Dzielnica Włókiennicza
Dzielnica Włókiennicza
Skupione wokół Placu Bławatnego w północnej części miasta królestwo wszystkich w jakikolwiek sposób związanych z przemysłem włókienniczym — od tkaczy i farbiarzy, przez drobnych kupców i magnatów handlowych, po krawców i kreatorów mody. Wszyscy oni mają tu swoje warsztaty, składy, sklepy, stragany i biura, a nierzadko również mieszkania, choć mało kto używa tych ostatnich zgodnie z przeznaczeniem. Generowane na okrągło przez liczne manufaktury smród i hałas sprawiły, że większość lokali mieszkalnych została zaadaptowana na magazyny, nazywane przez tutejszych „spichrzami sukiennymi”. Mimo wojny i niedogodności związanych z warunkami bytowymi jest to obecnie jedna z ludniejszych i najlepiej prosperujących dzielnic w mieście, a to dzięki staraniom zawiązanej tuż po wojnie Włókienniczej Kongregacji Kupieckiej Stołecznego Miasta Vengerbergu.
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
— „Magia nie zna granic...” Tobie łatwo jest mówić, czarodziejowi, który zdolny jest się nią posługiwać. Czymkolwiek jest magia, ja chciałabym dla odmiany być kimś więcej niż tylko jej ofiarą — wymamrotała jeszcze półprzytomna, póki sen nie zmorzył jej całkowicie, tym razem, dla odmiany, z pełnym brzuchem i w poczuciu względnego bezpieczeństwa, pod pojedynczym ramieniem ryżego czarodzieja.
To właśnie spod tego ramienia zaczęła się wygrzebywać wraz ze skrzypieniem kraty i zapowiedzianą jeszcze w nocy wizytą. Dziewczę podniosło głowę, a nieco zdezorientowane przez zamglony wzrok i obecność dwójki gwardzistów, spodziewało się wszystkiego — z wizytą mistrza małodobrego, mającego wydusić z nich prawdziwszą wersję wydarzeń, włącznie. Nie dziwota więc, że w pierwszych chwilach zbierała się z posłania opieszale, pod pretekstem dobudzenia von Carliny.
— D-dobrze... Już idziemy. Chodź, Asteralu...
Sytuacji nie poprawiała obecność trzeciego mężczyzny, który wydawał się pasować do tła jak pięść do nosa, a którego obecność zakrawała na wyjątkowo ponury żart, gdyby ta rzeczywiście miała okazać się żartem. Pochłonięta analizowaniem rozwoju wypadków elfka nie zauważyła nawet, że ich tymczasowe więzienie wcale nie było loszkiem, a basztą wchodzącą w skład budowli, w której już kiedyś się z Austem znalazła — miejskiego ratusza. O wiele więcej sensacji wzbudziła u niej stojąca u wyjścia dorożka, przez którą poczęła się już zastanawiać, czy po drodze nie doświadczyli aby kolejnej Koniunkcji Sfer i nie przenieśli się do innej rzeczywistości, w której Piołun nie był tylko szurniętym czarodziejem spod miasta, a ona była kimś więcej niż zapomnianą nieludzką mieszczką z rivskiego getta. Może spotkanie z Mal'ghuratem rzeczywiście w niejednym namieszało...
Istka ostatecznie znalazła się w środku powozu, choć nie bez rezerwy, oferując zaraz pomoc Asteralowi, który przez brak dłoni i walkę z fantomowym bólem mógł mieć problem ze złapaniem równowagi. Jeśli całość rewelacji zakrawało wciąż o dowcip, to w tym momencie musiał to być dowcip wyjątkowo ponury, nieziemsko bezsensowny, a ostatecznie — kurewsko drogi. I pewnikiem z uwagi na ten ostatni argument — miała dziwne wrażenie, graniczące z pewnością, że dowcipem nie był. A nawet jeśli — jako tym, którzy stracili wszystko prócz ubrań noszonych na grzebiecie — co im szkodziło? W ten sposób elfka przekonała sama siebie, że w jaką grę nie zaczęliby teraz grać — warto było przynajmniej spróbować dostosować się do jej zasad.
— Jesteśmy wdzięczni. Poczynając od Duncana, poprzez Was, a na panu... Vanterhillu kończąc. Czy dane będzie nam poznać choć częściową przyczynę której zawdzięczamy szybką... reakcję pana Vanterhilla? Rozumiem, że jako nasz „przyjaciel” na pewno sam powie więcej podczas śniadania, ale skoro już tu jesteście, panie Trevor, na pewno możecie uchylić choć rąbka tajemnicy co do jego zamiarów. Po wczorajszym dniu chętnie przyjmę do wiadomości wszystko co nie jest kolejną niepewnością — wspinała się na wyżyny własnego krasomówstwa we wspólnym, starając się przy tym ignorować szczegół, że siedząc naprzeciw służącego sama wyglądała nie jak dama, a dziewka która miała wczoraj pecha zabawiać pod groźbą pięści paru zbirów w zaułku — ledwie gojąca się rana od ostrza na gardzieli, podkrążone oczy, zmierzwione włosy i koszulina ze spódnicą poszarpane i pobrudzone jak stare worki, podkreślały obraz nędzy i rozpaczy.
— Nie ukrywam przy tym — zabiłabym za zwykłą kąpiel. I nowe odzienie, takoż...
To właśnie spod tego ramienia zaczęła się wygrzebywać wraz ze skrzypieniem kraty i zapowiedzianą jeszcze w nocy wizytą. Dziewczę podniosło głowę, a nieco zdezorientowane przez zamglony wzrok i obecność dwójki gwardzistów, spodziewało się wszystkiego — z wizytą mistrza małodobrego, mającego wydusić z nich prawdziwszą wersję wydarzeń, włącznie. Nie dziwota więc, że w pierwszych chwilach zbierała się z posłania opieszale, pod pretekstem dobudzenia von Carliny.
— D-dobrze... Już idziemy. Chodź, Asteralu...
Sytuacji nie poprawiała obecność trzeciego mężczyzny, który wydawał się pasować do tła jak pięść do nosa, a którego obecność zakrawała na wyjątkowo ponury żart, gdyby ta rzeczywiście miała okazać się żartem. Pochłonięta analizowaniem rozwoju wypadków elfka nie zauważyła nawet, że ich tymczasowe więzienie wcale nie było loszkiem, a basztą wchodzącą w skład budowli, w której już kiedyś się z Austem znalazła — miejskiego ratusza. O wiele więcej sensacji wzbudziła u niej stojąca u wyjścia dorożka, przez którą poczęła się już zastanawiać, czy po drodze nie doświadczyli aby kolejnej Koniunkcji Sfer i nie przenieśli się do innej rzeczywistości, w której Piołun nie był tylko szurniętym czarodziejem spod miasta, a ona była kimś więcej niż zapomnianą nieludzką mieszczką z rivskiego getta. Może spotkanie z Mal'ghuratem rzeczywiście w niejednym namieszało...
Istka ostatecznie znalazła się w środku powozu, choć nie bez rezerwy, oferując zaraz pomoc Asteralowi, który przez brak dłoni i walkę z fantomowym bólem mógł mieć problem ze złapaniem równowagi. Jeśli całość rewelacji zakrawało wciąż o dowcip, to w tym momencie musiał to być dowcip wyjątkowo ponury, nieziemsko bezsensowny, a ostatecznie — kurewsko drogi. I pewnikiem z uwagi na ten ostatni argument — miała dziwne wrażenie, graniczące z pewnością, że dowcipem nie był. A nawet jeśli — jako tym, którzy stracili wszystko prócz ubrań noszonych na grzebiecie — co im szkodziło? W ten sposób elfka przekonała sama siebie, że w jaką grę nie zaczęliby teraz grać — warto było przynajmniej spróbować dostosować się do jej zasad.
— Jesteśmy wdzięczni. Poczynając od Duncana, poprzez Was, a na panu... Vanterhillu kończąc. Czy dane będzie nam poznać choć częściową przyczynę której zawdzięczamy szybką... reakcję pana Vanterhilla? Rozumiem, że jako nasz „przyjaciel” na pewno sam powie więcej podczas śniadania, ale skoro już tu jesteście, panie Trevor, na pewno możecie uchylić choć rąbka tajemnicy co do jego zamiarów. Po wczorajszym dniu chętnie przyjmę do wiadomości wszystko co nie jest kolejną niepewnością — wspinała się na wyżyny własnego krasomówstwa we wspólnym, starając się przy tym ignorować szczegół, że siedząc naprzeciw służącego sama wyglądała nie jak dama, a dziewka która miała wczoraj pecha zabawiać pod groźbą pięści paru zbirów w zaułku — ledwie gojąca się rana od ostrza na gardzieli, podkrążone oczy, zmierzwione włosy i koszulina ze spódnicą poszarpane i pobrudzone jak stare worki, podkreślały obraz nędzy i rozpaczy.
— Nie ukrywam przy tym — zabiłabym za zwykłą kąpiel. I nowe odzienie, takoż...
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
Noc minęła spokojnie dla Asterala, pierwszy raz od dłuższego czasu nie nawiedziły go żadne sny. Jego ciało i umysł były zbyt wyczerpane, by walczyć z niemocą, która ogarnęła go niczym ciężka, wilgotna mgła. Chłodna cela, z kamiennymi ścianami i niewielkim lufickiem zamiast okna, nie była miejscem, które wybrałby na odpoczynek, ale ciepło drugiego ciała obok niego dawało ukojenie. W tej ciszy, w obecności kogoś bliskiego, choćby i na krótką chwilę, odnalazł spokój, jakiego dawno nie zaznał.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy rano, zamiast brutalnego szarpnięcia czy chrztu zimną wodą, przywitano go z uprzejmościami, które rzadko przypadały w udziale więźniom. Jegomość, ubrany w zdobione szaty z przypinką sowy, z uśmiechem, który zdawał się być wręcz niewiarygodnie uprzejmy, przywitał ich w obstawie strażników. Jego postawa, pełna wyrafinowania, budziła podejrzenie, ale i ciekawość. Ryży czarodziej, oszołomiony, niezdolny do sprzeciwu, do którego nie było mu prędko, pozwolił się poprowadzić elfce, nie rzekłszy ani słowa.
Światło poranka wydawało się dziwnie łagodne, jakby dzień nie chciał naruszyć delikatnej ciszy, która zapanowała w jego wnętrzu po długich godzinach otępienia. Czekała tam na nich zdobna karoca, lśniąca złoceniami, jakby wydobyta z innej rzeczywistości, niepasująca do ciemnych korytarzy, które wcześniej przemierzał. Mimo to wypatrywał w jego oczach jakieś nienazwanej intencja, której Asteral nie potrafił odczytać. Trevor, przedstawiwszy się z imienia, zaoferował im posiłek oraz możliwość skorzystania z łaźni.
Czy to wszystko było snem? – Czysta nieprawdopodobność tego, co się działo, skłaniała go ku takiemu myśleniu. Zdawało się, że jego umysł – zbyt wyczerpany, by stawić opór – zapadł w łaskawy sen, w którym nawet najdziwniejsze zdarzenia niosły obietnicę spokoju. Być może był to kaprys losu, który po nocy spędzonej w chłodnej celi, postanowił ukazać się w formie tego luksusu i uprzejmości, niemal groteskowo niewspółmiernych do sytuacji. Asteral, siedząc w miękkim fotelu karocy, patrzył przez uchylone okno na świat zewnętrzny, który wciąż wydawał się odległy i nierealny. Pozostawiając za sobą cienie poranka, nie mógł powstrzymać się od myśli, że coś, czego jeszcze nie rozumiał, właśnie miało się rozpocząć.
— Asteral von Carlina, choć za pewne już wiecie. — Odpowiedział nieobecnym głosem, jakby próbował przegonić sen, który nadal spoczywał na jego powiekach. — Widzicie mnie w złym stanie. Ucierpiało nie tylko moje ciało, ale i umysł. Nie potrafię więc przypomnieć sobie, kim jest mości Vanterhilow, nasz przyjaciel. Rozjaśniłbyś nam tą niewiadomą Panie?
Spojrzał na Istkę spojrzeniem pełnym zagubienia i niezrozumienia, jakby próbował odnaleźć sens w otaczającej go przedziwnościach, nagłych zbiegach okoliczności, pędzących następstwach ostatnich wydarzeń. Jednak, w przeciwieństwie do otępienia, które ogarnęło go po zawaleniu dworku, teraz w jego oczach było coś więcej —przebłysk świadomości, który dawał nadzieję. Choć wciąż nie rozumiał w pełni tego, co działo się wokół, sama obecność tego spojrzenia była jak cichy znak powrotu, maleńki krok ku normalności.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy rano, zamiast brutalnego szarpnięcia czy chrztu zimną wodą, przywitano go z uprzejmościami, które rzadko przypadały w udziale więźniom. Jegomość, ubrany w zdobione szaty z przypinką sowy, z uśmiechem, który zdawał się być wręcz niewiarygodnie uprzejmy, przywitał ich w obstawie strażników. Jego postawa, pełna wyrafinowania, budziła podejrzenie, ale i ciekawość. Ryży czarodziej, oszołomiony, niezdolny do sprzeciwu, do którego nie było mu prędko, pozwolił się poprowadzić elfce, nie rzekłszy ani słowa.
Światło poranka wydawało się dziwnie łagodne, jakby dzień nie chciał naruszyć delikatnej ciszy, która zapanowała w jego wnętrzu po długich godzinach otępienia. Czekała tam na nich zdobna karoca, lśniąca złoceniami, jakby wydobyta z innej rzeczywistości, niepasująca do ciemnych korytarzy, które wcześniej przemierzał. Mimo to wypatrywał w jego oczach jakieś nienazwanej intencja, której Asteral nie potrafił odczytać. Trevor, przedstawiwszy się z imienia, zaoferował im posiłek oraz możliwość skorzystania z łaźni.
Czy to wszystko było snem? – Czysta nieprawdopodobność tego, co się działo, skłaniała go ku takiemu myśleniu. Zdawało się, że jego umysł – zbyt wyczerpany, by stawić opór – zapadł w łaskawy sen, w którym nawet najdziwniejsze zdarzenia niosły obietnicę spokoju. Być może był to kaprys losu, który po nocy spędzonej w chłodnej celi, postanowił ukazać się w formie tego luksusu i uprzejmości, niemal groteskowo niewspółmiernych do sytuacji. Asteral, siedząc w miękkim fotelu karocy, patrzył przez uchylone okno na świat zewnętrzny, który wciąż wydawał się odległy i nierealny. Pozostawiając za sobą cienie poranka, nie mógł powstrzymać się od myśli, że coś, czego jeszcze nie rozumiał, właśnie miało się rozpocząć.
— Asteral von Carlina, choć za pewne już wiecie. — Odpowiedział nieobecnym głosem, jakby próbował przegonić sen, który nadal spoczywał na jego powiekach. — Widzicie mnie w złym stanie. Ucierpiało nie tylko moje ciało, ale i umysł. Nie potrafię więc przypomnieć sobie, kim jest mości Vanterhilow, nasz przyjaciel. Rozjaśniłbyś nam tą niewiadomą Panie?
Spojrzał na Istkę spojrzeniem pełnym zagubienia i niezrozumienia, jakby próbował odnaleźć sens w otaczającej go przedziwnościach, nagłych zbiegach okoliczności, pędzących następstwach ostatnich wydarzeń. Jednak, w przeciwieństwie do otępienia, które ogarnęło go po zawaleniu dworku, teraz w jego oczach było coś więcej —przebłysk świadomości, który dawał nadzieję. Choć wciąż nie rozumiał w pełni tego, co działo się wokół, sama obecność tego spojrzenia była jak cichy znak powrotu, maleńki krok ku normalności.
Ilość słów: 0
Re: Dzielnica Włókiennicza
Młody, tajemniczy jegomość uśmiechnął się promiennie, słysząc pytania towarzyszy.
— Jak to? Nie wiecie, kim jest mości Vanterhill? Przyznam, że dawno nie miałem okazji go przedstawiać, bo zawsze wydawało mi się, że jest znany wszem i wobec w całym Aedirn, a już na pewno tutaj, w stołecznym Vengerbegu! Ale naturalnie, chętnie przybliżę wam jego postać. — Zastanowił się pokrótce. — Jakby to ująć... Mości Vanterhill to, zaraz po Jego Wysokości, najpotężniejszy człowiek w całym kraju!
Pozwolił swoim słowom wybrzmieć i zapaść w myśli gości.
— Służy wiernie Jego Królewskiej Mości. Imć Vanterhill jest Panem Szeptów – wie wszystko, co dzieje się w ojczyźnie, a i poza jej granicami. Owszem, po wojnie jego wpływy nieco osłabły, a Kongregacja stara się rozpychać łokciami, jak tylko może. Ale nie znajdziecie nikogo bardziej wpływowego na królewskim dworze. Pan Vanterhill życzy wam jak najlepiej i od samego początku waszego pobytu w tych stronach, pilnie śledzi wasze poczynania.
Spojrzał na rozmówców, podkreślając wagę swoich słów, po czym kontynuował:
— Wiem, że dworek, który mieliście, panie von Carlina, w swym posiadaniu... To znaczy, wciąż macie... jest bardzo bliski sercu pana Vanterhilla. Każdemu jego właścicielowi życzy jak najlepiej i chętnie pospieszy z pomocą w chwilach nieszczęścia. Gdy tylko doszły go wieści o niebezpieczeństwie ze strony wściekłego pospólstwa, natychmiast polecił przybyć wam na ratunek. W samą porę, jak mniemam — dodał, zerkając krótko na ich stroje.
— Z pewnością dowiecie się więcej osobiście. Zbliżamy się do rezydencji. Czy macie jeszcze jakieś pytania?
— Jak to? Nie wiecie, kim jest mości Vanterhill? Przyznam, że dawno nie miałem okazji go przedstawiać, bo zawsze wydawało mi się, że jest znany wszem i wobec w całym Aedirn, a już na pewno tutaj, w stołecznym Vengerbegu! Ale naturalnie, chętnie przybliżę wam jego postać. — Zastanowił się pokrótce. — Jakby to ująć... Mości Vanterhill to, zaraz po Jego Wysokości, najpotężniejszy człowiek w całym kraju!
Pozwolił swoim słowom wybrzmieć i zapaść w myśli gości.
— Służy wiernie Jego Królewskiej Mości. Imć Vanterhill jest Panem Szeptów – wie wszystko, co dzieje się w ojczyźnie, a i poza jej granicami. Owszem, po wojnie jego wpływy nieco osłabły, a Kongregacja stara się rozpychać łokciami, jak tylko może. Ale nie znajdziecie nikogo bardziej wpływowego na królewskim dworze. Pan Vanterhill życzy wam jak najlepiej i od samego początku waszego pobytu w tych stronach, pilnie śledzi wasze poczynania.
Spojrzał na rozmówców, podkreślając wagę swoich słów, po czym kontynuował:
— Wiem, że dworek, który mieliście, panie von Carlina, w swym posiadaniu... To znaczy, wciąż macie... jest bardzo bliski sercu pana Vanterhilla. Każdemu jego właścicielowi życzy jak najlepiej i chętnie pospieszy z pomocą w chwilach nieszczęścia. Gdy tylko doszły go wieści o niebezpieczeństwie ze strony wściekłego pospólstwa, natychmiast polecił przybyć wam na ratunek. W samą porę, jak mniemam — dodał, zerkając krótko na ich stroje.
— Z pewnością dowiecie się więcej osobiście. Zbliżamy się do rezydencji. Czy macie jeszcze jakieś pytania?
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
Elfka nie mogła powstrzymać się przed wymienieniem krótkiego spojrzenia ze swoim towarzyszem doli i niedoli. To nie tak, że nigdy nie była na dworze, ani w miejscu, które za „dwór” uchodziło. Mieszkała przez kilkadziesiąt lat w Rivii, a Rivia miała pod murami zamczysko wcale nie od parady, gdzie niegdyś przez pół każdego z kolei roku zasiadał król, a po dziś dzień królowa. A i zdarzało się, że na to zamczysko Istkę zawezwano, bo pomimo nieprawidłowego kształtu małżowiny, nawet największy rasista nie był w stanie odmówić jej kilkudziesięciu lat chirurgicznej robocizny.
Jednakowoż, bycie zawezwanym w związku z wykonywanym zawodem, jako specjalista, a bycie podjętym w takowym miejscu jako gość — to były już dwie różne rzeczy. Dziewczyna robiła teraz co mogła, by ukryć, że próba zrozumienia sytuacji ją przerasta. Na szczęście, po wczorajszym zetknięciu się z istotą z innego wymiaru — tylko trochę. Dalej dzielnie trzymała nerwy na wodzy.
— Brzmi to wszystko trochę jak żywo wyrwane z kart dworskiego romansu, które zdarzyło mi się czytać. Nie mogę się doczekać spotkania z mości Vanterhillem — przyznała zaraz, wcale szczerze, choć głównie dlatego, że chciała w końcu poznać jego intencje. Śmierdzące na mile interesownością, z czym powoli zaczynała się godzić. Nie ma nic w życiu za darmo.
— W samą porę, nie zaprzeczę. Prawie tam zginęliśmy. Wieśniacy niestety rzadko rozumieją, że coś może nie być czyjąś winą i lubią wyciągać pochopne wnioski... — potwierdziła rozmówcy, wgapiając się w podskakującą od nierówności podłogę powozu. — Ale to świeża rana, a pan Duncan zna już całą historię. Ja... nie chcę do tego wracać. Mistrz też nie chce — przeniosła wzrok na Trevora, szukając w tej wymianie nici zrozumienia. — Najchętniej wyrzucilibyśmy z pamięci cały wczorajszy dzień, ale to nie jest takie proste. Zrozumcie jednak, że im szybciej mistrz zapomni, tym szybciej dojdzie do siebie. Ja w zasadzie też.
Medyczka położyła teraz dłoń na ramieniu towarzysza, częściowo zdając sobie sprawę, że przed nim długa droga. Ona zresztą też zaraz wzdrygnęła się widocznie na wspomnienie o uczuciu, które sprawił jej umysłowi Mal'ghurat. Potrzebna im była zmiana środowiska, przynajmniej na pozornie bardziej przyjazne. Coś jej mówiło, że to życzenie ma prawo się spełnić, choćby na jakiś czas.
— Chyba nie. Chciałabym tylko prosić o wytłumaczenie... gdy już będziemy w „rezydencji”... co właściwie mamy robić. I czego się od nas wymaga, jeśli istnieje jakaś... etykieta, do której mamy się dostosować. Chyba widzicie kim jestem, panie Trevor. A nie urodziłam się wczoraj, żeby samemu tego nie dostrzec. Zwykle nie bywam w takich miejscach — wyznała kolejny fakt elfka, która to właśnie do własnej przynależności rasowej piła.
Jednakowoż, bycie zawezwanym w związku z wykonywanym zawodem, jako specjalista, a bycie podjętym w takowym miejscu jako gość — to były już dwie różne rzeczy. Dziewczyna robiła teraz co mogła, by ukryć, że próba zrozumienia sytuacji ją przerasta. Na szczęście, po wczorajszym zetknięciu się z istotą z innego wymiaru — tylko trochę. Dalej dzielnie trzymała nerwy na wodzy.
— Brzmi to wszystko trochę jak żywo wyrwane z kart dworskiego romansu, które zdarzyło mi się czytać. Nie mogę się doczekać spotkania z mości Vanterhillem — przyznała zaraz, wcale szczerze, choć głównie dlatego, że chciała w końcu poznać jego intencje. Śmierdzące na mile interesownością, z czym powoli zaczynała się godzić. Nie ma nic w życiu za darmo.
— W samą porę, nie zaprzeczę. Prawie tam zginęliśmy. Wieśniacy niestety rzadko rozumieją, że coś może nie być czyjąś winą i lubią wyciągać pochopne wnioski... — potwierdziła rozmówcy, wgapiając się w podskakującą od nierówności podłogę powozu. — Ale to świeża rana, a pan Duncan zna już całą historię. Ja... nie chcę do tego wracać. Mistrz też nie chce — przeniosła wzrok na Trevora, szukając w tej wymianie nici zrozumienia. — Najchętniej wyrzucilibyśmy z pamięci cały wczorajszy dzień, ale to nie jest takie proste. Zrozumcie jednak, że im szybciej mistrz zapomni, tym szybciej dojdzie do siebie. Ja w zasadzie też.
Medyczka położyła teraz dłoń na ramieniu towarzysza, częściowo zdając sobie sprawę, że przed nim długa droga. Ona zresztą też zaraz wzdrygnęła się widocznie na wspomnienie o uczuciu, które sprawił jej umysłowi Mal'ghurat. Potrzebna im była zmiana środowiska, przynajmniej na pozornie bardziej przyjazne. Coś jej mówiło, że to życzenie ma prawo się spełnić, choćby na jakiś czas.
— Chyba nie. Chciałabym tylko prosić o wytłumaczenie... gdy już będziemy w „rezydencji”... co właściwie mamy robić. I czego się od nas wymaga, jeśli istnieje jakaś... etykieta, do której mamy się dostosować. Chyba widzicie kim jestem, panie Trevor. A nie urodziłam się wczoraj, żeby samemu tego nie dostrzec. Zwykle nie bywam w takich miejscach — wyznała kolejny fakt elfka, która to właśnie do własnej przynależności rasowej piła.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
Rzeczywiście nie wiedział, kim jest mości Vanterhill. Nawet przed utraceniem pełni władzy umysłowej. Nie tak dawno przybył do Aedirn, chcąc zacząć nowe życie bez kłopotów, które wypłoszyły go z Wolnego Miasta Novigrad. Nie zdążył zadomowić się we Dworku Młynarskim, ani otworzyć praktyki lekarskiej za murami Vengerbergu. Nie poznał tutejszych wpływowych ludzi, a teraz na wspólne jadło zapraszał go Pan Szeptów.
— Czy udało się coś uratować z gruzów dworku, albo zabrać rzeczy i zwierzęta pozostawione przed rezydencją? Nie zdążyliśmy oporządzić konia, ani przenieść do środka skrzyń podróżnych. — W sumie niewiele więcej przypominał sobie z kolejnych traumatycznych wydarzeń. I opacznie do słów dziewczyny, wyrzucenie z pamięci większości wczorajszego dnia przyszło mu niezwykle lekko. Z łatwością szaleńca.
Również w oczach czarodzieja kryło się zagubienie i niepewność. On z kolei nie obawiał się wyszukanego miejsca, dworskich knowań i plotek, szanownych jegomości, czy konwenansów. Przeważnie nie przejmował się nimi, bo wiedzącym uchodziło o wiele więcej, a jego prostota i sława papierowego druida, łagodziła obyczaje. Miał świadomość jednak, że cena „bezinteresownej” pomocy i uratowania życia, nigdy nie była symboliczna. Nie czuł się na siłach do prowadzenia wytrawnych gier słów i gestów, nie mógł szachować swoją wiedzą i zdolnościami, nie był już tym samym nieustępliwym Asteralem von Carlina. Z pewnością obdarzyłby teraz uśmiechem, maskującym niepewność, swojego rozmówcę. Szczerbatym uśmiechem nie byłby w stanie wywołać innej reakcji niż politowania, czy drwiny. Więc tylko spojrzał zamyślony przez okno karocy, zbliżającej się do celu.
— Czy udało się coś uratować z gruzów dworku, albo zabrać rzeczy i zwierzęta pozostawione przed rezydencją? Nie zdążyliśmy oporządzić konia, ani przenieść do środka skrzyń podróżnych. — W sumie niewiele więcej przypominał sobie z kolejnych traumatycznych wydarzeń. I opacznie do słów dziewczyny, wyrzucenie z pamięci większości wczorajszego dnia przyszło mu niezwykle lekko. Z łatwością szaleńca.
Również w oczach czarodzieja kryło się zagubienie i niepewność. On z kolei nie obawiał się wyszukanego miejsca, dworskich knowań i plotek, szanownych jegomości, czy konwenansów. Przeważnie nie przejmował się nimi, bo wiedzącym uchodziło o wiele więcej, a jego prostota i sława papierowego druida, łagodziła obyczaje. Miał świadomość jednak, że cena „bezinteresownej” pomocy i uratowania życia, nigdy nie była symboliczna. Nie czuł się na siłach do prowadzenia wytrawnych gier słów i gestów, nie mógł szachować swoją wiedzą i zdolnościami, nie był już tym samym nieustępliwym Asteralem von Carlina. Z pewnością obdarzyłby teraz uśmiechem, maskującym niepewność, swojego rozmówcę. Szczerbatym uśmiechem nie byłby w stanie wywołać innej reakcji niż politowania, czy drwiny. Więc tylko spojrzał zamyślony przez okno karocy, zbliżającej się do celu.
Ilość słów: 0
Re: Dzielnica Włókiennicza
Trevor zaśmiał się, błyskając białymi zębami. Istka zauważyła, że jest wcale przystojny. Krótko ścięty o ogolonej, szerokiej szczęce i niebieskich oczach. Miał figurę szermierza i pod warstwą dworności skrywał się człowiek silny, z krwi i kości.
— I nie pożałujecie pani. Ah, jakże wam zazdroszczę zobaczenia tego przybytku po raz pierwszy. Aedirn pochłonęła nilfgaardzka pożoga, jeszcze przecież nie tak dawno temu. Pozostało niewiele miejsc, na które człowiek może zawiesić oko. Sioła, pola, budynki, miasta i całe krainy przypominają o utrapieniach, z którymi musi mierzyć się Jego Wysokość. A rezydencja pana Vanterhilla jest jak kwiat róży w samym sercu pustyni — zreflektował się zaraz, rozbawiony własnym przejaskrawieniem. — No dobrze, może odrobinę przesadzam. Wybaczcie, ciężko mi pohamować entuzjazm.
O kłopotach, z których zostali uratowani, wysłuchał z pełną powagą.
— Chłopstwo w naszym pięknym kraju… Nie lubi kompromisów. A jeszcze bardziej magii. Z kolei od niej samej, większą nienawiścią pała chyba tylko do nieludzi. Mają gorącą krew, odziedziczoną po pieniaczach, dążących do zrzucania królów z ich stolców. Tych samych, którzy musieli całe życie wieść w strachu przez elfią strzałą. Wiem, że o to niełatwo — powiedział, rozkładając dłonie — ale proponuję ich zrozumieć. Jego Królewska Mość dokłada wszelkich starań, aby uspokoić relację z… włościanami, lecz lubi mówić, że jego znoje idą na marne.
— Choć dla pana Vanterhilla dworskie życie jest być może jedynym prawdziwym, nie dba o szeroko pojętą etykietę. Ceni sobie naturalność. Jestem przekonany, że sobie wybornie poradzicie. — Zapytany o dworek, pokiwał ze zrozumieniem głową. — Śmiem twierdzić, że więcej szczegółów usłyszycie na miejscu. Wiem tylko, że ludzie mojego pana zabezpieczyli gruzowisko i dokonują wszelkich starań aby odzyskać wszystko, co wartościowe. Nie musicie się o nic martwić. — Wyjrzał przez okno wozu. — Jesteśmy na miejscu!
Otworzono im drzwiczki i mogli wyjść na zewnątrz. Ujrzeli w końcu miejsce, które to tak zachwalał Trevor od dobrego kwadransu.
Pierwsze, co rzuciło im się w oczy to niski, jasny mur, pokryty zielonym bluszczem, który oddzielał rezydencję od reszty miasta. Bramę, wykonaną z kutego żelaza, przyozdobiono subtelnie zdobieniami na elfią modłę w postaci wijących się gałązek. Jej lekka, otwarta konstrukcja pozwalała zajrzeć na dziedziniec, na który zresztą zaraz ich wprowadzono.
Był to niewielki ogród, pełen starannie pielęgnowanych kwiatów i krzewów. Delikatne lawendy, róże i jaśmin tworzyły przyjemny, relaksujący zapach, nieustannie unoszący się w powietrzu. Szli ścieżką z białego kamienia, prowadzącą wprost do głównego wejścia, drzwi wykonanych z jasnego, polerowanego drewna z eleganckimi, mosiężnymi okuciami. Nie weszli jednak przez nie, Trevor poprowadził ich wzdłuż budynku, trzypiętrowego o ciepłej, piaskowej elewacji i dużych, przestronnych oknach, w większości skrywających wnętrze zasłonami w pastelowych kolorach, i wprowadził bocznym wejściem. Tuż nad nim znajdował się jeden z kilku balkonów o ukwieconych balustradach.
Idąc korytarzem stanęli przed drzwiami stojącymi naprzeciw siebie.
— Ten pokój — wskazał na lewo — gościć będzie panią Hiseerosh. Zaś ten — wskazał na prawo — pana von Carlinę. W środku czeka na was kąpiel. Za chwilę przyniesione wam zostaną świeże ubrania. — Skinął krótko głową — Do zobaczenia.
Pokój Istki był wyłożony tapetą w kolorach jasnego kremu i różu. W jednej części pomieszczenia znajdowała się przestronna, owalna balia z dębowego drewna, wypolerowana i ozdobiona wydłubaną dłutem kwiecistą florą. Tuż obok stał mały stolik z pachnącymi olejkami do kąpieli, ręcznikami i pękiem ziół. Po drugiej stronie pokoju mieściło się przestronne łóżko z baldachimem i nocne stoliki z lampami. Do środka wpadało ciepłe, naturalne światło z okna z widokiem na ogród.
Pokój Asterala był nieco bardziej męski. Pachniało tu drewnem i ziołami. Wystrój był stonowany, a jego centralny element stanowiła duża, prostokątna balia z ciemnego cedru. Balia była tuż przy kominku, który skutecznie ogrzewał wodę i kąpiącego. Czarodziej doczekał się przy tym podobnego stoliku z przyborami do kąpieli o równie bogatym wyposażeniu: olejkami zapachowymi, gąbkami i flakonikami z perfumowaną wodą. Sypialniana część izby składała się z dużego łóżka o solidnej, drewnianej ramie, również cedrowej. Tuż przy nim postawiono wygodną, skórzaną leżankę a na małym stoliku czekała karafka z winem i kieliszkami.
— I nie pożałujecie pani. Ah, jakże wam zazdroszczę zobaczenia tego przybytku po raz pierwszy. Aedirn pochłonęła nilfgaardzka pożoga, jeszcze przecież nie tak dawno temu. Pozostało niewiele miejsc, na które człowiek może zawiesić oko. Sioła, pola, budynki, miasta i całe krainy przypominają o utrapieniach, z którymi musi mierzyć się Jego Wysokość. A rezydencja pana Vanterhilla jest jak kwiat róży w samym sercu pustyni — zreflektował się zaraz, rozbawiony własnym przejaskrawieniem. — No dobrze, może odrobinę przesadzam. Wybaczcie, ciężko mi pohamować entuzjazm.
O kłopotach, z których zostali uratowani, wysłuchał z pełną powagą.
— Chłopstwo w naszym pięknym kraju… Nie lubi kompromisów. A jeszcze bardziej magii. Z kolei od niej samej, większą nienawiścią pała chyba tylko do nieludzi. Mają gorącą krew, odziedziczoną po pieniaczach, dążących do zrzucania królów z ich stolców. Tych samych, którzy musieli całe życie wieść w strachu przez elfią strzałą. Wiem, że o to niełatwo — powiedział, rozkładając dłonie — ale proponuję ich zrozumieć. Jego Królewska Mość dokłada wszelkich starań, aby uspokoić relację z… włościanami, lecz lubi mówić, że jego znoje idą na marne.
— Choć dla pana Vanterhilla dworskie życie jest być może jedynym prawdziwym, nie dba o szeroko pojętą etykietę. Ceni sobie naturalność. Jestem przekonany, że sobie wybornie poradzicie. — Zapytany o dworek, pokiwał ze zrozumieniem głową. — Śmiem twierdzić, że więcej szczegółów usłyszycie na miejscu. Wiem tylko, że ludzie mojego pana zabezpieczyli gruzowisko i dokonują wszelkich starań aby odzyskać wszystko, co wartościowe. Nie musicie się o nic martwić. — Wyjrzał przez okno wozu. — Jesteśmy na miejscu!
Otworzono im drzwiczki i mogli wyjść na zewnątrz. Ujrzeli w końcu miejsce, które to tak zachwalał Trevor od dobrego kwadransu.
Pierwsze, co rzuciło im się w oczy to niski, jasny mur, pokryty zielonym bluszczem, który oddzielał rezydencję od reszty miasta. Bramę, wykonaną z kutego żelaza, przyozdobiono subtelnie zdobieniami na elfią modłę w postaci wijących się gałązek. Jej lekka, otwarta konstrukcja pozwalała zajrzeć na dziedziniec, na który zresztą zaraz ich wprowadzono.
Był to niewielki ogród, pełen starannie pielęgnowanych kwiatów i krzewów. Delikatne lawendy, róże i jaśmin tworzyły przyjemny, relaksujący zapach, nieustannie unoszący się w powietrzu. Szli ścieżką z białego kamienia, prowadzącą wprost do głównego wejścia, drzwi wykonanych z jasnego, polerowanego drewna z eleganckimi, mosiężnymi okuciami. Nie weszli jednak przez nie, Trevor poprowadził ich wzdłuż budynku, trzypiętrowego o ciepłej, piaskowej elewacji i dużych, przestronnych oknach, w większości skrywających wnętrze zasłonami w pastelowych kolorach, i wprowadził bocznym wejściem. Tuż nad nim znajdował się jeden z kilku balkonów o ukwieconych balustradach.
Idąc korytarzem stanęli przed drzwiami stojącymi naprzeciw siebie.
— Ten pokój — wskazał na lewo — gościć będzie panią Hiseerosh. Zaś ten — wskazał na prawo — pana von Carlinę. W środku czeka na was kąpiel. Za chwilę przyniesione wam zostaną świeże ubrania. — Skinął krótko głową — Do zobaczenia.
Pokój Istki był wyłożony tapetą w kolorach jasnego kremu i różu. W jednej części pomieszczenia znajdowała się przestronna, owalna balia z dębowego drewna, wypolerowana i ozdobiona wydłubaną dłutem kwiecistą florą. Tuż obok stał mały stolik z pachnącymi olejkami do kąpieli, ręcznikami i pękiem ziół. Po drugiej stronie pokoju mieściło się przestronne łóżko z baldachimem i nocne stoliki z lampami. Do środka wpadało ciepłe, naturalne światło z okna z widokiem na ogród.
Pokój Asterala był nieco bardziej męski. Pachniało tu drewnem i ziołami. Wystrój był stonowany, a jego centralny element stanowiła duża, prostokątna balia z ciemnego cedru. Balia była tuż przy kominku, który skutecznie ogrzewał wodę i kąpiącego. Czarodziej doczekał się przy tym podobnego stoliku z przyborami do kąpieli o równie bogatym wyposażeniu: olejkami zapachowymi, gąbkami i flakonikami z perfumowaną wodą. Sypialniana część izby składała się z dużego łóżka o solidnej, drewnianej ramie, również cedrowej. Tuż przy nim postawiono wygodną, skórzaną leżankę a na małym stoliku czekała karafka z winem i kieliszkami.
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
Rzeczywiście, przywykła do względów ludzi Aen Seidhe oceniła towarzyszącego im mężczyznę jako przystojnego. Na tyle, że ciągle mając z tyłu głowy własny nieokrzesany wygląd z każdą sekundą robiło jej się coraz goręcej. Spróbowała odpowiedzieć mu skromnym uśmiechem, lecz było w nim tyle przygnębienia, że równie dobrze mogła tego nie robić. W tym momencie mogła budzić co najwyżej politowanie.
— Sęk w tym, że rozumiem. To co robiły elfy, to co nieraz robią do dziś, jest niewybaczalne. Nie brałam w tym udziału, ale cenę i tak zapłaciłam. Moja rodzina zaginęła, mój dom spalony cztery lata temu. Że o wczorajszym dniu nie wspomnę... ale dość już o tym, pewnie nie macie ochoty słuchać moich żalów. Dość powiedzieć, że nie winię ludzi, przynajmniej nie każdego z osobna. Inaczej nie byłoby mnie tutaj — zapewniła, przekonana, że mości Trevor wie o czym mu teraz mówi. Wszak ponoć ich obserwowali. Zaraza jedna wie po co, lecz jeśli rzeczywiście tak było, to musiał wiedzieć, że wytrzymała tydzień z czarodziejem i jego uczniem, w dworku i w podróży. Przy czym z tym pierwszym planowała wytrzymać nieco dłużej, chyba że los miał dla nich inne plany.
— Pan Vanterhill zadaje sobie z tym wszystkim wiele trudu... Za to też jesteśmy wdzięczni. Wiecie już chyba, że przy sobie nie mamy nawet złamanego srebrzaka — śmiała zauważyć dziewczyna, zanim nie otworzono przed nią drzwi powozu. Na zewnątrz przywitał ją widok, na który powoli gotowała się już od kwadransa. Odwiedziła dzielnicę włókienniczą już tydzień temu, być może dane było jej wtedy dostrzec rezydencję kątem oka. Nie pamiętała. Przez ten czas działo się tyle, że tydzień temu równie dobrze mógł być dla niej jakieś trzy lata wstecz, albo i od razu pół żywota.
Nie znaczyło to, że nie potrafiła docenić estetyki i piękna, nawet jeśli podziwiała je głównie w milczeniu, okazjonalnie przeplatając tylko cichymi westchnięciami. Może nawet lekkiego zachwytu.
Przydzielony jej pokój wywołał wrażenia... nieco odmienne. To nie tak, że zaglądała darowanemu koniowi w zęby. To raczej koń owe zęby doń wyszczerzył, nim była na to gotowa. Do umeblowania nie miała najmniejszych zastrzeżeń, lecz kolorystyka przyprawiła nawet jej otępione człowieczeństwem poczucie estetyki o zawrót głowy, może nawet lekkie mdłości.
— Jest... bardzo ładny. Nie wiem nawet jak mam zacząć dziękować, mości panie Trevor — skłamała, starając się wymusić uśmiech, nie mniej przygnębiający, może nawet budzący współczucie, niż ten w karocy.
— Poradzisz sobie przez chwilę beze mnie? — spytała ryżego towarzysza, zważywszy na jego stan, potencjalnie utrudniający wykonywanie nawet codziennych czynności. Tym bardziej, że nawet nie miał czasu się z nim oswoić. Prawdopodobnie potrzebował jej bardziej niż sobie zdawał z tego sprawę. — Przyjdę do ciebie, jak tylko zrobię ze sobą porządek i doprowadzę do jakiegoś ładu, jeśli nie masz nic przeciw — zapewniła ostatecznie, przechodząc do pomieszczenia w którym ją zakwaterowano.
Nie tracąc czasu (woda wszak musiała stygnąć w każdej chwili, jej pokój pozbawiono przywileju kominka), rozebrała się do negliżu i zanurzyła w wodzie, zaczynając wąchać przygotowane jej środki kąpielowe, by następnie wlać je w niewielkich proporcjach. Zapachy płatków róż, kilku różnych owoców, w tym co najmniej jednego takiego, którego nigdy jeszcze nie miała okazji skosztować, a także kilku przypraw wypełniły powietrze w pobliżu balii, pozwalając elfce się zrelaksować, gdy zmywała z siebie ostatnią dobę.
Nawet olejki nie były jednak w stanie zamaskować niezdrowej zmiany koloru wody, gdy dziewczyna pozbywała się zakrzepłej na jej skórze i włosach krwi. Cięcie na szyi szczypało nieprzyjemnie i wiedziała, że będzie szczypać jeszcze przez jakiś czas, chyba że potraktuje je alkoholem i maścią, albo zaklęciem Asterala. Pozostało czekać aż przyniosą jej coś innego niż nie mniej utytłana juchą koszula ze spódnicą. I nie ujawnić się przy tym ze znamieniem, które miała na nadgarstku, a które miała teraz okazję obejrzeć w świetle dnia, co wcale jej nie uspokoiło. Tak samo jak świadomość tego, kogo nosi pod sercem. Dziewięć miesięcy, dodać, ująć — tyle miała czasu na ułożenie sobie wszystkiego i ustatkowanie życia, które w tym momencie było jednym wielkim bajzlem.
— Sęk w tym, że rozumiem. To co robiły elfy, to co nieraz robią do dziś, jest niewybaczalne. Nie brałam w tym udziału, ale cenę i tak zapłaciłam. Moja rodzina zaginęła, mój dom spalony cztery lata temu. Że o wczorajszym dniu nie wspomnę... ale dość już o tym, pewnie nie macie ochoty słuchać moich żalów. Dość powiedzieć, że nie winię ludzi, przynajmniej nie każdego z osobna. Inaczej nie byłoby mnie tutaj — zapewniła, przekonana, że mości Trevor wie o czym mu teraz mówi. Wszak ponoć ich obserwowali. Zaraza jedna wie po co, lecz jeśli rzeczywiście tak było, to musiał wiedzieć, że wytrzymała tydzień z czarodziejem i jego uczniem, w dworku i w podróży. Przy czym z tym pierwszym planowała wytrzymać nieco dłużej, chyba że los miał dla nich inne plany.
— Pan Vanterhill zadaje sobie z tym wszystkim wiele trudu... Za to też jesteśmy wdzięczni. Wiecie już chyba, że przy sobie nie mamy nawet złamanego srebrzaka — śmiała zauważyć dziewczyna, zanim nie otworzono przed nią drzwi powozu. Na zewnątrz przywitał ją widok, na który powoli gotowała się już od kwadransa. Odwiedziła dzielnicę włókienniczą już tydzień temu, być może dane było jej wtedy dostrzec rezydencję kątem oka. Nie pamiętała. Przez ten czas działo się tyle, że tydzień temu równie dobrze mógł być dla niej jakieś trzy lata wstecz, albo i od razu pół żywota.
Nie znaczyło to, że nie potrafiła docenić estetyki i piękna, nawet jeśli podziwiała je głównie w milczeniu, okazjonalnie przeplatając tylko cichymi westchnięciami. Może nawet lekkiego zachwytu.
Przydzielony jej pokój wywołał wrażenia... nieco odmienne. To nie tak, że zaglądała darowanemu koniowi w zęby. To raczej koń owe zęby doń wyszczerzył, nim była na to gotowa. Do umeblowania nie miała najmniejszych zastrzeżeń, lecz kolorystyka przyprawiła nawet jej otępione człowieczeństwem poczucie estetyki o zawrót głowy, może nawet lekkie mdłości.
— Jest... bardzo ładny. Nie wiem nawet jak mam zacząć dziękować, mości panie Trevor — skłamała, starając się wymusić uśmiech, nie mniej przygnębiający, może nawet budzący współczucie, niż ten w karocy.
— Poradzisz sobie przez chwilę beze mnie? — spytała ryżego towarzysza, zważywszy na jego stan, potencjalnie utrudniający wykonywanie nawet codziennych czynności. Tym bardziej, że nawet nie miał czasu się z nim oswoić. Prawdopodobnie potrzebował jej bardziej niż sobie zdawał z tego sprawę. — Przyjdę do ciebie, jak tylko zrobię ze sobą porządek i doprowadzę do jakiegoś ładu, jeśli nie masz nic przeciw — zapewniła ostatecznie, przechodząc do pomieszczenia w którym ją zakwaterowano.
Nie tracąc czasu (woda wszak musiała stygnąć w każdej chwili, jej pokój pozbawiono przywileju kominka), rozebrała się do negliżu i zanurzyła w wodzie, zaczynając wąchać przygotowane jej środki kąpielowe, by następnie wlać je w niewielkich proporcjach. Zapachy płatków róż, kilku różnych owoców, w tym co najmniej jednego takiego, którego nigdy jeszcze nie miała okazji skosztować, a także kilku przypraw wypełniły powietrze w pobliżu balii, pozwalając elfce się zrelaksować, gdy zmywała z siebie ostatnią dobę.
Nawet olejki nie były jednak w stanie zamaskować niezdrowej zmiany koloru wody, gdy dziewczyna pozbywała się zakrzepłej na jej skórze i włosach krwi. Cięcie na szyi szczypało nieprzyjemnie i wiedziała, że będzie szczypać jeszcze przez jakiś czas, chyba że potraktuje je alkoholem i maścią, albo zaklęciem Asterala. Pozostało czekać aż przyniosą jej coś innego niż nie mniej utytłana juchą koszula ze spódnicą. I nie ujawnić się przy tym ze znamieniem, które miała na nadgarstku, a które miała teraz okazję obejrzeć w świetle dnia, co wcale jej nie uspokoiło. Tak samo jak świadomość tego, kogo nosi pod sercem. Dziewięć miesięcy, dodać, ująć — tyle miała czasu na ułożenie sobie wszystkiego i ustatkowanie życia, które w tym momencie było jednym wielkim bajzlem.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
— Dziękuję. — Odrzekł na koniec, nim jeszcze opuścił karocę. W tym jednym „dziękuję” mieściła się wdzięczność nie tylko za zabezpieczenie co wartościowszych rzeczy ze zrujnowanego dworku, ale również uratowanie ich przed rozwścieczoną tłuszczą, zapewnieniem opieki przez noc i zaoferowaniem wygód, na które nie zasłużyli. Nieważne jaką cenę będą musieli zapłacić za te uprzejmości.
W rzeczy samej, słowa opisujące posiadłość Vanterhilla nie były wyssane z palca, choć lirycznie przejaskrawione. Zarówno ogrody i otaczający je mur, fasada budynku i jej wnętrze pełne przepychu i przesadnie zdobione na nową modłę, świadczyły o majętności i pozycji gospodarza. Ugoszczenie pragmatycznego i lekko egocetrycznego czarodzieja, niebywającego na szlacheckich salonach oraz wędrownej felczerki, chwytającej się każdej roboty w zawodzie, która zapewni dach nad głową i pełną misę strawy, można było uznać za lekko ekscentryczne. Ale za pewne było przemyślane…
W przeciwieństwie do Istki, nie przykuł uwagi do szczegółów wystroju, a na pewno nie zważał na estetykę dobranych kolorów. Stronił od zbytnich luksusów, a w ostatnim czasie reprezentował kulturę luddyzmu – przeniesienie się do dworku było ostatecznym wyrazem jego poglądów. Co się później okazało, przeniesienie się na podgrodzie zupełnie nie pozwoliło mu zaznać sielankowego wiejskiego spokoju, ani uciec przed kłopotami. Taki już los wiedzących.
— I jeszcze raz dziękuję za waszą gościnność. Kąpiel i świeże ubrania będą... mile widziane. — Skinął jedynie na pożegnanie.
— Postaram się. Sama powinnaś odpocząć, wiele dla mnie uczyniłaś przez ten ostatni czas. — Asteral w kontakcie z Istką był już mniej wyniosły. Traktował ją jak dobrą przyjaciółkę, która poznał wiele lat temu. Te ostatnie tygodnie połączyły ich bardziej niż mogli się spodziewać.
Przekroczywszy próg izby, pierwszym co uczynił, było sięgnięcie po kieliszek uprzednio napełniony winem. Jedynie zamoczył usta, kosztując winogronowego napoju. Wraz z ciepłą kąpielą, mógł w końcu ukoić zszargane nerwy. Nim jednak pozwolił sobie na tą lubość, musiał sprawdzić z lekkim niepokojem. Sięgnął do mocy, która tętniła w wodzie. Próbował zaczerpnąć pierwszy raz od zapomnianego starcia z demonem, po energię magiczną.
Później dosyć niezdarnie i pokracznie rozebrał się ze zniszczonych i cuchnących krwią, potem i brudem ubrań. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ nie zdążył się przyzwyczaić do kalectwa. Straciwszy prawą dłoń, czuł się ułomny. Był jednak czarodziejem, a jeśli magia go nie opuściła, zawsze mógł liczyć na jej pomoc. Teraz jednak nie była mu niezbędna z pokorą przyjmując swój stan.
Z dostępnych olejków wybrał te korzenne i drzewne, z łatwością rozpoznając niektóre kompozycje. W końcu zamoczył swoje zmęczone i obolałe ciało w gorącej kąpieli. Na moment pozwalając rozluźnić się mięśnia, a umysłowi odpłynąć. Właśnie tego było mu trzeba, choć pamięć nadal szwankowała, a obrazy trudnych wydarzeń z poprzedzającej nocy doń nie wracały, chwilo nie zamierzał tego stanu zmieniać. Później z jeszcze większą niezgrabnością próbował wyszorować swoje ciało, trochę zbyt zajadliwie, jakby próbował wymazać z siebie wszystkie winy, którymi obarczała go elfia towarzyszka. „Tobie łatwo jest mówić, czarodziejowi,” „W moich oczach nie jesteś mniej winny od niego,” – kołatało się w jego głowie.
W rzeczy samej, słowa opisujące posiadłość Vanterhilla nie były wyssane z palca, choć lirycznie przejaskrawione. Zarówno ogrody i otaczający je mur, fasada budynku i jej wnętrze pełne przepychu i przesadnie zdobione na nową modłę, świadczyły o majętności i pozycji gospodarza. Ugoszczenie pragmatycznego i lekko egocetrycznego czarodzieja, niebywającego na szlacheckich salonach oraz wędrownej felczerki, chwytającej się każdej roboty w zawodzie, która zapewni dach nad głową i pełną misę strawy, można było uznać za lekko ekscentryczne. Ale za pewne było przemyślane…
W przeciwieństwie do Istki, nie przykuł uwagi do szczegółów wystroju, a na pewno nie zważał na estetykę dobranych kolorów. Stronił od zbytnich luksusów, a w ostatnim czasie reprezentował kulturę luddyzmu – przeniesienie się do dworku było ostatecznym wyrazem jego poglądów. Co się później okazało, przeniesienie się na podgrodzie zupełnie nie pozwoliło mu zaznać sielankowego wiejskiego spokoju, ani uciec przed kłopotami. Taki już los wiedzących.
— I jeszcze raz dziękuję za waszą gościnność. Kąpiel i świeże ubrania będą... mile widziane. — Skinął jedynie na pożegnanie.
— Postaram się. Sama powinnaś odpocząć, wiele dla mnie uczyniłaś przez ten ostatni czas. — Asteral w kontakcie z Istką był już mniej wyniosły. Traktował ją jak dobrą przyjaciółkę, która poznał wiele lat temu. Te ostatnie tygodnie połączyły ich bardziej niż mogli się spodziewać.
Przekroczywszy próg izby, pierwszym co uczynił, było sięgnięcie po kieliszek uprzednio napełniony winem. Jedynie zamoczył usta, kosztując winogronowego napoju. Wraz z ciepłą kąpielą, mógł w końcu ukoić zszargane nerwy. Nim jednak pozwolił sobie na tą lubość, musiał sprawdzić z lekkim niepokojem. Sięgnął do mocy, która tętniła w wodzie. Próbował zaczerpnąć pierwszy raz od zapomnianego starcia z demonem, po energię magiczną.
Później dosyć niezdarnie i pokracznie rozebrał się ze zniszczonych i cuchnących krwią, potem i brudem ubrań. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ nie zdążył się przyzwyczaić do kalectwa. Straciwszy prawą dłoń, czuł się ułomny. Był jednak czarodziejem, a jeśli magia go nie opuściła, zawsze mógł liczyć na jej pomoc. Teraz jednak nie była mu niezbędna z pokorą przyjmując swój stan.
Z dostępnych olejków wybrał te korzenne i drzewne, z łatwością rozpoznając niektóre kompozycje. W końcu zamoczył swoje zmęczone i obolałe ciało w gorącej kąpieli. Na moment pozwalając rozluźnić się mięśnia, a umysłowi odpłynąć. Właśnie tego było mu trzeba, choć pamięć nadal szwankowała, a obrazy trudnych wydarzeń z poprzedzającej nocy doń nie wracały, chwilo nie zamierzał tego stanu zmieniać. Później z jeszcze większą niezgrabnością próbował wyszorować swoje ciało, trochę zbyt zajadliwie, jakby próbował wymazać z siebie wszystkie winy, którymi obarczała go elfia towarzyszka. „Tobie łatwo jest mówić, czarodziejowi,” „W moich oczach nie jesteś mniej winny od niego,” – kołatało się w jego głowie.
Ilość słów: 0
Re: Dzielnica Włókiennicza
Kąpiel przyniosła upragnioną ulgę. Gorąca, namydlona woda zmyła z ich ciał ślady i zapachy minionej nocy, pozwalając skórze i mięśniom odpocząć. Ich umysły, choć na chwilę, znalazły wytchnienie w kojących myślach. Czas na mycie mieli dłuższy, niż się spodziewali. Nikt ich nie niepokoił, dopóki woda w baliach nie zaczęła letnieć. Dopiero wtedy w ich pokojach rozległo się pukanie, a chwilę później drzwi uchyliły się.
Do pokoju Istki wkroczyła młoda służka, ubrana w praktyczną, lnianą suknię osłoniętą białym fartuchem. Na głowie miała skromny czepek. W rękach niosła naręcze ubrań, które ułożyła niedaleko wanny. Sięgnęła po ręcznik i rozłożyła go, cierpliwie czekając, aż elfka wyjdzie z wody i pozwoli się nim owinąć. Gdy to się stało, służka podeszła do ubrań i zaczęła przedstawiać każdy element garderoby.
— Oto strój dla ciebie, pani — powiedziała życzliwie. — Długa suknia z cienkiej wełny w odcieniu leśnego brązu. Jest miękka i smukła, zapewni ci, pani, dużo swobody. Podkreśli twoją sylwetkę, a brak falban i nadmiarów tkaniny sprawia, że jest bajecznie lekka. Dekolt w kształcie łódki jest dość szeroki, mam nadzieję, że nie uznasz go za zbyt śmiały… Ale za to pięknie ozdobiony haftem ze złotej nici. Hafty są również na rękawach, które, jak widzisz, rozcinają się od łokcia w dół — opisała, składając suknię z szacunkiem. Następnie sięgnęła po buty. — Skórzane pantofle, bez obcasa, ponoć bardzo wygodne. A tu masz, pani, pas ze skóry plecionej. Ach, wybacz, prawie zapomniałam!
Wyciągnęła małą, elegancką szkatułkę.
— Jeśli chciałabyś założyć biżuterię, pani, mam tu naszyjnik z bursztynem. — Wisiorek był subtelny, z brązowym, przezroczystym kamieniem wielkości orzecha. — Czy życzysz sobie, pani, żebym ufryzowała twoje włosy? Mogę upleść warkocz.
Czarodzieja odwiedził młody sługa, niemal chłopiec, który z szacunkiem złożył naręcze ubrań, tak jak wcześniej zrobiła to służka Istki. Pozwolił Asteralowi wyjść z wody i podał ręcznik, by mógł się osuszyć.
Z równą skrupulatnością przedstawił przygotowany strój:
— Oto koszula z cienkiego lnu, o wysokim kołnierzu i plisowanych mankietach — wskazał na kremową tkaninę. — Rękawy będą wystawać spod kaftana. Mam nadzieję, panie, że lubisz fiolet. Kaftan również ma wysoki kołnierz, zapinany na dyskretne guziki od wewnątrz. Jest wełniany, ale lekki, więc się w nim nie zgrzejecie. Haft z motywem roślinnym znajduje się tutaj, na rękawach, oraz wzdłuż krawędzi. Słyszałem, panie, że kochasz naturę — dodał, lekko się uśmiechając, jakby obawiając się, czy nie zbyt śmiało się spoufala.
Następnie wskazał ciemnoszare, dopasowane spodnie ze skóry i buty o zaokrąglonych noskach, sięgające za kostkę.
— Pas ciemnobrązowy, z miedzianą klamrą. I jeszcze... półpłaszcz, który możesz, panie, założyć. Będzie pasować do spodni. Spina się broszą — pokazał ozdobę, w kształcie sowy, identyczną jak ta, którą nosił Trevor.
Na zakończenie zapytał, nieco niepewnie:
— Czy życzycie sobie coś jeszcze, panie?
Do pokoju Istki wkroczyła młoda służka, ubrana w praktyczną, lnianą suknię osłoniętą białym fartuchem. Na głowie miała skromny czepek. W rękach niosła naręcze ubrań, które ułożyła niedaleko wanny. Sięgnęła po ręcznik i rozłożyła go, cierpliwie czekając, aż elfka wyjdzie z wody i pozwoli się nim owinąć. Gdy to się stało, służka podeszła do ubrań i zaczęła przedstawiać każdy element garderoby.
— Oto strój dla ciebie, pani — powiedziała życzliwie. — Długa suknia z cienkiej wełny w odcieniu leśnego brązu. Jest miękka i smukła, zapewni ci, pani, dużo swobody. Podkreśli twoją sylwetkę, a brak falban i nadmiarów tkaniny sprawia, że jest bajecznie lekka. Dekolt w kształcie łódki jest dość szeroki, mam nadzieję, że nie uznasz go za zbyt śmiały… Ale za to pięknie ozdobiony haftem ze złotej nici. Hafty są również na rękawach, które, jak widzisz, rozcinają się od łokcia w dół — opisała, składając suknię z szacunkiem. Następnie sięgnęła po buty. — Skórzane pantofle, bez obcasa, ponoć bardzo wygodne. A tu masz, pani, pas ze skóry plecionej. Ach, wybacz, prawie zapomniałam!
Wyciągnęła małą, elegancką szkatułkę.
— Jeśli chciałabyś założyć biżuterię, pani, mam tu naszyjnik z bursztynem. — Wisiorek był subtelny, z brązowym, przezroczystym kamieniem wielkości orzecha. — Czy życzysz sobie, pani, żebym ufryzowała twoje włosy? Mogę upleść warkocz.
Czarodzieja odwiedził młody sługa, niemal chłopiec, który z szacunkiem złożył naręcze ubrań, tak jak wcześniej zrobiła to służka Istki. Pozwolił Asteralowi wyjść z wody i podał ręcznik, by mógł się osuszyć.
Z równą skrupulatnością przedstawił przygotowany strój:
— Oto koszula z cienkiego lnu, o wysokim kołnierzu i plisowanych mankietach — wskazał na kremową tkaninę. — Rękawy będą wystawać spod kaftana. Mam nadzieję, panie, że lubisz fiolet. Kaftan również ma wysoki kołnierz, zapinany na dyskretne guziki od wewnątrz. Jest wełniany, ale lekki, więc się w nim nie zgrzejecie. Haft z motywem roślinnym znajduje się tutaj, na rękawach, oraz wzdłuż krawędzi. Słyszałem, panie, że kochasz naturę — dodał, lekko się uśmiechając, jakby obawiając się, czy nie zbyt śmiało się spoufala.
Następnie wskazał ciemnoszare, dopasowane spodnie ze skóry i buty o zaokrąglonych noskach, sięgające za kostkę.
— Pas ciemnobrązowy, z miedzianą klamrą. I jeszcze... półpłaszcz, który możesz, panie, założyć. Będzie pasować do spodni. Spina się broszą — pokazał ozdobę, w kształcie sowy, identyczną jak ta, którą nosił Trevor.
Na zakończenie zapytał, nieco niepewnie:
— Czy życzycie sobie coś jeszcze, panie?
► Pokaż Spoiler
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
Kąpiąca się zmierzyła wzrokiem wchodzącą do pokoju figurę, z ulgą stwierdziwszy, że to tylko służka. A może nawet — aż służka. Jako ktoś, kto zawsze raczej usługiwał innym ludziom, niż komu usługiwano, Istka czuła się z lekka niegodna takowego udogodnienia, za to doskonale rozumiała profesjonalizm dziewczęcia i głównie dla jej dobra w dużej mierze pozostała w roli.
— Witaj. Żadna ze mnie pani... Możesz mi wołać „Istka” — było jedyną prośbą, którą nie zastosowała się do powyższego.
Za to chwilę później podniosła się z wody i pozwoliła owinąć ręcznikiem, skrywając przy tym bardziej znamię na nadgarstku, aniżeli własne wdzięki. Wytarłszy się w niego, przysiadła na alkowie, poświęcając całą uwagę prezentacji odzienia.
— Na pewno znasz się na tym lepiej. Zakładam, że dekolt jest jak najbardziej... stosowny do sytuacji — kiwnęła głową, siląc się nawet na lekki uśmiech, a to dlatego, że przeciętnie jej koszula dysponowała dwa razy większym i nic sobie z tego nie robiła.
Ogółem rzecz biorąc — w przeciwieństwie do wystroju pomieszczenia — tym razem nie musiała nawet udawać, że dobór stroju przypadł jej do gustu. Doceniła, że nikt nie próbował z niej zrobić damy dworu na siłę, a ograniczono się do całkiem pospolitego koloru z eleganckimi wstawkami. Ciekawe tylko, czy wybór wynikał z czystego przypadku, czy faktu, że od jakiegoś czasu ich obserwowano. Ta druga opcja rodziła pytanie — jak bardzo szczegółowo i jak dużo ich gospodarz wie.
Pozostawało tylko kilka drobnych mankamentów, które elfka zdecydowała się poruszyć przy okazji pytania o fryzurę.
— Mam rozcięcie na szyi i wyrwano mi kępkę włosów, o tutaj — pokazała palcem miejsce, gdzie wczorajszego poranka napastnik pociągnął ją za kłaki. Pod burzą jasnych włosów ciężko było to dostrzec, lecz rzeczywiście było na jej głowie miejsce gdzie były one rzadsze.
— Myślę, że da radę to przykryć, ale włosy chciałabym zatrzymać rozpuszczone, wystarczy rozczesać. A rękawy związane, jeśli to wykonalne. Mam bliznę na nadgarstku, nie chcę za bardzo jej pokazywać — przyznała się, choć ani myślała prezentować jej znamienia, dopóki nie było to absolutnie konieczne.
— Naszyjnika też nie odmówię. Zwykle nie noszę takich rzeczy, ale chciałabym się jakoś... prezentować przed gospodarzem, jeśli mogę to tak ująć.
— Witaj. Żadna ze mnie pani... Możesz mi wołać „Istka” — było jedyną prośbą, którą nie zastosowała się do powyższego.
Za to chwilę później podniosła się z wody i pozwoliła owinąć ręcznikiem, skrywając przy tym bardziej znamię na nadgarstku, aniżeli własne wdzięki. Wytarłszy się w niego, przysiadła na alkowie, poświęcając całą uwagę prezentacji odzienia.
— Na pewno znasz się na tym lepiej. Zakładam, że dekolt jest jak najbardziej... stosowny do sytuacji — kiwnęła głową, siląc się nawet na lekki uśmiech, a to dlatego, że przeciętnie jej koszula dysponowała dwa razy większym i nic sobie z tego nie robiła.
Ogółem rzecz biorąc — w przeciwieństwie do wystroju pomieszczenia — tym razem nie musiała nawet udawać, że dobór stroju przypadł jej do gustu. Doceniła, że nikt nie próbował z niej zrobić damy dworu na siłę, a ograniczono się do całkiem pospolitego koloru z eleganckimi wstawkami. Ciekawe tylko, czy wybór wynikał z czystego przypadku, czy faktu, że od jakiegoś czasu ich obserwowano. Ta druga opcja rodziła pytanie — jak bardzo szczegółowo i jak dużo ich gospodarz wie.
Pozostawało tylko kilka drobnych mankamentów, które elfka zdecydowała się poruszyć przy okazji pytania o fryzurę.
— Mam rozcięcie na szyi i wyrwano mi kępkę włosów, o tutaj — pokazała palcem miejsce, gdzie wczorajszego poranka napastnik pociągnął ją za kłaki. Pod burzą jasnych włosów ciężko było to dostrzec, lecz rzeczywiście było na jej głowie miejsce gdzie były one rzadsze.
— Myślę, że da radę to przykryć, ale włosy chciałabym zatrzymać rozpuszczone, wystarczy rozczesać. A rękawy związane, jeśli to wykonalne. Mam bliznę na nadgarstku, nie chcę za bardzo jej pokazywać — przyznała się, choć ani myślała prezentować jej znamienia, dopóki nie było to absolutnie konieczne.
— Naszyjnika też nie odmówię. Zwykle nie noszę takich rzeczy, ale chciałabym się jakoś... prezentować przed gospodarzem, jeśli mogę to tak ująć.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
Ciepła woda zmyła brud i zaschniętą krew, odganiając zmęczenie obolałego ciała, ale nie była w stanie zmazać podłych śladów uprzedniego dnia. Na szczęście lub nieszczęście zdążyła to uczynić psychika czarodzieja, chroniąc go przed strasznym obrazem demonicznej bestii, wyparciem. W odmętach nieświadomości prawdopodobnie mógłby odnaleźć dużo innych okropnych i okrutnych obrazów, które zawczasu zapomniał. Na półce z relikwiami minionych czasów na honorowym miejscu znajdował się flakon wypełniony ciemną jak atrament energią, w której czaił się wizerunkiem Mal'ghuratha. Wydawać się mogło, że spod wciśniętego i zalakowanego korka wylewała się lepka i cuchnąca substancja i może by sobie zaraz przypomniał cokolwiek, ale umysł rudego skrzętnie odwrócił uwagę od tego co przykre.
Wynurzył się ze stygnącej już kąpieli, odświeżony i ukojony, prosząc o pomoc służącego w osuszeniu ciała. Nie przywykł jeszcze do kalectwa, które ograniczyło znacząco jego sprawność, nie tylko w wykonywaniu zwykłych prostych czynności, ale również władania magią. W przeciwieństwie jednak do swojej kumoterki, która czuła się lekko skonfundowana, do wygód był oswojony, bywając nieraz u zamożnych mieszczan, w szlacheckich rezydencjach, a nawet bywając na ucztach królewskich. Osobiście stroniąc od zbytnich wygód, będąc postrzegany w swoim czarodziejskim towarzystwie jako dziwak, zamierzał schronić się pod murami Vengerbergu przed tym przepychem, próżnością i knowaniami. Los bywając kapryśnym, nie zamierzał mu odpuścić, a chcąc przechytrzyć fortunę przyszło mu zapłacić nie tylko dworkiem, ale również ręką i życiem swojego podopiecznego.
— Jak się zwiesz młodzieńcze? – Zagadał. — W rzeczy samej naturę darzę szczególnym rodzajem miłości. Chętnie podzieliłbym się z tobą opowieścią o swoich wyprawach, ale zostawimy to na inny czas, gdy będę w lepszej kondycji. Teraz wyglądam i brzmię jak siedem nieszczęść. Dlatego też prosiłbym cie o pomoc przy odzianiu, zaledwie wczoraj straciłem dłoń. Lecz wpierw napełnij mi puchar.
Druga porcja sfermentowanych winogron spowodowało, że lekko zaszumiało mu w głowie. Wyczerpany organizm potrzebował teraz sytego posiłku, niż porcji etanolu, ale umysł otępienie zmysłów przyjął z ulgą.
— Powiedz mi proszę co oznacza ta sowa. — Obrócił w dłoni darowaną mu broszkę, będąc szczerze zaciekawiony biżuterią. — Nim mnie zechcesz opuścić: czy macie tutaj studnię?
Wynurzył się ze stygnącej już kąpieli, odświeżony i ukojony, prosząc o pomoc służącego w osuszeniu ciała. Nie przywykł jeszcze do kalectwa, które ograniczyło znacząco jego sprawność, nie tylko w wykonywaniu zwykłych prostych czynności, ale również władania magią. W przeciwieństwie jednak do swojej kumoterki, która czuła się lekko skonfundowana, do wygód był oswojony, bywając nieraz u zamożnych mieszczan, w szlacheckich rezydencjach, a nawet bywając na ucztach królewskich. Osobiście stroniąc od zbytnich wygód, będąc postrzegany w swoim czarodziejskim towarzystwie jako dziwak, zamierzał schronić się pod murami Vengerbergu przed tym przepychem, próżnością i knowaniami. Los bywając kapryśnym, nie zamierzał mu odpuścić, a chcąc przechytrzyć fortunę przyszło mu zapłacić nie tylko dworkiem, ale również ręką i życiem swojego podopiecznego.
— Jak się zwiesz młodzieńcze? – Zagadał. — W rzeczy samej naturę darzę szczególnym rodzajem miłości. Chętnie podzieliłbym się z tobą opowieścią o swoich wyprawach, ale zostawimy to na inny czas, gdy będę w lepszej kondycji. Teraz wyglądam i brzmię jak siedem nieszczęść. Dlatego też prosiłbym cie o pomoc przy odzianiu, zaledwie wczoraj straciłem dłoń. Lecz wpierw napełnij mi puchar.
Druga porcja sfermentowanych winogron spowodowało, że lekko zaszumiało mu w głowie. Wyczerpany organizm potrzebował teraz sytego posiłku, niż porcji etanolu, ale umysł otępienie zmysłów przyjął z ulgą.
— Powiedz mi proszę co oznacza ta sowa. — Obrócił w dłoni darowaną mu broszkę, będąc szczerze zaciekawiony biżuterią. — Nim mnie zechcesz opuścić: czy macie tutaj studnię?
Ilość słów: 0
Re: Dzielnica Włókiennicza
Służka uśmiechnęła się z dumą, gdy Istka wyraziła zadowolenie z sukni.
— Cieszę się, że ci się podoba, pani… to znaczy, Istko — powiedziała z szacunkiem, ale i przyjacielską nutą. — Do mnie mów po prostu Vespa. Masz szczęście, że nie ja wybierałam kreację. Mówią, że o modzie wiem tyle, co nic, a gustu u mnie za grosz, bom w Novigradzie się wychowała — dodała z melancholijnym uśmiechem. Posadziła Istkę na krzesło, wyraźnie ciesząc się nową zażyłością, która pozwoliła jej rozluźnić się i mówić dalej. — Tu na dworze nawet pachołek musi znać się na kulturze. Dlatego pijam z porcelany, jakby mi tak lepiej smakowało. Czasem też pozwolę sobie na ciętą ripostę, zwłaszcza wobec szlachetnego, co by wyjść na mądrzejszą, niż naprawdę jestem. Tutaj to nie jest karane, a panowie odpowiadają tylko dobrodusznym uśmiechem.
Starannie zaczesywała wskazane miejsce, przymykając oko na widoczną jedynie dla niej skazę.
— Będzie dobrze, zaczeszemy i nie będzie śladu. Nawet teraz ledwie widać. Masz piękne włosy.
Gdy fryzura była gotowa, Vespa pomogła Istce włożyć suknię. Przy wiązaniu rękawów zatrzymała się na chwilę.
— A gdzie masz tę bliznę, jeśli wolno zapytać? Nic nie widzę.
*** — Na imię mi Ivan — odpowiedział młodzieniec i zaraz zrobił sus do stolika z winem. Nalał gościowi sowitą czarkę, którą od razu podał. — Szczególny rodzaj miłości — zaczerwienił się — to rzecz piękna i wyjątkowa, panie. Z największą przyjemnością pomogę ci wdziać ubranie.
Sięgnąwszy po odzienie, począł kolejno pomagać założyć koszulę i spodnie. Przy tych ostatnich na chwilę się zatrzymał, żeby odpowiednio je poprawić, zauważając, że trochę marszczą się w kroku. Następnie klepnął delikatnie kilka razy Asterala z tyłu w okolicach prawego pośladka, stwierdzając, że wydaje mu się, że widział paproch. Przyznał jednak szybko, że chyba mu się omyliło. Asteral założył kaftan i buty, a Ivan nie omieszkał wskazać znaczenia broszy.
— Sowa, ta brożka… to symbol pana Vanterhilla, używa jej jako sygilu. To duży honor ją nosić, panie von Carlina. — Po czym dodał po chwili namysłu: — Oczywiście, mamy studnię na terenie posesji.
Gdy obie stylizacje zostały ukończone, zarówno Vespa, jak i Ivan oznajmili, że jeśli goście są gotowi, mogą podążyć za nimi na śniadanie, albowiem jego pora właśnie nadeszła.
— Cieszę się, że ci się podoba, pani… to znaczy, Istko — powiedziała z szacunkiem, ale i przyjacielską nutą. — Do mnie mów po prostu Vespa. Masz szczęście, że nie ja wybierałam kreację. Mówią, że o modzie wiem tyle, co nic, a gustu u mnie za grosz, bom w Novigradzie się wychowała — dodała z melancholijnym uśmiechem. Posadziła Istkę na krzesło, wyraźnie ciesząc się nową zażyłością, która pozwoliła jej rozluźnić się i mówić dalej. — Tu na dworze nawet pachołek musi znać się na kulturze. Dlatego pijam z porcelany, jakby mi tak lepiej smakowało. Czasem też pozwolę sobie na ciętą ripostę, zwłaszcza wobec szlachetnego, co by wyjść na mądrzejszą, niż naprawdę jestem. Tutaj to nie jest karane, a panowie odpowiadają tylko dobrodusznym uśmiechem.
Starannie zaczesywała wskazane miejsce, przymykając oko na widoczną jedynie dla niej skazę.
— Będzie dobrze, zaczeszemy i nie będzie śladu. Nawet teraz ledwie widać. Masz piękne włosy.
Gdy fryzura była gotowa, Vespa pomogła Istce włożyć suknię. Przy wiązaniu rękawów zatrzymała się na chwilę.
— A gdzie masz tę bliznę, jeśli wolno zapytać? Nic nie widzę.
*** — Na imię mi Ivan — odpowiedział młodzieniec i zaraz zrobił sus do stolika z winem. Nalał gościowi sowitą czarkę, którą od razu podał. — Szczególny rodzaj miłości — zaczerwienił się — to rzecz piękna i wyjątkowa, panie. Z największą przyjemnością pomogę ci wdziać ubranie.
Sięgnąwszy po odzienie, począł kolejno pomagać założyć koszulę i spodnie. Przy tych ostatnich na chwilę się zatrzymał, żeby odpowiednio je poprawić, zauważając, że trochę marszczą się w kroku. Następnie klepnął delikatnie kilka razy Asterala z tyłu w okolicach prawego pośladka, stwierdzając, że wydaje mu się, że widział paproch. Przyznał jednak szybko, że chyba mu się omyliło. Asteral założył kaftan i buty, a Ivan nie omieszkał wskazać znaczenia broszy.
— Sowa, ta brożka… to symbol pana Vanterhilla, używa jej jako sygilu. To duży honor ją nosić, panie von Carlina. — Po czym dodał po chwili namysłu: — Oczywiście, mamy studnię na terenie posesji.
Gdy obie stylizacje zostały ukończone, zarówno Vespa, jak i Ivan oznajmili, że jeśli goście są gotowi, mogą podążyć za nimi na śniadanie, albowiem jego pora właśnie nadeszła.
Ilość słów: 0
- Arbalest
- Posty: 378
- Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
- Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
- Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
— Vespa, tak...? Mam wrażenie jakbym gdzieś już kiedyś słyszała to imię, dawno temu. W innym życiu — rzuciła w zamyśleniu elfka, wyraźnie rozluźniając się pod wpływem przyjaznej konwersacji. Służka charakterem przywiodła jej na myśl przyjaciółki z lat dzieciństwa. To jednak nie do końca było to.
— No ale nic to. Naprawdę jesteś z Novigradu? To jeszcze pół biedy. Nie chcesz wiedzieć jak gawiedź zwykła wołać za Rivkami — odsapnęło dziewczę, kręcąc odruchowo głową, a zapominając przy tym, że Vespa właśnie rozczesuje jej włosy. Powściągnęła się szybko, dalej już siedząc prosto.
— Dziękuję. Strasznie ciężko o nie zadbać w podróży, staję na głowie, żeby móc je codziennie myć. Wiem, że są niepraktyczne, ale chyba nigdy ich nie skrócę. Za dobrze wabią mężczyzn — odparła z delikatnym uśmieszkiem, reagując przy tym z umiarkowanym spięciem, gdy służka chwyciła jej lewe ramię, by poprawić wiązanie rękawa.
— Jest niewielka, ale z jakiegoś powodu nie mogę przestać o niej myśleć — odpowiedziała na pytanie nieśmiało, w myślach rozpaczliwie szukając jednak wymówki by nie musieć niczego pokazywać, samemu się przy tym dziwiąc, że Vespa nie dostrzegła znamienia. Było demonicznego pochodzenia, ale czy naprawdę potrafiło znikać i pojawiać się samo z siebie?
— Chyba schowałaś ją już pod rękawem. Tak będzie w sam raz, dziękuję — elfka cofnęła rękę do siebie, być może nawet zbyt powściągliwie. Odbicie pokazywało, że istotnie, była gotowa. Wstała więc z miejsca i skłoniła delikatnie głową towarzyszącej jej dziewczynie.
— Po prawdzie to nie pamiętam kiedy ostatnio włożyłam prawdziwą suknię. Cały czas spódnice i koszule, czasem spodnie. Miła odmiana — skomentowała, pozwalając zaprowadzić się na korytarz. Nie omieszkała po drodze zapukać trzykrotnie do komnaty wydzielonej magikowi.
— Jesteś gotów, Asteralu? Nie każmy gospodarzowi czekać. Potrzebujesz mojej pomocy? — zapytała przez drzwi, nie będąc pewną czy jemu również w przygotowaniach nie towarzyszy sługa.
— No ale nic to. Naprawdę jesteś z Novigradu? To jeszcze pół biedy. Nie chcesz wiedzieć jak gawiedź zwykła wołać za Rivkami — odsapnęło dziewczę, kręcąc odruchowo głową, a zapominając przy tym, że Vespa właśnie rozczesuje jej włosy. Powściągnęła się szybko, dalej już siedząc prosto.
— Dziękuję. Strasznie ciężko o nie zadbać w podróży, staję na głowie, żeby móc je codziennie myć. Wiem, że są niepraktyczne, ale chyba nigdy ich nie skrócę. Za dobrze wabią mężczyzn — odparła z delikatnym uśmieszkiem, reagując przy tym z umiarkowanym spięciem, gdy służka chwyciła jej lewe ramię, by poprawić wiązanie rękawa.
— Jest niewielka, ale z jakiegoś powodu nie mogę przestać o niej myśleć — odpowiedziała na pytanie nieśmiało, w myślach rozpaczliwie szukając jednak wymówki by nie musieć niczego pokazywać, samemu się przy tym dziwiąc, że Vespa nie dostrzegła znamienia. Było demonicznego pochodzenia, ale czy naprawdę potrafiło znikać i pojawiać się samo z siebie?
— Chyba schowałaś ją już pod rękawem. Tak będzie w sam raz, dziękuję — elfka cofnęła rękę do siebie, być może nawet zbyt powściągliwie. Odbicie pokazywało, że istotnie, była gotowa. Wstała więc z miejsca i skłoniła delikatnie głową towarzyszącej jej dziewczynie.
— Po prawdzie to nie pamiętam kiedy ostatnio włożyłam prawdziwą suknię. Cały czas spódnice i koszule, czasem spodnie. Miła odmiana — skomentowała, pozwalając zaprowadzić się na korytarz. Nie omieszkała po drodze zapukać trzykrotnie do komnaty wydzielonej magikowi.
— Jesteś gotów, Asteralu? Nie każmy gospodarzowi czekać. Potrzebujesz mojej pomocy? — zapytała przez drzwi, nie będąc pewną czy jemu również w przygotowaniach nie towarzyszy sługa.
Ilość słów: 0
- Asteral von Carlina
- Posty: 356
- Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
- Miano: Asteral von Carlina
- Zdrowie: Zdrowy
- Profil Postaci: Profil Postaci
- Karta Postaci: Karta Postaci
Re: Dzielnica Włókiennicza
— Jam jest Asteral von Carlina, co już z pewnością wiesz. Czarodziej, medyk, alchemik, biolog. To tylko tytuły, po których mnie nie poznasz. –Oznajmił, patrząc na młodzieńca badawczym spojrzeniem. Upił odrobinę świeżo nalanego wina, ledwo zwilżając wargi. – Zastanawiam się, jak wiele jeszcze o mnie wiesz. Od jak długo służysz u pana Vanterhilla? Skąd pochodzi twoja rodzina?
Bez cienia zawstydzenia czy niesmaku pozwolił sobie pomóc przy odzieniu. Był świadomy, że nie jest już tak sprawny, jak wcześniej i nie zamierzał walczyć z rzeczywistością swojego kalectwa. Wiedział, że potrzeba będzie wiele czasu, zanim odzyska pełnię sprawności, zanim przyzwyczai się do braku swojej dominującej dłoni. Nie skwitował zbyt gorliwego poprawiania ułożenia jego spodni, czy strzepywania niewidocznych paprochów, zamiast tego, spokojnie poprosił o wpięcie broszki, nie zamierzając trudzić się, czy posiłkować magią.
Przed opuszczeniem izby, przygotowanej specjalnie na jego przybycie, wziął większy łyk wina, pozwalając, by jego smak rozlał się na kubki smakowe. Wybitnie dobry trunek — musiał przyznać. Mimo że powinien iść na posiłek, duch niepokorności, który zawsze w nim żył, nie pozwalał na ścisłe trzymanie się dworskich konwenansów.
— Prowadźcie pierwej do studni, Ivanie. Z pewnością zdążymy na wykwintne śniadanie przygotowane przez twego Pana, ale potrzebuję odetchnąć świeżym powietrzem.
Zanim Istka zdążyła podejść do jego drzwi, aby zapukać, gdzie odpowiedziałoby jej jedynie głuche echo, ryży czarodziej w towarzystwie służebnego już opuszczał korytarz. Myśli, choć powoli oswajały się z obecnym miejscem i sytuacją, wciąż kryły w sobie cienie dawnych traum, jak cichy przypływ, który co jakiś czas zalewał jego świadomość nieoczekiwanym wspomnieniem.
Bez cienia zawstydzenia czy niesmaku pozwolił sobie pomóc przy odzieniu. Był świadomy, że nie jest już tak sprawny, jak wcześniej i nie zamierzał walczyć z rzeczywistością swojego kalectwa. Wiedział, że potrzeba będzie wiele czasu, zanim odzyska pełnię sprawności, zanim przyzwyczai się do braku swojej dominującej dłoni. Nie skwitował zbyt gorliwego poprawiania ułożenia jego spodni, czy strzepywania niewidocznych paprochów, zamiast tego, spokojnie poprosił o wpięcie broszki, nie zamierzając trudzić się, czy posiłkować magią.
Przed opuszczeniem izby, przygotowanej specjalnie na jego przybycie, wziął większy łyk wina, pozwalając, by jego smak rozlał się na kubki smakowe. Wybitnie dobry trunek — musiał przyznać. Mimo że powinien iść na posiłek, duch niepokorności, który zawsze w nim żył, nie pozwalał na ścisłe trzymanie się dworskich konwenansów.
— Prowadźcie pierwej do studni, Ivanie. Z pewnością zdążymy na wykwintne śniadanie przygotowane przez twego Pana, ale potrzebuję odetchnąć świeżym powietrzem.
Zanim Istka zdążyła podejść do jego drzwi, aby zapukać, gdzie odpowiedziałoby jej jedynie głuche echo, ryży czarodziej w towarzystwie służebnego już opuszczał korytarz. Myśli, choć powoli oswajały się z obecnym miejscem i sytuacją, wciąż kryły w sobie cienie dawnych traum, jak cichy przypływ, który co jakiś czas zalewał jego świadomość nieoczekiwanym wspomnieniem.
Ilość słów: 0
Re: Dzielnica Włókiennicza
– Doprawdy? Sądziłam, że moje imię jest raczej niespotykane – przyznała kobiecina. – Owszem, z Novigradu. I tak, z pewnością wołają za nimi niewybrednie, lecz zdziwiłabyś się, co można usłyszeć w moich stronach. Szczególnie przy porcie. Mało kto potrafi dorównać marynarzom w krasomówstwie. No chyba, że krasnoludzi.
Upewniwszy się, że Istka jest gotowa, Vespa spojrzała na nią z góry na dół, wyraźnie dumna, jakby właśnie wyprawiała własną córkę na ważną uroczystość.
– Jeśli mogę doradzić... Nie myjcie włosów każdego dnia, tylko je sobie poniszczycie. Czasami mniej, znaczy więcej. A wyglądać pięknie, to przywilej i proszę tą miłą odmianą cieszyć się jak najdłużej. Kobieta winna chodzić w sukni, pudrować nos i obłędnie pachnieć. Spodnie i koszule należy ostawić mężom. Gdy baby będą nosić męskie odzienie, a chłopy malować oczy, to znak, że świat stanął na głowie. No, miłego.
Tymczasem Ivan stawał się coraz bardziej nerwowy. Zasypywany przez Asterala pytaniami, ledwie nadążał odpowiadać. Kolejne dolewane kieliszki wina potęgowały jego niepokój. Był przecież dopiero poranek, a mistrz czarodziej miał już nos czerwony jak burak, a oczy błyszczące i zmętniałe. Szykowali się wszak na śniadanie.
– Ja... Doprawdy, nie wiem nic – jęknął. – Jestem tylko sługą, mistrzu von Carlina. Służę... Rok. Wybaczcie, w zasadzie to już będą dwa. Moja rodzina jest... – stateczność chłopaka z każdą chwilą rozpadała się jak fasada starego budynku – ...z Nilfgaardu. Byłem sierotą. Mistrzu von Carlina, może już wystarczy, pochorujecie się... Do studni? Jakże do studni...
Wtenczas przez drzwi pokoju przedarł się pytający głos Istki. Ivan musem uznał tę emancypację z opałów za dar niebios, albowiem rozpogodził się wyraźnie. Podbiegł do wejścia i otworzył dziewczynie.
– Panienko, mistrz von Carlina jest w dobrych rękach, jeśli jednak życzycie sobie wejść... – spojrzał w stronę Asterala pytająco.
Upewniwszy się, że Istka jest gotowa, Vespa spojrzała na nią z góry na dół, wyraźnie dumna, jakby właśnie wyprawiała własną córkę na ważną uroczystość.
– Jeśli mogę doradzić... Nie myjcie włosów każdego dnia, tylko je sobie poniszczycie. Czasami mniej, znaczy więcej. A wyglądać pięknie, to przywilej i proszę tą miłą odmianą cieszyć się jak najdłużej. Kobieta winna chodzić w sukni, pudrować nos i obłędnie pachnieć. Spodnie i koszule należy ostawić mężom. Gdy baby będą nosić męskie odzienie, a chłopy malować oczy, to znak, że świat stanął na głowie. No, miłego.
Tymczasem Ivan stawał się coraz bardziej nerwowy. Zasypywany przez Asterala pytaniami, ledwie nadążał odpowiadać. Kolejne dolewane kieliszki wina potęgowały jego niepokój. Był przecież dopiero poranek, a mistrz czarodziej miał już nos czerwony jak burak, a oczy błyszczące i zmętniałe. Szykowali się wszak na śniadanie.
– Ja... Doprawdy, nie wiem nic – jęknął. – Jestem tylko sługą, mistrzu von Carlina. Służę... Rok. Wybaczcie, w zasadzie to już będą dwa. Moja rodzina jest... – stateczność chłopaka z każdą chwilą rozpadała się jak fasada starego budynku – ...z Nilfgaardu. Byłem sierotą. Mistrzu von Carlina, może już wystarczy, pochorujecie się... Do studni? Jakże do studni...
Wtenczas przez drzwi pokoju przedarł się pytający głos Istki. Ivan musem uznał tę emancypację z opałów za dar niebios, albowiem rozpogodził się wyraźnie. Podbiegł do wejścia i otworzył dziewczynie.
– Panienko, mistrz von Carlina jest w dobrych rękach, jeśli jednak życzycie sobie wejść... – spojrzał w stronę Asterala pytająco.
Ilość słów: 0
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław