Dworek Młynarski

Obrazek

Niegdyś dumna i prosperująca stolica, po wyrżnięciu załogi miasta i mieszkańców oraz grabieży dokonanej przez nilfgaardzką armię, mozolnie i z pomocą olbrzymich nakładów finansowych odzyskująca dawną pozycję zawdzięczaną przemysłowi.


Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 356
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 29 lis 2021, 8:30

Obrazek
Zmierzając od miasta z Bramy Słodowej w stronę Gór Sinych, mijając świeżo wzniesione zabudowania Podgordzia, ujrzeć można zza wysoko sterczących dzikich zbóż, przeplatanych chabrami bławatków, kąkolą polną, piaskowymi makami i kurzyśladem oraz zza miejscami porośniętym gęsto krzewami psiej róży polem, leżącym odłogiem, samotnie stojący dworek, który lata świetności dawno miał za sobą. Ludzie powiadają, że miejsce to nawiedzone i przeklęte, a krążą o nim przeróżne plotki, o córce zamożnego młynarza, która chciała pójść za młodego parobka; o rodzicach, którzy na ten ślub nie przystali; o bezbożnym samobójstwie córy, co odebrała swoje życie w młynie; o nagłej śmierci zrozpaczonego ojca; o wdowie młynarza, która zabrała rzeczy i pojechała za góry; o skrzypiących deskach nocą; o kwaśniejącym mleku; o odorze rozkładającego się ciała; o drzwiach otwieranych na oścież przez wiatr czy nadnaturalne byty; o martwych pisklętach na ganku; o duchu wisielca, który przemyka między nieużytkami.
Prowadzi doń niewielka brukowana ścieżka zarośnięta przez chwasty, snując się między zakrzewionym gruntem, niegdyś porośniętym tłustymi kłosami pszenicy, złotem młynarzy. Obok przepływa strumień Siewierzynka, która niegdyś napędzała koło młyńskie, teraz straszące na horyzoncie. Sama posiadłość to zachowana w typowym rustykalnym szlacheckim stylu jednopiętrowa bryła o bursztynowym pokryciu dachu, miejscami przeciekającym. Ogród przed samym dworkiem przypomina leśny gąszcz, w którym skrywać się mogą dzikie zwierzęta, a nie pięknie kwitnące gatunki roślin. Przy budynku gospodarczym o zarwanym stropie, sterczy zwyczajny wóz drabiniasty ze świeżo okutymi kołami, a w stajni z grubsza oporządzonej słychać rżenie konia.
Przekroczywszy próg domostwa można poczuć zapach stęchlizny i pleśni, zapach dawno niewietrzonych i niegrzanych murów. W centralnej części budynku znajduje się obszerna kuchnia o potężnym białym kaflowym piecu, połączona naturalnie z jadalną, gdzie ciągnie się długi drewniany stół z licznymi, lecz w większości z poprzetrącanymi nogami, krzesłami. W kącie pomieszczenia poukładane zostały jeszcze nierozpakowane pakunki oraz szklana aparatura, prawdopodobnie do destylacji. W sieni znajdowały się schody prowadzące na piętro, którego skrzypiące i powyginane szczeble, były pokryte wieloletnim kurzem.
W zachodnim skrzydle przeznaczonym niegdyś dla gospodarzy, znajdowały się cztery pomieszczenia. Jedno z nich, największe, z widokiem na zdziczały sad, było uporządkowane, na posłaniu leżała świeża pościel, szafy były zagospodarowane przez ubrania, a na regałach znajdowało się kilka książek, choć nadal pod ścianą oparty leżał portret przedstawiający szlachetnie urodzone małżeństwo. Inna izba znacznie mniejsza lecz przyległa kuchni, również miała ślady nowego mieszkańca. Niewielkie łóżko, skrzynia na rzeczy i regał zapełniony licznymi księgami stanowiły cały dobytek Austa von Molauch. Sąsiadujący z sypialnią gospodarza pokój gościnny, był niegdyś azylem córki młynarza, o czym świadczyły bladoamarantowe akcenty zasłon i pościeli oraz niewielka toaletka o blacie zabarwionym ciemnym atramentem z czystym i przejrzystym lustrem. W kącie stała pusta komoda, gotowa ugościć nowego lokatora. Jedno z okien skierowane było na zapuszczony sad jabłoni i gruszy, drugie na zaniedbany ogródek przed posesją. Czwarta izba zaś była zagracona. Natomiast wschodnie skrzydło było zamknięte i nieużytkowe, choć mieściło w sobie obszerną bawialnię i gabinet. Klapy do piwnicy nie można było odnaleźć.
► Pokaż Spoiler
Ostatnio zmieniony 08 lut 2022, 15:01 przez Asteral von Carlina, łącznie zmieniany 2 razy. Ilość słów: 0
Obrazek

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 378
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 02 paź 2023, 21:43

Gdzieś pomiędzy wychodzeniem z tej spiżarki, a rzuceniem się na pomoc odzyskującemu przytomność kompanowi, wmówiła sobie, że i tym razem wszystko będzie jak dotychczas — zabójca pewnie jej nie pomoże, ale przynajmniej nie będzie przeszkadzał, do jakiegoś stopnia ufny w jej zamiary i możliwości, co najwyżej powarkując dla ustanowienia dominacji nad sytuacją. I — jak to się zdarza przy kuszeniu losu — doigrała się.
Zajęta przecieraniem plwocin pacjenta z twarzy, nie miała prawa zauważyć ni to sięgającej do jej karku dłoni, ni to głowicy zbliżającej się do jej czoła. Padła, ale nie trupem, bo i nie tego sobie życzył. Jej w tamtym momencie nie robiło to większej różnicy — zapadająca wraz z nieświadomością ciemność okazała się nieustępliwa, a przy tym dziwnie błoga.

Tego samego nie było można powiedzieć o przebudzeniu. Pierwszy bodziec i już szarpnięcie bólu, gdzieś pod płatem czołowym. Zacisnęła mocniej powieki, zanim jeszcze w ogóle je otworzyła. Ukłucie strachu było niedaleko w tyle, po tym, gdy zorientowała się, że nie może kontrolować własnych członków podług woli. Szarpnęła — znowu ból, tym razem zaciskających się na przegubach powrozów. W usta ktoś wsadził jej bandaż. Pewnie brudny, bo innych mogło zwyczajnie nie być.
Była związana. W pułapce. W upokarzającej pozycji bez wyjścia. Iścił się jej koszmar, potęgowany trzykroć tym, co spotkało ją kilka nocy temu, w lasach pod świątynią Melitele.
Spróbowała się uspokoić — głównie dlatego, że zwyczajnie nie miała innego wyjścia. Przecież zawsze mogło być gorzej. Ciągle miała na sobie ubranie, nikt nie zasłonił jej oczu, a ostatecznie ciągle była tamtemu potrzebna, bo leki dla czarodzieja same się nie przyrządzą, a nawet z ich aplikacją musiałby ryzykować. Wzrok przystosowywał się do ciemności powoli, ale wiedziała, że ostatecznie będzie w stanie dostrzec własne otoczenie — świat będzie po prostu trochę bardziej szary. I tak też się stało — izbę rozendalowej córki rozpoznała nie tylko dlatego, że wcześniej ją widziała. To tutaj spędziła swoją pierwszą noc pobytu w dworku, nękana przez koszmary związane ze śnieniem w miejscu przeklętym.
Serce waliło jej jak dzwon, gdy rozmyślała roztrzęsiona o swoich możliwościach. Poczęła nasłuchiwać, licząc że wyłapie chociaż kroki kogoś przemieszczającego się po tej zbutwiałej ruderze. Zakładając, że nikt nie nadchodził, rozejrzała się po nie do końca dla niej już ciemnym pokoju — wzrokiem szukając czegoś, o co mogłaby przeciąć, albo chociaż poluzować więzy. Zerknęła też na same więzy, na sposób w jaki były zmajstrowane, szukając źródła tego, co powodowało u niej taki dyskomfort przy poruszaniu, poza samą niewygodną pozycją. Liczyła, że nawet noga od pryczy, jeśli wystarczająco długa, mogłaby posłużyć jej za punkt zaczepienia, zakładając, że wytrzyma ból i da radę jakoś do niej podpełznąć. Minuta takiego szarpania mogła nic nie dać, ale godzina... kto wie. W międzyczasie spróbowała też pozbyć się knebla, próbując wypchnąć go językiem, potem zapierając go o posłanie na którym leżała, a ostatecznie robiąc te dwie rzeczy jednocześnie. Wzrokiem poszukała czegoś ostrzejszego, o co mogłaby go zaczepić.
Wszak lepsze było to wszystko, niż biernie czekać aż ktoś łaskawie przyjdzie, a w międzyczasie zlać się do łóżka od pełnego pęcherza. Trzeba było skończyć z ładowaniem się w takie sytuacje... i zmienić towarzystwo z mających nierozwiązane porachunki czarodziejów na kogoś bardziej stonowanego.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 356
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 08 paź 2023, 18:04

Był świadomy, ale jak dobrze zauważyła Istka, a zaraz później powtórzył jej słowa nieznajomy, niedługo mógł stracić przytomność. Czuł mdłości, wirowało mu w głowie, ciało miał rozpalone, jakby palono w nim węglem, przeszywał go ból fizyczny, którego nie potrafił opisać słowami, ale najbardziej przerażał go mętlik, poczucie zagubienia, amnezja, brak umiejętności wyjaśnienia sobie własnego położenia. Nie szarpał się jednak i nie protestował, był za bardzo osłabiony, aby walczyć. Pozwolił się przeszukiwać leżąc jak kłoda na stole jadalnym. Nie próbował sobie tego wyjaśniać. Jego umysł pokiereszowany wizjami, nie był w stanie poskładać wszystkiego do kupy.
Kim jesteś i czego chcesz? – Zapytał ignorując pytanie zamazanej postaci, próbując wyciągnąć lewą dłoń, w której miał czucie, w kierunku ażurowego naszyjnika. – Niczego nie rozumiem. Nie wiem co się ze mną dzieje i dlaczego nachodzisz mnie w moim domu. Jeśli nie jesteś kolejną iluzją płataną mi przez umysł.
A ty spierasz się z halucynacją wywołaną przerwą w dostawie tlenu do mózgu. – Usłyszał w umyśle głos Austa, choć ciężko było mu stwierdzić, czy sam nie wypowiedział na głos tych słów. Nabrał głębszy haust powietrza, aż coś zabolało go w klatce piersiowej. Dochodziło do niego, że był na skraju życia i śmierci. Może uległ jakiemuś potwornemu wypadkowi, został zaatakowany przez jakiegoś potwora lub został napadnięty przez grupkę przestępców… a jednym z nich właśnie rozmawiał.
Nie… nie określę Ci wartości tego przedmiotu… mogę Ci oddać pieniądze… nie dla mnie ziemskie namiętności… czego chcesz ode mnie? Czy zrobiłeś komuś krzywdę? – Zaczął wyrzucać z siebie słowa, aż zawirowało mu w głowie, ledwie tracąc przytomność.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 10 paź 2023, 18:56

Mogła się poruszać, choć określenie „pełznąć” byłoby bardziej adekwatne — jej pęta pozwalały jej na ruch w ślimaczym tempie, z grubsza w pożądanym przez nią kierunku. Każda próba była okupiona bólem lub przynajmniej dyskomfortem; więzy piły ją i obcierały przy każdym poruszeniu.
Ból towarzyszył jej też podczas prób pozbycia się knebla. Gałgan wciśnięty był głęboko, zbyt głęboko, by mogła się go pozbyć bez pomocy rąk, a te miała zajęte.
Wytężyła słuch, co pozwoliło jej wyłowić z grającego za oknem chóru świerszczy pojedyncze głosy. Gdzieś w oddali zahukał puszczyk. Wiał wiatr — przy mocniejszym podmuchu wiekowe szyby dworku trzęsły się lekko, sekundując odgłosom bijących o nie ciem. W ciszy, która panowała, mogła bez problemu słyszeć własne myśli.
Traf chciał, że usłyszała cudzą.

Obudziłaś się. Myślałem, że nie żyjesz. To ja, Aust

Z początku zdawało się jej, jakby ktoś niewidzialny był w pokoju razem z nią. Nie umiała zlokalizować źródła, głos dobiegał zewsząd, aż pojęła, że to nie głos. Stał się nim w momencie, kiedy usłyszała znajome imię, a jej umysł wypełnił luki, nadając wrażeniu tembr i ton młodego czarodzieja.

Jestem związany. Asteral żyje? Gdzie jesteś? Co się stało? Pomyśl coś do mnie, bo nie wiem, jak długo utrzymam połączenie.


Kuchnia dworku, kilka godzin wcześniej.



Jesteś wygadany jak na trupa — cień pochylający się nad stołem, wydłużył się, zmieniając proporcje. Wyłowiony na półjawę mag nie potrafił dojrzeć rysów jego twarzy. Wyłącznie parę żółtawych oczu błyszczących w niej nienaturalnym, chorym blaskiem. — Ale masz tę samą przywarę, co twoja elfka. Gadasz za dużo i nie na temat.
Kontur przeszedł się wokół stołu. Zdradziła to gra świateł i ledwie słyszalne skrzypienie desek pod jego krokami. Stąpał cicho, ze słyszalną nawet dla laika wprawą.

Nie chcę twojego złota. Obiecano mi wystarczająco. A ja zamierzam odebrać nagrodę. Jak zawsze.
Kolejne miękkie stąpnięcie. Kolejny błysk, tym razem srebrzysty. Był uzbrojony. Pamięć wracała do niego pojedynczymi przebłyskami. Pierwszym było wspomnienie bólu. Potraktowane sztychem udo pulsowało mu boleśnie, rozpalone pod ciasno owijajacym je bandażem.

Mówili, że jesteś uzdrowicielem. Ale wiem, co ukrywasz w biblioteczce. Widziałem twoje księgi. Upiora, którego przywołałeś. I to tutaj.

Łańcuszek zadzwonił metalicznie, uciekając mu spomiędzy poruszających się niemrawo palców. Nie musiał go nawet odsuwać spoza ich zasięgu — ręka sama opadła mu na blat, słaba jak z waty.

Powinieneś był zdechnąć, po tym, co ci zrobiłem — mówił dalej. Głos miał ochrypły, z nikłą skazą w postaci cudzoziemskiego akcentu. — Ale dobrze się składa. Żywy przydasz mi się bardziej. Zapytam raz jeszcze: skąd to masz? Co jeszcze ukrywasz? I jakim gównem sypnąłeś mi w oczy?
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 378
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 10 paź 2023, 22:27

Potwierdziły się jej obawy — żmijooki kurwi syn zdawał się znać na wszystkim, a więc na wiązaniu ofiar także. Wszystko na nic — przemieszczała się tak ślimaczym tempem, a powróz obcierał tak bardzo, że po chwili prób zwyczajnie się poddała, z zamiarem zachowania sił na dogodniejszą okazję. W innym przypadku istniało realne ryzyko, że jeśli planują ją zaszlachtować jak świniaka (bo jak świniaka już powiązali), to zginie tylko bardziej zmęczona.
Spoczęła więc nieruchomo na swoim legowisku, głęboko oddychając i w strachu zastanawiając się co dalej. W ciszy usłyszała wytłumione przez ściany głosy, gdzieś z zewnątrz, i zaskoczyło ją to. Asteral wciążł był za słaby, by zwyczajnie mówić, więc musiał to być ktoś inny. Ktoś kto pomagał temu cholernemu rzeźnikowi. Niedobrze. Nawet z jednym nie byli w stanie sobie poradzić, a co dopiero z dwoma, choćby ten drugi był i zwykłym człowiekiem. A może było ich jeszcze więcej...?
Dane jej było uratować Asterala i był to chyba jedyny pozytyw trwających okoliczności. Jeśli wierzyć zapewnieniom wiedźmina — może miała szansę wyjść z tego cało, ale tak naprawdę od zamordowania jej i Austa na koniec całej tej biesiady w dworkowym domostwie nie powstrzymywało go nic, poza danym słowem. Choćby dlatego miała żal do rudowłosego czarodzieja, nawet po tym jak zapłacił wysoką cenę utraty dłoni.
Szanowany czarodziej nigdy nie powinien dopuścić do czegoś takiego. Do rzyci z takim mistrzem magii, jeśli nawet durnej kobity i własnego ucznia nie potrafi obronić! — lamentowała we własnych myślach, byle tylko okupować czymś umysł, po tylu latach wciąż niegotowy na świadomość, że nawet długowieczna Aen Seidhe nie zna dnia ni godziny.
Zaraz przyszły inne myśli, te bardziej... wyuzdane. O pewnym czarnowłosym chłopaczku, z którym znajomość skonsumowała ledwie dwa wieczory temu. Też ironia... Śmierć czyha za rogiem, a ona myśli o seksie i zastanawia się czy to był jej ostatni raz. Gdyby nie knebel, wyszczerzyłaby się jak głupia.
Dziwnym trafem, głos tego samego chłopaczka usłyszała zaraz we własnej głowie. Z tą różnicą, że był całkiem realny, myśli nie należały do niej. Rozejrzała się po izbie, na tyle ile pozwalały jej więzy, ale nie było z nią tu nikogo. A więc jednak — telepatia! Rozmawiali o tym wcześniej.

Aust...? Ja... Ja cię słyszę!

Posłała wiadomość przez magiczne połączenie, sama niedowierzając w cuda, do których mogła być zdolna. Rozumiejąc jednak na czym polega sztuczka, postarała się skoncentrować. Skupiła wolę, by myśleć o konkretach.

Też mnie związali, nie mogę się ruszyć, mam knebel. Pokój córki Rozendala. Asteral chyba żyje, stracił rękę, ale uratowałam go zaraz po ataku. Tamten to wiedźmin. Zabójca. Chce czegoś od mistrza. Potem chyba dał mi w łeb, ledwie się obudziłam.

Wiedziona intelektem, postarała się przekazać jak najwięcej informacji przez domniemane połączenie. Te pewnie mogło zerwać się w każdej chwili.

Kazał mi cię związać, ale twój węzeł to farsa, chyba że sam go poprawił. Spróbuj się wyplątać, zacznij od lewej dłoni. I uważaj — słyszałam głosy na zewnątrz. Co najmniej dwa. W oknach i framugach są pułapki. Zaraza, powinnam ci była podsunąć ten sztylet jak miałam okazję. A, chwila...

Przypomniała sobie o dyskretnym ostrzu, które trzymała od jakiegoś czasu wsunięte razem z pochwą w pas. Oczywiście mogło go już tam nie być, albo mogło być poza zasięgiem jej chwytu, ale przez chwilę, przez krótką chwilkę, odzyskała nieco nadziei, macając palcami w miejscach, do których sięgnąć ciągle mogła, choćby musiała się przy tym wyginać jak akrobatka.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 356
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 12 paź 2023, 15:20

Przez pulsujący ból dochodzący z różnych części jego ciała i otumaniającą gorączkę, próbowały przedostać się skrawki wspomnień, co utrudniało mu skupienie się na rzeczywistości. Nie tylko gadał za dużo, ale dochodziły do niego głosy osób z przeszłości, zdania dawno już wypowiedziane.
Jesteś wygadany jak na trupa. Nie może być dwóch niebios. Co dziś mnie, jutro tobie. Co ma wisieć, nie utonie! Bloede pest! – Myśli kołatały się w jego głowie. Przebłyski momentów minionych i urojonych. Strzępki historii wytworzonych przez jego umysł, przeplatały się z wydarzeniami, które miały miejsce krótko przed jego utratą przytomności. Pamiętał krzyk ucznia i korytarz dworku, później ciemną plamę, aż po ostrze, które głęboko wbiło się w jego udo.
Nie kłamali. Jestem uzdrowicielem, a klątwę ciążącą na dworku, starałem się odczynić. Nie ja jestem tutaj monstrum. – Kaszlnął, a mimowolny ruch ciała wzmógł ból, wywołujący jeszcze paskudniejszy grymas na jego trupiej twarzy. — Są to łotry bez cnoty, sumienia i skrupułu, istne stwory piekielne, do zabijania jedynie zdatne. W księgach też nie kłamali. Nasłał Cię Arnold Florent, nikt inny nie życzył mi śmierci? – Ciężko było stwierdzić, czy było to pytanie retoryczne, czy oczekiwał realnej odpowiedzi.
Jestem czarodziejem. By ratować życie, muszę wpierw umieć ratować swoje. Nie wystarczająco umiejętnie, aby uniknąć twoich mieczy. To co znajdziesz w moim dworku jest jedynie magią ochronną, alchemicznymi specyfikami i darami natury. Te sproszkowana purchawka, nic morderczego. Nie zwykłym zabijać, nawet nieproszonych gości… Medalion nabiłem w Aldersberg. — Ostatnie słowa powiedział z trudem, ciężko oddychając.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 05 lis 2023, 19:47

Wiedźmin. Mutant.
Razem z myślą, elfka odebrała również kilka innych wrażeń. Niepokój, gonitwę myśli i skojarzeń: obraz rudowłosego czarodzieja pracującego w ukryciu, naznaczone bliznami i tatuażami twarze ludzi o złych, zimnych oczach. Pakunki i hasła wymieniane pod osłoną nocy. Człowieka w czerwonej szacie i obstawie uzbrojonych w kolczaste baty przybocznych. Bladego człowieka w rozchełstanej szacie, z włosami opadającymi na ramiona patrzącego znad pucharu z winem spojrzeniem zmęczonej śmierci.
Wizje zniknęły szybko, ale nie dość szybko, by nie odcisnąć się w jej pamięci. Jak sen pamiętany tylko krótko po przebudzeniu.
To źle. Będzie mógł słyszeć, będzie mógł wyczuć. A d'yaebl aep arse.
Myśli, śliskie i ruchliwe jak robaki, wypełniły głowę młodego czarodzieja dziesiątkami dzikich pomysłów, z których wszystkie kończyły się śmiercią pomysłodawcy. Wszystkie poza jednym, który zapłonął jak błyskawica przecinająca noce niebo. Elfka odczuła ekscytację lub strach.
Musisz wydostać się na zewnątrz. Szopa na podwórzu, ta od nietoperza, pamiętasz? Jedna z desek przy lewej ścianie jest obluzowana. Podniesiesz ją i coś znajdziesz. Będziesz wiedziała co, kiedy już zobaczysz. Dotknij tego krwią, dotknij i powiedz…
Echo obcych zgłosek odbiło się wewnątrz jej czaszki, zapłonęło pod powierzchnią powiek obcymi znakami. Słowa do złudzenia przypominały dialekt jej rasy, ale miast śpiewać, ten język krzyczał. Krzyczał groźnie i złowrogo, gardłowym charkotem zarzynanego zwierzęcia. Szmerem rodzącym się w zbryzganym świeżą posoką menhirze. Pomrukiem czegoś śpiącego od stuleci w głębokich trzewiach ziemi.
Muszę przerwać połączenie, zanim zwrócimy jego uwagę. Uwolnię się i ponowię kontakt, jeśli starczy mi sił. Zrób, co kazałem, albo zginiemy.
Z tymi słowami zostawił ją samą z myślami, odgłosami wiatru i nocnych owadów za oknem. Z nimi oraz ukrytym w pasku ostrzu, o którym nie przypomniała sobie ani o chwilę za późno. Elfka miała szczęście i miała je po dwakroć: pierwszy raz, kiedy częściowo oślepiony asteralowym proszkiem napastnik przeoczył zakamuflowaną broń. Drugi raz, kiedy wlókł ją tutaj jedną sprawną ręką, nie zwrócił uwagi, że pasek przesunął się na tyle, by nawet związana jak upolowany zając mogła doń sięgnąć. Powoli, cal po calu, ostrze wysunęło się na zewnątrz. Cal po calu, włókno po włóknie piłowało krępujące nadgarstki więzy, aż w końcu zrobiły się dość słabe, by wkrótce mogła zrzucić je samodzielnie i cieszyć się przynajmniej ograniczoną swobodą. Pocięty powróz spoczął na łóżku, otarte kostki i nadgarstki bolały ją do spółki z kończynami, do których wraz z krążeniem wracało jej czucie. Knebel wyświadczył jej ostatnią przysługę, tłumiąc pierwszy mimowolny okrzyk spowodowany tym ostatnim. Zaraz po tym mogła go wypluć i odetchnąć pełną piersią.


Asteral wypluł z ust skrzep, a razem z nim kilka gorzkich słów pod adresem swojego oprawcy.
Nie kłamali — zgodził się z nim bez gniewu, spoglądając na niego z góry parą zmutowanych, zaprószonych oczu. — Stworzyliście nas na swój obraz i podobieństwo.
Charakternik odwrócił się na moment, oddalając od stołu. Pomimo tego i słabnącego z każdym słowem głosu czarodzieja, nie miał problemu, żeby słyszeć.
Od czasu Przewrotu więcej osób życzy wam śmierci — wyrzekł, kiedy tamten skończył, wyciągając z przyniesionej przez elfkę torby księgę — „Sto i jeden przepisów kuchni domowey a pożywney Siostry Tocji”. Kartkował ją na jego oczach, lecz wciąż zamglony wzrok nie pozwalał mu dostrzec prawdziwej, ukrytej pod fałszywą okładką, zawartości. Budzących grozę czarnych grawiur, wykreślonych na pożółkłych stronach sigili i zakazanych inwokacji. — Zadbaliście, by mieli powody.
Tom uderzył o stół niedaleko głowy spoczywającego na nim Asterala. Zabójca obrócił ażurowaną kulkę w palcach, niespiesznie wracając do blatu i rzężącego maga.
W Aldersbergu, powiadasz. Zapłaciłeś za niego w markach? A może czymś innym? — Intruz bezceremonialnie ujął jego twarz, obracając ją na boki. Sięgając po jeden ze swoich ostrych jak skalpel mieczy, przeciął wiązanie w jego koszuli, obnażając tors i szukając czegoś na skórze jego zapadającej się płytko piersi. Sztych ostrza oparł o miejsce, w którym wciąż jeszcze biło jego serce — Nie oceniam. Wiem już dosyć.
Przecinając skórę i mięśnie, omijając stojące na drodze żebra, przebił je na wylot jednym, czystym pchnięciem. Czarodziej zatelepał się na stole jak wyrzucona na brzeg ryba. Ból przeszył go na wskroś, nie zdołał krzyknąć, bo krew zalała mu usta i płuca. Ostatnim widokiem, który ujrzał, był ażurowy wisior rozpadający się na popiół oraz drugi, srebrny, drgający zawzięcie pod kaftanem wiedźmina.
Potem przyszła ciemność.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 378
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 05 lis 2023, 21:57

Podążyła tą krótką gonitwą myśli razem z nim. Za złymi twarzami, za mężczyzną w rozchełstanej koszulinie, którego nie chciałaby spotkać na swojej drodze. Tyle zdążyła wyłowić i tyle mogła teraz spróbować zapamiętać, co wcale nie należało do rzeczy łatwych, w tej atmosferze strachu i defetyzmu. Mentalne połączenie z Austem pozostawało dlań jedną z nielicznych iskierek tlącej się nadziei na zobaczenie jutra.
D'yaebl aep arse, w istocie — pomyślała mimowolnie w Starszej Mowie, kończąc jednak we Wspólnym. Sarkastyczne potwierdzenie nie było czymś, czym chciała się z nim dzielić, ale było to silniejsze od niej. Nie potrafiła z tym walczyć, w końcu siedzieli sobie nawzajem w głowach. A przynajmniej tak jej się zdawało.
Mimo to, nie widziała w myślach tego co jej „rozmówca”. Nie widziała, czym był plan, który sobie obmyślił. Nie widziała też, czemu nie określił konkretnie tego co tam znajdzie. I co dokładnie to coś zrobi. Bał się, że wiedźmin „usłyszy”? Podobnie jak Austa i przez nią przeszła fala, ale już nie ekscytacji. Była tam tylko trwoga. Słowa, do bólu przypominające Starszą Mowę, brzmiały okrutnie, złowieszczo. Chciałaby by być jak najdalej od miejsca, w którym ktoś je wypowie, a jeśli wszystko miało pójść zgodnie z planem, to ona ostatecznie będzie musiała je wyrzec. Własnymi ustami. A jeszcze musiała przy tym jednym razie zapamiętać inkantację. Co te słowa mogły oznaczać? Skoro były tak podobne do Starszej Mowy, to na pewno mogła spróbować chociaż je z czymś skojarzyć. Przecież była bystrą dziewczyną...
Szopa, wiem która. Zrobię to. Ale... powiedz mi — co się wtedy stanie? Czy... czy to bezpieczne? Co się ze mną stanie? Boję się... Proszę! — postarała się mimo wszystko o odpowiedź, zanim zdążył urwać więź. Jednak, nawet jeśli jej nie otrzymała, zdecydowała się posłuchać jego słów. Mijał tydzień ich znajomości, przez ten czas zdążył, między innymi, uratować jej życie. Przecież nie zrobiłby tego, tylko po to, by wysłać ją teraz jak świnię na rzeź. Ona sama, zresztą... kochała go. Albo odczuwała doń emocję zgoła pokrewną. Inną niż do do tych wszystkich chłoptasiów, których miała wcześniej. Może to prawda, co mówią — że prawdziwe relacje hartują się w ogniu niedoli. A w niedoli takiej jak teraz nie była już dawno.
Wydostanie się z więzów miało być pierwszym krokiem, a poszło jej... zadziwiająco łatwo. Już po chwili wygibasów nieomal krzyknęła w gałgan z ulgi, ostrożnie odrzucając powrozy za łoże i wyjmując knebel, by złapać kilka głębszych, a przy tym jak najcichszych, haustów powietrza. Moment później wytarła sobie gębę i dziąsła we względnie czysty fragment pościeli, byleby tylko zetrzeć z nich posmak poprzedniego materiału, po czym rozejrzała się po pokoju jeszcze raz.
Wyjścia były dwa — okno, albo drzwi. Oba mogły okazać się zgubne, wszak wśród nocnej ciszy słyszała cudze głosy, a wydawały się dochodzić zza okna w jej pomieszczeniu, ale tak naprawdę czart jeden wiedział. Jeśli zaś miała wyjść drzwiami, to znalazłaby się na korytarzu, a stamtąd mogłaby wejść do pokoju Austa, w którym go ostatnio widziała. Należało zatem zadać sobie pytanie — dlaczego nie polecił jej zmierzać do siebie? Wiedźmin nie miał najmniejszego powodu, by go stamtąd przenosić.
Zastanowiła się chwilę i chyba sporo to dało, bo wybrała zdrowy rozsądek. Lepiej było jej iść drogą okrężną, ale w teorii bezpieczniejszą, aniżeli rzucać się pędem do szopy, w nadziei, że zdąży do niej dobiec przed prześladowcami. Ponownie schowała swój nóż przy pasie i podkradła się najciszej jak mogła do drzwi i zaczęła sprawdzać, czy nie zastanie przy nich pułapki. Przyłożyła doń elfie ucho, by mieć szansę podsłuchać, czy ktoś nie krąży z drugiej strony. Dopiero wtedy spróbowała je otworzyć, powoli, sprawdzając raz kolejny, czy po drugiej stronie również nie zastanie czegoś, co mogło — jak rzekł jej raz sam wiedźmin — uciąć jej palce.
Ostateczny plan zakładał dojście do izby naprzeciwko, w którym miała nadzieję zastać jednak Austa, by potem wydostać się tamtejszym oknem i przejść szerokim łukiem do szopy, położonej bardziej od frontu domostwa. Chyba, że to nie szopa miała być celem...
Tam gdzie nietoperz... Czy chodziło mu o młyn? Czy specjalnie pomylił te dwa miejsca, by zmylić podsłuchującego nasze myśli wiedźmina?
Z drugiej strony — jeśli zajdzie już tak daleko, to czy nie prościej będzie zwyczajnie uciec z obejścia i rzucić się biegiem do bram miasta, albo sąsiadów, by prosić o pomoc straż miejską? To miało się jeszcze zobaczyć.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 356
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 07 lis 2023, 17:15

Nie zdążył nic więcej powiedzieć, a nerwowe bicie serca ustępowało miejsca ciszy. Milczenie potrafi mówić głośniej niż słowa. Nie sięgnął po wiszący przed nim ażurowy wisior, który rozpadł się na popiół. Bezsilność uczy powierzać życie przeznaczeniu. Nie zaczerpnął już więcej po magię drzemiącą w jego trzewiach. Moc to zdolność do pokonywania własnych ograniczeń. Pozwolił zatopić się ostrzu w jego piersi, cal po calu. Nie miał sił, aby się przeciwstawiać. Wyrok przyjął z gorzką pokorą. Nie licząc na łaskę Melitele, gdyż swoją duszę zgubił niegdyś w ciemnym lesie, powierzył jej los swoich towarzyszy.
Ostatnie uderzenia jego serca. Zatrzymał się czas. Ostatnie ziarenko piasku przesypało się w klepsydrze, trzymanej przez wychudłą dłoń siostry snu. Woda pozostawiona na piecu przestała wrzeć, a płomienie zastygły w bezruchu. Wiatr na zewnątrz zamarł. Nastała ciemność.
Gwałtowny wiatr przekartkował starą opasłą księgę z cichym szmerem, odsłaniając na moment skrywane w niej historie o wdowim chowie, o kręgu ziemi, o słodkim posmaku piołunu, o nowych początkach w młynarskim dworku. Pergaminowe kartki wydawały się przygładzone dłonią czasu, a ich brzegi zdobiły staranne iluminacje, które ożywiały opowieści o losach sieroty. Kronika życia i wyborów, które doprowadziły do tragicznej śmierci. Ostatnia strona zbliżała się ku swojemu końcowy, wskazując na zakończenie przygody. Zamykając drzwi do nieodkrytych krain, do nieodbytych rozmów i podróży, do niezrealizowanych marzeń i planów. Ostatnie uderzenie serca zbiegło się z zamknięciem księgi.
Powiadają, że każde pożegnanie jest tylko kolejnym spotkaniem w innej formie.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 13 lis 2023, 18:22

Rozsupłane powrozy opadły z kostek i nadgarstków, miękko lądując obok łóżka, lecz zyskana wolność szybko pokazała się jako pozorna i zdradliwa. Miast więzów, krępowały ją teraz ściany domostwa z kryjącym się w nim zagrożeniem w postaci zabójcy. One oraz jej własny strach i wątpliwości. Zwalczywszy obolałą niemoc, najciszej jak potrafiła, zbliżyła się do drzwi, ważąc ruchy i nasłuchując odgłosów po drugiej stronie. Z twarzą przy powierzchni szukała śladów mogących zdradzać zamontowane pułapki. Nie znalazłszy lub przeoczywszy, zdecydowała się na ostrożne zbadanie terenu.
Pomimo stanu, w jakim znajdował się dworek, otwierane cal po calu drzwi nie zdradziły jej skrzypieniem. Korytarz był ciemny i pusty — wypełniał go jedynie lekki przeciąg spowodowany otwarciem pokoju młynarskiej córki. Kątem oka złowiła blady blask światła dobywający się z kuchni.
Wychodząc za próg, spostrzegła, że ma wszystkie palce i głowę. Żaden ukryty mechanizm nie zabił jej ani okaleczył. Nie usłyszała mechanicznego szczęku zwalnianej zapadki, jęku pękającej żyłki ani świstu zabójczej strzałki czy zwolnionego bełtu.
Wyłącznie kilka ludzkich głosów dobiegających zza okna opuszczanego przez nią pomieszczenia.
Głosy, bo było ich kilka, na pierwszy rzut ucha należały do mężczyzn. Ludzi przemawiających we wspólnym z silnymi prowincjonalnymi naleciałościami. Starających się mówić możliwie cicho, ale dujący na zewnątrz wiatr i ton rozmowy skutecznie utrudniał im to zadanie. Głosy kłóciły się ze sobą, a ona słyszała większość słów.
… dyć mówię, że ten cudak pojechał stąd do bisa!
To idź pierwszy, kiejś taki pewny! Ja gadam, co to durny pomysł, żeby przychodzić tutaj, w dodatku po zmroku…
Hehe, strach obleciał? Bojasz się ryżego dziwaka?
Ludziska gadają, że to czarownik. A Mitko powiadał, że zadał bobu jego śwagrowi, jak z drugami chcieli orżnąć tę fajtłapę z dudków i świecidełek, co je nalazł…
… a my mu je odbierzem. Dupa to jest pryszczata, nie żaden czarownik, powiadam wam. Czarowniki, takie prawdziwe, to siedzą po wieżach, a nie młynach.
A ino! Będzie chciał cudak cudować, to cepem dostanie i się skończy!

Jakby on by miał te świecidełka, to by stąd nie jechał.
Jechał, jechał. Podkradam się tu drugą noc. A i wywiedzielim się, że nakupił prowiantu od starucha zza płota.
Jak jechał, to skąd furmana na podwórzu?
Po starym młynarzu. Kto by się tłukł takim gównem po trakcie?
Hehe, zostawił, bo na mietle uleciał. Jak to czarownik.
Zawrzyj pysk, Chwost. A dym?
Co „dym”?
Bacz komin.
Ja tam nic widzę. A ty, Chwost?
Ni.
No widzisz. Starczy tej paplaniny! Dawajta sikierę i suńta się, otwiram!



Dworkowa kuchnia, w tym samym czasie.


Asteral von Carlina, uzdrowiciel i wychowanek druidzkiego kręgu przebudził się gwałtownie na kuchennym stole, nabierając powietrza w piersi. Te same, które jeszcze niedawno miało przebić mu ostrze zabójcy. Osłabiony i zaskoczony patrzył, jak unoszą się raptownie w myśl szybkich nieregularnych wdechów, którymi dostarczał organizmowi potrzebnego tlenu. W miejscu, w którym przed ciemnością dotknęło go ostrze, nie było żadnego śladu. Nie po sztychu. Wyłącznie rozległe, przypominające oparzelinę znamię o niesymetrycznym albo regularnym kształcie. Słońce? Wir?
Serce kołatało mu się w piersi jak oszalałe. Całe, nienaruszone, tłoczyło resztki krążącej w jego obiegu krwi, wypełniając członki i ich pozostałości bólem. Wzrok odzyskiwał powoli dawną ostrość i barwy widzenia. Mógł mówić, poruszać palcami, a z grubsza resztą ciała, czuć, słyszeć. Chciało mu się pić. Był spragniony, tak diabelnie spragniony, jakby właśnie przebył Korath.
Pij czarowniku — usłyszał nieprzyjemny, czując, jak czyjaś dłoń wciska mu szyjkę butelki w usta. Szkło zadzwoniło mu o zęby i nim zdążył zaprotestować, ciepły płyn o silnym ziołowym aromacie zalał mu usta i przełyk. Ginatia, babka, jaskółcze ziele — rozpoznał bezwiednie i niemal od razu. Składniki leczniczego dekoktu. — Pij, bo dwimeryt cię zabije.
Kiedy zaczął się krztusić, oderwał mu flakon od ust. Ale bynajmniej nie z tego powodu. Coś innego zwróciło jego uwagę, zmusiło do zaklęcia szpetnie w języku, który Piołun znał tylko ze słyszenia.
Świetnie — oznajmił z lodowatym przekąsem, dobywając klingi ze znajomym sykiem, od którego zaszyty kikut zatętnił mu świeżym wspomnieniem bólu. — Mamy towarzystwo. Uwielbiam pierdolone towarzystwo. Leż cicho, czarowniku. Leż i nie mruknij, bo dokończę, co zacząłem.
Oddalił się prawie bezszelestnie, zostawiając go samego.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 378
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 14 lis 2023, 9:52

W nagłej aktywności fizycznej nie pomagał ani ściskający żołądek głód, ani drapiące gardło pragnienie, ani też obolałe odciski po więzach, znaczące jej przeguby. Wszystko to jednak, zważywszy na okoliczności, było do wytrzymania i biło na głowę pespektywę przelania dwóch i pół kwarty elfiej krwi przez wiedźmińską brzytwę. Perspektywę jak najbardziej realną, jeśli wierzyć słabemu światłu, dochodzącemu od strony jadalni.
I żeby to jeszcze było wszystko tego felernego dnia... ale los znowu z niej zakpił. Nie spodziewała się kawalerii. Prosić o drużynę miejskich drabów, sprawdzających dobrostan lokalnego czarodzieja, to prosić o zbyt wiele. Straż nie miała najmniejszego powodu by tu zachodzić, poza tamtym jednym incydentem, gdy dworek — i to co się w nim działo — przeraził pół podgrodzia. Tym samym incydentem, który zwabił tu ją, teraz uwięzioną pod jednym dachem z istnym stworem piekielnym, do zabijania jeno zdatnym.
Z drugiej strony — rabunkowej wizyty lokalnego chłopstwa spodziewała się chyba jeszcze mniej. Kolejny szalony zbieg okoliczności, nakazujący jej zastanawiać się jakim cudem właściwie przeżyła ostatni tydzień, i to bez szczególnych obrażeń na ciele. Bo czy na duchu — tego całkiem pewna już nie była. Szczęściem, Istka należała do tych kobiet, które, o ile nie zawsze może potrafiły okazję stworzyć, to na pewno nie zamierzały zaglądać darowanej szkapie w zęby. Szukający zwady kmiecie, czy parobkowie, byli teraz problemem ich oprawcy, co powinno dać jej jakieś pole manewru. Przynajmniej tak długo, jak nikt nie dowie się, że łazi teraz samopas po tym domku drewnianym z koszmaru.
Pierwotny plan w zasadzie się nie zmienił — dotrzeć do pokoju Austa, opcjonalnie — uwolnić samego interesanta, może odzyskać kuszę, jeśli dalej tam leżała, a potem hajda przez okno, po oczywistym sprawdzeniu czy nie zastanie przy okiennicy potrzasku, czy innego obcinającego palce badziewia. Paranoja wysysała z niej energię, ale była po stokroć lepsza niż okaleczenie na resztę życia i potencjalne pożegnanie się z felczerskim fachem. Zamknęła tedy powoli drzwi za sobą, nieomal wstrzymując oddech przekradła się przez szerokość korytarza i po pobieżnym sprawdzeniu kolejnego przejścia, razem z framugą, spróbowała je otworzyć, by cichaczem wślizgnąć do środka drobną sylwetkę. A gdyby te okazały się zamknięte — zawsze pozostawała sypialnia Asterala, której wejścia ostatnim razem pilnował potykacz. Pozostawałoby wtedy liczyć, że z tym co pilnuje okien, poradziłby sobie ciągle posiadany przez nią sztylet. I że tubylcy nie byli dość bystrzy, by wysłać kogoś na tyły domostwa, by czatował na takich uciekinierów jak ona. Chamy może nie grzeszyły intelektem, ale po ostatniej wojnie pewnikiem nie brakło wśród nich weteranów, którzy byli wystarczająco cwani, by ją przeżyć, a teraz z trudem zdobyte doświadczenie wykorzystywali ochoczo podczas pokoju.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 356
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 14 lis 2023, 19:46

Umarł. Był pewien, że jego serce stanęło na moment. Że spotkał się ze śmiercią na skraju drogi, żeby razem podążyć ku nicości. Że wszystko zatrzymało się. Że przestał istnieć. Ale czy na pewno wszystko się skończyło, jeżeli teraz leżał na kuchennym stole dworku, czując każdy fragment swojego ciała. Cudowny ból. Świadectwo.
Żył. W pierwszym odruchu nie zadał żadnego pytania, aby rozwikłać swoje wątpliwości, łapczywie pijąc leczniczy dekokt. Ziołowy aromat rozlewał mu się w ustach, drażnił spragnione kubki smakowe, łechtał jego podniebienie. Teraz był pewien, że żył. Część naparu ulała mu się kącikiem ust. Zaczął się nią krztusić. Chciał jeszcze, życiodajnego płynu, ale zostało mu odjęte.
Co się przed chwilą wydarzyło? – Zdążył jedynie zapytać, nim ten ruszył na powitanie nieproszonych gości. – Dlaczego mnie nie zabiłeś?
Pozostawiony samotnie w obszernej izbie, mógł spokojnie rozejrzeć się po jej wnętrzu, ocenić swoją sytuację. Najwięcej uwagi jednak poświęcił swojej kondycji. Chciał unieść się na stole, ale zorientował się, że został pozbawiony prawej dłoni. Wspomnienia boleśnie do niego wracały. Nie był otumaniony, nie plątał się już między surrealistycznymi wyobrażeniami, rozsypanymi fragmentami przeszłości i niespełnionymi pragnieniami. Widział świat rzeczywistym. Okrutnie rzeczywistym. Przed oczami zobaczył klingę wiedźmina, która przecina powietrze i pozbawia go kończyny. Musiał myśleć trzeźwo – odsunął od siebie myśl. Starał się wyciszyć i skoncentrować.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 19 lis 2023, 18:01

Wyślizgnęła się na korytarz. Cicha jak upiór i zdeterminowana, żeby wydostać się stąd żywcem, przebyła trzy najdłuższe kroki w swoim życiu. Pokój Austa znajdował się tuż naprzeciwko dawnej kwatery młynarzowej córki.
Pociągnięte drzwi ustąpiły bez oporu ani hałasu, ukazując jej pogrążona w blasku świec sylwetkę adepta klęczącego pośrodku wymalowanego posoką kręgu na środku pokoju. Łowiąc ruch spojrzeniem, momentalnie zerwał się na nogi. Siejąc wkoło krwią, która barwiła mu ręce aż po łokcie obnażone spod podwiniętych rękawów, wskazał na nią dłonią z dziwacznie wygiętymi palcami, otwierając usta do klątwy lub formuły. Orientując się, że to ona, wyraz zaskoczenia na jego twarzy przerodził się w gniew.
Ty cholerna idiotko — wycedził przez zęby, zaciskając zakrwawioną dłoń w kułak. Więzy, którymi krępowała go jeszcze niedawno leżały zwinięte pod ścianą. — Miałaś odwrócić jego uwagę.
Zanim zdążyła mu odpowiedzieć, usłyszeli stłumiony odgłos uderzenia i tłuczonego szkła, który poniósł się po całym dworku. Przeciąg w korytarzu przybrał na sile, wiatr przecisnął się pod drzwiami, kołysząc płomieniami wytyczających krwawy okrąg świec.
Wtedy właśnie rozległ się krzyk. Zwierzęcy i głośniejszy niż szalejąca na zewnątrz wichura.
Czarodziej leżał na stole, gapiąc się na obandażowany kikut ręki. Jego rozbudzony umysł łączył z wolna fakty, odrzucając wszystko to, co było ułudą lub okołośmiertnym majakiem. Trzymał się bólu. Ten był najzupełniej prawdziwy, utrzymując go w rzeczywistości, niby kotwica statek na redzie. Poza skróconą kończyną i rwącym od sztychu udem, czaszkę rozsadzała mu migrena, w kiszkach rżnęła mu kapela, a suchość w ustach ani myślała ustępować po kilku łykach eliksiru. Z powodu wszystkich wymienionych powodów, dyskomfort w postaci zesztywniałych od leżenia na blacie pleców i karku był łatwy do zignorowania. Mógł się poruszać, przewracać z boku na bok, unosić głowę i pełzać. Podniesienie się do siadu w obecnej sytuacji kosztowałoby sporo wysiłku, stanięcie na nogi graniczyło z niemożliwością. Biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno z trudem przychodziło mu oddychanie, progres był wręcz nienaturalny.
Skupił uwagę. Był sam — zorientował się, kiedy nie doczekał odpowiedzi na zadane pytanie i rozejrzał wokoło. Wzrok odzyskał dawną ostrość, ale cienie wieczora utrudniały mu to zadanie, pozwalając rozpoznawać otoczenie jedynie z grubsza, po kształtach. Porzucone krzesło przy stole, skórzana sakwa na podłodze. Tlące się palenisko, na którym rozstawiono naczynia z gotującymi się wywarami. Zawoje czystego płótna podarte na bandaże przewieszone przez sznur, na którym zwykle znajdowały się bukiety ziół i korzenne przyprawy. Nie był skuty ani związany — niedopatrzenie porywacza, choć biorąc pod uwagę aktualne cyrkumstancje, ucieczka z dworku nawet z cudzą pomocą jawiła się karkołomnym niemal wyzwaniem.
Nagle coś zawyło i nie był to wstrząsający okiennicami wiatr na zewnątrz. W tym wyciu były strach i cierpienie. Ból kogoś, kto właśnie stracił kończynę.
Ilość słów: 0

Arbalest
Awatar użytkownika
Posty: 378
Rejestracja: 01 sty 2022, 21:49
Miano: Issaen Hiseerosh, zwana Istką
Zdrowie: Zdrowa; brzemienna; płytkie skaleczenie na szyi; nabity guz na potylicy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Arbalest » 19 lis 2023, 19:45

Mając za sobą najdłużej ciągnące się trzy kroki w całym swym żywocie, wślizgnęła się do austowej izby, natychmiast przymknęła za sobą drzwi, odwróciła się... i zamarła.
Wyraz jej twarzy zdradzał niechybnie, że nie to spodziewała się zobaczyć. Nie swojego kompana i niedawnego kochanka, z łapami ubabranymi w posoce, kreślącego na deskach czarci krąg. Poszlaki świadczące o jego nietypowych zainteresowaniach napotykała już wcześniej — począwszy od zaklęcia, którym potraktował napastującego ją draba podczas nocy przesilenia, po wzmiankę, którą usłyszała od niego w trakcie wspólnej nocy. Ignorowała je. Chciała żyć w swojej bajce, w której Aust był tylko uczniem czarodzieja i jej przyjacielem. Teraz bajka sama z siebie stawała się coraz mroczniejsza. Jakby miała na końcu stracić szczęśliwe zakończenie.
„Magia nie zna nijakich rodzajów. Innych niż te, które narzucają jej ortodoksi. Jest środkiem do celu, a cel uważałem za słuszny”. Wtedy taki był, bo ratował jej życie... ale czy teraz też jest? Czy naprawdę nie ma innych sposobów?
Nawet wycedzony w gniewie szept dotarł do niej jakby z opóźnieniem. Dopiero usłyszany gdzieś na drugim końcu domostwa krzyk zadziałał na nią jak wylane na twarz wiadro wody.
D'yaebl... Kurwa... Mać... — wyszeptała pod nosem. Nie mogła znaleźć lepszych słów, żeby podsumować aktualną sytuację, jako całość. Trzeba było szybciej myśleć, szybciej się ruszać, szybciej mówić. Czas bierzył. Serce goniło jak czystokrwisty redańczyk w pełnym galopie.
— Masz swoją dywersję. Chłopi przyszli okraść dworek. Miałam do nich wyjść swoim oknem i dać się nabić na widły? To był twój plan? Co innego miałam zrobić niż przyjść tu, kurważ mać...? — wycedziła zwrotnie, podchodząc bliżej czarodzieja, starając się przy tym nie wdepnąć w krąg z jego juchy. Mówiła cicho i szybko, byle tylko nikt więcej nie usłyszał. W niej też narastał gniew, ale dopiero wypowiadając słowa pozwoliła odczuć, że przebija się on przez strach i niepewność.
Zaraz potem minęła młodego mężczyznę, kierując się bezszelestnie w kierunku okna — jej drogi ucieczki, jak miała nadzieję. Zanim zabrała się za oględziny i próbę jego otworzenia — nożem bądź paluchami — puściła jeszcze jedno spojrzenie w kierunku wyrysowanego na podłodze malowidła.
— Planowałam iść po twój bibelot. Nie wiem czy dalej planuję. Nie wiem jak to coś ma pomóc Asteralowi, o ile dalej żyje. Gadaj co się stanie, albo robimy to po mojemu i idziemy do murów po straż — ujęła rzecz krótko, doskonale wiedząc, że na spór zwyczajnie nie mają czasu. Mogła być elfką, strażnicy mogli jej nie uwierzyć na słowo, ale lepszego pomysłu zwyczajnie nie miała. Wiedziała tylko, że babranie się w czarnej magii, samemu nie wiedząc o co w tym wszystkim chodzi, takowym nie było.
Ilość słów: 0
Obrazek

Asteral von Carlina
Awatar użytkownika
Posty: 356
Rejestracja: 25 lis 2021, 9:05
Miano: Asteral von Carlina
Zdrowie: Zdrowy
Profil Postaci: Profil Postaci
Karta Postaci: Karta Postaci

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Asteral von Carlina » 23 lis 2023, 12:29

Asteral leżał na drewnianym stole, zakotwiczony w świecie realnym pulsującym bólem, płynącym z różnych zakończeń nerwowych jego ciała. Miał wrażenie, że w jego czerep ktoś rytmicznie łupie obuchem. Jakby wyparte wspomnienia dopominały się o zwrócenie na nich uwagę. Jakby coś głęboko ukryte w nieświadomości, musiało wypłynąć na zewnątrz. Czuł ciepło rozognionych ran, a jednocześnie przechodził go dreszcz. Przez moment chciał stracić przytomność, odpłynąć w świat mar i fantazji, skryć się przed tym bezlitosnym obliczem fizycznego cierpienia.
Syknął, próbując podciągnąć się na niewygodnym „łożu”. Rana kłuta na udzie doskwierała przy każdym ruchu, utrudniając poruszanie się, jakby nie był wystarczająco słaby. Najbardziej jednak odczuwał ból płynący z kikuta, który jeszcze niedawno zakończony był dominującą prawą dłonią – narzędziem niezbędnym do codziennych samoobsługowych czynności, czy sprawnego czarowania. Każdy impuls nerwowy wysyłany do utraconego fragmentu ciała, był jak puste echo, przypominając o jego nabytej ułomności. Ból fantomowy paradoksalnie powodował, że był bardziej obecny niż przez kilka ostatnich godzin, jakby stracony fragment siebie był źródłem nowej świadomości. Jego myśli, wcześniej zamknięte w codziennym harmidrze, teraz stały się bardziej klarowne. Stał się bardziej świadomy każdego oddechu, każdego odcienia doświadczanego bólu, każdej zmiany w swoim otoczeniu. I przebudziła się w nim determinacja, by żyć.
Poczuwszy przeciąg, który wtargnął do jadalni przez sień, wyciągnął zdrową dłoń, aby sięgnąć po odrobinę życiodajnej energii. Magii, którą mógł odnaleźć wszędzie. Magii, której zawdzięczał swoje życie. Ledwie wyczuwalny ruch powietrza, cząstki przemykające między jego palcami, głęboki oddech wnikający do płuc, unosząca się klatka piersiowa. Czerpał ledwie łyk mocy, który nie zaspokoi posuchy w jego trzewiach.
Uniósł się niewiele na zdrowej ręce, aby zmienić pozycję i spróbował sięgnąć po księgę leżącą na stole, którą z uporczywością jeszcze przed chwilą kartkował wiedźmin. Ujrzawszy jej tytuł „Sto i jeden przepisów kuchni domowey a pożywney Siostry Tocji”, miał zamiar zrezygnować, bo cóż takie mógłby tam znaleźć. Zaśmiałby się z samego siebie, gdyby każdy ruch nie kosztowałby go tyle wysiłku. Majaki umierającego czarodzieja.
Ilość słów: 0
Obrazek

Dziki Gon
Awatar użytkownika
Posty: 2456
Rejestracja: 18 mar 2018, 4:22

Re: Dworek Młynarski

Post autor: Dziki Gon » 30 lis 2023, 20:16

To, co ci kazałem — Aust powstał z klęczek. Krew kapała mu z rąk na podłogę ciężkimi kroplami; oczy odbijały blask płonących świec. Odbijała go również trzymana w dłoni klinga sztyletu. Dostrzegła ją dopiero teraz, po zorientowaniu się, że w pokoju nie ma jej samostrzału. — Odejdź od okna.
Straż? — prychnął zirytowany. — To jest twój…
Wrzask przerwał jego wypowiedź. Młodzieniec odwrócił się w kierunku drzwi, rytualne ostrze wysunęło mu się z palców, wpadając w środek narysowanego okręgu. Panując nad drżeniem dłoni, stanął na skraju okręgu. Wyprostowany, w lekkim rozkroku, uniósł skrwawione ręce ku powale. Jego twarz była wyrazem czystego skupienia.
Nesrador naervain, d'hothmael ceth. D'vorrath sepul'dhir, g'elrialathen. — Usta ewokującego poruszały się, ale wypowiadane gardłowym głosem słowa zdawały dobiegać się spod podłogi nagle wibrującej jej pod stopami. Powracały, zwielokrotnione szmerem w otaczających ich ścianach. — Taul! Serugeath! Eryon! Aberaasas! Przybądź! Wiążę cię poprzez Sfery i Czas! Przybądź i poddaj się mej woli!
Ognie świec wydłużyły się gwałtownie, po czym powoli, na przekór wszelkim prawom materii, niby wzlatujące świetliki, zaczęły odrywać się ku powale. Ogniste cętki zaczęły pokrywać sufit, rozlewając się w ognistą plamę, która stopniowo przybierała zarys owalnego portalu.
Dym z wypalonych świec skręcał się w powietrzu cudacznymi spiralami, układając w kształty przywodzące na myśl alfabet szaleńca. Sterylna cisza wypełniła pomieszczenie. Nie słyszeli wiatru za oknem ani krzyków mordowanych intruzów, wykańczanych metodycznie i bez litości przez zamaskowanego zabójcę otumanionego toksycznymi dekoktami. W chwili, kiedy ognisty portal przestał się powiększać, wąski sztych zabójcy gładko przeszedł przez ucho i mózg łkającego nad strzępem ręki wieśniaka, który zwalił się na trawę bezwładnym ścierwem.
Obydwoje stali w pokoju, niezdolni oderwać wzroku od gorejącego blaskiem owalu. Krew okręgu rozjarzyła się również, a plama światła na suficie poczęła nabierać kształtów i konturów.
I odpowiedziała spojrzeniem.
Coś spoglądało na nich z drugiej strony. Coś z grubsza humanoidalnego, ale żaden ze znanych elfce humanoidów nie miał tak długich rąk. Ani tak wielkich oczu jarzących się karminową poświatą. Przerażający smród uderzył ich w twarze i nozdrza ciepłym podmuchem, jak zaduch otwartego po latach grobu.
Aust powoli uniósł dłoń, ale słowa zgasły mu w gardle zduszonym rzężeniem. Stał nieruchomo, zdolny jedynie trząść się jak w febrze i wypuszczać z ust krwawe bańki pękające mu na wargach.




Moc podziałała jak narkotyk. Zatętniła w końcach palców, zamrowiła w ramieniu, w obydwu ramionach, uderzając do głowy jak młode wino wypite po długim poście. Mimo osłabienia lub tylko dzięki niemu przerwał czerpanie w ostatniej chwili, zanim aura wypełniła go do reszty. Poczuł się tak, jak gdyby ktoś chciał przelać mu morze w gardło.
Dworek tętnił energią. Czarną, gęstą, pomrukującą jak uśpiony lew. Jej obecność jeżyła mu włosy na karku i drażniła błędnik, momentalnie wyrywając z otumanienia. Ból zadanych mu ranach zapromieniował ze zdwojoną siłą, lecz ucichł równie szybko, stłumiony adrenaliną.
Z zaskoczeniem zorientował się, że siedzi. Nie pamiętał jak ani kiedy udało mu się podnieść. Księga sama przesunęła się po stole w kierunku jego wyciągniętych palców. Bezwiednie oddał Moc, prawie nie odczuwając jej ubytku. Wytarta skórzana okładka uniosła się; niespodziewany i nienaturalny przeciąg od strony korytarza poruszył stronami, które z szelestem przewróciły się po sobie. Galeria czarcich grawiur, czarnomagicznych znaków i schematów pentakli przemknęła mu przed oczami, zatrzymując się na karcie, na której klęcząca postać wznosiła ręce ku lewitującej abominacji — amalgamacie wijących się ciał i wrzeszczących w szaleństwie twarzy.
Czarna, pajęcza czcionka pokrywająca stronę zamajaczyła mu w oczach niby wijące się glisty. W głowie eksplodował mu niespodziewany chóralny bełkot niezrozumiałych myśli.
Coś nadchodziło. Coś, przy czym burza, upiory i nasłany zabójca na zlecenie stawały się problemami mniejszej wagi.
Ilość słów: 0

Odpowiedz
meble kuchenne na wymiar cennik warszawa kraków wrocław