
Bank Gibellinich prowadzony jest w podwójnej i dwupiętrowej zabytkowej kamienicy stojącej tuż na skraju zachodniego bazaru, mieszczącej w sobie również mieszkania doglądających interesu właścicieli. Wszechobecna czerwień dywanów oraz draperii, pachnące nowością rzeźbione meble w połączeniu z ciemnymi obiciami i bibelotami nadają wystrojowi charakter raczej mroczny i nuworyski niż zamierzony elegancki. Rozmowy o większych pieniądzach oraz pożyczkach, załatwia się tutaj tworząc dobry grunt o interesy, to jest podczas uprzejmej i niezobowiązującej rozmowy, często połączonej z degustacją trunków. Sprawy pilne załatwiane są od ręki, za mniej wystawnymi biurkami zaraz przy wejściu. Rodzina Gibellinich oprócz rachmistrzów oraz finansistów zatrudnia też pracowników, zwykle w czarnych skórach i pod bronią, przechadzających się tu gwoli podbudowania komfortu klientów w kwestii bezpieczeństwa ich oszczędności. Ta młoda skądinąd (jak na krasnoludzki bank) instytucja zawdzięcza swoje wpływy nie tylko rasowej solidarności u początków swego istnienia, ale kontrolowaniu większości transakcji na Bazarze Zachodnim, także przy pomocy kreatywnych metod alternatywnej przedsiębiorczości: wymuszeniach, podpaleniach i zabójstwach. Nikt jednak nie ośmiela się zarzucać tego wprost Gibellnim, obecnie poważanym przedsiębiorcom, słynącym z przeprowadzania skutecznych egzekucji długów, a podobno też dłużników.
Założycielem interesu jest stary Yazon Gibbelini, który według miejskiej legendy zbudował go od zera, przybywszy do Novigradu mając w posiadaniu tylko jedną koronę, którą trzyma na pamiątkę aż do dzisiaj. Obecnie odchodzi w cień, rozsądnie dysponując wypracowanym przez lata zyskiem oraz sposobiąc do przejęcia majątku swojego syna — jedynaka Aarona, ponoć niezwykle wdanego w ojca, choć nawet w połowie tak biegłego w finansach.