Dworek Młynarski

Obrazek

Niegdyś dumna i prosperująca stolica, po wyrżnięciu załogi miasta i mieszkańców oraz grabieży dokonanej przez nilfgaardzką armię, mozolnie i z pomocą olbrzymich nakładów finansowych odzyskująca dawną pozycję zawdzięczaną przemysłowi.


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 321
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 29 lis 2021, 8:30

Obrazek
Zmierzając od miasta z Bramy Słodowej w stronę Gór Sinych, mijając świeżo wzniesione zabudowania Podgordzia, ujrzeć można zza wysoko sterczących dzikich zbóż, przeplatanych chabrami bławatków, kąkolą polną, piaskowymi makami i kurzyśladem oraz zza miejscami porośniętym gęsto krzewami psiej róży polem, leżącym odłogiem, samotnie stojący dworek, który lata świetności dawno miał za sobą. Ludzie powiadają, że miejsce to nawiedzone i przeklęte, a krążą o nim przeróżne plotki, o córce zamożnego młynarza, która chciała pójść za młodego parobka; o rodzicach, którzy na ten ślub nie przystali; o bezbożnym samobójstwie córy, co odebrała swoje życie w młynie; o nagłej śmierci zrozpaczonego ojca; o wdowie młynarza, która zabrała rzeczy i pojechała za góry; o skrzypiących deskach nocą; o kwaśniejącym mleku; o odorze rozkładającego się ciała; o drzwiach otwieranych na oścież przez wiatr czy nadnaturalne byty; o martwych pisklętach na ganku; o duchu wisielca, który przemyka między nieużytkami.
Prowadzi doń niewielka brukowana ścieżka zarośnięta przez chwasty, snując się między zakrzewionym gruntem, niegdyś porośniętym tłustymi kłosami pszenicy, złotem młynarzy. Obok przepływa strumień Siewierzynka, która niegdyś napędzała koło młyńskie, teraz straszące na horyzoncie. Sama posiadłość to zachowana w typowym rustykalnym szlacheckim stylu jednopiętrowa bryła o bursztynowym pokryciu dachu, miejscami przeciekającym. Ogród przed samym dworkiem przypomina leśny gąszcz, w którym skrywać się mogą dzikie zwierzęta, a nie pięknie kwitnące gatunki roślin. Przy budynku gospodarczym o zarwanym stropie, sterczy zwyczajny wóz drabiniasty ze świeżo okutymi kołami, a w stajni z grubsza oporządzonej słychać rżenie konia.
Przekroczywszy próg domostwa można poczuć zapach stęchlizny i pleśni, zapach dawno niewietrzonych i niegrzanych murów. W centralnej części budynku znajduje się obszerna kuchnia o potężnym białym kaflowym piecu, połączona naturalnie z jadalną, gdzie ciągnie się długi drewniany stół z licznymi, lecz w większości z poprzetrącanymi nogami, krzesłami. W kącie pomieszczenia poukładane zostały jeszcze nierozpakowane pakunki oraz szklana aparatura, prawdopodobnie do destylacji. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro, którego skrzypiące i powyginane szczeble, były pokryte wieloletnim kurzem.
W zachodnim skrzydle przeznaczonym niegdyś dla gospodarzy, znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno z nich, największe, z widokiem na zdziczały sad, było uporządkowane, na posłaniu leżała świeża pościel, szafy były zagospodarowane przez ubrania, a na regałach znajdowało się kilka książek, choć nadal pod ścianą oparty leżał portret przedstawiający szlachetnie urodzone małżeństwo. Inna izba znacznie mniejsza lecz przyległa kuchni, również miała ślady nowego mieszkańca. Niewielkie łóżko, skrzynia na rzeczy i regał zapełniony licznymi księgami stanowiły cały dobytek Austa von Molauch. Sąsiadujący z sypialnią gospodarza pokój gościnny, był niegdyś azylem córki młynarza, o czym świadczyły bladoamarantowe akcenty zasłon i pościeli oraz niewielka toaletka o blacie zabarwionym ciemnym atramentem z czystym i przejrzystym lustrem. W kącie stała pusta komoda, gotowa ugościć nowego lokatora. Jedno z okien skierowane było na zapuszczony sad jabłoni i gruszy, drugie na zaniedbany ogródek przed posesją. Czwarta izba zaś była zagracona. Natomiast wschodnie skrzydło było zamknięte i nieużytkowe, choć mieściło w sobie obszerną bawialnię i gabinet. Klapy do piwnicy nie można było odnaleźć.
► Pokaż Spoiler
Ostatnio zmieniony 08 lut 2022, 15:01 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 2 razy. Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 342
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa, płytkie skaleczenie na szyi
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 30 lis 2023, 21:29

— Na Melitele, czy ty mnie w ogóle słuch...? — kolejny wrzask zza drzwi urwał końcówkę jej retorycznego zapytania.
Zaraz potem, kierowana chyba głównie własną intuicją, a przy tym poleceniem kamrata (bo przecież nie jego rozsądkiem...), nie tylko posłusznie odsunęła się od okna, ale i przy tym nagle zapragnęła znaleźć się jak najbliżej jedynego sprawdzonego wyjścia z kolejnego koszmaru, w którym się znalazła — czyli drzwi, przez które przed chwilą przeszła. Początkowo próbowała jeszcze zachować ciszę, gdy stawiała stopy na austowej pościeli. Gdy zeskakiwała z łoża na trzęsącą się nagle podłogę, już po drugiej stronie, w akompaniamencie gardłowego głosu czarodzieja, zaczynała dostrzegać bezsens owych prób.
— Nie, Aust...! Na bogów, NIE! Coś ty zrobił...?!
Ciężko jednoznacznie określić co nawiedzało teraz jej myśl, gdy patrzyła w powoli otwierającą się otchłań na suficie dworkowej izby. Czy był to bezgraniczny strach, wywołany samą świadomością, że takowy wymiar raczy w ogóle, gdzieś tam, istnieć? A może poczucie zdrady, które nagle przypałętało się nie wiadomo skąd? Dlaczego to zrobił? Przecież... przecież kochałam! W bajkach to zawsze wystarcza... Musiał być inny sposób. Czy były to wyrzuty sumienia, uderzające z siłą tarana, gdy uświadamiała sobie, że to ona, własną bezczynnością, pozwoliła by chłopak dopuścił się jakiegoś bluźnierczego rytuału? A przecież wystarczyłoby tylko powiedzieć w porę Asteralowi. Coś by począł. Powstrzymał go...
Ale czy na pewno?
W momencie, w którym zza otwartego portalu zaczęła wyłaniać się sylwetka, elfka rzuciła się do drzwi, wydzierając się przy tym jak opętywana. Nie zadając sobie nawet trudu, by zatrzasnąć je za sobą, wybiegła na korytarz i pognała w stronę kuchni.
To było zbyt wiele. Nie złamał ją upiór z dworku, nie złamały teriantropy Ristearda. Nie złamała noc Midaëte, ni łajno wylewające się z kieszeni. Nawet grożący śmiercią wiedźmin nie dał rady... lecz nastał w końcu ten czas, kiedy Przeznaczenie stwierdziło, że umysł dziewczyny ugnie kark, w ten czy inny sposób.
Ugnie go tej nocy, kiedy skala koszmaru całego tygodnia w końcu ją przerosła.
Istotnie, wszystko inne, włączając jej niedawne uczucie do chłopaka, stawały się właśnie kwestiami drugiego rzędu. Liczyło się by przeżyć, by nie zostać pożartym przez... to coś. Nawet jeśli miała, jakimś cudem, dopełnić tej trudnej sztuki przetrwania, to tej nocy nie zapomni już nigdy.
— Pomocy...! POMOCY! WIEDŹMINIE!!! — zawyła szaleńczo, oceniając ostatecznie, że tylko w niedawnym oprawcy pokłada swoje nadzieje na ocalenie. I nawet jeśli spodziewała się zastać w izbie rudowłosego czarodzieja, to raczej nie przytomnego, a już na pewno nie siedzącego na stole, na którym nie tak dawno go ułożyła.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 321
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 09 gru 2023, 13:09

Moc wnikała przez pory jego skóry, przenikając cienką warstwę duszy, wsiąkała w niego. Napływała niczym olbrzymia fala, piętrząca się zbliżywszy się do brzegu. Wypełniała go i krążyła w nim, niczym limfa. Zaledwie pochwycił delikatny podmuch powietrza, który snuł się między jego palcami, a moc zdążyła napełnić go po brzegi jak puste naczynie. Zakrztusił się. Nie znał takiej mrocznej i gęstej energii, która przynosiła na myśl płynną smołę. Lepką i cuchnącą o obcym posmaku rozpadu.
Siarczyście zaklną, a w jego głowie kołatała myśl, że za każdym razem wpadają w jeszcze większe bagno. Wyrwawszy się z objęć wynaturzonych eksperymentów czarodzieja spod Aldersbergu i przełamawszy klątwę dworku, uniknąwszy anomalnej burzy, wpadli w obślizgłe łapska wiedźmina, aby teraz skonfrontować się z prawdziwym złem, czymkolwiek ono było.
Odpowiedź okazała się na wyciągnięcie dłoni. Księga, mająca być jedynie poradnikiem kucharskim, zamiast zdradzać sekrety Siostry Tocji, odkrywała tajemnice goecji – symbolów i kluczy otwierających bramy między światami, aby przyzywać i kontrolować demony. Wśród nich znajdował się obraz pradawnego koszmaru – bezkształtnej masy ciał o pochłaniającej pustce zaległej w oczach. Zaraza. Plaga. Bezsłowna trwoga. Lewitująca w półmroku abominacja wydawała się być czymś niemieszczącym się w ludzkim rozumie, groteskową mozaiką męki i upadku. Coś nadchodziło.
W tym stanie nie mógł nic zdziałać, ledwo siedząc na krześle i z trudem łapiąc oddech. Uniósł zdrową dłoń, wykonując znajomy gest, wypowiadając szeptem przez spierzchnięte wargi inkantację, która dzisiaj brzmiała z jego ust inaczej, łagodniej, jak echo dawno zapomnianej melodii – nadzieja. Sięgnął do mocy, którą ledwo przed chwilą zaczerpnął, która zaczęła otaczać go i emanować delikatnym ciepłem. Pulsowała. Miała wniknąć do tkanek, zasklepić rany, zregenerować uszkodzone organy, pobudzić szpik kostny do produkcji czerwonych krwinek. Moc, choć wykrzesana z osłabionego organizmu, mała złagodzić ból i przywrócić przynajmniej kruchy blask dawnej siły.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2412
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » dzisiaj, 2:35

Aust padł na kolana, z rzężących ust spływała krew. Chłopak dusił się, wzniesione wcześniej dłonie kurczowo trzymały się wątłej szyi. Na próżno rozdzierał niezdarnie kołnierz i bezskutecznie próbował zwymiotować skrzepy krwi, które blokowały oddech. Trząsł się nieustannie, a nim Istka zdążyła opuścić pomieszczenie, walczył resztką sił nie tylko o własne życie, ale także o kontynuację rytuału.
Stan chłopaka miał niewątpliwy wpływ na narodziny demona.
Krąg na suficie zamarł wraz z osłabnięciem przyzywającego, a poczwara próbująca wydostać się z portalu utknęła w połowie drogi. Czarny, rogaty łeb z bezkresnymi, karmazynowymi ślepiami wyłaniał się z kręgu, podczas gdy długie, pajęcze łapy, które udało się już wyciągnąć, zapierały się o sufit, walcząc o uwolnienie się z pułapki, jak przeklęte dziecię próbujące wydostać się z zaciśniętego łona matki.
Szkaradne dziecko nie miało zdefiniowanej postaci; było plątaniną czarnej mazi i sączącego się dymu, przypominającą Istce nilfgaardzkiego generała, który jeszcze niedawno kroczył i rozmawiał w bawialni z Asteralem.
Krzyk dziewczyny poniósł się po dworku, przyzywając wiedźmina, który już zdążył przybyć, zwabiony wcześniejszymi wołaniami. Elfka zderzyła się z jego twardą piersią, gdy tylko przekroczyła próg pokoju. Na swoje nieszczęście, wróciła do tego samego pomieszczenia, a nierówny impet rzucił ją na ścianę po lewej. Tam znieruchomiała, całkowicie sparaliżowana lękiem. Widok zabójcy ociekającego krwią włamywaczy tylko pogłębił jej trwogę.
Wiedźmin stał nieruchomo w wejściu, wpatrując się raz w portal, raz w Austa, jakby próbował rozeznać się w sytuacji w tym krótkim czasie, który wydawało się, że ma. O istnieniu Istki niemal zapomniał, prawdopodobnie nie poczuł nawet ich zderzenia. Ruchem, który rozmazywał się w oczach, dobył puginału, sprawnie umiejscowił sztych ostrza między palcem wskazującym a kciukiem i zamachnął się, celując niewątpliwie między ślepia abominacji.
W tej samej chwili demon, zdając sobie sprawę ze swojego położenia i koncentrując uwagę na przybyłym wiedźminie, postanowił odpowiedzieć. Z pełną siłą, jaką mógł obecnie wykorzystać.
Paszcza demona, wcześniej nieodmiennie przypominająca wielkością ludzką, rozwarła się niemal czterokrotnie, a z głębokiej, cuchnącej samym złem gardzieli wydobył się przeraźliwy wrzask. Fundamenty dworku zatrzęsły się, z powały sypnęło kurzem. Okno rozpadło się w drobny mak, a w samym wnętrzu zerwał się porwisty wiatr, którego strumień uderzył wprost w cisnącego żelazem wiedźmina.
Mężczyznę odrzucono z ogromną siłą, niemal wystrzelił z ziemi jakby uderzony pięścią olbrzyma i runął wprost na przeciwległe drzwi prowadzące do sypialni Istki. Przeleciał przezeń na wylot, wyłamując z trzaskiem zawiasy i zatrzymał się dopiero na ścianie. Na bielonym murze pojawiła się siatka licznych pęknięć, widoczna, gdy muskularne ciało osunęło się na ziemię. Wiedźmin, choć żywy, poruszał się niemrawo, próbując wstać. Sycząc i obnażając zęby, trzymał się kurczowo miejsca, gdzie wcześniej zatopił się elficki bełt. Jego miecz, ciepły jeszcze od chłopskiej krwi, upuścił w momencie uderzenia, pozostając teraz daleko poza zasięgiem mężczyzny.
Kiedy Istka wejrzała w zółte oczy, zobaczyła w nich dawny chłód i zaciętość, ale było w nich coś jeszcze... Strach?
Nie podchodź... Na Boga, nie... nie podchodź — charczał Aust.

Pachnące kurzem stronice książki przekartkowały się posłusznie, zatrzymując na jednym z rozdziałów. Asteral nie był pewien, czy los rzeczywiście wskazał mu siłę, z którą miał się zmierzyć, czy też było to jedynie przypadkowe zrządzenie. W każdym razie karta była spisana koślawym, trudnym do odczytania pismem, z wyjątkiem fragmentu wstępu, który wyglądał jakby był napisany przez inną rękę:
Zaiste, kto w mroku nekromancji ręce swe zatopi, niechaj wie, że demony, które przywołał, jak rozjuszone żmije w swej furii zstąpią. Obyś je odwołać umiał, bo gniew ich w piekielnym ogniu, co w duszy twa, nie ostygnie.
Zaczerpnięta moc posłusznie poddała się jego woli. Niezdarnym gestem jednej ręki i pospieszną formułą udało mu się rzucić lecznicze zaklęcie. Znane mrowienie rozeszło się po jego ciele, dając czarodziejowi pewność, że magia rzeczywiście działa. Migrena zelżała, a fantomowy ból uciętej ręki ustąpił, przynajmniej na chwilę. Rana na nodze również zaczęła proces gojenia, choć do pełnego zasklepienia było jeszcze daleko. Kiedy Asteral ostrożnie zsunął się ze stołu, poczuł, że może stanąć i, jeśli to możliwe, iść naprzód. Nie mógł jednak przesadzać; przy każdym ruchu utykał, gdyż dysfunkcja nie zniknęła całkowicie, o czym przypominała mu uporczywa boleść.
W tej samej chwili Piołun usłyszał krzyk Istki. Niedługo potem, niczym cień, przez korytarz przebiegł wiedźmin. Jego postać przypominała smugę cienia, i gdyby czarodziej w tamtym czasie mrugnął, przeoczyłby nadejście zabójcy. Nie minęło więcej niż pięć uderzeń serca, a rozległ się przeraźliwy, nieludzki wrzask, i dworek zatrząsł się, jakby na nowo zamieszkiwała go nieczysta siła. Potem nastąpiła seria innych, trudnych do zidentyfikowania dźwięków, zakończonych głośnym łupnięciem o ścianę tuż obok kuchni. Rozległ się brzęk stali i przed progiem Asteral ujrzał zakrwawiony wiedźmiński miecz.
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław