrelaksować. Zjedz coś, poprawi ci się humor! — zalecił również giermkowi. — Spokojnie, wyrobimy się w drodze, bo coś czuję, że czeka na nas ciężka przeprawa.
Rozejrzał się, poszukując gospodarza czy innej służki.
— A ja bym poprosił zupkę. Najlepiej jarzynową — zdradził swoją potrzebę. — Na razie sama zupa, nie jestem głodny.
Zerknął na krasnoluda już bez fikuśnie zaplecionej brody.
— Mam pieniądze. Trzymaj i więcej proszę nie wystawiać mojej przyzwoitości na próbę, bo następnym razem dam w ryj. — Powiedział niepoważnie, ale całkiem poważnie podarował Joregowi dwadzieścia cztery dukaty.
— Ustalaliście plan na podróż? Którędy pójdziemy?
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 02 lis 2023, 19:28

Ratiz odpowiedział mu szerszym uśmiechem, zanurzając upierścienioną dłoń w półmisek wypełniony owocami. Sięgnąwszy do kiści, oderwał sobie małe, cierpkie winogrono i powoli obrócił je w palcach.
Zabiłem. wiele razy — przyznał bez wahania, unosząc owoc i przyglądając mu się pod światło. — Z nienawiści, z miłości, dla honoru, przez kaprys i żeby ratować skórę. Nigdy dla złota.

Von Frentz rozgryzł grono i sok pociekł mu po brodzie. Unosząc puchar, zapił cierpkość wytrawnym winem, opadając swobodnie na ławę z ramionami przerzuconymi przez oparcie. W milczeniu kłuł karła spojrzeniem, którego tamten nie zdołał już dostrzec, będąc zajętym karcącymi łypnięciami na spóźnialskiego giermka. Haszek, skurczony i nieswój jak zbity kundel, zawiercił się pod spojrzeniem, jakby ktoś wrzucił mu łopian do gaci, ale nie skomentował na głos. Odłypnął mu tylko tylko bykiem, pogrążając się w swoich ponurych rozmyślaniach. Nawet powierzone mu ptaszysko prezentowało się jakoś smętnie i ospale.
Nim atmosfera zdążyła skwaśnieć do reszty, a posiedzenie zaczęło przypominać stypę lub jej rychłą jej zapowiedź, do karczmy wtarabanił się mały albinos, zapowiadając nadejście kontrowersyjnego najemnika.
Objuczony jak domokrążca, przecisnął się przez drzwi, pobrzękując zbroją i całym taszczonym ze sobą szpejem. Widzący to Ratiz obnażył zęby w uśmiechu.
Waszmość kapkę się spóźnił — zawołał doń przez izbę, zanim tamten doczłapał w końcu do ich stołu. — Jadło wystygło, a wojna się skończyła. Ale w górę serca, przyjdzie zima, przyjdzie wojna, będą nowe oblężenia i grabieże. A karczmarz nagotuje ciepłego, jak wróci z zakupów. Siadaj, krasomówco.

Haszek podał pryncypałowi prawicę, Ratiz pełny puchar z winem. Korzystając z dobrego humoru pryncypała, a wcześniejszej dyspensy Ratiza, giermek urwał sobie kurze udko i chwycił za garniec miodu.
Służby ani gospodarza nie było nigdzie w pobliżu, ale słowa Ratiza miały rychło się spełnić. Starszawy i małomówny oberżysta przybył krótko po Lasocie, odbierając zamówienie na jarzynową od weterana i na prowiant od szlachcica.
Słyszałem, że wybawiliście naszego brodatego pogromcę od tutejszej sprawiedliwości — zaczął, kiedy obydwaj, ojciec i syn usadowili się już przy stole. — I nie mogę wyjść ze zdumienia, że burgrabia Elert puścił was płazem, zadowalając się samą grzywną. On jest chory, jak jakiś karzeł nie zadynda przed nim na stryku. Bo tych nielicznych, którzy osiedli mu tu na stałe nie może ruszyć, bo koneksje i dobre relacje z magikami...
Ciekaw wieści z pałacu, Ratiz pozwolił przybyszowi mówić. Krótko po jego relacji, samemu przeszedł do rzeczy.
Droga wypada nam traktem na południe, w stronę Fulvy. W naszej sytuacji wolałbym nie podróżować traktami. Zwłaszcza po tym, jak te zaroiły się od ludzi przemieszczających się z i w stronę pobliskiej akademii. — Frentz wyprostował się na ławie. Pochyliwszy nad blatem, odsunął puste naczynia i opróżnione półmiski na bok, aby widzieć swoich rozmówców. W skupieniu rozejrzał się po twarzach zgromadzonych. — Nie mogliście nie widzieć łuny nad Alaudą. W mieście szykuje się stan wyjątkowy. W połączeniu z czernią idąca na odpust wyjdzie z tego burdel i bezhołowie porównywalne z obozem wojsk zaciężnych.

Pozostając przy poetyce poprzedniego porównania — podjął po chwili. — Wydostanie się stąd głównymi drogami, będzie jak sranie podczas dyzenterii: długie, powolne i bolesne.
Daro zachichotał znad pochłanianej właśnie jarzynowej. Haszek wzdrygnąwszy się na podobną poetykę, przestał żuć kurze udko i zapił adekwatne porównanie większą ilością miodu.
Zdecydowałem, że pojedziemy dzikim brzegiem Likseli, przez lasy i równiny. Zostawimy mniej tropów, a przy tym będziemy mogli iść galopem, miast wlec się traktem i wdychać bździny tarasujących drogi mułów. Zapolujemy i zażyjemy rozrywki, jak przystało na kompanię, a nie bandę pątników czy świniarzy — oświadczył im z unoszącym mu kąciki ust uśmiechem, który zmusił go do zmrużenia oczu w sposób, który nadał jego twarzy wyraz kojarzący się z lisem szykującym się do zaduszenia wyjątkowo tłustej kaczki. — Wnosząc z waszego ubioru, nie muszę pytać was o zdanie, żeby wiedzieć, który wariant bardziej przypadłby wam do gustu.
Ilość słów: 0

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 296
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Lasota » 04 lis 2023, 11:08

Wpadł w ucho Lasoty styl mowy Ratiza Von Frentza, którego złośliwy ton harmonijnie łączył się z elokwencją i prześmiewczością, zaś wyczuwalna buta nadawała temu rytm. Ojcu to nie przeszkadzało, nawet imponowało, ponieważ w jego mniemaniu młodzi oraz sprawczy ludzie powinni z dumą kroczyć przez życie, rzucając wyzwanie światu. Wielomir był ciekaw czy także Ratiz wykazywał się dyscypliną i determinacją, kiedy wszystko szlag trafiał?
— Mieliśmy więcej szczęścia, niż rozumu — zaczął wypowiedź głośno, machając przy tym ręką. — Bo trafiliśmy na zastępcę burgrabi, którego gnębiły poważniejsze problemy od występku naszego morskiego krasnoluda — kontynuował żwawym głosem, wykorzystując nietypowy przymiotnik, aby zogniskować uwagę słuchaczy. — Powiedz, Joreg, skąd wytrzasnąłeś taki pancerz? Pierwszy raz widziałem muszelki na zbroi — zapytał szczerze zdziwiony, zainteresowany pochodzeniem niesamowitości — Tak czy siak — wrócił do poprzedniego rytmu — zaznaczyłem, że to nieporozumienie. Palnąłem, iż ten brodaty łachmyta jest pod moją odpowiedzialnością, zrobiłem pokorne miny i skończyło się na grzywnie. Gdyby nie ta sytuacja z akademią, to z całą pewnością skończyłoby się to gorzej. Szczęścia w nieszczęściu — dokończył mrukliwym tonem zdradzającym zadumę.
— Pewnego dnia i ty masz mnie uratować dwudziestoma czterema dukatami. — Raz jeszcze zaznaczył wagę własnej przyzwoitości, kiedy podano zupkę do stołu.
Wzmianka o łunie nad Alaudą wywołała dreszcz na ojcowskich plecach. Rodzic zerknął na swoją pociechę zatroskanym okiem, przywołując wspomnienie, gdy owa pociecha doznała napadu na miejskich murach. Ataki Daromira oraz jego bezsenność wielce zamartwiała Lasotę. Być może nie był najbystrzejszym człowiekiem na świecie, lecz nawet on potrafił powiązać incydent akademii ze zdrowotnymi incydentami dziecka. A jeśli nie? Być może Lasota potrzebował w tym wszystkim logiki, nawet zmyślonych powiązań, aby uniknąć zrozumienia, że nie wiedział nic. A nic rodziło bezsilność, której wojownik znieść nie potrafił.
— Prędzej czy później się o tym dowiem. — Wyrzekł niczym życzenie, na granicy słyszalności uszów śmiertelników, gdzie słowo trafiało ku przeznaczeniu. Prądy losu zdawały się kierować Wielomirów ku złowrogiej łunie nad Alaudą.
Porównanie o krwawej sraczce zupełnie przebudziło weterana, który w reakcji na gówniane porównanie połknął porcję zupy w drugi kanał. Momentalnie zakaszlał, dławiąc się przez chwilę. Zaczerwieniony jak burak, z łzami w oczami, spojrzał rozbawiony na wąsacza.
— Nigdy więcej o sraniu przy jedzeniu! — ujął temat wolno, oddychając głęboko, wyrównując oddech. — Prawie mnie położyliście, a to dopiero początek naszej współpracy. Przyznaję, językiem wywijacie sprawnie, a porównania macie ostre jak brzytwa. Albo w tym konkretnym przypadku iście gówniane. Winszuję talentu — zakończył prostackim humorem, finezyjnym jak obuch.
Zerknął na moment na wino. Lasota Wielomir postanowił nie pić lub przynajmniej rzucić wyzwanie demonom alkoholu.
Urodzony w Kaedwen szlachcic uważnie przysłuchał się planu podróży. Być może nie mógł nazywać się przewodnikiem, jednak urodzony w tych stronach mógłby wiedzieć więcej. Wielomir także miał inny zamysł na podróż.
— W stronę Fulvy, hm — zaczął zastanawiać się na głos. — No tak. Fulva. Istotnie, moglibyśmy podróżować brzegiem Likseli, ale Ban Ard jest w takim położeniu, że i tak musielibyśmy pokonać jakiś most czy bród, aby wydostać się na zewnętrzną stronę rzeki. Jeśli nasi oprawcy na nas zapolują, wystarczy, że zajmą te wąskie gardła — dzielił się swoimi myślami, gestykulując. — Jakby nie patrzeć, rzeki mogłyby zagrać na naszą korzyść. Uśmiechnijmy się ładnie do przewoźników albo zorganizujmy sobie barkę — prezentując pomysł i nachylając się tajemniczo, kontynuował — moglibyśmy, na przykład, zmajstrować sobie jakieś oznaczenia miejskie, fikuśne flagi. Moglibyśmy pod przykrywką spłynąć, a potem, w dobrym punkcie, pójść lądem.
Zerknął na Ratiza.
— Chcesz rozrywki? — spojrzał wyzywająco w oczy wąsacza. — Zostaw kłusownictwo na deser, bo najpierw czeka nas zorganizowanie fortelu.
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Joreg
Awatar użytkownika
Posty: 206
Rejestracja: 19 maja 2022, 20:23
Miano: Joreg Borgerd
Zdrowie: W pełni sił
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Joreg » 09 lis 2023, 16:04

Nie ciągnął specjalnie tematu zabijania, ponieważ Ratiz podjął go w jego ocenie celowo, jakby zbyt trudno było odpuścić sobie okazję do brania nieludzi pod włos. Zamiast tego zagapił się nieco zbyt mocno w Haszka, co fortunnie przerwał podmuch “świeżego” miejskiego powietrza, wpadający do lokalu wraz ze spóźnialską dwójką.
Dwadzieścia cztery dukaty – dokładnie tyle wystarczyło, by na skwaszonej gębie długowiecznego zagościł znowu uśmiech.
— Jak sobie zasłużę, wtedy mi przypierdolisz. — Odparł niepoważnie odgrażającemu się Lasocie, aby po chwili zapewnić, że nie są dukaty wyrzucone w błoto.
— Ale i tak mnie zaskoczyłeś, nie spodziewałem się, że będę dłużny człowiekowi, raczej odwrotnie. Dzięki, Lasota. A piciem się nie przejmuj, cienkie te wina, że ledwie by twojego chłopaka położyły — “a co dopiero mnie” już sobie darował. Nie mogąc znaleźć z Ratizem wspólnego języka postanowił bardziej skupić się na słuchaniu wymiany zdań, tym samym poniekąd zajmując pozycję milczącego jak grób Haszka. Z taką tylko różnicą, że w przeciwieństwie do giermka, krasnolud miał tu cokolwiek do powiedzenia. Nie, żeby się wyrywał specjalnie. Póki co, zapełniwszy żołądek, rozwalił się na krześle jak Nilfgaard na mapie i odstawił opróżniony puchar z winem na stół.
— Jestem w Kaedwem po raz pierwszy. Nie znam tutejszej geografii, szlaków, ni przebiegu rzek. W Temerii czy Aedirn, ale nie jesteśmy ani w Temerii, ani w Aedirn. To szalone — brodacz wskazał łokciem Lasotę omawiającego własny plan — ale zaufam jego ocenie. W każdym razie, ja propozycji nie mam. — Z jakiegoś powodu faktycznie Lasota wzbudzał większe zaufanie od Ratiza. Być może z powodu swej bezpośredniości, być może charyzmy, a może zwyczajnie dosyć grubiańskie zachowania Lasoty były mu bliższe niż przesadnie wypacykowany styl bycia von Frentza.
— A zbroję wygrałem w zakładach, rzecz jasna poważniejszych niż ta nocna gonitwa. — Sam przed sobą musiał jednakże przyznać, że jak na jeden wieczór przeżył całą paletę emocji dodatkowo wzmaganą kakofonią dochodzących zewsząd dźwięków.
— To podobno robota Ysgriańska, czyli nieludzka. Dlatego najlepsza, rozumie się. — I na tym skończył wyjaśnienia.
— Macie jakąś mapę? Trasy to sobie możemy ustalać, ale jak coś się skartofli, będziemy musieli polegać na sobie. Albo, jak nas ten hrabia wystawi rzycią do wiatru. Kurwa, przydałby się jakiś awaryjny plan. A! No i muszę wypłacić tym miejskim pijawkom swój ostatni grosza nim wyjedziemy. Niech ich piekło… — Jakby się na sprawę nie zaopatrywać, byłoby miło mieć możliwość schronienia się w mieście w razie kłopotów, choćby było to tak niegościnne miejsce jak mury trapionego rozmaitymi problemami Ban Ard.
Ilość słów: 0

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2445
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Plac Skrybów

Post autor: Dziki Gon » 17 lis 2023, 20:59

Więcej szczęścia — powtórzył Ratiz, tym samym prowokacyjnym tonem, który frapował jego rozmówcę. — Skromnyś, najemniku. Ale nic to, każdy ma jakieś wady.
Mimo przyrodzonej wymowności, szlachcic poszedł za przykładem krasnoluda, robiąc stosowny użytek z ciszy. Upijając niekiedy z kielicha, z lekko przymrużonymi oczami błądzącymi po sali i powale słuchał wykładającego swe racje weterana. W milczeniu sekundowali mu również mały Daro i giermek Haszek, obydwaj zajęci jedzeniem. Chłopiec, zgłodniawszy od czasu śniadania i pod wpływem porannej włóczęgi po mieście jadł sam, bez grymaszenia i zachęt ze strony ojca. Gruby pachoł nigdy nie potrzebował podobnych zachęt, toteż ciamkał znad swojego talerza, popuszczając niekiedy pasa i powstrzymując beknięcia, przynajmniej od momentu, kiedy wypuściwszy jedno, Frentz popatrzył się na niego jak na rzygowinę na arrasie.
Kiedy Lasota skończył mówić, Frentz przedłużał ciszę, bębniąc palcami po stole. Po czym parsknął i pokręcił głową, choć ta reakcja nie pasowała zupełnie do słów, które miał wypowiedzieć.
Macie absolutną rację. Transport rzeczny jest pewny, bezpieczny i nie zostawia śladów — wyrzekł, skubiąc kolejne winogrono. — Jest również nudny do porzygu, dlatego liczyłem, że nie wpadniecie na ten pomysł. Owszem, uda nam się w ten sposób pokonać większość drogi. Bez przeszkód, komplikacji. Ani rozrywek.
Oznaczenia miejskie, fikuśne flagi — kontynuował, spluwając pestką przez ramię. — To niemądra fanaberia. Rozejrzyjcie się po stole. Nasz skład jest, oględnie mówiąc, charakterystyczny, łatwo zapadający w pamięć. Żaden glejt ani rabosz nie odwróci uwagi od, dajmy na to, niech będzie pierwszy lepszy przykład... Uzbrojonego krasnoluda w morskim pancerzu.
Frentz skinął Joregowi napełnionym pucharem, wznosząc go do krótkiego toastu, po czym błysnął zabarwionymi od wina zębami w uśmiechu.
Jaka robota? Pierwsze słyszę o czymś takim — skomentował, unosząc jedną brew i taksując cudaczną zbroję karła. — Okpili cię na tym twoim poważnym zakładzie, krasnoludzie. Uszyli barwną bujdę z nieistniejącym królestwem, żeby dodać wartości wygranej. Co jeszcze było w puli nagród? Szyszak z księżyca? Miecz kuty z gwiazdy?
Uwaga o mapach wyrwała go na moment z dygresji. Obawy karła skwitował, jakżeby inaczej, uśmiechem.
Mamy sporo alternatyw w odwodzie. Człowiek, którego zabiłeś, zapracował sobie na pokaźne grono wrogów.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Lasota
Awatar użytkownika
Posty: 296
Rejestracja: 21 kwie 2022, 12:02
Miano: Lasota z rodu Wielomirów
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Plac Skrybów

Post autor: Lasota » 21 lis 2023, 13:19

Być może nalane wino nie zakręciłoby w głowie chłopca, być może przeżerałoby się przez gardło jak kwas, ale z całą pewnością Lasota nie zamierzał tego próbować. Grzecznie pokręcił głową na znak odmowy i kontynuował spożywanie zupki jarzynowej w tempie ascety, dla którego posiłek był formą rytuału, a nie napchania żołądka. Najwidoczniej Wielomir chciał pokazać się z lepszej strony, gdyż wczoraj, na gonitwie, ostro przesadził.
— To prawda, wyobraźnia porwała mnie na niemądry pomysł — zaczął spokojnie. — Niemniej sama myśl z transportem rzecznym wydaje mi się całkiem rozsądną. Dopłyniemy tam, gdzie trzeba, załatwimy szybko sprawę, a potem możemy się bawić — tłumaczył, jak widział podróż. — Dlaczego zależy ci tak bardzo na rozrywkach? Uwińmy się sprawnie, nie dajmy się zaskoczyć rzezimieszkom i wykonajmy robotę — ton stawał się żwawszy. — Unikajmy niepotrzebnej straty czasu.
Po wyrażeniu swojej opinii, Lasota wyłowił łyżką kawałek marchewki, żeby zjeść ją ze smakiem.
— Ysgriańska? — zapytał ze szczerą niewiedzą w głosie. — Pierwsze słyszę. To naród? Królestwo? Stowarzyszenie?
Ilość słów: 0
Kill count:
  1. zaskroniec

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław